sobota, 31 października 2015

Trzydzieści jeden.



/Inga/


Dzisiaj w końcu wracamy do Dortmundu. Zostawiłam Wrocław za sobą, tak wiele przede mną. Ostatniej nocy w hotelu Marco z Lewym zaproponowali, żebym pojechała z nimi i jeszcze kilkoma osobami na wycieczkę…





Retrospekcja
~~~

-Inga, wiem, że to może nie w porę-zaczął Robert- ale chcielibyśmy, żebyś pojechała z nami na wakacje.
-Jakie wakacje?-zostałam wyrwana z moich myśli
-No jadę ja z Anią, Marco, Mario, Pierre, Mats z Cathy, Łukasz z Ewą.
-Nie wiem, chyba nie, dziękuję. Poza tym nie mam pieniędzy a znając was pół świata przejedziecie.
-Z biletami nie ma problemu. Już są kupione. Dla ciebie.
-O nie. Ja na coś takiego się nie godziłam. Nie chcę, żebyście mnie sponsorowali.
-Potraktuj to jako prezent.-odezwał się w końcu Marco
-Nie, ja tak drogich prezentów nie przyjmuję.
-Uwierz, że nie zbiedniejemy.
-Super! Da się oddać jeszcze te bilety?
-Nie/Tak.-odpowiedzieli równo.
-To w takim razie oddajcie.
-Nie.-tym razem jednogłośni
-Komu powinnam oddać pieniądze?
-Wszystkim.
-Słucham?
-Wszyscy się złożyli.-odpowiedział bacznie mnie obserwując Reus
-Nie, chłopaki, przepraszam, tylko będę piątym kołem u wozu. Będę wam przeszkadzała. Zmarła mi babcia, moje życie to chaos… Nie nabawicie się ze mną.
-Odpoczęłabyś. Przecież nie musisz od razu chodzić na imprezy, chociaż jakbyś chciała też by było fajnie. Guśka, my rozumiemy przecież twoją sytuację i nikt ci nie będzie robił pod górę. Jak będziesz chciała możesz nawet się zamknąć w pokoju.
-Nie wiem.
-Bilety są na dwudziestego szóstego o siódmej rano na lotnisku. My będziemy na ciebie czekać póki siłą nas nie wrzucą do samolotu. Jak nie, to nie. Nie zmuszamy. Możemy się tak umówić?
-Niech wam będzie. Ale to nie znaczy, że się zgadzam.
-Wiemy.



~~~



Oczywiście również mi się oberwało za moją lekkomyślność za to, że poszłam do aresztu. Na szczęście zostałam po tym przytulona i już z lekkomyślności przeszło na odwagę.  Czuję, że Klopp naprawdę stara się być dla mnie prawdziwym ojcem. A sam jest wspaniałym człowiekiem.


-Inga. Jesteśmy pod domem.-poczułam rękę na ramieniu
-Długo spałam?
-Jakiś czas.-uśmiechnął się Klopp –Wniosę kartony. Na pewno nie mam zabierać ich do siebie?
-Jeszcze nie. Chciałabym przejrzeć jeszcze kilka rzeczy.

Kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu Klopp zawołał do Lewandowskiego po polsku jak to miał w zwyczaju

-Robert, rusz dupę!-zaśmiałam się pod nosem
-Nauczę cię trochę bardziej uprzejmych polskich zwrotów.
-Dziękuję, nie kłopocz się, inne mi niepotrzebne.-odpowiedział z wielkim uśmiechem na ustach i poszedł na piętro odłożyć kartony do mojego pokoju.
-To gdzie te marmoladki?-wyszczerzył się Lewy
-Już u mnie w pokoju. Dla ciebie zostały albumy.
-Pfff.-rzucił nadąsany i ruszył powłóczyście do samochodu.






***




Zbliżała się dziewiętnasta. Nie miałam co ze sobą zrobić. Robert proponował mi wspólną grę w Fifę, ale zupełnie nie miałam do tego nastroju. Cały dzień byłam jakaś przygnębiona. Nie, przecież nie jestem sama, mam tatę, mam Lewandowskich, mam Marco, Mario, Kubę i resztę zawodników BVB…Jednak czułam jakby brakowało jednej osoby. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Idunę na myśl mi przyszło, że muszę przyjechać tu z babcią…
Chwyciłam za telefon i napisałam sms’a do taty.



„Do której jest otwarta Iduna?”



Równo minutę później przyszła odpowiedź.



„Możesz pójść w każdej chwili. Ochrona wie.:)”



„Dzięki!”

Odpisałam i zeskoczyłam z łóżka. Przebrałam się w getry, sweter i czarne conversy. I tak właśnie wyszłam z domu. Na zewnątrz powoli się ściemniało. Kierowałam się mapami w moim telefonie, żeby trafić od razu na stadion, a nie okrążyć cały Dortmund. W końcu trafiłam pod jej drzwi. Ochroniarz tym razem przepuścił mnie bez problemu.  Skierowałam się najpierw do szatni chłopaków. Zawsze marzyłam tam się znaleźć. Stanęłam przed drzwiami i nacisnęłam na klamkę. Niestety nie ustąpiła. Może jeszcze innym razem. Skierowałam się długim, czarno-żółtym tunelem, z którego na meczach drużyny wychodziły na meczach na boisko. Prawie też bym tak weszła gdyby nie…

-Kto panią tutaj wpuścił? Proszę opuścić obiekt.
-Wpuścił mnie tu pan ochroniarz, wie, że tu jestem.
-Ale poza godzinami zwiedzania nie można tu przebywać!
-Proszę chwilę zaczekać.
-Ale…
-Chwilę.-powiedziałam i wykręciłam numer do taty na telefonie.

-Halo?
-Hej. Mogę wejść na boisko?
-Możesz wejść wszędzie. A co jakieś problemy z ochroną?
-Dokładnie.
-Daj mi tego pajaca do telefonu. –zaśmiałam się i podałam telefon ochroniarzowi. Patrzyłam na wyraz jego twarzy, który z sekundy na sekundę zmieniał się jak w kalejdoskopie. Tato, nie rób siary!
-Cór…-zająkał się wysoki mężczyzna i spojrzał się na mnie zszokowany jakby mi nagle wyrosły zielone czółki. No tak. Szok, że trener Borussii ma córkę. Biedny ochroniarz.
-Oczywiście, rozumiem. Do widzenia.-mówił zaskoczony do telefonu i podał mi urządzenie.
-Dziękuję tatusiuuu!-powiedziałam piskliwym głosikiem korzystając z uprzejmości ochroniarza, który ustąpił mi posłusznie z drogi i zaczęliśmy się oboje śmiać.
-Co właściwie robisz na Idunie?
-Podziwiam!-uśmiechnęłam się, kiedy postawiłam pierwsze kroki na murawie.
-To miłego podziwiania! Będę musiał też podjechać na Idunę po dokumenty za jakiś czas, może jeszcze będziesz to cię odwiozę.
-Dokumentacja to przecież najważniejsze zajęcie trenera.-zaśmiałam się –Pewnie, skorzystam z transportu z przyjemnością.
-Okej, to baw się dobrze!
-Tak właśnie zamierzam.-odpowiedziałam i rozłączyłam połączenie.

Stałam na Idunie. Na tej Idunie. Sama. Iduna i ja. Poczułam ogromny napływ endorfin. Zapiszczałam cicho i wskoczyłam na trybuny. Usiadłam na pierwszym lepszym krzesełku, a po chwili pobiegłam na samą górę. Tak, stamtąd był przepiękny widok. Zrobiłam zdjęcie. Kto by nie zrobił?! Pobiegłam migiem do drugiego sektora. Zupełnie inny widok! No to zdjęcie. Trzeba jeszcze zbiec niżej i zrobić usiąść na krzesełku. I zrobić zdjęcie. Tak właśnie obiegłam cały stadion i trybuny. Czułam się jak małe dziecko, co dostało w nagrodę lizaka.
W końcu zaczęłam schodzić na dół. Oczy mi rozbłysnęły na widok zielonej murawy. Nie musiałam się długo zastanawiać. Zdjęłam trampki i skarpetki i boso stanęłam na murawie. To tak wspaniałe uczucie. Tyle o marzyłam o tym momencie. Dotknęłam słupka bramki. Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Popatrzyłam na wprost. Druga bramka! Z dziecięcą radością przebiegłam całe boisko, by podskoczyć do drugiej bramki i zawisnąć na drążku. Poszłam powoli rozglądając się po trybunach  na sam środek boiska.  Pod wpływem chwili położyłam się na pięknie wyrównanej trawie i patrzyłam w niebo, które stało się już ciemnoniebieskie. Jedyne światło na murawę dawały wielkie prostokątne lampy ustawione teraz na nieco delikatniejsze światło. Zamknęłam na jakiś czas oczy i rozkoszowałam się chwilą.

Kiedy tylko otworzyłam powieki o mało co nie wyskoczyło mi serce. Nade mną stał tata z Hansem-Joahimem Watzke śmiejąc się. Zamrugałam szybko powiekami, myśląc, że to tylko coś w moim móżdżku nie tak. Chyba jednak w porządku. Zaczęłam się podrywać do wstania.

-Siedź, siedź. My się dosiądziemy!-uśmiechnął się szeroko tata
-Nie, ja wstanę. Nie zaszkodzi mi.
-Oj daj spokój, jeszcze chyba nie siedzieliśmy na środku boiska, nie Jurgen?-tym razem odezwał się Watzke.
-No właśnie.-stwierdził i przysiadł się do mnie, a tuż obok niego dyrektor Borussii.
-Właściwie, gdzie moje maniery, Inga Mazur.
-Joahim Watzke, ale sądzę, że się tego domyśliłaś.-zaśmiał się i uścisnął moją rękę
-Nie ukrywam, że tak właśnie było.-odpowiedziałam. –Ale tu pięknie.-westchnęłam
-Poczekaj, aż będzie tutaj mecz.
-We wrześniu już będą, prawda? Jeszcze zdążę przed rozpoczęciem roku.
-A no właśnie, w sprawie studiów…-zaczął tata drapiąc się po czole
-Tak?
-Wiem, że w twoim życiu się trochę ostatnio działo, trochę rewolucji…Ale ci dorzucę pomysł do przemyślenia oczywiście.
-Jaki?
-Studia w Dortmundzie.-odpowiedział pan Watzke
-Bardzo bym chciała, ale niestety…aż tak perfekcyjnie języka nie znam. Muszę dokończyć te lata w Polsce.
-No właśnie wcale nie musisz. Właśnie rozmawialiśmy o tym z Juergenem… Mówiłaś, że znasz cały program wykładany w następnych latach.
-Po polsku.
-Właśnie. Mój szwagier jest dyrektorem całego  uniwersytetu tutaj.
-Nie, nie. Bardzo przepraszam, ale nie chciałabym mieć zaliczanej magisterki na podstawie znajomości…
-Nic takiego nie powiedziałem! Rozmawiałem już z nim. Poszedł nam na rękę i możesz napisać dwa testy zaliczeniowe z dwóch lat. Jak napiszesz na ileśtam procent, już zapomniałem, możesz od razu zdawać magistra. Też po polsku.
-Naprawdę?-na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Żadnego wyjazdu do Polski. Pobyt na stałe w pięknym Dortmundzie, blisko Marco…znaczy się, blisko taty i przyjaciół.
Obydwoje pokiwali zgodnie głowami
-Kiedy? Kiedy na to wpadliście?
-A chyba jakoś wczoraj przez telefon i dzisiejsze popołudnie.-odpowiedział tata przyglądając mi się bacznie. –Co ty na to?
-Dziękuję!-pisnęłam i mocno przytuliłam tatę.  –Panu też bardzo dziękuję. Nie mam pojęcia jak się odwdzięczę.
-W sumie nawet mam pomył, ale to kiedy indziej. Spokojnie, nie masz się czym przejmować, na razie to nic konkretnego. Musisz poczekać. Najpierw magistra zdaj śpiewająco.
-W takim razie będę czekać.
-No to teraz ci możemy zmieniać nazwisko.-uśmiechnął się szeroko Klopp.
-Słucham?-domyślałam się, że moje oczy są wielkie jak pięciozłotówki.
-No wiesz, jesteś moją córką. Trzeba zrobić badania i zanieść je do urzędu, wpisać mnie na akt urodzenia no i zmienić nazwisko. Nie podoba mi się, że nosisz nazwisko niespokrewnionego z tobą faceta, o którym najlepiej, żebyś zapomniała.
-Ale…
-Nie przyjmuję.-pokręcił przecząco głową
-Wow.
-To znaczy…
-Nie wierzę w to wszystko. Żeby moje życie zmieniło się w zaledwie dwa tygodnie. Nie umiem się w tym wszystkim zaleźć. Jeśli chodzi o nazwisko, jasne, jeżeli tak chcesz…
-Nie, pytanie czy ty chcesz.
-Przed chwilą nie było żadnego ale.
-Ale możesz się wypowiedzieć na ten temat. To w takim razie co, hmm?
-Nie mogę w to uwierzyć. Nie wiem jak powinnam się teraz czuć, ale…
-Nie mów co powinnaś, a co czujesz.-uśmiechnął się pokrzepiająco Klopp.
-Hmm… Niedowierzanie, to na pewno. Szok, pustkę, zaskoczenie.
-Pustkę?
-Babcia. Nie umiem przyjąć, że nie ma jej już wśród nas.-zeszkliły mi się oczy, a tata objął mnie silnie ramieniem
-Jest. Jest gdzieś tu i czuwa nad tobą.
-Masz rację.-uśmiechnęłam się i położyłam głowę na jego ramieniu.
-Ale ci się córa poszczęściła.-uśmiechnął się szeroko pan Watzke.
-No ba!-odparł dumnie.
-Chociaż powiedziałbym wypisz-wymaluj cała mama.-przyglądał mi się. Tak. Jeszcze jedna niedokończona sprawa…
-A więc Inga Klopp?-spojrzałam na niego
-Brzmi idealnie. Tak powinno być od urodzenia. Możesz jeszcze jedno pięęękne, dłuuugie imię wstawić przed nazwiskiem.
-Nie, przepraszam, z całym szacunkiem do twojej mamy…Inga Klopp w zupełności wystarczy. Disneyowskie księżniczki niech zostaną u Disneya.-stwierdziłam ze śmiechem, a po chwili wtórowały mi dwa męskie, donośne śmiechy.
-Długo się przyjaźnisz z panem Watzke?-zapytałam z ciekawości
-Tylko nie pan!
-Opóźniony kryzys wieku średniego.-zachichotał tata pod nosem, co spotkało się z grożącym palcem dyrektora BVB
-Jak nie „pan” to…?
-Możesz mi wujkować. Chyba nigdy nie miałaś wujka, hmm?
-Nie.-uśmiechnęłam się
-No to już masz.-stwierdził z wielkim uśmiechem. –A z tą przyjaźnią…Hmm? Ile?-zwrócił się do mojego taty
-Oj… Siedem lat?
-Jakoś tak będzie.
-Niezły staż.-zaśmiałam się
-Jak stare dobre małżeństwo! Wiemy o sobie sporo. Nie zdziw się, że troszkę o tobie też wiem.
-Nie zaskoczyłoby mnie to.-uśmiechnęłam się –Zbieramy się?
-Właśnie miałem to proponować.-zgodził się ze mną tata i całą trójką podnieśliśmy się z murawy.
-Inga?
-Hmm?-spojrzałam pytająco na trenera pszczółek.
-Buty.
-A! Tylko gdzie ja to… Wiem! Zaraz będę!-uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam biegiem do wielkiej żółtej trybuny, gdzie na dole czekały moje conversy i skarpetki. Założyłam je najszybciej jak to możliwe i jak najszybciej ich dogoniłam.




***



Tata odwiózł mnie pod dom Lewandowskich. Wcześniej podwieźliśmy pana Watzke pod dom.

-Wejdziesz na herbatę?
-Nie, dziękuję ci bardzo. Wrócę do siebie, muszę psa wyprowadzić.
-Masz psa?
-I kota.
-Kota! O rety! Jaki? Jak się nazywa? Jaka rasa?
-Lubisz koty?-uśmiechnął się szeroko
-Uwielbiam.
-Dachowiec, szary w takie prążki. Ulli. Ja chciałem psa, to mam Emmę.
-Kiedyś muszę do ciebie się wybrać.
-Zapraszam! Kiedy tylko chcesz! Dom stoi otworem. Nawet mam wolny pokój, więc jeśli ci się znudzi mieszkanie u Lewego, to u mnie zawsze znajdzie się miejsce. –zaskoczył mnie tym. Mieszkać u niego? Jest moim ojcem, ale… Nie mogę się do tego przyzwyczaić. Córka Jurgena Kloppa. Z jednej strony straciłam babcię, moją jedyną rodzinę, a z drugiej zyskałam tatę, wspaniałych przyjaciół i Marco, kimkolwiek on był.
-Mówię serio. Dla mnie mogłabyś wprowadzić się już teraz, choć wiem, że to za dużo nowości jak na teraz.
-Tak, nie ukrywam, że trochę tak.  Ale dziękuję za propozycję. Przemyślę.
-Cieszę się bardzo. Nie miałem przypadkiem od ciebie czegoś zabrać z tych kartonów? Czy chciałaś jeszcze coś poczytać?
-Nie, nie. Na dobrą sprawę można już zabrać. Chcesz teraz?
-No to wezmę, co trzeba.-wyjął kluczyki ze stacyjki i wysiadł, a ja zaraz po nim.  

Weszliśmy przez furtkę. Otworzyłam drzwi, a trener pszczółek przepuścił mnie w drzwiach.  Dom wydawał się dziwnie pusty. Pewnie Lewy do kogoś pojechał.
-Podejdziemy do mnie do pokoju?-skierowałam się do niego, na co pokiwał głową z uśmiechem.

Pozbyłam się jednego kartonu z dżemami, naturalnie zostawiając jeden dla siebie. No i część albumów. Między nimi natknęłam się ponownie na drewniane szkatułki z listami i jej pamiętnik. Postanowiłam je jeszcze zostawić.
Kiedy żegnaliśmy się przy jego samochodzie coś nagle mnie tknęło.

-Możesz…-pod wpływem jego wzroku straciłam całą pewność siebie.
-Tak?
-Nie, nie powinnam o to pytać. Przepraszam. Nic nie mówiłam.
-Inga, możesz mnie pytać o wszystko. Zapewniam, że się nie obrażę.-uśmiechnął się pokrzepiająco
-Możesz mi podać adres...twojej...żony.-wydukałam w końcu.
-Chcesz jechać? Mogę cię podwieźć.-odpowiedział w końcu z zaskoczeniem
-Nie, nie. Chciałabym pojechać sama, jeśli mogę.
-Chcesz do niej jechać?-spojrzał na mnie spod okularów
-Myślisz, że mogę?
-Pewnie. Ucieszy się. Poczekaj, zaraz ci zapiszę.-chyba powrócił do stanu normalności. Podszedł od strony pasażera i wyjął notes. Napisał szybko adres, wydarł kartkę z zeszyciku i podał mi ją.
-Proszę bardzo. Czy panienka sobie jeszcze coś życzy?
-Autograf.-powiedziałam pewnie z wymalowanym uśmiechem, na co tata głośno się roześmiał.
-Mówisz poważnie?
-To, że jesteś moim tatą, nie zmienia tego, że cały czas jestem twoją fanką.-wyjaśniłam.
-Z dedykacją?-nie mógł przestać się śmiać
-Poproszę.
Chwilę później trzymałam w ręku autograf z dedykacją. Życiowe trofeum.
-Jeszcze muszę sobie kilka załatwić.-zaśmiałam się. –Dziękuję.
-Ależ proszę bardzo.
-Myślisz, że jeszcze dzisiaj zdążę pojechać czy już za późno?
-Wydaje mi się, że możesz spokojnie jechać.-odpowiedział spoglądając na zegarek. –Ostatnio cię nie poznaję.
-To źle?
-Nie. Nie. Jesteś bardzo odważna. Najpierw poszłaś do tamtego człowieka, czego wiedz, że nie pochwalam… Teraz Ulla. Dlaczego?
-Obiecałam babci. Chcę rozpocząć nowe życie. Chcę przestać czuć ból i żal, chcę zamknąć niektóre sprawy, chcę przestać czuć żal, zapomnieć…-odpowiedziałam, a tata przytulił mnie mocno do siebie
-Mówiłem już, że jestem z ciebie dumny?
-Coś tam gdzieś było.
-Jestem z ciebie bardzo dumny. Od razu widać, że moja krew.-powiedział do mnie dumnie –To ja się zbieram. Wierzę, że Emma ma stalowy pęcherz.
-Trzymam kciuki, żeby tak było.-uśmiechnęłam się i pożegnałam z tatą, który kilka minut później odjechał sprzed posiadłości Lewandowskich.

Wróciłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na wcześniej postawioną ramkę ze zdjęciem moim i mojej ukochanej babci. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Uśmiechnęłam się jednak na widok mojej starej Przytulanki- Mourice’a. Cały czas u niej był. Nigdy się z nim nie rozstawałam. Wyjęłam go z kartonu i położyłam na szafce koło ramki. Jak nowy nie wyglądał…cóż, widać, że mu okazywano dużo miłości. Popatrzyłam znowu na nasze zdjęcie. Wzięłam głęboki oddech.
-Dam radę. Obiecałam. I dotrzymam obietnicy.-powiedziałam i ruszyłam ku szafie wybrać ubrania.



Stanęłam na przystanku autobusowym i szukałam w mapach w telefonie dokładnej lokalizacji domu i porównywałam z przystankami autobusu.  W końcu znalazłam odpowiedni autobus. W prawdzie będę musiała się przespacerować kilka minut, ale spacer nikomu jeszcze nie zaszkodził.


Trafiłam na dzielnicę domów jednorodzinnych. Ten, którego szukałam miał być jednym z najbardziej oddalonych od przystanku autobusowego. Szłam spacerkiem i rozglądałam się po okolicy. Zaliczała się do jednej ze starszych dzielnic Dortmundu. Nie było tu żadnego miejsca na park. Było to takie niewielkie osiedle. W większości domów paliło się światło. Spojrzałam na zegarek. Za pół godziny dziesiąta. Czy faktycznie to jest dobra pora odwiedzin?
W końcu stanęłam przed numerem domu, który był zapisany na kartce. Wcisnęłam guzik na furtce. Po kilku chwilach usłyszałam głos starszej kobiety.

-Słucham?
-Yyy…Dzień dobry. Czy zastałam może panią Ullę Klopp?
-Kolejna dziennikarka?
-Nie, ja… Mogłaby pani przekazać…-zaczęłam się jąkać, ale po drugiej stronie usłyszałam drugi damski głos
-Mamo, kto to?
-Jakaś pani pyta o ciebie.-no i się wyłączyła. Cudownie. Nie wiedziałam czy mam iść, czy może dzwonić jeszcze raz. Postanowiłam wybrać drugą opcję. Kiedy już miałam przyciskać ponownie guzik usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Zza nich wyłoniła się postać pani Ulli.  Zmrużyła oczy jakby wypatrując kto stoi pod bramką. A mi zaczęły mięknąć nogi. Gdzie moja odwaga? Przełknęłam głośno ślinę. Blondynka powoli zbliżała się do furtki.

-Inga?-usłyszałam zdziwienie w jej głosie. Wpisała kod z drugiej strony i furtka z brzękiem otworzyła się.
-Tata… To znaczy pani mąż…pan Klopp…-zaczęłam się plątać kiedy spojrzałam jej w oczy. Obserwowała mnie czujnie. Nie mogłam nic wybadać z jej zachowania. W sumie nie dziwię się. Po ostatnim naszym spotkaniu też zachowywałabym się zachowawczo. Jednak wydawało mi się, że kiedy padło słowo „tata” na jej twarzy pojawił się znikomy uśmiech. –Podał mi adres…-dokończyłam pokazując karteczkę. Nie wiem po co…no ale pokazałam. Pokiwała tylko głową
-Chcesz wejść? Zrobię herbaty, nie będziemy stać przed domem.
-Nie, ja tylko na chwilę. Chciałam… Nie wiem jak to powiedzieć.-westchnęłam i poczułam piekące łzy pod powiekami. Przyszłam tu. Ale nie wiedziałam, że będę musiała przepuścić te dwa trudne słowa.
-Coś się stało, prawda? Dlaczego chciałaś przyjść?-zadawała kolejne pytania, a moje usta nie były gotowe udzielić odpowiedzi. Wyjęłam jedynie z torebki gruby plik listów, które znalazłam u babci w piwnicy i podałam je pani Klopp. Zmarszczyła brwi i wzięła je ode mnie.
-Przepraszam, ale jeden przeczytałam. Nie wiedziałam co to są za listy.
-Skąd je masz?-wyszeptała gładząc wierzch jednej z kopert
-…Znalazłam…podczas porządków w piwnicy babci. Stwierdziłam, że powinna je pani mieć.
-U Sylwii?-podniosła głowę z uśmiechem –Co u niej? –zapytała, a chwilę później z uśmiechu zostało przerażenie. Wytarłam jedną łzę, która zaczęła spływać po policzku. Wyciągnęłam pośpiesznie jeszcze jedną rzecz z torebki.
-Jeśli pani zmieniła zdanie i chce się dowiedzieć czegoś o moim życiu to proszę.-praktycznie wcisnęłam jej w rękę pamiętnik babci. –Wybaczy pani, ale czas na mnie.-rzuciłam łamiącym się głosem i ruszyłam ku czarnej furtce. Kiedy już naciskałam klamkę usłyszałam głos pani Ulli.
-Inga, poczekaj.-podbiegła do mnie i złapała mnie za ramę. Od razu od niej odskoczyłam. Nie wiem czemu. Taki impuls.
-Coś się z nią stało? Jest chora?
-Była.-wydusiłam w końcu.
-Wyzdro…
-Była.-powtórzyłam przerywając jej i już nie powstrzymywałam łez. Zacisnęłam mocno powieki, a kiedy otworzyłam oczy widziałam, że ona też płacze.
-Dawno?-wykrztusiła w końcu wycierając  wierzchem dłoni oczy jednocześnie rozmazując sobie tusz.
-Trzy dni temu.-odpowiedziałam zachrypniętym głosem. Zrobiła krok do przodu próbując mnie przytulić.
-Nie, przepraszam. Nie umiem. –powiedziałam zamykając oczy i robiąc duży wdech. Zawsze mnie to w pewnym stopniu uspokajało. –Kiedy byłam przy niej powiedziała mi, że mam odciąć się od przeszłości. Chciała, żebym wyzbyła się żalu i nienawiści. Nienawiści się pozbyłam. Przebiłam głową mur pisząc się na tą rozmowę. Gdyby nie ona i tata nigdy w życiu bym tego nie zrobiła. A żal? Chciałabym umieć wybaczyć. Nie wiem, czy potrafię akurat teraz. Przepraszam. Przykro mi. Wiem, że ranię tym i panią i siebie. Wydaje mi się, że za jakiś czas będę potrafiła, ale to jeszcze nie w tej chwili. To jest dla mnie nowa sytuacja. Potencjalny ojciec, z którym mieszkałam…Pogodziłam się w pewnym stopniu z tym. Miałam na to dwadzieścia lat. Ochłonęłam przez kilka lat mieszkania na swoim, a kilka dni temu spróbowałam zrozumieć i wybaczyć temu człowiekowi. Udało się…
-Mnie też nienawidzisz? Tak jak jego?-zapytała w końcu
-Nie. Nie znam pani, nie mogę pani osądzać. Jednak po tym, czego się dowiedziałam mogę mieć jedynie żal. I mam. Potrzebuję czasu. I chciałam jeszcze przeprosić wtedy, za moje zachowanie.  Powiedziałam zbyt wiele, nie powinnam była.
-Nie przepraszaj. Gdyby nie to pewnie dalej byś trzymała to w sobie. A i mnie się przydał kubeł zimnej wody.
-Przeze mnie pani mieszka tu, a nie we własnym domu.
-Nie myśl tak Inga. Rozmawialiśmy z Jurgenem. Z trzy razy na pewno. Oboje stwierdziliśmy, że tak będzie lepiej. Nie przez ciebie, ale przeze mnie. Za wiele kłamstw. Zbyt ważnych kłamstw. –uśmiechnęła się blado. –Jurgen zawsze chciał mieć córkę.
-Tak, mówił mi to.-odpowiedziałam z równie lekkim uśmiechem
-Jest szczęśliwy. Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy żegnając się powiedział, że mamy piękną córeczkę.-uśmiechnęłam się na te słowa. I wzruszyłam.
-Kocham go.-powiedziałam cicho po polsku zupełnie zapominając o znajomości tego języka przez panią Ullę.
-On ciebie też.-odpowiedziała mi w ojczystym języku.
-Zapomniałam, że… No tak.
-To przecież nic złego w tym, że go kochasz. Cieszę się, że złapaliście wspólny kontakt.

-Ulla jesteś?-usłyszałyśmy obie głos starszej kobiety

-To ja już pójdę.
-Nie chcesz zostać jeszcze chwilę?
-Przepraszam, ale nie mogę. Za chwilę i tak będzie ostatni autobus. Przespaceruję się na spokojnie.
-No dobrze… W takim razie dziękuję za te listy, i pamiętnik. I dziękuję, że w ogóle postanowiłaś tu przyjść. Domyślam się, że nie było to dla ciebie łatwe. I ogromnie ci współczuję. Sylwia była wspaniałą kobietą. Sama pewnie o tym dobrze wiesz. Pewnie lepiej ją poznałaś niż ja.
-Nie mam punktu odniesienia.-uśmiechnęłam się blado.

-Ulla coś się stało?-w progu stanęła starsza kobieta o siwych włosach
-Nie mamo, zaraz przyjdę.-uspokoiła ją
-Ja już pójdę. Do widzenia.-powiedziałam i wyszłam poza furtkę.
-Jeśli będziesz chciała ze mną o czymś porozmawiać, zapytać… Zawsze możesz tu przyjść.
-Chyba nie mam o co pytać. Ale dziękuję.
-Nie wszystko było tak jak o tym myślisz.
-Tak to wygląda. Przepraszam, spieszę się. Miłego wieczoru.
-Wzajemnie.-odpowiedziała z bladym uśmiechem i skierowała się do domu.




***



Zamyślona przekroczyłam próg domu. Zostawiłam torebkę w przedpokoju, zdjęłam baleriny, założyłam futerkowe kapcie i ruszyłam do salonu słysząc odgłosy garnków w kuchni.

-Lewandowski, ty gotujesz?-zaśmiałam się pod nosem przekraczając próg dużego pokoju
-Nie Lewandowski, a Lewandowska.-usłyszałam głos Ani.
-Ania!-uśmiechnęłam się i pobiegłam przytulić przyjaciółkę. –Co tu robisz? Tak wcześnie?
-Mogłam wcześniej wrócić. No to jestem.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę.
-Jak się czujesz, kochana?
-Chyba lepiej. Wiem, że teraz wszystko zależy ode mnie, muszę wziąć życie we własne ręce… Czasem myślę, że nie wiem jak sobie z tym poradzę.
-Masz przecież nas. No wiesz, you will never walk alone.
-Zapamiętam to sobie.-uśmiechnęłam się i jeszcze raz mocno ją przytuliłam
-To „Śniadanie u Tiffany’ego”?
-A lody?
-Specjalnie dla nas litrowe mięta-czekolada.
-No to idziemy oglądać.



Kilka minut później po salonie rozległy się pierwsze takty „Moon River”. Rozłożyłyśmy się z Anią na kanapie przykrywając dużym kocem nas obie i zjadałyśmy moje ulubione lody. Nie potrafiłam opisać miny Roberta kiedy wszedł do domu i zobaczył nas obie zapłakane na końcówce filmu.

-Ania?-usłyszałam jego uszczęśliwiony głos
-Ciii, nie teraz. Szuka kota.
-No to zaraz znajdzie!
-Cii, to ostatnia scena!
-Cicho bądźcie!-szepnęłam wpatrując się w ekran. W końcu nastał końcowy moment, kiedy Holly odnalazła kota i pocałowała Paula wśród strug deszczu. Jak zawsze się wzruszyłam. Położyłam głowę na ramieniu Ani, a ta położyła głowę na mojej.

-Wiesz? Ona chyba bardziej kocha kota.-stwierdziła Ania
-A mnie się wydaje, że obu tak samo.
-Przecież przed kilkoma minutami odeszła od Paula
-No ale on za nią poszedł. To znaczy, że ją kocha.-westchnęłam –Też bym tak chciała…
-Żeby facet podbiegł za tobą kawałek ulicy?-zaśmiał się Lewy stojący w progu –Jeden taki poleciał za tobą do innego kraju nie znając języka.
-Tata?-wyszczerzyłam się w uśmiechu.
-Ty dobrze wiesz o kim ja mówię. Ale nie, ty jesteś jak koń!
-Jak koń? Chyba jak osioł!-śmiała się Lewandowska
-Jak koń. Ma zaślepki na oczach i nie umie dostrzec.
-Niby czego?-przewróciłam oczami i spojrzałam się wyczekująco na małżeństwo
-Miłości.
-Dobra, dobra…
-Ty wiesz ile już zakładów w klubie poszło? Czuje, że wygram grubą kasę. I nie mówimy tu o błahej wygranej w lotto.
-Stop. Nie chcę tego słuchać. Idźcie sobie z tą waszą miłością gdzie indziej, a ja sobie w spokoju pooglądam napisy i dokończę lody.
-Okej.-uśmiechnął się szeroko Lewy i porwał swoją żonę w objęcia namiętnie całując. „Gdzie indziej”… No cóż, równie dobrze mógł wtarabanić się na kanapę, więc można powiedzieć, że mnie posłuchał.
-Lewy…-chrząknęłam, a Ania zachichotała pod nosem
-A, okej, przecież jak dorośli się całują to takie fuuu!-śmiał się Polak
-No właśnieee!-śmiałam się
-Myślałaś w ogóle nad wyjazdem?-zapytał cały czas obejmując swoją żonę
-Tak, ale cały czas jestem na nie. Wrócę do polski i zrobię poprawki w pracy magisterskiej. A jak wy wrócicie, to ja też.
-No dobra, ale wiesz, umowa dalej aktualna. Będziemy czekać do ostatniej minuty.
-Okej.-uśmiechnęłam się i wtuliłam się w kocyk, a zakochani pobiegli na górę. Miłość…









~~~

Kochane dziękuję za wszystkie komentarze <3 Ostatnio biegam po szpitalach, jeszcze tylko została mi jedna jednodniowa wizyta...Stwierdzam, że NFZ wysysa z człowieka wenę! Drogi Pis'ie , czekam na poprawę haha :D A tak na poważnie...To skończyłam dzięki Waszej ogromnej motywacji 33 (z końcowym efektem jaki zamierzałam), i napisałam 3 strony 34..-to takie z cyklu "mój mały sukces na ten tydzień" :) Za tydzień długaśne 32-przygotujcie kawę, energetyki i wszystko inne..Chociaż mimo tej długości jest fajny, taki lekki, miły, może trochę śmieszny?.Tak mi się wydaje.A co do tego rozdziału to jestem ciekawa Waszych opinii:) (komentować może każdy! Nie trzeba mieć konta:)
Dzisiaj mecz Borussii-zaczyna się o 15:30 o ile dobrze pamiętam...Powinni przesunąć na 20. Zamiast czytać mój rozdział to wszyscy będą oglądać pierwszą połowę! :D Nie zgadzam się! Niech mi chłopaki jako odszkodowanie pięknymi golami płacą!:)
Do następnego!:**
Buziaki!



14 komentarzy:

  1. Strasznie się cieszę, że Inga chce zamknąć straszny, a zarazem piękny rozdział Swojego życia. Teraz nadszedł nowy czas, który przyniesie wielkie zmiany w jej życiu. Najważniejsze, że nie jest z tym sama. Na gromadę wspaniałych przyjaciół. <3 Z każdą chwilą staje się coraz bardziej odważna, poszła do Ulli. Pewnie dla niej ciężkie przeżycie, ale dała sobie z tym radę. Na prawdę ją podziwiam. Lewy ma rację. ! Czemu ona nie widzie tego co czuje do niej Reus ?! No tak ona tak może. Każdy to zauważa tylko nie ona. Mam nadzieję, że w końcu przestanie się wzbraniać przed tą miłością i zacznie życie na nowo.
    Czekam na kolejną sobotę ! <3

    Buziaki ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku niech oni w końcu zrobią ten pierwszy krok i będą razem a nie niech się bawią w kotka i myszkę ;D
    Zazdroszczę jej tak wspaniałych przyjaciół (i Marco<3)
    Nie mogę się już doczekać następnej soboty *___*
    Życzę weny i pozdrawiam Aga <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko on jest świetny. Też bym chciała mieć takich przyjaciół. Mam nadzieję, że Iga i Marco bardziej się do siebie zbliżą i będą razem. Nie mogę doczekać się następnej części...
    Życzę weny do dalszego pisania ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana dzisiaj po prostu nie mogłam przeczytać od razu po dodaniu. Żałuje na prawdę, ale nie mogłam :/ Cały dzień zabiegany, więc jedyne o czym teraz marzę to łóżko, więc będzie krótko, ale za tydzień się rozpisze, w końcu to będzie magiczny 32 rozdział. Ja też chciałbym pójść w nocy na stadion <3 tak pięknie i klimatycznie, po prostu idealnie *_* to co Lewy mówił pod koniec rozdziału ... płakałam ze śmiechu !! Hajs się zgadza, no nie ? :D coś czuje, że Inga pojedzie z nimi i strzelam, że będzie siedziała obok Marco w samolocie i będą razem w pokoju ... NA PRAWDĘ CHCIAŁABYM, ŻEBY TAK SIĘ STAŁO ! No to do zobaczenia za tydzień. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie ,świetnie i jeszcze raz świetnie!:D Pan Watazke i Klopp mnie zaskoczyli ale w pozytywny sposób, mam nadzieję że to się uda i Inga zostanie w Dortmundzie) Jestem zaskoczona że wybrała się do swojej ''matki'' , byłam w ogromnym szoku szkoda że Inga nie będzie mieć takich kontaktów z Ullą jak z Jurgenem.
    Kochana pozdrawiam ,ściskam i życzę duuużo weny:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam serdecznie! :*
    Cóż.. chłopcy chyba wynagrodzili Ci wszystko brameczkami, co? :D
    Rozdział? Bardzo mi się podoba! ♥
    I co jeszcze? :) Wszystko idzie ku lepszemu i to mi się bardzo, bardzo podoba. ^^
    Nasza Inga ma naprawdę wielkiego ducha. Tak zapracować nad sobą? Wypracowanie tego, co podpowiedziała jej babcia? Potrafić wybaczyć? Sztuka. Potrafić żyć dalej? Sztuka. Stać się lepszym człowiekiem i zawalczyć o lepszą przyszłość, lepszy los? Sztuka. Musi popracować nad zapomnieniem. Tak jak powiedziała to Ulli, ale wiem, że to osiągnie. Osiągnie to, bo przecież pokonała już najgorsze tkwiące w niej demony. :) Jestem pod wrażeniem jej osoby. Można powiedzieć, że jest bohaterką. ;)
    Co do autografu Kloppa? :'D Powaliłaś mnie, mega! ^^
    Podobają mi się ich relacje. Ojciec - córka. Córka - ojciec. ♥ Cieszę się, że jest na każde jej zawołanie, na każdą prośbę. ♥ To taka osoba, na której Inga zawsze może polegać.
    Ojciec, a prócz niego ma jeszcze cudownych przyjaciół. I Marco... Marco co prawda w tym rozdziale było bardzo mało, ale... wiem, że prędzej czy później oni naprawdę przekonają się do siebie. :) Są na doskonalej drodze. :)
    A co do wizyty u żony Kloppa... Znowu pokazała odwagę. Znowu przezwyciężyła swój strach. Znowu wzięła życie w swoje ręce. ♥ Cieszę się, że zechciała porozmawiać z Ullą, oddać jej listy, pamiętnik.. bo być może Ulla w końcu zrozumie coś więcej.
    A co do studiów w Dortmundzie. Jest niesamowitą szczęściarą. Oczywiście nie mówię tutaj o śmierci babci, ale o całej tej reszcie. ;)
    Czekam na kolejny! ♥
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zachwyciłaś mnie tym rozdziałem ;3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej! :)
    Kochana, na początku przepraszam za wszystkie zaległości... Wybacz mi, proszę... Wszystko nadrobiłam i mam nadzieję, nie wydarzy się już nic, co wytrąci mnie z bycia na bieżąco. :)
    Ojoj, ależ ci nasi bohaterowie się ze sobą bawią w podchody. Mawiają się, że najtrudniejszy pierwszy krok i to chyba prawda, lecz w końcu się przełamią, prawda? ^^
    Muszą się przełamać. Są świetnymi ludźmi, którzy do siebie, od tak, pasują. Przeznaczenie już niedługo sprawi, że będą razem, jednak ja przeczuwam coś jeszcze... Sama nie wiem, ale czuję, że coś niebawem się wydarzy. Coś przełomowego... Hm, a może ja już świruję? Być może. ^^
    Czekam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Melduję się :)
    Chyba powtarzam się po raz setny, ale inaczej nie potrafię. Cudowny rozdział! Jak ty to robisz, co? ^^
    Podziwiam Ingę, naprawdę. Dziewczyna nie ma lekko, a pomimo tego zawsze walczy o swoje. Świetnie wykreowałaś jej postać. W ogóle, świetnie pokazujesz te wszystkie relacje pomiędzy bohaterami.
    A właśnie, kiedy Inga i Mario w końcu przestaną się bawić w kotka i myszkę, i chować się jakby przed uczuciami, co? :)
    Czekam na kolejne! A wiem, że będzie warto ^^
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziś udało mi się dotrzeć zdecydowanie wcześniej - 2 dni po publikacji rozdziału w porównaniu z 2 tygodniami to naprawdę szok :p
    Nie wiem, co mam napisać, każda część jest super... Mówisz, że akcja dopiero się rozkręca, a w każdym rozdziale jesteśmy świadkami jakiegoś ciekawego wydarzenia... I to jest mistrzostwo :D
    Super, że Inga przełamuje wszystkie bariery, czekałam na to... I choć faktycznie nie zrobiłaby tego bez swoich przyjaciół, to dużo też zależało od niej. No i mam nadzieję, że jej relacje z rodzicami (a szczególnie z mamą) trochę się poprawią... I że akcja z Reusem też będzie posuwała się do przodu, choć moim zdaniem tak, jak teraz, też jest fajnie. Oboje coś do siebie czują, ale oboje się wypierają i to buduje napięcie ;)
    No coż, czekam do następnego, życzę dużo zdrówka i cierpliwości do NFZ-u, a jutro zapraszam na nowy rozdział o Irminie (więcej nie powiem :p). Buziaki ❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Cud, miód, malina xo Pszczółka Emma

    OdpowiedzUsuń
  12. kiedy oni się spikna z Marco no ja nie wierzę :/ Zmykam do angielskiego i czekam na kolejny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobra, tak więc oficjalnie ogłaszam, że skończyłam właśnie nadrabiać całe opowiadanie i jestem pod ogromnym wrażeniem. Dużo się śmiałam, a w kilku momentach łezka mi się w oku zakręciła. Przepiękna historia, a Ty, dziewczyno, masz ogromny talent! Nie zmarnuj go i pisz dużo i długo - a ja to wszystko przeczytam. ;D No to teraz nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejne rozdziały i zaprosić Cię do siebie: http://life-has-already-bit-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń