sobota, 3 października 2015

Dwadzieścia siedem.


"Potrzeba mi umrzeć, aby móc wreszcie wyzdrowieć...
...i zacząć żyć w pełni szczęścia."




Kiedy tylko usiadłam na siedzeniu pasażera jeszcze mocniej zaczęłam płakać. Klopp, kiedy tylko usiadł za kierownicą ścisnął mocno moją dłoń.

-Inga, proszę, powiedz…
-Babcia…-wychlipałam przez łzy. Nie widziałam już nic. Oczy miałam zaszklone łzami –Muszę jak najszybciej być w Polsce.
-Podrzucę cię do Roberta, weźmiesz rzeczy, w tym czasie ja też szybko po coś pojadę do siebie i pojedziemy. Tak będzie najszybciej.-oznajmił włączając się do ruchu
-Ja mogę przecież polecieć samolotem…
-O tej godzinie nic nie złapiesz. Będziemy szybciej.
-Nie musisz…
-Chcę. Proszę, nie płacz, wszystko będzie dobrze.
-Nie będzie… Ona umiera…-szepnęłam prawie niesłyszalnie.





***





Pędziliśmy od dwudziestu minut niemiecką autostradą w kierunku Polski. Zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy do torby, napisałam Robertowi kartkę, bo ten już zdążył gdzieś wyjść. Kiedy wyszłam na zewnątrz akurat podjechał samochód. Szybko się wyrobił. Z resztą jak obiecał. Chyba wypłakałam wszystkie moje łzy. Siedziałam teraz z podkulonymi nogami oparta o okno i zagryzałam wargę. Nie umiałam o niczym innym myśleć. Umiera? Jak to możliwe? Nie wiedziałam o tym… Zawaliłam. Na całej linii…




***




Zamrugałam oczami. To był sen? Nie. Nadal znajduję się w samochodzie. Jest ciemna noc. Drogę oświetlają jedynie od czasu do czasu wysokie lampy. Klopp… Mój tata… Spojrzał na mnie ze słabym uśmiechem.

-Chcesz coś zjeść? Napić się?
-Nie…-odpowiedziałam chicho, a on tylko pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Za pół godziny będziemy na miejscu.
-Która godzina?
-Prawie czwarta.
-Nie spał pan?
-Nie. Bez pan, Inga, proszę.
-Przepraszam…
-Nie szkodzi. Jak się czujesz?
-Jak mogę się czuć? Wiedząc, że moja babcia, która mnie wychowała, która jest najważniejszą osobą w moim życiu umiera na pieprzonego raka?!-prawie krzyczałam –Przepraszam…-szepnęłam i znowu rozpoczął się mój płacz




***




Ostatnie chwile podróży minęły nam w absolutnym milczeniu. Ciszę zakłócał tylko mój płacz. Po siedmiu i pół godzinie drogi stanęliśmy pod hospicjum im. św. Jana Pawła II we Wrocławiu. Serce mi pękło wiedząc, że tam właśnie leży najbliższa mojemu sercu osoba. Za pół godziny piąta.

-Czy…-zaczęłam nerwowo strzepując niewidzialny kurz z moich getrów.
-Tak?
-Możesz pójść ze mną?-zapytałam niepewnie spoglądając na niego
-Ja?-najwyraźniej się zdziwił. –Pójdę, jeśli chcesz.
-Dziękuję.-powiedziałam cicho i wysiadłam z samochodu.


Przekroczyłam próg budynku z duszą na ramieniu. Tak bardzo się bałam, że już za późno…
Naprzeciw wejścia stała niewielka recepcja. Dyżurująca pielęgniarka siedziała i coś klikała w komputerze. Na chwiejnych nogach podeszłam łapiąc się brzegu lady.

-W czym mogę pomóc?-spojrzała na mnie niewysoka brunetka spod przymrużonych powiek.
-Ja… Przyszłam zobaczyć się z babcią…
-Proszę pani, godziny odwiedzin rozpoczynają się o dziewiątej.
-Wiem, ale to naprawdę ważna sprawa. Dostałam telefon…
-Ach, to pani. To ja do pani dzwoniłam. Proszę za mną.-wstała i ruszyła korytarzem oświetlonym delikatnie przez ciemne światła lamp. Poszłam za nią. Koło mnie zaraz pojawił się tata. W duchu dziękowałam, że tu jest. Nie dałabym sobie sama rady.
-Proszę poczekać.-zostawiła nas przed drzwiami, a sama weszła do pokoju numer jeden.
-Hej, spokojnie.-objął mnie jedną ręką. Nawet nie zauważyłam, że cała drżę.  Serce głośno mi dudniło. Byłam pewna, że zaraz mi wyskoczy. Wzięłam głęboki oddech. Pielęgniarka wyszła i uśmiechnęła się blado.

-Proszę wejść, pani Sylwia akurat nie śpi.-oznajmiła i ruszyła z powrotem w kierunku jej miejsca.
Drżącą ręką położyłam na klamce i zebrałam całą moją siłę, żeby ją nacisnąć. Drzwi się otworzyły. Zrobiłam niepewny krok do przodu. Potem drugi. I trzeci. Stanęłam w beżowym pokoju, w którym znajdowało się tylko jedno łóżko. Siedziała na wpół leżąco i czytała gazetę. Podniosła wzrok. Uśmiechnęła się nieznacznie. Była taka blada. Mizerna… Taka słaba… Nigdy jej nie widziałam w takim stanie… Schudła. Dużo. Zmieniła się bardzo. Wyglądała jak pół człowieka. Wystarczyło kilka wielkich susów i leżałam wtulona w jej ciało i głośno płakałam. Głaskała mnie delikatnie po włosach. Zawsze tak robiła, kiedy płakałam. Była moją ostoją, pocieszeniem…moim wszystkim…wszystkim co mam. Tylko dla niej żyłam. Tylko dla niej obiecałam być silna. Dla niej obiecałam się nie poddawać. Dla niej robiłam wszystko, żeby być w tym miejscu, gdzie jestem. Dla niej zdałam maturę, dla niej dostałam się na studia…Bo gdyby jej nie było… Dawno nie byłoby mnie na tym świecie…

-Babciu…-krztusiłam się od łez.
-Cii, ptaszynko, nie płacz.
-Przepraszam… Tak bardzo cię przepraszam.-jeszcze mocniej ją przytuliłam
-Kochanie, nie masz za co.
-Jestem beznadziejną wnuczką. Zobacz, zadzwoniłam do ciebie tylko trzy razy. Nawet nie wiedziałam, że jesteś chora…-moje łzy nie miały końca. Gdyby je uzbierać w butelki…zabrakło by butelek.
-Jesteś najlepszą i najukochańszą wnuczką jaką mogłam sobie wymarzyć, ptaszynko. Trzy razy w zupełności wystarczą. Wiedziałam, że jesteś szczęśliwa. A kiedy nie dzwoniłaś, miałam pewność, że spędzasz świetnie czas. Nawet nie wiesz, jak się z tego cieszyłam.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś, dlaczego nie powiedziałaś?
-Ptaszku, nieszczęścia chodzą po ludziach. Trzeba się z tym pogodzić. Nie chciałam cię martwić… Czekaj…
-Co się stało?-przerażona poderwałam głowę i spojrzałam na jej twarz. Jak zwykle uśmiechniętą. Nigdy nie widziałam jej smutnej. Przez całe dwadzieścia jeden lat mojego życia, nigdy ale to nigdy nie widziałam smutku na jej twarzy.
-Czy mnie wzrok nie myli, czy już jestem w niebie?-zapytała się patrząc w kierunku drzwi… Uśmiechnęłam się delikatnie. Gestem ręki przywołałam tatę do łóżka. Podszedł i pogładził mnie po ramieniu
-Dzień dobry.-uśmiechnął się życzliwie w kierunku mojej babci. Tak, była jego fanką od początku kariery
-Babciu… To jest… mój tata.-powiedziałam po niemiecku, żeby nie tworzyć niezręcznych sytuacji. Spojrzałam na niego. Miał zdziwione oczy. A za razem szczęśliwe. Nigdy chyba tak do niego nie powiedziałam.
-Tato… To moja babcia.-złapałam mocniej jej rękę
-Mogłaś faktycznie zadzwonić. Umalowałabym się chociaż.-jak zwykle humor jej nie opuszczał. Mój tata podał jej rękę.
-Bardzo miło mi panią poznać. Inga dużo o pani mówiła.
-Inga zwykle dużo mówi. Proszę się przyzwyczaić. Mi również bardzo miło. Już chociaż wiem, dla kogo Ulka straciła głowę.
-…Wiedziałaś?-krew odpłynęła mi z twarzy. Cały czas wiedziała?!
-Ingusiu… Przyjaźniłyśmy się z twoją mamą. Przez wiele lat. Przyjechała do mnie w trzecim miesiącu ciąży. Mieszkała u mnie cały okres jej trwania. Nie wiedziała, kto jest twoim ojcem. Była tak zakochana, że postanowiła nic nie mówić panu Juergenowi… Nawet mnie nie powiedziała, gdzie mieszka w Niemczech. Kiedy się urodziłaś… Po miesiącu wyjechała. Opiekowałam się tobą razem z Andrzejem. Na początku był dobrym ojcem… Jak miałaś roczek zrobił testy DNA. Nie widział żadnego podobieństwa do siebie. Zajmowałam się cały czas tobą. Przez pierwszy rok twojego życia pisałyśmy do siebie listy z twoją matką… Aż napisała, że wychodzi za mąż. Rozpoczyna nowe życie, przeprowadza się, zmienia nazwisko. Tylko tyle. Nie wiedziałam nic. Nie wiedziałam za kogo. Nie chciałam ci robić złudnych nadziei ptaszynko… Szansa, że się znajdziecie…była wręcz nikła. Żadna. A jednak… -skrzywiła się delikatnie
-Babciu, coś cię boli? Coś podać, chcesz się napić?-ogarnęła mnie nagła panika. Po moich policzkach co rusz spływały nowe łzy.
-Nie, kochanie, dziękuję. I przepraszam, że ci nie powiedziałam…
-Nie szkodzi. Nie mam ci tego za złe. Postąpiłaś słusznie… Babciu… Jak mam ci pomóc? Proszę, powiedz. Poproszę tatę, Marco, Mario, Roberta, żeby pożyczyli mi trochę pieniędzy, zrobimy operację, wszystko będzie dobrze, będziesz żyć, musisz żyć…
-A co tam u Marco?-uśmiechnęła się blado głaszcząc mnie po włosach.
-Dobrze… Babciu, nie zmieniaj tematu, proszę, oddam wszystkie pieniądze. Twoje zdrowie jest dla mnie najważniejsze.
-Myszko, mi nic już nie pomoże. Nawet cud. Na każdego przychodzi pora. Ja już widocznie spełniłam swoją misję na tym świecie. Zobacz, masz rodzinę, masz przyjaciół… Nie jesteś już sama. Wyrosłaś na przepiękną, mądrą, błyskotliwą, twardą, radosną młodą kobietę. Jestem z ciebie dumna. Bardzo. Zawsze byłam. I będę zawsze. Kocham cię, ptaszku… A pan… Niech się nią pan opiekuje. To bardzo wrażliwa dziewczyna. Ma ogromne serce…a i ją ogromnie łatwo kochać. Ogromnie.-mówiła to jakby się żegnała… Nie, proszę, nie…
-Babciu. Kocham cię. Tak bardzo cię kocham. Dzięki tobie jestem…dzięki tobie żyję…dałaś mi siłę…Dałaś mi wszystko czego potrzebowałam. Miłość. Proszę, nie umieraj. Nie dam sobie rady bez ciebie, tak bardzo cię kocham. Zostań ze mną.-szlochałam przytulona do jej piersi.
-Będę zawsze przy tobie. Przy twojej rodzinie, przy twoim mężu, waszych dzieciach, wnukach… Jestem szczęśliwa, że tu jesteś. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Kocham cię, ptaszynko. Bardzo cię kocham.-mówiła coraz ciszej. Na sam koniec złożyła delikatny jak płatek śniegu pocałunek na mojej głowie. I już nic nie powiedziała. Nic. Przytuliłam ją z całych sił i płakałam. Płakałam jak nigdy. Nie umiałam pohamować łez. To nawet nie był szloch.
-Babciu… Nie, proszę…-krzyczałam dławiąc się.

Nie wiem jak długo płakałam. Trwało to wieczność. Nie mogłam się uspokoić. I jeszcze ten ciągły, piszczący dźwięk. Poczułam rękę taty na ramieniu. Jeszcze mocniej wtuliłam się w jej ciepłe jeszcze ciało.
-Inga…-usłyszałam szept taty
-Nie…-pisnęłam
-Chodź, wstań, słońce…-odwróciłam głowę w jego stronę cały czas ściskając babcię. Przez zaszklone oczy zauważyłam, że za nim stoi pielęgniarka. Nawet nie wiem, kiedy tu weszła.
-Bardzo współczuję, proszę pani, ale muszę odpiąć urządzenie monitorujące…-powiedziała współczującym głosem. Położyłam ucho na jej sercu. Nie biło. Ostatni raz mocno ją przytuliłam. Delikatnie podniosłam się i pocałowałam ją w czoło.

-Kocham cię.-szepnęłam z nadzieją, że jeszcze usłyszy. Była uśmiechnięta.  Jak zawsze. Ledwo usiadłam. Silne ramiona Kloppa podniosły mnie i z całej siły mnie przytulił.

-Tatusiu… Proszę, bądź przy mnie. Zawsze. Chcę być twoją córką, chcę być częścią twojej rodziny…Po prostu bądź przy mnie. Potrzebuję cię. Nie mam już nikogo oprócz ciebie-płakałam w jego błękitną koszulę.
-Oh, córeczko…-westchnął łamiącym się głosem i położył swoją głowę na mojej. –Nie zostawię cię. Obiecuję.
-Dziękuję.-szepnęłam. Mój oddech się powoli normował. Powoli skierował nas do wyjścia.
-Przepraszam, chce pani zabrać teraz rzeczy osobiste?-zawołała za nami pielęgniarka.
-Rzeczy osobiste?-odwróciłam się w jej stronę.
-Tak. Wie pani, dokumenty, ubrania…
-Dokumenty. Ubrania proszę dać komuś, kto będzie ich potrzebował…-szepnęłam
-Oczywiście. Proszę poczekać przy recepcji.-uśmiechnęła się zachowawczo, a my opuściliśmy pokój numer jeden… Po drodze przetłumaczyłam jeszcze na niemiecki słowa pielęgniarki. Gdyby nie silny uścisk taty…nie poradziłabym sobie z tym ciężarem…Moje serce było połamane na miliardy kawałeczków…A tata…On był takim klejem, który możliwe, że da radę większość posklejać…bo wyszczerbienie i tak przecież już zostanie…

Kilka minut później pielęgniarka dyżurna podawała mi dowód osobisty, jakąś papierologię związaną z ubezpieczeniem, notariuszem i… gazetę na okładce ze mną, tatą i chłopakami z Borussii.

-Teraz już wiem dlaczego czytała cały czas te trzy strony no i oglądała z zachwytem okładkę.-uśmiechnęła się, a chwilę później znów na jej twarzy przebiegł cień obojętności. Chwyciłam wszystko włącznie z gazetą i wyszliśmy na świeże powietrze. Słońce w oddali zaczęło się budzić. Był nowy dzień. Ptaki w parku radośnie ćwierkały…Tylko ja dźwigałam tonowy smutek w swojej głowie i w swoim sercu…

-Tam będzie jej dobrze. Jest już pewnie aniołem. Czuwa nad tobą.-usłyszałam głos taty
-Zawsze była i będzie moim aniołem… Będzie mi jej brakować… Już mi jej brakuje. Nawet nie wiesz co czuję.-łzy, które myślałam, że wypłakałam wszystkie znowu zaczęły lecieć ciurkiem. Poczułam silne objęcia trenera Borussii.
-Nie wiem, maleństwo, ale domyślam się. Sam straciłem kilka lat temu tatę. Nie mogłem się pozbierać. Uciekałem cały czas w trenerkę… I dzięki temu dałem radę. Dałem radę pomóc mamie, która była załamana…a sam byłem nie bardziej... Nie ważne… Chodź, trzeba się przespać kilka godzin, odpocząć. Jesteś pewnie bardzo zmęczona. Sen jest dobry na wszystko.
-Dobrze…-wytarłam łzy z policzków, choć na nic mi to było, bo wciąż spływały nowe.





***




Pojechaliśmy do najdroższego hotelu we Wrocławiu. No tak, czemu tu się dziwić? Akurat były dwa wolne pokoje. Sama nie wiem, czy na szczęście, czy nie… Wolałabym hotel, za który jestem w stanie za siebie zapłacić..w sumie nie miałam teraz do tego głowy żeby cokolwiek narzekać.  Pojechaliśmy windą na trzecie piętro i skierowaliśmy się do swoich pokoi.

-Inga, dasz sobie radę?
-..Tak, jasne.-zaczęłam przekładać klucz między palcami
-Mówię poważnie, służę ramieniem i rękawem. Nie wiem, czy mogę zostawić cię samą…
-Dam sobie radę. Postaram się. Chciałabym się położyć i zasnąć. I się obudzić z myślą, że to tylko głupi, pieprzony sen.
-Inga..-westchnął i przytulił mnie mocno.
-Nie wiem jak ja sobie z tym poradzę. Przecież trzeba zorganizować pogrzeb, załatwić sprawy z domem…A ja nie mam bladego pojęcia jak się za to zabrać.
-Hej, nie jesteś sama. Już nie. Jestem tu z tobą i nie zamierzam cię opuścić. Domyślam się jak teraz się czujesz. Chciałbym ci pomóc. Jak każdy ojciec swojej córce.
-Dziękuję.-szepnęłam cicho
-Jak się obudzisz to od razu dzwoń. Będziemy wszystko załatwiać. Ja też się chwilę zdrzemnę.
-Dobrze…dziękuję…
-Nie dziękuj tyle, nie ma za co, idź lepiej wyśpij się. Sen pomaga na wszystko.




Usiadłam na łóżku i oparłam się o jego drewnianą ramę. Babciu, dlaczego akurat teraz? Dlaczego mnie zostawiłaś? Tak bardzo cię kochałam… I dalej kocham… Tylko ja nie mogę zrozumieć, dlaczego to właśnie ty musiałaś odejść? Zawsze byłaś moją podporą, pocieszałaś mnie, pomagałaś…po prostu byłaś. Zawsze kiedy cię potrzebowałam, zawsze, kiedy po prostu chciałam cię przytulić… Nie poradzę sobie bez ciebie…-mówiłam do niej w myślach, a po policzkach spływały mi strumyki łez.



***



Stała tuż przede mną. Z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Czy to sen? Czy rzeczywistość? Może ona jednak żyje! Może wcale nie umarła? Chwyciła mnie za obie ręce i spojrzała prosto w moje oczy.

-Ptaszynko, nie płacz już.
-Babciu…
-Ciii, myszeńko-przytuliła mnie najwspanialej jak potrafiła. Tak bardzo to kocham –Nie płacz już więcej.
-Co tu robisz? Gdzie jesteśmy?
-Przyszłam ci przemówić do twojego rozumku. Zacznij w końcu czerpać z życia ile wejdzie. Jesteś taką wspaniałą dziewczyną. Powinnaś się częściej uśmiechać. –sama uśmiechnęła się szeroko i naciągnęła moje usta próbując ułożyć z nich uśmiech.
-Jak mam się uśmiechać, kiedy pękło mi serce?
-Niedługo serce znajdzie swoją drugą część i będzie biło z nową siłą.
-Niby gdzie?
-Wbrew pozorom bardzo blisko. Zobacz, twoje życie nabiera sensu, którego zawsze szukałaś. Masz wspaniałego tatę, Ulla też jest dobrą kobietą, tylko gdzieś tam zbłądziła, zagubiła się…
-Ale jak mam żyć bez ciebie? Nie umiem tak…
-Kochanie, ja zawsze będę koło ciebie.  Zawsze. Przy każdym kroku. Nie czuj się sama, nie widzisz jak wiele ludzi cię kocha?
-Kto?
-Między innymi twój tata.
-Nie wiem, nie wydaje mi się.
-A mi tak.
-Nie mów zagadkami, proszę. Zrób choć coś magicznego, żebyś znowu była koło mnie. Tu, w rzeczywistości. –ścisnęłam ją mocniej za rękę i próbowałam powstrzymać łzy
-Moja misja na tym świecie się skończyła. Niczego nie żałuje w moim życiu. Było najpiękniejsze jakie mogłam sobie wyobrazić. Wiesz dlaczego? Ze względu na ciebie. Było to najpiękniejsze dwadzieścia jeden lat jakie mogłam sobie wymarzyć. Oj, i przestań w końcu płakać. Nawet nie wiesz jakie wspaniałe życie przed tobą!
-Potrzebuję cię.
-Nie. Jesteś dorosłą kobietą. Podejmujesz własne decyzje. Odetnij się od przeszłości. Na zawsze. Zrób krok do przodu. Obiecaj mi to.
-Obiecuję.-uśmiechnęłam się delikatnie.
Puściła moją dłoń i otarła moje łzy.
-Jestem z ciebie dumna, ptaszynko.
-Kocham cię babciu.
-A ja ciebie.-odpowiedziała i zaczęła się oddalać.
-Nie, proszę, zaczekaj, jeszcze nie.-biegłam za nią ile sił w nogach. Cały czas byłam zbyt daleko. Próbowałam jeszcze szybciej biec. Zaczęłam potykać się o własne nogi. Nie mogłam zaczerpnąć oddechu. Miałam uczucie, jakbym miała zaraz wypluć płuca. A ona cały czas była dalej. Spojrzała w jakiś punkt i uśmiechnęła się szeroko. Zniknęła.



Otworzyłam oczy i zachłysnęłam się powietrzem.  Wzięłam głęboki oddech. Potem drugi i kolejny… Przychodziło coraz łatwiej. Gdzie ja jestem? Ah, to znowu hotelowy pokój.

-Inga? Wszystko dobrze? Pukałem, nie odpowiadałaś, myślałem, że coś ci się stało, że coś sobie zrobiłaś, nie wiedziałem już co myśleć…-zaczął usprawiedliwiać się Klopp, który kucał przy moim łóżku. Przytuliłam go mocno. Mojego tatę. Mojego prawdziwego tatę.
-Dobrze, że jesteś.














~~~


...Miałam pisać, że mnie smuci ilość komentarzy, nie mam weny, miałam pisać o tym, że to nie koniec "atrakcji", miałam pisać, że jestem ciekawa Waszych opinii...
 Napisałam, po czym usunęłam, bo dziś...dziś w moim krótkim życiu stało się coś...Hmm, no właśnie, coś:)
Biała koperta i przeryczana prawie godzina, oszalałe serce, którego nie sposób uspokoić, pisk na całą okolicę aż do zdarcia gardła..to nic, że jutro mam śpiewać, to nic... 
To nic z oszalałym bijącym czarno-żółtym sercem kibica...
Mam go na przeciw siebie i nie wierzę. Patrzę się co najmniej jakby tekturowej kartce 10.5 x 15,5 wyrosły zielone czułki... :)
Nie mam słów, nie wiem,nie umiem zebrać myśli...Po prostu nie napiszę nic więcej. Z wyjątkiem:






Echte Liebe <3


Całuję! <3
A! I komentujcie bardzo Was proszę :*** 

14 komentarzy:

  1. No! Teraz będę pierwsza :p
    Ale w sumie nie wiem, co powiedzieć. Nigdy nie płakałam przy czytaniu blogów, bo to przecież takie głupie i w tych opowiadaniach nic nie dzieje się naprawdę... Ale dzisiaj już nie dałam rady, tylko szybko ocierałam kąciki oczu, żeby nikt nie widział :p Dobrze, że Jürgen jest z Ingą i nie chce jej zostawić... Że się o nią martwi... Bo sama naprawdę nie dałaby sobie rady. I dobrze, bo teraz Klopp ma okazję pokazać, że jest prawdziwym, odpowiedzialnym ojcem. Jego córka straciła najważniejszą osobę w życiu, więc musi udowodnić jej, że ma wsparcie. I na pewno to zrobi.
    Wiem, co czujesz mając tą kartę w domu - jestem w trakcie załatwiania swojej i mam nadzieję, że już niedługo będzie ze mną ♡
    Tymczasem u mnie też nowy rozdział! Pozdrawiam, weny ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że ten rozdział będzie smutny, że nie uśmiechnę się czytając różne zabawne sytuacje. Nie wiedziałam jednak, że będzie mi aż tak przykro i, że będę płakać. Uwierz mi, że na prawdę rzadko płaczę na czytanych przeze mnie blogach ! Na swoim płakałam tylko raz pisząc Epilog. Tylko raz po prawie dwóch latach pisania ! A u Ciebie płaczę, bo rozdział jest cudowny. Ma wszystko co powinien mieć. Tak na prawdę występuje tu tylko 4 bohaterów. Inga, Klopp, Babcia, pielęgniarka. A to i tak wystarczająco dużo, żebyś stworzyła coś wspaniałego. Myślę, że Babcia chciała przekazać Indze to, żeby się nie bała, żeby żyła chwilą, żeby robiła to czego pragnie, żeby spełniała swoje marzenia. Cieszę, że to właśnie Klopp, a nie Marco, Robert czy Ania są z Ingą. Ona potrzebowała ojca, a w tej sytuacji on będzie dla niej najlepszym wsparcie. Następne rozdziały na pewno dużo wniosą i zmienią w tej historii, ale na pewno nie będzie tego radosnego klimatu. Ingę spotkała tragedia z którą nie łatwo będzie jej się pogodzić.
    Gratuluje magicznej kartki ! Długo na nią czekałaś ? Pamiętaj, że Marco na 100 % jej dotykał, więc wiesz ... :D hahaha.
    Chciałam też skorzystać z okazji i bardzo Ci podziękować za Twój ostatni komentarz pod moim rozdziałem. Był absolutnie wspaniały, miły i nie sprawiłaś mi przykrości, ale spowodowałaś, że moje serce urosło !
    Z niecierpliwością oczekuje następnej soboty, a co za tym idzie następnego rozdziału.
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, jestem i ja ! :)
    Dziewczyno masz talent :D ten rozdział jest tak realistyczny, chyba lepszego nie czytałam.
    Co do rozdziału świetny. Matko nigdy przenigdy nie płakałam. Widząc to, a może czytając mam wrażenie jakbyś opisywała swoje życie. Mam nadzieje, że szybko nadrobię zaległości i będę mogła jaśniej ci komentować.
    P.S Powiedz mi proszę jak nazywa się ta 1 piosenka. Bo jest świetna :D
    Pozdrawiam Kasia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech kobieto lepszego bloga nie znam. Wszystko tak realistycznie napisane, że wyobrażam to sobie. Rozkleiłam się przy śnie Ingi. Hmm rozdział smutny no ale takie życie.. Ale i tak napisany genialnie <3 NO to czekamy na Sobotę :D pozdrawiam buziaki :* // K

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie napisane,powinnaś iść na dziennikarstwo, bo masz ogromny talent. Rozdział genialny z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny. Jak można zdobyć taki autograf od Borussen? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo wzruszający rozdział :') pozdrawiam i garatuluję ,,zdobyczy" xo

    OdpowiedzUsuń
  7. Melduję się :)
    Cudowny rozdział! *.*
    Z reguły trudno jest mnie wzruszyć przy lekturze czegokolwiek, ale dzisiaj... kurczę, naprawdę miałam takie łzy w oczach, że masakra. Powinnaś być z siebie dumna, że wszystkie doprowadziłaś nas do płaczu, a to jednak jest trudna sztuka :D Wszystko jest opisane w tak realistyczny sposób, że całość ma się wręcz przed oczyma. Także kochana, gratuluję talentu ^^
    No i gratuluję też zdobyczy :D Sama pamiętam, jak przez dobre dziesięć minut się trzęsłam z radości, kiedy listonosz przyniósł mi kopertę od Morgiego xD
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Popłakałam się jak czytałam ten rozdział. Mogłabyś dodawać częściej rozdziały bo ja nie wytrzymuje już xd Aktualnie jest to najlepszy blog który dotychczas czytałam a uwierz sporo ich było :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach! :D Autograf Reusa? Cudownie! Gratuluję! ♥ Do mnie przyszedł w zeszłym tygodniu. :) Reakcja była bardzo podobna. ^^
    Ale do rzeczy. ;)
    Rozdział? Przefantastyczny i przesmutny... :(
    Babcia Ingi była wspaniałą kobietą. Mądrą, uczynną, kochającą... Szkoda, że jej żywot dobiegł końca. Wiem, że babcia dla naszej bohaterki znaczyła bardzo, bardzo wiele. Tak jak wspomniała, gdyby nie babcia nie byłoby jej. Nie miałaby tak wspaniałego życia. Nie osiągnęłaby tego, co osiągnęła. I to jest piękne. Ta miłość i ten szacunek, do kobiety, która pokazała jej jak kochać. Jestem wzruszona... :') Cieszę się, że Inga potrafi dostrzec wszystko to, co dała jej babcia. :)
    Kobieta miała dużo racji. Teraz czas, by Inga wzięła ciężar życia na własne ramiona. Odnalazła swojego ojca. Ma rodzinę. Odnalazła przyjaciół. Prawdziwych. Myślę też, że odnalazła miłość. Tylko, żeby to zrozumiała, musi nadejść odpowiedni czas. ;)
    Nie sposób nie wspomnieć o ojcu. ;) Który mężczyzna postąpiłby tak jak Klopp? Dla swojego dziecka? Pewnie każdy. Ale czy każdy, który dowiedział się o istnieniu tego dziecka niedawno? Oj, mogłoby to wywołać kontrowersję. Klopp nie zważając na nic, po prostu był przy córce, kiedy tego potrzebowała. To jest piękne. ♥
    Cudowny, wzruszający i wywołujący bardzo szeroki uśmiech na mojej twarzy rozdział. :)
    Czekam na kolejny!
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  10. Teraz jestem tutaj, dzielnie próbując ponadrabiać pozostałe zaległości! :D
    No co? Słowem wstępu, cudeńko. ♥ Tak, cudeńko wydostało się spod Twojego pióra i to nie podlega żadnej dyskusji! ;D
    Rozdział niezwykle chwycił mnie za serce. Wiele emocji pobudził, wzruszył.
    O to właśnie chodzi w pisaniu. Tak, aby oddziaływać na czytelnika. Tobie się to udało, Kochana. ;*
    Szczerze? Rozkleiłam się, nie ma co ukrywać...

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny czekam na kolejny : -)

    OdpowiedzUsuń
  12. - czytam kolejny raz
    - znam fabułę
    - płaczę jak głupia
    To się nazywa dobre pisanie!

    OdpowiedzUsuń