piątek, 22 maja 2015

Trzy.




-Nie, nie o to chodzi . Ja… Nie jestem twoim ojcem.
-Aha, świetnie. Coś jeszcze? Wiesz, czas się kończy.
-Nic.
-Fajnie. To cześć.-odpowiedziałam sucho i skierowałam się do taksówki.

Nie jest moim ojcem… To gdzie on tak naprawdę jest? Gdzie moja matka? Czy w ogóle żyje? I gdzie byli, kiedy ich tak bardzo potrzebowałam?
…Do ostatniego momentu rozmowy łudziłam się, że mnie spróbuje przeprosić, powie, że zrozumiał swoje złe...mało powiedziane.. zachowanie. Tacy ludzie się nie zmieniają. Nigdy. Obym widziała go ostatni raz w życiu.
                                                                         


-I co ci powiedział?
-Aaa, w sumie nic. Nie jest moim ojcem.
-Aha… Że cooo?
-Że nie jest moim ojcem.-powtórzyłam ze stoickim spokojem
-I ty nic? Zero reakcji? Null?
-Yhym. Ten człowiek mi serio już zwisa. Po tym co mi robił to naprawdę jest mi obojętny. Nie pamiętasz już mojej przeprowadzki? Jak był pijany i nie chciał mnie z domu wypuścić, co mu wszystko wygarnęłam?
-A, no opowiadałaś.
-No. To od tego czasu nie rozmawialiśmy. Ania, nie rozmawiajmy już o tym, okej?
-Serio? Grubo. To już trzy lata… Z resztą nie dziwię ci się… Już o nic nie pytam..
-No widzisz.
-Już jesteśmy na miejscu.-oznajmił taksówkarz –Trzydzieści sześć złotych się należy.
-Dobrze, dziękujemy. Już płacę.
-Niee, ja płacę.
-Ania.
-Inga.
-Doobra, na pół, ale nie patrz się już tak na mnie.
-Jasne!-uśmiechnęła się zwycięsko brunetka



-No to teraz półtorej godzinki i witaj Dortmundzie!-powiedziała wesoło Ania siadając na swoim miejscu w samolocie.
-O tak… Zawsze chciałam zobaczyć to miasto, Idunę...
-To teraz będziesz miała wreszcie okazję.
-A Robert będzie w domu jak przyjedziemy? Muszę przyznać, że strasznie za wami tęskniłam.-westchnęłam opierając się o ramię Ani.
-Oooo… Moja ty kochana… Przecież gadamy przez wszystko co tylko możliwe.
-Wiem, ale to nie to samo co tak w realu.
-Osobiście wolę Biedronkę.-stwierdziła poważnie Ania, a chwilę później obie się roześmiałyśmy.
-Ty pamiętasz jak gadałaś z Robertem przez słomkę, żebym ja nie usłyszała?
-O mamo, jasne, że pamiętam. Opowiadał mi co ci kupił na prezent urodzinowy.
-Wiem, słyszałam.
-Nie!
-Tak!
-Ale to była super tajniacka słomka!
-Ale Robert super-tajniacko głośno gadał!-śmiała się Lewandowska
-A idź ty-odpowiedziałam jej tym samym
-To Robert będzie w domu jak przyjedziemy?
-Ale my nie jedziemy do domu.
-Jak to?
-Do Roberta owszem, ale ci nie powiem gdzie.-uśmiechnęła się triumfalnie


Reszta lotu minęła nam na wspominaniu śmiesznych historii z naszych zeszłorocznych wakacji. Poznaliśmy się półtora roku temu na meczu dzieci z domów dziecka we Wrocławiu. Byłam tam wtedy jako opiekun grupy podczas treningów. Wolontariuszka po prostu. Podczas meczu usiadłam koło Ani. Nawet jej nie zauważyłam. Potem jednak zaczęłyśmy rozmawiać i tak minął nam cały mecz. Wyszłyśmy z niego nie wiedząc nawet jakim wynikiem się zakończył. Ale liczyła się przecież dobra zabawa dzieciaków, prawda? Jak się okazało, nagrodą było spotkanie z Robertem. A dalej? Ania nas sobie przedstawiła, poszliśmy na herbatę, oprowadziłam małżeństwo po Wrocławiu i znaleźliśmy ze sobą mnóstwo wspólnych tematów. Nie sądziłam nigdy, że spotkam tak niesamowitych ludzi na mojej drodze…


-Inga?
-Hmm, coś mówiłaś?
-Już wylądowaliśmy. Chyba przysnęłaś.
- Yhym. To jak, wysiadamy?
-Pewnie.


Wstałyśmy z samolotu. Na lotnisku sprawnie odnalazłyśmy bagaże i ruszyłyśmy w stronę wyjścia obładowane walizkami. Faktycznie, tak jak mówiła samochód stał na strzeżonym parkingu lotniska. Brunetka otworzyła bagażnik i włożyła do niego nasze walizki.
-To wskakuj mała.-powiedziała wesoło zamykając tylną klapę.
-Mała? Jesteś niższa ode mnie!
-A ty od Roberta. O.
-Cięta riposta, kochana.-zaśmiałam się
-Weź już wchodź do tego samochodu bo nie zdążymy.
-A powiesz mi chociaż gdzie?
-Do lasu. No już nie pytaj bo i tak się nie dowiesz.-powiedziała i odpaliła swoją skodę.


Jechałyśmy ulicami Dortmundu, a ja chłonęłam widoki za oknem. Piękne budynki, stare i nowe osiedla, kościoły, parki… Już kocham to miasto.
-Jesteśmy na miejscu.
-Tak? Gdzie?
-To zobacz w przednią szybę, a nie w jedno malutkie okienko się ślepisz.- jak poleciła tak zrobiłam. Przede mną stała…
-O mój… Czy to…
-Nie wiem co w tym swoim blond łebku myślisz, ale to Iduna.
-Aaaaaaa! Kocham cię!-rzuciłam się na przyjaciółkę
-No już, już! Ja chcę jeszcze żyć!
-Nie wierzę…
-Serio. Ja naprawdę chcę żyć!
-Oj wiesz, że nie o to chodzi.
-Wiem. Jeny, jak ci się oczy błyszczą!-zaśmiała się moja towarzyszka. –To chodź do Roberta, zrobimy mu niespodziankę.
-On tam jest?
-Jeny, dziecko, chodź, bo już głupiejesz. Tak. Ma trening. Jak cała Borussia.
-To co my tu jeszcze robimy! Chodź!- poderwałam się i wyszłam szybko z samochodu.
-Idę, idę! Czekaj! I tak cię nie wpuszczą beze mnie.
-To sobie poczekaaaam!-krzyknęłam do niej i zmierzałam szybko ku drzwiom stadionu. Po chwili obie dotarłyśmy pod drzwi wejściowe. Ochroniarz widząc Anię, od razu nas wpuścił. Szłyśmy szarym tunelem obwieszonym w zdjęcia drużyny, gabloty z medalami mijając schody na górę i jak się domyśliłam drzwi do szatni. W końcu zobaczyłam trawę boiska i biegających na nim piłkarzy.
-Patrz, tam jest!-powiedziała zadowolona Ania wskazując na biegnącego Roberta w żółto-czarnym trykocie z grupką piłkarzy.
-Robert! Patrz co ci przywiozłam!-krzyknęła zza mnie ile sił w płucach Anka. Lewandowski słysząc to odwrócił się, a ja w tym momencie z biegu wskoczyłam na niego.
-Jezus! Inga!
-Chyba to drugie!-powiedziałam radośnie jeszcze mocniej ściskając mojego ukochanego przyjaciela.
-Co ty tu robisz?
-Aktualnie wiszę na tobie.
-A potem?
-Potem wiszę u was w domu całe dwa miesiące.-powiedziałam radośnie
-Serio?
-Yhym… Stęskniłam się za tobą Lewusku.
-Ja za tobą też, ale może byś już zeszła koalo i bym cię przedstawił wszystkim, co?
-Nie.-stwierdziłam poważnie, a Lewandowski zaczął skakać w miejscu próbując mnie zrzucić z siebie.
-Kurde, dziewczyno ty się kropelką do mnie przykleiłaś?
-Słabo skaczesz po prostu, nie poradzę.
-No tak. Kochana Inga. Szczera do bólu.
-Zawsze, kochany Robercie! 
-To możesz już zejść?
-Nie-e.
-To mi bardzo przykro. Ej, weźcie mi pomóżcie tego koalę odczepić!-krzyknął po niemiecku
-E-e-ej. Już schodzę człowieku, nie musisz na mnie stada goryli ze wścieklizną nasyłać.-mruknęłam pod nosem, tym razem po polsku, zeskakując z bruneta. 
Za plecami usłyszałam czyjeś śmiechy. No tak, przecież w Borussii gra jeszcze dwóch Polaków. O ludzie. Trzymajcie mnie. Stoję właśnie na samym środku Iduny, a dookoła mnie stoi rój napakowanych pszczółek… 

-Czeeeeść.-wydusiłam w końcu, a potem zaczęłam się śmiać z wtórowaniem polskiej trójki. Za naszymi plecami rozległ się gwizdek. Spojrzałam na Roberta z lekką dezorientacją.
-Zbiórka. Chodź, poznasz trenera.
-Ale ja mogę iść do…-wskazałam na wejście do Iduny, ale nikogo już tam nie było.
-Ania pojechała pewnie do domu. Zostaniesz do końca treningu i pojedziesz ze mną.
-No dobra… Czyli kierunek trener?
-Yhym.-pokiwał głową i skierowaliśmy się do około pięćdziesięcioletniego mężczyzny.


-Panie trenerze, to jest moja przyjaciółka Inga.-popchnął mnie do przodu
-Dzień dobry.-posłałam do niego niepewny uśmiech
-Witam, witam. Jurgen Klopp-przedstawił się wyciągając do mnie rękę. –No, to Inga zostaje ze mną, a ty marsz do szeregu.-skierował do Roberta
-Tak jest!-zasalutował do trenera Robert i udał się do swoich kolegów.
-No, to panienki, podzielcie się na dwie drużyny i zagracie mecz. Jasne?
-…
-To jest Inga.-wskazał na mnie widząc zaciekawiony wzrok swoich podopiecznych
-Czeeść Inga!-powiedzieli prawie chórem wyszczerzając ząbki w pięknych uśmiechach
-Cześć.-odpowiedziałam tym samym
-No, to już…-zaczął Klopp, ale przerwał mu Gotze.
-Ja jestem Mariooo, Mario Gotze. A to jest Moritz.-zaczął przedstawiać w ślimaczym tempie.
-Tak, wiem Mario. Moritz, Kuba, Robert, Łukasz , Kevin, Marcel, Mithel, […] Nuri, Mats, Pierre i Marco…-wyrecytowałam płynnie każdego stojącego w szeregu zatrzymując się na ostatnim. Cholera, czy to nie jest…
-To już możemy zaczynać panowie, czy jeszcze coś?-zapytał się Klopp, głównie kierując to do Mario, który ewidentnie chciał jak najbardziej przedłużyć rozpoczęcie rozgrywki. Już miałam się kierować do ławki, jednak genialny Gotze wymyślił następne.
-Przecież musimy się poznać! O czym by tu porozmawiać… Aaa, Inga, a wiesz, że Angelina i Brad Pitt wzięli ślub? Podobno Jennifer była zazdrosna i zatrzasnęła się w piwnicy.
-Na strychu, durniu.-poprawił go Leitner podchwytując plan opóźnienia rozgrywki
-Ludzie, trzymajcie mnie…-mruknął pod nosem Klopp
-Niesamowite Mario ale może byście już poszli grać?-zapytałam
-No właśnie…-przytaknęła mi ponad połowa zawodników
-A Kim Kardashian…-zaczął a ja przewróciłam oczami. „Pomocy” spojrzałam błagalnym wzrokiem do Roberta, który tylko wzruszył ramionami.
-Mario, daj już spokój, co? Ja rozumiem, że jest gorąco i nie chce ci się grać…-zaczął trener
-Ale trenerze drogi, ja rozmawiam z moją nową ulubioną koleżanką!
-Prowadzisz monolog.-poprawił go z drugiego końca szeregu Marco.
-E,tam. Jak chcecie grać to sobie grajcie.- „obraził” się Mario. –No, to ta Kim-kontynuował
-Ty, a od jak dawna są razem?-zapytałam "angażując" się w rozmowę, kiedy wpadłam na pewien pomysł. Puściłam oczko do załamanego trenera, który spojrzał się na mnie pytająco.
-Ale kto?
-Twoje brwi.-odpowiedziałam najpoważniej, a wszyscy zebrani na Idunie ryknęli śmiechem. Tylko Mario niepewnie sprawdzał stan swoich brwi. Klopp spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem i przybił mi piątkę, po czym znowu głośno się roześmiał.
-Dziewczyno, jesteś wielka! Zatkać Gotzego to jest Mission Imposibile!-podszedł do mnie roześmiany Auba i przybił żółwika.
-To jak, możemy już?-zapytał wycierając łzy z kącików oczu, uśmiechnięty szeroko Klopp
-Postaramy się!-odpowiedział śmiejący się koło mnie Sahin
-No, to już!-poganiał  i skierował się do krzesełek. Ostatni, Mario, człapał niezadowolony z posypania się jego misternie ułożonego planu odłożenia na jak tylko się da rozgrywki.

-Chodź.-skierował do mnie, a ja poszłam za nim.
-Jesteś niemożliwa.-zaśmiał się jeszcze kiedy usiedliśmy
-Myśli pan, że jest zły?
-Kto? Mario? Proszę cię. On? Zły? Ten słodki misiu? Niedźwiadek?-zaśmiał się a ja razem z nim.
-Przyleciałaś do Roberta z Polski, tak?
-Tak. Z Wrocławia.
-Studiujesz?
-Psychologia.
-O, no proszę. I jak ci idzie, ciężko?
-Szczerze? W gimnazjum przerobiłam cały materiał psychologii, a w liceum napisałam pracę magisterską, więc teraz trochę nudno na tych zajęciach.
-Jeny, serio? I ty wyrabiałaś się ze wszystkim? Nauka, rodzina?
-Sama nauka. Nie mam rodziny. Wczoraj jeszcze myślałam, że mam ojca, ale okazał się nim nie być. A matka zwiała gdzieś po moim urodzeniu i najwyraźniej ma na mnie wylane. Jak zaczęłam chodzić do gimnazjum to uciekałam mieszkać do babci. Tak ją nazywam, bo jest dla mnie jak babcia. Gdyby nie ona pewnie bym zwariowała, albo gorzej…-otworzyłam się przed nim. Wie o tym tylko Ania i Robert, no i teraz już pan Jurgen. Chyba po prostu poczułam, że mogę się przed nim otworzyć i wygadać. Mimo, że wiedziały o tym dwie osoby, ja czułam się jakbym musiała to przed wszystkimi ukrywać. Sam Robert mi kiedyś mówił, że jest dla nich jak ojciec…i miał rację.
-Jeny… Przepraszam, nie powinienem w ogóle o to pytać… Wtykam nos w nieswoje sprawy…
-Nic się nie stało. Gdybym nie chciała, bym panu nie powiedziała. Ufam panu. Robert niezłą reklamę panu robi. Poza tym wiedzą o tym tylko dwie osoby. Ania i Robert. No i babcia. A ja czuję, że to mnie dusi, bo muszę to ukrywać i nie wiadomo co inni sobie pomyślą. Po woli zaczynam jakoś sobie z tym radzić, być odważniejsza. Nigdy nie miałam żadnej przyjaciółki, bo się wstydziłam pokazać dom…może i nie dom, ale wiedziałam, że pewnie będzie w nim jak zawsze pijany ojciec i jeszcze nie wiadomo co się stanie...mnie lub jej…-poczułam, że łza napływa mi do oka.
-Bił cię?
-Zdarzało się…-uśmiechnęłam się krzywo, a Klopp przytulił mnie jak jakąś bliską osobę. Aż zrobiło mi się cieplej na sercu.
-Jesteś niesamowitą dziewczyną, wiesz?
-Ja? Dlaczego?
-Jesteś twarda, odważna, silna... To rzadko spotykane, a co dopiero u takiej kruchej, delikatnej, młodej dziewczyny. Gdybym miał córkę, chciałbym, żeby była taka jak ty.-powiedział poważnie, a ja odwróciłam lekko głowę czując rumieniec oblewający mój policzek.
-No patrz co oni wyprawiają.-wskazał na skaczącą wokoło bramki grupę piłkarzy. –Matko święta, Reus…-jęknął łapiąc się za głowę.
-Jeżeli mogłabym coś doradzić to [...] a potem improwizacja.-podpowiedziałam mu, a ten się zaśmiał cicho, wstał z miejsca, zrobił kilka kroków na boisko i krzyknął

-Ej, Reus złaź z tej bramki bo od tego piratem i tak nie zostaniesz!
-Dlaczego?-zaśmiał się
-Bo piraci nie kłamią!-udawał zawiedzionego Klopp
-Ale w czym ja pana okłamałem?-przestraszył się trochę
-A ile razy mówiłeś, że jesteś blondynem?-zaśmiał się a z nim wszyscy żółto-czarni no i ja.
-Inga! Aj low ju!-krzyknął do mnie roześmiany Moritz
-Ale ja przecież nic nie powiedziałam! Trenerowi powiedzcie jak bardzo go kochacie!
-My już tam swoje wiemy! Ale trenerze, trzeba panu przyznać, że szybko się pan uczy!
-Uczę się od mistrzów! No, a teraz ja zostawiam was na piętnaście minut pod okiem Ingi i macie grać a nie opalać się jak panienki na plaży. No już!-poganiał, a wszyscy niechętnie zaczęli grać.
-Oni tak zawsze czy tylko dzisiaj?
-Zazwyczaj.-pokręcił głową –Mógłbym cię prosić, żebyś została na chwilę z nimi? Muszę pilnie zadzwonić do żony, bo mam jeszcze do załatwienia sprawę na mieście, a ona nie ma kluczy do domu…
-Ależ proszę się nie tłumaczyć. Niech pan idzie, tylko nie wiem na ile po pana wyjściu dziewczęta będą grały.
-Oj będą, będą… Kto przestaje grać jak wyjdę, ma skrócony urlop o 12 godzin!-zwrócił się do nich śpiewnie –To teraz będą biegać jak w zegarku.-skierował do mnie z chytrym uśmiechem


Usiadłam na krześle trenera i przyglądałam się grze.  Cały czas nie mogłam uwierzyć, że jestem tutaj, na Idunie, a moja ukochana drużyna, której kibicuje od lat, jest ode mnie na wyciągnięcie ręki…
Wstałam z krzesła i zaczęłam chodzić wzdłuż linii boiska. Oparłam się o barierkę trybun i kontynuowałam wnikliwe oglądanie rozgrywanego meczu. Zawsze oglądałam ich mecze w telewizji, a teraz? Jestem na ich boisku, poznałam wszystkich osobiście, a oni mnie. Niesamowite. Ich gra z dala wydaje się być perfekcyjna… Chyba faktycznie się boją, że nakabluję trenerowi. Nagle gdzieś w mojej główce zapaliła się czerwona, pulsująca lampka z napisem „Czas interweniować!” i ruszyłam do akcji. Dmuchnęłam z całych płuc w gwizdek, który wcześniej zawiesił mi na szyi Klopp. Wszyscy stanęli w bezruchu niczym posągi i patrzyli się na mnie jakbym z kosmosu spadła.

-Spalony przecież był, nie widzieliście?!
-…
-Halo? Puk, puk? Czy ktoś mnie słyszy?-zaśmiałam się widząc ich zdziwione i nieco przerażone miny. Jedynie Robert stał i patrzył na przerażoną resztę z politowaniem, bo jako jedyny wiedział, że mam trochę pojęcia o piłce. Kolejne na liście zajęć dodatkowych w szkole.
-Co ty powiedziałaś?-zapytał w końcu z rozdziawioną buzią Mats
-Puk, puk?-udawałam, że nie rozumiem o co chodzi.
-Przewiń trochę do tyłu, że co przepraszam było?
-Aaa.. Spalony! A, nie?
-Był, był!-wyłonił się zza moich pleców Klopp i podał mi butelkę chłodnej wody. Musiał tu dłużej stać.
-Dziękuję.-powiedziałam i upiłam łyk.
-Dżizas! Kobieta, która wie co to jest spalony! Muszę się napić. Nie chcę ale muszę.-stwierdził Mario cytując klasyka. Oczywiście wziął go pewnie od Roberta… No, albo Łukasza lub Kuby. O ile wiem z opowieści, we trójkę organizują sobie czasem „polskie wieczory”.
-To trzymaj!-powiedziałam  do niego rzucając butelkę z wodą.
-Dzięki, zawsze coś.
-No dobra. Macie dziś już wolne, bo chyba dzieci mają na dzisiaj za dużo wrażeń.-zaśmiał się trener, a wszyscy zawodnicy ruszyli do korytarza rzucając „dziękujemy”. W końcu zostaliśmy sami na murawie.
-Na jak długo zostajesz?
-Niestety będzie mnie pan miał na głowie do końca wakacji.-uśmiechnęłam się od ucha do ucha
-Jakie niestety! Ja tam się bardzo cieszę. Chłopcy pewnie z resztą też…
-Jaaaaasne.-wtrąciłam
-Pewnie, że tak. Jak będziesz czegoś potrzebować to zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję, zapamiętam. To ja już lecę. Dziękuję za wszystko. Do widzenia!
-Nie ma za co. I do zobaczenia!-odpowiedział mi z uśmiechem a ja skierowałam się do tunelu.


Ledwo co przekroczyłam próg, a poczułam jak unoszę się do góry. Ktoś podniósł mnie za ramiona, a druga osoba chwyciła za nogi…




CDN…


~~~
Podejrzenia? 
Jak Was znam-pewnie okażą się słuszne:)
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze!!! Czytając je kilka dni temu zakręciła mi się w oku łza. (nie żartuję!) Nie spodziewałam się, że moje opowiadanie zostanie tak ciepło przyjęte! Będę się powtarzać, ale przeogromne dzięki<3 Jesteście kochane <333 Tak sobie po cichu marzyłam, że będzie ich tyle samo co pod poprzednim lub więcej i się udało.:) Magiczna ósemeczka bardzo cieszy (dziewiątką, dziesiątką lub więcej-też bym nie pogardziła;)) )
A teraz do rzeczy!
W przyszłym tygodniu pojawią się 2 części! (moje ulubione^^)
(nie, nie ma tu żadnych gwiazdek:D )

  • Część czwarta - 27.05 (środa), godzina 16:00
  • Część piąta - 31.05 (niedziela) , (data zobowiązuje^^ :) ), godzina 15:00 SPROSTOWANIE-godzina 12:00 :)
Miłego weekendu Wam życzę!:) 
PS. 3majcie kciuki za mnie w środę-mam przesłuchania do liceum z prof. muzycznym...a aktualnie mam prawie 38* gorączki i strasznie bolące gardło...ale gdybym zaśpiewała jakiś utwór hevy-metalowy , to by nawet nie podpadło-chrypa jak u zawodowca ;)))
Buziaki!:**

11 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział :* Już odliczam dni do następnego rozdziału :* A na razie życzę weny :* Pozdrawiam Julia.Reus

    OdpowiedzUsuń
  2. No kobieto dajesz czadu. Czekam na nn. Powodzenia. // Reusowa

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadal niezmiennie zachwycam się dialogami! Nie wiem, skąd je bierzesz, ale bierz jak najwięcej :p Właściwie to w podobny sposób wyobrażam sobie atmosferę w szatni Borussii, więc może coś w tym jest ;) I oczywiście, że mam podejrzenia, ale powiem Ci pod następnym rozdziałem, czy okazały się słuszne :P
    Tymczasem pozdrawiam i życzę dużo zdrówka ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Chciałabym zobaczyć ich miny jak oznajmiła im, że jest spalony. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział. To jest jeden z moich ulubionych blogów.
    Kto podniósł Ingę? Jeśli miałabym zgadywać postawiłabym na Mario i Moritza albo Roberta z kimś. Ciekawe czy Marco pozna, że wtedy wpadł właśnie na Ingę.
    Dużo weny życzę,
    Mańka

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny piękny ! :D Chłopacy chyba polubili Mazur a to najważniejsze :D Mam podejrzenia kto to no ale zostawie to dla siebie bo nie wiem czy mam dobre przeczucia:D
    Zapraszam na nowy do siebie - http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuje za zaproszenie mnie :) Dziękuję, bo przegapiłabym tak świetnego bloga :)
    Po pierwsze, naprawdę świetnie piszesz i masz talent :) Dialogi w opowiadaniu sa ciekawie i bardzo realne.
    Po drugie, plus za historię. Jest bardzo interesująca i już zdążyłam się wciągnąć w nią. Mam nadzieję, że wytrwasz do końca! :)
    Po trzecie, cudni bohaterowie! Uwielbiam Lewandowskich i tylko czekać, co odwalą, a w szczególności Lewy :D
    Po tym rozdziale jestem bardzo ciekawa , kto podniósł naszą Ingę. Ciekawa też jestem dalszej znajomości z naszymi piłkarzykami :3
    Pozdrawiam i życzę dużoo weny oraz oczywiście powodzenia na przesłuchaniu!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaprosiłaś, więc jestem :) Nadrobiłam wszystko i bardzo mi się podoba. Długie, ciekawe rozdziały. Fajni ludzie :D. Bardzo lubię Lewandowskich, prawie w każdym moim blogu się pojawiają i cieszę się, że tu też są ! <3 ciekawe, ciekawe kto podniósł Ingę, mam swoje typy, ale zobacze przy następnym rozdziale czy miałam racje ... :) buziaki

    OdpowiedzUsuń
  9. Hahaha, popłakałam się ze śmiechu. Miałam nie pisać Ci komentarzy pod starymi rozdziałami, ale się nie mogłam powstrzymać. ;D Lecę do następnych. ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. mistrzostwo! jest się z czego pośmiać, jahaha IDE CZYTAĆ DALEJ CHOCIAŻ ZA SZEŚĆ GODZIN MUSZĘ BYĆ NA NOGACH

    OdpowiedzUsuń