niedziela, 31 maja 2015

Pięć.

Wstałam wczesnym rankiem. Młode promienie słoneczne wlatywały do mojego pokoju przez duże okno. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku i z energią podniosłam się z niego. Przy drzwiach stała jeszcze druga nierozpakowana walizka. Trzeba będzie się tym dzisiaj zająć. Wbrew pozorom nie miałam dużo rzeczy... Dwie walizki w miarę fajnych ciuchów i kilka par butów. W gruncie rzeczy przydałby się mi mały shopping. W końcu skończyłam drugi rok studiów jako najlepsza studentka z wyróżnieniami i dyplomami. Czyli kolejny punkt do mojej listy "To do" A trzecim będzie... śniadanie. A skoro ostatni będą pierwszymi to biegam do kuchni.-pomyślałam i jak postanowiłam, tak zrobiłam. Co by tu zrobić...dylemat życia. Po chwili namysłu postanowiłam zrobić omlety z warzywami. Pewnie Robert się załamie...Biedny, cały czas na "zielonej kuchni" Ani, a kiedy przyleciałam ja, jego ostatnia deska ratunku, na śniadanie omlety warzywne. Ale za to na deser... O! I to jest pomysł. Zabrałam się najpierw za robienie omletów. Wyszło mi ilościowo jak dla wojska. Dużo. Dużo za dużo. No trudno. Teraz babeczki! Z konfiturą malinową! Pycha. Po niecałej półgodzinie pysznie zapowiadające się muffiny trafiły do piekarnika. Usłyszałam z góry rozmowy. Obudzili się. Wstawiam wodę na herbatkę, a omlety trochę podgrzałam.

-Ooo,Inga, nie śpisz już?
-Nie! Przygotowałam wam śniadanko! Możecie już siadać do stołu.-oznajmiłam dumnie.
-Śniadanie?-zapytał przebrany już w dres Robert schodząc ze schodów.
-Jeny! Ileż ty tego narobiła! Przecież tego nawet całe wojsko nie zje!-usłyszałam głos Ani dobiegający z jadalni.
-Ja na pewno zjem!-powiedział pewny siebie Robert dołączając do żony...
-Ożesz ty... ta wieża Eiffla na talerzu? Ja mam to zjeść?
-Przecież przed chwilą mówiłeś, że wszystko zjesz!-zaśmiałam się widząc wielkie oczy Lewandowskiego.
-Mmm,pycha, ale wiesz co? Chyba zadzwonię po pomoc.-powiedział odrywając i degustując kawałek omleta. Chwilę później skierował się do salonu po telefon i napisał:

"Śniadanie u mnie!"

I wysłał do jakiejś osoby. Przynajmniej tak mi się wydawało. Poszłam szybko ogarnąć włosy. Związałam je w wysokiego kucyka i założyłam szlafrok, bo nie miałam głowy w co się ubrać, zwłaszcza, że usłyszałam czyjeś rozmowy na dole. Zeszłam szybko po schodach.
W drzwiach właśnie stali Łukasz i Kuba.

-Siema chłopaki!-przywitałam się z każdym przyjacielskim uściskiem. Chwilę później znaleźliśmy się w dużej jadalni, a tam...
Prawie cała drużyna Borussii.

-To są jakieś jaja?-szepnęłam do Roberta, kiedy wszystkich spojrzenia zwróciły się na mnie.
-Mówiłem, że pomoc wezwę.
-Ale przecież wybierałeś jeden kontakt!
-No tak, ale to była cała grupa.
-Lewandowski, co ja się z tobą mam...
-A ja? Budzi się człowiek, przychodzi do kuchni, a tam omletowy potwór! Zawał na miejscu!-powiedział ze śmiechem, na co ja tylko bezsilnie pokręciłam głową.

-Tak w ogóle to cześć wam wszystkim!-machnęłam z lekkim załamaniem
-Hej!-odpowiedzieli z uśmiechem
-To gdzie to śniadanko?-zapytał wchodzący do pomieszczenia Götze.
-Cześć Mario... Robert, trzeba było powiedzieć, że Mario przyjdzie, to bym zrobiła dwa razy więcej!-powiedziałam poważnie, co wywołało wielkie uśmiechy na twarzach piłkarzy.
-Hoho, humorek dzisiaj widzę wszystkim od rana dopisuje.-powiedział równie uśmiechnięty Mario.
-Cześć chłopaki!-przywitała się Ania, niosąca na tacy parującą "wieżę" omletów.
-Jezu! Jak ty to zrobiłaś?-zapytał Nuri, któremu o mało co oczy z orbit nie wyleciały.
-Trochę mi się proporcje walnęły...
-Trochę, czyli..?
-Dwie torebki mąki?-zapytałam bardziej niż stwierdziłam, co wywołało salwę śmiechu wśród piłkarzy. Nie ma bladego pojęcia jak to się stało. Może z przyzwyczajenia, kiedy robiłyśmy z babcią w jej małej restauracyjce furę omletów na śniadanie, bo najlepiej się sprzedawały.
-Dziewczyno, o czym ty myślałaś?
-O mnie!-powiedział wkraczając dumnie do kuchni, wyszczerzony od ucha do ucha, spóźniony,  irytujący blondyn... no niech mu już ten blondyn będzie i niech zna moją dobroć.
-No boki zrywać...-burknęłam posyłając mu mordercze spojrzenie, przez co jego uśmiech stał się tak szeroki, jak tego kota z "Alicji w Krainie Czarów".


W końcu wszyscy usiedliśmy. Jak się pomieściliśmy? Część siedziała na kanapie, dwie osoby przy blatach na wysokich krzesłach, a reszta przy stole. Cały czas czułam na sobie spojrzenie Marco ,który na moje wielkie nieszczęście, siedział koło mnie.
-Jeny! Jakie to pyszne! Musisz dać koniecznie na to przepis mojej Ewie! Będę się tym żywił dwa-cztery h.-mówił z pełną buzią Łukasz, a reszta pokiwała głowami przyznając mu rację.
-Na razie wiemy, że dwie torebki mąki..-zaśmiał się Robert
-Widzisz mój drogi Robercie. Mimo tego, że dałam do tego dwie torebki mąki, to jest to śniadanie zdatne do jedzenia. A popisowe śniadania w wykonaniu twoim oraz obecnego tutaj pana Piszczka Łukasza w postaci...-tu zauważyłam moment przerażenia w oczach Lewego. Zaczął się podrywać z krzesła, a ja dalej, ze stoickim spokojem kontynuowałam- jajek gotowanych w mikrofalówce.-wypowiedziałam te cztery słowa i poczułam rękę Roberta, który dobiegł z nad przeciwka, zakrywającą moje usta. Za późno. Wszyscy zawodnicy Borussii zaczęli pokładać się ze śmiechu
Po dziesięciu minutach śmiechy wciąż nie mogły ustać. Kiedy wydawało się, że już ucicha, Marcel ze śmiechu spadł z kanapy. Po domu rozległ się huk. Wtedy wszyscy zamilkli i spojrzeli się na leżącego niemca. Na krótko.  Marcel z podłogi spojrzał się na Roberta, potem na Łukasza i znowu na Roberta i z powrotem zaczął się śmiać.
Po kolejnych dziesięciu minutach wszyscy mniej więcej doszli do siebie. Głównie większość ocierała kąciki oczu, mokre od łez.  My z Anią w przednich humorach zaczęłyśmy zbierać talerze. Kiedy zrobiłyśmy jako taki porządek, po pokoju rozeszło się denerwujące pikanie.

-O, mój piekarnik!-powiedziałam i ruszyłam w stronę dźwięku.
-A coś ty tam znowu nakuchciła?-zawołał z jadalni Kuba
-Aaa nic, nic. Skoro nie macie już miejsca to bez sensu...
-Mamy!-przerwali mi prawie równo żółto-czarni.
-Yhym...Jak tak, to po muffinie dla każdego?-powiedziałam z uśmiechem stawiając blachę idealnie wyrośniętych babeczek na kuchennym blacie.
-Ooooo-usłyszałam radosne westchnięcie, a po chwili do kuchni wtłoczyło mi się z dziesięciu "wygłodniałych" piłkarzy.
-A wy tu przepraszam czego?
-No po muffiny.
-Ale najpierw muszą wystygnąć! No już, sio mi do salonu! Przyniosę za chwilkę.
-Eeee...
-Z konfiturą malinową!
-Hyyy! Czekamyyy!-powiedzieli z wymalowanymi uśmiechami.
-Jak dzieci...-zaśmiałam się sama do siebie.
-Ej!-krzyknął Götze -słyszałem!
-"Ej" mówi tylko gej...
-Wiesz co? Twoje riposty są na poziomie przedszkola!-"oburzył" się Mario.
-Dlatego, żebyś je zrozumiał! Poza tym to tekst Roberta.-odpowiedziałam z uśmiechem, a chłopacy z drużyny znowu zaczęli się śmiać.


-No dobra, można jeść.-powiedziałam po upływie bliżej nieokreślonego czasu wchodząc do salonu. Od razu wszyscy poderwali się z miejsc.-Nie tak szybko! Najpierw dzieci!-zwróciłam się do Roberta, Łukasza, Marco i Marcela rzucających się na muffiny, a tacę podsunęłam pod nos Mario, który uśmiechnął się szeroko, a następnie wystawił język do swoich kolegów. Patrzył na blachę z błyszczącymi oczami. W końcu wybór padł na muffinkę najbardziej po lewej stronie.

-Eeeej noo, ta była największa!-zwrócił się z wyrzutem do przyjaciela Marco.
-Yhyyym-potwierdził Mario z pełną buzią, a ja postawiłam blachę na stolik, żeby każdy mógł sobie wziąć. Tym razem zajęłam miejsce koło Ani na oparciu kanapy.
-Jezuu, poezja! Gdzie ty się tak nauczyłaś gotować?-zapytał Kuba
-Moja ...babcia prowadziła taką małą restauracyjkę we Wrocławiu. Zawsze po szkole do niej przychodziłam, odrabiałam lekcje, z nią, czasem z "ciocią" Sabinką, która była tam kelnerką, a potem szłam do babci na kuchnię i robiliśmy fajne rzeczy. Od ciastek, po różne zupy, doprawianie mięs, desery...no po prostu wszystko.
-Wow... Super. Fajne miałaś dzieciństwo.
-Oj, nie miałam fajnego, uwierz...-powiedziałam z posępną miną
-Przepraszam, nie wiedziałem...
-Spokojnie. Skąd miałeś wiedzieć. To co, komuś dokładkę?
-Mi!!!
-Dobrze dzieci. A teraz pańcia pójdzie po jedzonko, a wy tu sobie grzecznie posiedzicie, dobrze?-powiedziałam przesłodzonym głosem z przyklejonym uśmiechem, a wychodząc zaczęłam nucić pod nosem 'Domowe przedszkole, wszystkie dzieci koocha', co spotkało się ze śmiechem trzech polaków.


Godzinę później sporo osób pojechało do domów. Umówiliśmy się na imprezę, dzisiaj o 19-tej pod klubem.
U nas zostali jeszcze Mario, Marco i Łukasz...no i oczywiście na czele z Lewandowskim grali w Fifę. Ja w końcu znalazłam czas, żeby wziąć prysznic i się przebrać.
Kiedy wróciłam z łazienki do mojego pokoju, zastałam Anię szperającą w mojej szafie.

-O już jesteś! Sorry,że tak grzebię, ale szukam dla ciebie jakiejś sukienki na imprezę, ale widzę, że tak jak ja nie masz. Chyba, że w tej walizce coś jeszcze masz?
-No z sukienek, to tylko to, co widać. W tej mam głównie spodnie, płaszcze i drugą część butów...
-Buty, buty, buty. Pokazuj co tam masz!-klasnęła radośnie w dłonie. Wzięłam walizkę i zaczęłam wszystko wyjmować. Ania pomagała mi układać rzeczy w szafie, więc sprawniej poszło.
-Skąd takie masz?-zapytała nagle
-A co?
-No te szpilki! One są boskie!
-Aaaa, te. Jeszcze nigdy ich nie zakładałam. Kupiłam je jakiś miesiąc temu na przecenie, bo mi się spodobały, ale w domu doszłam do wniosku, że nic pasującego do nich nie mam...
-Trzeba to jak najszybciej zmienić! Idziesz ze mną na zakupy i kupujemy taką żółtą sukienkę.
-Taaa i będę robić za maskotkę Borussii, czarno-żółta...
-To ja też sobie kupię jakąś żółtą sukienkę! O! I jeszcze wyślę sms'a do Ann, Lisy, Cathy, Tugby, Ewki i Agaty, że przychodzimy na czarno-żółto.
-I w ogóle nie będziemy się wyróżniać...
-Oj daj spokój! Będzie fajnie! Napiszę do nich, może się do nas dołączą.
-No okej...
-No, już. Ale super. Wszystkie dziewczyny i żony piłkarzy w barwach Borussii!
-E, em...
-No, i przyszła dziewczyna i żona, oczywiście!
-Aneczko, a ty się na pewno dobrze czujesz?
-Pewnie. Kochana, ja wiem co mówię. Hmmm...kto nie ma partnerki... O! No przecież! Reus! Będzie do siebie fantastycznie pasować! -powiedziała, na co ja buchnęłam śmiechem.  -No ale coo?-zapytała, co zaskutkowało jeszcze głośniejszym śmiechem z mojej strony. Nagle drzwi się otworzyły i do mojego pokoju wpadła cała czwórka piłkarzy. Spojrzeli się na mnie dość dziwnym wzrokiem, a ja cały czas leżałam na łóżku i nie mogłam pohamować śmiechu.
-Co jej jest?-skierował się Götze do Helthy.
-Żona....Fantastycznie....pasować-mówiłam łapiąc oddechy między kolejnymi napadami skumulowanych endorfin. Czwórka pytająco spojrzała się na Lewandowską. Ta tylko bezsilnie wyruszyła ramionami śmiejąc się.
-A ja nie wiem co śmieszniejsze! Że będę żoną, czy, że Reusa? -powiedziałam po polsku, żeby 2 osoby, w tym jedna bardzo nieporządana nie  zrozumiały, co mówię.
-Inia, może meliski?-zapytał ze śmiechem Robert
-Tak, ale dla twojej szanownej małżonki, bo jest szalona wygadując takie rzeczy.-odpowiedziałam i zaczęłam ocierać łzy z kącików oczu.
-Co powiedziała?-dopytywał się Marco. Ja tyko posłałam porozumiewawcze spojrzenie Robertowi.
-Sprawy dla dorosłych, dzieciaczki drogie. Wracamy grać.
-Dziękuję-posłałam bezgłośnie do Lewego, na co odpowiedział mi uśmiechem.
-A ciebie, to ja normalnie zaraz trzasnę. Grabisz sobie, grabisz piękna.
-Oooj, bez przesady. O! Tugba, Agata i Lisa do nas dołączą. Chodź na chwilę do łazienki po moją kosmetyczkę.
-Faaaajnie, ale nic mi to nie mówi.
-Sahin, Błaszczykowska i przyszła Leitner.
-Aa, okej.-powiedziałam, kiedy znalazłyśmy się na korytarzu. Ania nacisnęła na klamkę łazienki. Zamknięte.
-Poczekamy chwilę. Na pewno się polubicie. Wszystkie dziewczyny są fajne. Teraz już tak. Wcześniej! O zgrozo... Carolin Bohs, czyli plastic is fantastic. To było straszniejsze, niż Koszmar z Ulicy Wiązów. "Marco, wychodzimy, paznokieć mi się złamał!"-powiedziała ostatnie zdanie skrzekliwym i wysokim głosikiem.
-No cóż, każdy sobie dziewczyny dobiera, jaki sam jest.-stwierdziłam. W tym momencie z łazienki wyszedł...Marco.
-Ale ludzie się zmieniają, Ingo.-powiedział patrząc na mnie swoim świdrującym wzrokiem. Nie mogłam się oderwać od jego oczu. Tonęłam. Jak wtedy przez moment w Warszawie. Warszawa, kawa,  Marco. W głowie odezwał się alarm. "Houston, mamy problem. Zlikwidować!". W końcu otrząsnęłam się i odpowiedziałam.

-Powiadasz? Skoro się zmieniłeś, to botoks, odsysanie tłuszczu, lifting, czy może pedicure sobie strzeliłeś? Bo o fryzjerze, to już wiem.-zapytałam z triumfalną miną.  Z boku usłyszałam cichy chichot Ani.
-Żadne. Nawet nie wiem które co znaczy, no ale skoro ty tak dobrze w tych tematach się obracasz...-odbił piłeczkę i popatrzył na mnie zwycięsko. Cholera. Piłeczka leci...i spadła. Zgasił mnie. Trzeba przyznać. 1:1. Ale to był i tak faul. Przynajmniej tak się poczułam. Z tymi oczami to ma niestety przewagę.
-Nie, pracowałam z takimi... lalami jako psycholog w poradni medycyny estetycznej na praktykach. Większość kierowałam do psychiatry.-wytłumaczyłam, żeby nie wyjść na idiotkę. Marco spojrzał się na mnie z rozbawieniem i skierował się na dół.
-Wrrr... Idiota!
-Chyba napotkałaś w końcu równego sobie, co?-zaśmiała się brunetka.
-Weź tą kosmetyczkę i idziemy...
-Wedle życzenia!

Po pół godzinie byłyśmy gotowe do wyjścia. Na dworze było bardzo ciepło,  więc założyłam krótkie spodenki i bluzkę bez rękawów z małym, trójkątnym wycięciem na brzuchu no i do tego balerinki. Ania uparła się, że założy szpilki. Tylko poczekać, aż będzie jęczała, że ją strasznie nogi bolą i chce usiąść.
-To co, idziemy? O, wow, ślicznie wyglądasz!-powiedziała wchodząc do mojego pokoju
-Dzięki. Idziemy, idziemy.-potwierdziłam i zeszłyśmy na dół. W salonie zastałyśmy wciągniętych grą Marco i Roberta, oraz Mario i Łukasza uważnie przyglądających się rozgrywce na telewizorze.
-Robert, my wychodzimy.-ten, wciągnięty grą, nawet nie odpowiedział, nie spojrzał... Zero reakcji.
-Robert!-powtórzyła głośniej Lewandowska. Nic.
-Oj kochana, patrz jak to się robi.-podeszłam do szafki, na której leżał pilot i kliknęłam "pauza"
-Eeeeej noooo!-wszyscy spojrzeli się z wrogim spojrzeniem na Ankę.
-Co ej?! To nie ja! To Inga!-i w tym momencie wszystkie cztery pary zwróciły się na mnie i równo synchronicznie opadły im szczęki.
-Woooow-odezwał się w końcu Götze.
-Kurde, jak ja coś zrobię,  a właściwie nie zrobię,  to jest "ejj no", a jak Inga to "woow".
-I jeszcze jak się ślinią!-zaśmiałam się i podeszłam do Anki
-Ale ja się nie ślinię!-zaprotestował Robert, spojrzał na mnie i oboje buchnęliśmy śmiechem.
-A wam co?-zapytał uśmiechnięty Marco.
-Ostatnio powiedzieliśmy do siebie to samo, tylko że na odwrót.-wyjaśnił Lewandowski
-No dobra! To my z Ingą idziemy na zakupy z Agatą, Lisą i Tugbą. Potem razem wracamy i przychodzą do nas Ann, Ewa i Cathy, wy w tym czasie wybywacie, idziecie do klubu, wyczekujecie przybycia waszych najpiękniejszych kobiet świata...czyli nas...no i potem my...
-Robimy wejście smoka na imprezie.-dokończyłam misternie ułożony plan mojej przyjaciółki.
-Dokładnie. Jakieś pytania?
-Gdzie my mamy "wybyć"?-zapytał Robert nakreślając cudzysłów w powietrzu.
-A choćby w cholerę.-zaśmiała się Ania -Do Marco, Mario, Łukasza, Kuby a nawet Kloppa. Byle byście tutaj nie zalegali.
-Tak jest. To jak, wbijamy do papy Jürgena?-zaśmiał się Götze
-No już biegniemy Mario. Jedziemy do ciebie.
-Okej.
-Dobra, to my lecimy, paa-odezwałam się i ruszyłyśmy w stronę drzwi.
-Papaa laseczki!!!-dobiegł nas przy drzwiach głos Götze
-Paapaa pulpecikuu!-odpowiedziałam,  co spotkało się z salwą śmiechu chłopaków w salonie, a ja mogłam sobie wyobrazić nadąsaną minę klubowej dziesiątki.


Po niecałym kwadransie Ania zaparkowała na parkingu pokaźnych rozmiarów galerii.
-Wow, duża...
-Spokooojnie, szybko oblecimy. My z dziewczynami mamy już wprawę. O! Tam są!-pomachała w kierunku trzech dziewczyn stojących pod drzwiami galerii. Po chwili znalazłyśmy się koło nich.
-Cześć dziewczyny. To jest Inga. -przedstawiła mnie Ania
-Wiemy, wiemy. Słynna Inga.  Miło poznać osobiście! Ja jestem Tugba, a to Lisa i Agata.
-To mnie bardzo miło. Słynna?
-Nooo! Nawet nie wiesz, ile ja się od Kuby nasłuchałam! Inga to, Inga tamto, a wiesz, że Inga...
-Ooo, to współczuję...O moim dwa kilo mąki też już wspominał?
-Nie. I tu akurat było mniej o śniadaniu Ingi, znaczy się Nuri mówił, że przepyszne i babeczki i w ogóle,  ale cały czas się śmiał z Roberta.
-Jajko w mikrofali?-zaśmiałam się,  a chwilę później zawtórowały mi trzy dziewczyny.
-Chyba hit roku, nie?  Dobra, idziemy po te sukienki?
-Ja muszę kupić buty i torebkę, bo sukienkę mam.
-Ja sukienkę i dodatki.
-A ja...buty i spożywczy...
-Ohoooo! Rozumiem Aniu, że teraz dalej mi będziesz wmawiać, że szybko oblecimy?
-Spokojnie kochana, damy radę...
-Na dziewiętnastą gotowe pod klubem, tak?
-Ymmm...No...Dwudziesta?
-Ha! Wiedziałam! Dobra idziemy. Im szybciej, tym lepiej.
-Ooo, młoda dobrze gada.
-Pewnie! W końcu im starsze tym głupsze, więc skoro jestem tu najmłodsza,  to...
-Inga! Ja ci zaraz dam po tym twoim kościstym dupsku! Jestem tylko cztery lata starsza!
-Ciii, nie mów tak głośno, bo jeszcze ktoś usłyszy!-powiedziałam szeptem do brunetki, na co ta zaczęła mnie gonić. W pewnym momencie, zauważyłam, że się zatrzymała. Złamała obcas.
-A już się miałam Agatki pytać, gdzie najpierw idziemy.-powiedziała roześmiana Tugba

-To kierunek obuwniczy!





~~~

A więc po pierwsze primo:






Zum Geburtstag viel Gluzck!
Zum Geburtstag viel Gluck!
Zum Geburtstag lieber Marco,
Zum Geburtstag viel Gluck! <3




   ...czyli urodziny Marco :)















Po drugie, już mniej radośnie...



Przegraliśmy wczoraj niestety 3:1...
Chyba wszyscy marzyli o tym pucharze, o "idealnym" pożegnaniu dla Kloppa...
No ale cóż. Przed nami nowy sezon, nowy trener, nowi zawodnicy.
Mam nadzieję, że te zmiany dadzą dużego kopniaka Borussii, że polecą na pierwsze miejsca i w tabeli i we wszystkich możliwych...
Chyba ich zawiedzione miny były i tak najsmutniejsze w tym wszystkim...






A po trzecie, ogłoszenia parafialne:


Moje kochane! Dziękuję Wam za tyle ciepłych słów w komentarzach!
Kolejne części pojawią się: 06,12,17 .06.15
Od razu chciałam uprzedzić, że część 6-ta jest na tyle zła...że aż zła :D Wiem, że jest dużo słabsza, i jest typowym zapychaczem, to obiecuję, że na 7-ce się nie zawiedziecie-będzie się działo!;)))

A teraz już nie zanudzam!:)
Zapraszam do komentowania! <3
Miłego dnia!
Buziaki:** <333



10 komentarzy:

  1. Dialogi...BOSKIE!!! Z resztą cały rozdział jest taki. Czekam na kolejne posty.
    Pozdr i weny<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe dialogi. Dawno się tak nie uśmiałam. Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się w kolejnych rozdziałach. Już nie mogę się doczekać.
    Co do meczu to szkoda, że nasze pszczółki przegrały. Już myślałam, że Marco dostanie taki fajny prezent na na urodziny.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny,
    Mańka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział :* zresztą jak zawsze. " jajka w mikrofalówce " dalej się z tego śmieje :* Pozdrawiam :* buziaki ✌

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle rozdział cudownie napisany! <3
    Zazdroszczę talentu *.*
    Inga, Ania, Robert, Marco i Mario i wg. całe BVB rozwala system ;D
    Czekam na następny z wielką a raczej ogromną niecierpliwością :*
    Buziaki i do następnego :*** <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno !
    Twoje rozdziały zawsze mnie rozbawiały.
    Ale tym razem przeszłaś samą siebie. :)
    Ja po prostu nie mogłam już wytrzymać ze śmiechu.
    Świetny rozdział i bardzo długi <3
    Inga mogłaby troszeczkę zwolnić, bo aż mi szkoda Marco :)
    Czuję że w tym klubie będzie nieźle. :)
    Nie mogę się doczekać kolejnego. ;***
    Buziaki. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kobieto!!!!!!!!!! jak zwykle genialny. A może Ania ma rację, że Marco z Ingą będą razem??? Pozdrawiam i do następnego.
    P.S. U mnie następny

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej Kochana, wybacz mi to opóźnienie, ale czas mnie nagli. Nadrobiłam wszystkie pozostałe rozdziały i powiem Ci, ze jestem zachwycona. :D /
    Przez ostatni czas zaprzestałam czytaniu opowiadań o BVB i powiem szczerze, że to był ogromny błąd. :(
    Ten rozdział powalił mnie na łopatki.
    Inga i jej śniadanie! :D
    Aż mi się szeroki uśmiech na twarzy pojawił, gdy przeczytałam o chłopakach, którzy wparowali na śniadanie. Oni naprawdę zachowują się jak wielkie dzieciaki. :D
    Ciekawe cóż wydarzy się w kolejnym rozdziale. :D
    Czekam! ♥
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zastanawiam się, czy kiedyś tego nie napiszę, ale Twoje dialogi są najlepsze na świecie! :D No, może nie napiszę pod następnym rozdziałem, bo stwierdziłaś, że jest 'zły' :p
    W każdym razie wnioskuję, że coś niepokojącego wydarzy się na imprezie i że Reus niewątpliwie będzie miał z tym coś wspólnego. Niech bo ręka Boska chroni :D
    Co więcej mogę dodać? Jest fajnie, śmiesznie, przyjemnie :) Pomijając wczorajszy mecz... Ale to już inna historia.
    Czekam z niecierpliwością na tego 6. czerwca już teraz! Pozdrawiam ❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam,ze dopiero teraz,ale czas mnie goni;(.Rozdział cudeńko*_*Popieram opinie innych na temat dialogów są cudowne i śmieszne,no genialne;)Mam nadzieję,ze Marco z Ingą,to coś więcej będzie ^^.Czekam na następny i zapraszam do siebie na nowy rozdział.;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ojej! Znalazłam się tu przypadkowo, ale nie żałuję! Szybko nadrobiłam i stwierdzam z ogromnym przekonaniem, że zostanę tu na dłużej. Już uwielbiam to opowiadanie.
    Czekam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń