O świcie po pokoju rozbrzmiał
dźwięk budzika. Lisa jęknęła i nakryła głowę poduszką, a Jenny rozejrzała się w
okół i przeciągnęła się
-Już trzeba wstawać?
-Niestety. Poranna zbiórka.
-Wyczuwam haczyk.-podparła głowę
na rękach Lisa
-Poranne bieganie.
-Ja pierdziuu... Pasuję. Miłego
porannego biegania. Dobranoc.-oznajmiła narzeczona Leitnera i zakryła się
kołdrą po czubek głowy.
-No cóż. To zostałyśmy same...
Kurde, ale mi się chce spać... Inga...proszę cię słoneczko włącz drzemkę.
-Się robi.-mruknęłam włączając
drzemkę w telefonie i runęłam ociężale na poduszkę.
***
-Cholera! Drzemka się nie
włączyła! Jenn, wstajemy!
-Przespałyśmy śniadanie?
-Nie, ale większość już pewnie
je.
-No to szybko!
***
/Marco/
Z samego rana razem z Mario i
Robertem wstaliśmy, chociaż ciężko i opornie, ale ważne, że w ogóle... Po
dotarciu do łazienki wszyscy we trójkę udaliśmy się na stołówkę. Była to długa
sala z drewnianą boazerią na suficie. Ściany pomalowane na jasny zieleń
przyozdabiały obrazki z wiejskimi motywami oprawione w drewniane ramki.
Dzieciaki już siedziały i jadły posiłek. Co niektórzy mówili niepewne "dzień dobry", inni
patrzyli niczym zahipnotyzowani. Pamiętam kiedy sam byłem mały jak rodzice
pierwszy raz zabrali mnie na mecz i zobaczyłem swoich idoli. Chyba nigdy nie
zapomnę towarzyszących mi wtedy emocji i tego ogromnego szczęścia... Chociaż
to, co wydawało się ogromnym szczęściem teraz okazało się takim marnym,
zwykłym, chwilowym uniesieniem...bo ostatnio zaznałem dużo więcej szczęścia.
Szczęście miało dwie, smukłe, wysportowane, długie nogi, idealną talię...no i
ten piękny, szeroki uśmiech i błyszczące, sarnie oczy...
-Dzień doobry-usłyszałem dobrze
znany mi damski głos. Odwróciłem się i zobaczyłem ją. Uśmiechniętą w
rozczochranych włosach na wszystkie strony świata i błękitnej piżamie w
pingwinki. Nie mogłem się nie śmiać. Jak również reszta chłopaków siedzących
przy stole i dzieciaków z obozu.
-Dobry! Jaki uroczy
śpioszek!-zaśmiał się Götze i zrobił jej miejsce koło siebie. -Zjesz kanapkę z
pasztetem?
-Dzięki Mario, ale zjem u
siebie.-uśmiechnęła się sztucznie, wzięła kilka kanapek na talerz i poszła z
powrotem do pokoju pozostawiając nas roześmianych do łez.
-Wygrała tym wszystko! Ja nie
mogę! Zaraz dzwonię do Ani i jej opowiem.-klasnął w dłonie Lewy i wstał z
miejsca.
-Chyba wróciła dawna Inga, nie?
-zauważył z uśmiechem Mario
-Chyba tak. I ogromnie się z tego
cieszę. Wiesz może jak poszła rozmowa z trenerem?
-Niestety nie, ale mam
przeczucie że poszło wszystko ok.
-Na to wskazuje. Mam
nadzieję, że teraz wszytko już będzie
dobrze.
-Musi. Dobra, stary, zbieramy
się.
-Hej, dzieciaki! Za dziesięć
minut zbieramy się przed
wyjściem-powiedziałem głośno, na co usłyszałem niczym chórem
"dobrze". Kiedy miałem już wychodzić przede mną stanęła na około
ośmioletnia dziewczynka
-Proszę pana?
-Tak?-przykucnąłem przed nią z
uśmiechem
-A czy jest zimno czy ciepło? Bo
ja nie wiem, czy wziąć bluzę czy nie...
-Rano może być trochę
chłodno, więcej możesz wiać bluzę, a
potem możesz ją zdjąć.
-Dobry pomysł! Dziękuję! A! I
jest pan super!-powiedziała radośnie i pobiegła do swojego pokoju
***
/Inga/
Biegliśmy dopiero pięć minut.
Robiliśmy niewielką rundkę do małego jeziora i z powrotem. Dla mnie w sumie nic
trudnego, tak samo jak z resztą chłopaki z BVB. Postanowiłam podbiec do Marco i
Mario.
-Hej, ma ktoś z was przy sobie
telefon?
-Ja mam, a potrzebujesz
zadzwonić?
-Potrzebuję numer do Pierre'a.
-Masz jak zapisać?-zapytał, a
chwilę później podyktował mi numer do Gabończyka.
-Dzięki!-powiedziałam zapisując
kontakt i ruszyłam na sam przód. Nastawiłam aparat z przodu i podnosząc do góry
telefon zrobiłam zdjęcie dzieciakom i piłkarzom, przy okazji kawałek mojego
łebka i wysłałam do Auby
"Pozdrawiamy z obozu!:) Dużo zdrówka dla
Curtysa! Lepiej już się czuje? Ucałuj go od nas!:** Inga."
Po chwili dostałam odpowiedź:
"Dzięki, już trochę lepiej. Antybiotyk
działa. Fajną macie ekipę! Marco z Mario jak zawsze zakochani. Nie musisz być
zazdrosna-wystarczy jeden uśmiech i jest twój, kochana. Już nawet nocą wyje
"Ingaaaa" do księżyca. ;P
Pozdrów towarzystwo!;) PS.Nie zabij mnie-żartowałem ;*"
Marco w nocy...? Chyba chodziło
mu o tą felerną noc, którą przepłakałam w mieszkaniu rudego blondyna. Ja
rozumiem, że to ja go wtedy pocałowałam, ale przeprosiłam. Powiedziałam
przecież, że to nieporozumienie...a on? Od tego czasu jakoś... w sumie sama nie
wiem. I ta dziwna sytuacja przed autokarem... Czasami widziałam jak spoglądał
na mnie...Czy tak się zachowują przyjaciele? Wiem, że całowaliśmy się dwa razy,
ale to w ogóle nie powinno między nami zajść. Mario miał rację, że musimy
szczerze pogadać...a może to i ja mu powiedziałam? Ehhh... Powinnam mu wszystko
powiedzieć, wyjaśnić co powinno być między nami. I że te pocałunki nie miały
mieć żadnego znaczenia. A nie miały? Dla Marco na pewno nie. A ja? Chyba nadal
byłam w nim zauroczona...ale chcę tylko i wyłącznie przyjaźni. Nie, nie chcę!
...Ale muszę. Takie jest życie. Nikt nie mówił, że będzie usłane różami...
-Długo będziesz tak stała jak
słup soli?-wyminął mnie jak zawsze roześmiany Neven.
-Jeszcze chwilę!-zaśmiałam się i
ruszyłam ponownie przed siebie.
***
Przed południem razem z
bliźniaczkami i dwoma chłopcami graliśmy w Twisstera. Każdy z nas już był
nieźle "powyginany" na wszystkie strony. Akurat była moja kolej, ale
miałam za daleko rękę żeby zakręcić. Na całe szczęście w progu stanął Mario i obserwował
nas ze śmiechem.
-O! Marianek! Kręcniesz za mnie?
-Za tego Marianka to sama sobie
kręć.
-Podpowiesz czym?
-Choćby du..nogą.
-Dzięki, zawsze mogę na ciebie
liczyć- rzuciłam sarkastycznie.
-Złą osobę prosisz.-po zadarciu
głowy moim oczom ukazał się mój wielogodzinny obiekt westchnień...
Pochylił się tuż koło mnie. Nasze
usta dzieliły milimetry, czułam jego oddech na swoim policzku...a on patrząc
świdrującym spojrzeniem w moje oczy zakręcił czarną strzałką i wstał pozostawiając mnie z
oszalałym biciem serca.
-Prawa ręka na czerwone!-oznajmił
Stephan. Odszukałam wzrokiem wyznaczone miejsce. Musiałabym odwrócić się o 180*
i jakoś dziwnie wygiąć rękę. No cóż najwyżej w najbardziej nieelegancki sposób
wyglebię się na podłogę na oczach...no super, sześciu osób.
No i co? Udało się?
No błagam. Leżałam rozkraczona na podłodze i spoglądałam wilkiem to na Marco,
to na Mario ostrzegając, żeby nawet nie próbowali się roześmiać. Chociaż sama
się domyślałam jak komicznie mogłam wyglądać. Wyczołgałam się spod tunelu
uformowanego przez ciała dzieci i poprawiłam mojego kitka.
-Przegrała pani!
-Już nie tak głośno. Teraz gracie
między sobą.-zaśmiałam się i podeszłam do chłopaków.
-Kochane dzieciaki. Nie widać po
nich w ogóle, że mają jakiekolwiek problemy.
-Lubisz dzieci, prawda?-zapytał
Mario
-Pewnie. Kto ich nie lubi? Czasami chciałabym robić
tyle rzeczy co one, poczuć tą dziecięcą beztroskę, której nigdy nie
poczułam...Chciałabym być znowu małą dziewczynką, z dwójką kochających
rodziców...
-Masz to i teraz, tylko, że nie
jesteś już dziewczynką.
-Marco i te jego
mądrości-prychnął Götze- Przecież widzisz, że to dziewczynka już nie jest.-no i
znowu spojrzał znacząco na mój dekolt. A Marco co? To samo przy okazji
puszczając oczko! Co on sobie wyobraża? Pogroziłam mu palcem i wyminęłam ich w
przejściu.
***
Wieczorem rozpaliliśmy ognisko.
Marco z Mario i Lewym bawili się w zrzucanie sobie nawzajem kiełbasek, które po
kolei wpadały do ognia i stawały się czarne niczym węgiel.
Bliźniaczki zainicjowały wspólne
śpiewanie różnych niemieckich piosenek, których w ogóle nie znałam. Ale
przecież nie zaszkodzi się poduczyć. Niemiecki opanowałam chyba w dobrym
stopniu, bo jak mi się wydaje wszyscy mnie jakoś rozumieją. Bardzo szybko
przyszło mi się nauczyć tego języka. Może to ze względu na geny, dlatego, że mój
ojciec jest Niemcem, a matka też Niemką? To znaczy, że jestem brzydka? Podobno
co do urody Niemek to jedyne dobre stwierdzenie.
-O czym tak myślisz?-zapytał mnie
raptem Neven
-Hmmm... Wiesz może, czy Ulla, żona trenera jest Niemką?
-Ymmm... Znaczy mieszka w Niemczech,
a co do bardziej szczegółowej biografii to nie mam pojęcia, sorry.
-Nie szkodzi.
-O czym gadacie?-zainteresował
się Lewy, który siedział po mojej drugiej stronie.
-Wiesz może skąd pochodzi żona
trenera?-zapytał się za mnie Subotić, kiedy to ja już miałam uciąć temat
zwykłym "O niczym".
-Z tego co wiem, to urodziła się
w Polsce, a jak była jakoś nastolatką się przeprowadzili do Niemiec, bo jej
dziadek, czy babcia chyba stamtąd pochodziła. A na co ci to?
-Inga mnie pytała, a ja nie
wiedziałem.
-Inga? Piszesz biografię?
-Nie... Tak tylko. Z ciekawości.
Zaraz przyjdę, pójdę po jakąś bluzę, chłodniej się zrobiło. Podniosłam się z
miejsca i ruszyłam w kierunku wejścia, ale nim tam dotarłam zagroził mi drogę
Lewy.
-Inga... Wiem, że Ania się już
ciebie o to pytała...ale od jakiegoś czasu nie ma już tej samej Ingi. Mimo
tego, że czasem coś powiesz, czy co, to widzę, kiedy jesteś sama, że coś cię
gnębi. I nie tylko ja to widzę. Wiesz przecież że możesz na mnie polegać, na
nas wszystkich...
-Poznałam rodziców. Tych
prawdziwych.
-Serio? Żartujesz!
-Nie, mówię poważnie, proszę, nie
pytaj o nic więcej, sama jeszcze za wiele nie wiem, a nie mogę ci jeszcze
wszystkiego powiedzieć. Nie bądź zły. I nie mów nikomu. Nawet Ance. Możesz mi
to obiecać?
-Ja..Jasne! A czy to ma związek
z...
-Żadnych, Lewy.
Przepraszam.-pogładziłam go po ramieniu i wróciłam do ogniska.
Tym razem usiadłam koło Lisy i
Jenny, która była przytulona do swojego męża.
Jakieś pół godziny później opiekunka zabrała dzieciaki do środka, a my jeszcze sobie siedzieliśmy. Jenny wspominała swoje czasy w szkole i ze śmiechem przedrzeźniała nauczycieli.
-Ja miałam fajną panią od wf-u.
Uczyła nas na takich luźnych zajęciach jak to sama stwierdziła "wychowania do przeżycia w rodzinie"-zaśmiałam się na wspomnienie mojej ulubionej nauczycielki.-Uczyła nas, że kobiecie
do szczęścia wystarczą cztery zwierzęta…
-Jakie?
-Jaguar w garażu, norki w szafie,
tygrys w łóżku i osioł…
-Osioł?
-Osioł, który na to wszystko
zarobi.-dokończyłam i wszystkie trzy zaczęłyśmy się głośno śmiać, a chłopacy
tylko kręcili głowami z dezaprobatą powstrzymując śmiech.
-Kochanie, nie słuchaj Ingi,
brednie wygaduje.-od razu zabrał głos Marcel
-Hmm... Może trzeba wprowadzić
jakieś zmiany w życie, nie uważasz Mo?-droczyła się Lisa.
-Nie.-odpowiedział twardo, czym
wywołał wśród nas kolejną porcję śmiechu
-Dobra kochani, trzeba się
zbierać. Jutro po śniadaniu mamy podchody i trzeba jakoś funkcjonować.-wstałam
i zaczęłam tupać w miejscu nogami.
-Błagam, nie wspominaj o
śniadaniu, o jedzeniu, o czymkolwiek, co wychodzi spod rąk tej czarownicy!
-Ale to nie ja gotowałam!
-No przecież wiem, a o co chodzi...
-Myślałam, że ta czarownica to o
mnie!
-O tobie? O mojej wspaniałej
Indze? Najwspanialszej, najpiękniejszej, najseksowniejszej, najurodziwszej...
ej, weź ktoś coś podrzuć, bo mi się wena skończyła...
-Szczyt romantyzmu. Popracuj
trochę, może za kilka lat będą efekty.
-Okey, babe-rzucił niskim głosem
-Mario wróć! Błagam!
-Ok.-wzruszył obojętnie
ramionami, a po chwili wziął mnie w poprzek na ręce i zaczął biegać na
wszystkie strony. -Wziuuu Ingario-jednopłatowiec! Szszszzz! Uwaga wchodzimy w
turbulencje!-powiedział przez zatkany nos po czym zaczął skakać w miejscu i
słychać było moje odbijające się zęby.
-Dość! Proszę! Mario!!!!
-Ładnie prosisz?
-Najładniej jak potrafię.
-A dostanę przytulaska?
-Mój pluszaczek miałby nie
dostać?
-No dobra.-uśmiechnął się szeroko
i postawił mnie na ziemi.
-Jak to dobrze czuć ziemię pod
stopami.
-Eeee tam.
-Żadne "eee tam".
Zdrowie najważniejsze. Jeszcze byś się przedźwigał.
-Przecież ty leciutka jak piórko!
Co nie Robert?
-O nie, Lewy. Nawet nie myśl.
-To jak to by było? Robertinga...-zmarszczył czoło mój przyjaciel
-Sam widzisz, to nie ma
przyszłości. Sorry, Robciu.
-Chyba coś wam serio już
odwala.-śmiała się Lisa
-Witajcie w moim świecie. Czasowo
u niego mieszkam.
-Wiesz, zawsze możesz zamieszkać
u mnie albo u Marco. Co nie, Woody?
-Co? Tak, pewnie. Idziemy.
-Jednemu odwala, drugi żyje
gdzieś w dolinie tęczy i nie kontaktuje... Z kim ja żyję!
-Widzę, że właśnie zyskaliśmy
nowy, wspólny temat, Neven.
-"Z kim ja
żyję"-nieznane dotąd fakty o zawodnikach Borussii Dortmund i ciężkie życie
skromnego Nevena wśród nich. Neven Subotić. Co o tym myślisz?
-Bomba!-zaśmiałam się i jako
pierwsza przekroczyłam próg naszego ośrodka. –To dobranoc wszystkim, idę jako
pierwsza zająć łazienkę.
-Chyba śnisz!-sprzeciwiła się
Jenny, a ja pędem uciekłam do pokoju po ręcznik i pobiegłam do łazienki… A
jutro podchody! Jeśli nie będę w drużynie z Reusem, robiącym wiecznie jakieś
chore insynuacje, będzie to trzy-czwarte sukcesu.
~~~
Dzisiaj tak mi się wydaje, że taki trochę krótki jakiś...
Nie mogę się ostatnio zabrać za pisanie...od września mam już sporo nauki, za mną dwie kartkówki, przede mną 3 sprawdziany...No i dodatkowo już na "dzień dobry" wszyscy zaczynają gadać o maturze... Aktualnie kończę 27 rozdział...Siadam do niego w wolnym czasie i piszę ile dam radę...
Powoli kończymy (spokojnie, nie opowiadanie:D ) jak ja to nazwałam "wstęp", czyli taką jakby "integrację" między naszymi bohaterami. Marco i Inga...tak, jeszcze chwila, jeszcze chwila cierpliwości odnośnie naszych bohaterów.
Mogę Wam powiedzieć, że 26 rozdział będzie ostatnim z serii "słodko, miło, śmiesznie i przyjemnie". Dla części fajnie, dla innych nie...no cóż. Taki był plan. Większy wywód odnośnie stylu pisania w komentarzu pod poprzednim rozdziałem. Co po wstępie? Część pierwsza, Moi Drodzy!:) Po części pierwszej (tak pi razy oko-grudzień/styczeń) będzie 2-3 tygodniowa przerwa (to zależy!:D ) i część druga. Takie oto plany na tego bloga. Mam nadzieję, że będziecie tu ze mną podczas tych moich "planów" w lepszych i gorszych momentach...
Tak się jakoś smutnawo zrobiło?
No to tak na lepszy dzień-gif z cyklu"ukryte grabie" by MR11 :))
Także kochane-do następnego (za tydzień o tej samej porze!)
A w następnym...dojdzie do pewnej wymiany zdań...
Buziaki!:**
oni naprawdę są jak małe dzieci hehe =D w wolnej chwili zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńGenialny=D pisz szybko następny ;-)
OdpowiedzUsuńPostarałaś się jak zawsze :) mega mi się podoba, chociaż jak na Ciebie jakoś mało "żywy". Czekam na tą wymianę zdań i na tą tragedię, o której pisałaś w odpowiedzi do jakiegoś anonima i oczywiście na to, aż Inga i Marco zrozumieją, że chcą spróbować być razem. Buziaki
OdpowiedzUsuńps. u mnie jutro o 8:30 rozdział 19 :)
Hejoo. ;*
OdpowiedzUsuńNasi bohaterowie są naprawdę niezwykle specyficzni. :D
Niby dorośli, a... Podchody, gierki i zabawy w chowanego. :D Jak takie malutkie dzieci, po prostu. ;))
Mówisz, że 'integracja' się kończy? Ooo, to czuję, że teraz będzie się działo! ;D
Będziemy zawsze, Kochana! ;*
Buźka. ;*
cudownie, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńWybaxz, ale bedzie szybko,zwiezle i na temat. :)
OdpowiedzUsuńRozdział? Malina! ❤
Jak zawsze wiele śmiechu, zavawnych tekstów... Tymi czteremi zwierzętami to mnie powaliłaś. ^^
Ulla Polką? Toż to ciekawe. ;)
Czekam na kolejny! :)
Buziaki! :*
Faktycznie, jakaś szkoła przetrwania na tym obozie :p Ale przynajmniej widać, że mają dobry kontakt z dzieciakami i w przyszłości będą świetnymi rodzicami *.*
OdpowiedzUsuńDziwię się, że Inga nie chce powiedzieć Robertowi i Ani o tym, że Kloppowie to jej rodzice, skoro Mario i Marco już o tym wiedzą. Najlepszym przyjaciołom mogłaby powiedzieć, no nie? :D
Z tego, co napisałaś wnioskuję, że Twój blog będzie miał duuużo rozdziałów, a mnie to cieszy, bo będę mogła poczytać fajne opowiadanie ;) No i może czekam na coś więcej między 'rudym blondynem' i Ingą, ale paradoksalnie tej dramy też nie mogę się doczekać, bo jestem ciekawa, co wymyśliłaś :D
Do następnego, u mnie też pewnie niedługo coś nowego :p
W końcu melduję się ^^
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za poślizg, ale szkoła mnie wykańcza...
Kurczę, to chyba jakiś obóz przetrwania xD Ale zachowują się po prostu jak takie malutkie dzieci... :) Chociaż, czemu mnie to wcale nie dziwi? Po nich można się spodziewać naprawdę wszystkiego :D
Hmm... wymiana zdań? No to jestem ciekawa, co tam dla nas przygotujesz, skoro etap integracji się skończy...
Czekam na kolejne!
Buziaki :**
Jejku, oni są dla siebie stworzeni. Gdyby tylko Inga wiedziała, ile znaczy dla Reusa... Ehh.. A Ona nadal swoje, że Marco nic a nic. Ludzie!
OdpowiedzUsuńHahaha, Mario jak zwykle potrafi poprawić humor. Kochany śmieszek!
Czekam na nesta! Buziaki ;*