-Nie, nie o to chodzi . Ja… Nie jestem twoim ojcem.
-Aha, świetnie. Coś jeszcze? Wiesz, czas się kończy.
-Nic.
-Fajnie. To cześć.-odpowiedziałam sucho i skierowałam się do
taksówki.
Nie jest moim ojcem… To gdzie on tak naprawdę jest? Gdzie
moja matka? Czy w ogóle żyje? I gdzie byli, kiedy ich tak bardzo potrzebowałam?
…Do ostatniego momentu rozmowy łudziłam się, że mnie
spróbuje przeprosić, powie, że zrozumiał swoje złe...mało powiedziane..
zachowanie. Tacy ludzie się nie zmieniają. Nigdy. Obym widziała go ostatni raz
w życiu.
-I co ci powiedział?
-Aaa, w sumie nic. Nie jest moim ojcem.
-Aha… Że cooo?
-Że nie jest moim ojcem.-powtórzyłam ze stoickim spokojem
-I ty nic? Zero reakcji? Null?
-Yhym. Ten człowiek mi serio już zwisa. Po tym co mi robił
to naprawdę jest mi obojętny. Nie pamiętasz już mojej przeprowadzki? Jak był
pijany i nie chciał mnie z domu wypuścić, co mu wszystko wygarnęłam?
-A, no opowiadałaś.
-No. To od tego czasu nie rozmawialiśmy. Ania, nie
rozmawiajmy już o tym, okej?
-Serio? Grubo. To już trzy lata… Z resztą nie dziwię ci się…
Już o nic nie pytam..
-No widzisz.
-Już jesteśmy na miejscu.-oznajmił taksówkarz –Trzydzieści
sześć złotych się należy.
-Dobrze, dziękujemy. Już płacę.
-Niee, ja płacę.
-Ania.
-Inga.
-Doobra, na pół, ale nie patrz się już tak na mnie.
-Jasne!-uśmiechnęła się zwycięsko brunetka
-No to teraz półtorej godzinki i witaj
Dortmundzie!-powiedziała wesoło Ania siadając na swoim miejscu w samolocie.
-O tak… Zawsze chciałam zobaczyć to miasto, Idunę...
-To teraz będziesz miała wreszcie okazję.
-A Robert będzie w domu jak przyjedziemy? Muszę przyznać, że
strasznie za wami tęskniłam.-westchnęłam opierając się o ramię Ani.
-Oooo… Moja ty kochana… Przecież gadamy przez wszystko co
tylko możliwe.
-Wiem, ale to nie to samo co tak w realu.
-Osobiście wolę Biedronkę.-stwierdziła poważnie Ania, a
chwilę później obie się roześmiałyśmy.
-Ty pamiętasz jak gadałaś z Robertem przez słomkę, żebym ja
nie usłyszała?
-O mamo, jasne, że pamiętam. Opowiadał mi co ci kupił na
prezent urodzinowy.
-Wiem, słyszałam.
-Nie!
-Tak!
-Ale to była super tajniacka słomka!
-Ale Robert super-tajniacko głośno gadał!-śmiała się
Lewandowska
-A idź ty-odpowiedziałam jej tym samym
-To Robert będzie w domu jak przyjedziemy?
-Ale my nie jedziemy do domu.
-Jak to?
-Do Roberta owszem, ale ci nie powiem gdzie.-uśmiechnęła się
triumfalnie
Reszta lotu minęła nam na wspominaniu śmiesznych historii z
naszych zeszłorocznych wakacji. Poznaliśmy się półtora roku temu na meczu
dzieci z domów dziecka we Wrocławiu. Byłam tam wtedy jako opiekun grupy podczas
treningów. Wolontariuszka po prostu. Podczas meczu usiadłam koło Ani. Nawet jej
nie zauważyłam. Potem jednak zaczęłyśmy rozmawiać i tak minął nam cały mecz.
Wyszłyśmy z niego nie wiedząc nawet jakim wynikiem się zakończył. Ale liczyła
się przecież dobra zabawa dzieciaków, prawda? Jak się okazało, nagrodą było
spotkanie z Robertem. A dalej? Ania nas sobie przedstawiła, poszliśmy na
herbatę, oprowadziłam małżeństwo po Wrocławiu i znaleźliśmy ze sobą mnóstwo
wspólnych tematów. Nie sądziłam nigdy, że spotkam tak niesamowitych ludzi na
mojej drodze…
-Inga?
-Hmm, coś mówiłaś?
-Już wylądowaliśmy. Chyba przysnęłaś.
- Yhym. To jak, wysiadamy?
-Pewnie.
-To wskakuj mała.-powiedziała wesoło zamykając tylną klapę.
-Mała? Jesteś niższa ode mnie!
-A ty od Roberta. O.
-Cięta riposta, kochana.-zaśmiałam się
-Weź już wchodź do tego samochodu bo nie zdążymy.
-A powiesz mi chociaż gdzie?
-Do lasu. No już nie pytaj bo i tak się nie
dowiesz.-powiedziała i odpaliła swoją skodę.
Jechałyśmy ulicami Dortmundu, a ja chłonęłam widoki za
oknem. Piękne budynki, stare i nowe osiedla, kościoły, parki… Już kocham to
miasto.
-Jesteśmy na miejscu.
-Tak? Gdzie?
-To zobacz w przednią szybę, a nie w jedno malutkie okienko
się ślepisz.- jak poleciła tak zrobiłam. Przede mną stała…
-O mój… Czy to…
-Nie wiem co w tym swoim blond łebku myślisz, ale to Iduna.
-Aaaaaaa! Kocham cię!-rzuciłam się na przyjaciółkę
-No już, już! Ja chcę jeszcze żyć!
-Nie wierzę…
-Serio. Ja naprawdę chcę żyć!
-Oj wiesz, że nie o to chodzi.
-Wiem. Jeny, jak ci się oczy błyszczą!-zaśmiała się moja
towarzyszka. –To chodź do Roberta, zrobimy mu niespodziankę.
-On tam jest?
-Jeny, dziecko, chodź, bo już głupiejesz. Tak. Ma trening.
Jak cała Borussia.
-To co my tu jeszcze robimy! Chodź!- poderwałam się i
wyszłam szybko z samochodu.
-Idę, idę! Czekaj! I tak cię nie wpuszczą beze mnie.
-To sobie poczekaaaam!-krzyknęłam do niej i zmierzałam
szybko ku drzwiom stadionu. Po chwili obie dotarłyśmy pod drzwi wejściowe.
Ochroniarz widząc Anię, od razu nas wpuścił. Szłyśmy szarym tunelem obwieszonym
w zdjęcia drużyny, gabloty z medalami mijając schody na górę i jak się
domyśliłam drzwi do szatni. W końcu zobaczyłam trawę boiska i biegających na
nim piłkarzy.
-Patrz, tam jest!-powiedziała zadowolona Ania wskazując na
biegnącego Roberta w żółto-czarnym trykocie z grupką piłkarzy.
-Robert! Patrz co ci przywiozłam!-krzyknęła zza mnie ile sił
w płucach Anka. Lewandowski słysząc to odwrócił się, a ja w tym momencie z
biegu wskoczyłam na niego.
-Jezus! Inga!
-Chyba to drugie!-powiedziałam radośnie jeszcze mocniej
ściskając mojego ukochanego przyjaciela.
-Co ty tu robisz?
-Aktualnie wiszę na tobie.
-A potem?
-Potem wiszę u was w domu całe dwa miesiące.-powiedziałam
radośnie
-Serio?
-Yhym… Stęskniłam się za tobą Lewusku.
-Ja za tobą też, ale może byś już zeszła koalo i bym cię
przedstawił wszystkim, co?
-Nie.-stwierdziłam poważnie, a Lewandowski zaczął skakać w
miejscu próbując mnie zrzucić z siebie.
-Kurde, dziewczyno ty się kropelką do mnie przykleiłaś?
-Słabo skaczesz po prostu, nie poradzę.
-No tak. Kochana Inga. Szczera do bólu.
-Zawsze, kochany Robercie!
-To możesz już zejść?
-Nie-e.
-To mi bardzo przykro. Ej, weźcie mi pomóżcie tego koalę
odczepić!-krzyknął po niemiecku
-E-e-ej. Już schodzę człowieku, nie musisz na mnie stada
goryli ze wścieklizną nasyłać.-mruknęłam pod nosem, tym razem po polsku,
zeskakując z bruneta.
Za plecami usłyszałam czyjeś śmiechy. No tak, przecież w
Borussii gra jeszcze dwóch Polaków. O ludzie. Trzymajcie mnie. Stoję właśnie na
samym środku Iduny, a dookoła mnie stoi rój napakowanych pszczółek…
-Czeeeeść.-wydusiłam w końcu, a potem zaczęłam się śmiać z
wtórowaniem polskiej trójki. Za naszymi plecami rozległ się gwizdek. Spojrzałam
na Roberta z lekką dezorientacją.
-Zbiórka. Chodź, poznasz trenera.
-Ale ja mogę iść do…-wskazałam na wejście do Iduny, ale
nikogo już tam nie było.
-Ania pojechała pewnie do domu. Zostaniesz do końca treningu
i pojedziesz ze mną.
-No dobra… Czyli kierunek trener?
-Yhym.-pokiwał głową i skierowaliśmy się do około
pięćdziesięcioletniego mężczyzny.
-Panie trenerze, to jest moja przyjaciółka Inga.-popchnął
mnie do przodu
-Dzień dobry.-posłałam do niego niepewny uśmiech
-Witam, witam. Jurgen Klopp-przedstawił się wyciągając do
mnie rękę. –No, to Inga zostaje ze mną, a ty marsz do szeregu.-skierował do
Roberta
-Tak jest!-zasalutował do trenera Robert i udał się do
swoich kolegów.
-No, to panienki, podzielcie się na dwie drużyny i zagracie
mecz. Jasne?
-…
-To jest Inga.-wskazał na mnie widząc zaciekawiony wzrok
swoich podopiecznych
-Czeeść Inga!-powiedzieli prawie chórem wyszczerzając ząbki
w pięknych uśmiechach
-Cześć.-odpowiedziałam tym samym
-No, to już…-zaczął Klopp, ale przerwał mu Gotze.
-Ja jestem Mariooo, Mario Gotze. A to jest Moritz.-zaczął
przedstawiać w ślimaczym tempie.
-Tak, wiem Mario. Moritz, Kuba, Robert, Łukasz , Kevin,
Marcel, Mithel, […] Nuri, Mats, Pierre i Marco…-wyrecytowałam płynnie każdego
stojącego w szeregu zatrzymując się na ostatnim. Cholera, czy to nie jest…
-To już możemy zaczynać panowie, czy jeszcze coś?-zapytał
się Klopp, głównie kierując to do Mario, który ewidentnie chciał jak
najbardziej przedłużyć rozpoczęcie rozgrywki. Już miałam się kierować do ławki,
jednak genialny Gotze wymyślił następne.
-Przecież musimy się poznać! O czym by tu porozmawiać… Aaa,
Inga, a wiesz, że Angelina i Brad Pitt wzięli ślub? Podobno Jennifer była
zazdrosna i zatrzasnęła się w piwnicy.
-Na strychu, durniu.-poprawił go Leitner podchwytując plan
opóźnienia rozgrywki
-Ludzie, trzymajcie mnie…-mruknął pod nosem Klopp
-Niesamowite Mario ale może byście już poszli
grać?-zapytałam
-No właśnie…-przytaknęła mi ponad połowa zawodników
-A Kim Kardashian…-zaczął a ja przewróciłam oczami. „Pomocy”
spojrzałam błagalnym wzrokiem do Roberta, który tylko wzruszył ramionami.
-Mario, daj już spokój, co? Ja rozumiem, że jest gorąco i
nie chce ci się grać…-zaczął trener
-Ale trenerze drogi, ja rozmawiam z moją nową ulubioną
koleżanką!
-Prowadzisz monolog.-poprawił go z drugiego końca szeregu
Marco.
-E,tam. Jak chcecie grać to sobie grajcie.- „obraził” się
Mario. –No, to ta Kim-kontynuował
-Ty, a od jak dawna są razem?-zapytałam "angażując" się w rozmowę, kiedy wpadłam na pewien pomysł. Puściłam oczko do załamanego trenera, który spojrzał się na mnie pytająco.
-Ale kto?
-Twoje brwi.-odpowiedziałam najpoważniej, a wszyscy zebrani
na Idunie ryknęli śmiechem. Tylko Mario niepewnie sprawdzał stan swoich brwi.
Klopp spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem i przybił mi piątkę, po czym znowu
głośno się roześmiał.
-Dziewczyno, jesteś wielka! Zatkać Gotzego to jest Mission
Imposibile!-podszedł do mnie roześmiany Auba i przybił żółwika.
-To jak, możemy już?-zapytał wycierając łzy z kącików oczu,
uśmiechnięty szeroko Klopp
-Postaramy się!-odpowiedział śmiejący się koło mnie Sahin
-No, to już!-poganiał
i skierował się do krzesełek. Ostatni, Mario, człapał niezadowolony z
posypania się jego misternie ułożonego planu odłożenia na jak tylko się da
rozgrywki.
-Chodź.-skierował do mnie, a ja poszłam za nim.
-Jesteś niemożliwa.-zaśmiał się jeszcze kiedy usiedliśmy
-Myśli pan, że jest zły?
-Kto? Mario? Proszę cię. On? Zły? Ten słodki misiu?
Niedźwiadek?-zaśmiał się a ja razem z nim.
-Przyleciałaś do Roberta z Polski, tak?
-Tak. Z Wrocławia.
-Studiujesz?
-Psychologia.
-O, no proszę. I jak ci idzie, ciężko?
-Szczerze? W gimnazjum przerobiłam cały materiał
psychologii, a w liceum napisałam pracę magisterską, więc teraz trochę nudno na
tych zajęciach.
-Jeny, serio? I ty wyrabiałaś się ze wszystkim? Nauka,
rodzina?
-Sama nauka. Nie mam rodziny. Wczoraj jeszcze myślałam, że
mam ojca, ale okazał się nim nie być. A matka zwiała gdzieś po moim urodzeniu i
najwyraźniej ma na mnie wylane. Jak zaczęłam chodzić do gimnazjum to uciekałam mieszkać
do babci. Tak ją nazywam, bo jest dla mnie jak babcia. Gdyby nie ona pewnie bym
zwariowała, albo gorzej…-otworzyłam się przed nim. Wie o tym tylko Ania i
Robert, no i teraz już pan Jurgen. Chyba po prostu poczułam, że mogę się przed
nim otworzyć i wygadać. Mimo, że wiedziały o tym dwie osoby, ja czułam się
jakbym musiała to przed wszystkimi ukrywać. Sam Robert mi kiedyś mówił, że jest
dla nich jak ojciec…i miał rację.
-Jeny… Przepraszam, nie powinienem w ogóle o to pytać…
Wtykam nos w nieswoje sprawy…
-Nic się nie stało. Gdybym nie chciała, bym panu nie
powiedziała. Ufam panu. Robert niezłą reklamę panu robi. Poza tym wiedzą o tym
tylko dwie osoby. Ania i Robert. No i babcia. A ja czuję, że to mnie dusi, bo
muszę to ukrywać i nie wiadomo co inni sobie pomyślą. Po woli zaczynam jakoś
sobie z tym radzić, być odważniejsza. Nigdy nie miałam żadnej przyjaciółki, bo
się wstydziłam pokazać dom…może i nie dom, ale wiedziałam, że pewnie będzie w
nim jak zawsze pijany ojciec i jeszcze nie wiadomo co się stanie...mnie lub jej…-poczułam, że
łza napływa mi do oka.
-Bił cię?
-Zdarzało się…-uśmiechnęłam się krzywo, a Klopp przytulił
mnie jak jakąś bliską osobę. Aż zrobiło mi się cieplej na sercu.
-Jesteś niesamowitą dziewczyną, wiesz?
-Ja? Dlaczego?
-Jesteś twarda, odważna, silna... To rzadko spotykane, a co
dopiero u takiej kruchej, delikatnej, młodej dziewczyny. Gdybym miał córkę,
chciałbym, żeby była taka jak ty.-powiedział poważnie, a ja odwróciłam lekko
głowę czując rumieniec oblewający mój policzek.
-No patrz co oni wyprawiają.-wskazał na skaczącą wokoło
bramki grupę piłkarzy. –Matko święta, Reus…-jęknął łapiąc się za głowę.
-Jeżeli mogłabym coś doradzić to [...] a potem improwizacja.-podpowiedziałam
mu, a ten się zaśmiał cicho, wstał z miejsca, zrobił kilka kroków na boisko i
krzyknął
-Ej, Reus złaź z tej bramki bo od tego piratem i tak nie
zostaniesz!
-Dlaczego?-zaśmiał się
-Bo piraci nie kłamią!-udawał zawiedzionego Klopp
-Ale w czym ja pana okłamałem?-przestraszył się trochę
-A ile razy mówiłeś, że jesteś blondynem?-zaśmiał się a z
nim wszyscy żółto-czarni no i ja.
-Inga! Aj low ju!-krzyknął do mnie roześmiany Moritz
-Ale ja przecież nic nie powiedziałam! Trenerowi powiedzcie
jak bardzo go kochacie!
-My już tam swoje wiemy! Ale trenerze, trzeba panu przyznać,
że szybko się pan uczy!
-Uczę się od mistrzów! No, a teraz ja zostawiam was na
piętnaście minut pod okiem Ingi i macie grać a nie opalać się jak panienki na
plaży. No już!-poganiał, a wszyscy niechętnie zaczęli grać.
-Oni tak zawsze czy tylko dzisiaj?
-Zazwyczaj.-pokręcił głową –Mógłbym cię prosić, żebyś
została na chwilę z nimi? Muszę pilnie zadzwonić do żony, bo mam jeszcze do
załatwienia sprawę na mieście, a ona nie ma kluczy do domu…
-Ależ proszę się nie tłumaczyć. Niech pan idzie, tylko nie
wiem na ile po pana wyjściu dziewczęta będą grały.
-Oj będą, będą… Kto przestaje grać jak wyjdę, ma skrócony
urlop o 12 godzin!-zwrócił się do nich śpiewnie –To teraz będą biegać jak w
zegarku.-skierował do mnie z chytrym uśmiechem
Usiadłam na krześle trenera i przyglądałam się grze. Cały czas nie mogłam uwierzyć, że jestem
tutaj, na Idunie, a moja ukochana drużyna, której kibicuje od lat, jest ode
mnie na wyciągnięcie ręki…
Wstałam z krzesła i zaczęłam chodzić wzdłuż linii boiska.
Oparłam się o barierkę trybun i kontynuowałam wnikliwe oglądanie rozgrywanego
meczu. Zawsze oglądałam ich mecze w telewizji, a teraz? Jestem na ich boisku,
poznałam wszystkich osobiście, a oni mnie. Niesamowite. Ich gra z dala wydaje
się być perfekcyjna… Chyba faktycznie się boją, że nakabluję trenerowi. Nagle
gdzieś w mojej główce zapaliła się czerwona, pulsująca lampka z napisem „Czas
interweniować!” i ruszyłam do akcji. Dmuchnęłam z całych płuc w gwizdek, który
wcześniej zawiesił mi na szyi Klopp. Wszyscy stanęli w bezruchu niczym posągi i
patrzyli się na mnie jakbym z kosmosu spadła.
-Spalony przecież był, nie widzieliście?!
-…
-Halo? Puk, puk? Czy ktoś mnie słyszy?-zaśmiałam się widząc
ich zdziwione i nieco przerażone miny. Jedynie Robert stał i patrzył na
przerażoną resztę z politowaniem, bo jako jedyny wiedział, że mam trochę
pojęcia o piłce. Kolejne na liście zajęć dodatkowych w szkole.
-Co ty powiedziałaś?-zapytał w końcu z rozdziawioną buzią
Mats
-Puk, puk?-udawałam, że nie rozumiem o co chodzi.
-Przewiń trochę do tyłu, że co przepraszam było?
-Aaa.. Spalony! A, nie?
-Był, był!-wyłonił się zza moich pleców Klopp i podał mi
butelkę chłodnej wody. Musiał tu dłużej stać.
-Dziękuję.-powiedziałam i upiłam łyk.
-Dżizas! Kobieta, która wie co to jest spalony! Muszę się
napić. Nie chcę ale muszę.-stwierdził Mario cytując klasyka. Oczywiście wziął
go pewnie od Roberta… No, albo Łukasza lub Kuby. O ile wiem z opowieści, we
trójkę organizują sobie czasem „polskie wieczory”.
-To trzymaj!-powiedziałam
do niego rzucając butelkę z wodą.
-Dzięki, zawsze coś.
-No dobra. Macie dziś już wolne, bo chyba dzieci mają na
dzisiaj za dużo wrażeń.-zaśmiał się trener, a wszyscy zawodnicy ruszyli do
korytarza rzucając „dziękujemy”. W końcu zostaliśmy sami na murawie.
-Na jak długo zostajesz?
-Niestety będzie mnie pan miał na głowie do końca
wakacji.-uśmiechnęłam się od ucha do ucha
-Jakie niestety! Ja tam się bardzo cieszę. Chłopcy pewnie z
resztą też…
-Jaaaaasne.-wtrąciłam
-Pewnie, że tak. Jak będziesz czegoś potrzebować to zawsze
możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję, zapamiętam. To ja już lecę. Dziękuję za wszystko.
Do widzenia!
-Nie ma za co. I do zobaczenia!-odpowiedział mi z uśmiechem
a ja skierowałam się do tunelu.
Ledwo co przekroczyłam próg, a poczułam jak unoszę się do
góry. Ktoś podniósł mnie za ramiona, a druga osoba chwyciła za nogi…
CDN…
~~~
Podejrzenia?
Jak Was znam-pewnie okażą się słuszne:)
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze!!! Czytając je kilka dni temu zakręciła mi się w oku łza. (nie żartuję!) Nie spodziewałam się, że moje opowiadanie zostanie tak ciepło przyjęte! Będę się powtarzać, ale przeogromne dzięki<3 Jesteście kochane <333 Tak sobie po cichu marzyłam, że będzie ich tyle samo co pod poprzednim lub więcej i się udało.:) Magiczna ósemeczka bardzo cieszy (dziewiątką, dziesiątką lub więcej-też bym nie pogardziła;)) )
A teraz do rzeczy!
W przyszłym tygodniu pojawią się 2 części! (moje ulubione^^)
(nie, nie ma tu żadnych gwiazdek:D )
- Część czwarta - 27.05 (środa), godzina 16:00
- Część piąta - 31.05 (niedziela) , (data zobowiązuje^^ :) ),
godzina 15:00SPROSTOWANIE-godzina 12:00 :)
Miłego weekendu Wam życzę!:)
PS. 3majcie kciuki za mnie w środę-mam przesłuchania do liceum z prof. muzycznym...a aktualnie mam prawie 38* gorączki i strasznie bolące gardło...ale gdybym zaśpiewała jakiś utwór hevy-metalowy , to by nawet nie podpadło-chrypa jak u zawodowca ;)))
Buziaki!:**
Cudowny rozdział :* Już odliczam dni do następnego rozdziału :* A na razie życzę weny :* Pozdrawiam Julia.Reus
OdpowiedzUsuńNo kobieto dajesz czadu. Czekam na nn. Powodzenia. // Reusowa
OdpowiedzUsuńNadal niezmiennie zachwycam się dialogami! Nie wiem, skąd je bierzesz, ale bierz jak najwięcej :p Właściwie to w podobny sposób wyobrażam sobie atmosferę w szatni Borussii, więc może coś w tym jest ;) I oczywiście, że mam podejrzenia, ale powiem Ci pod następnym rozdziałem, czy okazały się słuszne :P
OdpowiedzUsuńTymczasem pozdrawiam i życzę dużo zdrówka ❤
Świetny rozdział. Chciałabym zobaczyć ich miny jak oznajmiła im, że jest spalony. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. To jest jeden z moich ulubionych blogów.
OdpowiedzUsuńKto podniósł Ingę? Jeśli miałabym zgadywać postawiłabym na Mario i Moritza albo Roberta z kimś. Ciekawe czy Marco pozna, że wtedy wpadł właśnie na Ingę.
Dużo weny życzę,
Mańka
Piękny piękny ! :D Chłopacy chyba polubili Mazur a to najważniejsze :D Mam podejrzenia kto to no ale zostawie to dla siebie bo nie wiem czy mam dobre przeczucia:D
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy do siebie - http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/
Dziękuje za zaproszenie mnie :) Dziękuję, bo przegapiłabym tak świetnego bloga :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, naprawdę świetnie piszesz i masz talent :) Dialogi w opowiadaniu sa ciekawie i bardzo realne.
Po drugie, plus za historię. Jest bardzo interesująca i już zdążyłam się wciągnąć w nią. Mam nadzieję, że wytrwasz do końca! :)
Po trzecie, cudni bohaterowie! Uwielbiam Lewandowskich i tylko czekać, co odwalą, a w szczególności Lewy :D
Po tym rozdziale jestem bardzo ciekawa , kto podniósł naszą Ingę. Ciekawa też jestem dalszej znajomości z naszymi piłkarzykami :3
Pozdrawiam i życzę dużoo weny oraz oczywiście powodzenia na przesłuchaniu!
Buziaki :*
Zaprosiłaś, więc jestem :) Nadrobiłam wszystko i bardzo mi się podoba. Długie, ciekawe rozdziały. Fajni ludzie :D. Bardzo lubię Lewandowskich, prawie w każdym moim blogu się pojawiają i cieszę się, że tu też są ! <3 ciekawe, ciekawe kto podniósł Ingę, mam swoje typy, ale zobacze przy następnym rozdziale czy miałam racje ... :) buziaki
OdpowiedzUsuńKocham ;) <3
OdpowiedzUsuńHahaha, popłakałam się ze śmiechu. Miałam nie pisać Ci komentarzy pod starymi rozdziałami, ale się nie mogłam powstrzymać. ;D Lecę do następnych. ;*
OdpowiedzUsuńmistrzostwo! jest się z czego pośmiać, jahaha IDE CZYTAĆ DALEJ CHOCIAŻ ZA SZEŚĆ GODZIN MUSZĘ BYĆ NA NOGACH
OdpowiedzUsuń