-Dzień dobry, Inga Mazur, ja w sprawie rozprawy Andrzeja Mazura. Czy ona już się odbyła?-zapytałam stając w okienku w sądzie.
-Proszę chwilę poczekać.-odpowiedziała kobieta i zaczęła coś
sprawdzać w komputerze. –Przykro mi, ale spóźniła się pani. Rozprawa odbyła się
wczoraj o siedemnastej. Rozumiem, że pani z rodziny. Pan Mazur dostał trzy lata
więzienia.
-Za kradzieże?
-Nie powiem pani więcej, bo sama nie wiem. Musiałaby pani
spytać prokuratora Rzepeckiego.
-Rozumiem, gdzie mogłabym go znaleźć?
-Idzie właśnie tamtym korytarzem jeśli się nie
mylę.-odpowiedziała z uśmiechem wskazując na wysokiego mężczyznę z przewieszoną
togą.
-Dzięki.-uśmiechnęłam się i pobiegłam w stronę mężczyzny.
-Dzień dobry, przepraszam, prokurator Rzepecki?
-Tak, o co chodzi?
-Inga Mazur. Ja w sprawie wczorajszej rozprawy…
-A, tak, pamiętam! Przedziwna rozprawa.
-Nie rozumiem?
-To pani jest tą córką?
-Ymmm, tak, znaczy…
-Wiem, wiem, nie jest pani biologiczną. Pan Mazur był
oskarżony o kradzieże aut i oddawanie je do skupów.
-Pieniądze na alkohol się skończyły.
-Ponadto sam przyznał się do dwóch usiłowań gwałtu. Sam tego
nie rozumiałem, wie pani, nikt się nie pogrąża jeszcze bardziej, kiedy jest
oskarżony, wręcz miałem wrażenie, że sam chciał iść do więzienia.
-Jest już w więzieniu?
-Został wczoraj przewieziony do aresztu.
-Możliwe by było widzenie? I to jak najszybciej. Niedługo
wyjeżdżam. Zależy mi na tym.
-Pani? Nie rozumiem, próbował kilka lat temu panią zgwałcić,
a pani chce się z nim widzieć? Wybaczy pani, ale odkąd jestem prokuratorem nigdy
jeszcze z taką sytuacją się nie spotkałem.
-Jest pan młody, nie wydaje mi się, żeby miał pan duże
doświadczenie. Jest możliwe widzenie?
-Zadzwonię, zaraz zobaczymy.-zauważyłam, że zrzedła mu
trochę miła. No cóż mam poradzić.
***
-Dziękuję, że udało to się załatwić.-podałam rękę
Rzepeckiemu
-Była pani nieustępliwa.
-Cóż.-zaśmiałam się i pożegnałam prokuratora.
Szłam prosto
ciemnym korytarzem z miliardem myśli na sekundę? Czy dam radę? Czy się rozpłaczę? Czy będę miała odwagę? Babciu, pomóż..
W końcu dotarłam pod drzwi sali widzeń. Wiedziałam, że
muszę to zrobić. Pokonać swój lęk. I zakończyć to. Na zawsze. Wzięłam głęboki
oddech i otworzyłam drzwi. Strażnik więzienny wskazał stolik. Zdecydowanym
krokiem podeszłam do niego i zajęłam miejsce naprzeciwko. Podniósł na mnie
głowę i zmarszczył brwi.
-Przyszłaś, żeby się ze mnie pośmiać? Proszę bardzo.-rzekł sucho i spojrzał się na mnie bez emocji
-Nie mam takiego zamiaru.
-W takim razie czego jeszcze ode mnie chcesz?
-Dlaczego przyznałeś się do próby gwałtu?
-A co, miałem czekać, aż wniesiesz sama rozprawę?
-Nie wniosłabym. Nie zależy mi na zemście. Prokurator miał
wrażenie, że sam chciałeś tu trafić.
-Może chciałem, może nie?
-Aż tak bardzo ci przeszkadza, że tu jestem?-zapytałam.
Gratulowałam sobie w duchu mojej pewności siebie. W odpowiedzi spuścił głowę.
-Chciałem tu być, bo nie ma tu alkoholu.-zaskoczył mnie
swoją odpowiedzią.
-Rzucasz?
-Taki zamiar.
-Nie łatwiej było iść na odwyk?
-Nie chciałem się spotykać z takimi ludźmi.
-Rozumiem, że wolisz kryminalistów.-zaśmiałam się pod nosem.
-Słuchaj, po co tu tak naprawdę przyszłaś?
-Skończyć z przeszłością.
-Super sposób.-fuknął pod nosem.
-Widziałam się z nią.
-Z kim?
-Z moją matką.-oznajmiłam spokojnie i zaczęłam badać jego
reakcję. Spuścił wzrok na ziemię.
-Wiem, że ją cały czas kochałeś, być może kochasz.
-No i co?
-Zapomnij o niej.
-Co, tak po prostu?
-Yhym. Ja właśnie to robię.
-Jak?
-Jak stąd wyjdziesz zacznij nowe życie, idź na terapię do
psychologa, on naprawdę ani nie gryzie, ani nie ocenia. Idź na odwyk…
Zrozumiałam, że ty też dużo przeszedłeś i tak jedynie mogę znaleźć
wytłumaczenie na niektóre zachowania.
-Czyli co, zapomnisz o wszystkim?
-Niektórych rzeczy nie da się zapomnieć.
-Ale chcesz skończyć z przeszłością.
-Tak. Da się rozdzielić dwie sprawy.
-I co, myślisz, że mam szansę zacząć nowe życie?
-…Każdy ma szansę, wystarczy tylko chcieć.-odparłam i
strzepałam niewidzialny kurz z sukienki.
Podszedł do nas strażnik oznajmiając nam o skończeniu widzenia.
-Będziesz dobrym psychologiem.
-Dzięki.-wstałam z krzesła, a kiedy już miałam zrobić krok w
stronę drzwi
-Inga…Dziękuję za rozmowę. I… wiem, że to nic nie zmieni,
ale…przepraszam.-zamknęłam na chwilę oczy, wzięłam oddech i zmusiłam się do
delikatnego uśmiechu.
-Cześć. I powodzenia.-powiedziałam na odchodne. Zamknęłam
drzwi za sobą. I odetchnęłam. Ta zwykła rozmowa…Czuję, że dałam radę. Dałam radę
z przełamaniem kolejnej bariery. Czułam się wolna. Uśmiechnęłam się, a po
policzkach pociekły mi łzy szczęścia. Zaśmiałam się pod nosem, a po chwili
śmiałam się na całe gardło jak głupia. Byłam z siebie dumna. Byłam szczęśliwa! Kolejny mały kroczek do przodu! Wzięłam telefon do ręki i zadzwoniłam do Kuby.
-Kubuś?-odezwałam się łamiącym się głosem, kiedy usłyszałam,
że odebrał
-Inga? Tak mi przykro,
słyszałem o twojej babci. Nie płacz...
-Nie o to chodzi. Kuba, dziękuję za naszą rozmowę wtedy u Marco. Gdyby nie ty...Jestem ci wdzięczna do końca życia. Nie płaczę ze
smutku.
-Co się dzieje?-usłyszałam
lekkie zagubienie w jego głosie.
-Zaczynam nowe życie.
***
Przekroczyłam próg domu babci rozmawiając nadal z
Błaszczykowskim. Wszyscy jak na gwizdek podnieśli się z kanapy na mój widok.
Robert odezwał się do telefonu
-Już wróciła. Nie, chyba wszystko w porządku. Zadzwonimy za
chwilę.-odłożył telefon na stolik i podszedł do mnie szybko
-Inga wszystko w porządku?
-Przepraszam Kuba, muszę kończyć. Pogadamy jak wrócę do
Dortmundu.-pożegnałam się z klubową szesnastką. Stanęłam przed trójką
przyjaciół
-Klopp dzwonił mówił, że się nie może do ciebie dodzwonić i
nas zjechał, że ciebie nie pilnujemy.
-Nic mi się nie stało. Macie kartony?
-Mamy.-odpowiedziała energicznie Ania. –Inga, w porządku?
Inaczej wyglądasz.
-Czekajcie chwilę.-poszłam do spiżarni i wzięłam
brzoskwiniowy sok mojej babci i rozlałam do kubeczków. Podałam każdemu po
jednym
-Wiem, że dzisiaj jest smutny dzień…powinien być, ale…dla
mnie to dzień zmian. Dzień zrobienia w końcu kroku w przód, dzień pokonania
siebie, części swoich barier. Zrozumiałam, że nie muszę już żyć w strachu.
Jestem wolna. To jest moje życie. Wiem, że przede mną ciężka praca, moja
psychika jest jeszcze posiekana na drobną kosteczkę, ostatnie rewelacje w moim
życiu…to był istny rollercoaster…Ale jedno się nie zmieniło. Mam was. Jesteście
przy mnie i wiem, że mogę na was liczyć. Gdyby nie wy, wasze wsparcie.. Po prostu
chciałam…dziękuję, że jesteście.-wytarłam pojedynczą łzę z kącika mojego oka.
Spojrzałam na trójkę moich wspaniałych przyjaciół. Patrzyli na mnie z ogromnym
uśmiechem. Chwilę cała trójka mocno mnie przytuliła.
-Wiesz, że cię kochamy. Cieszymy się, że jest wszystko na
dobrej drodze. Jesteś dla nas wspaniałą przyjaciółką.-odezwała się w końcu
Lewandowska.
-No to zdrowie Ingi.-wzniósł toast Robert i stuknęliśmy się
kubeczkami z sokiem.
-Pyszny!-uśmiechnął się Marco dopijając do końca.
-Chcesz jeszcze? Zostało sporo.
-Pewnie.-uśmiechnął się i poszedł za mną do kuchni. Nalałam
mu do połowy kubeczka.
-Dzięki.-uśmiechnął się patrząc czujnie w moje oczy. Czułam
wypływające na moją twarz czerwone rumieńce. Z odsieczą na szczęście przyszli
Lewandowscy.
-To co, pakujemy?
-Pomożecie mi?
-No pewnie! Po to tu jesteśmy. Od czego zacząć?
-Pójdziesz kochana z Lewym i popakujecie konfitury z tego
pierwszego regału w piwnicy? Ja muszę Marco zabrać w jedno miejsce.
-Jasne, nie ma sprawy.-odpowiedzieli zgodnie i wzięli
kupione kartony.
-Chodź.-nie wiem czemu chwyciłam rękę Marco…i pociągnęłam go
na górę.
Kiedy zorientował się, gdzie idziemy zatrzymał się i chwycił
mnie w biodrach przyciągając do siebie
-Nie wiedziałem, że jest pani taka bezpośrednia, panno
Klopp.
-Nie chodzi o to, o czym myślisz…Jak mnie nazwałeś?
-Przecież tak powinnaś się nazywać od urodzenia. Twój tata i
tak nie odpuści w kwestii nazwiska.-uśmiechnął się
-Skąd wiesz?
-Rozmawialiśmy chwilę. To co, idziemy do tego łóż…sypialni?
-Reus, Reus… Nie mam na ciebie siły. Chodź już.-pokręciłam
głową i ruszyłam szybciej.
-Spójrz.-pokazałam ze śmiechem na bluzkę oprawioną w ramę.
Marco zmarszczył brwi, a po chwili głośno się roześmiał jak to miał w zwyczaju.
-Co tam jest napisane?-zapytał, kiedy zauważył karteczkę ze
swoim nazwiskiem.
-Bluzka Ingi poplamiona przez Marco Reusa.-wyjaśniłam z
uśmiechem
-Sama na mnie wpadłaś.-założył ręce udając obrażonego
-Biegłeś spóźniony na trening nie patrząc na ludzi!
-Punkt dla ciebie.-zaśmiał się –Bierzemy coś stąd?
-Tak, koniecznie zdjęcia.-podeszłam do półki i wzięłam nasze
wspólne zdjęcie z babcią
-Ile tu miałaś lat?-stanął za mną zaciekawiony blondyn
-Piętnaście.
-Bardzo się kochałyście.
-A ty nie kochasz swojej babci?
-Zmarła jak miałem dziesięć lat, ale tak, bardzo ją
kochałem.
-Przepraszam, nie wiedziałam.
-Skąd mogłaś wiedzieć. Prawie się nie znamy.-bąknął pod
nosem. –Przyniosę te kartony.- i już go nie było. Uuuu, ktoś tu ma focha!
Znowu… Wykituję kiedyś z tym facetem.
Po chwili wrócił ze złożonym kartonem w ręku i dwoma
albumami.
-Leżały na stole w salonie.
-Dzięki.-odebrałam je od niego i włożyłam na dno kartonu. Do
tego dołączyło w sumie sześć zdjęć i jedno w race. Inne ramki zostawiłam, tylko
powyjmowałam z nich zdjęcia.
-Dobra, zdjęcia ogarnięte.-stwierdziłam zaklejając kartą
szeroką taśmą.
Zeszliśmy na dół w niezręcznej ciszy. Postawiłam karton na stole i ruszyłam do Ani
i Roberta, którzy również skończyli pakować.
-Dziękuję, kochani jesteście.
-Oczywiście odnośnie przechowywania kartonów to oferujemy
swoją spiżarnię!-zadeklarował się Lewy
-Przykro mi, ale tata był pierwszy.-uśmiechnęłam się
puszczając oczko.
-To co jeszcze?
-Wiecie co, możecie się iść przejść. Ja sobie już dam radę.
Wydaje mi się, że to wszystko, przejrzę jeszcze kilka rzeczy, ale to sama.
-Na pewno?
-Tak. Lećcie.
-Marco zostanie z tobą. Nie zostawimy cię samej.-uświadczyła
zadowolona Ania i skierowali się do wyjścia z domu.
-Nie musisz tu ze mną siedzieć. Dam sobie radę. Możesz iść
się przejść, czy do hotelu.-skierowałam się do niego, kiedy usłyszałam
zamykające się drzwi.
-Zostanę.-odpowiedział bacznie mi się przyglądając.
-Wszystko w porządku?-zmarszczyłam brwi. Jeny, jak tu
gorąco! Wzięłam głęboki oddech.
-Tak.-odpowiedział zachrypnięty.
/Marco/
Nie wiem już, co mam zrobić. Inga jest moją przyjaciółką.
Tak ustaliliśmy. Ale czy przyjaźń polega na miłości?... Męczę się w tej
„przyjaźni”…zawsze kiedy na nią spojrzę mam ochotę ją przytulić, pocałować.
Kiedy jest smutna serce mi pęka, a kiedy słyszę jej śmiech dzień od razu staje
się piękniejszy. I jeśli to nie jest zakochanie, to nie wiem czym innym to może
być. Oczywiste jest przecież to, że do niej nie podejdę i jej tego nie
powiem…chociaż chciałem to zrobić. Kiedy miałem już pukać spotkałem się z Robertem,
który powiedział mi o śmierci jej babci. Nie musiałem się nawet zastanawiać czy
jechać.
Kiedy zostaliśmy sami czułem wręcz namacalną energię między
nami. Miałem ochotę rzucić się na nią i pocałować i wrócić z powrotem do
sypialni i zapomnieć o całym świecie z brunetką w ramionach.
-Wyjdę na chwilę do ogrodu, jeśli pozwolisz.-spojrzałem na
nią. Skinęła głową, a ja wyszedłem na zewnątrz i wziąłem głęboki oddech.
Rozpiąłem drugi guzik koszuli. Usiadłem na stopniu ogrodu i napisałem sms’a do
mojego przyjaciela.
„Stary, chyba się zakochałem…”
Momentalnie przyszła odpowiedź.
„Durniu, przyjechałeś na pogrzeb, wspierać INGĘ, a nie się zakochiwać w jakichś lalach!”
„W Indze.”
Odpisałem mu w odpowiedzi przewracając oczami. Zapatrzyłem
się na widok za ogrodem, kiedy usłyszałem kolejny sygnał nadchodzącej
wiadomości.
„Brawo, Ameryki nie odkryłeś. Od dawna to jest wiadome.”
No tak. Mario. Po chwili mój telefon się rozdzwonił
sygnalizując połączenie.
-Dzięki, fantastyczny z ciebie przyjaciel.-zacząłem rozmowę
-No to to ja wiem! –wyczułem
jego śmiech
-Czekałem na radę, a nie.
-A co, ja mam tobie
radzić jak podrywać dziewczyny? Tobie? Doktorowi habilitowanemu podrywu?
-Ona nie jest jak inne…
-Jedna na miliooon…-zaczął
nucić Mario- A, sorry, tak mi się wyrwało.
Co tak w ogóle u niej? Jakoś się trzyma?
-Dzisiaj już tak.
Jest silna, trzeba jej to przyznać.
-Geny Klopp’a, ja ci
mówię. No to kończę, pa.
-Dziękuję za POMOC.
-Nie ma za co.
-Wiem.-zaśmiałem się sam do siebie. Przeczesałem grzywkę i
podniosłem się ze schodów. Kiedy miałem wchodzić do domu dostałem wiadomość na
facebooku od Mario… Link. No zobaczmy.
„-Więc… Do kobiety
trzeba się pofatygować, tak? Potem patrzysz jej w oczy. Przysuwasz się tak, tak
tylko troszeczkę, a najlepiej prawie do końca. A potem czekasz, aż ona się też
troszeczkę przysunie, prawdaż? Teraz wasze wargi praktycznie się już stykają, a
potem po prostu jej mówisz jak bardzo jej nienawidzisz.
-Raczej…kocham.
-A to pies na baby!
Szczek, szczek! Ostry z ciebie zawodnik!”
Zacząłem się śmiać. Tak, prawdziwy przyjaciel. Zawsze można
na niego liczyć.
„Dzięki, zastanowię
się;)”. Odpisałem i przekroczyłem próg mieszkania.
-Inga?-zawołałem rozglądając się za nią.
-W piwnicy!-usłyszałem jej głos i natychmiast ruszyłem.
Stała przy najbardziej oddalonym od wejścia regale
pochłonięta czytaniem, chyba jakiegoś listu. Stanąłem za nią.
-Kochana Sylwio… Dziękuję ci za to, że opiekujesz się moją
małą córeczką. Wierzę, że pod twoim okiem wyrośnie na piękną dziewczynę. Dbaj o
nią i kochaj jak własną. Żałuję, że nie mogę jej zobaczyć, nie wiem jak
wygląda, nie umiem sobie wyobrazić jej uśmiechu. Z tego co piszesz musi być
wspaniałym dzieckiem. Mam nadzieję, że Andrzej przyjął łagodnie wiadomość, iż
nie jest jej biologicznym ojcem. Coś mi mówiło od początku, że to nie jego
córka. Stąd Elizabeth. Jej ojciec chciał, żeby jego córka miała tak na drugie
po jego matce. A Andrzej…będzie dobrym ojcem. A jej biologiczny tata… Jest
wspaniały. Oświadczył mi się tydzień temu i wychodzę za mąż. Rozpocznę nowe
życie. Zostawię stare. Będę żoną, może za jakiś czas matką. Kocham go bardzo.
Przeprowadzamy się do innego miasta. Dlatego to ostatni list jaki piszę. Mimo
wszystko nie chcę, żeby on się dowiedział o jej istnieniu. A tym bardziej o
tym, że go zdradziłam. Obiecaj mi tylko, że kiedy Inga dorośnie nie dowie się o
mnie. Tak będzie lepiej. Teraz już kończę. Opiekuj się moją kruszynką. Ona i
tak zawsze będzie miała miejsce w moim sercu. Ula.-przetłumaczyła list na
niemiecki łamiącym się głosem. Kiedy na mnie spojrzała dostrzegłem jej
zaszklone oczy. Tylko nie to. Położyłem ręce na jej plecach i mocno
przyciągnąłem ją do siebie. Wtuliła się we mnie taka bezbronna, krucha…
Właśnie dlatego nie chcę nic mówić. Ma dość własnych
problemów. Odnalezienie rodziny, śmierć najbliższej osoby. Jeszcze brakuje
tylko zakochanego w niej przyjaciela.
Wtem oboje usłyszeliśmy jakiś ruch za nami. Inga oderwała
się i spojrzała przez ramię. To był Klopp. Wychodził z zaciśniętą pięścią z
piwnicy pewnie myślał, że nie zauważyliśmy jego obecności.
-Tato?-podeszła do niego i złapała za ramię. Odwrócił się w
jej stronę z zasępionym wyrazem twarzy, a po chwili mocno ją przytulił.
-Tyle lat nie wiedziałem.-westchnął załamany. –Tyle lat…
-Nadrobimy.-uśmiechnęła się do niego.
Czułem się trochę nie na miejscu. Może powinienem wyjść?
Jak, przepychać się między nimi? No to zostało mi stać i obserwować piękną
brunetkę. Mnie pasowało.
-To co, jedziemy? Marco?
-A, przepraszam, zamyśliłem się.
-Zapatrzyłem się mówi.-poprawił mnie ze śmiechem trener, a
Inga bezradnie pokiwała głową- Jedziemy do hotelu, rzeczy już są
spakowane. Zabierasz się z nami, czy
idziesz z buta?
-Zabiorę się z wami.-odpowiedziałem i ruszyłem wolno za
nimi.
~~~
Może przynudzam, ale to kolejny rozdział, gdzie akcja stoi w miejscu. W 32 się ruszy!!! Obiecuję! <3
Jedna sprawa-pod poprzednim rozdziałem pojawiły się pytania kiedy następny rozdział. Otóż rozdziały pojawiają się ZAWSZE w każdą SOBOTĘ o godzinie 16! (chyba, że jak zapomnę ustawić automatycznej publikacji i to o 16 z kilku minutowym poślizgiem zanim zaskoczę:) ) Dla wielbicieli dat-w wersji na komputer jest dokładny terminarzyk z kolejnymi rozdziałami. Wpisuję tam części, które na mur beton będą, czyli jak skończę rozdział-wpisuje tam. Gdyby rozdział z jakiegoś powodu miałby się nie pojawić możecie być pewne, że zostaniecie o tym poinformowane chociażby pod rozdziałem. Na razie nie mogę się jakoś zabrać za pisanie 33...pomysł jest, gorzej z realizacją...
31-rozdział, na którego kompletnie nie miałam pomysłu ale w sumie jestem z niego zadowolona także za tydzień nie będzie tragedii. Tak, oto wiekopomna chwila, w której ja jestem zadowolona z rozdziału haha :)) Zapamiętajcie, długo się nie powtórzy:D
Tak sobie myślę i nie mogę uwierzyć, że to już 30 rozdział...A sama dokładnie pamiętam chwilę, kiedy pełna obaw wstawiałam prolog...:') Ten czas leci... Dziękuję za każdy komentarz, każde wyświetlenie...to jest mega motywujące!<3
To ja już nie przedłużam! Żeby nie było jakiś niedopowiedzeń-za tydzień o tej porze kolejny!:))
Buziaki:**
Ja tutaj miałam nadzieję, że Marco Reus doktor habilitowany nauk podrywy w końcu wyzna Indze uczucia trochę jak Król Julian, no ale nic czekam na 32 skoro mówisz że tam się coś ruszy to czekam. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCzytałam rozdział jadąc pociągiem, więc wybacz, że komentuje dopiero teraz :* Uśmiałam się prawie do łez. Dobrze, że prawie, bo jakby mi się makijaż rozpłynął to nie byłoby dobrze :D och Marco Marco czemu Ty się tak cykasz ?! Mam nadzieje, że nasz Reus pójdzie wreszcie po rozum do głowy i powie Indze o swoich uczuciach. Mario i Klopp do Marco rozwalają system <3 i jeszcze tekst króla Juliana ... och ! Uwielbiam Cię za to poczucie humoru, bo ja go niestety nie mam i zazdroszczę Ci naprawdę ! Ty kochaniutka lepiej pisz ten 33, bo ja nie będę czekała potem 2 tygodni ! O co to nie ! :P A tak na poważnie to życzę Ci weny, weny i jeszcze raz weny. Wiesz w sumie tak sobie myślę, że skoro Marco to taki mistrz podrywu to ja chętnie posłucham tego gadki. Może nawet przyjść do mnie w środku nocy. No problem ! Hahaha. Czekam na następny i za tydzień będę pierwsza ... albo chociaż bardzo się postaram. Teraz niewiele mi brakowało. BuZIAKI :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział już się nie mogę doczekać następnego : -)
OdpowiedzUsuńWspaniały :D
OdpowiedzUsuńDasz radę z 33 i będzie na pewno świetny. :D
Jak tylko zobaczyłam, że dodałaś 30 to od razu tutaj zajrzałam. ;)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Inga pójdzie do ojca... Nawet przez myśl mi to nie przeszło. :o
A co zdziwiło mnie jeszcze bardziej? Że zachowała się tak dojrzale i... no, ja chyba nie potrafiłabym wybaczyć takiemu człowiekowi.
Jednakże wydaje mi się, że wielki udział w tym miał Klopp, który w poprzednim rozdziale rozjaśnił jej perspektywę Andrzeja.
Jestem z niej mega dumna. ;)) Chyba nawet bardziej niż sam Jurgen. ;)
A Marco? On jest taki słodki... :) Podoba mi się ta jego niepewność. To, że nie chce sprawiać Indze kolejnych zmartwień. To, że walczy ze sobą, by Inga była szczęśliwa. Oczywiście to wszystko wygląda tak z jego perspektywy, bo de facto jest inaczej. :) Myślę, że gdyby Inga się o tym dowiedziała, jej samopoczucie poprawiłoby się o 100%. No, bo cóż innego ma człowieka uszczęśliwić, jak nie wyznanie miłości? :D
A reakcja Mario? Miałam normalnie bekę jak nie wiem co. xD
Ten list... Ja nadal nie rozumiem Ulli... Ona... stwierdziła, że lepiej będzie jak Inga się o niej nie dowie? Matko... :// Sama już nie wiem, co o niej myśleć.
Jak mam wytrzymać teraz do soboty? Po tak emocjonującym rozdziale? :))
Czekam! :*
Boszsz i że az tydzień musimy czekać na następny ? Tylko nie to no ale z tymi 30 tyle wytrzymałam to z jednym nie wytrzymam ? Wytrzymam <3 Mam nadzieję że Marco nie jest taki głupi w realu ;D On musi jej to w końcu powiedzieć przecież 1 nie będzie mówić dziewczyna trochę szacunku ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na next *_*
Życzę weny i pozdrawiam Aga <3
no to ja już czekam na kolejny, równie cudowny *.* xo
OdpowiedzUsuńMelduję się :)
OdpowiedzUsuńHmm... tak się teraz zastanawiam, ile razy już ci powtarzałam, że uwielbiam sposób, w jaki piszesz? Chyba sporo :D
Rozdział genialny, jak zwykle! Dawno tak się nie uśmiałam xD
Tylko kiedy nasz kochany Marco w końcu wyzna to, co czuje do Ingi? Bo tak czekam, i czekam... i doczekać się nie mogę :)
No nic, czekam na kolejne cudeńka!
Dużo weny i buziaki :**
Już jestem kochana!
OdpowiedzUsuńSpóźnienie, ale to norma u mnie XD
Co do rozdziału, ale i też twojego poprzedniego to sztos!
Bardzo podobają mi się ostatnie rozdziały. Jest w nich strasznie dużo zawartych emocji i to mi się bardzo podoba.
Nasza Inga jest niesamowicie dorosłą osobą. To w jaki sposób się zachowuje ukazuje jej silny charakter.
Nie będę oryginalna, jak powiem, że chce by Marco w końcu coś zadziałał. Ale może jednak w tym 32 coś się zadzieje :)))
Pozostaje mi tylko czekać na następny!
Buziole i zapraszam do siebie na nowy:
http://love-is-a-polaroid.blogspot.com/2015/10/rozdzia-6.html
Weny :**
Boże nadrobilam, czekam na następny ❤
OdpowiedzUsuńUWAGA! JESTEM!!! CZEEEEŚĆ! :D
OdpowiedzUsuńHahahah w końcu mi się udało! Gorzej to już chyba nie mogło trwać, no ale mówią, że lepiej późno, niż wcale :p
Pierwsze, co zwróciło moją uwagę: "ja w sprawie rozprawy w sprawie Andrzeja Mazura", hahah dobre ;p
No a później już jakoś poszło... Oczywiście rozczuliła mnie ta sytuacja z listem od babci i obecność Reusa i wsparcie od Kloppa i obecność Reusa i jeszcze raz obecność Reusa... :D No bo chłopak wyrasta nam na prawdziwego bohatera. Pomimo, iż nie potrafi być przyjacielem, bardzo się stara... Zastanawiam się tylko, dlaczego oni nie rozumieją, że coś do siebie czują... A może nie widzą?
Skoro następny w sobotę o 16, to mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć, chociaż wiadomo, jak to przed świętami... Nic nie obiecuję, bo ostatnio nie umiem :p
Duuuuużo weny i pozdrawiam ♡
Cały poprzedni tydzień wchodziłam tu, żeby sprawdzić, czy może przypadkiem nie będzie wcześniej nowego rozdziału. A koniec końców zapomniałam o nim. To trzeba być mną.! :)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o rozdział, to jest on po prostu wspaniały. Podziwiam Ingę, że dała radę iść do tego więzienia, to świadczy tylko i wyłącznie o jej sile. Nic dziwnego, że Reus jest w niej zakochany po uszy. :) Rady Mario ! Mistrzostwo hahaha. <3 Na prawdę wzorowy z niego przyjaciel. Jak czytam Twoje rozdziały, to uśmiech od razu wkrada się na moją twarz.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Jestem pewna, ze będzie jeszcze lepszy.
A w wolnej chwili zapraszam do siebie : http://szarokolorowaopowiesc.blogspot.com
Buziaki ! :*