sobota, 12 września 2015

Dwadzieścia cztery.





O świcie po pokoju rozbrzmiał dźwięk budzika. Lisa jęknęła i nakryła głowę poduszką, a Jenny rozejrzała się w okół i przeciągnęła się
-Już trzeba wstawać?
-Niestety. Poranna zbiórka.
-Wyczuwam haczyk.-podparła głowę na rękach Lisa
-Poranne bieganie.
-Ja pierdziuu... Pasuję. Miłego porannego biegania. Dobranoc.-oznajmiła narzeczona Leitnera i zakryła się kołdrą po czubek głowy.
-No cóż. To zostałyśmy same... Kurde, ale mi się chce spać... Inga...proszę cię słoneczko włącz drzemkę.
-Się robi.-mruknęłam włączając drzemkę w telefonie i runęłam ociężale na poduszkę.





***




-Cholera! Drzemka się nie włączyła! Jenn, wstajemy!
-Przespałyśmy śniadanie?
-Nie, ale większość już pewnie je.
-No to szybko!







***
/Marco/



Z samego rana razem z Mario i Robertem wstaliśmy, chociaż ciężko i opornie, ale ważne, że w ogóle... Po dotarciu do łazienki wszyscy we trójkę udaliśmy się na stołówkę. Była to długa sala z drewnianą boazerią na suficie. Ściany pomalowane na jasny zieleń przyozdabiały obrazki z wiejskimi motywami oprawione w drewniane ramki. Dzieciaki już siedziały i jadły posiłek. Co niektórzy  mówili niepewne "dzień dobry", inni patrzyli niczym zahipnotyzowani. Pamiętam kiedy sam byłem mały jak rodzice pierwszy raz zabrali mnie na mecz i zobaczyłem swoich idoli. Chyba nigdy nie zapomnę towarzyszących mi wtedy emocji i tego ogromnego szczęścia... Chociaż to, co wydawało się ogromnym szczęściem teraz okazało się takim marnym, zwykłym, chwilowym uniesieniem...bo ostatnio zaznałem dużo więcej szczęścia. Szczęście miało dwie, smukłe, wysportowane, długie nogi, idealną talię...no i ten piękny, szeroki uśmiech i błyszczące, sarnie oczy...


-Dzień doobry-usłyszałem dobrze znany mi damski głos. Odwróciłem się i zobaczyłem ją. Uśmiechniętą w rozczochranych włosach na wszystkie strony świata i błękitnej piżamie w pingwinki. Nie mogłem się nie śmiać. Jak również reszta chłopaków siedzących przy stole i dzieciaków z obozu.
-Dobry! Jaki uroczy śpioszek!-zaśmiał się Götze i zrobił jej miejsce koło siebie. -Zjesz kanapkę z pasztetem?
-Dzięki Mario, ale zjem u siebie.-uśmiechnęła się sztucznie, wzięła kilka kanapek na talerz i poszła z powrotem do pokoju pozostawiając nas roześmianych do łez.
-Wygrała tym wszystko! Ja nie mogę! Zaraz dzwonię do Ani i jej opowiem.-klasnął w dłonie Lewy i wstał z miejsca.

-Chyba wróciła dawna Inga, nie? -zauważył z uśmiechem Mario
-Chyba tak. I ogromnie się z tego cieszę. Wiesz może jak poszła rozmowa z trenerem?
-Niestety nie, ale mam przeczucie  że poszło wszystko ok.
-Na to wskazuje. Mam nadzieję,  że teraz wszytko już będzie dobrze.
-Musi. Dobra, stary, zbieramy się.

-Hej, dzieciaki! Za dziesięć minut  zbieramy się przed wyjściem-powiedziałem głośno, na co usłyszałem niczym chórem "dobrze". Kiedy miałem już wychodzić przede mną stanęła na około ośmioletnia dziewczynka

-Proszę pana?
-Tak?-przykucnąłem przed nią z uśmiechem
-A czy jest zimno czy ciepło? Bo ja nie wiem, czy wziąć bluzę czy nie...
-Rano może być trochę chłodno,  więcej możesz wiać bluzę, a potem możesz ją zdjąć.
-Dobry pomysł! Dziękuję! A! I jest pan super!-powiedziała radośnie i pobiegła do swojego pokoju






***
/Inga/




Biegliśmy dopiero pięć minut. Robiliśmy niewielką rundkę do małego jeziora i z powrotem. Dla mnie w sumie nic trudnego, tak samo jak z resztą chłopaki z BVB. Postanowiłam podbiec do Marco i Mario.

-Hej, ma ktoś z was przy sobie telefon?
-Ja mam, a potrzebujesz zadzwonić?
-Potrzebuję numer do Pierre'a.
-Masz jak zapisać?-zapytał, a chwilę później podyktował mi numer do Gabończyka.
-Dzięki!-powiedziałam zapisując kontakt i ruszyłam na sam przód. Nastawiłam aparat z przodu i podnosząc do góry telefon zrobiłam zdjęcie dzieciakom i piłkarzom, przy okazji kawałek mojego łebka i wysłałam do Auby


"Pozdrawiamy z obozu!:) Dużo zdrówka dla Curtysa! Lepiej już się czuje? Ucałuj go od nas!:** Inga."


Po chwili dostałam odpowiedź:


"Dzięki, już trochę lepiej. Antybiotyk działa. Fajną macie ekipę! Marco z Mario jak zawsze zakochani. Nie musisz być zazdrosna-wystarczy jeden uśmiech i jest twój, kochana. Już nawet nocą wyje "Ingaaaa" do księżyca. ;P  Pozdrów towarzystwo!;) PS.Nie zabij mnie-żartowałem ;*"



Marco w nocy...? Chyba chodziło mu o tą felerną noc, którą przepłakałam w mieszkaniu rudego blondyna. Ja rozumiem, że to ja go wtedy pocałowałam, ale przeprosiłam. Powiedziałam przecież, że to nieporozumienie...a on? Od tego czasu jakoś... w sumie sama nie wiem. I ta dziwna sytuacja przed autokarem... Czasami widziałam jak spoglądał na mnie...Czy tak się zachowują przyjaciele? Wiem, że całowaliśmy się dwa razy, ale to w ogóle nie powinno między nami zajść. Mario miał rację, że musimy szczerze pogadać...a może to i ja mu powiedziałam? Ehhh... Powinnam mu wszystko powiedzieć, wyjaśnić co powinno być między nami. I że te pocałunki nie miały mieć żadnego znaczenia. A nie miały? Dla Marco na pewno nie. A ja? Chyba nadal byłam w nim zauroczona...ale chcę tylko i wyłącznie przyjaźni. Nie, nie chcę! ...Ale muszę. Takie jest życie. Nikt nie mówił, że będzie usłane różami...

-Długo będziesz tak stała jak słup soli?-wyminął mnie jak zawsze roześmiany Neven.
-Jeszcze chwilę!-zaśmiałam się i ruszyłam ponownie przed siebie.





***




Przed południem razem z bliźniaczkami i dwoma chłopcami graliśmy w Twisstera. Każdy z nas już był nieźle "powyginany" na wszystkie strony. Akurat była moja kolej, ale miałam za daleko rękę żeby zakręcić. Na całe szczęście w progu stanął Mario i obserwował nas ze śmiechem.

-O! Marianek! Kręcniesz za mnie?
-Za tego Marianka to sama sobie kręć.
-Podpowiesz czym?
-Choćby du..nogą.
-Dzięki, zawsze mogę na ciebie liczyć- rzuciłam sarkastycznie.
-Złą osobę prosisz.-po zadarciu głowy moim oczom ukazał się mój wielogodzinny obiekt westchnień...
Pochylił się tuż koło mnie. Nasze usta dzieliły milimetry, czułam jego oddech na swoim policzku...a on patrząc świdrującym spojrzeniem w moje oczy zakręcił czarną strzałką i wstał pozostawiając mnie z oszalałym biciem serca.

-Prawa ręka na czerwone!-oznajmił Stephan. Odszukałam wzrokiem wyznaczone miejsce. Musiałabym odwrócić się o 180* i jakoś dziwnie wygiąć rękę. No cóż najwyżej w najbardziej nieelegancki sposób wyglebię się na podłogę na oczach...no super, sześciu osób. 
No i co? Udało się? No błagam. Leżałam rozkraczona na podłodze i spoglądałam wilkiem to na Marco, to na Mario ostrzegając, żeby nawet nie próbowali się roześmiać. Chociaż sama się domyślałam jak komicznie mogłam wyglądać. Wyczołgałam się spod tunelu uformowanego przez ciała dzieci i poprawiłam mojego kitka.

-Przegrała pani!
-Już nie tak głośno. Teraz gracie między sobą.-zaśmiałam się i podeszłam do chłopaków.
-Kochane dzieciaki. Nie widać po nich w ogóle, że mają jakiekolwiek problemy.
-Lubisz dzieci, prawda?-zapytał Mario
-Pewnie. Kto ich nie lubi? Czasami chciałabym robić tyle rzeczy co one, poczuć tą dziecięcą beztroskę, której nigdy nie poczułam...Chciałabym być znowu małą dziewczynką, z dwójką kochających rodziców...
-Masz to i teraz, tylko, że nie jesteś już dziewczynką.
-Marco i te jego mądrości-prychnął Götze- Przecież widzisz, że to dziewczynka już nie jest.-no i znowu spojrzał znacząco na mój dekolt. A Marco co? To samo przy okazji puszczając oczko! Co on sobie wyobraża? Pogroziłam mu palcem i wyminęłam ich w przejściu.




***



Wieczorem rozpaliliśmy ognisko. Marco z Mario i Lewym bawili się w zrzucanie sobie nawzajem kiełbasek, które po kolei wpadały do ognia i stawały się czarne niczym węgiel.
Bliźniaczki zainicjowały wspólne śpiewanie różnych niemieckich piosenek, których w ogóle nie znałam. Ale przecież nie zaszkodzi się poduczyć. Niemiecki opanowałam chyba w dobrym stopniu, bo jak mi się wydaje wszyscy mnie jakoś rozumieją. Bardzo szybko przyszło mi się nauczyć tego języka. Może to ze względu na geny, dlatego, że mój ojciec jest Niemcem, a matka też Niemką? To znaczy, że jestem brzydka? Podobno co do urody Niemek to jedyne dobre stwierdzenie.


-O czym tak myślisz?-zapytał mnie raptem Neven
-Hmmm... Wiesz może, czy Ulla, żona trenera jest Niemką?
-Ymmm... Znaczy mieszka w Niemczech, a co do bardziej szczegółowej biografii to nie mam pojęcia, sorry.
-Nie szkodzi.
-O czym gadacie?-zainteresował się Lewy, który siedział po mojej drugiej stronie.
-Wiesz może skąd pochodzi żona trenera?-zapytał się za mnie Subotić, kiedy to ja już miałam uciąć temat zwykłym "O niczym".
-Z tego co wiem, to urodziła się w Polsce, a jak była jakoś nastolatką się przeprowadzili do Niemiec, bo jej dziadek, czy babcia chyba stamtąd pochodziła. A na co ci to?
-Inga mnie pytała, a ja nie wiedziałem.
-Inga? Piszesz biografię?
-Nie... Tak tylko. Z ciekawości. Zaraz przyjdę, pójdę po jakąś bluzę, chłodniej się zrobiło. Podniosłam się z miejsca i ruszyłam w kierunku wejścia, ale nim tam dotarłam zagroził mi drogę Lewy.




-Inga... Wiem, że Ania się już ciebie o to pytała...ale od jakiegoś czasu nie ma już tej samej Ingi. Mimo tego, że czasem coś powiesz, czy co, to widzę, kiedy jesteś sama, że coś cię gnębi. I nie tylko ja to widzę. Wiesz przecież że możesz na mnie polegać, na nas wszystkich...
-Poznałam rodziców. Tych prawdziwych.
-Serio? Żartujesz!
-Nie, mówię poważnie, proszę, nie pytaj o nic więcej, sama jeszcze za wiele nie wiem, a nie mogę ci jeszcze wszystkiego powiedzieć. Nie bądź zły. I nie mów nikomu. Nawet Ance. Możesz mi to obiecać?
-Ja..Jasne! A czy to ma związek z...
-Żadnych, Lewy. Przepraszam.-pogładziłam go po ramieniu i wróciłam do ogniska.
Tym razem usiadłam koło Lisy i Jenny, która była przytulona do swojego męża.









Jakieś pół godziny później opiekunka zabrała dzieciaki do środka, a my jeszcze sobie siedzieliśmy. Jenny wspominała swoje czasy w szkole i ze śmiechem przedrzeźniała nauczycieli.
-Ja miałam fajną panią od wf-u. Uczyła nas na takich luźnych zajęciach jak to sama stwierdziła "wychowania do przeżycia w rodzinie"-zaśmiałam się na wspomnienie mojej ulubionej nauczycielki.-Uczyła nas, że kobiecie do szczęścia wystarczą cztery zwierzęta…
-Jakie?
-Jaguar w garażu, norki w szafie, tygrys w łóżku i osioł…
-Osioł?
-Osioł, który na to wszystko zarobi.-dokończyłam i wszystkie trzy zaczęłyśmy się głośno śmiać, a chłopacy tylko kręcili głowami z dezaprobatą powstrzymując śmiech.
-Kochanie, nie słuchaj Ingi, brednie wygaduje.-od razu zabrał głos Marcel
-Hmm... Może trzeba wprowadzić jakieś zmiany w życie, nie uważasz Mo?-droczyła się Lisa.
-Nie.-odpowiedział twardo, czym wywołał wśród nas kolejną porcję śmiechu
-Dobra kochani, trzeba się zbierać. Jutro po śniadaniu mamy podchody i trzeba jakoś funkcjonować.-wstałam i zaczęłam tupać w miejscu nogami.
-Błagam, nie wspominaj o śniadaniu, o jedzeniu, o czymkolwiek, co wychodzi spod rąk tej czarownicy!
-Ale to nie ja gotowałam!
-No przecież wiem, a o co chodzi...
-Myślałam, że ta czarownica to o mnie!
-O tobie? O mojej wspaniałej Indze? Najwspanialszej, najpiękniejszej, najseksowniejszej, najurodziwszej... ej, weź ktoś coś podrzuć, bo mi się wena skończyła...
-Szczyt romantyzmu. Popracuj trochę, może za kilka lat będą efekty.
-Okey, babe-rzucił niskim głosem
-Mario wróć! Błagam!
-Ok.-wzruszył obojętnie ramionami, a po chwili wziął mnie w poprzek na ręce i zaczął biegać na wszystkie strony. -Wziuuu Ingario-jednopłatowiec! Szszszzz! Uwaga wchodzimy w turbulencje!-powiedział przez zatkany nos po czym zaczął skakać w miejscu i słychać było moje odbijające się zęby.
-Dość! Proszę! Mario!!!!
-Ładnie prosisz?
-Najładniej jak potrafię.
-A dostanę przytulaska?
-Mój pluszaczek miałby nie dostać?
-No dobra.-uśmiechnął się szeroko i postawił mnie na ziemi.
-Jak to dobrze czuć ziemię pod stopami.
-Eeee tam.
-Żadne "eee tam". Zdrowie najważniejsze. Jeszcze byś się przedźwigał.
-Przecież ty leciutka jak piórko! Co nie Robert?
-O nie, Lewy. Nawet nie myśl.
-To jak to by było? Robertinga...-zmarszczył czoło mój przyjaciel
-Sam widzisz, to nie ma przyszłości. Sorry, Robciu.
-Chyba coś wam serio już odwala.-śmiała się Lisa
-Witajcie w moim świecie. Czasowo u niego mieszkam.
-Wiesz, zawsze możesz zamieszkać u mnie albo u Marco. Co nie, Woody?
-Co? Tak, pewnie. Idziemy.
-Jednemu odwala, drugi żyje gdzieś w dolinie tęczy i nie kontaktuje... Z kim ja żyję!
-Widzę, że właśnie zyskaliśmy nowy, wspólny temat, Neven.
-"Z kim ja żyję"-nieznane dotąd fakty o zawodnikach Borussii Dortmund i ciężkie życie skromnego Nevena wśród nich. Neven Subotić. Co o tym myślisz?
-Bomba!-zaśmiałam się i jako pierwsza przekroczyłam próg naszego ośrodka. –To dobranoc wszystkim, idę jako pierwsza zająć łazienkę.

-Chyba śnisz!-sprzeciwiła się Jenny, a ja pędem uciekłam do pokoju po ręcznik i pobiegłam do łazienki… A jutro podchody! Jeśli nie będę w drużynie z Reusem, robiącym wiecznie jakieś chore insynuacje, będzie to trzy-czwarte sukcesu.














~~~


Dzisiaj tak mi się wydaje, że taki trochę krótki jakiś... 
Nie mogę się ostatnio zabrać za pisanie...od września mam już sporo nauki, za mną dwie kartkówki, przede mną 3 sprawdziany...No i dodatkowo już na "dzień dobry" wszyscy zaczynają gadać o maturze... Aktualnie kończę 27 rozdział...Siadam do niego w wolnym czasie i piszę ile dam radę...
Powoli kończymy (spokojnie,  nie opowiadanie:D ) jak ja to nazwałam "wstęp", czyli taką jakby "integrację" między naszymi bohaterami. Marco i Inga...tak, jeszcze chwila, jeszcze chwila cierpliwości odnośnie naszych bohaterów. 
Mogę Wam powiedzieć, że 26 rozdział będzie ostatnim z serii "słodko, miło, śmiesznie i przyjemnie". Dla części fajnie, dla innych nie...no cóż. Taki był plan. Większy wywód odnośnie stylu pisania w komentarzu pod poprzednim rozdziałem.  Co po wstępie? Część pierwsza, Moi Drodzy!:) Po części pierwszej (tak pi razy oko-grudzień/styczeń) będzie 2-3 tygodniowa przerwa (to zależy!:D ) i część druga. Takie oto plany na tego bloga. Mam nadzieję, że będziecie tu ze mną podczas tych moich "planów" w lepszych i gorszych momentach...
Tak się jakoś smutnawo zrobiło? 
No to tak na lepszy dzień-gif z cyklu"ukryte grabie" by MR11 :))
















Także kochane-do następnego (za tydzień o tej samej porze!)
A w następnym...dojdzie do pewnej wymiany zdań...
Buziaki!:**

9 komentarzy:

  1. oni naprawdę są jak małe dzieci hehe =D w wolnej chwili zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny=D pisz szybko następny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Postarałaś się jak zawsze :) mega mi się podoba, chociaż jak na Ciebie jakoś mało "żywy". Czekam na tą wymianę zdań i na tą tragedię, o której pisałaś w odpowiedzi do jakiegoś anonima i oczywiście na to, aż Inga i Marco zrozumieją, że chcą spróbować być razem. Buziaki
    ps. u mnie jutro o 8:30 rozdział 19 :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejoo. ;*
    Nasi bohaterowie są naprawdę niezwykle specyficzni. :D
    Niby dorośli, a... Podchody, gierki i zabawy w chowanego. :D Jak takie malutkie dzieci, po prostu. ;))
    Mówisz, że 'integracja' się kończy? Ooo, to czuję, że teraz będzie się działo! ;D
    Będziemy zawsze, Kochana! ;*
    Buźka. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybaxz, ale bedzie szybko,zwiezle i na temat. :)
    Rozdział? Malina! ❤
    Jak zawsze wiele śmiechu, zavawnych tekstów... Tymi czteremi zwierzętami to mnie powaliłaś. ^^
    Ulla Polką? Toż to ciekawe. ;)
    Czekam na kolejny! :)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie, jakaś szkoła przetrwania na tym obozie :p Ale przynajmniej widać, że mają dobry kontakt z dzieciakami i w przyszłości będą świetnymi rodzicami *.*
    Dziwię się, że Inga nie chce powiedzieć Robertowi i Ani o tym, że Kloppowie to jej rodzice, skoro Mario i Marco już o tym wiedzą. Najlepszym przyjaciołom mogłaby powiedzieć, no nie? :D
    Z tego, co napisałaś wnioskuję, że Twój blog będzie miał duuużo rozdziałów, a mnie to cieszy, bo będę mogła poczytać fajne opowiadanie ;) No i może czekam na coś więcej między 'rudym blondynem' i Ingą, ale paradoksalnie tej dramy też nie mogę się doczekać, bo jestem ciekawa, co wymyśliłaś :D
    Do następnego, u mnie też pewnie niedługo coś nowego :p

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu melduję się ^^
    Przepraszam za poślizg, ale szkoła mnie wykańcza...
    Kurczę, to chyba jakiś obóz przetrwania xD Ale zachowują się po prostu jak takie malutkie dzieci... :) Chociaż, czemu mnie to wcale nie dziwi? Po nich można się spodziewać naprawdę wszystkiego :D
    Hmm... wymiana zdań? No to jestem ciekawa, co tam dla nas przygotujesz, skoro etap integracji się skończy...
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku, oni są dla siebie stworzeni. Gdyby tylko Inga wiedziała, ile znaczy dla Reusa... Ehh.. A Ona nadal swoje, że Marco nic a nic. Ludzie!
    Hahaha, Mario jak zwykle potrafi poprawić humor. Kochany śmieszek!

    Czekam na nesta! Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń