środa, 23 września 2015

Dwadzieścia sześć.



-Nagrywasz?
-No.-potwierdził Mario skradając się na palcach za mną. Ubrani jeszcze w piżamy, ja w błękitną w pingwinki…jak się kompromitować u Goetzego na Insta to na całego. Podeszłam na palcach do łóżka Marco, który smacznie spał niczego nieświadomy. Mario ustawił na wprost twarzy Marco taboret, a ja wyjęłam jedną z papierowych kulek zawiniętych w bluzce mojej piżamy.
-Kto pierwszy?-zapytałam spoglądając na przyjaciela
-Dawaj ty.-kucnęłam za taboretem, położyłam na nim kulkę i zaczęłam przymierzać się do strzału
-W co celujesz?
-Nos.-szepnęłam. Skupiłam się wycelowałam i pstryknęłam palcami w kulkę, która idealnie strzeliła i odbiła się od nosa Reusa. Mario za moimi plecami zaczął się chichrać.
-Ciiichoo, bo go obudzisz.-skarciłam przyjaciela. Marco podrapał się przez sen ręką w nos i przewrócił na drugi bok.
-Kurde no…-mruknął niezadowolony Mario i podał mi swój telefon. Zrobił kilka kroków w prawo tak, że znalazł się w połowie łóżka… Mario…
-Jesteś głupi, wiesz?
-Rodzice mi to od dziecka powtarzali.-stwierdził smutno Mario łapiąc się za głowę, a po chwili oboje się roześmialiśmy.
-Dobra, strzelaj.
-Okej.-wyjął z kieszeni gumkę recepturkę, naciągnął ją na palce, umieścił papierową kulkę i strzelił…prosto w tyłek Reusa. Marco najwyraźniej to poczuł, bo z powrotem przekręcił się na poprzednią stronę i zaczął ziewać. Nie mogłam tego nie wykorzystać. Taboret, kulka strzał!

-Tffuuuu!-wypluł z ust papierową kulkę Marco i popatrzył na mnie i Mario pokładających się ze śmiechu na podłodze.
-Inga mistrz!-wycierał łzy z kącików oczu mój kompan „zbrodni”.  Wyłączyłam nagrywanie w iPhonie Mario i podałam mu telefon.
-Dzień dobry Marco!-powiedziałam udawanym przesłodkim głosikiem.
-Nie myśl sobie, że jak założysz uroczą piżamkę w pingwinki to cię przed czymś ochroni.-wycelował w moją stronę wskazujący palec.
-Niby przed czym?
-…Jeszcze coś wykombinuje…ale już możesz się zacząć bać.
-O jejku. O jejku. Ale się boję. Pomocy. Ratunku.
-Prawie, prawie i możesz zdawać na akademię teatralną.
-Dzięki Mario, ale najpierw to ja muszę przeczytać moją pracę magisterską i wnieść jakieś poprawki…Na samą myśl, że mam to do roboty…odechciewa mi się wszystkiego.
-Dasz radę!
-Dam…Pewnie będę musiała wrócić wcześniej do Polski niż to planowałam…
-Nawet o tym nie myśl! To już ja mogę za ciebie napisać tą pracę ale zooostań.-uśmiechnął się szeroko Goetze na co go mocno uściskałam
-Lepiej się za to nie bierz. Zależy mi na tym magistrze.
-No dobra. Jak chcesz.-wzruszył ramionami
-O której dzisiaj będziemy w Dortmundzie?
-Około dwudziestej.-odpowiedział Marco wstając z łóżka ubrany w same bokserki… Odwróciłam głowę w drugą stronę będąc w ciężkim stanie przedzawałowym. Krzyczałam na siebie w myślach, czemu nie związałam włosów! Przynajmniej, kiedy spuściłabym głowę włosy zakryłyby moje rumieńce. Z opresji uratował mnie dźwięk telefonu schowanego w górnej kieszonce bluzki piżamy. Lewandowska! Wreszcie w odpowiednim momencie.

-Przepraszam.-rzuciłam i w zawrotnym tempie wybiegłam z pokoju. Oparłam się o ścianę korytarza i przeciągnęłam zieloną słuchawkę na wyświetlaczu.


-Halo?
-Hej Inia! Nie śpisz? Co tam u was?
-Moje życie już nie będzie takie samo.
-Co się stało?-zapytała wyraźnie zaciekawiona
-Zobaczyłam klatę Reusa…No wiesz, w sumie drugi raz, ale teraz w świetle dziennym…
-Hahahaha. Kiedy?
-Jak wstawał z łóżka.
-A ty byłaś oczywiście rozumiem zawinięta pod kołderką z rozczochranymi na wszystkie strony włosami i maślanymi oczkami?
-LEWANDOWSKA!!!-krzyknęłam i nie mogłam pohamować śmiechu
-No co?-próbowała utrzymać powagę, choć wiem, że sama się śmiała
-Jak ty czasami coś powiesz…
-…Ej, ej, ej! Wróć!
-Gdzie? Do pokoju Marco?
-Chciałabyś!
-Yhymmm
-Jezu, Inga, ty jesteś nieźle zakochana!-pisnęła radośnie moja przyjaciółka
-Może tak, może nie…
-Oczywiście, że tak! Ale czekaj, czegoś tu nie rozumiem. Jak drugi raz? Kiedy był pierwszy?-i tu jestem do niej podobna…Czasami coś palnę i muszę się tłumaczyć. Wyszłam korytarzykiem na dwór i usiadłam po turecku na ławce przed naszym pensjonatem.
-Długa historia…
-Mam czas.
-Na pewno?
-Na sto procent.
-Ehh… To było tej nocy, kiedy byłam u Marco…
-Spaliście razem?-przerwała mi radośnie świergocząc Anka
-Nie! Dasz skończyć? Marco mnie… pocieszał. Był mi bardzo potrzebny. Gdyby nie on… Chyba nie dałabym rady…
-Co się stało? Inga…wiem, że coś nie gra. Nie chcę cię naciskać, ale jestem twoją przyjaciółką, możesz mi zaufać…
-Mario, Marco, Kuba i wiedzą…Robert połowicznie. I tobie też nie chcę mówić na razie wszystkiego, nie zrozum mnie źle, ale to też nie ode mnie zależy…a to, że chłopaki wiedzą to…po prostu Marco i Mario byli o czasie i porze, że to wszystko niestety przy nich się wydarzyło…
-Powiedz mi ile uważasz za stosowne. Naprawdę się nie obrażę. Staram się ciebie zrozumieć kochana, ale nie mam żadnego punktu zaczepienia. Nie wiem o czym rozmawiamy…
-Ehh…To nie jest rozmowa na telefon…Ale… Odnalazłam biologicznych rodziców.
-Tego bym nie przypuszczała…Ale tutaj, w Dortmundzie? Jakim cudem?
-Tak, w Dortmundzie. Cuda się zdarzają… Sama tego nie rozumiem, nie wiem jakim cudem, nie wiem jak… Mam tyle myśli w głowie na sekundę. Ten obóz jest taką odskocznią, pozwala mi choć przez chwilę o tym nie myśleć. I chcę na razie odizolować się od tego tematu.
-Domyślam się… Bym cię teraz mocno, mocno, mocno uściskała, wiesz? Jesteś silna, dasz radę. Tyle przeszłaś w życiu. Widzisz? Wszystko ci się układa. Nikt nie mówił, że życie będzie usłane różami…a nawet jeśli, to róże mają też kolce…
-Lewa-filozof.-mruknęłam pod nosem i obie się roześmiałyśmy.
-Chciałabym być z tobą…Byśmy sobie wypiły zieloną herbatkę…
-Za półtora tygodnia się spotkamy i pogadamy przy herbatce.
-A dowiem się chociaż co z tą klatą Reusa za pierwszym razem?
-Tak cię fascynuje klata Reusa?
-Nie, ale moją przyjaciółkę tak. Musimy mieć przecież jakieś tematy do rozmowy. Ja mogę nawijać o karate, a ty o klacie Reusa… Chyba, że możesz się też wypowiedzieć o innych częściach ciała. Jak tam ma się jego hmm…tyłek?
-Nie mam na ciebie dzisiaj siły. Jesteś gorsza niż Mario ostatnimi czasy.
-Dzięki, też cię uwielbiam. No to mów. Lekcja, temat:klata Reusa-historia początków.
-Długa historia. Po prostu chciał mi poprawić humor. No i zdjął koszulkę.
-Twoją?
-Nie! Swoją!
-Chciał ci poprawić humor i zdjął koszulkę? No swoją drogą byś się ucieszyła…
-Zaraz się rozłączam!
-Nie, no mów. Zdjął swoją koszulkę, a potem zdjął two…
-Anka!
-Próbuję sobie przypomnieć co było po zdjął swoją koszulkę.
-Na tym się skończyło.
-Aaaa! No a potem jaki rozwój akcji?
-Polał mnie zimną wodą spod prysznica.
-Eee. Myślałam, że tu jakieś sceny osiemnaście plus będą a tu dupa blada.
-Dobra, koniec. Przekierowuję twój numer do Yvonne, Yvonne do ciebie i będziecie się dzielić swoimi fantazjami osiemnaście czy sześćdziesiąt plus na nasz temat. Ale ja tego nie chcę słyszeć.
-Ale Ingaaa…-jęknęła smutno.
-Za dwie godziny was odblokuję.-przewróciłam oczami i roześmiałam się. Jak tu jej nie lubić?
-Okej.
-Albo jeszcze dołączę do waszej konwersacji Mario.
-Też was swata?
-Nie, ale jest upierdliwy jak ty.


-A ostatnio to ja byłem upierdliwy.-zmaterializował się koło mnie przysłowiowy „wilk”.


-Ym…Aniu muszę kończyć.
-Czyżby uroczy blondyn właśnie usiadł koło ciebie?
-Tak, i módl się, żeby nie usłyszał naszej wcześniejszej rozmowy.
-Tej, kiedy mówiłam, że się w nim za..-czerwona słuchawka może wszystko


-Dużo słyszałeś?-zapytałam lekko zmieszana
-Nic.
-A tak szczerze?
-Musimy popracować nad zaufaniem.-uśmiechnął się szeroko i pociągnął mnie z ławki
-Czyli…
-Oj Inga… Z ręką na sercu nic a nic.
-No to w porządku. Gdzie idziemy?
-Na śniadanie.
-Aż tak mnie nie lubisz?
-Aż tak cię lubię, że nie chcę, żebyś głodowała.-uśmiechnął się do mnie zniewalająco… Oj tak…taki przyjaciel to skarb… A gdyby tak zlevelować z przyjaciela na chłopaka? Życie to nie bajka skarbie…Nie ta liga…
-Wspaniałe nagranie w wykonaniu twoim i Mario poszło w świat.
-Wstawił?
-Yhym… Nieźle to sobie wymyśliliście. Kto wpadł na pomysł?
-Mario narzekał, że nie było żadnego przypału…
-A ty podsunęłaś mu pomysł, żeby mnie podręczyć.-dokończył za mnie blondyn, na co mu pokiwałam twierdząco pokiwałam głową. Roześmialiśmy się oboje… Jak ja uwielbiałam jego towarzystwo. Wiem, że mogłabym z nim rozmawiać godzinami, wiem, że mogłabym lata świetlne spędzać w jego ramionach, wiem też, że całą wieczność mogłabym kochać go jak nikogo innego…
-Grosik za twoje myśli?-szepnął mi na ucho, a kiedy nagle odwróciłam głowę w jego stronę dojrzałam jego piękne, błyszczące, zielonoszare oczy. Co się ze mną dzieje…
-Rozmawiałam z Kloppem.-uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie naszego spotkania.-Twój kuzyn zwrócił się do niego „amigo”.-dodałam, na co Marco głośno się roześmiał
-Spotkacie się jeszcze po powrocie?
-Tak. To wspaniały człowiek. Kiedy go poznałam wiedziałam, że mogę mu zaufać. Nie tylko dlatego, że Lewy mi dużo o nim opowiadał…ale po prostu poczułam takie…coś. No wiesz, kiedy kogoś spotykasz po prostu to czujesz albo nie. Pewnie nie rozumiesz o co mi chodzi.
-Kobiecy instynkt?-zaśmiał się
-O to to to!
-Ale tu masz rację. Klopp jest dla nas wszystkich, nie bądź zazdrosna, jak ojciec. Zawsze każdy do niego może przyjść, pogadać na wszystkie tematy. Zawsze stara się zrozumieć, poradzić, pocieszyć…
-Przytulił mnie.-uśmiechnęłam się, a Marco odpowiedział mi tym samym. –Ten... Facet, z którym mieszkałam…nigdy tego nie zrobił. Nawet jak byłam malutka. Myślisz, że już tedy wiedział, że nie jestem jego córką? Stąd ten wstręt, nienawiść, odraza…to wszystko..?
-Nie wiem Inga. Nie umiem ci na to odpowiedzieć, chociaż sam się nad tym zastanawiałem. To był po prostu zwyrodnialec. Niejeden na tym świecie, a ty miałaś po prostu ogromne nieszczęście, że na takiego w życiu trafiłaś.
-Chcę, żeby już to wszystko się skończyło…
-Za chwilę się skończy, zobaczysz. Porozmawiasz z Kloppem…
-Nie, to nie tylko o to chodzi.-przerwałam mu. –Chodzi o sny. W których mi się śni to wszystko, wiesz... Budzę się cała spocona, przerażona…
 -Tak jak u mnie?-zapytał z wyraźnym smutkiem i objął mnie opiekuńczo ramieniem.
-Nie aż tak bardzo jak wtedy… Po prostu budzę się i nie mogę zasnąć. Albo muszę zejść po szklankę wody, napić się, może potem sen przyjdzie… Nie wiem, co musi się stać, żeby to się skończyło.-nie mogłam oprzeć się pokusie wtulenia się w jego silne ramiona. Miałam przecież pretekst i doskonałą okazję.
-Już niedługo.-cmoknął mnie we włosy i delikatnie odsunął od siebie. –Idziemy na śniadanie? Nic nam nie zostanie do zjedzenia.
-Tęsknie za tymi przedziwnymi śniadankami Lewandowskiej. Może miałam trochę dość…ale teraz…
-Jeszcze będziesz musiała tydzień bez niej przeżyć po powrocie.
-Swoimi posiłkami też się zadowolę…tylko muszę się tylko dostać do kuchni.
-Tutaj nie wpuści cię wiedźma.-zaśmiał się Marco przepuszczając mnie w drzwiach







***





Po obiedzie zorganizowaliśmy ostatni mecz na pobliskim boisku. Razem z dziewczynami usiadłyśmy na ławeczce i przyglądałyśmy się rozgrzewce prowadzonej przez Lewego. Chłopaki ubrali się jak przystało na piłkarzy BVB w żółto-czarne trykoty. Nie mogłam się nadziwić ile zapału mają dzieciaki. No tak, kto by nie chciał zagrać meczu z Borussią Dortmund?! Podeszła do mnie jedna z sióstr-Amelie w towarzystwie dwunastoletniego Thomasa.

-Pani Ingo?-zaczęła słodko
-Słucham cię robaczku.-uśmiechnęłam się szeroko
-Brakuje w naszym składzie jednej osoby.-wyjaśnił rzeczowo chłopak
-Coś zaraz zaradzimy.-uśmiechnęłam się i pobiegłam do naszego ośrodka.

Weszłam szybko do pokoju, wzięłam z torby żółtą bokserkę, czarne krótkie, sportowe spodenki i moje buty nike’a. Przebrałam się szybko i włosy związałam w wysoką kitkę… I rzuciłam się w drogę powrotną.
Wróciłam akurat, kiedy wszyscy zaczęli ustawiać się na boisku.

-Jestem!-oświadczyłam stając po stronie boiska dzieci. Tak, cudownie grać przeciw BVB.
-Ale super!-ucieszyli się i przybiliśmy sobie piątki
-Będziesz grać?-zdziwił się Reus
-Tak.-oświadczyłam dumnie
-Przecież ty nie umiesz grać…
-To jest nas dwoje. Zaczynamy?-zatarłam dłonie i spojrzałam na roześmianych graczy drużyny przeciwnej.

Gra toczyła się zacięcie. Na razie szło nam bezbramkowo. Chłopaki z Borussii grali nad wyraz „lajtowo”. No bo przecież nie będą faulować dzieci, ale nie tyczyło się to odbierania piłki. W sumie tak, walka toczyła się o to, kto ma piłkę przy nodze. W końcu chyba nadarzyła się akcja...

Dostałam piłkę. Pół boiska. Cel:bramka. Ruszyłam ostrożnie. Koło mnie biegł Thomas, a z drugiej strony Goetze chcący mi zabrać piłkę-sorry, nie teraz. Pędziłam coraz bliżej bramki…naprzeciw mnie stali Reus, Neven, Marcel i Lewy. Nie wiem jak to zrobiłam, ale jakimś cudem wyminęłam wszystkich. Marco próbował jeszcze odebrać piłkę, kopnęłam mocniej i przeskoczyłam nad jego nogą, ten podbiegł i zagrodził mi drogę. Pozostał tylko wślizg. I tak zrobiłam. Piłka leci i…gol! Tak! Tak! Udało się! Marco śmiał się i pomógł mi wstać.

-Niezły drybling.-stwierdził z uznaniem
-Co tam drybling! Tak wykiwać Reusa! Brawo młoda!-przybił mi piątkę Goetze.
W końcu wpadłam w objęcia mojej drużyny. Wszyscy skakali, piszczeli…radości nie było końca.
Nasz ostatni mecz dobiegł końca. Wygraliśmy! 2:1! Po moim golu padł gol w wykonaniu Mario na 1:1, a pod koniec padł decydujący gol autorstwa Toma. Byliśmy wszyscy ogromnie szczęśliwi. Za długo nie było nam dane obchodzić zwycięstwa, ponieważ trzeba było się pakować. Wzięłam szybki prysznic i wzięłam się za pakowanie.


O osiemnastej wyruszyliśmy niestety w drogę powrotną. Pięć dni minęło nim się spojrzeliśmy. Jak wcześniej obiecałam, zajęłam miejsce koło Goetzego. Gadaliśmy o bzdurach, a potem, nawet nie wiem kiedy, zasnęłam na jego ramieniu.

-Inga…-usłyszałam cichy głos przyjaciela
-Hmmm?
-Za pięć minut będziemy na miejscu.
-To było mnie obudzić za pięć minut-usiadłam i przeciągnęłam się na ile to było możliwe.
-Aż tak cię nudzę?
-Skąd. Kiepsko spałam po prostu.
-To śpij sobie.
-Dzięki, o wspaniały, ale chyba nie skorzystam.
-Twoja strata.
-Jestem tego w pełni świadoma.
-Fajnie było, nie?
-Pewnie. Miło, że bierzecie udział w takich akcjach.
-Jeśli jest się sławny trzeba to wykorzystywać, a najlepiej w taki sposób.
-Mądrze gadający Goetze. Niebywałe.
-A nie mówiłem, że jak się wysili to potrafi?-zaśmiał się Marco siedzący za nami
-Potrafię!-przytaknął dumnie Goetze wypinając klatę niczym Supermen.
-Ej, chłopaki, tak w ogóle, pytanie za sto punktów, który mamy dzisiaj?-zapytałam. Mario wyciągnął telefon i oznajmił
-Szesnasty czerwca, godzina osiemnasta trzydzieści dwa.
-Który?!
-Szesnasty, a co?
-Przecież dzisiaj są urodziny Klopp’a. Jak mogłam zapomnieć?-złapałam się za głowę.
-Oj Inga, nie rób tragedii…-usłyszałam głos Roberta siedzącego koło Reusa
-Jaka ze mnie córka, która zapomina o urodzinach własnego ojca! Mario, podasz mi do niego numer telefonu?-mówiłam szybko jak katarynka. Wyciągnęłam swój telefon i czekałam, aż Mario znajdzie w kontaktach numer do trenera pszczółek.
-Inga…Jak to…-jąkał się Robert. Nie musiałam tłumaczyć, bo Mario zaczął dyktować numer. Zapisałam i od razu się połączyłam. Czekałam dwa sygnały i usłyszałam znany mi ciepły głos Kloppa.


-Halo?
-Dobry wieczór…Z tej strony Inga…
-Inga! Jak miło, że dzwonisz! Co u ciebie?
-Właśnie wysiadam z autokaru. Mam pytanie, moglibyśmy się jeszcze dzisiaj spotkać? To naprawdę pilne.
-Nie chcesz odpocząć trochę? Nie jesteś zmęczona?
-Zdrzemnęłam się w autokarze na mięciutkim ramieniu Goetzego, więc nie jest źle.
-No dobrze… To kiedy chcesz się spotkać? Ja się dostosuję, aktualnie siedzę przed telewizorem.
-Mamy prawie dziewiętnastą…To o dwudziestej? Zna pan jakieś dobre miejsce?-przycisnęłam telefon do ramienia i odebrałam swoją walizkę od Marco.
-Jest miła kawiarenka blisko Iduny…
-Ta taka czerwona?
-No chyba tak. Wiesz gdzie to jest?
-Tak, byłam tam raz. To wtedy do zobaczenia o dwudziestej?
-Do zobaczenia.-odpowiedział, a ja rozłączyłam się.

Oficjalnie zakończyliśmy nasz obóz. Dzieciaki jeszcze przed wyjazdem dostały autografy no i zdjęcia na pamiątkę. A dzięki im adresom dostaną we wrześniu na mecz.  Kiedy zostałam już wyściskana przez kochane bliźniaczki ruszyłam w kierunku samochodu Nevena, którym przyjechała jego dziewczyna.  Wrzuciliśmy wszyscy nasze walizki do bagażnika. Ja z Robertem zajęliśmy tyły, a Neven usiadł z przodu na siedzeniu pasażera.
-Jurgen…-zaczął Lewy, który jak zauważyłam ni otrząsnął się z tej informacji
-Tak. –przerwałam mu, póki nie wypowiedział całego zdania przy reszcie.
-Nie wierzę…-pokręcił głową.
-Ja jeszcze też.-westchnęłam i oparłam się o szybę.





***




Kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania wpadłam w istny szał. Myślałam nad prezentem, po który bym musiała jeszcze pobiec i ładnie zapakować…problem w tym, że nic nie przyszło mi do głowy. Spojrzałam na zegarek. Zostało mi jeszcze czterdzieści minut z hakiem do spotkania. No nic, idziemy na łatwiznę.
Biegiem ruszyłam do kuchni i wyciągałam z szafek z tempie ekspresowym wszystkie składniki. Postanowiłam upiec babeczki. Ostatnim razem wyszły dobre, oby i tym razem mnie nie zawiodły. Kiedy tylko wstawiłam blachę do piekarnika pędem ruszyłam do pokoju i wybrałam zestaw na dzisiejszy wieczór. Pożyczyłam piękną, błękitną sukienkę od Ani, delikatnie rozkloszowaną na dole. Do tego założyłam moją jedną z lepszych par szpilek, makijaż, szary sweterek na chłodny wieczór i byłam gotowa…tylko jakbym o czymś zapomniała…Babeczki!
Zbiegłam stukocząc obcasami po schodach i dobiegłam do piekarnika i go wyłączyłam. Czas? Dziewiętnasta czterdzieści pięć. Kwadrans. Zamówiłam taksówkę i wyjęłam blachę z piekarnika. Wyrosły idealnie. Nawet lepiej. Największą szynko udekorowałam lukrem, a resztę schowałam do ozdobnej torby, wcześniej kładąc na spód papier do pieczenia. Na sam wierzch ułożyłam udekorowaną babeczkę. Dziesięć minut. Pobiegłam jeszcze na górę oznajmić Robertowi, że wychodzę. Zastałam uroczy widok śpiącego Lewego w łóżku. Złapałam pierwszą lepszą kartkę i zostawiłam mu informację. Zeszłam z powrotem na dół, zarzuciłam szary sweter złapałam torebkę i ruszyłam pędem do taksówki.

Za trzy dwudziesta przekroczyłam próg kawiarni. Podeszłam szybko do baru

-Dobry wieczór, mają może państwo zapałkę?
-Zapałkę?-spojrzała na mnie zaskoczona blondynka z włosami ściętymi na pazia
-Dokładnie
-Ależ proszę.-podała mi całe pudełeczko. Otworzyłam je, wzięłam jedną zapałkę, podpaliłam i wcisnęłam delikatnie w babeczkę.
-Dziękuję bardzo.-uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam w poszukiwaniu stolika.

Siedział w najbardziej ustronnym miejscu kawiarni. Klimatu nadawał śliczny parawan z czerwonej koronki. Przemogłam moje zdenerwowanie i ruszyłam pewnie w jego kierunku. Stanęłam jak najciszej za nim i ukradkiem postawiłam babeczkę z palącą się zapałką na stoliku. Trener pszczółek od razu oprzytomniał. Spojrzał się ze zdziwieniem na „tort”, a potem odwrócił się w moją stronę.


-Wszystkiego najlepszego…-uśmiechnęłam się niepewnie
-Ja…Jeny! Zaskoczyłaś mnie.-uśmiechnął się szeroko. Wstał z miejsca i objął mnie…tak, po ojcowsku…
-Jestem najgorszym człowiekiem od składania życzeń. Kompletnie tego nie potrafię…ale dużo zdrowia, radości, cierpliwości, sukcesów zawodowych i w życiu prywatnym…po prostu spełnienia marzeń.
-Dziękuję ci bardzo.-jeszcze raz mnie uściskał i pocałował w policzek -…Czujesz? Coś tu śmierdzi…-rozejrzał się zdziwiony…
-Babeczka!-zaśmiałam się cicho, widząc przypalające się ciasto
-No to dmucham!-zaśmiał się i jednym dmuchnięciem ugasił mały „pożar”-Trochę się spaliła na wierzchu, ale to nic.
-Tu, proszę, ma pan dziewiętnaście nieprzypalonych.-wręczyłam mu prezentową torbę
-Sama piekłaś? Kiedy?
-Pół godziny temu. Nie mogłam wymyślić żadnego prezentu…więc wymyśliłam to.
-Jestem zaskoczony, że pamiętałaś. Chodź, siadaj.-podszedł do fotela obok i odsunął go. Usiałam i nieznacznie się przysunęłam. Klopp zajął miejsce naprzeciw mnie.
-Ja też słabo składam życzenia, ale tobie wyszło to całkiem dobrze.
-Kamień z serca.-zaśmiałam się pod nosem
-…Rozmawiałem z Ullą.-no i do śmiechu już mi nie było. Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki jakiś papier i położył go na stole. –Dała to dla ciebie.-niepewnie chwyciłam papier i zaczęłam czytać „Rzeczpospolita Polska, województwo dolnośląskie, Wrocław. Opis skrócony aktu urodzenia. Nazwisko: Mazur ,Imię (imiona) Inga Elizabeth
-Elizabeth? To jakiś żart? Kto daje dziecku na imię Elizabeth?!-zapytałam z nerwowym śmiechem wyrywając się z lektury
-Moja babcia takie właśnie imię nadała mojej matce.-wyjaśnił ze spokojem
-Em…Przepraszam…Zapomniałam…-zaczęłam się jąkać. Jego mina nic nie wyrażała. Uraziłam go? Nie, parsknął śmiechem
-Też myślałem, że to żart. Ciesz się, że tylko pierwsze jest używane. Ale faktycznie, kiedyś chciałem, żeby moja córka miała tak na drugie, ja mam Norbert po ojcu.
-Na dowodzie nie mam drugiego… W ogóle nigdy w życiu nie miałam aktu urodzenia w rękach…-wróciłam do czytania „miejsce urodzenia: Wrocław, imię i nazwisko ojca --- , imię i nazwisko matki: Urszula Sandrocka”
-To chyba jakaś pomyłka. Nie mogę być pańską córką, niech pan tylko zobaczy.-wskazałam na imię i nazwisko matki
-Ulla jest w połowie polką. Urodziła się gdzieś tam w okolicach Wrocławia. Tak właśnie się nazywała, ale jej rodzice się rozwiedli, wróciła z matką do Niemiec, do jej babci. Niemki. Przyjęła obywatelstwo niemieckie. Dlatego jest teraz Ulla Sandrock. A właściwie Klopp.-wyjaśnił ze stoickim spokojem.
-To wszystko takie nierzeczywiste. Nierealne. Widzi to pan?
-Widzę. Też nie mogę tego zrozumieć… i proszę, nie panuj mi tutaj.
-Przepraszam.-uśmiechnęłam się delikatnie
-Nie szkodzi… Inga…
-Tak?
-Słyszałem, że martwisz się, że przez tą sytuację rozstanę się z Ullą…
-Nie chcę, żebym była powodem rozpadu czyjegoś małżeństwa. –stwierdziłam twardo
-Nawet, jeśli kiedykolwiek do tego dojdzie, nie wiń za to siebie. Nigdy. Ulla się teraz wyprowadziła, mieszkam sam. Nie dlatego, że się pojawiłaś, nie. Dlatego, że mnie okłamała. Okłamywała tyle lat, zdradziła mnie, nie wiedziała przecież czyje to dziecko… Więc proszę, nie myśl, że to przez ciebie. Jesteś w tej sytuacji moim jednym pozytywnym światełkiem dające mi szczęście. Jestem szczęśliwy, że jesteś…choć dopiero teraz. –powstrzymywałam łzy napływające mi do oczu.
-Co teraz?-zadałam najbardziej nurtujące mnie pytanie
-I bądź człowieku mądry. Myślałem nad tym cały ostatni tydzień… Nie wiem, Inga. Zależy mi na tobie. Chcę cię poznać, dowiedzieć się czegoś o tobie…tak jak powinni wiedzieć o sobie ojciec z córką. Jeśli chcesz dalej utrzymywać kontakt…
-Chcę! Oczywiście…-przerwał mi dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz
-Odbierz.
-Nie, jakiś nieznany numer, pewnie pomyłka.-wyciszyłam telefon i położyłam go na stole. Przestał dzwonić, jednak po chwili dźwięk rozbrzmiał na nowo.
-Przepraszam.-westchnęłam i przesunęłam zieloną słuchawkę


-Halo?
Wszystko zaczęło się dziać w zwolnionym tempie. Dobrze, że siedziałam, bo byłoby naprawdę krucho. To nie może być prawda. To głupi żart, pomyłka, to się nie dzieje. Zaraz się obudzę w autokarze na ramieniu Mario.
-Jest tam pani? Halo!-ocknął mnie głos rozmówczyni
-To musi być pomyłka…-wyszeptałam prawie niesłyszalnie.
-Przykro mi. Pani Ingo, proszę przyjechać.
-To pomyłka.
-Bardzo pani współczuję, ale…-rozłączyłam połączenie i wybuchłam głośnym szlochem.

Klopp podbiegł do mnie szybko, a chwilę później tulił mnie mocno w ramionach
-Ciiii… Nie płacz… Inga, proszę… Powiedz mi co się dzieje?-pytał, a ja tylko wypłakiwałam łzy w jego marynarkę… Nie mam czasu tak stać. Muszę jechać. Nie mam czasu. Błagam, żeby to okazał się sen.
-Muszę jechać. Teraz. Natychmiast. Przepraszam… Taksówka..-drżącą ręką sięgnęłam po telefon, który upuściłam na stół.
-Pojedziemy, tylko powiedz gdzie…-żadne słowo nie mogło mi już przejść przez gardło. Ruszyłam w stronę drzwi. Gdyby nie jego opiekuńcza ręka na moich plecach delikatnie mnie obejmująca pewnie padłabym na podłogę…







~~~

No to macie tą sobotę-zostaje jak było :) Dziękuję za pięęękne komentarze!:* Czytałam je z milion razy i zawsze miałam wielki uśmiech!<3
Ten rozdzialik chyba nawet długi wyszedł ^^ (w rekompensacie za 31, który jest dnem..,przepraszam). Wydaje mi się, że w połowie mi wyszedł. A wam? :)
 W 27..mam nadzieję, że oddam choć trochę emocji, może w końcu Was zaskoczę(bo z tym coś ostatnio trudno ;) )
No to ja zmykam.. U was też taki zawrót głowy w szkole? Ja zamieniam się już w zombie...;o
W sobotę za tydzień kolejny! (będzie impreza!-jak to mawia mój pan od EDB;D )
Buziaki!:**

PS.Falstart w środę!:D Tak się zakręciłam z meczem, że zapomniałam wpisać daty publikacji i...poszło! :D Nim to ogarnęłam-patrzę 2 komentarze... No i co teraz...A kit z tym, wstawiam. Jak już się wstawiło to znaczy, że tak miało być. Prawda? No cały czas się z siebie śmieję ;') Kiedyś musi być ten pierwszy raz ;')
Papa! :D

10 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze fenomenalny. Mam nadzieję że Klopp będzie miał idealne relacje za nie długo. Oby Inga zbliżyła się do Marco. Ciekawa jestem co się stało? Mam nadzieję że wszystko się wyjaśni szybko. Czekam z niecierpliwością na nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Chodzi o babcie Ingi zgadłam ? Pewnie tak, chociaż wszystko mogło się zdarzyć. Klata Reusa ... zabiłabym się za zobaczenie jej na żywo <3 rozdział taki normalny (w dobrym znaczeniu tego słowa !!!), ale jednocześnie zabawny, słodki, miły i taki idealny. Tragedia właśnie nastąpiła co oznacza, że po burzy wyjdzie słońce i Marco będzie wsparciem dla Ingi no i powoli zostaną parą. Myśle, że oni oboje wiedzą, że chcą być razem i się kochają, ale jednak życie to nie bajka i nie zawsze wszystko jest od razu. Jezu tak się rozpisałam, że nawet nie chce mi się sprawdzać błędów. Jeżeli takie są to wybacz mi, dobrze ? Buziaki :* czekam na następny ! i następny ! i następny ! <33

    OdpowiedzUsuń
  3. zgaduję, że coś nie tak z babcią Ingi :/ trzymam kciuki za relacje Ingi i Kloppa, postaram się przetrwać jakoś tą długą przerwę :p pozdrawiam xo

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mogłaś zakończyć w taki sposób i w takim momencie, co?! No ja się pytam! :D
    Ale po kolei. ;)
    Rozdział? Jak wszystkie poprzednie - ideolo. ♥
    Inga i Mario... Ci to mają te pomysły. :P
    Anka? Boże, jaka niewyżyta kobieta. ^^ Ale podoba mi się, że ukazujesz ich stosunki w ten sposób, bo przypomina mi to styl rozmowy mojej z przyjaciółkami. :D
    Klata Reusa... oj, nawet ja chciałabym ją zobaczyć. ♥
    Podoba mi się jej kontakt z Marco i wiem, że teraz w każdej chwili on będzie jej opoką, podporą. ;)
    Urodziny Kloppa? Podoba mi się ta inicjatywa ze strony Ingi. ;) I te babeczki. ^^
    Co mnie zmartwiło? Ten telefon. Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale widzę, że poprzedniczki myślą o babci naszej bohaterki... Być może. :(
    No nie wytrzymam i już nie mogę się doczekać, no! :P
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej kochana :) Jestem dopiero teraz, ale kontynuuję moje nadrabianie i właśnie skończyłam czytać wszystkie zaległości :D
    Co do tych rozdziałów, to każdy był wspaniały, ale ten to mistrzostwo. Zapowiadało się tak dobrze i jeszcze to spotkanie z Kloppem. Ten telefon... Wspominałaś, że skończyły się wspaniałe milutkie rozdziały... Aż boję się, co Nas czeka.
    Nie chcę zgadywać, bo zazwyczaj to nie wychodzi, więc po prostu poczekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam gorąco i buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początku mam jedno pytanie: po co Indze był potrzebny taboret do strzelania w Marco tymi kulkami? Bo nie bardzo potrafię sobie wyobrazić, jak to wyglądało ;p
    Rozmowa z Anną jak zawsze na plus hahah :p Sama wcisnęłabym czerwoną słuchawkę, gdyby w odpowiedniej chwili nie potrafiła zamknąć ust :p
    No i ja też jestem wręcz przekonana, że chodzi o babcię Ingi, a nawet podejrzewam już, co się stało... Ale będę jeszcze mieć nadzieję, że to coś mniej poważnego.
    Rozdział dodany w środę to dla mnie jak piątek w poniedziałek, chociaż i tak spóźniłam się o tyle, że równie dobrze mógłby pojawić się w sobotę :p Ostatnio mam straszne zaległości na blogach, które czytam... Mam nadzieję, że szybko to ogarnę :p
    Tymczasem zapraszam do siebie na nowiutki, jeszcze gorący rozdział z wczorajszej nocy ;) Pozdrawiam ♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Melduję się ♥
    Kochana, ja nie wiem, jak ty to robisz, ale każdy kolejny rozdział jest po prostu ideałem :) Szkoda tylko, że było miło, ale się skończyło...
    Ten telefon nie wróży niczego dobrego. Jak mogłaś skończyć w takim momencie, co? Czy ty serca nie masz? xD
    Inga i Mario po prostu... mistrzowie pomysłów :D
    Czekam na kolejne! Ale powoli zaczynam się bać, co tam szykujesz, bo wesoło pewnie nie będzie...
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział czekam na next : -)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystkiego najlepszego Kloppo :D!!! Rozdział świetny (jak zawsze). Rozmowa Ingi i Ani genialna! Martwi mnie ten telefon. Ja też myślę, że chodzi o babcię Ingi. Buziaki, Mańka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej. ;**
    Nie zadziwię nikogo, mówiąc, że rozdział jest świetny!
    No, ale co? Ty chyba nie potrafisz inaczej, Kochaniutka. ;))
    Mam ochotę Cię jednak ukatrupić! Taka końcówka! No urwałaś w takim momencie! Co oznaczać może telefon? ;oo
    Czuję, że nic dobrego. ;/
    Aż nie umiem powiedzieć niczego więcej.
    Mogę jedynie czekać na następny. :))

    Buźka. ;**


    P.S.: Zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń