sobota, 7 listopada 2015

Trzydzieści dwa.




"Cause trying not to love you
Only goes so far
trying not to need you
Is tearing me apart
Can't see the silver lining
I'm down here on the floor
And I just keep on trying
But I don't know what for
Cause tying not to love you
Only makes me love you more"





~Kilka dni później~


Tej nocy nie mogłam spać. Obudziłam się o czwartej i czułam, że już nie dam rady zasnąć. Robert z Anią oraz chłopaki z ich dziewczynami wylatują na wakacje. Sama już nie wiem, czy mam jechać… Z jednej strony bym odpoczęła, odprężyła się, a z drugiej…wniosłabym poprawki do pracy magisterskiej… Zaraz… O czym ja jeszcze myślę? Szansa zobaczenia Reusa na piaszczystej plaży bez koszulki i siedzenie nad pracą magisterską? Wzięłam moją walizkę i zaczęłam się pakować. Kostium kąpielowy, klapki, sukienka…
Zamykając walizkę stwierdziłam, że nie mam za wiele rzeczy nadających się na upalną pogodę. Zawsze mogę przecież pożyczyć ubrania od Ani, czy Cathy.
Nim się obejrzałam była już szósta. Postanowiłam schować walizkę i zrobić im niespodziankę. Położyłam się do łóżka i wysłałam sms’a do taty


„Dzień dobry. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłam. Jednak jadę. Czy mógłbyś mnie zawieść na lotnisko? Odlatują o siódmej.:)”

Chwilę później czytałam odpowiedź


„Właśnie kończę śniadanie. Cieszę się, że się zdecydowałaś. Jestem za piętnaście minut!”


Usłyszałam pukanie do drzwi. Zza nich wychyliła się głowa Ani, a tuż za nią Roberta.

-Hej kochana, my zaraz wychodzimy. Chcieliśmy cię uściskać.-uśmiechnęła się szeroko
-No to chodźcie.-wstałam z łóżka i podeszłam do małżeństwa. Oboje mocno mnie przytulili.
-Trzymaj się myszko. Masz swoje klucze?-zapytała Ania
-Tak, mam.-uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
-No mała, będziemy tęsknić.-uśmiechnął się Robert przytulając mnie. –Pamiętasz o umowie?-zapytał
Pokiwałam tylko głową i odprowadziłam ich do drzwi.

-Nie zdemoluj domu!-zawołał Lewy wsiadając do samochodu.
-Postaram się.-odpowiedziałam i pomachałam im, kiedy odjeżdżali.
Kiedy czarny samochód zniknął z mojego pola widzenia zamknęłam szybko drzwi i rzuciłam się pędem do ubierania. Już od samego rana na zewnątrz było ciepło, więc założyłam krótkie, jeansowe spodenki, czarny t-shirt i czarne trampki. Związałam włosy w kucyk i zrobiłam delikatny makijaż. Chwilę później usłyszałam dzwonek. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi tacie.

-Gotowa?-przytulił mnie na powitanie.
-Tak, muszę tylko wziąć walizkę z góry.
-Ja wezmę. Nie będziesz dźwigać. –oznajmił i poszedł na górę. Sprawdziłam w torebce, czy mam wszystkie potrzebne dokumenty i wzięłam z niej klucze, żeby zamknąć drzwi. Po chwili pojawił się koło mnie tata z walizką.

-Przepraszam, że cię tak wykorzystuje, ale…
-Inga, daj spokój. Cieszę się, że mogę się przydać. Rodzina musi sobie pomagać.
-Głupio mi trochę…
-Nie masz powodu. Naprawdę. Przecież o tym rozmawialiśmy i byłem przygotowany na taki obrót spraw. Przynajmniej mnie wyciągnęłaś z domu z rana, bo miałem takiego leni, a muszę iść na zakupy.
-Niech ci będzie. Ale nic więcej w tym roku od ciebie nie będę chciała.
-Jak wolisz.-zaśmiał się – Chodź do samochodu, bo nie zdążymy.


Dwadzieścia minut później stanęliśmy na parkingu lotniska. Tata wyjął moją walizkę z bagażnika. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam.

-Dziękuję. Mam nadzieję, że podjęłam dobrą decyzję z tym wyjazdem.
-Jeśli chcesz się upewnić to też za tym byłem.
-No to ja idę.-uśmiechnęłam się, a tata jeszcze raz mnie przytulił. –Uważaj na siebie i pilnuj chłopaków.
-Postaram się.-zaśmiałam się
-I jeszcze jedno.
-Tak?
-Baw się dobrze.-uśmiechnął się





/Marco/


Kiedy rano zobaczyłem wchodzących Lewandowskich na lotnisko liczyłem, że razem z nimi będzie Inga. Niestety przeliczyłem się. Oparłem się o zimną ścianę i przymknąłem powieki. Może powinienem zostać? Być przy niej?

-Inga?-zapytał Mario spoglądając na mnie. Pokiwałem tylko głową.
-Może jeszcze przyjdzie-próbował mnie pocieszyć.
-Nie rozumiesz Mario…-westchnąłem. W tym samym momencie podeszli do nas fani prosząc o autografy i zdjęcia. Podpisaliśmy kartki i zapozowaliśmy do zdjęć. Kątem oka zauważyłem, że wszyscy już są. Oprócz niej. Spojrzałem na zegarek. Powinni wyczytywać nasz lot.
-To powiedz mi, może zrozumiem.-odezwał się Mario stając koło mnie
-Po prostu… Ten wyjazd… To była szansa.-spojrzałem na przyjaciela. Mario tylko uśmiechnął się. Zmarszczyłem brwi
-To chyba nadal ją masz.-powiedział mój przyjaciel, a nim się obejrzałem usłyszałem pisk dziewczyn, które biegły w jednym kierunku. Kiedy zobaczyłem ją obejmowaną przez dziewczyny moich przyjaciół uśmiechnąłem się szeroko, a mój kumpel poklepał mnie po plecach i sam ruszył w stronę brunetki. Inga nie widywała się z nikim od czasu śmierci babci. Wydaje mi się, że lepiej już się czuje. Uśmiechnąłem się na widok ściskającego ją Mario. Właściwie duszącego. Powiedział coś do niej, na co dziewczyna uśmiechnęła się lekko i przytuliła go. Chwilę później podeszli bliżej. Podszedłem do niej i z uśmiechem mocno ją do siebie przytuliłem. Kochałem, kiedy ufnie się do mnie przytulała, kochałem jej słodki zapach, jej spojrzenie, jej uśmiech… Pocałowałem ją w czubek głowy

-Jak się trzymasz?
-Dobrze, dziękuję.-odpowiedziała rumieniąc się i spojrzała zakłopotana w stronę Lewandowskich i przytuliła się do żony Roberta
-Wyczytują nasz lot.-stwierdziłem.
-No to co, przyjacielu, plaża, drineczki, piękne dupeczki!-zaśmiał się Auba obejmując mnie ramieniem
-Ja dziękuję za takie atrakcje. Może Mario, ale nie ja.
-Ooo, czyż byśmy o czymś nie wiedzieli?
-Wiedzielibyście… a w sumie… Gdyby coś było powiedziałbym wam, ale dużo dużo później.
-No dzięki.-odparował jak zwykle zgrywając wielce obrażonego Mario

Skierowaliśmy się wszyscy do odprawy. Przeszliśmy przez szklany korytarz i weszliśmy na pokład luksusowego samolotu. Na moje niezadowolenie Inga zajęła miejsce w potrójnym siedzeniu z Lewandowskimi. Razem z Mario zajęliśmy miejsca dwa rzędy przed nimi. Auba usiadł chyba do Matsa. Kiedy wkładałem słuchawki do uszu usłyszałem aksamitny głos córki trenera

-To miejsce jest zajęte?- spojrzała na mnie i mojego przyjaciela, a ja nie mogłem z siebie wykrztusić słowa. Na szczęście wyręczył mnie Goetze.
-Siadaj, pewnie, tu jest wolne.-i w tym momencie mu zazdrościłem, że siedzi pośrodku.
-Nie siedzisz z Lewym i Anią?-zapytałem w końcu
-Nie. Na chwile się dosiadłam. Koło Anki usiadła Cathy. Ploteczki, wiecie.
-No tak.-zaśmiał się Mario
-Ej… A tak w ogóle…To gdzie jedziemy?-zaśmiała się dziewczyna
-Niespodzianka.-uśmiechnąłem się
-No to sobie poczekam. Minutę.
-Jak minutę?
-No zaraz będzie przecież pani zapowiadać to się dowiem.-uśmiechnęła się szeroko.




/Inga/


No to okazuje się, że lecę na okrutnie drogą wycieczkę na piękne Borneo. Nawet mi się nie śniło, żebym tam mogła lecieć. Co dopiero z zawodnikami Borussii Dortmund. Mimo tych kilku dni spędzonych samotnie…z odrobiną towarzystwa Lewandowskich… Wychodziłam praktycznie tylko na posiłki. Miałam wiele spraw do przemyślenia i poukładania sobie w głowie. Jestem córką trenera Borussii Dortmund. Moja najukochańsza babcia zmarła. Mam wspaniałych przyjaciół. I mam moją pierwszą platoniczną…a bardziej planktoniczną miłość. Przemyślenia w sam raz na cały, długi lot.

W samolocie siedziałam koło Goetzego. Sama chciałam na początku usiąść koło Marco, ale zaczepiła mnie Ania, więc po prostu nie zdążyłam zająć miejsca. Tak, nawet siedzenie przy nim dałoby mi satysfakcję. Trochę czułam się jak taka zakochana nastolatka z jakiegoś filmu… W sumie też nie miałam co narzekać, przecież był dwa miejsca koło mnie. A przy Goetze przecież nie było źle. Mario stał się takim moim bratem. Wbrew pozorom to zupełnie inne uczucie jak te do Ani czy Roberta. Nie chodzi o siłę uczucia, ale o rodzaj. Tata, Mario, Ania i Robert stali się najbliższymi i najważniejszymi osobami w moim życiu. No i jeszcze jest Marco, który z jednej strony mógłby być kimś znacznie więcej, a z drugiej cieszę się, że mam tak wspaniałego przyjaciela, którego po prostu kocham.

-Inga, kontaktujesz?-usłyszałam głos Mario
-Już tak.
-Co sądzisz o wycieczce?
-Poza tym, że musieliście wydać na mnie kupę kasy to spoko.
-Inga, daj spokój z pieniędzmi. Uwierz, że nikt nas nie zbiednieje. Pewnie gdybyśmy nawet od byle kogo tutaj wyciągnęli taką sumę z konta to by nie zauważył. Chcesz zobaczyć nasze wyciągi?-zapytał Reus
-Nie, dziękuję. Nie chcę, żebyście pomyśleli, że jestem tu dlatego, że za mnie zapłaciliście, czy chcę… Po prostu nie przyjaźnię się z wami ze względu na to, że dużo zarabiacie.
-Rozumiemy przecież. Dałaś nam o tym wystarczająco znać. Nie musisz bardziej udowadniać.-tym razem odezwał się Mario.
-Kiedyś wam jeszcze te pieniądze oddam. Zobaczycie.-pogroziłam palcem
-Ty lepiej tego magistra najpierw zrób.-wyszczerzył się mój ulubiony grubasek
-Powiedział… Magister Goetze.-
-No ba!-wypiął dumnie pierś
-Nie chwaliłeś się! Z czego tego magistra zrobiłeś?-śmiał się Reus
-No z tego… Filozofii fizjonomii…anatomii.-powiedział, a my wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

Lot strasznie się dłużył. Marco włożył słuchawki i oparł się o szybę zamykając oczy. Może śpi?  Mario uciszyła gazeta plotkarska… A ja byłam głodna.
-Mario?
-Hmmm?-nawet nie spojrzał na mnie. No tak, Kim Kardashian jest przecież bardziej fascynująca.
-Myślisz, że ktoś tu ma jakąś bułkę czy coś?
-Pewnie Lewa.-odpowiedział pochłonięty lekturą.

Wstałam z miejsca, chyba można i skierowałam się do Ani. Rozmawiała o czymś zawzięcie z Cathy.
-Hej, dziewczyny, macie coś do jedzenia?-zapytałam
-Ja mam! Zrobiłam lunchboxy!
-A będziesz miała też dla siebie?
-Pewnie, zrobiłam dwa więcej.
-Ooo, to super.-uśmiechnęłam się, a Ania wstała do swojej torby podręcznej i podała mi jedno z pudełek. 
-Lewy, idź usiądź na chwilę do Mariooo.-uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciela
-Pięknie się uśmiechasz, ale mi się nie chce. A co robi Mario?
-Samotnie ogląda Karashianki w kolorowym pismaku.
-O! To jednak zmieniam zdanie!- uśmiechnął się od ucha do ucha i poderwał się energicznie z miejsca. Na odchodne dostało mu się klapsa od żony. Zaśmiałam się i usiadłam na jego dawnym miejscu pod oknem.
-No to o czym tak panie zawzięcie plotkują?
-Na początku o Reusie…i tobie.-uśmiechnęła się Cat- potem o mnie i Matsie, no i Mario i Ann.
-No to bardzo ciekawie. I co tam wymyśliłyście?
-No to tak…-zaczęła Cathy- Po pierwsze ty i Marco…
-Przewiń do po drugie.-przerwałam jej szybko.
-Co za uparciuch.-westchnęła Anka
-To co z tobą i Matsem?-zapytałam nabierając na widelec sałatkę
-Mats chce, żebyśmy jeszcze w tym roku się pobrali.
-O jeny! To cudownie! Gratuluję!-ucieszyłam się i przytuliłam dziewczynę.
-Tylko wiesz… My w prawdzie jesteśmy razem już te kilka lat, tylko wiesz…  Marzą mi się zaręczyny. Tak jak to wszyscy robią. Która dziewczyna nie chciałaby dostać pierścionka zaręczynowego…
-Wszystko przed tobą kochana. Może właśnie na tym wyjeździe? Plaża, zachód słońca…
-Inga ma rację. Cierpliwości. Mats prędzej czy później ci się oświadczy. Nie musisz się o to martwić.
-Myślisz?
-Wiem. Mats nie jest taki głupi…
-Dzięki kochana!-usłyszałam głos przechodzącego akurat koło nas Matsa.
-Podsłuchiwałeś?-wbiłam w niego spojrzenie
-Ależ gdzież bym śmiał! Rzucacie tu jakieś uroki, wszyscy się boją, ja tylko próbowałem niezauważalnie przejść do toalety, ale…
-Ale musiałeś się odezwać, kiedy usłyszałeś swoje imię.-dokończyła za mnie moja przyjaciółka
-No bo mówiłyście Mats. A Mats to ja!
-Co ty nie powiesz kochanie…-zaśmiała się Cat.
-Od dwudziestu sześciu lat!-odpowiedział jej uśmiechem i czule ja pocałował, na co uśmiechnęłyśmy się z Anią do siebie.


Jakiś czas później oddałam puste pudełko Ance, a w tym samym czasie wrócił Robert twierdząc, że gazetka się skończyła, a Marco z Mario za mną tęsknią. Cóż mi innego zostało, jak nie wrócić do stęsknionych panów.

-Jestem.-oznajmiłam zajmując swoje miejsce. Wracając zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że poza naszą grupą w samolocie są jeszcze tylko trzy osoby. Właściwie to rodzina. Kobieta i mężczyzna z jak mniemam ich córką. Rozkapryszona dziewczyna, która działała mi na nerwy. Zrobiła sobie już z pięćset selfie, cały czas kazała sobie coś zamawiać, nałożyła już setną warstwę pudru i szminki. A najgorsze było to, że cały czas wpatrywała się w Marco. Wrgh!

-Wreszcie!-uśmiechnął się szeroko Mario
-Musiałam zjeść śniadanie, bo nie jadłam i przy okazji poplotkowałyśmy z dziewczynami.
-Nie zjadłaś śniadania w domu?-powiedzieli równo jak w zegarku. Chciało mi się śmiać, ale widząc ich srogie miny powstrzymałam się.
-No jeny, przecież teraz zjadłam. Nic się nie stało.
-Dobrze, że zjadłaś chociaż teraz.-stwierdził Marco
-No właśnie. Chyba nie chcesz się odchudzać.
-Nie mam zamiaru. Obiecuję, że teraz będę jeść ile wlezie.
-No ja myślę!-uśmiechnął się Goetze.
-Razem z tobą oczywiście.
-No ba! Mario lubi jeść! A ty, mój przyjacielu? Lubisz jeść?-zapytał Goetze Marco na co zaczęłam się śmiać. Blondyn uśmiechnął się szeroko
-Z kim ja siedzę. Idę do Auby po mojego laptopa. Już widzę jak mi wirusy ściąga.-wstał z siedzenia, przeszedł koło nas i skierował się na przód w kierunku Pierre’a, Kevina i Matsa. Kiedy szedł głupia blondi spojrzała się na niego spod przymrużonych powiek i przejechała językiem po wardze. No ja jej zaraz dam! Co za smarkula. Zacisnęłam ręce w pięści.
-Ej, spokojnie.-usłyszałam głos Goetzego
-Nie widzisz jak ona się na niego patrzy?! Idiotka!-odpowiedziałam głośnym szeptem przyjacielowi. Mario zaśmiał się pod nosem.
-Marco ją widział, sam się śmiał, bo dość niedyskretnie strzelała niezłe pozy. Nie masz co być zazdrosna.
-Jasne. Łatwo ci mówić. Poza tym ja wcale nie jestem zazdrosna!-warknęłam cały czas zabijając spojrzeniem dziewczynę. Widząc, że Marco będzie wracał nałożyła ostro czerwoną szminkę, popsikała perfum i odpięła trzy guziki opinającej jej ciało koszulki.  O matko… Coś takiego jak stanik to rzecz jej obca. Jej cycki, daję stówę, że powiększone, o mało co nie wypadły zza dekoltu. Ścisnęłam mocniej brzeg mojego fotela. Marco odwrócił się i zaczął iść w naszą stronę. Blondyneczka w jednym momencie poderwała się z miejsca… No tak, jeszcze mini, która prawie nie zasłania pośladków. Pogratulować córki, nie ma co. Kiedy Marco był już blisko ona to, niby przypadkiem wypychając swój biust, wpadła na niego tak, że jej piersi zderzyły się z jego klatką. Miałam ochotę podnieść się ze swojego miejsca i wyrwać jej te rozjaśniane blond kudły, ale na szczęście przed tym haniebnym czynem uratowała mnie postawa Marco. Wcale się na nią nie spojrzał. Nawet na jej cycki, które gdyby mogła postawiła je tuż przed jego oczami.

-Ups! Ale ze mnie niezdara hihi.-powiedziała wymuszonym, słodkim głosikiem wachlując dziesięć razy na sekundę swoimi doklejanymi rzęsami.
-Współczuję.-wzruszył ramionami Marco wymijając ją i przeszedł koło mnie i Mario zajmując swoje miejsce pod oknem. Wypuściłam głośno powietrze.
-Dobrze już?-zapytał Mario chichrając się pod nosem. Spojrzałam na niego wilkiem. –Zazdrośnica-dodał

Wstałam z miejsca i poszłam do samolotowej łazienki. Na ten samolot chłopaki musieli wydać fortunę. Łazienka była tak elegancka, jak w pięciogwiazdkowym hotelu. Może i właśnie do takiego leciałam. Stanęłam przed wielkim lustrem podświetlanym przez halogeny wmontowane w sufit. Moje oczy iskrzyły się jeszcze resztkami gniewu. Chwała Bogu, że postanowiłam użyć dzisiaj pudru, bo miałabym twarz poczerwieniałą jak burak. Właściwie to pomidor. Pisnęłam cicho i tupnęłam nogą, żeby choć trochę móc wyładować swoją frustrację. A niech to. Zazdrość! Oczywiście, że zazdrość. Jestem zazdrosna, cholernie zazdrosna! Nikt nie ma prawa przystawiać się do mojego Marco. Nikt! Co jeśli Marco znajdzie sobie kiedyś dziewczynę? Będę musiała patrzeć jak bardzo są szczęśliwi i wyjadają sobie z dziubków, a jednocześnie miałabym ochotę posiekać ją na drobną kosteczkę. Sama nie chcesz, innej nie pozwolisz, Mazur. Znaczy Klopp. No po prostu Inga. Dlaczego nie chcę? Bo się boję. Bo on nic do mnie nie czuje. No chyba nic. Oczywiście, że nic! Koniec robienia sobie nadziei z tym, co się stało w hotelu. A czy chcę? Chcę. Dlaczego chcę? Bo go kocham. Dwa minusy do jednego plusa. Pod zsumowaniu wszystkiego wyszedł jeden minus. Czyli-NIE. Nie będę z Reusem. Nie pocałuję go. Nie będę go przytulać. Nie będę z nim chodzić na spacery za rękę. Nie będziemy chodzić na randki. Nie będziemy patrzeć sobie w oczy i mówić jak bardzo siebie kochamy… Poczułam łzy spływające po moich policzkach. Nie będziemy razem. Taka jest prawda. Marco traktuje mnie jak przyjaciółkę. Ja sama mu powiedziałam, że chcę żebyśmy byli tylko przyjaciółmi. Ja głupia. Zaczęłam płakać. Co się ze mną dzieje? Czy zakochanie nie miało być pięknym odczuciem? Moje zakochanie przeradza się w najzwyklejsze cierpienie. Boli mnie moja niemoc, boli mnie brak odwagi, żeby mu wyznać co do niego czuję. Jeszcze bardziej bolałoby odrzucenie mnie i wyśmianie z jego strony. To by mnie zabiło. Babciu, i jak ja mam sobie dawać radę sama? Gdzie są moi przyjaciele? No tak. Byliby, gdybym otworzyła drzwi do tej przeklętej toalety. Cudowne miejsce na rozważanie swojego życia. Jak mogę patrzeć na Marco jako na przyjaciela? Nie potrafię. Choćbym nie wiem jak się wysilała, to nie dam rady. Bo kiedy na niego patrzę nie czuję już przyjaźni tylko tę przeklętą miłość. Spojrzałam się w lustro. Oczy miałam czerwone i zapuchnięte. Tym razem makijaż nie pomagał. Wzięłam ręcznik jednorazowy i wytarłam łzy z twarzy, żeby nie rozmazać tuszu. Wrzuciłam go do kosza i zaciskając powieki przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je. Przeszłam dość szybko. Wydaje mi się, że Ania nic nie zauważyła i ominie mnie jej przepytywanie. Zajęłam swoje miejsce w ciszy. Mario na nieszczęście nie robił nic konkretnego i od razu zobaczył, że coś się stało.

-Jezus, Maria… Inga, ty płakałaś?-zapytał zasmucony.
-Ciiiszej.-wydusiłam tylko. Nie chciałam, żeby w tym momencie wszyscy się tu zlecieli
-Co się stało? To przez Marco?
-Wszystko okej.-odpowiedziałam łamiącym się głosem powstrzymując łzy pod powiekami
-Inga, siostrzyczko kochana.-westchnął Mario i podnosząc mnie z mojego fotela przeniósł na własne kolana. Położyłam głowę na jego ramieniu i przytuliłam się mocno. Mario gładził mnie ręką po plecach. Usłyszałam głos Marco pytający co się stało. Mario nic nie odpowiedział. Nie wiedziałam co do końca się dzieje dookoła mnie. Płakałam cicho w ramię mojego braciszka i zaciskałam oczy. Poczułam dłoń Marco na mojej talii.

-Inga, co się stało?-zapytał. Znowu czułam smutek w jego głosie. Zrozumiałam, że takim zachowaniem krzywdzę siebie i jego. A to jest ostatnie czego bym chciała. Postanowiłam przestać płakać.  Podniosłam głowę z barku Mario i spojrzałam na Marco przez zeszklone oczy. Jezu, jak ja go bardzo kocham.

-Już jest okej. Chwila słabości. Nie mówiłam, że będzie wam łatwo ze mną na tym wyjeździe.
-Wiemy. Dobrze, że jesteś.-uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. Zamknęłam na chwilę oczy czując jak gładzi kciukiem wierzch mojej dłoni. Tę chwilę przerwał nam głos stewardessy proszący nas o zajęcie swoich miejsc i zapięcie pasów. Uwielbiam turbulencje, uwielbiam… Westchnęłam z niezadowoleniem i zeszłam z kolan Mario puszczając dłoń blondyna. Zapięłam pasy i oparłam głowę na ramieniu Goetze.

-Mamo! Ja my nie umrzemy, prawda?-usłyszałam głosik blond lali, która siedziała na równoległych do naszych siedzeniach.
-Nie kochanie. Tatuś zapłacił jeszcze z nadwyżką za te bilety, więc my wyjdziemy cało.-odpowiedziała uspokajając córkę. Zaśmiałam się pod nosem.

-A my?-zwróciłam się do chłopaków, którzy zapewne też słyszeli tę wymianę zdań. Oboje zaśmiali się
-My nie zapłaciliśmy z nadwyżką, ale tatuś chyba zapłacił taką sumkę, że i nas uratują.-odpowiedział z uśmiechem Reus
-Ufff.




***




Jakieś półtorej godziny później wylądowaliśmy na względnie małym lotnisku wyspy. Byłam na siebie trochę zła, bo zasnęłam przed lądowaniem i nie zobaczyłam jej z lotu ptaka.  W sumie i tak bym nie zobaczyła, bo przy okienku siedział Reus… ale gdybym usiadła mu na kolana? Ahh… Pod tym względem byłam jeszcze bardziej zła.
Ucieszyłam się, kiedy miałam już ziemię pod stopami. Malezyjskie powietrze było o tej godzinie nadzwyczaj gorące. Co tu się dzieje w południe? To ja się boję wyobrażać. Podeszłam do Ani i Roberta.

-Byliście tu kiedyś?
-Tutaj jeszcze nie. Specjalnie wybraliśmy to miejsce. Jeszcze nikogo z nas tu nie było.-wyjaśnił Robert
-Wydaje mi się, że spędzimy tu wspaniały urlop. Masz jakieś przewiewne ciuchy? Średnia temperatura wynosi tu trzydzieści dwa stopnie!-uśmiechnęła się szeroko Ania. Ona lubi taki klimat.
-Na dobrą sprawę to liczyłam na ciebie i na dziewczyny. Do ostatniej chwili zastanawiałam się czy jechać. Postanowiłam na trzy godziny przed wylotem, więc nie miałam dostatecznie czasu, żeby się przygotować. Wzięłam najcieńsze rzeczy jakie mam, ale przydałoby się coś przewiewnego.
-Spokojnie, coś dla ciebie znajdziemy. Jeny! Już chcę wyjść z tego lotniska! Chcę trochę pozwiedzać, spróbować potraw regionalnych, nakupować przypraw…-przerwał jej Robert, który namiętnie wpił się jej w usta. Kiedy się w końcu od siebie odkleili Ania już nie miała nic więcej do powiedzenia.
-Tak to się załatwia.-uśmiechnął się Robert.


Wzięliśmy swoje walizki i wyszliśmy przed lotnisko, gdzie czekał już na nas autokar z napisem „The Danna Langkawi” . Jak się domyśliłam była to nazwa naszego hotelu. Podszedł do mnie elegancko ubrany mężczyzna prosząc o moją walizkę. Kątem oka zobaczyłam, że drugi podchodzi do Ewy, a ta mu podaje swój bagaż. Zostało mi uczynić to samo. W autokarze Marco, Mario, Auba i Lewy zajęli tyły. Ja z Anią usiadłyśmy razem na miejscach bliżej końca. Kiedy wszyscy już wsiedli autokar ruszył.

-Mieliśmy opcję polecieć helikopterem do naszego hotelu, ale raz trzeba by było rozdzielić nas na dwie tury, a dwa tak przynajmniej będziemy mieli postój w stolicy. O! Tam kupimy jakieś przewiewne ciuchy dla ciebie!-oznajmiła szczęśliwa Lewandowska. Chwilę później usłyszeliśmy z głośników głos naszej przewodniczki.

-Witamy serdecznie w Malezji. Nazywam się Merry Wetter i będę państwa przewodnikiem. Za dwie godziny znajdziemy się na miejscu. Przedtem planowany jest pół godzinny postój w Kuala Lumpur. Jest tam wiele sklepów, uprzedzam drogie panie, że jest tam ich tyle, że dzisiejszy postój nie wystarczy, żeby wszystkie obejść. W każdej chwili jednak możecie się państwo wybrać spod naszego hotelu helikopterem wprost do centrum miasta. Wystarczy zadzwonić na recepcję. W hotelu dostępne są trzy duże helikoptery, więc nie ma problemu z ich dostępnością. Hotel jest usytuowany na drugim końcu wyspy. Otoczenie jest bardzo spokojne, wręcz mogę powiedzieć, że hotel jest odizolowany od reszty wyspy co zapewnia większą prywatność naszym gościom. Hotel otacza las. Jest oddalony o pięć minut od plaży. Dziesięć minut drogi zajmuje dostanie się do innych kompleksów hotelowych, dwadzieścia zaś do małego centrum, gdzie jest wiele stoisk z między innymi tradycjonalnym jedzeniem, czy przyprawami. –kątem oka patrzyłam na uradowaną Lewandowską, której uśmiech nie schodził z twarzy. Sama stwierdziłam, że hotel musi być naprawdę luksusowy… i naprawdę drogi. Słuchałam jednak dalej przewodniczki. –Chwilę drogi zajmuje dojście do rezerwatu przyrody. Występuje tam wiele większych czy mniejszych wodospadów,  atrakcyjnością cieszy się ogromna grota. Oczywiście nie było by to atrakcją, gdyby nie można było do niej wejść. W środku rezerwatu znajdziecie państwo Jaskinie Batu. Na końcu parku tuż przy odizolowanym brzegu plaży znajduje się rezerwat naszych żółwi, których nie sposób tam nie dostrzec. Niecały kilometr od hotelu znajduje się miasto. Nie jest ono tak wielkie jak stolica, ale jest przystosowane dla turystów. Pod względem towarów  w sklepach jest bardzo porównywalne do Kuala. Jest tam wiele restauracji, klubów, kawiarni i dyskotek. W tym miasteczku są najlepsze herbaty zapewniam, że najlepsze jakiekolwiek państwo pili, warto spróbować. Teraz za niecałe dwadzieścia minut będziemy w stolicy. Jeśli macie państwo jakieś pytania to proszę pytać. Odnośnie posiłków powiem, kiedy będziemy się zbliżać do hotelu. Dziękuję.
-Dziękujemy.-odpowiedzieli niektórzy. My z Anią uśmiechnęłyśmy się szeroko i piszcząc radośnie przytuliłyśmy się do siebie.
-Kochana, to będą wspaniałe wakacje! Tyle do zobaczenia!-ekscytowała się przyjaciółka
-Co wy na to dziewczyny, żeby poświecić jeden dzień na spa?-odezwała się Cathy
-Za!-odpowiedziałyśmy chórem
-A my?-zapytał Łukasz
-Wy będziecie na nas czekać!-odpowiedziała mu jego żona uśmiechem



Jak powiedziała nasza przewodniczka tak zatrzymaliśmy się dwadzieścia minut później w Kuala
Lumpur. Miasto był przepełnione drapaczami chmur. Aż ciężko uwierzyć, że na takiej niepozornej wysepce mogą znajdować się takie budynki. Przez jego środek przebiegał długi, podświetlany most, który oddzielał bogatszą sferę miasta od tej biedniejszej. Miasto pod dwóch stronach mostu różniło się diametralnie. Gdybym nie wiedziała, stwierdziłabym, że to jakaś osada pod miastem. Jak się okazało w tych wioskach mieszkają rdzenni mieszkańcy-malajowie. Dużo z nich ma też własne domy w rezerwacie. Podczas rozmowy z Merry dowiedzieliśmy się, że pochodzi z Niemiec, lecz kiedy miała osiemnaście lat przyjechała tu na wakacje, zakochała się i już została. Miłość do chłopaka z czasem wygasła, ale wzmocniła się miłość do tego kraju i od jedenastu lat tu mieszka. Nie poznała wcześniej piłkarzy, ponieważ rzadko szuka jakiś newsów ze swojego kraju. Mieszkała w Kolonii, całkiem niedaleko Dortmundu. Myślała coraz częściej, żeby odwiedzić swoją rodzinę, bo zazwyczaj to oni do niej przyjeżdżali. W stolicy weszłyśmy do sklepu. Ani wpadła w oko wzorzysta, długa, jedwabna sukienka. Mała szerokie rękawy do łokcia i delikatny sznureczek do przewiązania w talii. Wzięła ją w ręce, przyłożyła ją do mnie, a nim się obejrzałam trzymała ją zapakowaną w torbę. Nie chciałam nawet patrzeć na cenę. Urodziny mam dopiero za miesiąc ale oświadczyłam Ani, że prezent na moje urodziny ma już z głowy. Brunetka teatralnie przewróciła oczami. Potem chodziłam koło Roberta i Łukasza udając focha na Anię, choć obie dobrze wiedziałyśmy, że to udawanie coraz gorzej mi wychodzi.

Kiedy obejrzeliśmy miasto wróciliśmy do naszego autokaru. Usiadłam na swoim miejscu i rzuciłam ostatnie spojrzenie na stolicę tego państwa.

-Jak ci się podoba?-usłyszałam głos Marco, który przysiadł się na chwilę
-Bardzo. Tu jest cudownie. Nie mogę się doczekać, co będzie na miejscu. Chciałabym zobaczyć tą niewielką wioskę. No i jaskinie! I nie wyjadę stąd dopóki nie będę miała żółwia na rękach.-uśmiechnęłam się szeroko, na co Marco odpowiedział tym samym. Uwielbiam ten jego uśmiech. –A tobie? Podoba ci się?
-Bardzo. Chciałbym już wskoczyć do wody. Nie dość, że będzie bardzo ciepła, to jeszcze ma piękny kolor.
-Myślisz, że będzie tu możliwa jakiegoś rejsu, czy jakaś łódeczka do wypożyczenia?
-Na pewno. Lubisz pływać?
-Tak, to bardzo relaksujące. Pływałam takimi łódkami na wycieczce w Polsce niedaleko Gdyni. Jak jestem na łodzi usuwam wszystkie myśli, nie istnieje nic poza mną, wszystko znika, złe myśli odpływają. Mogę się wyciszyć… i to kołysanie przez fale…
-Musisz mnie tak nauczyć.
-Postaram się.-uczyć Marco. Brzmi cudownie.
-Idzie Ania. Wracam do chłopaków.
-Jasne. Papa!-uśmiechnęłam się i odprowadziłam maślanym wzrokiem przystojnego piłkarza.


-O, Inga. Masz jeszcze focha?-uśmiechnęła się szeroko Anka siadając koło mnie
-Nie, skąd.
-To się bardzo dobrze składa. Kupiłyśmy dla ciebie z dziewczynami śliczne sandałki, bluzkę i takie cudowne, luźne alladynki. Spodobają ci się na bank. A i jeszcze ktoś wybrał ci śliczną chustę.
-Nie, Ania, tyle rzeczy? Nie musicie mi nic kupować…
-Ale chcemy!-uśmiechnęła się podając mi kolejną siatkę.
-Dziękuję, ale już nic nie kupujcie, okej?
-Postaramy się, ale wiesz, jak będzie coś ładnego to…
-To sama sobie coś kupię.-pokręciłam głową i przytuliłam przyjaciółkę.
-Nie zapytasz, kto wybrał chustę?
-A powiesz mi?
-Nie.-wyszczerzyła się w pełnym uśmiechu


Po czterdziestu minutach drogi dotarliśmy pod nasz hotel. Całą drogę zajęło nam podziwianie przyrody Malezji. Szczególne wrażenie na nas wywarł najwyższy szczyt Kinabalu. Merry powiedziała nam, że mierzy on ponad cztery tysiące metrów. Stwierdziłyśmy z Anią, że doskonale rozumiemy przewodniczkę, która postanowiła tu zostać. Kiedy zatrzymaliśmy przed hotelem nie wiedziałam co powiedzieć. Znajdował się tuż przy plaży. Nie dość, że cztery minuty od plaży, to jeszcze przed nią stał ogromny basen.  Z zewnątrz budynek był cudowny. Cały biały, trzypiętrowy. Balkony były po drugiej stronie skierowane na plażę i błękitny ocean. Odebraliśmy nasze walizki i ruszyliśmy ku wejściu do hotelu. Recepcja była ogromna. Podeszli do niej Marco z Lewym. Rozmawiali chwilę z recepcjonistką. My w tym czasie pożegnaliśmy się z Merry. Umówiliśmy się, że będzie pod telefonem i z chęcią nas oprowadzi po nieznanych turystom zakamarkach tego pięknego kraju. Kiedy nasza przewodniczka opuściła hotel podeszli do nas chłopacy z kluczami do pokoi. Chłopacy wzięli dla siebie dwa trzyosobowe pokoje, a dla nas, dziewczyn jest jeden czteroosobowy. Ruszyliśmy całą grupą do windy. Nasze pokoje znajdowały się blisko siebie. Jeden z nich zajęli Marco, Mario i Lewy, drugi Auba, Łukasz i Mats. Już się boję co się w tych pokojach będzie działo.

My za to weszłyśmy do swojego. Był niesamowity. Weszłyśmy do gustownie urządzonego salonu. Stała tam kanapa narożna, naprzeciw niej na komodzie stał duży telewizor. Bliżej wejścia znajdowało się wejście do przestronnej łazienki. Spokojnie można by było zrobić z niej osobny pokój. Na środku stała okrągła wanna z hydromasażem, pod ścianą stał prysznic. Dodatkowo wielkie lustro jeszcze bardziej powiększało pomieszczenie. Z salonu można było przejść do dwóch sypialni. Od razu poszłam do tej na prawo. Ze mną razem Ania. Zamurowało nas obie, kiedy spojrzałyśmy na widok z wielkiego okna. Przepiękny ocean i kilka małych wysepek na nim. W oddali można było zauważyć kilka jachtów.

-Osz kurcze...
-Raj!-uśmiechnęła się szeroko Ania.
-U was też takie cudowne widoki?-wbiegła do nas szczęśliwa Ewa –Widzę, że jeszcze zahipnotyzowane- zaśmiała się. Po chwili dołączyła do niej Cathy. Spojrzałyśmy się po sobie i zaczęłyśmy piszczeć jak szalone. Przytuliłyśmy się do siebie i zaczęłyśmy skakać w miejscu
-Dobra, dziewczyny, trzeba się rozpakować.-zarządziła Ania, kiedy w końcu przeszłyśmy z wariactwa do stanu normalności. Miałyśmy z Anią na nas dwie wielką na całą ścianę szafę przesuwaną. Łóżka były szerokości prawie dwuosobowych. Wspaniały początek mojego „nowego życia”. Kiedy ułożyłam już wszystko na półkach rzuciłam się na moje łóżko i wybrałam numer do taty. Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos.

-Inga! Już na miejscu?
-Tak! Nawet sobie nie wyobrażasz jak tu cudownie! Powysyłam ci zdjęcia jak zrobię jakieś. Właśnie leżę na moim ogromnym łóżku i nie mogę się napatrzeć na widok za oknem…
-Jacyś przystojni panowie?
-Proszę cię… Ocean!
-Aaa, ocean. Nie jest źle.
-No nie jest.-śmiałam się –A co u ciebie?
-Jestem z Emmą na spacerze w parku.
-Oooo, wyślesz mi jej zdjęcie?
-Masz jak w banku. A jak chłopaki, grzecznie się sprawują?-zapytał i dokładnie w tej samej chwili wparowała szóstka chłopaków z bezprzewodowym głośnikiem, z którego na fulla grało „Będzie, będzie zabawa, będzie się działo…” i dodatkowo słowa piosenki było wykrzykiwane przez dwóch Polaków. Reszta tańczyła nieokreślone dzikie tańce. Zaśmiałam się pod nosem.
-Nie słyszysz?-zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej, kiedy Marco z Mario zaczęli tańczyć do tej piosenki wolnego przytuleni do siebie. Zaczęłam płakać ze śmiechu
-Dobrze, że tego nie widzę. Powodzenia z nimi.-słyszałam, że sam się śmiał.
-To papa, wyślę zdjęcia.-rozłączyłam się i poszłam do naszego salonu.
Dziewczyny siedziały na oparciach kanapy i trzymały się za głowy. Poczułam pociągnięcie za rękę. Auba. Zaczął kręcić mną jakieś piruety. Na szczęście szybko uciekłam od niego i dosiadłam się do Ani. Nie mogłam przestać się śmiać z wtulonych w siebie Marco i Mario. W kącikach oczy zebrały mi się łzy ze śmiechu. Mario to zauważył i powiedział z przejęciem
-Ingunia, nie płacz, nie bądź zazdrosna.
-Ja po prostu…-udawałam płacz- Ja po prostu tak bardzo się wzruszyłam, wy tak bardzo się kochacie.
-A no wiemyy!-uśmiechnął się szeroko Goetze. –Kiedyś weźmiemy ślub, c’nie Marco?
-Obawiam się, że mógłbym uciec sprzed ołtarza.
-Cholera jasna! Wyłączcie tą piosenkę!-powiedziała głośniej Ewka. –I Łukasz, drogi mężu, przestań drzeć mordkę razem z Lewandowskim, bo zaraz nas z hotelu wywalą.
-My płacimy, my wymagamy!-odpowiedział Łukasz wypinając dumnie pierś. –Ale poważnie, weźmy zmieńmy muzykę, bo mam już dość.
Lewy wziął telefon i czegoś szukał. Uśmiechnął się szyderczo i włączył piosenkę. Z przenośnego głośniczka popłynęły pierwsze nuty melodii… Zapowiadało się nie aż tak źle, ale…
-Z dedykacją dla mojej ukochanej przyjaciółki Ingi.-powiedział niskim głosem stając na stoliku. I zaczął się koszmar…
-„Umiesz kręcić pupą i fajnie ruszasz się. Obiektem pożądania właśnie stałaś sięęę”-zaczął śpiewać na co Ania z Ewą i Łukaszem zaczęli płakać ze śmiechu. Reszta nie rozumiała zbytnio słów, ale sam śpiewający Robert na stole z własnym układem choreograficznym wyglądał przekomicznie. –„Pamiętam ciebie małą, taki mały ktoś, a teraz już kobieta i patrzy w oczy me, a ja cały drżę”-kontynuował. W jednym momencie doskoczył do niego Piszczek i robiąc z ręki mikrofon zaczęli zawodzić z Lewym refren –„Bo ty jesteś zajebista to sprawa jest oczywista, wyrosłaś na mądrą dziewczynę dla ciebie zabiję lub zginę”-śpiewając drugi raz refren porwali swoje żony do tańca a ja kuliłam się na kanapie z Cathy ze śmiechu. W końcu zakończyli swoją piosenkę.

-Widzisz Inga jak pięknie dla ciebie zaśpiewaliśmy? Samiusieńka prawda!-wyszczerzył się Lewy
-Ta, gdzie śpiewałeś, że jest twoim obiektem pożądania?-spojrzała spod byka na swojego męża Ania, a ja znowu zaczęłam się śmiać
-Nie, kochanie, że nasza Inga jest zajebista.-odpowiedział z uśmiechem
-No ba!-zaśmiałam się
-Ej, tak w ogóle przyszliśmy do was z pomysłem!-odezwał się Mats
-O! Cóż wymyśliliście?-zapytała Cathy przytulając swojego chłopaka
-Jachty. Weźmiemy dla nas na powiedzmy dwie godziny. Popływamy, dziewczyny się poopalają i w sam raz wrócimy na kolację.-wyjaśnił wysoki brunet. –Kto za?
-Wszyscy!-odpowiedziała radośnie Ania
-To co, za dwadzieścia minut pod recepcją?
-Stoi!-zgodziła się Ewa i pocałowała swojego męża. Postanowiłam podejść do Marco, który stał pod ścianą trochę na uboczu

-Niech zgadnę, twój pomysł?
-Twoja lekcja odprężania brzmi naprawdę obiecująco. Aktualna?-uśmiechnął się zniewalająco, a moje policzki stały się różowe.
-Aktualne.-odpowiedziałam wślepiając się gdzieś w podłogę. Marco natychmiast złapał mnie za brodę i skierował tak, że widziałam jego piękne oczy…i te usta…
-Tak lepiej.-uśmiechnął się blondyn
-Chodź Marco, damy się im w spokoju przebrać.-pociągnął go za rękę Auba. Kiedyś go zabiję z Goetze włącznie. Kiedy tylko chłopacy zamknęli za sobą drzwi trzy przyjaciółki podeszły do mnie z wymalowanymi uśmiechami.

-A my wiemy jaka piosenka pasuje do ciebie. Pamiętasz bajkę Herkules?-uśmiechnęła się Cathy
-Wiem która…-uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam śpiewaćOfiarę złóżcie z głupiej kozy co sama sobie winna jest. Myślałam jakoś się ułoży lecz między mity to muszę włożyć…
-Kogo chcesz czarować skoro serce masz na wierzchu. Już straciłaś głowę, dostrzegamy to bez przeszkód. Nie wstydź się to piękne poczuć nagle miętę i mieć w głowie pstro.-kontynuowały dziewczyny z uśmiechem we trójkę. No nie. Tak to się wkręca człowieka w śpiewanie.
-Co to, to nie, ani słowa a sio.
-Co z tego, każdy się dowie o, o.
-Nie powiem, że pokochałabym go.-dokończyłam z uśmiechem siadając na oparciu kanapy, a moje przyjaciółki na niej dookoła mnie. –To jakiś banał, lat przybywa, a serce coraz głupsze. Mój rozum krzyczy weź się w karby, lecz serce głuche, gdy się uprze.
-Wzbraniasz się nieszczerze, uczuć nie potrafisz wyznać. Nas tym nie nabierzesz, co dopiero zaś mężczyznę!-tym razem śpiewała sama Ania, lecz po chwili do niej reszta dołączyła –Popatrz prawdzie w oczy, on cię zauroczył, kochasz go, go, go i już!
-Co to, to nie, ani słowa, a sio.-zaśmiałam się
-Ty wiesz, on też. Kocha cię, kochasz go!
-Na pewno nie powiem, że kocham go.- pokręciłam głową ze śmiechem i ruszyłam w kierunku mojego pokoju. Dobrze wiedziałam jak kończy się ta piosenka. Dziewczyny jednak nie dawały za wygraną.
-Poczekaj, stań bez dwóch zdań kochasz go!
-Co to, to nie, ani słowa, a sio! Nie powiem, że pokochałam!
-Już dosyć hec, to nie grzech kochać go!-śpiewały szczęśliwe, a ja usiadłam w siadzie skrzyżnym na moim łóżku. Cała trójka spojrzała na mnie spod byka czekając na moje dokończenie. Pokiwałam tylko przecząco głową, a dziewczyny westchnęły z rezygnacją. Podeszłam do okna i oparłam się o szybę. Przypomniał mi się w tym momencie jego uśmiech. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Cichutko więc powiem, że kocham go…-dokończyłam piosenkę, a przyjaciółki z piskiem rzuciły się na mnie.
-No już bo mnie udusicie!-zaśmiałam się. Dziewczyny nie odpuściły i jak szalone zaczęły skakać i się cieszyć tak, że w rezultacie wszystkie poleciałyśmy na łóżko Ani.
-Kochasz go!-pisnęła Lewandowska i mnie uściskała
-Ale ani słowa… A teraz a sio, bo się muszę przebrać.-zaśmiałam się i wygoniłam uszczęśliwione przyjaciółki. Na koniec podeszła do mnie Ania, która raz jeszcze mocno mnie przytuliła.
-Wierzę w Was. I nie bój się, Marco to porządny chłopak. I mam wrażenie, że ty też nie jesteś mu obojętna.




/Marco/


Kiedy weszliśmy do pokoju Lewy pociągnął mnie za rękaw i popchnął mnie delikatnie na moje łóżko.
-O co chodzi?-spojrzałem się na Roberta i Goetzego stających nade mną patrząc z wyższością
-My głupi nie jesteśmy!-zaczął Lewy
-No ba!-przytaknął mu dumnie Goetze, na co się zaśmiałem
-Dowiem się, do czego zmierzacie?
-Jak to do czego?! Do Ingi!-wyszczerzył się Mario w głupkowatym uśmiechu
-Inga. I co w związku z nią?
-Ty, patrz, nawet jak mówi jej imię to się uśmiecha!-pokazał na mnie palcem Lewy
-Dobra, chłopaki, chciałbym się przebrać w spokoju, a nie marnować czas na waszym dziecinnym przesłuchaniu, a teraz wybaczcie zajmę łazienkę.-wyminęłam ich i wybrałem spodenki do pływania, przewiewną koszulkę i udałem się do łazienki. Przebrałem się i zacząłem poprawiać włosy za pomocą „odrobiny” żelu. Usłyszałem pukanie do drzwi.

-Tak?
-No bo tego… Czemu jesteśmy dziecinni?-usłyszałem głos Robert pod drzwiami
-Bo owijacie w bawełnę zamiast przejść do konkretów.
-To możemy zapytać o konkret?
-Czekam.-zaśmiałem się pod nosem i odłożyłem pudełko żelu. Dopinałem guziki koszuli, kiedy usłyszałem mojego przyjaciela
-Czujesz coś do Ingi?- Spojrzałem w lustro. Tak, znowu się uśmiecham. Z jednej strony tak bardzo ją kocham, nie jako przyjaciel, ale jak mężczyzna kocha kobietę. Z drugiej wiem, co przeżyła i nie chcę jeszcze bardziej komplikować jej życia. O ile dam radę dłużej się powstrzymywać. Otworzyłem drzwi i stanąłem naprzeciw Polaka.
-Tak, ale wiedz, że nie chcę jej jeszcze bardziej mieszać w życiu, więc nie musisz mi prawić morałów.
-Jak już to chciałem ci życzyć powodzenia, no ale cóż. Nie wchodź do swojego pokoju, bo się tam Goetze przebiera. Widok może porazić.
-Dzięki za uprzedzenie.-odpowiedziałem i rzuciłem się na kanapę w salonie. Włączyłem telewizor natrafiając na jakąś telenowelę brazylijską. Patrzyłem się tępo w telewizor, co wydawało się jedynym racjonalnym zajęciem. Chwilę później dosiadł się do mnie Mario.
-Fascynujące.-stwierdził patrząc na kłócącą się parę
-Prawda?-zaśmiałem się
-Nie myślałeś nigdy, że ona też coś do ciebie czuje?
-Inga?
-Nie, kurde, Maria Bernarda Dolores Chuanito. Oczywiście, że Inga.
-Nie wydaje mi się. Nie wiem. Z jednej stronie może, było by naprawdę… Eh, Mario, nie wiem.
-Nie mówiłeś przypadkiem, że ten wyjazd to twoja szansa? Skorzystaj z niej!
-Masz rację.
-Tylko powtarzam twoje słowa.
-Mam rację!-zaśmiałem się i objąłem przyjaciela. –Dzięki Mario.
-Nie ma za co. Trzeba pogonić Lewego, bo z tej łazienki za Chiny nie wyjdzie.




musiałam je wstawić..ale wydaje mi się,
że się za nie nie obrazicie:))
Dwadzieścia minut później wyruszyliśmy sporym jachtem spod przystani na głębszy ocean. Chłopaki z tyłu włączyli muzykę i dorwali się do jedzenia. Ja nie mogłem znaleźć nigdzie Ingi. W końcu dotarłem na dziób. Siedziała tam ubrana w śliczną białą sukienkę i kapelusz tego samego koloru. Postanowiłem usiąść koło niej.
-Hej.-powiedziałem w końcu, kiedy nic nie odpowiadała. Podskoczyła przestraszona
-Jeny, nie usłyszałam cię. Przepraszam.
-Twoje magiczne odstresowanie się?
-Tak.-uśmiechnęła się.- A więc mam cię nauczyć.
-Yhym.-pokiwałem głową wpatrując się w piękną dziewczynę.
-To na początku zamknij oczy.
-Okej.-wykonałem jej polecenie, aczkolwiek dość niechętnie. Wolałbym dalej na nią patrzeć.
-Oprzyj się i postaraj się o niczym nie myśleć.- tak też zrobiłem. Jednak nie potrafiłem. Po głowie cały czas chodziła ona. Mimowolnie położyłem głowę na jej ramieniu.
-Jesteś słabym uczniem.-zaśmiała się.
-Cóż. Czekam na naganę.
-Sam tego chciałeś. Jako naganę idę sobie popływać, bo chyba tu jest dość płytko, że się nie utopię.-oznajmiła z uśmiechem i podniosła się z miejsca.
-Nieee.-jęknąłem i spojrzałam się na nią błagalnie
-Tak mi przykro. Możesz poćwiczyć spokój. Powodzenia-uśmiechnęła się. –Lewy, idziemy pływać?-krzyknęła na drugi koniec jachtu
-Pewnie. Jeszcze Dziewczyny i Mats idą.
-Nie utopię się?
-Nie powinnaś, tutaj jest płycej mimo, że jesteśmy dużo od plaży.
-A to okej.-uśmiechnęła się i… zdjęła kapelusz, zaraz potem zsunęła sukienkę z ramion. Słyszałem jak ktoś obok przechodził, ale nie zaprzątałem się tym teraz. Dziewczyna ściągnęła sukienkę i położyła koło siebie. Związała włosy w kucyk Odwróciła się bokiem tak, że mogłem podziwiać jej ciało. Jej kształtne piersi idealnie uwydatniał kolorowy stanik, pośladki… Wysportowany brzuch, smukłe nogi… O matko. Nie spoglądając w moją stronę wskoczyła zgrabnie do wody, a kawałek dalej usłyszałem kolejne pluski po skokach reszty.

-Łap!-usłyszałem głos Mario, który rzucił mi…koc? Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-Po co mi koc? Nie wystarczająco gorąco jest?
-Widzę, że Inga według ciebie wygląda bardzo gorąco, ale nie wydaje mi się, że chcesz paradować z namiotem ze spodenek.-zaśmiał się. Odpowiedziałem tym samym lekko się przykrywając się materiałem.
-No, nieźle cię na nią wzięło.-zaśmiał się mój przyjaciel
-Kocham ją. …Widziałeś ją?
-Rzuciłem spojrzenie. Ma to i owo.
-Mario-pogroziłem mu palcem-Ona jest moja i bardzo proszę tutaj takich zwrotów nie używać.
-Jest?
-Będzie.-stwierdziłem z przekąsem.
-No to sobie mogę ją jeszcze po podrywać.
-Nie waż się!-zaśmiałem się
-Bo co, podejdziesz i nam przeszkodzisz?-zaczął śmiać się na całe gardło, a ja dołączyłem do niego.
-Reus zakochany. Tego jeszcze nie grali.-pokręcił głową
-Gdyby tylko z wzajemnością…
-Co w tym trudnego. Podejdź do niej teraz i powiedz: Mała, zobacz, podobasz mi się!-parsknął ponownie śmiechem
-Z kim ja się zadaję…-westchnąłem spoglądając na przyjaciela i ponownie się histerycznie roześmialiśmy.






~~~

Kto nie zasnął-komentuje!:)))
Początek listopada, na dworze zimno, a ja tu was szczuję wakacjami...Ale pomyślmy sobie, że jeszcze 8 miesięcy i też sobie pojedziemy na Borneo...z Reusem:D Pomyśleć zawsze można, prawda? Ja właśnie wstawiam wam tą część i lecę piec sobie na jutro tort...Bo kto mi go zrobi jak nie ja sama? :D Wiem, że spora część z Was czekała na jakieś "wow" w tej części..mogę Wam powiedzieć napisać, że pewne "wow" dopiero będzie, aczkolwiek nie zdradzam, czy pozytywne, czy negatywne..Taka będę!:))
Zapłata golami za zeszłotygodniowy rozdział-jestem zadowolona:) ...ale niestety Marco złapał kontuzję na 2 tygodnie...taki mi prezent na urodziny zrobił :<  (foch)
Ale cóż zrobisz..Oby jak najszybciej doszedł do siebie i grał!:)
Także kochane za tydzień 33!:)
Buziaki:**

23 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. O maj gad co tu się dzieje! Wszystkiego najlepszego stara dupo tak w ogole, chce ci powiedziec, że twój blog jest jedynym jakim czytam od mojej przerwy z bloggerem od sierpnia aż do teraz <3 Nadrobilam go i teraz nie mogę się juz doczekać, nie ma szans żeby rozdział był szybciej? <3 Marco jaka wtopa hahahahahah

      Usuń
  2. Pierwsza !
    Jejku, no nareszcie się doczekałam tego wspaniałego 32 rozdziału. Totalnie się rozpłynęłam dziewczyno ! Ty mi mówisz, że mam talent, serio ? Jesteś milion razy lepsza ode mnie !! Poszłam za Twoją radą i przeczytałam Twój rozdział pijąc kakao i jedząc czekoladowe ciasteczka <3 No dobra to może napisze coś o rozdziale ? Hmm ... wspaniały, cudowny, niesamowity, boski, najlepszy. Absolutnie się zakochałam. Też bym wybrała Marco na plaży, a nie prace magisterską. Nie oszukujmy się ! Mario taki dobry przyjaciel, a Marco taki cudowny facet do kochania w sam raz. Miałam nadzieje, że będzie dłuższe. Dłuższe ! Wymagająca jestem xd hahaha. Coś czuje, że te ich wakacje będą lepsze niż myślałam przed przeczytaniem tego rozdziału. To jest szansa Marco. Zdecydowanie. Gdyby nie Mario to Inga sama by zobaczyła, że podoba się Marco. Hahaha ! Sorka, nie mogłam się powstrzymać. Sama chciałabym spędzić wakacje w ich towarzystwie, tak bardzo bardzo <3 dobra już nie zanudzam. Po prostu czekam na następny ! Buziaki :*
    ps. wybacz mi jak są jakieś błędy !
    ps.2. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ! ZDROWIA, SZCZĘŚCIA, MARCO I WSZYSTKIEGO CZEGO BĘDZIESZ SOBIE ŻYCZYŁA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * druga ! :D hahahaha. Spóźniłam się o minutkę, może nawet nie całą. Ehh.

      Usuń
  3. Rozdział jak zawsze super, o jak mi się marzą takie wakacje w takim towarzystwie czekam z niecierpliwością na kolejny, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. ZAJEBISTY!!😍❤👌 Marco i Inga czekam na was razem !! Jacy oni są słodcy 😍 I ta reakcja Marco na jej widok na lotnisku i w stroju kąpielowym 😊 Czekam na nexta 😆

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezus zakochałam się uduszę cię myślałem że już coś się wydarzy ciekawego już się nie mogę doczekać aż będą razem *o*
    Dlaczego ty nam to robisz ? I znowu kolejny tydzień z upragnieniem będziemy czekać na następny i aż w końcu coś się wydarzy *__*
    A może tak bardzo nas kochasz i dasz nam jakis prezent w środku tygodnia(taki bonus) na poprawę humoru <3
    Wszystkiego najlepszego,spełnienia marzeń (szczególnie tych wakacji z Reusem hahah <3 *o*) no i ogólnie jeszcze czego tam sobie życzysz ;**
    Z niecierpliwością czekam na następny i pozdrawiam Aga <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Reakcja Marco- pierwszorzędna! ;D
    Wiele, wiele humoru! To szczególnie mi się u Ciebie podoba, gdyż nigdy nas nie zawodzisz. ;*
    Dziękuję! ;*
    Można się u Ciebie odprężyć, a to ważne. :))
    Wybacz mi ten krótki i nieskładny komentarz, ale czas mnie nieco nagli. ;c
    Wiedz jednak, że byłam, przeczytałam i jestem zachwycona! ;D
    Buźka. ;**
    Zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham takie długie rozdziały *.* pozdrawiam Pszczółka Emma

    OdpowiedzUsuń
  8. Wpadłam w sumie przez przypadek, ale wiesz co? Nie mam zamiaru "wypadać". ;D Totalnie mnie kupiłaś tym rozdziałem i już wiem, co będę robić przez kilka najbliższych dni - nadrabiać całe Twoje opowiadanie. CUDO! <3 A w wolnej chwili zapraszam do siebie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No i pojechała! A raczej pojechali:D Wakacje zapowiadają się bardzo ciekawe, mam nadzieję że wkońcu Reus wyzna miłość Inguni:D Cudowny rozdział:D Pozdrawiam i ściskam:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny nie mogę się doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  11. Niedawno wbiłam na tego bloga (ktoś mi przesłał) i to chyba najlepszy blog jaki czytałam! Genialny, czekam na następny z niecierpliwością ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie zasnęłam! Wręcz przeciwnie! Zaczytałam się, że chcę po prostu jeszcze więcej!
    Kurczę, nie sądziłam, że tak się wczytam!
    Fantastyczny rozdział! Inga i Marco są tacy kochani i zakochani haha :D
    Ciekawa jestem, czy rzeczywiście Marco zdziała coś.. Może ją gdzieś zaprosi :33 Rozmarzyłam się :) :)
    Czekam kochana na następny przyjmij ode mnie jeszcze spóźnione życzenia!
    Wszystkiego co najlepsze, wyjazdu do Dortmundu i spotkanie Reusa ♥
    Buziaki i zapraszam do siebie w wolnej chwili na nowy rozdział :*
    http://love-is-a-polaroid.blogspot.com/2015/11/rozdzia-7.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Genialny nigdy nie czytałam lepszego ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Wpadłam tutaj dopiero teraz, ale kurde, DZIEWCZYN TEN ROZDZIAŁ TO MISTRZOSTWO ŚWIATA!! :D
    Podoba mi się absolutnie wszystko! :)
    Inga jednak zdecydowała się na wycieczkę. To słodkie, że Marco tak się ucieszył. ;) W ogóle fajna niespodzianka z jej strony. ;)
    Borneo? Ja też chcę! ^^
    Ta laseczka w samolocie podziałała mi tak samo na nerwy jak i Indze... Przecież osoby pokroju tej blondi powinny mieć zakaz opuszczania domu! Ona może stanowić zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i dla innych. -.- A na dodatek wiemy po kim odziedziczyła inteligencję.. Jaka matka - taka córka. :/
    Kiedy Inga dzwoniła do papy Kloppo i on powiedział, że jest z Emmą w parku na pierwszą myśl przyszła mi pszczółka Emma. :'D
    A polskie chłopaczki?! Normalnie... te ich śpiewy przypomniały mi o tym meczu z Irlandią. ♥ "Będzie, będzie zabawa.." :'D Wybrałaś takie piosenki, że szczerzyłam się do siebie jak głupia. xD
    A na koniec zostawiłaś najlepsze. :P A te spodenki nie pomyliły Ci się? xd Mario rzucić Maro kocem? A nie na odwrót? :P Chyba wiesz o czym mówię. :P Nie no oczywiście, żarcik. xD Ale sama rezkcja to znak, że Inga bardzo pociąga gracza z numerem 11. ^^
    Ale tak do rzeczy. ;)
    Marco przyznał się przyjaciołom i to już jest duuuży plus!
    Inga przyznała się przyjaciółką i to jest duuuży plus!
    Są na wakacjach i to jest duuuży plus!
    Będą mieli duuużo czasu dla siebie i to jest duuuży plus!
    No, jak po tych wakacjach nie będą razem, to tracę wiarę w ludzi! :D
    Czekam na kolejny! Na pewno jest tak samo niesamowity jak ten! ♥
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Przepraszam, przepraszam, tak bardzo przepraszam. :'( ale przez szkołę nie mam czasu komentować. :(( postaram się poprawić ;)) rozdział rewelacyjny, wspaniały, no po prostu cudowny!!! *.* <3 jeju no uśmiech nie schodzi mi z twarzy :D życzę dużo weny i pozdrawiam!! :* ♥♥♥
    SG
    P.S. Zapraszam w wolnej chwili do mnie. ;))

    OdpowiedzUsuń
  16. Ehh, za chwilę następna sobota i następny rozdział, a ja dopiero ten przeczytałam... :p No cóż, od jakiegoś czasu to normalna norma ;p
    Ja to bym wolała, gdyby polecieli do 'Majami', bo kocham Majami i mogłabym tam zamieszkać, gdyby tylko ktoś mnie tam dostarczył. Hmm, może kiedyś :p No ale Borneo też całkiem nieźle :D
    Wyobrażałam sobie tą sytuację, kiedy Mario z Lewym oglądali Kardashianki w gazecie, Robert i Łukasz śpiewali polskie piosenki, a blond lala wpada na Reusa i do teraz się śmieję. Na deser ten biedny Marco zachwycony Ingą w stroju kąpielowym + riposta Götze, no to już w ogóle pozamiatałaś :p Te wakacje zapowiadają się ciekawie, u nas przyjdą dopiero w przyszłym roku, ale przecież niedługo Gwiazdka, a to prawie jak wakacje :D
    No cóż, postaram się wpaść w weekend (to byłby szok :D), a tymczasem życzę dużo dużo weny! Buziaki ♡

    OdpowiedzUsuń
  17. Melduję się! Również z poślizgiem, także... jesteśmy kwita :D
    Rozdział... Jezu, chyba brakuje mi epitetów. Genialny, cudowny... no nie wiem, co jeszcze może pasować ^^ Nie dość, że długi, bo jednak grubość ma sporą, to jeszcze intrygujący każdym akapitem. Kochana, czapki w głów po raz kolejny. Nie masz przypadkiem trochę talentu na zbyciu? :D
    Borneo... wiesz co, ty serca nie masz. Tutaj szaro i paskudnie za oknem, a ty o Borneo xD No, w końcu Inga i Marco do wszystkiego się przyznali. Najwyższa pora! Ale miło się na nich patrzy, naprawdę. Miód, cud i maliny :D Haha, trzeba przyznać, że dobór piosenek to po prostu... idealny. Kurczę, aż wyobraźnia mi się zbytnio uruchomiła ^^
    Czekam na kolejne cudeńko!
    Buziaki :**
    PS. U mnie świeżutka dziewiętnastka. Wpadniesz? :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Przyznaję się szczerze - zapomniałam skomentować, ale już nadrabiam.
    Rozdział wspaniały. Jak ja zazdroszczę im takich wakacji! Słońce, upał, plaża, woda. U mnie w domu strasznie zimno. Ile bym dała żeby polecieć na takie Borneo...oczywiście najlepiej z Reusem :D
    Mam nadzieję, że Marco weźmie sprawy w swoje ręce i w końcu będzie z Ingą.
    No i jeszcze jedno - życzenia (przepraszam, że tak późno). Zdrowia, szczęścia, dużo, dużo weny, wakacji z Reusem i wszystkiego czego sobie zapragniesz :)
    Pozdrawiam,
    Mańka

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetny rozdział. Bardzo się cieszę, że Inga pojechała z nimi :) Mam nadzieję, że Marco i Inga będą razem. Może jakiś romantyczny spacer, plaża :) Czekam na następny ;)
    Ps. Na pierwszy rzut oka ten rozdział wydawał mi się strasznie długi, ale jak zaczęłam czytać to nawet nie zauważyłam, że to już koniec. A ten rozdział był naprawdę ŚWIETNY!!!!

    OdpowiedzUsuń