środa, 1 lipca 2015

Jedenaście.




-Wstawaj śpiochu!-usłyszałam głos Roberta. Jęknęłam cicho i przewróciłam się na drugi bok, naciągając kołdrę na głowę.
-O nie. Tak się bawić nie będziemy. Już.-powiedział twardo i jednym ruchem ściągnął ze mnie kołdrę
-Pogrzało cię! A gdybym tak nie miała na sobie piżamy?!
-To byłoby wesoło. A teraz wyłaź z tego łóżka, bo za pół godziny wychodzimy na trening. No już, już!
-Rooobeeert…
-Mam zadzwonić po Marco i Mario?
-Okej! Już wstaje i się ubieram.
-To już mam na ciebie dobry sposób. Możemy wyjść trochę później, i tak zdążymy.
-Jasne.-wstałam z łóżka i poszłam do szafy wybrać sobie rzeczy na dzisiaj. 

Wybór padł na krótkie, jeansowe spodenki, białą, zwiewną bluzkę na ramiączkach z granatowym motywem. Do tego szary sweter, mimo, że już jest lato, to poranki naprawdę bywają dość chłodne. Uznałam, że mam jeszcze dość czasu, by wziąć szybki prysznic. Tak też zrobiłam. Potem z perfekcją zrobiłam czarne kreski na powiece, pomalowałam rzęsy, przeczesałam włosy i związałam je w koczka. Torebka, okulary przeciwsłoneczne, baleriny i jestem gotowa. Zbiegłam szybko na dół. Robert już na mnie czekał.

-Za pięć minut wychodzimy.-oznajmił przeglądając coś w swoim telefonie
-Okej. Zrobię sobie kanapkę.
-Nie zdążysz zjeść.
-Wezmę ze sobą!-odpowiedziałam wbiegając do kuchni i wyciągnęłam kilka składników. Przypomniało mi się jeszcze o pizzy dla Kloppa. Wzięłam przygotowany kawałek i włożyłam go na najwyższą temperaturę do piekarnika, żeby była szybciej gotowa. Spakowałam do torebki moje bułki, a pizzę dla trenera pszczółek, kiedy już była gotowa włożyłam do specjalnego pojemnika, który niby miał otrzymywać ciepło.

-No w końcu.-przewrócił oczami Robert, kiedy wsiadłam do samochodu
-Robert, co się stało?
-Co? Nic. Co się miało stać?
-No właśnie ja się pytam. Inaczej się dziś zachowujesz.-powiedziałam patrząc na niego, a on dodał więcej gazu.
-Ty to jesteś jednak dobrą psycholog, rozgryziesz każdego.
-Nie, ja tylko cię znam, i wiem, jak normalnie się zachowujesz, a jak coś nie gra. To powiesz mi co się stało?
-Pokłóciłem się z Anią.
-Jak to? Kiedy?
-Wczoraj, przed tym naszym spotkaniem, a potem wieczorem, jak wróciła od ciebie.
-Przecież było wszystko okej…
-Przykrywka. Ania też miała z nami jechać na ten wyjazd, ale jej trener zadzwonił, że ma jechać na trening, bo jakiś durny laluś akurat przyjechał, a ma z nim trenować w tym roku w parze i nici z naszego wyjazdu, bo jedzie do Szwajcarii.
-Wiesz co, wydaje mi się, że to, że z nami nie jedzie na ten wyjazd nie jest problemem.
-Tak?
-Yhym. Problem ma dwie nogi, jest mężczyzną, przystojnym, trenującym karate.
-Ehhh… Może i tak…
-Jeny, Robert! Przecież ty nie masz nawet o co być zazdrosny! Ania jest w tobie zakochana jak nigdy! Ty nawet tego nie widzisz. Każda osoba trzecia, która was widzi zauważa jak wy się na siebie patrzycie. To co was łączy to coś niesamowitego. Nawet ja, która o miłości damsko-męskiej zna się jak… no po prostu w ogóle się nie zna, to to widzę, to coś…
-Ja też to widzę.-wyszczerzył się do mnie i poruszał brwiami.
-No to miło. Mówiłam o osobach trzecich, ale skoro…
-Ale ja jestem osobą trzecią i to widzę.-wszedł mi w zdanie.
-Ja mówię o tobie i Ani…
-Co jest między Wami?-zapytał. Oczywiście domyślałam się o co mu chodzi.
-Gruba ściana.



/Marco/

Obudziłem się jakoś pół godziny temu. Myślałem cały czas o wczorajszym dniu. Byłem na siebie zły. Cholernie zły. Nie chcę już do tego wracać. Po rozstaniu z Caro najpierw nie mogłem się otrząsnąć. Potem ze skrajności w skrajność. Przez jakiś czas chodziłem do klubów wyrywać panienki na jedną noc… Na szczęście mam to już za sobą, dzięki Mario. Kiedy zrozumiałem, że tak nie można, poczułem się perfidnie. Doszło do mnie-jak tak mogłem robić… Postanowiłem dać sobie spokój z kobietami. Nie zniósł bym, że mógłbym znowu kogoś skrzywdzić przez moją lekkomyślność… Aż pojawiła się Ona. Pocałowałem ją… A wczoraj się dowiedziałem, że to był jej pierwszy raz… Nawet bym nie przypuszczał. To było coś niesamowitego, ale to nie powinno mieć miejsca. Każda sobie wyobraża swój pierwszy pocałunek z miłości, z księciem z bajki, w wymarzonej scenerii… Ona. Taka krucha, bezbronna, delikatna, a jednak taka silna. Miałem wyrzuty sumienia. Chciałem ją przeprosić, ale…stchórzyłem. Znowu. Inga chyba też to puściła w niepamięć. Żyła jakby się nic nie stało, choć nie jestem do końca pewien. 
Wczoraj, kiedy ten debil, Mario poruszył dla niej niewygodny temat przytuliła się do mnie mocno. Na początku mnie to zaskoczyło, zupełnie się nie spodziewałem. Po chwili położyłem ręce na jej plecach i talii i mocno do siebie przyciągnąłem, jakby była nierzeczywista, jakby się miała rozpłynąć w powietrzu niczym kamfora. Położyłem głowę na jej i napawałem się jej zapachem. Czułem jej dudniące bicie serca. O moim można było powiedzieć zupełnie to samo. Wyrywało się, jakby chciało się wydostać z ciała. Oczywiście chwilę musiał przerwać Mario. Pogratulować wyczucia czasu, pogratulować… Mam nadzieję, że wreszcie będzie między nami ok. Chciałbym mieć taką…przyjaciółkę. Czemu ja sam siebie oszukuję?

Spojrzałem na telefon. Za dziesięć minut zaczyna się trening. Znowu spóźniony. Założyłem w pośpiechu spodnie jeansowe do kolan, t-shirt i moje buty nike’a. Umyłem szybko zęby i ułożyłem fryzurę. No, w miarę dobrze. Wybiegłem z mieszkania i ruszyłem do samochodu. Akurat zaczyna się trening. Witajcie dodatkowe kółeczka…



/Inga/

Dziesięć minut później byliśmy pod Iduną.
-Zamknij samochód i pójdź na trybuny. Ja lecę, jestem trochę spóźniony.-rzucił Robert i wybiegł z samochodu wrzucając mi…albo we mnie kluczykami.
-Ale… No trudno.-powiedziałam sama do siebie. Wyszłam z samochodu, wzięłam pudełko z pizzą, zamknęłam drzwi i zablokowałam samochód. Sukces. Powolnym krokiem zmierzałam do drzwi Iduny i rozglądałam się po okolicy. Jakiś czarny, sportowy i z pewnością kosmicznie drogi samochód akurat parkował na tym samym parkingu. Już miałam chwytać za klamkę drzwi, ale drogę zablokował mi wysoki, napakowany ochroniarz. Z urody typowy Niemiec.

-Przykro mi, ale nie może pani tutaj wejść. Aktualnie odbywa się trening. Godziny zwiedzania tylko w weekendy. Spis meczy na stronie Borussii.
-Proszę pana. Ja jestem przyjaciółką Roberta Lewandowskiego, który kilka minut temu tędy wszedł. Byłam już tutaj na treningu przedwczoraj i jeżeli pan nie wierzy, sam Jurgen Klopp może to potwierdzić.-powiedziałam dość spokojnie, na ile tylko mogłam. No zabiję Roberta
-Wie pani, proszę pani, ile osób wciska mi tu takie bajeczki?-zapytał kpiąco ochroniarz
-Proszę iść na boisko i poinformować kogokolwiek, czy graczy, czy trenera, że tu czekam.
-I mam zostawić tu panią, żeby pani weszła? Nie jestem taki głupi. Długo już pracuję w ochronie, nie nabieram się na takie sztuczki.
-Do cholery jasnej! Mam panu pokazać moje zdjęcia z Robertem? Przyjechałam z nim kilka minut temu tamtym srebrnym samochodem! Mieszkam razem z nim i jego żoną przez całe wakacje, znamy się ponad rok!-zaczęłam krzyczeć. No co za pasożyt jeden!
-Proszę na mnie nie krzyczeć, bo zaraz wezwę policję. Wie pani ile fanek ma zdjęcie z Lewandowskim? Może co, jeszcze pani powie, że się pani całowała z Marco Reusem?-zapytał z drwiącym śmiechem
-A i owszem, ale wydaje mi się, że to nie pańska sprawa. Ta pani, może wchodzić kiedy tylko będzie chciała na Idunę. Niezależnie od pory dnia i nocy. I proszę przekazać to pana współpracownikom. Jeśli jeszcze raz zdarzy się taki incydent ta pani powiadomi pańskiego przełożonego, o ile zaraz tego nie zrobię.-nie wiadomo skąd za moimi plecami wyrósł Marco. „A i owszem, ale wydaje mi się, że to nie pańska sprawa”?! O ludzie. Czuję, że moje policzki przybierają kolor purpury…
-Yyy, tak, oczywiście. Przepraszam panią. Panie Reus, dopilnuję, żeby tak było. Jeszcze raz najmocniej panią przepraszam.-plątał się ochroniarz.
-Do widzenia.-odparowałam i przemknęłam przez próg przytrzymywanych dla mnie przez Marco drzwi.

-Dzięki.-powiedziałam nie spoglądając na niego odwracając twarz, żeby nie było widać rumieńców.
-Nie ma za co. Ja muszę iść do szatni. Wiesz jak trafić, czy ci pokazać?-zapytał. Wyczuwałam, że się uśmiechał
-Nie rób sobie kłopotu, trafię.-odpowiedziałam obojętnie. Marco wyprzedził mnie i skręcił w lewe drzwi do szatni przez co musiałam się zatrzymać, żeby na niego znowu nie wpaść. Ten również się zatrzymał i zakładając niesforny kosmyk moich kręconych włosów szepnął mi do ucha
-Ślicznie ci z rumieńcami.-o ludzie… Ten jego głos… Nie dość, że się rumienię, to jeszcze mam ciary na ciele. Argh… Zaśmiał się pod nosem i wszedł do szatni. Chrząknęłam doprowadzając się do rezonu i ruszyłam pewnym krokiem przed siebie.

-Na początek sześć kółeczek, potem ćwiczenia rozciągające i krótka rozgrywka. Jeszcze dwa treningi i wakacje. Moją mowę „dbać o formę i nie obżerać się” wygłaszam na ostatnim treningu z nadzieją, że coś wam w tych głowinach zostanie.-śmiał się Klopp. –O! Inga! Miło cię widzieć!-powiedział spoglądając w moją stronę
-Dzień dobry.-powiedziałam i skierowałam się na ławkę rezerwowych. Chwilę później dosiadł się do mnie i sam trener.
-Reus coś się znowu spóźnia…-mruknął spoglądając na zegarek
-Jest w szatni. To ja go w pewnym sensie zatrzymałam, bo ochroniarz nie chciał mnie wpuścić i mi pomógł.-wyjaśniłam. Nie chciałam, żeby miał przeze mnie kłopoty. W sumie gdyby nie ja pewnie też by się spóźnił. Ale może trochę mniej? W tym momencie na boisko wbiegł blondyn z numerem 11 na koszulce.
-Dzień dobry, przepra…
-Dobry, dobry. Dołącz do chłopaków.-przerwał mu trener
-Ale żadnych karnych…
-Idź zanim się rozmyślę. Jeszcze niektórzy ludzie są na tyle wielkoduszni by ratować twój tyłek.-powiedział ponownie przerywając z uśmiechem grożąc mu palcem.
-Dziękuję.-rzucił i podbiegł do Mario, Lewego, Piszczka i Kuby, którzy akurat razem biegli.
-A! Mam coś dla pana!-powiedziałam podając mu pudełko z kawałkiem pizzy.
-A, faktycznie! Dziękuję. Zjem sobie teraz, nie jadłem jeszcze śniadania. O! Ciepła.-powiedział z uśmiechem
-Przed wyjściem włożyłam do piekarnika, żeby była chrupiąca. Po mikrofali byłaby sflaczała. Też zjem, nie zdążyłam zjeść w domu.-powiedziałam wyciągając przygotowaną bułkę
-Dziękuję jeszcze raz. To smacznego!
-Smacznego.-odpowiedziałam z uśmiechem.

-Kurczę, pyszna była.-oznajmił trener strzepując małe okruszki ze spodni.
-Bardzo się cieszę.
-Masz talent.
-Babcia miała małą restaurację i już od dziecka przychodziłam do niej i jej pomagałam w kuchni. Zapamiętałam sporo przepisów.
-Też się kiedyś chciałem nauczyć gotować…
-I?
-I stwierdziłem, że skoro moja żona jakoś sobie w tej kuchni radzi, to nie będę jej przeszkadzał.
-Haha. No tak. Albo by w kompleksy wpadła, jakby się okazało, że gotuje pan od niej lepiej.
-O! O właśnie!-śmiał się Klopp –A jak tam twoja forma?
-Moja?
-No tak, podobno lubisz biegać po ogrodzie.
-Aaaa!-śmiałam się- Jakoś dałam radę.
-Yhym… Widziałem zdjęcie twoje i przemoczonych Marco i Mario.
-Aha.. Hahaha… Zepchnęłam ich do basenu, a Marco złapał się mnie i pociągnął za sobą.
-Chyba się z nimi nieźle dogadujesz, prawda?
-Tak. Śmieję się sama z siebie, bo to pierwsi chłopacy, pomijając Roberta, z którymi rozmawiam dłużej niż pięć minut.
-Serio?
-Yhym… Nigdy nie zadawałam się z chłopakami, bo myślałam, że wszyscy są tacy sami jak…on. Bałam się. Czytałam podręczniki z psychologii, nie bo to mnie interesowało, tylko chciałam pomóc sobie. Potem innym. Miałam na szczęście jeszcze babcię, w której mam ogromne wsparcie. Ja…Nie kochałam nikogo poza nią…-westchnęłam, a Klopp objął mnie troskliwie ramieniem i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
-A teraz kogoś kochasz jeszcze poza nią?-zapytał podejrzliwie
-Tak. Pokochałam tych głupków, w żółto-czarnych strojach ganiających za piłką. Są dla mnie takimi trochę starszymi braćmi i wspaniałymi przyjaciółmi. Kiedyś nie pomyślałabym sobie nawet, że ich wszystkich spotkam i tak bardzo polubię.
-To dobrzy chłopacy. Czasami trochę zwariowani, lekkomyślni, ale cieszę się, że z nimi pracuję. Dla mnie są jak synowie. Wszyscy równo… No wiesz, mówiąc, że bracia, bym trochę przesadził.-zaśmiał się. –Nie myślałaś, żeby się tutaj przeprowadzić?
-Myślałam…ale nie chcę rozstawać się z babcią. Ona kocha swój dom. Ja z resztą też. Nie wyobrażałabym sobie, żebym mogła żyć tyle kilometrów od niej. Kocham ją najbardziej na świecie. Zawdzięczam jej życie. Gdyby nie ona, nie było mnie tu. Jej zawdzięczam to, kim jestem. Wyjechałam na dwa długie miesiące i wiem, że będę tęsknić. Już tęsknię. Jestem na siebie zła, bo nie mam nawet czasu, by do niej zadzwonić. Ona nie ma nikogo. Rodziny, męża, dzieci… Ma tylko mnie. A ja ją. Mimo, że uwielbiam Dortmund, chłopaków…-spojrzałam na Kloppa uważnie słuchającego-..pana..-dodałam, na co oboje się zaśmialiśmy. –to moje miejsce jest w Polsce…
-Rozumiem. Jesteś niesamowita. Zawsze będę ci to mówił, bo jestem pod wielkim wrażeniem. Jesteś bardzo młoda, nie wiem ile masz lat, kobiet o wiek się nie pyta…
-Dwadzieścia jeden.-powiedziałam uśmiechając się.
-To na ten dwudziesto-jedno letni wiek, jesteś bardzo mądra i dojrzała. Mam syna o dwa lata młodszego od Ciebie. Grał w młodzieżowej lidze Borussii, ale złapał kontuzję kolana, musiał pauzować przez pół roku…przez te pół roku dostał się na prawo i teraz studiuje.-powiedział z dumą
-To dobrze, że znalazł swoją drogę. Musi być pan naprawdę dumny… Ja się coraz bardziej waham co do studiów…
-Czemu? Przecież mówiłaś, że dobrze sobie radzisz.
-Tak, to prawda…Praca magisterska już kilka lat leży w szafie zżerana przez mole, ale nie wiem, czy uda mi się bezproblemowo przejść następny rok. Wie pan, niby mam wszystko przerobione, z praktyk celujący, ale się ostatnio coś naraziłam…
-Ooo, no proszę. Aniołek z różkami.-śmiał się Klopp –Czym się naraziłaś?
-Wyjazdem do Dortmundu.-powiedziałam, na co trener zrobił trochę zdezorientowaną minę. –Nagrodą na najlepsze wyniki w nauce miał być wyjazd do Dortmundu i przeprowadzenia wywiadu z piłkarzami Borussii. Dla mnie spełnienie marzeń. Robiłam wszystko, by się udało… no i się udało…prawie. Tydzień przed wyjazdem pojechałam do Warszawy na uczelnię, bo tam właśnie organizowano cały wyjazd, ale kiedy weszłam do dyrektora to oznajmił mi, że „Piotr osobiście pojedzie przeprowadzić wywiad z piłkarzami” i „Czy pani próbuje podważyć kompetencję pana Chojnackiego?” i tyle w temacie.
-Czekaj, czekaj… Trzeba będzie sprawdzić terminarz kiedy ma przyjechać. Trzeba będzie coś wykombinować!-powiedział zacierając ręce. –Chłopaki, przerwa! –krzyknął na całe boisko, a zawodnicy przestali się rozciągać i część zaczęła się kierować w naszą stronę, inni padli wymęczeni na murawę.

-Ma ktoś jakąś kanapkę? Nie zdążyłem zjeść śniadania w domu…-zapytał Marco. Otworzyłam torebkę i wyjęłam drugą bułkę, którą rano zrobiłam.
-Łap!-podrzuciłam do niego. Złapał jedną ręką. Wow, ten to ma cela.
-Dzięki. Ty nie będziesz jeść?
-Już jedną zjadłam, a drugiej nie wcisnę. Smacznego.
-Dzięki.-posłał w moją stronę ten piękny uśmiech.
-Inga, ja zadzwonię do Emily, naszej rzeczniczki prasowej, żeby zobaczyć, kiedy przyjedzie ten twój profesorek.
-Okej.-uśmiechnęłam się
-Cześć śliczna, co tam kombinujecie?-dołączył do nas mój ulubiony grubasek i przytulił mnie po przyjacielsku.
-Spisek przeciwko mojemu profesorowi z uczelni.
-Ooo, a czymże się on wielkiej Indze naraził?-zapytał Mo.
I tak im opowiedziałam całą historię.
-Potem pewien dekiel na mnie wpadł i wylał na moją bluzkę, moją kawę.-kontynuowałam patrząc odważnie w oczy blondyna. Większość nie wiedziała, że „deklem” w rezultacie okazał się Marco.
-Przystojny chociaż był?-zapytał z przekąsem Reus ciągnąc grę.
-Przeciętniak. Zupełnie nie w moim typie. Do tego dupek jak ich wiele.-odpowiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Kurde, w co on gra?! Mario z Lewym zerkając na nas powstrzymywali śmiech jak mogli.
-Dupek?
-Zdecydowanie.
-Zero zalet?
-Zero. Same wady. Na palcach jednej ręki nie da się ich zliczyć.
-A kiedy płakałaś nie chciał ci pomóc?- kurde! Przesadzasz gościu. Ja nic o płakaniu nie mówiłam. Zaraz się pewnie wszystkiego domyślą i szlag mnie trafi.
-Nie wiem. Próbował coś memłać, ale się wysłowić nie umiał. Jakiś taki wiesz, ciotowaty.
-Maminsynek?
-Cholera go wie. Nie znam go, nic o nim nie wiem, więc ciotowaty wystarczy.
-A gdyby chciał cię poznać?
-To bym go w jego pusty łeb walnęła.- No odpuść wreszcie człowieku. Mam już tego dość! Pomocy!
-Inga, rozmawiałem z Emily.-podszedł mój ratunek, Jurgen Klopp. Dzięki ci Panie!
-Tak? I co? Wiadomo kiedy przyjeżdża?
-Jutro.





CDN...


***

14komentarzy pod ostatnim rozdziałem...Brak mi słów...Jesteście niesamowite! <3 (oby tak dalej!:D ) W sobotę kolejna! A z tą "nowiną" pod poprzednią częścią to się trochę pospieszyłam, bo to dopiero w 16-tce(już nie mogę się doczekać, kiedy ją wstawię!;)) )...ale wcześniej też się będzie działo!
Ale mamy piękną pogodę za oknem! <3 Właśnie wstawiam i lecę na rower! :D
Buziaki!:**

13 komentarzy:

  1. I znowu dialogi!!! <3 Świe-tny roz-dział!!! Mam nadzieję, że jak przyjedzie ten profesorek to tak mu dowalą, że mu w pięty pójdzie! No to co? Do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cud miód malina Hehehee Dialog między Marco a Inga bardzo mi się podobał zresztą tak zawsze :*
    PS. Zapraszam do siebie

    http://droga-do-milowci.blogspot.com/2015/07/rozdzia-52.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana czekam na next prosze wstaw szybciej..... :D
    Rozdział bomba :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie mogę <3 hahaha :D kochana piszesz cudowanie ! A ta rozmowa Ingi z Marco na koniec ... płakałam ze śmiechu <3 Już się nie mogę doczekać soboty, mam nadzieje, że szybko zleci. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny! Normalnie jestem pod wrażeniem! I ta "rozmowa" z Reusem :** Boski 😁

    OdpowiedzUsuń
  6. Cuuuuudoooowneeeee <3 mogę czytać bez przerwy! rewelacja! :D
    pozdrawiam, Julaa

    OdpowiedzUsuń
  7. rozmowa Marco i Ingi na koniec przebiła wszystko :D hahahahaha chciałabym czytać już następny :p dużo weny życzę i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta rozmowa Ingi i Marco na końcu była świetna! I ciekawe co wymyślą gdy przyjedzie ten profesorek z Polski.
    Świetnie, że napisałaś perspektywę Marco. Tak jak ktoś napisał pod poprzednim rozdziałem powinien raczej się cieszyć, że był tym pierwszym. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie wyznają sobie swoje uczucia, bo ewidentnie są w sobie zakochani i pasują do siebie.
    I czy wydarzy się coś na obozie?
    Życzę dużo weny,
    Mańka :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział Cud Miód i Malinka ! :D
    Sprzeczka na końcu wspaniała po prostu. hahaha ale się uśmiałam jak zwykle zresztą. Pani Reus ! O cholera. Ich tak ciągnie, że długo nie wytrzymają i będą ze sobą jak nic ! Nie mogę się już doczekać tego momentu.
    Czekam na kolejny. Buziaki ! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Uhhh genialny <3
    Normalnie dialogi *.* Takie ... No świetne!
    Dużo weny ;)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny <3
    Buziaki i do następnego :***

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialny!!
    Rozmowa Ingi i Jurgena bardzo mi się spodobało. Tak jakby rozmawiała córka z ojcem, a dziewczynie taka rozmowa na pewno byłaby pomocna :)
    No i oczywiście dialog Marco i naszej głównej bohaterki wygrywa ♥
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem! ^^ /
    Och te puzzelki moje kochane... ♥
    No na koniec to Inga dowaliła do pieca, nie ma co! ;p
    Strasznie śmiać mi się chciało, gdy ten ochroniarz nie chciał jej wpuścić. A to wcięcie się Reusa do rozmowy... Śmiałam się do ekranu laptopa jak głupia. ;p
    Ciekawe co też Klopp wymyśli.. ;)
    Pogoni pana profesorka? ^^
    Lecę na klejny!
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń