/Inga/
Wczorajszy dzień był niesamowity. Pływanie w błękitnych
wodach oceanu. Na szczęście miałam dno pod nogami. Lewy z Anią odpłynęli na
większe głębokości, ja jednak nie odważyłam się, już kilka razy zaczynałam się
topić, kiedy nie czułam nic pod stopami więc wolałam nie ryzykować. Dłuższy czas później przyłączyli się do nas
Mario i Marco. Spoglądali na siebie śmiejąc się i zaczęli ochlapywać się wodą.
Czułam moje piekące policzki widząc Reusa w samych spodenkach. Podpłynęła do
mnie wtedy Cathy śmiejąc się z mojego maślanego spojrzenia.
***
-Ziemia do Ingi!!!-usłyszałam głos Ani
-Jestem, jestem! Odpłynęłam na chwilę.-uśmiechnęłam się do
przyjaciółki leżącej na łóżku obok
-Każdy by odpłynął. Ten masaż jest niebiański.-uśmiechnęła
się pani Piszczek
-Mi się Ewuniu wydaje, że nasza Inga nie przez masaż
odleciała.-zachichotała Cat, a po chwili wtórowała jej pozostała dwójka.
Dzisiaj był ten cudowny dzień, gdzie po wspaniałym śniadanku
poszłyśmy z dziewczynami do spa. Wzięłyśmy tylko masaż, bo nie chciałyśmy
zostawiać chłopaków na cały dzień. Martwiłyśmy się po prostu, czy przypadkiem
nie puszczą hotelu z dymem.
-Swoją drogą, nasz wczorajszy musical wyszedł nam
idealnie!-śmiała się Lewandowska
-No bardzo śmieszne.-skwitowałam ponownie wkładając twarz w
ten beznadziejny otwór w łóżku do masażu
-Swoją drogą nasz Herkules nieźle wczoraj wyglądał, prawda,
Meg?
-Jaka znowu Meg?-zmarszczyłam czoło
-No wiesz, Megara, dziewczyna Herkulesa.
-No tak. Do Megary mi daleko, a zwłaszcza Reusowi do
Herculesa.
-Oj daj spokój! Chyba nie chcesz nam wmówić, że nie
widziałaś wczoraj tych jego mięśni!
-Coś tam może…
-Dziewczyny, dajcie już spokój. Inga i tak już nie raz widziała
jego klatę.-obroniła mnie w jakże cudowny sposób Lewandowska
-Coooo?-poderwała głowę dziewczyna Hummelsa.
-Długo by tłumaczyć. Koniec tematu dziewczynki.-zagryzłam
wargę i przymknęłam oczy przypominając sobie wczorajszy widok Marco. Wpadłam,
cholera jasna. Kocham go, kocham go, kocham go. Cholera jasna, kocham go!
Po skończonym masażu wróciłyśmy do naszego pokoju. Wzięłam z
szafy błękitną, zwiewną sukienkę przewiązywaną brązowym paseczkiem. Do tego
idealnie pasujące sandałki, które kupiła mi Ania. Spięłam włosy w koczka i
pomalowałam rzęsy. Wzięłam małą torebkę z telefonem i chusteczkami.
-Wychodzisz?-zdziwiła się Ania, która siedziała przytulona
do Roberta w salonie.
-Tak, będę za jakiś czas. Jak coś się będzie działo to mam
telefon.
-Spacerek z Reusem?-zapytał Robert
-Spacerek w samotności.-posłałam mu uśmiech –Pa!
–krzyknęłam, kiedy zamykałam drzwi.
Wyszłam z hotelu i skierowałam się na plażę. Szłam deptakiem
i patrzyłam na przepiękne morze. Znalazłam bardziej odosobnione miejsce.
Zdjęłam buty i stanęłam na cieplutkim piasku. Usiadłam na jednym z dużych
kamieni i spojrzałam na błękitne niebo.
-Widzisz babciu? Widzisz co się ze mną dzieje? Sama tego nie
rozumiem… Nie rozumiem siebie, nie rozumiem mojego serca. Czy to jest miłość?
Czy to jest właśnie to o czym pisałaś? Gubię się sama w sobie, nie wiem czego
chcę. Z jednej strony się boję, a z drugiej… Z drugiej czuję coś do niego… I to
tak silne, że nie daje mi spokoju. Mogę się przed nim wygłupić mówiąc, że go
kocham, z drugiej strony czy ja jestem gotowa na związek? Mogłabyś coś
podpowiedzieć…-westchnęłam i zeskoczyłam z kamienia.
Wróciłam na promenadę i
skręciłam w jakąś drogę. Na dobrą sprawę, to szłam za wycieczką z Chin. Szłam
spory kawałek dalej, żeby przynajmniej nie słyszeć ich dziwnego języka. Nic do
nich nie mam, aczkolwiek na dłuższą metę słuchania ich języka można oszaleć.
Byłam na jednej lekcji z koła zainteresowań… Temat chin po czterdziestu pięciu
minutach wybiłam sobie z głowy.
Po jakimś czasie drogi trafiłam do niewielkiej wioski. Nie
było tu nic, co dawało by oznaki jakiejkolwiek cywilizacji. Uśmiechnęłam się na
widok beztrosko biegających dzieci ubranych w chusty. Kobiety siedziały na
gankach swoich chatek i coś wyszywały. Uśmiechnęłam się do jednej z nich.
Odpowiedziała mi tym samym. Wszystkie były bardzo do siebie podobne. Ten sam
kolor skóry, takie same oczy, włosy… Ale dzieci.. Przesłodkie. I te loczki.
Poszłam przed siebie. Trafiłam chyba na jakiś targ. Turyści wręcz oblegali
stoiska z tkaninami. Mnie za to szalenie spodobały się gliniane wazony z
niesamowitymi malowidłami. Niby takie pierwotne, z drugiej fikuśne i awangardowe.
Zupełne pomieszanie styli…ale piękne. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą
portfela. Będę musiała koniecznie kupić jeden z nich. Tylko…jak ja go
przetransportuje? Przecież może się zbić. Szłam dalej piaszczystą ulicą, kiedy
poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Trochę przestraszona odwróciłam się. Za mną
stała starsza kobieta. Miała wiele zmarszczek, ale dodawały jej uroku. I ten
ciepły uśmiech. W jednej chwili przypomniałam sobie o babci.
-A więc to ty…-dostrzegłam błysk w jej oku.
-Musiała mnie pani z kimś pomylić.-powiedziałam z uśmiechem
-Nie, nie. Proszę, dla ciebie.-wzięła moją dłoń i położyła w
niej małą figurkę słonia
-Dziękuję, jest piękna, ale niestety nie mam ze sobą
pieniędzy. Zapomniałam zabrać portfela.
-Nie chcę żadnych pieniędzy złotko. Jest twój.
Powodzenia.-odpowiedziała zaciskając moją rękę i odeszła w swoim kierunku.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji. Powodzenia? Co to miało
znaczyć?
-Dziękuję!-krzyknęłam za nią i spojrzałam na figurkę. Była
niewielka, za to śliczna. Ozdobiona koralikami i trójkątnymi lustereczkami.
Uśmiechnęłam się i włożyłam go do torebki. Postawię go sobie w pokoju.
Postanowiłam jeszcze raz przejść się między straganami. Wazon… Muszę go mieć,
nawet, jeśli dowiozę go do Niemiec w kawałeczkach. Przyjdę po niego jutro, nie
ma innej opcji. Zauważyłam, że moja grupka chińczyków zbiera się do powrotu.
Cóż mi pozostało jak nie wracać z nimi. Kiepsko bym sobie sama poradziła.
Ostatnio moja orientacja w terenie coś szwankuje.
Kiedy zaczęłam już rozpoznawać teren wyprzedziłam grupkę
turystów i zdecydowałam się jeszcze przejść. W pobliżu znalazłam ławeczkę.
Usiadłam na niej i wyjęłam z torebki słonika, żeby dokładniej mu się przyjrzeć.
Zaciekawił mnie czubek trąby, który na końcu był delikatnie zawinięty.
-Hej! Ty jesteś Cathy? Jak tam pierwsze wrażenia z
wakacji?-usłyszałam znajomy głos. Podniosłam głowę, a moim oczom ukazała się
Merry.
-Inga. –poprawiłam uśmiechając się-Przepięknie tu. Wszyscy
jesteśmy zachwyceni. Hotel, i te widoki, morze… Raj.-zaśmiałam się
-Cieszę się. Co tu robisz sama?
-Po prostu chciałam się przejść, przemyśleć kilka spraw.
Byłam w tej wiosce niedaleko stąd. Ma swój urok.
-Trzeba przyznać. Trochę taka inna epoka, ja bym tak nie
dała rady. A co to?-wskazała palcem na słonika, którego chciałam schować do
torebki.
-A… Dostałam od jakieś staruszki. Życzyła mi
powodzenia.-zaśmiałam się.
-Taka siwa ze zmarszczkami i tatuażem na dłoni?-dopytywała
się
-Nie zauważyłam tatuażu, ale zmarszczek miała mnóstwo. Chyba
była bardzo stara.
-To jest taka… Hmm… Jak by tu najprościej. Szamanka?
Wyrocznia! O! Taka wiesz, niby wróżbitka. Jest legenda z nią związana, nie
pamiętam dokładnie, ale coś tam było w niej, że… No wiesz, że zapomniałam?
Dawno to od kogoś słyszałam. W każdymś razie coś tam z prawdziwą miłością i, że
nikt nie wie ile tak naprawdę ma lat, nikt z obecnie żyjących ludzi nie
pamięta, żeby kiedyś była młoda. Takie tam wiesz, brednie. Każdy region ma
jakieś swoje legendy. A ile w nich prawdy? Odpowiedz sobie sama.
-Zero.-zaśmiałam się –Co nie zmienia faktu, że słonik
ładniutki!
-Zgadzam się. Zagadałam się! Muszę lecieć! Czas nagli. Kolejna
wycieczka! Miłego dnia, bawcie się dobrze!
-Dzięki, wzajemnie!-pomachałam do odchodzącej przewodniczki.
Prawdziwa miłość. No cóż. A „prawdziwy” Smok Wawelski nadal zieje ogniem.
Wstałam i ruszyłam w kierunku plaży. Kiedy doszłam do niej
postanowiłam przejść się na krótki spacer brzegiem morza. Próbowałam poskładać
moje rozszalałe myśli… Tylko od czego tu zacząć? Mam. Od zdjęć dla taty.
Wzięłam telefon i zaczęłam fotografować morze, plażę, sklepiki kończąc na
naszym hotelu. Wysłałam wszystkie zdjęcia tacie napominając o mojej sklerozie. Kilka
minut później otrzymałam odpowiedź z obiecanym wczoraj zdjęciem psa-Emmy oraz
wiadomość „Skleroza chyba jest
dziedziczna…:) ”. Uśmiechnęłam się i
postanowiłam ruszyć na teren hotelu. Tuż przed nim spotkałam Cathy.
-Hej kochana! Już jesteś!-ucieszyła się niebieskooka –Gdzie byłaś?
-W wiosce! Tutaj niedaleko. Nie uwierzysz…-zaczęłam
-Chodź sobie zanurzymy stopy w basenie i mi opowiesz.-przerwała
mi i jak powiedziała tak zrobiłyśmy. Opowiedziałam jej o miłym spacerze i o
wspaniałym wazonie, którego nie mogłam jakoś wyrzucić z głowy.
-Też tak kiedyś miałam. Tylko z sukienką. Rety! Co to
było!-śmiała się
-Oj tak… A co dzisiaj robimy?
-No właśnie większość chciała się wybrać wieczorem do
jakiegoś klubu, ale zastanawiają się co ty na to…
-Cathy, przecież wy możecie iść się bawić. Mówiłam wam
przecież.
-No niby tak, ale nie chcemy cię zostawiać samej… Dobra,
pogadamy potem. Teraz się uśmiechnij pięknie. Super przystojniak na
dziewiątej.-puściła mi oczko, a ja nic nie rozumiejąc zaczęłam się rozglądać.
W końcu zobaczyłam. Wychodzącego z basenu Reusa. Ludzie święci… Usłyszałam chichot przyjaciółki.
W końcu zobaczyłam. Wychodzącego z basenu Reusa. Ludzie święci… Usłyszałam chichot przyjaciółki.
-Nie rozumiem dlaczego wy jeszcze nie jesteście razem.
-Po prostu nie jestem gotowa na związki. Marco jest tylko
moim przyjacielem.
-Co nie zmienia faktu, że możesz się popatrzeć na jego
klatę.
-Tak, na jego boską klatę…-zaśmiałam się i zatopiłam wzrok w
przystojnym blondynie. Nim zauważyłam usłyszałam jego głos tuż koło nas.
-O czym panie tak rozmawiają?-uśmiechnął się nieziemsko i usiadł koło mnie.
-O boskiej…-zaczęłam nie kontrolując tego co mówię. Cathy
dostała nagłego napadu śmiechu. –O boskim wazonie.-wyjaśniłam śmiejąc się pod
nosem.
-Byłaś w mieście?
-Nie, w tej malutkiej wiosce. Jest tam pełno straganików. Tamtejsi
ludzie sami je robią. Był tam cudowny, ceramiczny wazon. Ręcznie malowany. –opowiadałam,
a on cały czas się na mnie intensywnie wpatrywał. Naprzeciwko mnie. Bez
koszulki…Ludzie! –Marco? Kontaktujesz?
-Ymm, tak! Tak! Pewnie.-uśmiechnął się niepewnie- Wazon.
-Coś ostatnio się zamyślasz.
-Przepraszam… Mam pewne…powiedzmy, że pewnego sensu
problemy. Pójdę już, nie będę wam przeszkadzać. –poderwał się z kafelek i
zaczął iść w kierunku hotelu. Po prostu musiałam pójść za nim. Wstałam szybko, podbiegłam do niego i
położyłam rękę na jego barku.
-Marco, wszystko dobrze?-zapytałam. Odwrócił się wolno i spojrzał smutno prosto w moje oczy. Nawet nie miał pojęcia jak ja się czułam przy takim jego spojrzeniu. Po prostu zawsze gdy tak patrzy zbiera mi się na łzy. Mam ochotę go przytulić i pocałować i…sprawić, by był szczęśliwy.
-Nie, Inga, nie przejmuj się. Masz własne problemy.
-Marco, możesz mi zaufać, wygadać się, jestem przecież
prawie psychologiem. No i twoją przyjaciółką.
-No właśnie.-westchnął i przeczesał włosy.
-O co…
-Przepraszam, pójdę już.
-Marco.-chciałam go przytulić ale on skutecznie mnie wyminął
i ruszył ku wejściu do hotelu. Wzięłam głęboki oddech i sama skierowałam się do
mojego pokoju. Po chwili dogoniła mnie Cat.
-Co się stało? Pokłóciliście się?-zapytała mnie w progu holu, gdzie się zatrzymałyśmy
-Ma jakieś swoje jak to Mario określił „te dni”. Wkurza.
Chodzi nieswój, ma jakieś problemy…Ja rozumiem, że może nie chce o nich ze mną
porozmawiać, może nie ma do mnie zaufania, może mnie nie lubi, może uważa, że
rozsieję zaraz wszystkie jego sekrety do Bilda. A czasami po prostu tak na mnie
spojrzy jakby miał się na mnie rzucić, jakby uważał mnie za pierwszą lepszą
laskę, którą mógłby zaciągnąć do łóżka!-skończyłam, kiedy zaczęły zbierać mi
się łzy w oczach. Nie zauważyłam jednak niestety, kto stoi w okolicy.
-Czy naprawdę uważasz, że tak o tobie myślę?-szepnął prawie
niesłyszalnie i poszedł ze spuszczoną głową do wind. Spojrzałam zeszklonymi
oczami na Cathy.
-Kochanie, nie płacz tylko.-powiedziała i mocno mnie
przytuliła
-Pójdę już do pokoju.-powiedziałam, kiedy zauważyłam
zbliżającego się do nas Matsa.
-Zostanę z tobą jeśli…
-Nie, bawcie się dobrze. Pa.-odpowiedziałam i ruszyłam
schodami na górę mając pewność, że nie spotkamy się na korytarzu.
Leżałam na łóżku przytulona do poduszki i nie wiedziałam co zrobić. W końcu zebrałam się i postanowiłam zadzwonić do Kuby, który jak mi się wydawało znał wszystkie odpowiedzi na moje pytania. Po kilku sygnałach usłyszałam głos Błaszczykowskiego.
-Inga! Jak tam
wakacje?
-Cudownie tu. Kubuś, masz chwilę, nie przeszkadzam?
-Nie, skąd! Mów.
-Potrzebuję porady i męskiej perspektywy.
-Służę pomocą.
-No to pytanie
pierwsze. Czy faceci, kiedy mają gorsze dni zachowują się jakby mieli
menopauzę?-zapytałam, a po drugiej stronie usłyszałam wybuch śmiechu Polaka.
–Kuba, ja poważnie…
-Postaram się poważnie
odpowiedzieć…-mówił próbując powstrzymać śmiech – Cóż rozumiesz pojęcie menopauza?
-Gorszy dzień, wścieklizna, lepiej nie podchodź, a jak
podejdziesz to cię wyminę.
-Foch?
-Foch połączony z
jakimś załamaniem, słabością, problem, nienawiść do całego świata.
-I pytasz mnie o
poradę?
-Tak.
-To nie ja studiuję
psychologię. Nie wymienię ci tu nazwy choroby.
-To nie choroba. Coś go gnębi.
-A, czyli jest już
jakiś „on”. Niech zgadnę, jego imię zaczyna się na M, kończy na O i nie jest to
przygłupi Goetze.
-Bingo.-zaśmiałam
się ponuro.
-Rozmawiałaś z nim?
-Próbowałam, próba zakończona porażką i moim bezsensownym
napadem histerii, którą usłyszał i jest jeszcze gorzej. Pewnie mnie nienawidzi.
-Marco nienawidzi?
Ciebie? W życiu! Ciebie nie da się nienawidzić.
-A powiesz mi chociaż na czym polega zakochanie?-zapytałam i
usłyszałam głos krztuszącego się przyjaciela. –Kuba?
-Zasada numer
dwa-nigdy niczego nie pij podczas rozmowy z Ingą.
-Zapamiętaj ją i powiedz mi coś mądrego jak zawsze masz to w
stylu.
-Co ja mam ci
powiedzieć? Mam ci wywróżyć, czy zakochałaś się w Marco czy nie?
-I czy jestem gotowa na związek.-dokończyłam
-Przepraszam cię
kochana, ale w tej sytuacji nie pomogę. To zależy od ciebie.
-Po prostu…Ja się chyba zakochałam… I to bardzo. Tylko
raczej bez wzajemności. I powiedziałam coś czego nie powinnam mówić, a tym
bardziej coś, czego on nie miał usłyszeć. Po prostu się zapędziłam, chlapnęłam
coś niepotrzebnie i teraz strasznie tego żałuję. Chciałbym go za to przeprosić,
ale on nie chce ze mną rozmawiać.
-Daj mu chwilę na
ochłonięcie i porozmawiaj z nim. Jeśli będziesz gotowa teraz, czy za jakiś czas
wyznać swoje uczucia zrób to. Marco na pewno cię nie zje, a tym bardziej nie
odrzuci przez to waszej przyjaźni.
-Dlaczego ty jesteś taki mądry?-zaśmiałam się do słuchawki
-Życiowe doświadczenie.-odparł
dumnie –Inga dasz radę. Nie takie rzeczy
przeszłaś, żeby się rozczulać nad rozmową z Reusem, która pójdzie wam jak po
maśle.
-On mi nie wybaczy…
-Długo gniewać się
nie umie.
-Kuba, ja go po prostu bardzo zraniłam… Nie chciałam tego,
ale tak się stało.
-Jest silny. Da radę.
A tobie mam powtarzać jeszcze długo żebyś z nim porozmawiała, czy mi już
przytakniesz?
-Porozmawiam z nim.
-No. Będzie dobrze,
zobaczysz.
-Chciałabym…
-Jak się w ogóle
czujesz? Wpuściłaś kogoś w ogóle do pokoju w tygodniu poza mną i Lewandowskimi?
-Ymm… Nie. Ale już jest lepiej. Wiesz? Cały czas myślę, że
jak wrócę do Polski babcia będzie na mnie czekała w domu z zupą pomidorową na
obiad, obejrzymy mecz, a potem „Śniadanie u Tiffany’ego” z kubkiem czekolady w
ręce.
-Rozumiem cię, ale
musisz też wiedzieć, że życie toczy się dalej. Też czasem bardzo tęsknię za
mamą i mi jej brakuje, ale…-nie dokończył, bo przerwała mu Oliwka-Tato, chodź! Ułożymy już te puzzle?
-Idź tato, córa woła, nie można odmówić.-uśmiechnęłam się
szeroko
-Chyba muszę.-zaśmiał
się Błaszczykowski
-Uściskaj obie dziewczyny ode mnie! A jak z Agatką?
-Ma przeczucie, że
będzie druga dziewczynka. Na badanie jeszcze za wcześnie. Zaraz je uściskam.
-To wspaniale. Trzy dziewczyny w jednym domu nie lada
wyzwanie!
-Mam nadzieję, że dam
radę.
-No pewnie, że dasz! Co to dla ciebie. A teraz już leć do
Oliwki, bo się pogniewa.
-Broń Boże! Idę.
-Bawcie się
dobrze.
-Ty też. I pogadaj z
Reusem.
-Dobra, dobra. Papa.
-Pa.-zaśmiał się
pod nosem i rozłączył.
Rozmowa z Kubą zawsze wprawiała mnie w dobry nastrój. Ostatnimi czasy stał się dla mnie naprawdę bliską osobą, przyjacielem, może bratem… Wiem, że zawsze mogę na nim polegać, zadzwonić, zaufać. Mogę liczyć na pocieszenie, czy poprawę humoru. To niesamowite, że człowiek, który tyle przeszedł podniósł się, walczy i jest szczęśliwy. Jeśli on dał radę, to co w takim razie staje na drodze do mojego szczęścia?
Wstałam z łóżka i poprawiłam fryzurę. Weszłam do salonu, w
którym na kanapie siedzieli dosłownie wszyscy poza…Marco.
-Co tu za zbiorowisko?-zaśmiałam się siadając Goetzemu na kolanach, bo nie było nigdzie indziej miejsca.
-Planujemy dzisiejszy dzień. W sumie większość chce iść na
imprezę…-podrapał się po głowie Lewy
-No to idźcie, co za problem.
-Nie chcemy zostawiać cię samej.-stwierdziła Ania
-Kochana, nic mi się nie stanie jak zostanę na jeden wieczór
sama w hotelu…
-O! Merry odpisała!-przerwał Mats i spojrzał się na
wyświetlacz. –Jej brat nie ma ochoty. Ona by chętnie poszła.
-No to się dobrze składa!-zakrzyknął Auba-Ingę zostawimy na
rance z bratem Merry, a my pójdziemy.
-Dobre. Przynajmniej Inga będzie miała jakieś towarzystwo.
To co, postanowione?
-Fajnie, że pytacie się o moje zdanie.
-Też się cieszymy! To co, moje panie, wybierajcie
kreacje!-zarządził Mats i poderwał się z kanapy i skierował się w stronę
wyjścia jak i inni chłopacy. Większość dziewczyn poszła za nimi pożegnać się.
Korzystając z okazji postanowiłam zapytać się Mario.
-Marco jest bardzo zły?
-Jak wszedł do pokoju to o mało drzwi nie rozwalił, a potem
zamknął się i rzucił telefonem. Rozwaliło mu się naklejone szło hartowane.
-Czemu rzucił telefonem?
-Bo numer był zajęty. Coś mamrotał o Błaszczykowskim. Co się
w ogóle stało?
-Powiedzmy, że to przeze mnie.
-Wieczna wojna.-przewrócił oczami.
-Wiesz co, mam pomysł.
-Dajesz!-uśmiechnął się szeroko. Wstałam mu z kolan i
poszłam po laptopa Ani. Usiadłam koło Mario i wpisałam adres strony.
-Co to?
-Gra mojego dzieciństwa.-uśmiechnęłam się szeroko, a po
chwili po pokoju rozbrzmiała melodyjka gry Super Mario. Goetze zaczął się
chichrać
-Jak ja dawno w to nie grałem!
-Gramy?
-Chodź do twojego pokoju, będzie wygodniej.-podnieśliśmy się
z kanapy i poszliśmy do pokoju, który dzieliłam z Anią. Usiedliśmy na łóżku.
Pierwsza próba należała do mnie. Niestety zostałam pokonana przez sówki i
straciłam życie. Druga próba Mario…
-Goetze, twój przyjaciel cię szuka!-zawołała z salonu
Lewandowska. Niestety byliśmy zbyt zaabsorbowani piątym levelem, do którego
wyczynem było dojść żeby cokolwiek odpowiedzieć. Po kilku chwilach poczułam na
sobie czyjś wzrok. I doskonale miałam świadomość do kogo należał.
-Mario, rusz proszę już tyłek.-usłyszałam jego głos
-Cicho!-warknął tracąc koncentrację i zaczął mocniej
przyduszać klawisze
-Spokojnie, to nic nie da.-odezwałam patrząc się na
skaczącego ludzika. Mario trochę zelżał na waleniu w klawiaturę. Rzuciłam
przelotne spojrzenie. Do pokoju weszli Lewandowscy. Ania zaczęła się z nas
śmiać, a Lewy z wielkim zacieszem doskoczył do nas i po chwili pochłonięty już
był grą do reszty.
-Inga, ty też?! Nie wierzę!-śmiała się Anka
-Cicho!-odpowiedzieliśmy całą trójką
-Już prawie!-cieszył się Lewy. Zapanowała cisza. Słychać
było już tylko odgłos klawiatury laptopa i najdurniejszą melodyjkę świata, gdy
nagle Marco postanowił głośno kichnąć. Mario podskoczył, a „Super Mario” tuż
przed bramą do szóstego levela spadł w przepaść. Goetze wziął głośny oddech i
powoli podnosił głowę patrząc morderczym wzrokiem na Reusa.
-Mam takie pytanie.-powiedział –Może mi ktoś powiedzieć, dlaczego go już wcześniej nie zabiłem?-odłożył laptopa i zaczął iść wolno ku niemu. W końcu zerwał się równo i obydwoje pobiegli do salonu udając walkę.
-Dobra, chłopaki, wymiatajcie stąd, bo musimy Ingę na wieczorną randkę naszykować!-pobladłam i poszłam na nogach jak z waty do mojego łóżka. Dlaczego ona to do cholery powiedziała! Nie przyszło mi się nawet zastanowić, kiedy usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Marco… Nie… Zobaczyłam, że do mojego pokoju wchodzi Ania. Spojrzała się na mnie przepraszająco i podeszła do mnie. Machinalnie odskoczyłam.
-Jak mogłaś…-szepnęłam prawie niesłyszalnie
-Inga, to nie tak, ja…-zaczęła się tłumaczyć. Zaraz za nią
weszła reszta dziewczyn
-Wyjdźcie proszę.
-Ale…
-Proszę.-powtórzyłam nie uginając się pod prośbą
Lewandowskiej. Cała trójka opuściła pokój, a ja znów dzisiejszego dnia padłam
na łóżko i z bezsilności zaczęłam płakać. Dlaczego ja mam zawsze wszystko pod
górę? Dlaczego, kiedy wszystko szło tak pięknie musiało się schrzanić? Wiem
już, że jestem na dobre przekreślona u Marco. Nie dość to, co powiedziałam po
południu to teraz jeszcze to… Co ja mam
zrobić? Pójść do niego? Obawiam się, że my w jednym pokoju to byłaby zbyt
wybuchowa mieszanka. Jeszcze by pogorszyło sytuację. Nie chciałam już dzwonić
do Kuby, po pewnie usypiają małą, a sami chcą trochę odpocząć, nacieszyć się
sobą… Wzięłam telefon i zaczęłam przeglądać książkę z kontaktami. Padło na
tatę. Postanowiłam napisać sms’a
„Tato, śpisz?”
Przełożyłam się na drugi bok i wytarłam łzy z policzków. Spojrzałam na zegarek. Może już śpi, przecież jest spora różnica czasowa. Jednak zaraz przyszła odpowiedź.
„Jeszcze nie. Co się dzieje?”
Uff…Mam szczęście… Jakkolwiek dziwnie to w tej sytuacji zabrzmi.
„Moja przyjaciółka potrzebuje porady. Ja się na tym zbyt nie znam, a chciałabym jej pomóc… No więc w sumie tak. Jest chłopak, w którym się zakochała i jak rano rozmawiała z koleżanką po ich małej, a prawie niewielkiej kłótni. No wiesz, w sensie jej i tego chłopaka. No to powiedziała coś, co go zraniło. Bo ona nie zauważyła, że on niedaleko stoi. No i on był wtedy smutny i zawiedziony i poszedł… A potem, kiedy się spotkali jakiś czas później no to on ją ignorował ale wtedy jej przyjaciółka, nie ja, inna przyjaciółka, zażartowała, że idzie na randkę z takim jednym chłopakiem, którego ta moja przyjaciółka jeszcze nie zna, ale to wcale nie jest randka tylko po prostu zwykłe zabijanie czasu, no ale w każdymś razie on tam znowu był i to usłyszał i chyba się bardzo wkurzył i wyszedł i mocno trzasnął drzwiami i ta przyjaciółka myśli, że nie ma już u niego szans no i jest teraz bardzo załamana i nie wie co robić, więc postanowiłam zapytać ciebie.”
Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, kiedy wyobraziłam sobie jak musi wyglądać mina taty, kiedy czyta tego sms’a. Takie uroki posiadania córki. Zaczęłam myśleć, że miną wieki, zanim zrozumie treść wiadomości, jednak po niedługiej chwili przyszła odpowiedź.
„Daj mu chwilę czasu, niech się uspokoi i wtedy dopiero porozmawiacie. Marco czasami jak się zezłości to potrzebuje chwili ciszy i spokoju na uspokojenie. Daj mu ją, a i ty musisz być twarda i przestań płakać tylko idź na ten spacer jeśli tylko masz ochotę. Chyba przecież nie zrezygnujesz z niego tylko dlatego, że możesz wkurzyć Marco… Z resztą lubisz wkurzać Marco i naruszać jego anielską cierpliwość. Skoro trzasnął drzwiami to musiałaś…a nie, miałem pocieszyć. Idź się wystrój i się dobrze baw! :) Zobaczysz, że wszystko się ułoży. A nie, nie ty, tylko przyjaciółka.;)”
Opadła mi szczęka. Dosłownie. Może zamontował tu jakieś kamery?
„Dziękuję. Skąd wiedziałeś, że płaczę? Przekażę koleżance..przyjaciółce. Na pewno posłucha. Skoro trzasnął drzwiami to musiałam…? W sensie przyjaciółka musiała..?”
„Już trochę cię znam. Skoro trzasnął drzwiami, to musiałaś nie zamknąć okna i pewnie był przeciąg. Już nie z takimi „problemami” dawałaś radę, to co tam ci taki rudy Reus.:) Dobranoc”
Jestem aż tak łatwa do przewidzenia?
„ „Problemy”, a „rudy Reus” różnią się jedną kwestią-zakochania. Dobranoc.”
„…Czy mam dzwonić do „problemów” i uczyć, że trzyma się rączki przy sobie?”
Zaśmiałam się cicho. Znając tatę musiał się czuć co najmniej dziwnie pisząc tego sms’a. Biedny.
„Niekoniecznie.:) Nie zapominaj, że dzielę pokój z mistrzynią karate!:) Poza tym „problemy” się wyciszają. Nie powinieneś zakłócać im spokoju strefy zen. Słodkich snów, ja się zbieram na spacerek:))”
„Ufff! W takim razie miłego spacerku, a ja zajmę się zrzucaniem domowego zwierzyńca z MOJEGO łóżka.”
„Powodzenia!:)”
Wstałam z łóżka z o niebo lepszym humorem i poszłam do szafy wybrać zestaw na dzisiejszy wieczór. Wybrałam zwiewną, czarną tunikę, czarne getry i piaskowe conversy z szafy Anki. Do tego skórzaną torebkę z frędzlami i skierowałam się z tym do łazienki. Już myślałam, że przejdę niezauważona przez salon, jednak Lewandowska ma niezłego speed’a i wyprzedziła mnie zagradzając drzwi do łazienki.
-Inga…-nie zdążyła nic dokończyć, bo mocno ją do siebie
przytuliłam puszczając jednocześnie wszystkie rzeczy
-Przepraszam, jestem głupia…
-To ja przepraszam. Bez sensu się obrażałam.-uśmiechnęłam
się do przyjaciółki
-Też bym się obraziła za takie coś. Muszę się nauczyć
trzymać jęzor za zębami. Czekaj, czekaj. Idziesz jednak?
-Co mi szkodzi? Może mi jakieś dobre lody postawi.
-O! I to jest najlepsze podejście.-uśmiechnęła się Ewka
podchodząc do nas.
-To ja lecę się ubrać i pomalować.
***
-Wow! Świetnie wyglądasz!-uśmiechnął się Piszczek
przytulając mnie, za co dostał z łokcia od swojej żony. Oczywiście dla żartu.
Postanowiliśmy spotkać się przy recepcji. Rozglądałam się dookoła i nie mogłam
znaleźć jednej osoby. A właściwie dwóch.
-Gdzie Marco i Mario?
-Marco poszedł już jakiś czas temu rozpocząć imprezę.
Posłaliśmy z nim Mario, żeby zbyt bardzo nie zaszalał z drinkami. –tylko
spokojnie i nie psuj sobie nastroju. To nie przez ciebie. To nie przez ciebie…
Oczywiście, że przez ciebie! Trudno. Na ten jeden wieczór muszę się wysilić i
jakoś o nim zapomnieć, choć to ciężko przychodzi, bo szanowny pan Reus, za
przeproszeniem, uparcie nie chce ruszyć tyłka z mojej głowy. Ale za to jakiego
tyłka… Parsknęłam śmiechem, a wszyscy jednocześnie się na mnie spojrzeli
-Nieważne, idziemy!-powiedziałam śmiejąc się dalej.
Po dwudziestu minutach stanęliśmy pod klubem, gdzie czekała już Merry z jak się domyśliłam jej bratem. Był to na oko trzydziestoletni mężczyzna. Wysoki, nawet dobrze zbudowany o ciemnobrązowych włosach.
-Cześć.-uśmiechnął się nieznacznie
-A, to jest Inga. Tylko ją tknij, a po tobie.- przedstawiła
mnie Ania udając poważną, i może by nabrała Tobiasa gdybym się nie roześmiała.
-Wezmę to sobie do serca.-uśmiechnął się czarująco do mojej
przyjaciółki-Bardzo mi miło.-podał mi rękę
-To co, wchodzicie z nami, czy dalej się trzymacie wersji na
„nie”?-zapytała Merry
-Inga?-spojrzał
-Jak chcesz iść to…
-Czyli nie idziemy.-zaśmiał się. –Drodzy państwo, oddam wam
waszą przyjaciółkę całą i zdrową.
-Spróbowałbyś nie.-zaśmiał się cierpko Lewy, na co tylko
przewróciłam oczami.
-To gdzie idziemy?-zapytał szatyn
-Na lody?-rzuciłam propozycję
-Super. Ja stawiam.-uśmiechnął się. No, czyli idzie wszystko
po mojej myśli.
Tobias okazał się naprawdę sympatycznym facetem. Na początku
nie miałam do niego jakiejś pewności, z resztą jak zwykle u mnie to bywa.
Tobias kupił nam lody i poszliśmy przespacerować się po plaży. Okazało się, że
mieszka na obrzeżach Kolonii bliżej Dortmundu i pracuje w policji. Opowiadał o
kilku ciekawych przypadkach i pościgach. Po półtoragodzinnym spacerze postanowiliśmy
wrócić pod klub. Wprawdzie nikt jeszcze nie dzwonił, ale może już się zbierają
to zabierzemy się z nimi.
-Masz kogoś?-nagle zapytał
-Nie. Tak… To zbyt skomplikowane.
-No cóż… Ale dawaj, może ci w czymś pomogę. Ty mnie też
wysłuchałaś i mi doradziłaś. Rewanż?
-Dzięki, ale tu się okazuje, że to nawet zbyt skomplikowane
dla mnie. Muszę sama sobie to poukładać.
-Jest tutaj z wami?
-Kto?
-No ten szczęściarz.-uśmiechnął się
-A… Tak, jest tutaj. Zazdrosny. Dziewczyny rzuciły przy nim,
że niby idę z tobą na randkę… i rozumiesz…
-Tak. Ale jak będziesz potrzebowała chłopaka, to wiesz…
-Potrzebuję teraz chłopaka, który by mnie poniósł kawałek,
bo mnie buty obcierają. Wzięłam od przyjaciółki i…-nie dokończyłam, bo poczułam
jak mnie podnosi do góry. –Dziękuję.-uśmiechnęłam się szeroko. W końcu byliśmy
coraz bliżej lokalu, w którym przebywała cała paczka. W jednej chwili zmroziło
mnie, kiedy zobaczyłam zimny, przenikliwy i wściekły, tak, wściekły wzrok
Reusa. Stał właśnie tuż przed wejściem. Gdyby wzrok mógłby zabijać, to ten
świat zostałby unicestwiony. Mój uśmiech momentalnie znikł.
-Lepiej będzie, jeśli mnie już postawisz.
-Jesteś leciutka, mogę cię jeszcze ponosić.-zaśmiał się,
jednak kiedy zobaczył moją minę zmarszczył pytająco brwi i postawił mnie na
ziemi tuż przed klubem. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy kątem oka zobaczyłam
zbliżającego się w naszą stronę Marco. Próbowałam wziąć głęboki oddech ale nie
mogłam. Poczułam jego perfum tuż koło siebie.
-Pozwolisz na chwilę.-powiedział sucho ściskając mnie mocno na nadgarstek za moimi plecami.
-Inga, jeśli…-zaczął Tobias
-Idź do klubu.-powiedziałam z trudem trzy słowa. Widziałam,
że był w stanie uderzyć blondyna, jednak ostatnie czego bym chciała to to, żeby
się teraz bili kiedy Marco jest w takim stanie. Szatyn stał cały czas
nieruchomo. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo poczułam ostre szarpnięcie za rękę
do tyłu. Pociągnął mnie za budynek i przyparł do chłodnego, ceglanego muru.
Wziął moje obie ręce do góry i trzymał żelaznym uściskiem. Przybliżył się do
mnie na niebezpieczną odległość. Czułam jego oddech na policzku. Próbowałam się
za wszelką cenę wyrwać, jednak w tej chwili byłam zbyt słaba. Piłkarz
ewidentnie jest przecież ode mnie silniejszy.
-Puść mnie.-wysyczałam przez zęby. Niczym to jednak nie
poskutkowało. Wolną rękę położył na mojej żuchwie delikatnie ściskając.
-Dobrze się bawiłaś?-zapytał z lekką surowością. Poczułam
okropny zapach alkoholu. Nie byłam w stanie myśleć. Nie byłam w stanie myśleć
czy aktualnie się go boję, czy sprawia mi ból, czy po prostu ile mógł wypić
dzisiejszego wieczora. Otworzyłam usta kiedy chciałam coś odpowiedzieć, lecz
okazało się to moją zgubą. Blondyn zachłannie wpił mi się w usta i zaczął
całować mnie z żarem. Skradał pocałunki jeden po drugim przygryzając mi wargę
czasem mocniej, czasem lżej.
Przeciwieństwem tego odczucia był jego język pieszczący moje podniebienie. Pocałunek nie zawierał w sobie jednak ani odrobiny romantyzmu. Nie miałam jakiegokolwiek ruchu. Nie mogłam nawet go odwzajemnić. On po prostu żądał. Żądał pocałunku, był spragniony, przyszedł po swoje. Nie mogłam oddychać. On nie zamierzał przestawać. Spróbowałam przygryźć jego dolną wargę, jednak on okazał się tym zupełnie niewzruszony. Poczułam językiem metaliczny smak krwi. Zakręciło mi się w głowie. Nie wiem, czy z braku tlenu, czy sytuacji, w której się znalazłam. Zacisnęłam mocno powieki. Jak na zawołanie Marco ostatni raz musnął moje wargi, za to jako pierwszy raz z delikatnością, a ja haustem złapałam głośny oddech. Nie widziałam jego twarzy. Była tuż przy moim policzku. Wreszcie zaczęłam czuć. Zaczęłam czuć moje nogi, które dosłownie trzęsły się jak galareta. Nie mogłam na nich ustać. I jeszcze coś. Ah, tak, ból nadgarstków spowodowany ciągłym trzymaniem ich w mocnym uścisku nad moją głową.
Przeciwieństwem tego odczucia był jego język pieszczący moje podniebienie. Pocałunek nie zawierał w sobie jednak ani odrobiny romantyzmu. Nie miałam jakiegokolwiek ruchu. Nie mogłam nawet go odwzajemnić. On po prostu żądał. Żądał pocałunku, był spragniony, przyszedł po swoje. Nie mogłam oddychać. On nie zamierzał przestawać. Spróbowałam przygryźć jego dolną wargę, jednak on okazał się tym zupełnie niewzruszony. Poczułam językiem metaliczny smak krwi. Zakręciło mi się w głowie. Nie wiem, czy z braku tlenu, czy sytuacji, w której się znalazłam. Zacisnęłam mocno powieki. Jak na zawołanie Marco ostatni raz musnął moje wargi, za to jako pierwszy raz z delikatnością, a ja haustem złapałam głośny oddech. Nie widziałam jego twarzy. Była tuż przy moim policzku. Wreszcie zaczęłam czuć. Zaczęłam czuć moje nogi, które dosłownie trzęsły się jak galareta. Nie mogłam na nich ustać. I jeszcze coś. Ah, tak, ból nadgarstków spowodowany ciągłym trzymaniem ich w mocnym uścisku nad moją głową.
-Marco puść mi ręce.-wydyszałam próbując przybrać jak
najbardziej spokojny ton głosu. Nie zareagował. Nie ruszył się. Cały czas przy
uchu słyszałam jego oddech. Tylko on zdradzał to, że wciąż żyje. –Marco puść,
to mnie boli.-powiedziałam drugi raz. Tym razem poskutkowało. Jakby otrząśnięty
powoli rozluźnił swój uścisk. Ja również w bardzo wolnym tempie wyjęłam jedną
rękę, potem drugą. Jego ręce prędko powędrowały na wysokość mojej talii.
Opierał je na cegłach. Nagle zapragnęłam jego dotyku. Po prostu.
Najzwyklejszego dotyku na moim ciele.
-Dlaczego?-zapytałam, kiedy wreszcie jego głowa znalazła się
na wprost mojej.
-Żebyś nie uciekła. Zawsze uciekasz, no nie?-zakpił patrząc
wprost w moje oczy
-Jesteś pijany.-mówiłam nadal spokojnie
-Na dość trzeźwy, żeby wiedzieć to co robię.-odpowiedział
równie spokojnie co ja. Trzeźwy.
-Rozmawialiśmy…
-W dupie to mam!-tym razem podniósł głos, a ja zamknęłam
oczy. –Otwórz.-rozkazał. Zrobiłam to. Nie umiałam mu się przeciwstawić. Zabrał
rękę z mojej prawej strony i znów położył na policzku ściskając. –Nigdy.
Więcej. Nie. Nazywaj. Mnie. Swoim. Przyjacielem. Nigdy.-mówił wolno, dosadnie,
podniesionym głosem. Zabrał rękę z mojego policzka i wskazał na drogę. –Czyń
honory.-burknął pod nosem. To przeważyło szalę. Wzięłam w końcu oddech i
zrobiłam to czego nie spodziewałam się… ani ja, ani on. W myślach pojawiła się
myśl, żeby go pocałować, ale jednak stało się coś zupełnie innego. Podniosłam
rękę i z całej siły zamachnęłam ją uderzając w jego policzek. Poczułam się
jakbym żyła w zwolnionym tempie. Jego głowa poszła dziewięćdziesiąt stopni za
uderzeniem ręki. Miał zaciśnięte powieki. Nie wiedziałam co stanie się później.
Zrobiłam więc to, co podobno najlepiej mi wychodzi.
Ruszyłam przed siebie. Zaczęłam biec ile sił w nogach. Nie wiedziałam jakim cudem jeszcze się na nich utrzymuje. Nie rejestrowałam emocji, uczuć, otoczenia… W końcu straciłam siły. Upadłam. Plażowy piasek. Upadłam z bezsilności, upadłam z uczuć… Upadłam z zaufania. Dopiero klęcząc na piasku zobaczyłam, że cała drżę. Przestraszyłam się go? Tak. Czy go kochałam? Coraz bardziej. Wtedy dopiero poczułam spływające strugi łez po moich policzkach.
Tyle wesołego...jakoś dzisiaj nie mam słów by cokolwiek napisać...wczorajszy mecz z Francją.. Mecz w warunkach, gdzie zza stadionu dochodzą odgłosy wybuchów...Nie dziwię się, że przegraliśmy, kto by mógł spokojnie grać jak gdyby nigdy nic... Może z jednej strony można by pomyśleć, że dobrze, że nie było Marco ani Mario... Z drugiej była tam "aż" cała reprezentacja..Podobno od razu kiedy dostali się do szatni zadzwonili do bliskich..
Całe szczęście, że bezpiecznie wrócili... Niestety ludzie.. Nie chce się czasami wierzyć...Ehh...Widzicie, taki to właśnie piątek 13-go...Na coś zwalić trzeba.
No nic... Za tydzień kolejny. Dajcie mi trochę weny bo coś ostatnio napisać nic nie mogę..:<
Buziaki!:*
Ruszyłam przed siebie. Zaczęłam biec ile sił w nogach. Nie wiedziałam jakim cudem jeszcze się na nich utrzymuje. Nie rejestrowałam emocji, uczuć, otoczenia… W końcu straciłam siły. Upadłam. Plażowy piasek. Upadłam z bezsilności, upadłam z uczuć… Upadłam z zaufania. Dopiero klęcząc na piasku zobaczyłam, że cała drżę. Przestraszyłam się go? Tak. Czy go kochałam? Coraz bardziej. Wtedy dopiero poczułam spływające strugi łez po moich policzkach.
~~~
Taka sytuacja. :D
Chciałabym Wam OGROMNIE podziękować za WSZYSTKIE komentarze i wyświetlenia... 32 część pobiła rekordy-zarówno w jednym jak i drugim. Jedno pytanie: Kto tak ten refresh męczy??:D Odnośnie dodawania postów jestem nieugięta i będą zawsze w soboty. Więc kochane nie ma sensu wchodzić po 200 razy dziennie by zobaczyć, czy coś wstawiłam, a potem są takie tego efekty:
No i tyle komentarzy... Cudowny urodzinowy prezencik-i dziękuję Wszystkim Wam za życzenia i te cudowne komentarze...Czytałam je po kilka razy i uśmiechałam się jak głupia. Tyle ciepłych słów..Wow, dziękuję...Bardzo mnie cieszy, że dołączają tu też nowe osoby (dzień dobry! :) ), i są nadal ci, którzy byli od samego początku..To ogromnie cieszy..Noż się zaraz wzruszę..Jesteście wspaniałe! <3
:'))
No i tyle komentarzy... Cudowny urodzinowy prezencik-i dziękuję Wszystkim Wam za życzenia i te cudowne komentarze...Czytałam je po kilka razy i uśmiechałam się jak głupia. Tyle ciepłych słów..Wow, dziękuję...Bardzo mnie cieszy, że dołączają tu też nowe osoby (dzień dobry! :) ), i są nadal ci, którzy byli od samego początku..To ogromnie cieszy..Noż się zaraz wzruszę..Jesteście wspaniałe! <3
Wracając jeszcze do poprzedniego rozdziału-tak, sama śmiałam się, że Marco i Mario zamienili się rolami (if you know what I mean :p ) No i Emma! Emma jest stworzonkiem żyjącym w rzeczywistości. I uwaga-nie jest pszczołą! :D Oto ta panna wyskakująca z Kloppowego bagażnika:
A tutaj jest jeszcze spacer z Kloppem...właściwie to spacer Emmy z Kloppem...albo Kloppa z Emmą xD [klik]
Tyle wesołego...jakoś dzisiaj nie mam słów by cokolwiek napisać...wczorajszy mecz z Francją.. Mecz w warunkach, gdzie zza stadionu dochodzą odgłosy wybuchów...Nie dziwię się, że przegraliśmy, kto by mógł spokojnie grać jak gdyby nigdy nic... Może z jednej strony można by pomyśleć, że dobrze, że nie było Marco ani Mario... Z drugiej była tam "aż" cała reprezentacja..Podobno od razu kiedy dostali się do szatni zadzwonili do bliskich..
Całe szczęście, że bezpiecznie wrócili... Niestety ludzie.. Nie chce się czasami wierzyć...Ehh...Widzicie, taki to właśnie piątek 13-go...Na coś zwalić trzeba.
No nic... Za tydzień kolejny. Dajcie mi trochę weny bo coś ostatnio napisać nic nie mogę..:<
Buziaki!:*
Rozdział cudowny, jednak jestem tak przerażona wczorajszą sytuacją, że nie jestem w stanie wymyślić żadnego sensownego komentarza. Przepraszam. Jak wczoraj się o tym dowiedziałam to jedyne o czym pomyslałam to "Marco i Mario są w Paryżu", a dopiero jak się uspokoiłam dotarło to mnie, że na szczęście ich tam nie ma. Są bezpieczni. Może jestem egoistką, ale jakby coś im się stało ... Matko nawet nie chce o tym myśleć.
OdpowiedzUsuńCholera Marco trochę przesadził, nawet nie trochę, bo ja bym go chyba zabiła. Takie fochy to niech on zostawia w domu, a nie ... Jak może się tak zachowywać skoro Inga nie wie, że on ją kocha ? No bezczelny typ !
Kochana to wszystko co jestem w stanie Ci napisać. Nie mam weny ani na blogi ani na komentarze. Przepraszam raz jeszcze. Buziaki
Ps. Czekam na następny jak zwykle !
Pss. Wybacz mi błędy. Nie mam siły sprawdzać.
Jejuu *-* Rozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńZ wielką niecierpliwością czekam na następny♥
ŚWIETNY!!!
OdpowiedzUsuńnoo w koncu jest <3
OdpowiedzUsuńRodzial rewelacyjny :*
czekam na kolejny <3
Marco pieprzony egoista... nie rozumiem czm potraktował tak Inge :/
Moze czuł się zraniony, przecież ją kocha i mysli, że poszła na randke Tobiasem.
A może alkohol ? No ale alkohol to nie wymówka !!
O. Mój. Boże.
OdpowiedzUsuńAle się podziało.... I jak ja mam po tym wytrzymać do soboty ?!?
Rozdział świetny! <3 Już nie mogę się doczekać następnego, może dam radę... :)
O boże dzieje się. REUS zazdrosny Lubie to *.* A ta ostatnia scena czemu go uderzyła i uciekła?! Miała go pocałować i powiedzieć ze juz nigdy tak na niego nie powie bo go kocha. Jeju umrę do soboty z ciekawości! Życzę weny weny i jeszcze raz weny. :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze fenomenalny. Oj zazdrosny Marco to zły Marco, ale no kiedy oni w końcu będą razem no? Co do wydarzeń z Francji to nie mam słów, po prostu szok. Czekam na kolejny u mnie rozdział jutro.
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział, który powalił mnie na kolana. A ta końcówka? Wiesz, jak pobudzić apetyt czytelnika. ;D Ja chcę już kolejną sobotę i następny rozdział. <3
OdpowiedzUsuńO maj gad *___*
OdpowiedzUsuńPocałowali się no nie ukrywam ze nie na taki pocałunek czekałam Ale jak na dobry początek to i tak taki będzie dobry.
Mam nadzieję że teraz Reus do niej podbiegnie weźmie ją na ręce i przeprosi.
Ona też i się pocałują ale tak bardzo romantycznie *_*
Nie mogę się już doczekać następnego mam nadzieję ze ten przyszły tydzień minie tak jak ten obecny :D i nim się obejrzymy rozdział już będzie na blogu.zakochałam się w twoim blogu już na początku i jak będę czytać epilog to będę się czuć jakby mnie chloapak właśnie rzucił :'( wiem że się powtarzam Ale z niecierpliwością czekam na następny i pozdrawiam Aga <3 ECHTE LIEBE <3<3
Kochana, miałaś urodziny? Jak mogłam niezczaić? :o
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego, szczęścia, zdrowia, radości, duużo weny i spełnienia wszystkich marzeń! Spóźnione, ale szczere. ❤
A co do rozdziału, nie mam zastrzeżeń. :) Jak zawsze cudo. ^^
Czy ta staruszka to znak od babci? No, bo jak to wyjaśnić? I ten słonik... symbol szczęścia.. Może to był znak błogosławieństwa od babci? Błogosławieństwa dla niej i Marco?
No, a co ten Marco? On naprawdę czasami zachowuje się jakby był ofiarą menopauzy...
Inga chciała mu pomóc, bo rozmowa naprawdę pomaga, odepchnął ją. Kiedy zwierzała się przyjaciółce, a on to usłyszał, nie powinien mieć pretensji do Ingi. Przecież mówiła to, co czuła. Mówiła prawdę. Czy to jej wina? Nie. To jego wina, bo sprawił, że mogła się tak poczuć!
To takie smutne, gdy oni są rozbici między sobą...
Kuba jako terapeuta? No po prostu zachciało mi się śmiać, kiedy Mario powiedział, że Marco się wkurzył, bo Błaszczykowski miał zajęte połączenie. ^^
Jednakże wszystko, co napisałaś o Kubie to prawda. ❤ Silny, wspaniały człowiek. ❤
Super Mario? Załatwia wszystko.:'D A przy okazji poprawia mi nastrój. :D
Nie dziwię się, że Inga troszkę zezłościła się na Anię, bo niepotrzebnie palnęła taką głupotę. Jednak nie zrobiła tego specjalnie. :) Wybaczone. ^^
Klopp w formie pomocnika od spraw sercowych? Tego jeszcze nie było! :D W sumie dobrze, że nasza bohaterka go posłuchała. Dlaczego przez fochy Marco ma odpuszczać sobie zabawę?
Fajnie, że Tobias nie był napalonym typem. Okazał się całkiem spoko. ^^
A ta końcówka? Co to miało być? MARCO?! Czy on się dobrze czuje? Okej, rozumiem, że już nie wytrzymał, ale nie szło delikatniej? Ja też bym się go przestraszyła... Zachował się, jakby był w amoku... Amoku miłości? Jednak nie zmienia to faktu, że poczułam ukłucie radości w serduszku. W końcu powiedział jej o swych uczuciach... ❤
Ale znów siarczysty policzek od Ingi... No, zasłużony jednak.
Czy oni muszą tak komplikować sobie życie? Ach, nie wytrzymam z nimi! Nie wytrzymam z Tobą! :D
Czekam na kolejny! :*
Buziole! :*
PS. Co do dnia wczorajszego to... cieszmy się, że nie było więcej ofiar... [*]
Marco swoim zachowaniem tylko potwierdził słowa Ingi, kiedy zwierzała się przyjaciółce. Mam nadzieję, że sytuacja między nimi jakoś się wyjaśni.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, chociaż tydzień to baaaaardzo długo :) Weny :* A.
Wiesz co uwielbiam Cię, za tak długie rozdziały! <3 Czytam, czytam i końca nie widać, ale jak już go widać, to marzę o sobocie i nowym rozdziale! No ja Cię błagam, 2 razy w tygodniu, aż tak uparta jesteś? :D A co do ich sytuacji, ja mogę pomóc Indze, przecież to wszystko to zwyczajna zazdrość Marco, widać to gołym okiem. Wystarczy z nim pogadać, niech oboje powiedzą co do siebie czują, czekam na tą ich miłość <3 Weny <3
OdpowiedzUsuńMelduję się :)
OdpowiedzUsuńKurczę, kochana, rozpieszczasz nas ostatnio objętością swoich rozdziałów ^^ Co bardzo mi się podoba, bo naprawdę całość czyta się na jednym tchu.
O, Marco zaczyna nam się robić zazdrosny :D No proszę... co jednak nie zmienia faktu, że jego zachowanie było co najmniej egoistyczne. A było tak pięknie i cudownie. Mam nadzieję, że jakoś się pogodzą i wszystko sobie wyjaśnią :) I nie zgadzam się, żebyś kończyła w takim momencie! Wiesz ty co... Hańba ci xD
Uwielbiam Mario, aż ciężko się przy nim nie uśmiechnąć :)
Co do Paryża... Boże jedyny, kolejna tragedia, masakra jakaś po prostu ;__; Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co wtedy musieli czuć chłopacy, siedząc w szatniach na tym stadionie...
Czekam na kolejne cudeńka!
Buziaki :**
Dlaczego dodajesz raz w tygodniu?! :'( Wiem, że masz własne życie i obowiązki, ale ja tak Kocham tego bloga *.* to jest taka moja odskocznia od rzeczywistości :) Dziękuję, nie mogę się doczekać, co się wydarzy w następnym rozdziale :D pozdrawiam Pszczółka Emma
OdpowiedzUsuńWiesz, co ci muszę na początek powiedzieć?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wczoraj ten rozdział około południa. I wiesz co? Dałaś mi powody refleksji do nocy normalnie haha!
Naprawdę,.. XD W wolnych chwilach myślałam o Twoim blogu i zastanawiałam się, co ty chcesz dalej zrobić, jak poczułabym się na miejscu Ingi i zasypiałam z myślą o nadchodzący rozdziale.. Co ty ze mną zrobiłaś :D
Przez co jest to jeden z moich ulubionych rozdziałów i jest duży progres w Twoim pisaniu! Gratuluje ♥
No i nasz zazdrosny Marco... Kurczaki to nawet az zabawne haa i było słodkie. Było, bo potem , to co zrobił "po pijaku" już zabawne nie było i powinien na kolanach przepraszać Ingę :v
Co do Paryża... Tak, to wszystko jest straszne, ale bardzo podoba mi się tutaj ludzka solidarność :) Miejmy nadzieję, że już nie będziemy musieli jej pokazywać.
Ja czekam na następny, ale ty to już chyba wiesz :D
No i zapraszam do siebie na świeży rozdział!
http://love-is-a-polaroid.blogspot.com/2015/11/rozdzia-8.html
Buziole ♥
Przeczytałam wczoraj w nocy (nic dziwnego, ostatnio wszystkie blogi czytam w nocy :p), ale dopiero dziś jestem w stanie napisać jakiś komentarz i pewnie nie będzie zachwycający, za co z góry przepraszam, ale myślami też wciąż jestem w Paryżu. Nie wiem, dlaczego, po prostu bardzo dotknęło mnie to, co tam się stało i tyle.
OdpowiedzUsuńRozdział jeden z moich najulubieńszych z kilku względów:
1. Zdjęcie Reusa w czerwonych gatkach (w ogóle te jego z Majami, to hulaj duszo, piekła nie ma, kocham wszystkie♡).
2. Fochy Reusa (lubię, jak Twój Reus jest zazdrosny, w ogóle lubię Twojego Reusa od samego początku :D).
3. No i to, co na końcu zrobił z Ingą! Powiesz zaraz sadystka-masochistka, ale mi się to podobało i w sumie miało coś tam z romantyzmu... Nie wiem, na ile 'upiłaś' tego biednego Marka, ale skoro stwierdził, że ma świadomość swoich czynów... Rozumiem ten policzek od Ingi, ale mam nadzieję, że z czasem spojrzy na to inaczej. No i nie będzie chciała wracać do domu czy coś. I jak potoczy się jej znajomość z Tobiasem, bo myślę, że to jeszcze nie koniec... :D
No, wcale nie poszło tak źle :p Każesz czekać, to poczekamy, a u mnie we wtorek rozdział z życia Irminy! (przyznam nieskromnie, że mi się bardzo podoba, ale zobaczymy, jak będzie odebrany :p)
Buziaki 😘
Zakochałam się w Twoim blogu! <3 Cuudowny ;*
OdpowiedzUsuńBoże, ja Cię uduszę. Co to było? Boże. Nie wierzę. Boże. Wydaje mi się, że to jeden z najlepszych rozdziałów na tym blogu. Ba! Z pewnością taki jest. Jejku.. Boniu. On jest boski, idealny. Nie do opisania. Brakuje mi słów na jego opisanie. Mam mętlik w głowiw, miliony myśli. Jezu! Ale jedna cały czas krąży.. Czemu Ty masz tak ogromny talent? Głupie pytanie, no nie? Czemu tak cholernie dobrze potrafisz go wykorzystać?
OdpowiedzUsuńWow. Wow. Wow. Naprawdę nie wiem co powiedzieć, co napisać. Od czego zacząć i na czym skończyć. Więc może pozostawię to tak? Bez jednoznacznego komentarza? Jakby nie patrzeć komentarz jest, ale.. A niech mnie to!
Nie wiem co napisać. Moźe po prostu.. Czekam na nn.? Zbyt banalne. Pozdrawiam! Jest idealny. Wow.
Pozdrawiam ;**
Opanowałam się xd. Uspokoiłam, wzięłam kikka głębszych wdechów, przeczytałam jeszcze raz końcówkę i jaka była pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie?
UsuńTen rozdział jest cholernie dobry. Cholernie mocny.
Niesamowicie, idealnie dobry.
Ugh. Jesteś zbyt dobra w tym co robisz. Zazdroszczę. Nawet nie wiesz jak bardzo. A uwierz, bardzo.
Jeju, po tylu komentarzach wyżej aż wstyd mi coś pisać :')
OdpowiedzUsuńNadrabilam wszystkie rozdziały, czytając je głównie w środkach komunikacji miejskiej niestety tylko wtedy mam czas, raz nawet przegapiłam przystanek bo się zaczytałam :D
Krótko mówiąc, jesteś po prostu cudowna *-* Twoje rozdziały są tak długie i cudowne że aż nie mam słów. Zaczynasz rozdział, wciągasz się i nagle koniec i nie wiesz kiedy to minęło. To się nazywa talent! ♥ To co piszesz i jak się czuje w trakcie tego jest po prostu nie do opisania.
Co dalej.
Jako nowa czytelniczka chciałabym się odnieść do postaci. Wszystkie są niesamowicie pozytywne, pełne życia i takie wiecznie uśmiechnięte. Az chce się je poznać w rzeczywistości. No magia po prostu♥
No oprócz tego jak postaci odwala szajba, niby wiem ze to ty robisz ale to jego/ja mam ochotę zabić! :D
No zabije cie za ten rozdział naprawdę </3
Pękło mi serce, mam nadzieje ze się cieszysz:(
Całej historii tu streszczac nie będę, bo pozna godzina jutro szkoła wiec przepraszam ze komentarz króciutki! Obiecuje poprawę przy następnym rozdziale ♥
No mogę dodać że nie mogę się doczekać następnego rozdziału ale myślę ze juz sie domyślilas :D
Życzę dużo weny. Pozdrawiam ciepło♥
A tak PS to chciałabym ci złożyć spóźnione ale szczere życzenia (nie jestem w tym dobra)
Wiec, życzę Ci przede wszystkim dużo zdrówka, bo jest naprawdę ważne. Dużo wygranych meczy naszych pszczółek, dużo dużo dużo duzo bardzo dużo weny. (rozpieszczaj nas tymi długimi rozdziałmi dalej, proszę), dużo miłości i tej od rodziny, przyjaciół, faceta (Marco) oraz naszej jako czytelniczek♥ Jak najwięcej czytelniczek! :D Cudownych ludzi którzy będą Cię otaczać, wspierać oraz kochać. Dużo szczęścia bardzo dużo bo jest ważne♥I wgl wszystkiego co sobie wymarzysz♥ Mam nadzieje że pamiętałam o wszystkim. ♥
Jeszcze raz pozdrawiam♥
Dobrej nocy♥
KOCHANIE MOJE DAJ JUZ ROZDZIAL XDDDD
OdpowiedzUsuń