piątek, 15 maja 2015

Jeden.



Promienie słońca wpadały przez okno. Uwielbiam… Przeciągnęłam się leniwie na łóżku. Nie, wróć, Słońce? Słońce, słońce…ranek… Cholera, zaspałam! Spojrzałam na godzinę w telefonie. Za półtorej godziny mam samolot do Warszawy. Poderwałam się z impetem z łóżka i pobiegłam przygotowywać się do łazienki. Po pół godzinie byłam już umyta, ubrana i pomalowana. Pięknie. Śniadanie? Kupię coś po drodze. Wzięłam moją torbę, do której włożyłam najpotrzebniejsze rzeczy i wezwałam taksówkę. Poranek prawie jak w „Kevin sam w domu”.

Po kwadransie byłam już na lotnisku. Weszłam do środka i spojrzałam na terminal. Jeszcze trochę czasu zostało, więc poszłam na poszukiwanie jakiegoś sklepu, gdzie będę mogła kupić coś na szybko do zjedzenia.


Siedziałam w samolocie i oglądałam obraz za okienkiem jak z lotu ptaka. Mimo, że jakoś nie przepadam za lataniem, to co jak co, ale oglądać widoki uwielbiam. Wszystko jest takie malutkie, jak na jakimś rysunku. Mogłabym tak patrzeć godzinami…

W końcu wylądowaliśmy.  Wzięłam swoją torbę i udałam się w kierunku Uniwersytetu, aby ustalić szczegóły mojego wyjazdu do Dortmundu.

Stanęłam przed drzwiami dyrektora. Zapukałam, a po chwili usłyszałam krótkie „proszę” dobiegające zza nich. Nacisnęłam klamkę i weszłam. Gabinet był bardzo duży, lecz wystrój nie podpasował mojemu gustowi. Ciemnobrązowe ściany, meble w kolorze gorzkiej czekolady, kompletnie niepasujące dekoracje, a po środku stało ciemne biurko, przy którym siedział na oko pięćdziesięcioletni mężczyzna.


-Dzień dobry. Inga Mazur.-przedstawiłam się
-Przepraszam, byliśmy umówieni? Bo nie przypominam sobie…
-Tak.  Jestem z Wrocławskiego Uniwersytetu. Przyjechałam omówić szczegóły dotyczące wyjazdu w ramach stypendium do Dortmundu…
-Ale ja nie mam informacji, żeby to pani miała tam właśnie jechać.
-Słucham?
-Piotr… Emm, znaczy pan Chojnacki osobiście pojedzie przeprowadzić rozmowę i wywiad z piłkarzami.
-Ale przecież to miało być stypendium za najlepsze umiejętności!
-Czy pani właśnie podważa pani umiejętności pana profesora?!
-Skądże! Po prostu myślałam, że miał to być konkurs wśród uczniów, a nie po to, żeby podcinać im skrzydła i na ich miejsce mieli wchodzić wykładowcy! Faktycznie, uczelnia świeci przykładem!
-Ma pani coś jeszcze do dodania? Więc proszę wyjść.-powiedział poddenerwowany i wskazał mi ręką w stronę drzwi. Już chciałam mu jeszcze coś powiedzieć, ale dałam spokój. Nie miałam siły ani energii na takich ludzi…



Chodziłam ulicami Warszawy i nie wiedziałam co z sobą zrobić… Byłam zła. Tyle się starałam i co? Nici. Nici z Dortmundu, odwiedzenia Ani i Roberta, a co dopiero poznania całej ekipy ukochanej Borussii… 
 Zaczęło kropić. Szłam właśnie chodnikiem z kubkiem kawy w ręku, kiedy wpadł na mnie jakiś facet.



-Uważaj jak chodzisz, ofermo!-krzyknęłam, kiedy zawartość styropianowego kubka znalazła się na mojej białej koszuli.
-Was?-zapytał nie rozumiejąc. No tak, Niemiec. Powtórzyłam mu to samo z jeszcze większą pretensją.
-Chyba ty uważaj, ja nie chodzę z głową wpatrzoną w buty.-odpowiedział mężczyzna i gapił się na mnie
-No pewnie! Jasne! Wszystko przeze mnie! Ale jednak mi wisisz za pralnię, to moja ulubiona bluzka.
-Ojej, jaka szkoda. Akurat twoja ulubiona bluzka… Prędzej czy później i tak byś ją wyrzuciła.-stwierdził ze stoickim spokojem i poprawił ciemne okulary, które zsunęły mu się z nosa.
-Co ty nie powiesz?! A może nie?
-A może tak?
-A idź w cholerę człowieku!-krzyknęłam ile sił ,rozpłakałam się jak małe dziecko i oparłam się o ścianę starej kamienicy, obok której się znajdowałam. Musiałam dać w końcu upust emocjom z dzisiejszego dnia. Mężczyzna lekko zdezorientowany patrzył się na mnie, a ja tylko osunęłam się w dół i nie mogłam przestać płakać. Spojrzałam się na niego przez załzawione oczy. Był wysoki, dobrze zbudowany, widać było, że ćwiczył.  Rozpadało się na dobre. Mężczyzna poprawił swój kaptur i zrobił krok w moim kierunku, lecz zanim się odezwał, ja go wyprzedziłam i powiedziałam cicho, choć na tyle głośno, żeby usłyszał
-Idź mi stąd. I patrz jak łazisz, bo ci się trochę kwitków do pralni uzbiera i się nie wypłacisz, palancie..
On zawahał się, ale w końcu odszedł bez słowa. Nawet zwykłego „przepraszam” nie usłyszałam. No tak, faceci. A czego by się więcej po nich spodziewać?!



Stałam na środku parku. Przemoczona od stóp do głów. Postanowiłam zadzwonić do Ani. Po dwóch sygnałach odebrała.

-No hej Gusia, co u ciebie?
-Beznadziejnie.
-Ej, ty płaczesz?
-Nie, już nie…
-Inga, co się dzieje?
-Miałam wam zrobić niespodziankę i przyjechać do Dortmundu na stypendium, ale niestety mój cudowny pan profesor ma większe chody i mnie najzwyczajniej w świecie wygryzł…
-Ej, nie przejmuj się. Przecież możesz przyjechać do nas kiedy tylko chcesz. My mamy wolny pokój, więc możesz przyjechać w każdej chwili… No, za dwa dni, bo teraz jesteśmy w Warszawie…
-W Wawie? Jeny! Z nieba mi spadłaś! Jakiś debil, Niemiec z resztą, wpadł na mnie i mam całą bluzkę w kawie!
-Hahaha, biedactwo kochane. To podejdź pod Mercure’a i dam ci coś na przebranie. Pewnie jeszcze jesteś cała mokra, hmm?
-Skąd wiedziałaś?-zaśmiałam się ponuro i ruszyłam w kierunku hotelu, w którym była moja przyjaciółka
-Chyba za dobrze cię znam!
-Już się boję. Jest Robert?
-No sekundę temu wyszedł na trening.
-Trening w Warszawie?
-To nic nie wiesz? Cała Borussia, no prawie, przyjechała do stolicy. Mojemu mężowi zachciało się treningu na Narodowym i zorganizował wszystko- zaśmiała się moja przyjaciółka
-I ja nic o tym nie wiem?
-Już wiesz!
-Ejj…Przecież wiesz, jak chciałam zawsze zobaczyć ich na żywo…
-Wiesz co? Wrócę z tobą do Wrocławia, tam się spakujesz i polecimy razem do Dortmundu.
-Chyba żartujesz…
-Skąd! U nas gościnny stoi odłogiem. Ja, a tym bardziej Robert się ucieszymy, jak u nas będziesz mieszkać. Choćby na wakacje, bo pewnie nie masz żadnych planów?
-No miałam Dortmund… Ale już nie mam.
-No to znowu masz! Gdzie już jesteś?
-Za trzy minuty będę pod hotelem.
-O. To już schodzę na recepcję.
-Jasne. Do zobaczenia.-rozłączyłam się.



Chwilę później byłam już „duszona” przez przyjaciółkę.

-Jeny, jak ty pięknie wyglądasz! W ogóle wypiękniałaś!
-Ehe, zwłaszcza z ogromną plamą po kawie i rozmazanym tuszem.
-Ładnemu ze wszystkim ładnie.-stwierdziła Ania –Chodź do pokoju, dam ci ciuchy na przebranie i sama się spakuję.-dodała
-Wyjeżdżacie?
-Kobieto, ty nie kontaktujesz coś dzisiaj, nie? Pakuję się, piszę kartkę Robertowi, wracam z Tobą do Wrocławia, ty się pakujesz, no ewentualnie przenocujemy tam i wylatujemy do Dortmundu. Świta już coś?-zaśmiała się
-No tak jakby przez mgłę.-odpowiedziałam jej tym samym.



Po chwili przebierałam się w ubrania, które dała mi Lewandowska. Niestety spodnie były trochę za krótkie, no ale lepiej takie, niż przemoczone do suchej nitki. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma!


-Dobra, ja już ogarnęłam moją walizkę, jeszcze tylko makijaż poprawię i możemy wychodzić… A co ty co tam tak grzebiesz intensywnie w tej kosmetyczce?! O właśnie, jeszcze kosmetyczka…
-A, łady wisiorek. Z zegareczkiem. Założę sobie.
-Inga…
-Cudaśny… Tak?
-To mój naszyjnik.-zaakcentowała drugie słowo
-Wiem, ja nie zakładałam dzisiaj żadnego. Ale mogę ci za to pożyczyć moją bransoletkę…
-Trzymajcie mnie ludzie… Zapowiadają się dłuuugie wakacje.- westchnęła brunetka trzymając się za głowę
-Całe dwa miesiące! To chcesz tą bransoletkę? Bo jak nie, to chętnie ja założę, jako jedyna się nie przemoczyła.-kontynuowałam próbując zachować powagę. Ania spojrzała na mnie z ukosa nakładając na usta błyszczyk, a ja roześmiałam się w niebogłosy.
-No ha, ha. Bardzo zabawne. Boki zrywać…
-Też cię kocham Lewandowska!-wydusiłam krztusząc się ze śmiechu
-Jesteś nienormalna… Weź tą swoją siatkę z mokrymi rzeczami, bo tutaj za szybko nie wyschną, a niedługo mamy samolot.
-Myślisz, że będą jeszcze miejsca, żebyś mogła polecieć?
-Kochana, ja już kupiłam! Przez telefon.
-No proszę, mobilny człowiek. Do reklamy się nadajesz! Wiesz, superszybkie przelewy i tak dalej…
-Jasne, jasne. A swoją drogą, przystojny był?
-Kto?
-Cytując ciebie, Niemiec, debil…
-Aaaaa, ten… Przystojny? Sama nie wiem. Był wyższy ode mnie, chyba  wysportowany, na głowie okulary i kaptur, więc jakoś szczególnie nic nie zapamiętałam. Chociaż…
-Chociaż?-ciągnęła mnie za język
-Przez moment zauważyłam jego oczy…
-Oooo… Uroczo. Jakie?
-Chyba takie morskie… Nawet ładne. Utopić się można…
-W oczach?
-Nie, w morzu. Zwłaszcza w Bałtyku. Tak dużo ludzi się topi, szczególnie w wakacje.-próbowałam wykręcić się z niezręcznej sytuacji. Chyba łyknęła. Albo najzwyczajniej w świcie dała mi chwilowy spokój. Też się czasem zdarza.  Ale co jak co, oczy to miał piękne, nawet kiedy widziałam je przez ten ułamek sekundy… E,e,e, o czym ty myślisz, Mazur! Wcale nie były takie piękne… No, po prostu ładne. Przeciętne. Od razu lepiej.
 -Kochana, zero romantyzmu. Zaiskrzyło chociaż?
-Taaa, bardzo. Gdybym była Zeusem to bym już dawno go piorunem strzeliła. Taka wiesz, trochę większa iskierka.
-Nie wierzę… Co ty mu nagadałaś?!
-Nic specjalnego. Najpierw na niego najechałam, potem ten idiota zaczął się awanturować, że chodzę z nosem w ziemi, a ja się rozryczałam.
-CO?!-zapytała wytrzeszczając oczy
-No tak!-powiedziałam, a na wspomnienie tamtej sytuacji sama roześmiałam się. –Szkoda, że nie widziałaś jego zdezorientowanej miny, haha…
-Wyobrażam sobie… Ej, ale on był Niemcem, tak?
-Tak.-bardziej zapytałam niż stwierdziłam
-A jak to był ktoś z ekipy Borussii?
-To będzie miał u mnie przesrane!-powiedziałam zgodnie z prawdą, a potem wybuchłyśmy  razem śmiechem.
-Oby to był jednak turysta.
-Oj, tak…-przyznałam




Chwilę jeszcze poplotkowałyśmy, potem Ania zostawiła kartkę Robertowi na stoliku, żeby się nie martwił i ruszyłyśmy na lotnisko…





~~~

A więc przychodzę już do Was z pierwszą częścią opowiadania.
Mam nadzieję, że spodobała się Wam. Tak? Nie? Czekam na Wasze komentarze, opinie.
Sama uważam, że nie wyszła mi najlepiej, wiem...Pisałam ją cztery miesiące temu, a kiedy chciałam coś poprawiać, to nic lepszego nie wychodziło...Obiecuję, że z kolejnymi częściami będzie coraz lepiej! ;))
Bardzo, bardzo dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze, które pojawiły się przy prologu-cieszyłam się z nich jak małe dziecko!:) Daje ogromnego kopa, motywację i wenę w jednym:) Mam nadzieję, że ich liczba będzie już tylko rosnąć:)
Pojawiły się pytania o powiadamianie o częściach-oczywiście, nie ma problemu, żebym pisała. Jeżeli ktoś jeszcze chciałby być informowany na bieżąco o pojawiających się postach na moim blogu, bardzo bym prosiła, o wpisanie do siebie maila/bloga w zakładce "Informowani"(  http://mr11-bvb.blogspot.com/p/informowani.html ), co dużo bardziej ułatwi mi sprawę z powiadamianiem i będę miała pewność, że o nikim nie zapomnę:)
To chyba tyle z moich "ogłoszeń parafialnych":)
Do następnego razu!:*

8 komentarzy:

  1. Super! Wspaniale! Genialnie! Cudownie! Wydaje mi się, że ten facet od kawy to Marco. Zaczyna się bardzo fajnie, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Pozdrawiam, Mańka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahhhhhh *.*
    Normalnie genialne! Nawet mam już podejrzenia kto mógł być tym Niemcem ;D
    Zapowiada się bardzo ciekawie ;)
    Cieszę się również z tego, że Inga i Ania się przyjaźnią (tak, tak prywatnie jestem fanką Lewej, ale mniejsza o to! <3)
    No więc dodawaj szybko kolejny bo usycham z ciekawości ;*
    Życzę dużo weny no i widzimy się w następnym rozdziale ;))
    Buziaczki :*** <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uhuhu genialny ten rozdział :* Mam nadzieję że tum tajemniczym Niemcem będzie Marco :* Czekam z niecierpliwością na rozdział drugi. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. "Gdybym była Zeusem to bym już dawno go piorunem strzeliła. Taka wiesz, trochę większa iskierka."
    Hahaha XDDD
    Wg rozdział fajniutki.
    Pozdr^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Super super super *.*
    Oczywiście mam już pewne podejrzenia, kto wpadł na biedną Ingę, ale zostawię to dla siebie :p Po prostu nie miała dobrego dnia, więc koleś trochę oberwał, ale czasami właśnie takie sytuacje są początkiem pięknej znajomości :)
    Powiem szczerze, że cieszę się, iż mogę czytać tego bloga, bo widać, że jest przemyślany. A co do poprawiania treści rozdziałów - niewarto. Sama piszę z dużym wyprzedzeniem i też nie udaje mi się wykombinować nic innego... Pierwotna wersja jest najlepsza! :)
    Pytałaś o informowanie... Wolałabym zakładki, bo tam się nie gubię i zaglądam dość często. Zostawię swój adres w 'Informowanych', jak prosiłaś pod postem.
    Pozdrawiam, do usłyszenia ♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za zaproszenie. Niesamowicie interesujące opowiadanie. Wydaje mi się, że masz na nie świetny pomysł. ;)
    Co do rozdziału... :)
    Bardzo mi się podoba.
    Niesamowicie wkurzył mnie ten dyrektor. Zachował się jak cham, a zachowanie... nie wynikało z niego, że jest dobrze wychowany. -.- A pan profesor... takiego samego pokroju. -.-
    Niesamowicie zaintrygował mnie owy mężczyzna. Czyżby był to pan Reus? Och, oby tak! ♥
    Ciekawi mnie ciąg dalszy! :)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. No początek cudny:) Coś mi świta ,że ten Niemiec to chyba Reus no ale nie jestem pewna:) Ten dyrektor to dupek jak on tak mógł :-: Fajnie ,że Mazur przyjaźni się z Lewandowską i Lewandowskim :D Pozdrawiam serdecznie i dużo weny :)
    W wolnej chwili zajrzyj do mnie i zostaw po sobie ślad - http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń