sobota, 9 lipca 2016

Sześćdziesiąt cztery.


„I got my red dress on tonight, dancin’ in the dark in the pale moonlight.
Done my hair up real big, beauty queen style, high heels on and I’m feeln’ alive.
Oh, my God, I feel it in the air. Honey I’m on fire, I feel it everywhere
Nothing scares me anymore.”
 ~Lana Del Rey




-Inga, już?- wołanie Cathy zza kotary nie wybiło mnie z transu wpatrywania się w przepiękną sukienkę. Stałam przed lustrem patrząc we własne odbicie już nieskończony czas. Wybrałyśmy już sukienki dla druhen ale kiedy zobaczyłam tą wiedziałam, że muszę ją przymierzyć, mieć ją na sobie chociaż chwilę. Cena nie była zbyt koszmarna, a może była ale przyćmiewał ją urok tej sukienki. Pierwszy raz w życiu miałam na sobie taki model. Jednolita, czerwona, sięgająca do łydek i ściśle przylegająca do ciała z krótkimi rękawkami. Można by je nazwać bardziej grubszymi ramiączkami. Rękaw był dopiero na ramionach, dzięki czemu miałam prześlicznie wyeksponowaną szyję i dekolt. Kiedy ją zobaczyłam na wieszaku pomyślałam, że kupienie jej graniczyłoby z szaleństwem, jednak gdy ją założyłam… Chyba zaiskrzyło. Nieważne gdzie ją założę, po prostu muszę ją mieć.

-Pokażesz się?
-Nie! Biorę ją!-krzyknęłam uśmiechając się od ucha do ucha. Jak szaleć to szaleć. W końcu mam swoją wypłatę a raz na rok takie prezenty to nic złego..chyba. Zawiesiłam ją z powrotem na wieszaku i założyłam swoje ubrania.




Przed salonem czekał na nas Mats. Cathy od razu podbiegła do niego wpadając mu prosto w ramiona. Uśmiechnęłyśmy się do siebie z Anią i Lisą widząc zakochanych. Już jutro miała odbyć się impreza w ramach wieczoru panieńskiego i kawalerskiego. Woleli mieć łączony, cóż, coś innego. Zapowiada się i tak ciekawie. Dzisiaj wieczorem miał jeszcze przylecieć brat Matsa, Jonas, który miał pełnić obowiązek drużby a przy okazji pomocy w organizowaniu imprezy. Cathy stwierdziła, że i ona i jej pierwsza druhna spędzą ten czas w kinie. Przecież pannie młodej się nie odmawia.

Ania zaprosiła mnie na obiad. Podobno jakiś jej nowy specjał, a od mojej opinii ma zależeć pojawienie się go na blogu. Przez ostatnie tygodnie nadrobiłyśmy z Anią czas, który nie wiadomo kiedy nam umknął. Miałam poczucie, że nasza przyjaźń gdzieś się zgubiła przy moim rozstaniu z Marco, ciężkim okresie, wypadku. Teraz z czystym sumieniem mogłyśmy przyznać, że wracamy na dobre tory. Cztery razy w tygodniu zabierała mnie na wspólne ćwiczenie, na bieganie jednak już nie dawałam się wyciągnąć ze względu na coraz zimniejszą pogodę. W końcu początek grudnia to nie przelewki. Mimo, że nie było jeszcze śniegu trzeba było się zaopatrzyć w ciepłe kurtki. Tata sam wyciągnął mnie na zakupy i powiedział, że do póki nie znajdziemy dwóch ciepłych kurtek na zimę dla mnie to nie wyjdziemy z galerii. Dwóch! Nie potrzebowałam dwóch, ale wygrać na argumenty z tatą jest raczej niewykonalne. Kto mówi „niemożliwe nie istnieje” nie spotkał w swoim życiu Jürgena Kloppa.

Kiedy byłyśmy już pod domem Lewandowskich pożegnałyśmy się z Anią ze wszystkimi. Z Cathy umówiłyśmy się na telefon, zależnie kiedy przyjedzie Jonas.
Robert przywitał już nas przy drzwiach i pomógł się rozebrać. Z Anią spojrzałyśmy na siebie zdziwione jego zbyt uprzejmym zachowaniem. Nie, żebyśmy wybrzydzały ale to po prostu nie pasowało do Lewego. Przemknęłam z Anią do kuchni, gdzie zaczęłyśmy razem przygotowywać posiłek. Zostałam uświadomiona przez Anię, że jest ona kucharką na poziomie i nasze wystawne gotowanie nie zakończy się jak ostatnie gotowanie z Mario, kiedy byliśmy cali w mące. A było o nim głośno. Media coraz bardziej interesowały się moją osobą i moim związkiem z nie wiadomo kim ale kimś na pewno. O moich romansach pisze się dużo, ja jednak jestem w dalszym ciągu zakochana niezmiennie w jednej i tej samej osobie.


-Inga, a wiesz kiedy przyjeżdża Ann?
-W dzień ślubu. Dostała dwa dni wolnego.
-Dawno w sumie się nie widziałyśmy. Powinna przyjeżdżać częściej.
-Powinna. Wszyscy by się cieszyli. –A zwłaszcza Pączek. Mario już od dwóch dni chodzi podekscytowany, że spotka się z Ann. Ostrzegł mnie, że jeśli przeszkodzę im w którymkolwiek momencie to mi wydłubie oczy. Dobrze wiedzieć. Miałam nadzieję, że w końcu powie jej co do niej czuje albo chociaż ich relacja się poprawi i nie będzie się wstydził codziennie do niej dzwonić.




***



Do domu wróciłam dopiero koło dwudziestej trzeciej w dodatku obładowana torbami. W jednej była suknia druhny na ślub a w drugiej mój cudny nowy nabytek. Taty nie było w salonie, więc od razu poszłam na górę do swojego pokoju.

-O proszę! Mam córkę! Zapomniałbym!-zaśmiał się tata, kiedy przechodziłam akurat koło otwartych drzwi jego sypialni.
-Masz, masz. –z uśmiechem weszłam do jego sypialni i usiadłam na łóżku. –Co tam czytasz?
-A książkę psychologiczną, bardzo ciekawa. Andrew Matthews, znasz?
-Znam. Nie wierzę, że czytasz książki psychologiczne.
-Książka Ulli. Muszę się wybrać do księgarni i coś poszukać ciekawego. A ty co tam masz za zakupy?
-Suknia na ślub Cathy i Matsa iiii sukienka jeszcze nie wiem na kiedy ale jest przepiękna i musiałam ją mieć.
-Mówisz jak Ulla. Ratunku!-zaśmiał się zakrywając twarz książką.
-Gdybym jej nie kupiła nie wybaczyłabym sobie.
-I dobrze. Mogłaś kupić sobie coś jeszcze. Nie musisz przecież oszczędzać.
-Muszę! Przynajmniej, żeby kupić sobie jakieś mieszkanie.
-Chyba żartujesz. Tu jest twój dom.
-Miało być tymczasowe..
-Co było a nie jest nie pisze się w rejestr. No, już zmykaj spać. Jutro ta cała impreza, chyba nie zamierzasz na niej spać.
-Nie. Już lecę.
-Może na nią założysz tą sukienkę!-rzucił za mną, kiedy już wychodziłam z pokoju.
-Bingo!-uśmiechnęłam się szeroko i pomachałam mu mówiąc „dobranoc”.



Kiedy weszłam do pokoju usłyszałam ciche kocie drapanie. A to nie oznaczało nigdy nic dobrego.
-Kloppsik?-zapaliłam lampę i odłożyłam dwie papierowe torby z sukienkami na fotel stojący w rogu pokoju. Zaczęłam się rozglądać dookoła próbując znaleźć kota. Nawoływanie niczym nie skutkowało, dopiero po kilku minutach zlokalizowałam go pod łóżkiem drapiącego czarny karton.

-Osz ty sierściuchu! To mój prezent od Marco! Na taki kartonik bym musiała wydać miesięczną pensję!-westchnęłam przeganiając kota i wyjęłam czarne pudełko..z białymi śladami po drapaniu. –No pięknie.

Nie wszystko jednak stracone. Tata podpowiedział z sukienką a kot jak widać zna się na bieliźnie. I to trzeba mu przyznać, że ma całkiem dobry gust. A więc Victorio Secret, jutro twoja premiera. Mimo, że będziesz schowana pod sukienką… No ale i tak będziesz. To się liczy. Włożyłam pudełko do torby z sukienką, gdzie Kloppsik go na pewno nie dopadnie.
Po dzisiejszym dniu nie miałam siły na kąpiel. Założyłam jedynie piżamę i weszłam leniwie pod kołdrę tradycyjnie zgarniając kota z podłogi.




***



Pora, w której się obudziłam ciężko było nazwać porankiem. Nie znosiłam budzić się tak późno zwłaszcza, kiedy miałam coś wieczorem zaplanowane. I to coś ważnego. Kloppsik spał dalej wtulony w moją szyję. Sięgnęłam na szafkę do telefonu podłączonego do ładowarki. Tak jak miałam przeczucie, była tam jedna wiadomość. Może ona właśnie mnie obudziła, ponieważ przyszła niecałe pięć minut temu.


„Zgadnij kto jedzie po Ann!:))))))))))”


Tyle uśmiechów mógł tylko wysłać Götze.


„Mariooo!:))”


Z uśmiechem na ustach wstałam z łóżka i zbiegłam na dół w celu zjedzenia śniadania. Może bardziej już obiadu. Zrobiłam sobie jedynie bułkę i herbatę. Na lodówce znalazłam karteczkę od taty oznajmiającą, że wyszedł z Emmą na spacer do lasu, a potem wybiera się na chwilę do Watzke. Czyli domek cały mój.

Wczoraj już zasypiając myślałam o butach, które by pasowałyby do sukienki i doszłam do wniosku, że musiałabym pożyczyć od Cathy. Już raz ratowała mnie w potrzebie a ma taki sam rozmiar jak ja. Przełykając ostatni kawałek bułki wybrałam numer do narzeczonej Matsa. Po kilku sygnałach odebrała i przywitała się lekko zaspanym głosem.

-Obudziłam cię?
-Nie, Mats mnie obudził pół godziny temu ale jeszcze symulowałam spanie. W sumie tylko leżałam z zamkniętymi oczami. Wiesz jak to jest.
-Też długo spałam. Co będzie po dzisiejszym…
-Wiesz? Coś mi mówi, że to samo. Albo gorzej.
-Możliwe. A ja w tej sprawie do ciebie. Masz może pożyczyć beżowe szpilki?
-Pewnie, że mam. Trzy pary do wyboru. Wpadnę za trzy godziny, chyba wtedy będziesz się przygotowywać.
-Nie będę ci robić problemu, mogę sama wpaść.
-Daj spokój! Żaden problem, będzie jeszcze fajniej. Siedemnasta jestem i razem pojedziemy. Co ty na to?
-W takim razie czekam!
-Super! Do zobaczenia.



Odłożyłam telefon i poszłam się przygotować na górę. Nalałam wodę do wanny dodatkowo dodając olejek jaśminowy, maseczka na twarz i wszystkie inne pielęgnacyjne rzeczy, żeby spróbować wyglądać jak milion dolarów i nie odejmować sukience.
Na sam koniec pomalowałam paznokcie na kremowy kolor i jako mój artystyczny wyczyn namalowałam przez szablon w rogach serdecznych palców małe, czerwone serduszka. Słodko.
Niczym małe dziecko oczekujące na gwiazdkowy prezent pobiegłam po pudełko z prezentem od Marco. Uśmiechnęłam się szeroko wyjmując przepiękny komplet. Problemem jednak okazało się zawiązanie gorsetu. No chyba nie oczekiwał, że jak będę potrzebowała pomocy to po niego zadzwonię. Kiedy próbowałam wpaść na patent wiązania zadzwonił mój telefon. Założyłam z powrotem mój puchaty szlafrok i zbiegłam na dół.

-No hej Cat, już w drodze?
-Niestety w drodze ale do szpitala. Bardzo cię przepraszam ale nie dam rady. Akurat byłyśmy z Vanessą i chyba skręciła kostkę.
-O jeny, uściskaj ją ode mnie. Ja sobie poradzę, nie martw się. Oby ją szybko przyjęli, żeby zdążyła na naszą imprezę.
-Mamy chwilę, więc powinnyśmy zdążyć. Ale nie myśl, że wystawiłam cię z butami do wiatru. Zaraz zostaną przytransportowane.
-Jeśli wysłałaś do mnie Reusa…
-Głodnemu chleb na myśli! Nie, ja ciocią swatką nie jestem, masz od tego Mario. A ja wierzę, że sami sobie poradzicie.
-Dziękuję ci bardzo. O! Chyba twój wysłannik przyszedł.
-Super! Bawcie się dobrze w takim razie. Paa!
-Dzięki, pa!


Odłożyłam telefon na miejsce i poszłam w stronę drzwi. Byłam prawie pewna, że Cathy przysłała Matsa, jednak kiedy tylko otworzyłam drzwi chyba wrzasnęłam ze szczęścia na całą okolicę.

-Ann!-z wielkim uśmiechem rzuciłam się na modelkę mocno ją ściskając. –Tęskniłam!
-Ja też! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jestem! –uśmiechnęła się blondynka i weszła do domu. Jak zwykle wyglądała perfekcyjnie. Chyba była już gotowa na imprezę. Mario padnie z zachwytu, już to widzę.
-Co tu w ogóle robisz? Ania mi mówiła, że będziesz dopiero na ślubie.
-Ania nie wie. Wiesz tylko ty, Mario i Cathy.
-Najlepsza niespodzianka dzisiejszego dnia.
-Oj tam, nie chwal dnia przed zachodem słońca. To co, przymierzasz buty?
-Gdyby buty były w tym momencie problemem…-zaśmiałam się prowadząc do mojego pokoju.
-A co? Może pomogę?
-Jeśli umiesz wiązać zawiłe gorsety od Victoria’s Secret to bardzo bym prosiła.
-Pewnie, że umiem. Chodziłam w jej pokazach, teraz z resztą też. Mam swoje patenty. Zakładaj a ja ci zawiążę!


Wiązanie nie było aż tak trudne. Wiedziałam już jak zawiązać to samej, wystarczyło jedynie włożyć gorset już zapleciony luźno z tyłu i na sobie jedynie ścisnąć i zawiązać. Banał.

-Wyglądasz w tym fantastycznie! Nie wiedziałam, że nosisz takie ciuszki!-zaśmiała się rzucając na łóżko. Götze twin. Jakbym go widziała.
-To…prezent.-westchnęłam zabierając sukienkę z szafy i poszłam ubrać ją do łazienki.
-Od kogo?-pisnęła za mną dziewczyna wbijając we mnie intensywnie wzrok.
-Cichy wielbiciel.-uśmiechnęłam się zamykając za sobą drzwi.


Kiedy wyszłam już przebrana Ann zaniemówiła. Sama byłam zachwycona jak pięknie, kobieco i wyjątkowo czułam się w tej kreacji.  

-Osz cholera. Przepięknie to za słaby wyraz. Wyglądasz obłędnie! Jeśli nie pozwolisz mi zrobić tobie makijażu to nie wybaczę ci tego do końca życia.
-Możesz. Nie mam zbyt dużo kosmetyków ale może coś z tego zrobisz. A słuchaj… Myślałam o tym już jakiś czas, ale… Masz może jakąś znajomą albo i znajomego fryzjera? Dobrego fryzjera, na właściwie teraz?
-W sumie mam! Moja dobra koleżanka ma salon z naprawdę dobrymi pracownikami, jest jeszcze salon kosmetyczny w tej samej sali, więc nawet tam mogę cię pomalować.
-Byłoby cudownie!
-A co chcesz robić z włosami?
-Zobaczysz.


Kiedy właśnie zakładałam puchową kurtkę do domu wrócił tata, który w progu widząc mnie zaniemówił z wrażenia, przez co Emma wykorzystała tę okazję i wbiegła do domu.

-Wow. Nieźle.
-Dziękuję. –zaśmiałam się zapinając zamek. –Pamiętasz Ann-Katherin?
-Jakżebym mógł zapomnieć.-uśmiechnął się szarmancko i pocałował dziewczynę w rękę na powitanie. –Zostajesz na dłużej?
-Niestety mam dzień po ślubie Matsa i Cathy samolot powrotny. Ale i tak cieszę się, że mogę z takiej okazji spędzić czas ze wszystkimi znajomymi.
-No tak. Nie zatrzymuję już. Bawcie się dobrze. I z głową!-pogroził palcem i uśmiechnął się szeroko.

Kiedy już podchodziłyśmy z Ann do samochodu poprosiłam ją chwilę, żeby na mnie zaczekała. Podbiegłam z powrotem do domu na ile pozwalały mi przepiękne, lakierowane szpilki Cathy i kiedy tylko otworzyłam drzwi wpadłam na tatę.

-Co się stało?-zapytał zdziwiony, a ja nic nie mówiąc po prostu mocno go przytuliłam. Czułam się zupełnie jak mała, zagubiona dziewczynka, co gorsza chciało mi się płakać. Ani przepiękna sukienka ani bielizna, którą miałam pod nią nie pozwoliłyby pomyśleć, że mogłabym być twardą, pewną siebie kobietą. Po prostu nie w tej chwili. Tata objął mnie mocno i zaczął lekko nami kołysać.
-Jesteś szczęśliwy?
-Oczywiście, że tak. Dlaczego pytasz? Ty jesteś szczęśliwa?
-Nie wiem. Nie wiem czemu pytam ani nie wiem czy jestem. Chciałam po prostu wiedzieć.
-Nie masz się co martwić o mnie. Mam wspaniałą córeczkę, w dalszym ciągu żonę, z fochem ale mam też syna. No i całą resztę rodziny, zdrową, z którą zawsze na siebie możemy liczyć. Jeśli będziesz chciała, to się umówimy z nimi. Możemy ich do nas zaprosić. A ty musisz coś w końcu zrobić, żeby być naprawdę szczęśliwą. Pamiętasz słowa babci? Zawsze słuchaj głosu serca. Pomyśl o tym.
-Dziękuję ci.-uśmiechnęłam się słabo i pocałowałam go w policzek.
-No już! Uśmiechaj się! I się baw. Naprawdę pięknie wyglądasz.
-Tato?
-Hmm?
-Wiesz, że cię kocham, prawda?
-Wiem, słońce. –z szerokim uśmiechem i pocałował w głowę –A ja ciebie. Pędź już do Ann i się dobrze baw. Należy ci się w końcu.
-Dziękuję. A tak w ogóle, to jadę ścinać włosy! –zaśmiałam się widząc jego zaskoczoną minę i pomachałam mu na do widzenia.






/Marco/

Siedziałem z Mario na kanapie zupełnie oderwany od rozmowy reszty. Chyba nie miałem zbytnio ochoty na imprezę, jednak to szeroko pojęty wieczór kawalerski… Chrzanić wieczór kawalerski. Po prostu byłem tu, żeby Ją zobaczyć. Zobaczyć jej uśmiech, poczuć jej dotyk. Za jeden zwykły taniec oddałbym wszystko.

-Zatańczę z Ann. –wyrwał mnie z zamyślenia rozanielony Mario opierając głowę na ramieniu niczym rozmarzony pięciolatek.
-Cieszę się twoim szczęściem.-zaśmiałem się pod nosem i upiłem łyka soku pomarańczowego, od którego się uzależniłem ostatnimi czasy. Może to żałosne i sentymentalne, i zwykle robią to zdesperowane kobiety ale po prostu kojarzył mi się on ze smakiem naszego pierwszego pocałunku, mojego i Ingi w Malezji. Musiała wcześniej go pić a mi w pewnym momencie przypomniał mi się właśnie on i zacząłem po prostu go kupować, próbując zagłuszyć ból i straszną tęsknotę. Lepsze swoją drogą niż alkohol.
-Nie zatańczysz z Ingą?
-Nie wiem czy powinienem.
-Jezus, weź idź na jakiś gliniany, rzeźbiony murek, załóż sobie w swoje blond kudły wieniec laurowy usiądź na murku, oprzyj wyciągniętą rękę z globusem o kolano i filozofuj. A ja będę tańczył z Ann i nawet z Ingą. Może tak wyciągniesz jakieś wnioski. Oby nie za późno.
-Na razie jesteśmy na tym, że tańczysz z Ann, Ingę mogę ci odbić zaraz po tym, jak tylko ją poprosisz do tańca.-zaśmiałem się i szturchnąłem łokciem przyjaciela.


Hummelsowie nieźle to wymyślili. Cały ogromny salon przemienili w małą klubową salę. W przestronnym aneksie kuchennym był barek i przekąski, na środku salonu był „parkiet” do tańczenia, a po bokach poustawiane kanapy, fotele i stoliki. Była już większość osób, choć nie było dla mnie tej najważniejszej. Muzyka już leciała w miarę głośno, jednak w pewnym momencie zagłuszyły ją szepty wszystkich. Siedzący naprzeciwko mnie Mats, Ilkay oraz Auba patrzeli to na mnie to w stronę wejścia. Cathy stojąca za kanapą uśmiechnęła się szeroko oraz klika dziewczyn także przystanęło wychodząc zza rogu.

-O. Mój. Boże.-pisnęła Ania Lewandowska i pobiegła prosto w stronę wejścia. Kiedy tylko mój wzrok padł na Nią przestałem oddychać. Czerwona sukienka opinająca ciało, wysokie cieliste szpilki podkreślające jej idealne nogi, cienka, beżowa marynarka i… Miała ścięte przed ramiona włosy, jeszcze bardziej pokręcone niż codziennie, z lekkim połyskiem, pewnie lakieru i długie, złote kolczyki sięgające do ramion. Mocny makijaż i kuszące czerwone usta, których kąciki podniosły się w seksownym uśmiechu. Moja piękna Inga.

-Oddychaj, nie zagryzaj wargi i opanuj się, bo tym razem nie będę szperał im po szafkach w poszukiwaniu koca. Idź się lepiej chluśnij zimną wodą, zrób cokolwiek. A ja idę się poprzytulać. –uśmiechnął się szeroko Mario i poszedł w kierunku Ingi i Ann-Katherin. Ja niestety chyba powinienem zacząć szukać koca.





/Inga/

Jak przypuszczałyśmy z Ann, nasze wejście zrobiło niemałe zamieszanie. Nowe, krótkie włosy bardzo mi się podobały. Czułam się…hmm..no właśnie. Może to krok w przód i w stronę nowego życia? Chyba tak. Na początku nie byłam przekonana do makijażu wykonanego przez Ann, był bardzo odważny, z pazurem. Usta pociągnięte błyszczącą szminkę w kolorze ostrej czerwieni, doczepiane rzęsy, które miałam pierwszy raz w życiu, i delikatny, brązowy cień do powiek. Czułam się jak księżniczka, a poczucie, że mam na sobie naprawdę niesamowitą sukienkę i nie ujmującą jej bieliznę tylko mnie w tym utwierdzało. Czułam się w niej kobieco,  pewna siebie. Dziewczyny od razu zaciągnęły mnie do siebie. Wszystkie były pod wrażeniem mojej „metamorfozy”, a ja byłam do tego bardziej przekonana. Przecież to nie mój codzienny look tylko na imprezie, na której zamierzam się dobrze bawić.
Mario, kiedy tylko weszłam od razu mnie przytulił i dostałam jego aprobatę odnośnie nowego wyglądu, sam zaraz po tym, kiedy mnie uściskał poprosił do tańca Ann puszczając do mnie radośnie oczko.

Tego wieczora chyba tańczyłam z każdym, jednak nie widziałam w ogóle Marco. Nie chodziło o to, że źle się bawiłam czy źle czułam w ich towarzystwie, jednak uczucie tęsknoty tak bardzo dawało się we znaki, tak bardzo chciałam być blisko niego.

Poszłam do baru, gdzie siedzieli Mats i jak się domyśliłam jego brat, Jonas. Byli bardzo do siebie podobni. Przywitałam się z nimi i zaczęliśmy rozmawiać głównie o nadchodzącym ślubie i dzisiejszej imprezie. Sama sobie nalałam pepsi z lodem, nie wierząc w wersję ‘light’ pewnie dla piłkarzy, albo dla Mario, aby nadal wierzył w swoje mięśnie. Najwyżej przytyję. Kiedy dopiłam moją szklaneczkę Jonas z uśmiechem zaprosił mnie do tańca. Złapał mnie za rękę i poprowadził na środek parkietu, gdzie bawiło się naprawdę sporo par. Przetańczyliśmy dwie energiczne piosenki aż jako trzecią puścili bardzo wolną, typową „przytulankę”. Wprawiło to nas przez moment w niezręczność, jednak po chwili bez wahania Jonas przyciągnął mnie do siebie i położył dłonie na moich plecach. Nie dane nam było długo potańczyć, ponieważ ktoś nam przeszkodził. A właściwie nie ktoś, tylko On, ten, którego próbowałam dostrzec przez cały wieczór.

-Wybacz, odbijany.-uśmiechnął się napinając charakterystycznie szczękę. Zawsze tak robił, kiedy był zdenerwowany. I to nieźle zdenerwowany.
-Oczywiście.-kiwnął głową Jonas i ulotnił się gdzieś z boku. Poczułam dłoń Marco na moich plecach. Sprowadził mnie bez słowa z parkietu, przeszliśmy przez ciemny korytarz, aż w końcu stanęliśmy przed drzwiami…toalety? Odwróciłam się do Marco chcąc coś powiedzieć, jednak on tylko położył palec na moich ustach i popchnął mnie do pomieszczenia. Zamknął za nami drzwi nie zapalając nawet światła, przez co pomieszczenie było zupełnie ciemne. Kiedy wzrok trochę się przyzwyczaił mogliśmy widzieć swoje kontury.

-Zabij mnie, Inga, za to co zrobię, ale nigdy cię za to nie przeproszę. –szepnął gładząc moją szyję a po chwili poczułam jego usta na swoich. Jego druga ręka wplątała się w moje włosy i delikatnie je pociągnął. –Twoje włosy są takie piękne. Kochałem te długie, ale w tych też wyglądasz cudownie. –szepnął a po chwili znów naparł na moje rozchylone wargi i zaczął pieścić językiem moje podniebienie. Westchnęłam cicho i objęłam dłońmi jego kark.
-Gdzie byłeś cały wieczór? Chciałam cię zobaczyć.
-Cały czas cię obserwowałem, Aniele. –szepnął w moje usta
-Chciałam choćby z tobą zatańczyć, dotknąć cię…-szepnęłam chowając głowę w jego ramieniu.
-Zrób to. –szepnął i przygryzł delikatnie płatek mojego ucha. Po moim ciele przebiegł zupełnie nieoczekiwany dreszcz. Chwycił moje dłonie i położył je na swoim umięśnionym brzuchu i zaczął nimi powoli przesuwać do góry. Puścił mnie na wysokości jego klatki piersiowej, a ja sama zaczęłam sunąć  na jego szyję, delikatnie drapiąc paznokciami. 
Kiedy dotknęłam opuszkami palców jego ust poczułam jego przyspieszony oddech. Zorientowałam się, że znajduję się w zupełnie takim samym stanie. Podniosłam oczy do góry tak, że patrzyliśmy na siebie chwilę. Nie potrzebowaliśmy słów, żeby paść w wir namiętnych pocałunków. Nie liczyło się to, że za ścianą była impreza ze wszystkimi naszymi znajomymi, w tym momencie liczyliśmy się tylko my, nasz moment, to była nasza chwila. Chwila, w której czułam bezgraniczne szczęście.

Musiałam sama go odepchnąć, żeby zaczerpnąć tchu. Marco oparł czoło o moje i przycisnął sobą do chłodnych kafelek. Na udzie czułam jego nabrzmiałą męskość. On naprawdę mnie pragnął. Kiedy miał znów złączyć nasze usta złapałam go za brodę powstrzymując go.
-Tak…-szepnęłam prawie niesłyszalnie.
-Słucham?-zapytał nie rozumiejąc i założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Zróbmy to. Jestem gotowa, po prostu zróbmy.
-Nie chcę, żebyś potem miała żałować. To ważne. Nie byliśmy razem tyle czasu…
-Tęsknię, kocham cię..pragnę cię. Proszę, nie katuj mnie.
-W porządku…-powiedział ostrożnie patrząc w moje oczy jakby upewniając się pewności mojej decyzji.
-To…-spojrzałam na niego a po chwili oboje się cicho zaśmialiśmy.
-Chyba nie sądzisz, że zrobimy to tutaj.
-Oboję…-nie mogłam skończyć, ponieważ zostało mi przerwane to przez zachłanny pocałunek.
-To nie jest obojętne, kochanie. To ważne.
-Przestańmy rozmawiać o tym jak o karcie przetargowej.
-Chcę, żeby było dla ciebie jak najlepiej. Wiem, że to dla ciebie ważne. Dla mnie ważne.. i mnie zaskoczyłaś.
-Powiedz mi, nie chcesz tego? –zapytałam czując lęk. Natychmiast złapał mnie za podbródek i skierował mnie prosto na jego czuły wzrok.
-Inga… Pragnę cię, ogromnie. Odkąd tylko cię zobaczyłem, odkąd wyznałem ci miłość, chciałem pokazać ci, jak bardzo cię kocham. Ostatnie co możesz mi zarzucić, to to, że tego nie chcę. Tak bardzo cię kocham, Aniele. –objął mnie mocno i czule pocałował. –Masz przy sobie telefon?
-Tak.
-Posłuchaj… Za piętnaście minut podjedzie tutaj samochód, po ciebie. Jeśli zmienisz decyzję po prostu nie wsiadaj.
-Chcę, uwierz mi, że chcę. Bardzo.-złapałam jego dłoń, a drugą rękę położyłam na jego policzku. Uśmiechnęłam się lekko i musnęłam delikatnie jego usta.
-Zaufaj mi.
-Dobrze.
-Piętnaście minut. Kocham cię. Niezależnie czy wsiądziesz do tego samochodu czy nie, zawsze będę cię kochał i czekał ile trzeba.
-Wsiądę, możesz być o to spokojny. Nie myśl, że tylko ty mnie pragniesz.
-Cieszy mnie to.-uśmiechnął się rozbrajająco i pocałował mnie w czoło.
-Do zobaczenia.-szepnęłam, a po chwili byłam już sama w łazience oparta o kafelki. Moje nogi drżały, chyba nawet jak ja cała. Po kilku minutach zebrałam się ze stanu „galaretki” nie umiejącej stanąć na nogi. Wytarłam szminkę z ust, która była dość mocno rozmazana. Wyszłam do salonu, gdzie natknęłam się na Ann.


-Hej, wszystko w porządku? Nie wyglądasz dobrze…
-Wszystko w jak najlepszym porządku.
-Oczy ci się świecą, masz chyba wypieki… I…Nie masz szminki. Nie zlokalizowałam Reusa. Źle łączę fakty?
-Kryj mnie.
-Nie wierzę! –uśmiechnęła się szeroko i mocno mnie do siebie przytuliła. –Leć!
-Dzięki. Tylko wiesz…
-Ani słowa! Tak wiem. Pojechałaś do domu, bo rozbolała cię głowa.
-Tak właśnie. Miłego wieczoru!
-Chyba twój zapowiada się lepiej!
-Oj, może twój też nie będzie najgorszy. Naprawdę muszę lecieć, pa!


Przemknęłam do przedpokoju i zabrałam swoją kurtkę. Przed bramą do posiadłości Matsa i Cathy stała..cholerna, czarna limuzyna. Nie mógł po prostu normalnego samochodu?
Szybko wystukałam sms’a do Marco.

„Wynająłeś tą limuzynę? To szaleństwo.”

Nie musiałam w ogóle czekać na odpowiedź.

„Jedyne, przez co oszalałem to jesteś ty. Kocham cię. Decyzja należy do ciebie. Pamiętasz? Słuchaj głosu serca. Posłuchaj go i podejmij decyzję. Zawsze będę na ciebie czekać. Twój M.”


A moje serce szaleńczo biło wyrywając się z piersi krzycząc „tak”.  Jedynym hałasem tej nocy była cicha muzyka wydobywająca się z domu za mną i stukot moich szpilek zmierzających w kierunku limuzyny. Drzwi otworzył mi z uśmiechem starszy mężczyzna ze zmarszczkami w kącikach oczu i łysiną zapraszając mnie gestem ręki do środka. Odwzajemniłam uśmiech i zajęłam miejsce z tyłu na jednej ze skórzanych kanap. 
Może minutę później poczułam, że samochód rusza. Byłam lekko rozdrażniona faktem, że przez szyby nie mogłam nic widzieć. Podkuliłam nogi i oparłam głowę na oknie próbując się uspokoić. Wiedziałam, że robię dobrze. Po prostu to wiedziałam, że potrzebuję jego, jego bliskości, miłości i to był właśnie ten odpowiedni moment.

Na mój telefon nie przychodziły już żadne wiadomości. Zastanawiałam się, czy wiedział jaką podjęłam decyzję. Może poinformował go kierowca? A może po prostu czekał. Po dokładnie dwudziestu trzech minutach zatrzymaliśmy się na miejscu. Nikt mi nie otworzył drzwi i nie wiedziałam do końca, czy powinnam sama wyjść czy czekać. Usłyszałam z zewnątrz czyjeś głosy, domyśliłam się, że jeden z nich musiał należeć do Marco. Chwilę później drzwi się otworzyły a w nich stanął blondyn, zupełnie nieubrany jak na taką pogodę.

-Zmarzniesz.-powiedziałam obserwując jego zachowanie.
-Sprawiasz, że jest mi wystarczająco ciepło. Muszę ci zawiązać oczy. Jak będziemy na miejscu rozwiążę, spokojnie.
-Nie jesteśmy u ciebie?
-Nie, kochanie. To nie byłby najlepszy pomysł. Mogę?-zapytał pokazując mi czarny materiał w ręku. Kiwnęłam jedynie głową i zbliżyłam się, by mógł ją zawiązać. Nie widziałam już wtedy zupełnie nic. Złapał mnie za rękę i pomógł wysiąść. Kiedy zatrzasnął za mną drzwi limuzyna odjechała.
-Chodźmy.-powiedział spokojnie i zaczął mnie ostrożnie prowadzić osłaniając mnie swoim ciałem przed lodowatym wiatrem. Przeszliśmy kawałek drogi nie odzywając się do siebie w zupełności, jednak czułam między nami ogromne napięcie, które z każdą sekundą narastało.  –Schody-powiedział ochrypłym głosem, jednak wiedziałam, że zachrypnięcie nie jest w żadnym stopniu związane z tym, że jest mu zimno. Nie wiedziałam co mam z tym zrobić, jedynie zacisnęłam dłoń na jego czarnej koszuli i delikatnie zjechałam dłonią w dół zahaczając palce o jego pasek spodni. Mogłam przysiąc, że właśnie się uśmiechnął. 
Chwilę później poczułam, jak unoszę się na jego rękach do góry. Marco wbiegł zwinnie po stopniach schodów i otworzył drzwi wchodząc do jakiegoś pomieszczenia. Nie stawiając mnie na ziemi szedł ze mną na rękach w dalszym ciągu, i chyba znów zaczęliśmy wchodzić po schodach. 
Nie mogłam już dłużej tego znieść. Szarpnęłam za kołnierz Marco i wyrwałam się z jego uścisku. Zupełnie go zaskakując wręcz rzuciłam się na niego spragniona jego ust, dotyku, obecności. Po chwili zaczął z równym żarem oddawać pocałunki od czasu do czasu przygryzając moją dolną wargę. Jego dłonie zjechały na moje pośladki i mocniejszym uściskiem dał mi sygnał, żebym oplotła go nogami w pasie. Powoli zaczęliśmy iść ku końcowi schodów, następnie Marco przerywając nasze pocałunki zaprowadził nas do jakiegoś pokoju.

-Odwróć się, kochanie.-szepnął pewnie, przez co wykonałam jego polecenie bez sprzeciwu obracając się do niego tyłem na dygoczących nogach. Poczułam jak zdejmuje chustę z moich oczu. Nie zdążyłam przyjrzeć się otoczeniu. W pomieszczeniu panował mrok, zasłonięte zasłony nie pozwalały wlecieć do pokoju światłu księżyca, jedyne oświetlenie dawały małe świeczki, które były porozstawiane po całej sypialni. Dodawały wyjątkowej atmosfery. W powietrzu było czuć zapach róży, który uwielbiałam. Możliwe, że był tu ukryty kominek z olejkiem o tym zapachu, albo i najprawdziwsze kwiaty. Nie chciałam, nawet nie mogłam poświęcić więcej czasu na bezczynne rozglądanie się. Poczułam dłonie Marco na moim brzuchu, które zataczając koła sunęły coraz wyżej.

-Jeśli coś będzie nie w porządku powiedz mi, jeśli nie będziesz chciała po prostu powiedz, pamiętaj o tym, dobrze?
-Tak.-szepnęłam i położyłam głowę na jego barku czerpiąc z niesamowitej przyjemności jego dotyku.
Jego jedna dłoń przesmyknęła na moje plecy i powoli zaczął mi nią rozpinać zamek sukienki. Pochylił się i zaczął składać pocałunki na odsłoniętym fragmencie moich pleców. Kiedy zamek doszedł do końca lekko zsunął ramiączka pozwalając sukience opaść na ziemię. Wyszłam z niej odwracając się twarzą do niego. Uśmiechnęłam się zwycięsko widząc jego wzrok oglądający mnie od stóp do głów.

-Jesteś taka piękna… -szepnął z zachwytem i przyciągnął mnie mocno do siebie zaczynając składać pocałunki na moim dekolcie. Jego ręce powędrowały do wiązania gorsetu jednak uniemożliwiłam mu to delikatnie go od siebie odpychając.

-Nie tylko ty chcesz tu sobie podziwiać widoki, Reus.-zaśmiałam się w jego rozchylone usta i przygryzłam lekko jego skórę.
-Jestem cały twój. –odpowiedział oczekując na mój ruch. Mój pomysł runął, kiedy drżącymi rękoma usilnie próbowałam rozpiąć guziki jego koszuli. 
Dwa pierwsze po jakimś czasie ustąpiły, jednak przy trzecim prawie się poddałam. Marco uśmiechnął się cwaniacko i zabrał moje dłonie z koszuli, by potem ją pociągnąć urywając wszystkie guziki. Na podłodze słychać było ich stukot, niczym krople deszczu. Chwilę później dołączyła do nich i jego czarna koszula. Jego dłonie spoczęły na dole pleców delikatnie pociągając za tasiemki gorsetu. Sam wpił się w moją szyję sprawiając mi tym ogromną przyjemność, jednak byłam pewna, że rano zobaczę w tym miejscu dość dużą malinkę. Taki już jest Marco. Zdejmując górę mojej bielizny jednocześnie kładł mnie na łóżko. Jego wzrok palił. Morski kolor oczu zalała czarna fala pożądania, miłości i pragnienia. Odsunął się ode mnie i usiadł z tyłu uwalniając moje stopy od wysokich szpilek Cathy, jakby przy okazji zdjął też swoje spodnie. Uśmiechnął się do mnie z czułością i nachylił się, by raz jeszcze zasmakować moich ust.

-Masz tak piękne ciało, Inga.
-Należy do ciebie. Ja należę do ciebie.-szepnęłam a po chwili zamknęłam powieki poddając się przyjemności jego pocałunków, które schodziły coraz niżej, jakby chciał pokazać miłość i uwielbienie mojego ciała ale także całej duszy.

Nasze usta co chwila spotykały się w namiętnym tańcu przekazując sobie wyznania miłości, uczucia tęsknoty i opowiadając sobie wzajemnie o naszym bólu i pragnieniu. Byłam pewna tego, co miało się zaraz stać. Pragnęłam poczuć go, wiedzieć, że jest mój, że jest blisko. Czułam się z nim bezpieczna, a co najważniejsze-szczęśliwa. Nie musiałam wcale szukać szczęścia, ono było teraz przy mnie sprawiając, że mogłam poznać nowe doznania i uczucia. Pieszcząc moje ciało swoim dotykiem, oddechem i pocałunkami co chwila szeptał jak bardzo mnie kocha. Mogłam tego słuchać całą resztę życia. Widząc go w takim stanie wiedziałam, że on też jest szczęśliwy. Był piękny. Mogłam dostrzec jego wyrzeźbione mięśnie, piękno jego ciała. Sama byłam zaskoczona, że nie czułam wstydu. Nie pozwolił mi na to. Czcił mnie z każdą minutą, pragnął, żebym uczuła się piękna, żebym czuła się jego. I czułam.

Kiedy nasze ciała w końcu się połączyły nie czułam strachu. Lekki ból próbował uśmierzyć namiętnymi pocałunkami. Nasze oddechy były coraz krótsze. Wbiłam paznokcie w jego plecy czując kolejne fale przyjemności. Nie zważałam nawet, czy sprawiam mu ból. Byłam zatracona. W naszym zbliżeniu, w naszym małym świecie, w którym znajdowaliśmy się tylko my i nikt inny. Nie było już Ingi i nie było Marco. Byliśmy wtedy tylko i wyłącznie My.

W jednym momencie zebrało mi się na płacz. Kiedy tylko Marco dostrzegł moje łzy na policzkach zastygł w bezruchu nie wiedząc co się dzieje.

-Inga.-szepnął ochryple i starł dłonią łzy z mojego policzka. –Coś cię boli? Mam przestać?
-Nie, proszę, nie przestawaj. –odpowiedziałam spoglądając prosto w jego oczy. Nawet nie drgnął. –Nie przestawaj.-upomniałam. Widziałam niepewność w jego oczach. –Dalej, proszę. Kocham cię, nie jestem z cukru, nie robisz mi krzywdy. Proszę, Marco.-uśmiechnęłam się lekko. Wcisnęłam głowę w poduszkę i jęknęłam przeciągając paznokciami wzdłuż jego pleców czując zbierające się uczucie niesamowitej przyjemności.
-Nigdy, nigdy nie pozwólmy, żeby cokolwiek nas rozdzieliło. Od teraz. Jesteśmy połączeni ciałem i duszą. Jesteśmy jednością. Dosłownie i w przenośni. Nie pozwólmy sobie odejść, nie pozwólmy czuć tego, co czuliśmy przez ostatnie miesiące.-mówiłam drżącym głosem, jednak czując zbliżające się spełnienie nie byłam w stanie nic już powiedzieć. Pociągnęłam mocno jego włosy powodując jego przeciągły jęk.
-Tak.-szepnął w moje usta, by potem zachłannie mnie pocałować. Może było to odpowiedzią na mój chaotyczny monolog, może sygnalizował własne odczucia. Wiedziałam, że jesteśmy oboje blisko. Na krawędzi przepaści, do której coraz szybciej się zbliżaliśmy. Po delikatności Marco nie zostało ani śladu, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz tego potrzebowałam.

Czując przeszywające mnie spełnienie krzyknęłam prosto w jego rozchylone wargi. On sam przeżywał dokładnie to co ja. Wariacko łapałam oddech, jednocześnie cały czas spadając z wysokiego urwiska doznań. Szarpnęłam za jego głowę, którą położył zagłębiając się w mojej szyi. Nie zważając na to, że cała się trzęsłam ścisnęłam jak tylko mogłam jego głowę nakierowując jego zamglone oczy prosto na moje.

-Jesteś moim światem. Moim całym światem.-powiedziałam pewnie. Nie usłyszałam nic w odpowiedzi. Jego ruchy zwalniały. Moje ręce opadły na pościel i skupiałam się na ostatnich doznaniach rozkoszy. Byłam wyczerpana. Moje ciało leżało bezwładnie zdane na jego łaskę.
Na rozgrzanych do czerwoności policzkach poczułam chłodną kroplę. Zupełnie mnie to ożywiło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nade mną Marco cały czas w tej samej pozycji. Płakał. Widziałam jak zaciskał szczękę próbując się powstrzymać. Moje serce, które uspokajało się po wszystkich doznaniach i przeżyciach, w których dla mnie nieznaną krainę mnie zabrał zaczęło ponownie dudnić. Rzuciłam się wręcz na niego mocno tuląc go do piersi. Czułam słodki ciężar jego ciała na mnie. Zaczęłam przeczesywać palcami jego włosy, próbując w jakikolwiek sposób go pocieszyć, choć nie wiedziałam co mogło go doprowadzić do takiego stanu.

-Tak bardzo cię kocham, Aniele. Tak bardzo.-powiedział i zaczął całować moją szyję, by w końcu spotkać moje usta i zaatakować je w pełnym uczuć pocałunku.
-Ja ciebie też. Czemu płaczesz? Zrobiłam coś nie tak, powiedziałam coś źle?
-Nie, Aniele. Zrozumiałem jak bardzo musisz mnie kochać. Wiem, że mnie kochasz. Wybaczyłaś wszystko co zrobiłem, zaakceptowałaś mnie takim, jakim jestem, pokochałaś, oddałaś mi się. Krzywdziłem cię…
-Cii… -przeszkodziłam mu kładąc palec na jego ustach. –Jestem szczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie mając cię obok ciebie. I w sobie.-zaśmiałam się  i ukryłam twarz w jego szyi czując wyraźne rumieńce. Sam zachichotał jak małe dziecko i otoczył mnie ciasno ramionami.
-Też jestem szczęśliwy, kiedy jestem w tobie. To moje ulubione miejsce na świecie.
-Przestań, proszę.
-Teraz się wstydzisz? Naprawdę?-wyczułam jego szeroki uśmiech pod składanym pocałunkiem na mojej piersi. Pisnęłam, kiedy przetoczył nas tak, że to ja leżałam na nim.

-Wymęczyłeś mnie.-uśmiechnęłam się czując ciężkie powieki. Jednocześnie jeszcze cała buzowałam wewnątrz.
-Więc śpij, maleńka. Jestem koło ciebie i nigdzie się nie ruszam. –szepnął przeczesując moje włosy i poczułam jak opuszcza moje wnętrze. Skrzywiłam się przez lekki ból, co nie uszło jego uwadze. Położył mnie koło siebie całując w głowę i okrył mnie szczelnie puszystą kołdrą. Zamknęłam oczy, a chwilę później poczułam jak dołącza do mnie i obejmuje mnie na wysokości talii.
-Nie lubię gumek.-westchnął mi do ucha i delikatnie je przygryzł.
-Przykro mi. A ja nie lubię jak ktoś mi przerywa w zaśnięciu.-odwróciłam się przodem do niego i wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia. Pocałowałam go w klatkę piersiową na wysokości moich ust i delikatnie masowałam palcami jego twardy, umięśniony brzuch. Chwilę później Marco zabrał moje dłonie i delikatnie je ucałował.
-Nie rób tego. Jesteś zmęczona, wiem, że rano będziesz obolała, a ja nie chcę ci zrobić krzywdy. Robiąc tak, kochanie, prosisz się, żebym o tym zapomniał.
-Przepraszam
-Nie przepraszaj. Nie twoja wina, że tak na mnie działasz, a mnie cały czas staje jak z resztą teraz. –zaśmiał się radośnie spoglądając na mnie z czułością. W jego oczach nie widziałam żadnych trosk, smutku, bólu. Jedynie szczęśliwe iskierki i cały ogromny żar miłości. Uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam oczy. 
Poprawiłam się jeszcze i położyłam głowę na jego ramieniu i oplątałam go jedną nogą w biodrze a drugą wplotłam w jego nogi. Takiej bliskości potrzebowałam, to była moja maksymalna odległość jakiej potrzebowałam.

-Dobranoc Marco, śpij dobrze.
-Tak będzie, bo tu jesteś. Słodkich snów, mój Aniele.







Obudziłam się, jak było jeszcze ciemno. Nie otwierając oczu szukałam koło siebie Maro, jednak nie mogłam go znaleźć. Przestraszona podniosłam się na łokciach otwierając szeroko oczy. Marco siedział z brzegu łózka z lekko pochyloną głową.

-Marco?-szepnęłam, a kiedy już miałam się podnieść on sam odwrócił się do mnie poruszony, z zeszklonymi oczami. Bez słowa usiadł koło mnie i objął ramieniem. Podał mi swój telefon do ręki. Na ekranie zobaczyłam zdjęcie noworodka i podpis „Mia. 05.12. 23:53 2878g.” Patrzyłam na malutką dziewczynkę poruszona. Była prześliczna. Spała w ramionach Melanie jak mały aniołek.

-Jest śliczna.-powiedziałam uśmiechając się do Marco. Widziałam z jakim zauroczeniem na nią patrzył. Ta mała już sobie zabrała kawałek jego serca.
-Jest.-przyznał i położył głowę na moim ramieniu i jeszcze mocniej mnie przytulił. –Będzie miała super ciocię. –ucałował mnie w policzek i wziął ode mnie telefon. –Odpiszę.
-W porządku.-oparłam o niego głowę i przymknęłam oczy. Nawet nie zauważyłam momentu, w którym z powrotem odpłynęłam w krainę Morfeusza.



***


Drugi raz obudziłam się już wtedy, kiedy było jasno. Słońce było przysłonięte przez zasłony, lecz i tak było już wysoko. Uśmiechnęłam się na widok Marco, który spał z głową na moim brzuchu obejmując mnie za miednicę. Położyłam dłoń na jego policzku, a drugą rękę wplotłam w jego aksamitne włosy. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Dłoń z policzka przemieściłam na jego usta i zaczęłam obrysowywać je palcem. Pisnęłam ze śmiechu, kiedy przygryzł raptem mój opuszek palca. Pocałował mój brzuch i podniósł się na przedramionach.

-Jesteś taka…-zawiesił się obserwując moją twarz i piersi, przez co od razu musiałam się zaczerwienić jak burak. Jego dłoń zaczęła sunąć z mojej szyi do dołu, przez co moje ciało ogarnęły dreszcze.
-Naga?
-Piękna. Jak bogini. Moja bogini.-wpił się w moje usta i wplótł palce w moje włosy. Jęknęłam przeciągle uśmiechając się. –Musimy porozmawiać, wiesz?
-Wiem. Ta noc nie uczyniła z nas jeszcze pary, choć to znaczyło dla nas bardzo wiele.
-Dokładnie. Bałem się, że odbierzesz to jako moją ucieczkę przed rozmową. Ważną rozmową.
-Nie, cieszę się, że mamy to wyjaśnione.-uśmiechnęłam się wtulając w jego nagi tors.
-Inga… Powiedz mi, żałujesz?
-Nie, Marco. Nie żałuję.
-To dobrze, bo bardzo cię kocham.
-A ja ciebie. Która godzina?
-Po trzynastej jakoś. Trochę nam się pospało.
-Tak.-przytaknęłam i ziewnęłam wyciągając ręce do góry. Nagle po pokoju rozszedł się sygnał mojego dzwonka telefonu.

-Tu jest torebka. –powiedział schylając się po swojej stronie i podał mi kopertówkę. Wyjęłam telefon. Na wyświetlaczu widniało imię mojej przyjaciółki.
-Odbiorę, dobrze? Może się martwi.
-Spokojnie.-ucałował moje ramie i oparł się o zagłówek łóżka.
Przesunęłam zieloną słuchawkę po wyświetlaczu i przyłożyłam telefon do ucha

-Hej Aniu.
-Inga… Potrzebuję cię.-zmroziło mnie, kiedy usłyszałam jak przyjaciółka dławi się płaczem. Marco jakby to zauważając od razu czujnie się podniósł i chwycił mnie za dłoń.
-Co się stało? Gdzie jesteś?
-W szpitalu. Inga, moje życie nie ma sensu.
-Kochanie, nie mów tak. Twoje życie ma sens.
-Nie… Potrzebuję cię. Nie daję sobie rady.
-Będę jak najszybciej się da.-powiedziałam przestraszona stanem przyjaciółki jednocześnie posłałam przepraszające spojrzenie Marco. On ze zrozumieniem pokiwał głową i wstał z łóżka zakładając swoje bokserki i zaczął zbierać moje rzeczy.
-Dziękuję. Dziękuję…-krztusiła się szlochem co łamało moje serce.
-Nie masz za co. Do zobaczenia.

Kiedy skończyłam rozmowę poczułam, jak Marco zakłada na mnie czerwoną bieliznę. Sam zawiązał mi wstążki.
-Co się dzieje z Anią?
-Nie wiem, bardzo się o nią boję. Jeszcze jej nigdy nie była w takim stanie odkąd ją znam. Musiało naprawdę stać się coś poważnego. Ona mnie potrzebuję. Przepraszam cię, Marco.
-Spokojnie. Nie gniewam się. Jesteś wspaniałą przyjaciółką. Zawiozę cię, jeśli to ma się wiązać ze spędzeniem z tobą jeszcze chwili czasu. Proszę. –podał mi dół bielizny i sukienkę.
-Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam, Marco. Mam do siebie żal, to powinny być nasze chwile, ale Ania naprawdę…
-Wiem, kochanie, wiem. –uśmiechnął się i otoczył mnie od tyłu ramionami. Docisnęłam policzek do jego dłoni na moim ramieniu. –Musimy się zbierać.
-Dobrze. Zapniesz mi sukienkę?-zapytałam wstając z łóżka, przez co delikatnie zakręciło mi się w głowie. Marco chwilę później doskoczył do mnie łapiąc pod łokcie.
-Spokojnie, nie mdleję.-uśmiechnęłam się patrząc mu prosto w oczy. Położyłam dłoń na jego szorstkim od lekkiego zarostu policzku.
-Nie strasz mnie.-pocałował mnie przelotnie w usta i poszedł od tyłu, żeby zapiąć zamek sukienki. –Boli? –zapytał z przejęciem przesuwając dłonie na moje podbrzusze. Uśmiechnęłam się widząc go tak zatroskanego.
-Przejdzie. –uspokoiłam go i przytuliłam. –Dziękuję za tę noc. Była piękna.
-Wiem, kochanie. Była piękna, ty jesteś piękna.-uśmiechnęłam się i schyliłam po buty, które szybko założyłam.
-Idziemy?
-Tak.
-Kurtka?
-Znajdziemy po drodze.-zaśmiał się i złapał mnie za rękę. Przeszliśmy szerokim korytarzem i poszliśmy schodami w dół, gdzie znaleźliśmy i moją kurtkę. Marco zabrał z wieszaka własną puchową kurtkę i przy  wyjściu podał mi klucze do Astona Martina. Kiedy wyszliśmy na dwór oboje nas zaskoczyła wszędzie rozpowszechniająca się biel. Zarówno na drodze jak i teraz rozpętała się prawdziwa śnieżna burza.

-Pierwszy śnieg.
-Moja pierwsza zima tutaj.
-Rozpoczęta całkiem ciekawie, nie uważasz?
-Uważam. –zaśmiałam się i zbiegłam po schodach do samochodu Marco.  Otworzyłam go i zajęłam miejsce na siedzeniu pasażera. Chwilę później dołączył do mnie Marco i odebrał kluczyki. Chwilę później jechaliśmy przez lekko zakorkowane ulice Dortmundu.
-Zadzwonię do Ani, że są korki.
-Dobrze. Robert wie?
-Nie wiem, Marco. Boję się o nią.
-Będzie dobrze.



Po telefonie do Ani dowiedziałam się, że muszę kierować się do pokoju sto trzynaście. Cały czas była w takim samym stanie jednak poprzednio, odchodziłam od zmysłów.
Kiedy schowałam telefon do torebki, Marco złapał moją dłoń i położył ją sobie na udzie. Sam był strasznie zamyślony.
-Jedziesz dzisiaj do Meli?
-Tak, pojadę wieczorem, niech się nacieszą sobą. Wysłałem im gratulacje od nas.
-Ode mnie też?
-Yhym. Dostałem w odpowiedzi z wielkich liter pytanie, czy jesteś koło mnie. Odpisałem, że tak.
-I?-zaśmiałam się będąc ciekawa reakcji jego siostry.
-Na początku seria emotikonów, potem jednak przyszła druga wiadomość, że jej brat poszedł po rozum do głowy i mam cię pozdrowić. A, i możesz być pewna, że wie o tym Yvonne. Stawiam moją roczną wypłatę, że zaraz po mojej wiadomości do niej zadzwoniła.
-Dwie godziny po porodzie.
-Kto powiedział, że moje siostry są normalne?-zaśmiał się jednocześnie zarażając mnie uśmiechem. Tego mi brakowało. On potrafił sprawić, że mogłam zapomnieć o wszystkich zmartwieniach świata i się uśmiechać.

-Pójść z tobą?-zapytał, kiedy zatrzymaliśmy się przy wejściu do szpitala.
-Nie, dziękuję ci. Pójdę sama.
-Dziękuję.-szepnął i pochylił się nade mną i pocałował mnie czule przyciągając mnie na tyle, ile pozwalało na to miejsce w samochodzie.  –Bardzo cię kocham.
-A ja ciebie. Również ci dziękuję.
-Zadzwoń kiedy będziesz miała czas, dobrze?
-Obiecuję. Do zobaczenia. –wysiadłam z samochodu i podbiegłam do wejścia szpitala. Kiedy wchodziłam jeszcze pomachałam do Marco, który posłał mi swój wspaniały uśmiech i odwzajemnił gest.

Na recepcji pokierowano mnie do pokoju Ani. Ledwo biegłam na szpilkach, jednak zależało mi, żeby jak najszybciej być u przyjaciółki. Nawet nie zwróciłam na oddział jaki wchodzę, po prostu chciałam być już przy niej.
Kiedy weszłam do sali zobaczyłam zapłakaną Anię kulącą się na łóżku. Podeszłam szybkim krokiem do łóżka i położyłam dłoń na jej ramieniu. Jakby ocknęła się i spojrzała na mnie przekrwionymi oczami. Usiadłam tuż koło niej i mocno ją do siebie przytuliłam. Ona sama oplotła mój brzuch rękami i płakała. Nie musiała nic mówić. Wiedziałam, że po prostu potrzebuje mojej obecności, a jak będzie chciała mi powiedzieć to zrobi to. Byłam co do tego przekonana.

-Nie płacz, kochana, proszę. Będzie dobrze, damy sobie radę. Jesteś silna, nie raz to udowodniłaś.-szepnęłam i zaczęłam ocierać jej mokre policzki.
-Wszystko, co dokonałam umywa się przy tym, co zdarzyło się teraz. I już nigdy tego nie będzie. Nigdy, rozumiesz?


Łzy zebrały mi się do oczu widząc ją w takim stanie. Ania zaczęła mówić półsłówkami co się wydarzyło. Zrozumiałam po chwili i sama zaczęłam płakać. Niezależnie od tego jak potrzebowała ode mnie pocieszenia, może pomocy psychologa ja po prostu płakałam razem z nią, jako przyjaciółka. Leżałyśmy wtulone w siebie na jednym łóżku i przeżywałyśmy sytuację Ani. Może łzy zmyją ból? A czas leczy rany? Nawet te największe…









~~~

Także tak... Ktoś mówił, że chce miłości? No to jest.
Nie umiem ocenić tego powyżej, więc byłabym wdzięczna za wasze opinie:)) I dziękuję za wszystkie pod poprzednim rozdziałem!<33 Ogromnie to doceniam!
Za tydzień kolejny<3
Buziaki;**

14 komentarzy:

  1. Kochana ! Spieprzyłam, bo strasznie dawno mnie tu nie było. Moja wina wiem, ale ... (oczywiście, że zawsze jest jakieś „ale" !!!) ... tydzień temu nie było mi, bo sama mnie błagałaś, żebym nie czytała rozdziału. A ja grzeczna się posłuchałam i nawet nie zajrzałam na bloga. Może kiedyś jak to opowiadanie się skończy, a ja zapomnę, którego rozdziału miałam nie czytać to go przeczytałam i pomyślę sobie „kurcze, tego to ja nie kojarzę".
    Co do rozdziału ... podoba mi się, jak zwykle. Nie ma żadnych nowości w tym temacie. Wszystko ładnie, zgrabnie, elegancko. Nic dodać nic ująć.
    Inga i Marco ... nareszcie. Nareszcie. Nareszcie. Nawet nie wiesz jaką przyjemność mi sprawiłaś. A może jednak wiesz ? Oczywiście czeka ich rozmowa i wgl, ale jeśli Inga dalej nie będzie chciała z nim być albo będzie chciała jeszcze poczekać to znaczy, że coś jest z nią nie tak, a ja się wkurzę. Jak cholera. Ann i Mario ... kocham ich i niech lepiej będą razem do końca życia i szybko w tym opowiadaniu przy okazji. Och Mia *_* A teraz chyba najważniejsze .... pani Lewandowska. Mam nadzieje, że nie chodzi przypadkiem o to, że Ania jest bezpłodna i nie będzie mogła mieć dzieci albo, że ma nowotwór ... Chociaż, jednak strzelam, że może ktoś ją zgwałcił ... och mam nadzieje, że nie, bo mogłoby się to stać wszystkim kobietom z opowiadania (może Indze ? nie będę się sprzeciwiała), ale na pewno nie Ani ... ;(
    Postanowiłam zniknąć niedługo z bloggera, ale myślę, że za tydzień jeszcze będę, więc do zobaczenia pod następnym rozdziałem. Buziaki

    Ps. Aniele - Cross <3 jeśli czytałaś to wiesz, a jeśli nie to już wiesz ;P
    Ps2. Morfeusz - och mój drogi Morfeusz lub Adam jak kto woli z powieści "Sny Morfeusza"
    Ps3. Tyle porównań mogę tu znaleźć do powieści, które dopiero co przeczytałam ... kompletnie mnie tym zabiłaś :D
    Ps4. Czy sukienka Ingi jest podobna do sukienki głównej bohaterki filmu "Zanim się pojawiłeś" ?

    OdpowiedzUsuń
  2. O. MÓJ. BOŻE. CO TU SIĘ WYDARZYŁO. CO TU SIĘ STANĘŁO <3 W końcu, nareszcie, jest upragniony <3 Matko, ale rewelacyjny rozdział! Wszystko perfekcyjne, idealne, wow. Nie mogę skleić porządnego zdania. Po prostu wow. Ja nie wiem jak Ty to robisz, ale to jest po prostu cudo! Te wszystkie emocje i uczucia Marco i Ingi pokazałaś tak realistycznie, że prawie płakałam. I zdecydowanie tak jak w komentarzu wyżej, jeśli Inga będzie chciała czekać jeszcze, żeby być z Marco to jest coś z nią nie tak. Ale wierzę, że tak nie będzie. Dziś od rana chodziłam i ciągle zaglądałam na bloggera, żeby sprawdzić czy jest rozdział. Czekanie się opłaciło. To jest po prostu rewelacja. (tak wiem, że się powtarzam, ale to serio jest cudowne) I ta końcówka! Nie wiem czego się spodziewać... Ale w sumie przyzwyczaiłaś nas do tego ;) mam tylko nadzieję, że to nic poważnego i Ania z pomocą przyjaciół szybko się pozbiera :) No i oczywiście: Mario <3 dziś prawie go nie było, ale jego tekst o filozofowaniu zdecydowanie zawładnął moim sercem! (aż do sceny Ingi z Marco) No i co tu jeszcze napisać? Wszystko jest perfekcyjnie! Uwielbiam Cię za tego bloga! <3 Czekam więc do następnego tygodnia i na następny rozdział! Życzę Ci duuużo, duuużo weny i udanych wakacji! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. JESTEM I DZIŚ!
    Chciałam być pierwsza, ale z wiadomych Ci względów nie dotarłam na czas tylko dopiero teraz (poniekąd uciekłam z domu, zobacz do czego mnie doprowadziłaś ;p) ale jestem moja droga jestem i jestem pod wrażeniem!
    Zacznę od tego, że czekałam na ten rozdział bardzo, bardzo długo i myślałam co jest w nim zawarte mimo, że dostałam mały spoiler, duży spoiler! Ale jakiej mi narobił ochoty na ten właśnie rozdział, to sobie nie wyobrażasz.
    No i Lana! Moja królowa Grażyn u Ciebie! Cały lanaism tryska dumą ♥ Serio jestem mega zadowolona, że pojawiła się tu Lana, mimo, że nie przepadam za tą właśnie piosenką to pasuje idealnie ;D
    I generalnie to kiedy przeczytałam o czerwonej sukience przypomniała mi się taka piosenka, w sumie śmiechowa no iXDD
    I jeju, cieszę się, że Ania i Inga poniekąd naprawiły przyjaźń, która zaczęła się lekko psuć przez ciężki okres w życiu Ingi, ale prawdziwa miłość dwóch przyjaciółek musiała to przetrwać. :D
    BOZIU CZY MÓJ PĄCZUŚ WSTYDZI SIĘ ZADZWONIĆ DO ANN? TO TAKIE SŁODKIE OMG
    VICTORIO SECRET jutro Twój dzień, nie tylko jej, hehe
    Dobra, Jezu czuje się dziwnie czytając ten rozdział (tak jak zawsze czytam kawałek pisze co mnie gryzie i czytam dalej hee), ale to dlatego, że emocje wychodzą ze mnie i wręcz podskakuje, ale nie mogę się doczekać omg i wiem, że pisząc to tylko przedłużam, ale no emocje mnie porywają!! Nienawidzę cię za to XD
    Boże, jak to Inga ścięła włosy? Nie lubię jak laski ścinają włosy ;-; Ale skoro wygląda lepiej to niech tak ma, ale no ;-; KRĘCONE WŁOSY SĄ SUPER XD
    Ok wracając tak to KOC, zabiłaś mnie :”D
    Jezu dziewczyno, ta impreza, Reus i Inga. Marco zachował się jak zwierzę całując Ingę w toalecie, ale podobało mi się to!! Bardzo mi się podobało! Reus jako zwierzę, trzy razy tak!
    Jeśli zaś chodzi o sam fakt decyzji Ingi, no to jestem zaskoczona tylko w jednej trzeciej, bo wiedziałam od dawna że to się stanie i tylko na to czekałam.
    BYŁAŚ CIEKAWA MOJEJ MINY?
    OTÓŻ WYOBRAŹ SOBIE MNIE SIEDZĄCĄ NA PODŁODZE Z RĘKAMI W BUZI ZE STRESU, WYPIEKAMI, Z NOSEM PRZY EKRANIE PRAKTYCZNIE.
    Jezu, ta scena to serio poezja! Mówiłaś, że spalisz się ze wstydu, a jest bajeczna!
    Nie jest wulgarna co bardzo na plus, jest subtelna, skupiłaś się na uczuciach i to też wielki plus, serio. Jedna z najlepszych scen erotycznych jakie w życiu czytałam! To, że jest taka delikatna bardzo mi się podoba, serio. JESTEM OGROMNIE DUMNA Z CIEBIE, MÓWIŁAM, ŻE DASZ RADĘ I DAŁAŚ! Ten rozdział ma bezdyskusyjnie pierwsze miejsce z wszystkich rozdziałów na tym blogul. Nie dosyć, że była scena +18, (hehe bliźniak Goetze zboczuch, czy to coś dziwnego?XDD), to jest tak pięknie napisany, że nie mam słów, jestem po prostu oczarowana!
    Naprawdę jestem pod wrażeniem, nie sądziłam, że można aż tak dobrze napisać rozdział. JEST CUDOWNY! TY JESTEŚ CUDOWNA! ♥♥
    No i końcówka, piękny poranek i telefon od Ani.
    Co się stało ty mała cholero?
    NO CO SIĘ STAŁO?!
    Jezu, mam wrażenie, że to coś z Robertem no bo dziwnie się zachowywał, a go kocham max i ruszysz go a przysięgam, że ruszę ten tyłek do Ciebie. W końcu to tylko (a może aż?) 340/350 km! Jeśli zaś chodzi o Anię, co jeśli już nigdy nie będzie mogła uprawiać sportu? Nwm, ktoś mógł ją skrzywdzić, matkoo!
    Umrę przez Ciebie, cały tydzień zamiast myśleć o swoim życiu, będę myślami u Ingi i Marco, a właściwie Ani i Roberta.
    EH!
    No nic, pozostaje mi czekać, życzę Ci dużo weny i WIARY w siebie.
    Pozdrawiam cieplutko! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KURDE, TRZECIA JESTEM XDDD a jak zaczynałam pisać ten komentarz to był tylko jeden. :/

      Usuń
  4. Wspaniały, dłuuuugi rozdział! Po prostu nic dodać, nic ująć. Było pięknie, ładnie, fajnie, ale nie byłabyś sobą, gdybyś czegoś nie dorzuciła, więc BAM!! - mamy Ankę w szpitalu..
    Nie wiem, jak to robisz, ale coraz bardziej wciągasz! :o
    Nie mogę się doczekać kontynuacji. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak pięknie, jak cudnie, jak słodko *.*
    Zakochałam się po raz kolejny ❤❤❤❤❤
    Marco jaki wspaniały <33333
    Ale co z Ania ;o
    Nie wytrzymam do kolejnego ;(((
    Czekam <333
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. OOOOOOOOOOOOOO!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!
    Nie mogę! Nie wytrzymam!!! Maroo.... Onnn.. I... INGA!!!!!!! Wreszcie, wreszcie, wreszcie! Jak ja wytrzymam tydzień czekając na kolejny rozdział? Nie rób mi tego, błaaagaaał ;c
    Zakochałam się! Zakochałam się w tym rozdziale. Boski! Najcudowniejszy, najlepszy!!! Teraz aby czekam aż Marco i Inga porozmawiają i będą razem!!!
    Cieszę się że Ann wróciła -Osobiście bardzo ją lubię :)
    A co się stało mojej Ani? Jejku! No w takim momencie? Dlaczego ty mi to robisz? Jak możesz? :D
    Nie wytrzymam do następnej soboty! Aaaaaaaaaaa ;ccc
    Weny, kochana BARDZO DUŻO WENY!!!
    No nie mogę nawet napisać komentarza, tak jestem podekscytowana <3
    Buziaczki, jeszcze raz bardzo dużo weny!
    Czekam cierpliwie :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam słów. Rozdział kipi zajebiozą. Nic nie napiszę PO PROSTU FENOMENALNY

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku, jak ja się cieszę:)) Ingę i Marco łączy ogromne uczucie, teraz będzie już tylko lepiej. Tylko co się stało Ani??? Jak mogłaś przerwać w takim momencie? Chociaż, chyba już powinnyśmy się zdążyć przyzwyczaić. Buziaki, Mańka

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale rozkręciłaś akcję :o Czekam na nexta xo Pszczółka Emma

    OdpowiedzUsuń
  10. O mój Boże... To zdecydowanie... no.. wow.
    Brak słów. Przeczytałam ten rozdział już w sobotę o 15 ale.. no cóż. Nie wiedziałam jak go skomentować... Fenomenalny? To za słabe słowo.
    Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Najlepszy! Bardzo Kocham. Tyle emocji... Żyłam tym rozdziałem od pierwszego do ostatniego słowa. Przeczytałam go setkę razy. Marco i Inga? Brak słów, jestem wzruszona a ty jesteś świetna. Zdecydowanie najlepsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do Ani... to mam wrażenie i wielkie obawy, że to może być kontynuacja wątku rozpoczętego w 50 rozdziale.

      Usuń
  11. Przepraszam, że zjawiam się tutaj, ale w niedzielę przeczytałam 63. i chciałam go wczoraj skomentować, ale zobaczyłam nowe powiadomienie, więc zaczęłam czytać i jestem dziś tutaj. :)
    Kochana, ten rozdział jest rewelacyjny! ♥
    Cieszę się, że między Igą i Marco doszło do zbliżenia. I wiesz co? Cieszę się, że piłkarz bezustannie powtarzała to jak bardzo kocha dziewczynę i jak jest dla niego ważna. :) Odczułam, że Marco nie chce jej wykorzystać i Inia też to odczuła. ♥ Poza tym, od dawna wiemy jak bardzo Marco zależy na naszej bohaterce i wiem, ze po tym wszystkim, co przeszli, nic się nie zmieniło. Teraz się zastanawiam czy te wszystkie wyboje, które musieli pokonać nie wzmocniły ich uczucia, bo... wydaje mi się, że z każdym kolejnym rozdziałem pokochiwali się jeszcze bardziej. :) Obojętnie czy byli razem czy też nie. :) Podoba mi się też, że Marco nie ucieka od rozmowy odnośnie ich przyszłości. To pokazało, że jest odpowiedzialnym człowiekiem. :) Ale cóż... niedane im było porozmawiać. Biedna Ania... Jestem niesamowicie zaniepokojona i zarazem ciekawa. Co się stało? :o W mojej głowie formuje się mnóstwo scenariuszy, ale żadnego nie jestem pewna... Kochana, jak nie dodasz zaraz nowego rozdziału to na pewno umrę i za tydzień czy nawet kilka dni już na pewno mnie nie zobaczysz pod nowością. ;)
    Z niecierpliwością czekam! ♥
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten rozdział był wspaniały 😍💎💖💝(Mój ulubiony)👌👍 Z niecierpliwością czekam na next 😊

    OdpowiedzUsuń