sobota, 2 lipca 2016

Sześćdziesiąt trzy.


-Zdradziłem cię.
Słowa te chodziły po mojej głowie niczym mantra. Nic nie podpowiedziałam, jedynie stałam pod oknem przysłuchując się kroplom deszczu spadającym na parapet wydającym charakterystyczny stukot.
-Z Caroline.
-Przespaliście się wtedy?-zapytałam bojąc się odpowiedzi. Zacisnęłam mocno powieki jakby to coś miało pomóc, zmienić jego odpowiedź.
-Nie. Całowaliśmy się. Pamiętam, to jedyne co pamiętam… A potem ten ostatni cholerny kieliszek wódki. Zdradziłem cię, bo spotkałem się z nią i postanowiłem się z nią upić, o mało nie zwierzyłem się ze wszystkiego. Wolałem upić się ze swoją byłą niż walczyć o moją miłość, moją przyszłość.
-Wiesz dobrze, że dawno ci to wybaczyłam.
-Ja nie umiem sobie tego wybaczyć. Przez tą całą sytuację straciłem cię na dobre. Na najdłuższy czas w moim życiu. Nic mi się tak nie dłużyło jak życie bez ciebie, nic mi nie sprawiało radości, nie chciałem nic ani nikogo poza tobą. Chcieć nie znaczy móc. Jestem beznadziejny, wiem. Nie chcę, żebyś mnie nienawidziła, chcę jedynie, żebyś była przy mnie. Nawet jeśli jako przyjaciółka, żebyś spojrzała na mnie jak wtedy…
-Czy ty mi właśnie proponujesz przyjaźń, Reus?-uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam o ścianę.
-Wiem, że o nic więcej nie powinienem prosić, bo to i tak wiele.
-W takim razie, przykro mi Marco. Kiedyś mi to powiedziałeś, teraz ja to, pozwól, zacytuję. Nie umiem być przyjaciółką osoby, którą kocham.
-Kochasz? Mimo wszystkiego, co ci powiedziałem? Myślałem, że nie będziesz chciała mnie po tym znać…
-Gdyby twoja przeszłość była moją. Przestałbyś mnie kochać?
-Nie…
-Boję się, Marco. Nie umiem ci zaufać, nie umiem podjąć jakiejkolwiek decyzji dzisiaj. Jest pełnia, podobno źle wpływa na humory kobiet. Przykro mi, ale nie umiem być na razie z tobą. Muszę przetrawić to, co powiedziałeś. To trudne. Mimo tego, że cię nadal kocham to potrzebuję czasu, samotności, oderwania się od wszystkiego… Muszę podjąć decyzje w zgodzie ze sobą a nie kierować się twoimi uczuciami, przepraszam. Czasami są momenty, kiedy musisz brać pod uwagę siebie nawet jeśli chodzi o inne osoby. Potrzebuję chwili.
-Ile? Wiesz, że mogę czekać i całe życie ale boję się, że możesz nie wrócić.
-Tylko miłość i wiara góry przenosi. Tak napisała moja babcia w liście. I to prawda. Dziękuję ci za tą rozmowę. To dużo dla mnie znaczy. Wiem, że nie chciałeś mi tego mówić, wiem dlaczego.
-Poczekam.
-A ty, wiesz czego chcesz?
-Tak. Czekam tylko na twoją decyzję i uszanuję ją, jakakolwiek ona będzie.
-Dziękuję. Ta rozmowa dużo mi dała. Chyba powinnam już się zbierać.
-Odwiozę cię. Jest późno.
-Miałam dzwonić po tatę…
-Bez sensu robić problemy. Dla mnie to żaden.
-W porządku.-uśmiechnęłam się i poszłam do przedpokoju założyć płaszcz. Chwilę później zjawił się Marco przejmując ode mnie ubranie i sam pomógł mi go założyć.
-Dzieki.-szepnęłam i zabrałam torebkę. 
Poczekałam chwilę, aż Marco założy buty i kurtkę. 
Przepuścił mnie i zamknął za nami drzwi. W windzie jak zawsze panowała ta dziwna atmosfera. Jakby powietrze uciekło i coś dziwnego pchało mnie w jego stronę. Na szczęście w miarę szybko znaleźliśmy się w garażu podziemnym i poszliśmy do jego czarnego Astona Martina. 
Koło niego był też zaparkowany biały, sportowy samochód, ten, w którym widziałam go pod galerią.
Całą drogę przebyliśmy w zupełnym milczeniu. Nie miałam nawet już siły myśleć o tej sytuacji. Chciałam po prostu położyć się do łóżka i zasnąć.

W końcu stanęliśmy pod domem. W salonie paliło się jeszcze światło. Tata pewnie na mnie czekał.

-Cieszę się, że przyszłaś i wiesz już wszystko.
-Tak, ja też. Dobrej nocny, Marco.
-Tobie też, śpij dobrze.-uśmiechnął się i spojrzał na mnie nie wiedząc co do końca może zrobić. Wzięłam sprawy w swoje ręce. Kładąc dłoń na jego ramieniu zbliżyłam się i musnęłam ustami jego szorstki od kilkudniowego zarostu policzek.
-Cześć.-szepnęłam wychodząc z samochodu i pobiegłam w stronę wejścia do domu uciekając przed ulewą.





W domu zastałam tatę oglądającego jakiś film w telewizji. Odwiesiłam płaszcz, zdjęłam buty i podeszłam do niego usiąść na kanapę.
Usiadłam obok niego i oparłam głowę na jego ramieniu.

-Lepiej? Gorzej?
-Nie wiem.-westchnęłam patrząc się w obraz telewizora.
-Rozmawialiście?
-Tak. Powiedział mi wszystko.
-Wszystko wszystko?
-Yhym. Kloppsik?-zdziwiłam się widząc kota leżącego koło taty i patrzącego się w telewizję, jakby wszystko rozumiał. Spojrzał na mnie lodowatym spojrzeniem i odwrócił głowę.
-Mam nowego przyjaciela.-uśmiechnął się szeroko tata gładząc kota po łebku.
-A wiesz, kocie, co dla ciebie wczoraj kupiłam?-wstałam z kanapy i poszłam do przedpokoju. 

Wyjęłam siatkę foliową i wyjęłam z niej dwie kocie zabawki i jakiś przysmak w saszetce. Kiedy wróciłam z tym wszystkim do salonu Kloppsik już jakby zwracał na mnie bardziej uwagę. Kiedy już mu pokazałam zabawki i nasypałam jedzenia do miski kot znowu był mój.
Zajmując miejsce koło taty ponownie mogłam patrzeć na kota tarzającego się po dywanie z puchatą zabawką.

-Straciłem przyjaciela…-westchnął tata wyłączając telewizję.
-Bywa. Całe trzy godziny przyjaźni. Poradzisz sobie jakoś?
-Muszę. A ty?
-Ja pójdę spać i spróbuję to jakoś przetrawić i pomyśleć co dalej.
-W porządku. Zatem dobranoc.
-Paa. –uśmiechnęłam się podnosząc z kanapy i zgarnęłam przy okazji z podłogi kota z zabawką w pyszczku i poszliśmy na górę.




***



Z samego rana wstałam i przeciągnęłam się. Jesień. Ma to do siebie, że o świcie czuje się jakby był środek nocy. Kloppsik jeszcze spał nawet nie zwracając uwagi na moje przebudzenie.  Poszłam leniwie do łazienki i zaczęłam nalewać wodę do wanny. Dodałam przy okazji mój ulubiony, jak na tę porę roku,czekoladowy płyn do kąpieli. Idealnie.


-Gunia, dzisiaj idziemy na Idunę. Będziesz miała jakiegoś stażystę przez tydzień. Godziny do podpisania. Możesz dać mu coś do uzupełnienia. Oczywiście podpisał klauzulę poufności jak puści parę to pociągniemy za odpowiednie sznurki, nie będziesz musiała się martwić o nic. –oznajmił tata wchodząc do pokoju akurat kiedy przeglądałam coś  w internecie.
A właściwie nie „coś” tylko portale plotkarskie. Coś mnie naszło, żeby sprawdzić ostatnią kartotekę Marco według paparazzi. Na razie pusto, brawo, panie Reus.

-Jasne. Widziałeś tego stażystę? Jakiś kumaty…przystojny?
-Chyba nie zamierzasz robić Marco scen zazdrości?
-Ym..no nie..-westchnęłam skubiąc Kloppsika za ucho.
-Inga, jesteś kobietą z klasą. Masz poczucie humoru, swoje zasady. Jesteś bardzo inteligentna. Czy robienie scen zazdrości facetowi nie jest zbyt głupie?
-Jest. Najchętniej zdystansowałabym się od Marco ale wiesz jak to wyjdzie.. Nie wyjdzie.
-Ty nie dasz rady? Kochasz go. Jeśli sobie wyjaśniliście to jesteście świadomi, że chcecie dać sobie trochę czasu.
-Powinnam wiedzieć. Mario mi powiedział, że cały czas to ten sam Marco, który mnie kocha..
-A  ty jesteś cały czas tą samą, zakochaną, uśmiechniętą Ingą. I moją małą córeczką. –uśmiechnął się i usiadł koło mnie na kanapie.  –Co tam masz?-zapytał spoglądając na laptopa. Roześmiał się widząc przeglądaną stronę. Nie mając słów podniósł się z miejsca i skierował do wyjścia. –Bądź gotowa o czternastej. Nie mam nic więcej do powiedzenia.-wykrztusił się przez śmiech.
-Będę.




***




-Witamy panią psycholog w pierwszy dzień pracy!-uśmiechnął się szeroko pan Watzke tuż przy wejściu do ośrodka w Brackel.
-Dzień dobry. Dziękuję bardzo. Nie ukrywam, że już się nie mogę doczekać.
-Młode, głodne pracy. Przejdzie ci jeszcze, dziecko.-zaśmiał się tata przepuszczając mnie w drzwiach. Weszłam do środka i postanowiłam nie zdejmować jeszcze płaszcza. Na zewnątrz było coraz zimniej, wszyscy w Dortmundzie twierdzili, że niedługo zaskoczy nas zima. Dawno nie pamiętam, żeby na święta spadła gruba warstwa śniegu. Byłoby pięknie, magicznie.
-Przepraszam, przepraszam państwa bardzo za spóźnienie!-do holu wpadł niski mężczyzna o blond, prawie białych farbowanych włosach, czarnych okularach w grubych oprawkach. Miał na sobie długi, brązowy płaszcz sięgający do łydek. Pod nim miał garnitur w kolorze błękitu… a może to pudrowy niebieski? Z pewnością bezsprzecznie różowy był krawat.

-To? Gdzie nasi piłkarze?-zatarł ręce i ściągnął swój płaszcz. Ah tak, miał w dłoni jeszcze ogromną, skórzaną teczkę. Wypchaną papierami po brzegi. Zapowiada się fascynujący dzień.
-Mogę prosić o pańską godność?
-Zygmunt Brathke. Dla przyjaciół Zibi.-uśmiechnął się puszczając oko do taty. Oj, chyba powinien się skontaktować z kuzynem fotografem Marco. Para idealna.
-Ja już pójdę.-powiedział tata powstrzymując śmiech i poszedł korytarzem w kierunku szatni. Już sobie wyobrażałam jak zagryzał policzki, żeby nie paść ze śmiechu.
-To jest pani magister Inga Klopp. Będzie pan pod jej skrzydłami w najbliższym czasie. Chyba nie muszę panu mówić, aby słuchać i wyciągnąć wszystko co najlepsze z najbliższych dni. Pani Klopp to bardzo dobry autorytet. Miłej pracy.
-Jestem zaszczycony. –dygnął głową z uśmiechem. –Dziękuję państwu bardzo za taką szansę.
-Proszę jej nie zmarnować. Pani Klopp, mógłbym panią prosić na słówko?
-Oczywiście, panie prezesie.-odpowiedziałam w tym samym oficjalnym tonie, choć oboje równo udawaliśmy. Odeszliśmy kilka kroków od nowego praktykanta, żeby móc porozmawiać chwilę w spokoju.

-Ciśnie mi się aż na usta pytanie, czy dalej jesteś tak podekscytowana?
-Chyba dłużej bym się zastanowiła nad odpowiedzią.-zaśmiałam się pod nosem i westchnęłam głośno. –To będzie ciężki dzień.
-Może nie jest taki zły… Na jakiego wygląda.
-Nie jest zły, jest milusi!
-O, idzie twój tata! Czyżby aż takie wrażenie wywarł nasz nowy stażysta?
-Zobaczymy…-zaśmiałam się, kiedy akurat podszedł do nas tata.
-Wiesz Inga, a porób Marco te sceny zazdrości. Będę miał zabawę.
-Już chyba raczej ty Ulli masz większe szanse.
-Dobra, wygrałaś. Zapomniałem ci powiedzieć. Będę przysyłał po kolei naszych panów szanownych. Masz do uzupełnienia papiery okresowe, więc myślę, że szybko zejdzie.
-W porządku. Dam sobie radę, jestem dużą dziewczynką.
-Dobra. To ja lecę, żeby nie było obijania.
-Ja się nie obijam!
-Ale oni tak!-odpowiedział wskazując na korytarz prowadzący na murawę a po chwili pobiegł w tamtym kierunku. Spojrzeliśmy z panem Watzke na siebie i ciężko westchnęliśmy.
-Poradzę sobie. Poradzę. –uśmiechnęłam się i poszłam w kierunku czekającego na mnie praktykanta.




***



Tak samo jak mówił tata, po kolei przychodzili zawodnicy. Nie mogliśmy porozmawiać na luzie tylko trzymać się etykiety „per pani”. Dla obu stron było to nad wyraz komiczne. Zygmunt siedział z boku i notował jak powinna przebiegać rozmowa a także oglądał karty, które miałam do uzupełnienia. Zanim przyszedł Mario, mój stażysta poprosił o chwilę przerwy na kawę.
Mój wspaniały braciszek zapytał, czy może sam sobie wypełnić ankietę. Wiedziałam, że i tak będę musiała to przepisywać, ale czego się nie robi…
Wypełniał dokument z uśmiechem małego, podekscytowanego dziecka, które właśnie dostało wymarzony prezent pod choinkę.

-Tylko proszę, nie pisz nic głupiego.-zaśmiałam się wstawiając elektryczny czajnik stojący na parapecie.
-Jaasne. Ja tobie przypału bym nigdy nie zrobił, siostrzyczko. Nigdy.
-Yhym.
-Ej, jakie masz o mnie obserwacje? Co mam wpisać?
-Mały, gruby, przygłupi, utalentowany piłkarzyna.
-Utalentowany piłkarz. Okeej.-powiedział wpisując.
-Herbaty?
-Nie, nie. Kończę, bo po mnie jako ostatni, na deserek, pan Marco James Reus. Miejsce na fajerwerki.
-Fajerwerki chyba nie wypaliły. Jestem profesjonalistą, Marco też. To, co jest między nami nie wpłynie…
-A! Czyli coś między wami jest! Bomba.-wyszczerzył się stawiając teatralnie ostatnią kropkę. –Proszę bardzo, dokumencik. Do zobaczenia, pani magister. –pomachał mi przy wyjściu a po chwili już go nie było widać. Zaśmiał się i pokręciłam głową. 
Miałam jedynie nadzieję, że rozmowa z Marco przebiegnie bez zbędnych emocji.
Upijając łyk herbaty usłyszałam pukanie do drzwi.

-Proszę!-krzyknęłam a po chwili zobaczyłam już Marco w stroju klubowym i bluzie polarowej z logiem Borussii.
-Podobno moja kolej.-uśmiechnął się stając naprzeciw mojego biurka.
-Pewnie, proszę, usiądź. Marco… Jesteśmy profesjonalni, dobrze?
-Oczywiście. I jesteśmy w pracy. W tym momencie łączą nas sprawy służbowe, choć chciałbym, żeby poza pracą łączyły nas inne sprawy..ale..zaczynajmy.
-Ymm..Tak… -spojrzałam zmieszana na kartkę z ankietą, którą widziałam już dzisiaj kilkanaście razy i nie miałam problemu z zadawaniem pytań, ale przy Marco jakbym zgubiła język, mózg i nie umiała mówić.  –No to… Mam tu pytania..muszę je uzupełnić i ja… Jeszcze raz. –zaśmiałam się
-Spokojnie. Mogę zobaczyć, co tam masz?-uśmiechnął się i przesunął w swoją stronę leżącą przede mną kartkę. Samej zebrało mi się na płacz. Wiedziałam, że sobie nie poradzę. Nie nadaję się, nie tu. Na korytarzu usłyszałam kroki zapewne należące do praktykanta.
-Przepraszam na chwilę.-powiedziałam i wstałam z miejsca. Wyszłam na korytarz, gdzie faktycznie spotkałam Zygmunta tuż przy drzwiach.


-Przeprowadziłbyś rozmowę? Słyszałeś na czym to polega. Myślę, że sobie poradzisz.
-Dziękuję, pani Klopp. Postaram się nie zawieść.
-W porządku. Jak skończysz to poczekaj chwilę na mnie.


Pokiwał głową i wszedł do mojego gabinetu. Pobiegłam korytarzem a potem klatką schodową na dół, gdzie mieściły się szatnie. Kiedy już się znalazłam pod szatnią chłopaków zapukałam do drzwi i nie czekając na odpowiedź uchyliłam delikatnie drzwi.
-Kuba, możesz na chwilę? Spotkajmy się w socjalnym, ok?
-Zaraz będę tylko się do końca przebiorę.
-Dzięki.-kiwnęłam głową i zamknęłam za sobą drzwi. Niewiele czasu mi zajęło, żeby dojść do umówionego miejsca. Oparłam się o parapet o spoglądałam na boisko, gdzie stali tata z Watzke i Zorkiem żywo o czymś dyskutując.
-Inga? Co się stało?
-Kuba, nie nadaję się. Nie daję rady.-powiedziałam podbiegając do przyjaciela a po chwili byłam przez niego mocno ściskana.




***



-Dziękuję ci, bardzo. Zawsze wiesz jak mnie postawić na nogi.
-Zastępuję Marco.
-Nie mów tak, wiesz, że jesteś mi bardzo potrzebny. Jesteś wspaniałym przyjacielem.
-Mam tego świadomość, ale Marco za swoich czasów też umiał cię pocieszyć.
-Umiał, ale… Tak bardzo go kocham.
-Wiem, mała.-uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. –Dasz sobie radę. Jesteś świetnym psychologiem, nawet z Marco się uda, zobaczysz.



Nagle z korytarza dobiegła nas kłótnia i trzaskanie drzwiami.
-Co jest?-zmarszczyłam brwi i wyszłam razem z Kubą na korytarz. Na drugim końcu zauważyliśmy wkurzonego Marco i goniącego go Zygmunta.
-Mario! Widziałeś gdzieś Ingę, Watzke, Kloppa? Kogokolwiek?-zapytał wpadając na wychodzącego z szatni Götzego.
-Inga poszła z Kubą do socjalnego, ale chyba coś się stało, była smutna. Klopp z Watzke są chyba jeszcze na boisku.
-Dzięki wielkie. Pójdę potem do Ingi sprawdzić co się dzieje.
-W porządku.
-Panie Reus, to nieporozumienie!-biegł za nim praktykant. Zdziwiłam się odnośnie zaistniałej sytuacji i wyszłam naprzeciwko im na korytarz.


-Co się dzieje? Słychać was na całym korytarzu.
-Dobrze, że jesteś. Musimy porozmawiać i wyjaśnić pewne sprawy. –wskazał zdenerwowany na praktykanta.
-Ja już lepiej pójdę. –uśmiechnął się Kuba puszczając oko i poszedł do szatni rzucając przy okazji „powodzenia”.

-Co się dzieje?-zapytałam wchodząc do pokoju, gdzie byłam przed chwilą. Oparłam się o ścianę i spojrzałam to na jednego to na drugiego.
-Chciałem się jedynie upewnić, że w arkuszu pytań nie było pytania o to, kiedy zrozumiałem, że nie czuję pociągu do kobiet.
-Słucham?-roześmiałam się do łez i patrzyłam na Marco nic nie rozumiejąc.
-Nastąpiło nieporozumienie!
-I czy mam odwagę powiedzieć prosto z mostu mężczyźnie, że mi się podoba, oraz to, czy mój związek z Mario to coś poważnego.
-Zostaw nas na chwilę, Marco. Postaram się to wyjaśnić.
-W porządku. Naprawdę, wolę kobiety.-dodał wpatrując się we mnie intensywnie.  Zbyt bardzo znałam to spojrzenie.

Po rozmowie z Zygmuntem, dość rozbawiona pożegnałam przerażanego praktykanta zapewniając, że nie naskarżę do niego do prezesa. Marco mijając się z nim w drzwiach zdziwił się, że już wychodzi do domu. Wszedł nadąsany i założonymi rękami.

-Wina leży po obu stronach.
-Słucham? Co takiego zrobiłem, oświeć mnie.-zaśmiał się i pokręcił głową.
-Marco, spokojnie. Dałeś mu powód, ponieważ zwróciłeś się raz do niego po pseudonimie.
-Przedstawił się przecież.
-Pseudonim jest dla przyjaciół.
-Może i nie zamierzam się przyjaźnić z nim, może się to przejęzyczyłem…
-On miał innego „przyjaciela” na myśli…  Jeśli wiesz o czym mówię.
-Boże..-roześmiał się łapiąc za głowę. –Nie wierzę.
-Spodobałeś mu się. On sam rozstał się ze swoim partnerem i chce teraz znaleźć kogoś na całe życie.
-I co mu powiedziałaś?
-Że wolisz kobiety i masz narzeczoną.
-A mam?
-A nie? Na przykład ta urocza, niska, chuda brunetka spod galerii i z gazet?
-Inga, to nie tak…
-Widziała mnie, powiedziała ci i najzwyczajniej zwialiście.
-Nie chciałem, żebyś myślała, że to moja dziewczyna.
-Za późno!
-Nie powiedziałaś mi o tym, kiedy ostatnio rozmawialiśmy. Mówiłaś, że wszystko wyjaśniliśmy. I co, chciałaś trzymać to cały czas? Wiem, że do cholery mi nie ufasz, ale mieliśmy wyjaśnić sobie wszystko, wszystko!
-Nie podnoś na mnie głosu.-szepnęłam siadając na fotelu. Starałam się powstrzymać łzy napływające do oczu.
-Przepraszam. –szepnął podchodząc do mnie i ukucnął przede mną łapiąc dłońmi za moje kolana. –To Isabell, siostra męża Melanie. Pomaga mi. Jest dla mnie jak rodzina, nic między nami nie ma. Mam cię zabrać jak do Melanie?
-Nie. To mnie przerasta. Muszę ochłonąć. Chyba jestem zbyt zazdrosna i nieufna.
-Rozumiem. –uśmiechnął się czule i złapał moją dłoń.
-Nie jesteś zły?
-Nie, kochanie. Chcę, żebyś była pewna. I nie uciekała przede mną. Jak dzisiaj.
-Przepraszam, zestresowałam się. Postaram się innym razem jakoś…ogarnąć.
-To tylko rozmowa, patrz, teraz nam jakoś wychodzi. Tak mi się wydaje.
-Chyba wychodzi. Dziękuję ci, Marco. Jesteś dla mnie zbyt dobry.
-Odwrotnie, Aniele. Kazałaś mi wierzyć, więc wierzę. W nas. –pocałował mnie w dłoń i wstał.

-O, Inga, tu jesteś…cie. Nie przeszkadzam wam.-nagle do pokoju wszedł tata a jak szybko wszedł tak zaczął wychodzić z wielkim uśmiechem.
-Czekaj! Co się dzieje?
-Ja chciałem cię zabrać do domu, ale skoro masz już towarzystwo, to…
-Jadę z tobą do domu. Skończyliśmy już rozmawiać.
-No doobra. Poczekam w samochodzie.
-Zaraz cię dogonię.
-Okej. Cześć Marco!-uśmiechnął się i pomachał do stojącego za mną blondyna.

-Dziękuję za rozmowę. –skierowałam do niego uśmiechając się delikatnie.
-Ja też. Do zobaczenia.
-Tak. Cześć.
-Chodź tu.-westchnął i przytulił mnie do siebie na pożegnanie i pocałował w głowę. Tęskniłam.




***



Z tatą wracaliśmy w zupełnej ciszy. Nie przeszkadzało mi to nawet, moje myśli były przy kimś innym. Wiedziałam, że tata najchętniej by mnie o wszystko wypytał, więc cieszyłam się, że daje mi chwilę spokoju choć i tak prędzej czy później mnie o to zapyta. To jest przecież Jürgen Klopp.

Kiedy tylko wjechaliśmy na posesję akurat mijaliśmy się z jakimś doręczycielem. Jeśli to kolejna przesyłka od Marco… Wysiadłam z samochodu i podbiegłam do chłopaka trzymającego kwadratowe pudełko.

-O! Dzień dobry. Może pani Inga Klopp?
-Zgadza się.-uśmiechnęłam się i odebrałam zaadresowaną do mnie paczkę i podpisałam w wyznaczonym miejscu. Zaczęło mi to już wchodzić w nawyk. Czy mi się wydaje, czy po rozstaniu z Marco dostaję od niego więcej przesyłek niż wtedy, kiedy byliśmy razem.  Zastanawiające.

-Co tam masz?
-Sama nie wiem, pójdę do pokoju się przebrać, otworzę paczkę i zrobię obiad.
-Ja mogę…
-Ja zrobię. Potrzebuję trochę pobyć w kuchni i się rządzić.
-Nie narzekam! Leć.
-Okej!- zaśmiałam się zdejmując płaszcz w przedpokoju i pobiegłam ciekawa do pokoju. Co mogło być w tej paczce?


Zamiast się przebierać, od razu przedarłam pierwszą warstwę papieru. Na wieczku czarnego pudełka została przyczepiona karteczka.

„Nie odbieraj proszę tego prezentu dwuznacznie. To jedynie lepsza wersja prezentu od Mario;) M.”

O nie, on tego nie zrobił. Kiedy zdjęłam karteczkę ukazał się biały, zdobny napis „Victoria’s Secret”.  Nie wierzę w ciebie Marco Jamesie Reusie. Zanim otworzyłam kartonik zauważyłam dłuższy wpis napisany małymi literkami zaczynający się od „PS”.


„Mimo braku podtekstów jestem nadal facetem i wyobrażając sobie ciebie w tej bieliźnie… Domyśl się, przecież wiesz co ze mną robisz nawet w ubraniach. Przepraszam, jeśli to wykracza poza naszą „sytuację” ale w niektórych sytuacjach ciężko nie zareagować. Mam nadzieję, że spodoba ci się…tak jak mnie.”


Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam się śmiać. Może nawet z nerwów. On doskonale wie, jak wprawić mnie w zakłopotanie. Zapewne na moich policzkach wypłynęły prawie zapomniane czerwone rumieńce. Z wielką niepewnością otworzyła pudełko i spośród ozdobnego papieru wyjęłam przepiękny czerwony, koronkowy komplet bielizny. Delikatny, koronkowy dół i przepięknie uszyty biustonosz połączony z gorsetem w śliczne hafty. Na plecach było wiązanie z równie czerwonej wstążki.  
Oglądałam ją dokładnie jak jakieś archeologiczne znalezisko. Wow. Była naprawdę przepiękna, ale… Czy pasuje do mnie? Kusząca to dość lekkie słowo, żeby ją opisać. Chyba nie byłam dość ładna, żeby taką nosić… Ale nie zaszkodzi jej mieć. Nie wnikałam nawet jakim cudem Marco idealnie wybrał rozmiar. To dość przerażające. Włożyłam z powrotem bieliznę do pudełka i włożyłam je pod łóżko. Oby nie wpadła w niepowołane ręce.



Kiedy robiłam obiad Kloppsik oczywiście wskoczył na blat kuchenny, żeby przyjrzeć się mojej pracy
-No i co kocie, hmm? Chcesz mi coś zjeść? A jedz, i tak nie masz takiego szczęścia jak ja. Marco mnie przytulił. I dał mi nawet fajny prezent. Chyba nawet się cieszę.-uśmiechnęłam się szeroko i puściłam oczko do Kloppsika. Ten tylko miauknął znudzony i zeskoczył na podłogę zabierając przy okazji swoją zabawkę. –Nie cieszysz się moim szczęściem?


Po skończonym posiłku zadzwoniła do mnie Cathy. Chyba „misja suknia” plan B! Usiadłam na kanapie naprzeciwko taty czytającego książkę i odebrałam połączenie. Nawet nie miałam chwili na odpoczynek. Jedyne co chciałam to położyć się spać.
-Plan B? Zgadłam?-zapytałam śmiejąc się.
-Dokładnie. Pakuj się kochana, o dwudziestej drugiej mamy samolot do Monachium. Bierzemy ze sobą Lewą i Tugbą.
-Czemu aż do Monachium?
-Mam tam trochę rodziny. Kuzynka ma salon sukien ślubnych, jej mąż jest właścicielem jednego z hoteli więc będziemy mieli po taniości nocleg, Hannah nie ma miejsca u siebie w mieszkaniu. Masz czas? Wrócimy jakoś jutro wieczorem pewnie.
-W porządku. Będę na lotnisku dwadzieścia minut przed wylotem
-Uwielbiam cię! Do zobaczenia!
-Pa!


-I co tam?-zapytał tata zainteresowany wyściubiając nosa znad lektury.
-Lecę do Monachium.
-Zdradzasz Borussię, ty paskudo!-śmiał się i rzucił we mnie pilotem od telewizora.
-Nie trafiłeś. A zastanawiałam się ostatnio, czemu nie jesteś już piłkarzem.
-A wiesz co? Jedź do tego Monachium.
-Okej. Jak coś to nie wybieram się do Bayernu tylko salonu sukien ślubnych.
-To jednak z tym Marco coś tam?
-Wiedziałam, że o to zapytasz! Wiedziałam!
-Oj tam.-machnął ręką i zaczął obserwować Kloppsika, który zaczął się czaić chcąc upolować swoje zabawki. –Śmieszne to.
-Kot?
-Yhym.
-Nie jesteśmy razem z Marco.-wytłumaczyłam zaspokajając ciekawość taty. Byłam pewna, że czekał tej odpowiedzi.
-Jeszcze.
-Tak.-potwierdziłam z uśmiechem. -Lecę się spakować.
-W porządku!



***


W Monachium z dziewczynami jednogłośnie wybrałyśmy idealną sukienkę ślubną dla przyszłej pani Hummels. Ogromnie cieszyłam się z ich szczęścia. Byli wspaniałą parą i już się nie mogłam doczekać momentu, w którym powiedzą sobie „tak”.

Ostatnie tygodnie jesieni zimnego listopada, w którym na okrągło padało i zrywały się porwiste wiatry spędziłam głównie na nadrabianiu zaległości w spotkaniach z dziewczynami. Długie wieczory zajmowały mi książki czytane przed ciepłym kominkiem z kotem na brzuchu i kakao w zasięgu ręki. Z Marco spotykaliśmy się kilka razy, lecz nie były to żadne spotkania oko w oko, zawsze byliśmy na gruncie uniwersalnym, między naszymi przyjaciółmi z Borussii. Nie było nawet mowy między nami o moim małym, szalenie drogim „prezencie”. Traktowaliśmy się przyjaźnie, jednak zdarzyła się niejedna sytuacja, kiedy nasze spojrzenia zatrzymały się na sobie dłużej i intensywniej niż u zwykłych przyjaciół. Prawdopodobnie każde z nas znało odpowiedź na każde zwątpienia, pytania i niepewności. Nie byliśmy chyba gotowi… A może ja nie byłam gotowa stawić temu czoła. 
Do czasu. 







~~~
Wiem kochane, że nudy i beznadzieja..Zupełny brak weny poziom 100. Obiecuję poprawę (nie za długo to obiecuję?). Postaram się nie zawieść w kolejnym rozdziale. 
Tak co do Euro to jestem ogromnie dumna, że tak daleko zaszliśmy. Wszyscy nasi chłopcy spisali się w 100%. Pokazaliśmy na co nas stać i co jeszcze możemy osiągnąć. Trzymam kciuki teraz za Niemców, powinni zajść jak najdalej. Jak odpadną to już wszystko jedno..
Za tydzień kolejny, co prawda będę miała teraz mniej czasu..ale póki jest pomysł to nawet będe zarywać nocki, trzeba korzystać!:)
Buziaki! <3

14 komentarzy:

  1. No nieeee xd znów w takim momencie no XD
    Chcesz kochana, żebym zawału dostała :/ XD
    Ja nie wytrzymam ;(
    Rudy ma powodzenie Hah xd
    Takie piękne ❤
    Takie cudowne ❤
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki i weeeeeny dużo :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny blog i ciekawe opowiadanie! <3 Uwielbiam Reusa! :)

    Zapraszam na mojego bloga związanego z polskimi WAGs ;)

    http://polishwags.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że wszystko sobie powiedzieli. Ten fragment z praktykantem - majstersztyk. :D Czekam na next i życzę mnóstwa weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział. Prezent od Reusa mistrzostwo świata. Jak oglądałam karne dzisiaj myślałam że zejdę na zawał. Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie nudy? Jaka beznadzieja? Świetny rozdział, w końcu Marco i Inga wszystko sobie wyjaśnili. Nie mogę się doczekać rozwoju sytuacji między nimi po tej końcówce "A może ja nie byłam gotowa stawić temu czoła.
    Do czasu." Rewelacja! Szkoda tylko, że przerywasz w takim momencie, przez co moja ciekawość jeszcze bardziej rooośnie :D Prezent od Reusa zdecydowanie wygrał rozdział :D no i jeszcze sytuacja z praktykantem xd popłakałam się ze śmiechu :D Super rozdział, czekam na następny :*
    PS. teraz też kibicuję Niemcom <3 i strasznie mi przykro, że Marco znów opuszcza Mistrzostwa przez kontuzję :( powinni wygrać dla niego <3
    PS2. przepraszam za brak komentarza pod tamtym rozdziałem, ale miałam problemy z internetem. :/ do następnego tygodnia :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział naprawdę wspaniały kochana :*
    Przepraszam że mój rozdział jest dosyć lakoniczny, jednak tu znowu jest złośliwość rzeczy martwych (Tak jak zauważyłaś u mnie w rozdziale - nawet są błędy. Że w ogóle coś udaje mi się na moim złomku pisać, haha)
    Czekam z niecierpliwością na następny <3
    Buziaki :******

    OdpowiedzUsuń
  7. Więc może zacznę od tego, że po koszmarnej nieobecności i tylko obietnicach nadrobienia, wchodzę do ciebie na bloga i czytam, nadrabiam i wreszcie jestem na bieżąco! Otóż, moja droga ze względu na nieobecność pod tyloma rozdziałami chciałam bardzo króciutko opisać to co czułam podczas czytania każdego rozdziału, ponieważ będą to naprawdę krótkie komentarze zawrę to w jednym trochę dłuższym, szykuj się na pogrom.
    Więc, 59 – jeśli chodzi o humor Kloppa to nigdy mnie nie przestanie bawić ten człowiek, pocieszny tatuś obawiający się kota własnej córki XD komiczne. Co to Ingi to trochę nieładnie pyskować tatusiowi ale skoro już musi być pyskata to niech robi to śmiesznie i w sumie tak jest bo zawsze czytając te jej żarciki robi mi się wielki banan na twarzy, mówiłam kiedyś, że kocham banany? Jeśli nie to mówię teraz, banany są fajne. No, w każdym razie, wracając do rozdziału Sądzę, że mimo wszystko klopp ma rację.. Inga zachowuje się głupio w stosunku do Marco i zdecydowanie powinni porozmawiać. No ale mniejsza z Marco, Mario wygrywa ten rozdział i tego bloga, ten człowiek to chodzący wygryw. XD Inga zresztą też, a kaloryfery mnie zabiły – jesteś boska, poważnie :D A teksty Mario i druga szuflada powaliły mnie na łopatki. A jego „drobne” kłamstewko było urocze i szczerze mówiąc czytając to od razu pomyślałam o fajnym wieczorze – Mario + Marco + Inga przy czym Mario by zamknął ich w jakimś ciemnym pomieszczeniu SAMYCH… :D i wiesz co, Kloppsik to w sumie super jest, wiele bym oddała za kota, który w samochodzie po prostu siedzi z niezadowoloną mordką, moje drą mordki, biegając po samochodzie i zostawiając sierść gdzie się da.. I ogólnie dom Marco musiał być niesamowicie piękny, chciałabym w takim mieszkać, boziu! Z Reusem przyjeżdżać na weekendy.. Z gotującym nam Mario.. Naprawdę lubię jajecznicę, kupiłoby się kury to i jeździć by chłopak nie musiał XD No chyba, że po za mały, czarny, koronkowy stanik, pomysłowy jest. Nie powiem, że nieXD
    I proszę, mokry Marco Reus we własnej osobie, seksowny jak zawsze. Też by mnie wyprowadził z równowagi widok tego bóstwa ubranego w szary golf, cholera. I wiesz co, jak cholernie bogatym trzeba być, żeby ZAPOMNIEĆ powiedzieć swojej drugiej połówce, że ma się dom?! Ok, pojawienie się Marco to takie mega zaskoczenie dla wszystkich, radość i wgl, nikt nie może w to uwierzyć, trochę jak 5 z matmy u mnie.. Marco piątką z matematyki.. Logiczne.XD
    CAŁUJĄ SIĘ! Od kiedy tylko przeczytałam, że w kuchni jest Marco, wiedziałam, że tak będzie, Jezu!! Magiczna chwila ♥♥ Ale ktoś musiał ją przerwać, kto? Goetze idealnie się do tego nadaje! No ale propozycja tournee (wybacz mi brak akcentu) po sypialniach zdecydowanie zrehabilitowała w moich oczach. Boże, Goetze to serio taki wesoły pączek, jego nie da się nie lubić.
    Wiesz co, nie rozumiem Ingi, gdyby do mojego pokoju wszedł pół nagi Reus nie kazałabym mu się ubierać, Jezu jak ta dziewczyna grzeszy.. No i ta rozmowa, w sumie wytrąciła mnie całkowicie z równowagi, nie tego się spodziewałam, spodziewałam się fajerwerków, miłości, pocałunków. A tu jakaś dziwna odmiana friendzone. :/
    60 – Jeśli chodzi o złamanie ręki żeby kot miał wygodne legowisko, mam szczerą nadzieję, że moje koty nigdy tego nie opatentują i nie będą chciały takiego legowiska, brrr. Ogólnie to szkoda mi Mario.. Znaczy, rozumiem goXD *historia zycia* tez jestem takim pączkiem, który wychodzi z parą, która grucha sobie i prawi czułe słówka a pączuś je i odpowiada im z pełną buzią. Jestem żeńską wersją Mario! Tyle że umiem coś więcej niż ugotować jajka i herbatę. I wiecznym dzieckiem wożącym ze sobą Monopoly wszędzie? Tak, to by się w sumie zgadzało..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok Jezu to urocze, że Marco się spłoszył, tym, że Mario przyznał, że Marco stanął podczas rejsu w MalezjiXD Ma małego bo rudy.. Fermentuję beztlenowo aktualnie – takie tam bio chemiczne żarciki, hehe. W swoim żywiole jestem. B) Dobra, koniec tych śmieszków – orzeszków. Nienawidzę soli i tymianku, fu.. Chciałabym gotować z Marco i mam wrazenie, że takie wspólne gotowanie dobrze działa na nasza parkę „kocham Cię ale będę zamykać w dziwnej odmianie friendzonu”
      Nie lubię Ann,dzwoni i rozmawia o hajsie tylko w sumie? słaboXD A jeśli chodzi o Goetze, to mój zaginiony bliźniak! Też uważam, że żarcie jest najważniejsze. Dobra, ale tak serio.. To czemu Mario wiecznie wchodzi między nich no eeej.
      CO TO ZA ODCHODZENIE?!
      Dobra, nieważne. Powinnam przeczytać cały rozdział i dopiero komentowac, ale nie mogę bo potem zapominam #człowiekAlzheimer.
      Inga przegrała w monopoly z Mario?XD Musiał oszukiwać.. Boże czemu kiedy powinnam widzieć Ingę widzę Ciebie? Jesteś do niej momentami tak cholernie podobna. Poważnie.
      Ale serio, czasami jest lepiej żeby laska nie wiedziała o niektórych sprawach, jest po prostu łatwiej, każdy ma prawo do tajemnic więc nie rozumiem jej zdenerwowania, boze. Po tym małym czymś w sensie tej pół końcówce nwm jak to nazwac, w każdym razie chodzi mi o rozmowę Izzy i Marco.. To serio frustrujące XD Ok mam depresję po końcówce. Marco to rudy cwel jak ktoś napisał.
      Mam nadzieję, że 61 poprawi mi humor.
      Dobra, początek mnie zabił. Serio czasem mam wrażenie, że napisanie o kimś „człowiek” to największy komplement jaki kiedykolwiek usłyszy, bo ludzie to po prostu bezduszne twory..
      Zrobię ostry makijaż będę straszniejsza.. Szkoda że laski w klubach tak nie myślą XD Jak po północy widzę rozmazane panienki wyglądające bardziej jak pandy niż jak seksowne piękności, którymi chciały być to aż mi się śmiać chce, poważnie xd Klopp ma styl, nie ma to tamto. KOCHAM CIEXDDD
      „napatrzeć na ciasteczka to się można, co nie? Göteze może nie, ale ten no, Polak taki jeden co tu gra, jest spoko. Niemiec ten taki blondi jest śliczniutki. A tobie który się podoba?” jest noc, a ja się śmieje jak głupia, boże dziewczyno uwielbiam CieXDD
      Panowie są świetni, wstawili się za Ingą, pokazali, że mają stuprocentowe zaufanie, uwielbiam takie akcje! Kubuś i Piszczu = tak, Marco = Nie. Cos mi nie podchodzi Reus w ostatnich rozdziałach, strasznie mnie irytuje. Ok jestem już zmęczona i ten komentarz ma coraz mniej sensu, ale wytrwam dzielnie do końca bo zżera mnie ciekawość.
      Ślub Matsa, o taak. Może tam coś zaiskrzy miedzy Ingą i Marco! Chociaż wróć, może nie będzie iskrzyć bo Marco to cholerny dzieciak!
      Ok rozmowę Kloppa z Ingą przeczytałam bez przerywania więc wypowiem się dosyć ogólnie. Cieszę się, że porozmawiali szczerze, wyjaśnili sobie kwestie, które powinni wyjaśnić już dawno a i cieszy mnie fakt, ze się przed sobą otworzyli. Ulla = Marco. Fajne porównanie, chociaż nie wyobrażam sobie rudego dzieciaka w ciąży.. No mniejsza z tym, szkoda mi Goetze. To tak na sam koniec.

      Usuń
    2. 62 – Dobra wiesz co Marco to naprawdę kretyn. KTO NORMALNY PRZYSYŁA KWIATY NA UCZELNIĘ? Nwm jak to tam u Ciebie jest, ale u mnie w mieście, profesorzy zjadają studentów, poważnie. Marco jest głupi. I wiesz co, powiem szczerze, że ten profesor taki mało mój miastowy, marzę o takim milutkim ale chodzą słuchy, ze panowie na kierunku wybranym przeze mnie, nie są zbyt przyjemni.. Eh..
      Boże co to ma być, jakaś kwiatowa rozmowa. Niby jestem za tym, żeby byli razem, ale Marco za bardzo mąci swoją osobą, swoją postawą i swoimi tajemnicami, ok uważam, że każdy ma do nich prawo, ale tez nie ma co przesadzać. Wkurzył mnie i dopóki to ze mnie nie zejdzie będę antyMarco.
      Boze olejek kokosowy.. Jakbym chciała, żeby przed maturą ktoś mnie zabrał do takiego SPA, o matko..
      Zgłaszam sprzeciw, najlepsze pierogi to ruskieXD Szczególnie mojej babci, o mamo.. Niedawno miałam urodzinki to może z tej okazji babcia mi je przyrządzi! Ale by było super, Jezu przez ciebie o 1 w nocy mam ochotę na pierogi, dzięki stara.
      Rzucanie się mąką, Boze, kiedyś sama tak robilam z przyjaciółką z tą różnicą, że robilyśmy pizze, tak mam w zwyczaju opowiadac historie zycia w komentarzach, lubie duzo mowic.xD
      NIEMIECKIE KRESKÓWKI
      Boże, Scooby Doo po niemiecku to trauma do końca życia, serio..
      „dam sobie lodówkę zabrać” Jezu ty nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać, ale powaga, mistrzostwo xD
      I w sumei chyba serio między mną i Mario jest jakaś bliźniacza więź, też rozpycham się na całe łóżko, zrzucając osoby śpiące ze mną. Dobrze wiesz komu może się to nie spodobać. :>
      Kobiety z depresją i okresem wcale nie są śmieszne.. To bardzo przykre…
      Dobra, zirytowało mnie to pierdzielenie się z rozmową. Co Marco zazdrosny o Matsa, że nie może chwilę po tym z nią porozmawiać i jeszcze zabiera Nico (słodki malec swoją drogą) z przyjęcia. Jezuu. DZIECIAK.
      Ok po rozmowie zmieniłam trochę do niego podejście, zrobiło mi się go żal, więc nie jestem już anty. Dobry z niego chłopak, który dużo przeszedł, ale kurde. Nie wyobrażam sobie tego, że ją zdradził. Lecę na 63.
      63 – Narzekałaś, że rozdział jest beznadziejny a połknęłam go niemal w całości, przerywając tylko raz kiedy mój kot zerwał firankę. Zobaczył ćmę no i samo poszło, mniejsza z tym. Masz już kopniaka w tyłek za to, że mówiłaś, że ten rozdział to dno, jest naprawdę świetny! Podoba mi się i to bardzo. Nie będzie do niego długiego komentarza bo
      A) Nie mam siły myśleć już, cały ten komentarz to wgl jakaś porażka
      B) Muszę powiesić firankę
      C) Nie robiłam sumiennych notatek jak wyżej tylko połknęłam go w całości
      Przykro mi, ale powiem Ci, że Zygmunt jest świetny. Od samego początku miałam przed oczami takiego typowego uroczego przyjaciela geja, a to, że Marco mu się spodobał wcale nie jest jakims szczególnym zaskoczeniem. Tylko, że Reus się tak obruszył.. No proszę jaki delikatny XD
      Cieszę się, że sobie WSZYSTKO wyjaśnili, wreszcie była na to pora i poważnie powinni być już razem.
      Koronkowy zestaw bielizny? – To jest to, czekam aż Marco ujrzy go na Indze.
      Mały, gruby, przygłupi – XDDDD to tak do goetze tylko sobie zapisałam
      Ok stara, to na tyle. Mam nadzieję, że chociaż częściowo nadrobiłam nieobecność u Ciebie i mam nadzieję, że wybaczysz mi to, że komentuje to tym jednym czymś.
      Pozdrawiam cieplutko i życzę dobrej nocy♥

      Usuń
    3. Ryczę, leżę i mam banana na twarzy (też je lubię, pjona!;) ) Leżę, bo właśnie się obudziłam ale ryczę już na serio♡ Weź jeszcze kiedyś zrób taką przerwę, okej?^^ (Tylko nie pod 64 bo serio, jak piszę to wyobrażam sobie twoją minę haha..to koszmarne..:)..)
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Ten dzień nie ma prawa być nieudany, Gosiu Götze^^(brzmi idealnie!) Buziaki!;*

      Usuń
    4. O takie przerwy się nie bój, będą zawsze bo jestem "czytelnikiem specjalnej troski" jak to kiedyś ktoś powiedział. Nie należę do osób obowiązkowych, i mam Alzheimera więc zapominam o tym, że powinnam coś przeczytać także ten, nie bój się o to XD
      I zaczynam się poważnie zastanawiać czy powinnam czytać 64, nwm czy moje serce to wytrzymaXDD
      I mam nadzieję, że jednak w moich dokumentach kiedyś zamiast Goetze będzie Reus, no i ten. To że jestem siostrą bliźniaczą Mario to tajemnica. Tajne/poufne. B)
      BUZIAKI!♥

      Usuń
  8. Czekam na dalszy przebieg relacji Marco- Inga ;D xo Pszczółka Emma

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham twojego bloga. Jest mega. Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę i mam wielką nadzieje,że Inga w końcu wróci do Marco. Piszesz świetnie, czyta się lekko i za żadne skarby nie mogłam się od tego bloga oderwać nawet na chwilę. Najbardziej zasmuciła mnie zdrada Reusa z Carolin,naszczęście nie był świadomy tylko pijany. Ale z utęsknieniem czekam na to jak Inga do niego wróci. To była cudowna para i napewno będą razem. Gotze rozbawiał mnie do łez w poprzednich rodziałach, albo Auba, żeby Inga i Reus poszli do skłaadzika xD.

    Życzę ci dużo weny.
    Pozdrawiam Reusowa

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytam bloga już bardzo dawno, prawie od początku. Dziś zdecydowałam się kilka słów napisać, wiem późno. ;)
    Na każdy rozdział czekam z utęsknieniem. Co zrobiłaś z tym opowiadaniem to przechodzi najśmielsze oczekiwania. Serio! Każde sytuacje są absolutnie genialne i dopracowane w każdym szczególiku i za to właśnie tą historię uwielbiam. Marco i Inga, wspaniali. Miłość która ich łączy jest przeogromna. Cudnie dobierasz słowa tak, że nie są wiesz...takie tandetne z jakieś słabej komedii romantycznej. Nie wiem jak to robisz, ale kiedyś też pisałam bloga z opowiadaniami, i ilekroć to czytałam to wydawało mi się mega tandetnie i sztucznie(zapewne wiesz o co mi chodzi). A co do tego rodziału...O mamuniu! Prezent od Reusa wygrywa internety, czy tylko ja też chciałabym być w takiej sytuacji?:) Mam nadzieje, że pod tym łóżkiem nie będzie ta bielizna za długo...;) Tym bardziej, że zakończyłaś tak a nie inaczej, więc teraz chyba wszystkie Twoje czytelniczki czekają aż Marco i Inga znów będą parą:D
    Kot i ojciec Ingi, hahaha. Musialam się powstrzymywać by nie zaśmiać się na głos w autobusie. Potrafisz rozbawić człowieka. Fikcyjna historia a emocjonuję się każdym rodziałem;) (I chyba nie tylko ja tak mam z tego co widzę po komentarzach innych czytelniczek). Czekam na sobotni, kolejny rozdział, to już prawie tradycja, że jadąc autobusem z uczelni czytam Twojego bloga. Dzięki!:D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń