sobota, 10 października 2015

Dwadzieścia osiem.


"Sometimes I thing, that's better
to never ask "why?".






-Przyśniła mi się. Rozmawiałyśmy.-odezwałam się w końcu. Spojrzał na mnie ciepło lekko się uśmiechając. –Powiedziała, że mam już w końcu przestać płakać.
-Jesteście bardzo do siebie podobne.
-Charakterem?
-Yhym. Gdybym mógł ją bardziej poznać z pewnością bym zauważył jeszcze więcej wspólnych cech…i gdybym mógł lepiej poznać ciebie.
-I wice wersa…-zaśmiałam się pod nosem. –Wiesz…Chyba jest szczęśliwa. Była taka uśmiechnięta. Wyglądała tak młodo, radośnie.
-Pewnie jest już aniołem.
-Zawsze nim była. Pamiętam, jak byłam malutka, kiedy…tamten facet wyrzucił mojego misia przez okno. Pobiegłam od razu do niej ze łzami w oczach. Poszła na ulicę, zabrała go i razem mu zaszyłyśmy dziurę na łapce. Może to się wydaje banalne…Ale to miało dla mnie ogromne znaczenie..Ja..zawsze czułam od niej miłość. Wielką. I tylko od niej. Chyba bez tej miłości nie było by mnie już na tym świecie, po tym wszystkim, co się działo u mnie w domu. Bałam się wychodzić z mojego pokoju. Nocami przesuwałam komodę na drzwi, żeby nie udało mu się wejść.
-Nie mogłaś zamieszkać u niej?
-Nie. Groził, że ją pobije, że zabije razem ze mną. Formalnie byłam jego córką, nie byłam pełnoletnia. Nie mogłam u niej zamieszkać, bo nawet miałby prawo pozwać ją do sądu.
-A ona nie mogła go pozwać do sądu? Przecież wiedziała, co się dzieje.
-Mogła. Tylko ja nie chciałam. Byłam zastraszona. To był koszmar. We śnie powiedziała mi, że powinnam się od tego odciąć, tylko ja nie wiem, co zrobić, żeby raz na zawsze zamknąć ten rozdział.
-Moja dzielna córeczka.-powiedział z dumą i mocno mnie do siebie przytulił.
-Tak żałuję, że nie znałam cię tak długo. Oczywiście poza trenerem Borussii. Jesteś świetny w tym, co robisz. A twój syn ma szczęście, że ma od urodzenia tak wspaniałego ojca.
-Znowu chcesz starego Kloppa do łez doprowadzić?-zaśmiał się cicho i pocałował w czoło. –Nie chcesz już spać?- pokręciłam głową. I o dziwo już nie płakałam. Może dzięki tej rozmowie we śnie? Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Tata wstał i podał mi moją torebkę. Kolejny numer nieznany.



-Dzień dobry, rozmawiam z panią Ingą Mazur?-odezwał się męski głos po drugiej stronie.
-Tak, przy telefonie.
-Kazimierz Janosz, notariusz. Dzwonię do pani w sprawie spadku pozostawionym przez panią Sylwię Kaczmarską. Jest pani jedyną wymienioną osobą. Czy możliwe byłoby spotkanie?
-Tak, oczywiście.
-Wspaniale. W takim razie moglibyśmy się umówić w kancelarii przy Jasnej o piętnastej?
-Dobrze. W takim razie do zobaczenia.
-Do widzenia.


-Notariusz. Chce się spotkać.-wyjaśniłam wstając z łóżka
-O której?
-O piętnastej, a która jest godzina?
-Trzynasta trzydzieści. Chodź, zjemy jeszcze obiad. Tylko nie mów, że nie jesteś głodna.
-Dobrze, tylko ogarnę włosy…-westchnęłam








***






Siedziałam w dość dużym gabinecie notariusza. W rękach trzymałam śnieżnobiałą kopertę z pięknie wypisanym moim imieniem. Dobrze wiedziałam, czyje to pismo. Notariusz wyszedł zostawiając mnie samą. Niepewnie ją otworzyłam i wyjęłam z niej list. Długi. Spojrzałam na starannie wypisane litery, wyrazy, słowa, zdania… Chyba nie byłam w stanie się teraz za to zabierać. Schowałam z powrotem list do koperty. W tym samym czasie przez drzwi zajrzał notariusz

-Przepraszam, kawy, herbaty?
-Nie, dziękuję. Mogę zabrać ten list?
-Oczywiście, jest pani, nie chce go pani teraz czytać?
-Nie. Możemy podpisać co trzeba?
-Naturalnie.



I tak wyszłam bogatsza o dom i pieniądze ze sprzedaży restauracji. No i co ja z tym wszystkim zrobię?
Usiadłam na drewnianej ławce w parku, na której zawsze siadałam i odpoczywałam po ciężkim dniu szkoły. Pamiętam jak kładłam plecak obok i zamykałam oczy…Cały świat wtedy znikał. Nie było codziennych problemów, trosk, nawet jeśli tylko przez te dwie minuty.
Wzięłam do rąk kopertę i wyjęłam list. Uśmiechnęłam się delikatnie i zaczęłam czytać.


Najdroższa Ingo.
Kiedy czytasz ten list pewnie nie ma mnie już na tym świecie, ale wiedz, że cały czas jestem przy Tobie.
Wyrosłaś mi na wspaniałą, mądrą i silną kobietę. Zawsze ci to powtarzałam, teraz jak widzisz też. Chciałabym Ci podarować mój dom. Sprzedaj go. Może uda ci się za to wynająć jakieś własne mieszkanie w Niemczech? Chyba powinno wystarczyć. Rozpocznij nowe życie, ptaszynko. Odetchnij pełną piersią. Bądź szczęśliwa. Nie ma czasu w życiu na smutki, po co marnować czas, w którym możesz być szczęśliwa?
Wiem, że Twoje życie nie było proste. Wychowałaś się bez rodziców…


Czytałam pochłonięta list, nawet nie wiedziałam co mnie otacza, co się dzieje. Napisała wszystko co mi powiedziała przed śmiercią, o moich rodzicach… Jednak potem…


Chciałam być ci jak matka. Matczyna miłość, to coś, czego człowiek nie może opisać słowami. Miłość, to coś, czego nie można opisać słowami. Chyba tego cię nie nauczyłam. Miłości. Do drugiego człowieka. Miłość zawsze zwycięża. Przezwycięża strach, cierpienie, smutek i ból. Tylko miłość i wiara góry przenosi...
Chciałabym, żebyś nie bała się kochać. Masz tak ogromne serce. Tak, które zostało nie raz mocno zranione, ale wiem, że potrafi zaufać. Nie bój się tego. Zaufania. Jest trudno, wiem. Spróbuj. I wtedy zobaczysz, że twoje serce będzie biło szybciej i z miłością jakiej ja nigdy nie poznałam, ale wiem, że to właśnie Ty zasłużyłaś na najpiękniejszą miłość, a mężczyzna u twojego boku będzie wiedział, że dostał od życia największy skarb.


Ostatnie słowo było zamazane… A tak, to moja łza. Nawet już nie wiedziałam, kiedy płaczę. Może aż tak weszło mi to w nawyk?


I na koniec dobra rada-uśmiechnij się wreszcie ptaszynko, masz przed sobą wspaniałe, długie życie i nie marnuj go na żal i smutek, tylko wypełniaj je szczęściem i miłością.
Bardzo Cię kocham, moja ptaszynko.
Babcia.



Przetarłam palcem po ostatnim słowie listu. Babcia. Też cię bardzo kocham.

-Chusteczkę?-usłyszałam aksamitny, męski głos.
-Nie trzeba.-przetarłam niezdarnie ręką policzek. I popatrzyłam z czułością na list. Tak, z pewnością jest aniołem. Moim aniołem stróżem.

-Obiecuję.-szepnęłam i spojrzałam w niebo. Jakby w odpowiedzi rozeszły się chmury a zza nich wyszło piękne słońce. Złożyłam list i włożyłam do koperty. Ostrożnie włożyłam do torebki w miejsce, gdzie się nie zagnie. Zaczęłam szukać chusteczek. Chyba z tego pośpiechu zapomniałam ich zabrać.

-Może jednak.-usłyszałam znowu ten sam głos.  Przede mną pojawiła się znowu ręka z paczką chusteczek w dłoni. Wyjęłam jedną z paczki i wytarłam łzy z oczu.
-Dziękuję.- Zaraz, zaraz. Dlaczego odpowiadam po niemiecku? Bo pytanie było zadane po niemiecku!-karciła mnie moja podświadomość. Przewróciłam oczami i wydmuchałam nos. Wyrzuciłam chustkę do śmietnika.
-Nie ma za co.-odpowiedział. Zadarłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Odebrało mi mowę. Przez głowę przechodziło mi milion pytań na sekundę. Jak? Skąd? Kiedy? Z resztą! Czy to ważne?
-Marco!-pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję wybuchając płaczem. Z całej siły przytuliłam go do
siebie. A jego silne ramiona oplotły moją talię. To był mój lek na popękane serce. Właśnie on.
-Nie płacz już, aniele. –szepnął. Aniele-pierwszy raz mnie tak nazwał, kiedy płakałam w jego ramię na schodach domu Kloppów. Ostatnio cały czas płaczę. Babcia miała rację. Powinnam być szczęśliwa. Nie mogę tracić życia na wieczne smutki… Oh, ona zawsze ma rację. Puściłam go i spojrzałam w jego piękne oczy. Były smutne.

-Nie bądź smutny.-powiedziałam mimowolnie.
-To ty nie bądź smutna, wtedy i ja nie będę.-powiedział z ogromną czułością w głosie. Przez moment przeszła mnie myśl, że może on jednak…może coś do mnie czuje, może to właśnie Jego miała na myśli babcia mówiąc o miłości. Eh, głupie, prawda?
-Co tu robisz?
-Trener zadzwonił z rana do Roberta, że ma przyjechać. Akurat szedłem porozmawiać z tobą i spotkaliśmy się przy furtce. Lewy mi powiedział, pojechaliśmy po moje rzeczy i jesteśmy.-wyjaśnił
-Robert jest?
-Tak, chyba już w hotelu. Twój tata się niepokoił o ciebie i poszliśmy cię szukać.
-Trzeba im powiedzieć…
-Spokojnie, wysłałem sms’a.-położył dłoń na moim policzku i kciukiem delikatnie starł ostatnią łzę. Ja tylko zamknęłam oczy i rozkoszowałam się dotykiem jego dłoni. W mojej głupiej głowie piszczał tylko głosik „Pocałuj go! Pocałuj!”. Nie. Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni. Jeśli to zrobię zaprzeczę wszystkiemu o czym rozmawialiśmy na obozie, a Marco już nie będzie chciał się ze mną przyjaźnić. Ale skoro mam takiego przyjaciela, to chyba jak mówiła babcia powinnam być szczęśliwa i się cieszyć. No w sumie jestem szczęśliwa. Prawie-szczęśliwa.
Zabrał dłoń przesuwając lekko palcem po mojej dolnej wardze. Specjalnie czy nie…Ten gest był dla mnie czymś niezwykłym, czymś obcym, czymś niezwykle przyjemnym… Odwróciłam głowę w drugą stronę i szybko przesunęłam językiem po dolnej wardze mając nadzieję, że poczuję jeszcze choćby jakiś smak… Czułam tylko jedno. Miłość. Kocham go. Kocham tego faceta. Czy rudy, czy blondyn, czy nawet jeśli robi z siebie wariata… ja go po prostu…

-Kocham…-nieumyślnie wypowiedziałam to słowo na głos. Wzięłam głęboki oddech.
-A zaszczyciłabyś po niemiecku, bo chyba się tak nie dogadamy.-zaśmiał się Marco. Po raz kolejny język polski ratuje mi tyłek.
-Wracajmy.-oznajmiłam wypuszczając głośno powietrze.






***





-Inga, kochana, tak bardzo mi przykro. Chciałabym być teraz przy tobie. Za chwilę idę do trenera, mam nadzieję, że choć na dwa dni uda mi się zwolnić. –mówiła załamanym głosem Ania. Najwidoczniej Robert jej już wszystko przekazał. Włącznie z informacją o Kloppie. Chyba dla obojga z nich było to ogromne zaskoczenie. Myślałam, że tata woli utrzymać tę informację w tajemnicy, jednak jak się okazało sam o tym rozmawiał ze swoim najbliższym przyjacielem-Joachimem Watzke, dyrektorem Borussii. Mnie samą wzruszyły jednak jego słowa „Dlaczego mam nie mówić, że mam córkę? Przecież się tego nie wstydzę, wręcz rozpiera mnie duma.”

-Inga? Jesteś?
-Tak, przepraszam, zamyśliłam się. Aniu, naprawdę nie musisz. Nie rób sobie kłopotu
-Żaden kłopot! Znając ciebie, przejechałabyś pół świata gdybym była w takiej sytuacji.
-Jesteś pewna?-zaśmiałam się pod nosem
-Jestem. Znam cię już trochę, więc jestem.
-Wiesz, chyba po twoim powrocie będziemy miały dużo do przegadania.
-Coś się stało?
-Yhym.
-Może chcesz teraz? Mam czas.
-Nie przez telefon i kiedy drzwi mogą mieć uszy. Potrzebuję kanapy, koca, telewizora, „Śniadania u Tiffany’ego”, przyjaciółki i litr lodów miętowo-czekoladowych dla mnie.
-Oho, rozumiem. Możemy też jutro. Lody i koc się załatwi.
-To chyba nienajlepszy czas.
-Jeny, tak, przepraszam, jak ja coś chlapnę, to naprawdę.
-Będziesz jutro?
-Będę. Nawet jeśli nie dostanę zgody.
-To dobrze.-uśmiechnęłam się. Usłyszałam pukanie do drzwi. Zza nich wychyliły się głowy Marco i Lewego. Zaprosiłam ich do pokoju gestem ręki. –Kochana kończę, chłopacy przyszli.
-Dobrze, że nie jesteś sama. Trzymaj się kochana, jesteś silna.
-Postaram się. Do zobaczenia.
-Papa!


-Możemy wejść?-zapytał Lewy
-Już weszliście.-zaśmiałam się pod nosem. Zrobiłam miejsce koło siebie na dużym łóżku. Koło mnie usiadł Marco, naprzeciw Robert. Musiałam z całej siły powstrzymać ochotę wtulenia się w blondyna.

-Załatwiliśmy z trenerem pogrzeb. Na jutro.
-Żartujesz! Jak udało ci się tak szybko! Zwykle czeka się co najmniej z tydzień.
-Twój ojciec po prostu ma dar do negocjacji. I to jest już od dawna wiadome. Tak zagadał Marco, że nawet nie zauważył, a już podpisał kontrakt.
-A to, to prawda. Już po pierwszym spotkaniu podpisałem kontrakt.
-Zdesperowany byłeś!-dogryzł mu Lewy.
-Oj, chłopaki, jak dobrze, że jesteście.-westchnęłam zakładając kosmyk włosów za ucho. To się nazywają prawdziwi przyjaciele. Są, kiedy ich potrzebuję. Próbują pocieszyć na wszystkie sposoby, nawet te wyjątkowo głupie.
-Tak w ogóle jak się trzymasz?-zapytał Robert
-Chyba dobrze. Babcia..przyszła do mnie we śnie, a u notariusza zostawiła piękny list. Mówiła, że zawsze będzie nade mną czuwać.-uśmiechnęłam się. –No i już nie płaczę. To chyba mój mały sukces.
-To teraz zamieszkasz w Dortmundzie?-zapytał zaciekawiony Marco
-Nie. Chyba nie.
-Jak to?-zmarszczył brwi Lewy
-No nie patrzcie się tak na mnie. Muszę skończyć tu studia. Obiecałam sobie, że będę tym cholernym magistrem, już jestem blisko, nie poddam się. Praca magisterska leży na dnie szafy, gotowa…
-Przecież w Dortmundzie masz rodzinę, przyjaciół…
-Wiem, Marco. To tylko dwa lata. Będę przyjeżdżać na wakacje, będziemy pisać, dzwonić. Damy radę.
-Nie możesz studiować w Niemczech?
-Psychologia wykładana po niemiecku? Aż tak języka nie potrafię. Damy radę.-uśmiechnęłam się pokrzepiająco do blondyna. Już nie mogłam się powtrzymać.  Objęłam go na wysokości brzucha i położyłam głowę na jego barku. Może to wychodziło poza ramy „przyjaciele”…ale co mnie tam. Poczułam jego silne oplatające mnie ręce.
-To ja zadzwonię do Ani i zapytam, czy przyjedzie!-poderwał się z łóżka Lewy. Nawet nie musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć, że uśmiech miał wymalowany na pół twarzy. I tak właśnie zostałam sama w ramionach Marco. Czułam tak ogromny spokój…
-Tylko dwa lata-westchnął, a ja po chwili odpłynęłam w sen.






~~~

Kochane moje...Ja nie chciałam, żebyście płakały przez mój rozdział... Nie zrobiłam tego celowo!:) Chciałabym ogromnie, ogromnie podziękować każdemu za komentarze pod poprzednią częścią!!! Wszystkie i każdy z osobna był wyjątkowy... Aż serce rośnie jak się je czyta i od razu mechaniczny ruch-otwieranie dokumentu Worda i pisanie nexta:)
Tak, ten jest krótki, zwięzły i o niczym, jestem tego świadoma. Może jednak znajdzie się jakiś temat na komentarz? :)) W 29 zadzieje się COŚ. Coś na co (no może nie do końca na to) czekacie..., będzie ciekawie. W przeciwieństwie do tego tu wyżej.
Chciałabym Wam ogromnie podziękować za 30000 wyświetleń. Nim się obejrzałam..a tu taka liczba... Dziękuję, naprawdę, to wiele dla mnie znaczy <3 cieszy mnie każde jedno wyświetlenie i na bieżąco śledzę mój ulubiony niebieski wykresik ze statystykami:))

Aby przedłużyć tą część i żeby nie była za krótka postanowiłam odpowiedzieć na wszystkie pytania zadane pod 28-bo troszkę ich było, a ja, przepraszam, ale miałam tak intensywny tydzień, że po prostu nie dałam rady. A więc.

1) Zuza Lewandowska- Na "magiczną kartkę" czekałam chyba krótko jak na takową karteczkę, bo 1,5 tygodnia. Widziałam, że na innych blogach ludzie piszą, że czekają po 3 miesiące nawet, więc nastawiałam się na grudzień..a tu taka niespodzianka... 100x większy szok i emocje, wszystko... A że Marco jej dotykał do ja wiem! Zaraz jako drugie w kolejności było powąchanie jej, czy jego rękę jeszcze wyczuję hahaha :') A za komentarz nie ma co dziękować-to prawda najprawdziwsza! <3

2)Kasia Góral - "pierwsza piosenka" to pojęcie względne-za każdym włączeniem bloga włącza się inna, więc trudno mi powiedzieć, na którą trafiłaś. :) Wszystkie 3 są Christiny Perri, którą ostatnio "odkryłam" i wybrałam piosenki, które pasują do tego opowiadania :). Pamiętam 2 tytuły, może jeden z tych-"Thousand years", "Arms". Może tu któraś z nich? :)

3) Ewi Borussen- Ja wysłałam do menagmentu Marco. Adres na jego stronie internetowej:) 

...A jednak mało tych pytań. No cóż. Myślałam, że będzie więcej haha :))

Mecz z Bayernem... Pozwólcie, że nie skomentuję. Zawsze będę wierzyć w Borussię, niezależnie od wzlotów czy upadków. Liczyłam na coś więcej...ale... pożuję sobie gumę jak Marco i poczekam do meczu z Mainz. :)












Buziaki!:**



9 komentarzy:

  1. Pierwsza ! Pierwsza ! Jestem pierwsza ? Weszłam na bloga o 16:00 i dosłownie co chwila odświeżałam, aż w końcu o 16:05 pojawił się rozdział. Co za ulga :) Rozdział nie jest o niczym ! Jest wspaniały <3 Wiedziałam, że Marco przyjedzie, ale ... niech lepiej nauczy się polskiego xd hahaha :D a tak serio to jest wspaniale i jak dla mnie to możesz ich spiknąć nawet w 100 rozdziale, bo ja i tak będę czekała :* 1,5 tygodnia ? miałaś szczęście, bo już kilka osób mi mówiło, że miesiąc to minimum, więc widocznie załapałaś się na Marco wcześniej :) nawet nie wiem co pisać, bo nie mam takich słów ! Czekam i czekam i będę czekać na następny rozdział. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny mam nadzieję że następny rozdział pojawi się szybko ♥;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze fenomenalny mam nadzieję, że się pozbiera po tym co ją spotkało na szczęście ma przy sobie takich przyjaciół jak Ania, Marco i Robert no i oczywiście nie można zapominać o jej tacie. Z ogromną niecierpliwością czekam na 29 rozdział. Mogłabyś wpaść do mnie na bloga i luknąć na moje wypociny linka zostawiam w zakładce "Wasze blogi"
    PS. dzięki za odpowiedź na pytanie odnośnie autografu MR11 pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział, Kochana. ;*
    Ojj... Chciałabym, by nasza bohaterka szybko się ogarnęła i wróciła do normalnego stanu po tym, co ją spotkało. ;/ Ma przyjaciół... Ma wspaniałego tatę! Musi odnaleźć w sobie energię i siłę, aby podnieść się z kolan. Musi... Boję się o nią...
    Czekam na kolejne! ;*

    P.S.: Zapraszam do siebie na drugi rozdział. ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę jest mi ogromnie szkoda i żal Ingi... Tyle już przeszła w życiu i jeszcze teraz babcia :/
    Ale ma przy sobie bliskich :) Ogromnie mi się podoba jak ukazujesz tutaj relacje między bohaterami. To wszystko wygląda na szczere i prawdziwe. Między nią i Kloppem cały czas byla taka szczególna więź. Teraz jest ona jeszcze większa i to jest właśnie świetne.
    Natomiast jeżeli chodzi o Marco, to widać, że ją coraz bardziej do niego ciągnie. Rozumiem jej obawy, ale tak jak jej babcia poradziła, niech się otworzy na miłość :*
    Do następnego i dużo weny :*
    http://love-is-a-polaroid.blogspot.com/2015/10/rozdzia-5.html
    Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny, świetny, świetny! Już czekam na następny, a tymczasem pożuję sobie gumę jak Marco i Ty xd pozdrawiam xo

    OdpowiedzUsuń
  7. Melduję się :)
    No, kochana, wierz mi, ale nawet jakbym cholernie chciała narzekać... to po prostu nie mam na co. Świetny rozdział!
    O kurczaczki... Nawet nie wiesz, jak mi jest teraz żal naszej Ingi. Biedna dziewczyna. Przecież przeszła więcej niż kilku ludzi razem wziętych. A teraz jeszcze babcia :( Dobrze, że ma przy sobie takich wspaniałych przyjaciół, którzy zawsze są przy niej i ją wspierają. Musi się z tego podnieść, im szybciej, tym lepiej...
    Czekam na kolejne! ♥
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Oo jaki on słodki przyjechał do niej *.* Super rozdział. Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham tego bloga! Kocham bohaterów! kocham autorkę! ❤
    Boże, rozdział idealny! Nie wiem o co Ci chodzi! :p
    Babcia naszej Ingi jest po prostu aniołem. Jest. Była. I z pewnością będzie. Zawsze.
    Ojciec Ingi? Nie wiem czy zasługuje na to miano. Mężczyzna, który ją wychowywał - brzmi lepiej - to potwór!!! Jak mógł? Zniszczył psychikę Ingi, a gdyby nie babcia... nie wiadomo jakby radziła sobie z każdym kolejnym dniem. :/
    LIST? PRZEPIĘKNY! ❤
    No i potem co? Marco! On jest cudowny! Zawsze jest wtedy, gdy go potrzebuje. Nawet nie wiesz jaki uśmiech malował mi się na twarzy, kiedy wyskoczył z tymi chusteczkami. :)
    Wiesz czego żałuję? Że Inga nie posłuchała serca i nie pocałowała piłkarza. Ona go kocha! Przyznała się do tego. Teraz trzeba tylko iść za ciosem. :D
    Spodobał mi się żal Marco, gdy Inga oznajmiła, że przez te dwa lata będzie mieszkać w Polsce. Podoba mi się, że tak chce tego magistra. Ambitna bestia. :D
    Czekam na kolejny!
    Buziaki! :***

    OdpowiedzUsuń