sobota, 23 lipca 2016

Sześćdziesiąt sześć.




Po poczęstunku rozpoczęły się tańce. Uśmiechnęłam się do Marco i odeszłam od stołu, by podejść do stołu taty. Rozmawiał o czymś z Ullą, ale pozwoliłam sobie im przeszkodzić i położyłam dłonie na jego barkach.

-Czy córka może poprosić swojego tatę do tańca?
-Tata nie umie tańczyć. Ale zrobi wyjątek.-odpowiedział z uśmiechem i wstał od stołu posyłając uśmiech Ulli. Przeszliśmy pod rękę między stołami prosto na parkiet. Akurat zespół zaczął grać wolniejszy utwór, przez co wygodniej nam było tańczyć, zwłaszcza, że żadne z nas nie umiało tańczyć. Tata położył dłoń na moich plecach i zaczął nas kołysać do rytmu.

-Wiesz? Właśnie mówiłem Ulli, że widzę cię tak uśmiechniętą pierwszy raz od czterech miesięcy. Od rozstania z Marco.
-Każde z nas coś wyniosło z tej rozłąki.
-Od razu się człowiek uśmiecha widząc was tak rozpromienionych.
-Nie jesteś zły?
-Za co mam być zły?
-No wiesz, te zaręczyny…
-Bałem się jedynie, czy jesteś gotowa na tak poważny krok. Marco jednak mnie zapewnił, że nie będzie naciskał ze ślubem, nawet powiedział, że może poczekać dopóki ty sama go nie zaciągniesz do kościoła, to oboje będziemy pewni, że tego chcesz. Ale jestem ogromnie dumny i szczęśliwy, ogromnie.
-Bywam uparta.
-Bywasz.-zaśmiał się i zrobił mną mały obrót.
-Nie odstraszyłeś Marco?
-Nie no, jeszcze tu siedzi.-stwierdził wychylając się znad mojego ramienia i sprawdzał, czy faktycznie siedzi przy stole. Siedział i to z kim! Z Ullą.
-Ciekawie.-powiedziałam do siebie, pomruk taty utwierdził mnie, że podtrzymuje moje stwierdzenie.
-Długo rozmawialiście.
-Dość krótko jak dla mnie. Marco mówił jednak rzeczowo, i w większości nie kłamał.
-W większości?
-Yhym.
-W czym miałby kłamać?
-W tym jak się zeszliście. Podobno na imprezie u Cathy ale coś się wasze zeznania poplątały, rozmawiałem z Anią i mówiła, że trafiła do szpitala późnym rankiem a ty trafiłaś do niej dopiero przed południem. Lewy słyszał wersję, że nocowałaś u Ann.

Zupełnie nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Zaczęłam skubać lakier na paznokciu drugiej ręki z nerwów. Zawstydzająca jak dla mnie cisza nie była aż tak długa jak mi się wydawało.
-Wiem, że jesteście dorosłymi ludźmi, rozsądnymi i wiecie co robicie. Kocham Marco jak syna, znam go szmal czasu, przez co miałem szansę poznać go na wylot. Ufam mu, wiem, że nie chce za nic ciebie zranić i nie zrobiłby niczego wbrew tobie. Ufam też tobie, bo jesteś mądrą, rozsądną dziewczyną. Co prawda upartą, ale trzeba mieć po prostu na to sposób.

-Nie osądzasz mnie? Nie jesteś wściekły?
-Jak mam być? Kocham cię, dziecko.-wyznał i przytulił mnie mocno do siebie. Położyłam głowę na jego barku i pozwoliłam spłynąć po moim policzku trzem łzą.
-Też cię bardzo kocham, tato. Poprowadzisz mnie do ślubu?-zapytałam spoglądając na niego nieśmiało.
-Nie ma innej opcji. To znaczy, będę zaszczycony.-powiedział i roześmiał się razem ze mną.

Kiedy piosenka się skończyła puścił moją dłoń, a kiedy już mieliśmy schodzić z parkietu podszedł do mnie Mario z szerokim uśmiechem. Tata wzruszył ze śmiechem ramionami i podał mu moją dłoń, a sam poszedł do Piszczków i Kuby, zapewne dopytać się o stan Agaty. Był dla chłopaków z Borussii nie tylko trenerem, na swój sposób przyjacielem, może ojcem? Troszczył się o wszystkich i ich rodziny.

Mario zaprowadził mnie na bok parkietu i zaczął pląsać w dość dziwnym tańcu. Tańcu Mario.

-Jak tam z Ann?-zapytałam w końcu widząc jego rozradowane spojrzenie.
-Dobrze.-oświadczył, choć było to dość zdawkowe jak na niego.
-Wypytam później. Nie myśl, że dam ci spokój i będę udawać, że nie wiem, że Ann pojechała do ciebie do domu.
-A owszem, była u mnie. Spędziliśmy bardzo miło wieczór.
-Oraz noc ze śniadaniem.-dokończyłam z uśmiechem, jednak o mało nie opadła mi szczęka, kiedy nie zaprzeczył i tylko się do mnie szeroko uśmiechał.
-Dobra, to może akurat o to nie będę wypytywać.
-Szkoda. Wymienilibyśmy się doświadczeniami.
-Spadaj, Götze.
-Ty też, Reus.
-Jeszcze nie!
-Jeszcze. –cmoknął mnie w policzek dziękując za taniec i zeszliśmy z parkietu. W moim planie był teraz taniec przeznaczony dla Marco, jednak ten dalej rozmawiał z Ullą. Mario pomachał mi i wręcz poleciał jak na skrzydłach na swoje miejsce koło Ann, która była zajęta rozmową z panną młodą, lecz jemu to zupełnie nie przeszkadzało. Dobrze go było widzieć szczęśliwego. Mogło być lepiej?
Nie chcąc przeszkadzać Marco postanowiłam wziąć z góry kurtkę i przejść się do zamkowego ogrodu.

Śnieg już prawie stopniał, choć miałam nadzieję, że nie odejdzie na długo. Ogród okazał się naprawdę ogromny. Korytarze żywopłotu tworzyły swoisty labirynt. Przed nim jednak stała ogromna, masywna fontanna z przeróżnymi płaskorzeźbami. Po bokach kamiennego chodnika poustawiane były w jednakowych odstępach drewniane ławki. Latem musiało być tu przepięknie. 

Kwitnące drzewa, pełno kwiatów, zieleni. No i jakby nie patrzeć działająca fontanna, która niezaprzeczalnie dodawała tu uroku i romantyzmu całej scenerii.
Przeszłam się kawałek, jednak przeceniłam ciepłotę mojego płaszcza i zawróciłam z powrotem do budynku. Przed schodami jednak, opartego o kolumnę zastałam niecodzienny widok. Wręcz sprzeczny. Sama aż uszczypnęłam się w dłoń, żeby uwierzyć w to co widzę.

-Od kiedy palisz?-zapytałam podchodząc do Roberta. Sam nie miał nic na sobie poza garniturem. Musiał marznąć.
-Od jakiś dziesięciu minut.
-Dlaczego? Nie robiłeś tego wcześniej.
-Wszystko się pieprzy. –odparł i buchnął dymem papierosa prosto w moją twarz, co wywołało u mnie zarazem złość, a i na sam zapach się skrzywiłam. Odsunęłam się trochę na bok, żeby nie powtórzyło się to kolejny raz.
-Powinieneś wspierać Anię. To ogromny cios dla każdej kobiety, która dowiaduje się, że nie może mieć więcej dzieci. Wiem, że jest wam ciężko. Nawet jeśli cię odpycha to potrzebuje twojej troski i wsparcia.
-Ania wcale mnie nie potrzebuje. Nie potrzebuje nikogo poza samą sobą.
-Nie mów tak. –westchnęłam ciężko widząc przyjaciela ponownie zaciągającego się papierosem. Nie znosiłam tego nałogu i nigdy go nie akceptowałam. Miałam nadzieję, że to jego pierwszy papieros tego wieczoru, jednak po chwili dostrzegłam na murku przynajmniej trzy zgaszone pety. Pięknie.
-Powinienem ci złożyć gratulacje?-ton, w którym to wypowiedział spowodował, że po moim ciele przeszły ciarki, i nie miały one nic wspólnego z zimnem. Miał chłodny i pogardliwy głos, jakby mówił te słowa z największym obrzydzeniem na jakie go było stać.

-Nie, jeśli nie chcesz. To nie obowiązek.
-W takim razie nie.
-Co ty ze sobą robisz? Nie poznaję cię. Nie byłeś taki.
-Pewnie nawet nie zauważyłaś momentu, kiedy to się stało, co?
-Przykro mi, że zawaliło mi się życie, byłam w śpiączce, i cierpiałam po stracie ukochanego, a ty się tym nawet nie zainteresowałeś, a ja ta najgorsza zapomniałam dzwonić codziennie i wisieć z tobą na telefonie po godzinach.
-Ukochanego… Poszłaś z nim do łóżka?
-Nie powinno cię to interesować.
-Mogę zapewnić ci wszystko, czego pragniesz. Reus tylko czekał, żeby cię zaliczyć. Wcale cię nie kocha. –powiedział wyrzucając papierosa w resztkę śniegu, a potem nagle popchnął mnie do muru i wpił się z impetem w moje usta. Zaczął mnie całować w szaleńczym tempie. Nie wiedziałam zupełnie co się dzieje, byłam oszołomiona. Czułam smak papierosów wymieszany z cierpkością jakiegoś alkoholu. Zaczynałam się wyrywać, szamotać rękoma na wszystkie strony, jednak były uwięzione w jego mocnym uścisku. Przygryzłam więc najmocniej jak mogłam jego dolną wargę, przez co poczułam metaliczny smak krwi na języku. Docisnęłam mocniej, przez co brunet od razu ode mnie odskoczył przykładając dłoń do ust. Nie żałując uderzyłam go z całej siły dłonią w policzek.

-Nie zbliżaj się do mnie, ani do mojego narzeczonego. Zostaw nas w spokoju. –warknęłam a po chwili wbiegłam po schodach i skierowałam się do łazienki nie zdejmując nawet płaszcza. 



Wypłukałam wodą usta, by jakoś zniwelować smak krwi i tych okropnych papierosów. Wytarłam wargi ręcznikiem papierowym i wrzuciłam go do kosza. Nie chciałam zdejmować kurtki, ponieważ mimo buzującej mi w żyłach krwi było strasznie zimno.

Dopiero kiedy weszłam na salę zdjęłam płaszcz i przewiesiłam sobie na ramieniu. Nawet nie zorientowałam się, co się działo. Lisa wzięła ode mnie moją kurtkę i położyła na najbliższym krześle, a potem pociągnęła na środek, gdzie zebrały się wszystkie niezamężne dziewczyny. Stałam akurat za Ann, która posłała mi wesołe spojrzenie, które starałam, naprawdę starałam się odwzajemnić. Cathy weszła na scenę, a my wszystkie zaczęłyśmy odliczać. W końcu bukiet poleciał w górę. Po chwili zorientowałam się, że leciał prosto na mnie. Nie miałam w tym momencie ochoty być w centrum zainteresowania, więc jednym ruchem pociągnęłam Ann do tyłu tak, że mimo lekko zachwianej równowagi bukiet wpadł w jej ręce. Wszyscy zaczęli bić brawo a ja odsunęłam się na dalszy plan. Ann jeszcze odwróciła się w moją stronę i pogroziła palcem. Wzruszyłam przepraszająco ramionami i poszłam szukać kurtki, żeby zanieść ją z powrotem do szatni. Na drodze jednak stanął jednak Marco z uśmiechem, który topił moje serce. Podeszłam do niego i przytuliłam się niczym mała dziewczynka. Odetchnęłam czując jego ciepło i bezpieczeństwo. Mieszanka jego perfum działała na mnie kojąco.

-Obiecałaś mi taniec.-szepnął mi do ucha nie puszczając rąk, które oplatały mnie w pasie. Kiwnęłam nieznacznie głową, na co rozluźnił uścisk i poprowadził mnie na ubocze pod kwiatową ścianę. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej i skierowałam spojrzenie w jego piękne oczy. Uśmiechnął się delikatnie i położył dłoń na moim policzku, delikatnie przesuwał po nim kciukiem. To samo mrowienie czułam na dole kręgosłupa, gdzie spoczywała jego druga dłoń. Oboje uśmiechaliśmy się do siebie nie spuszczając swoich spojrzeń. Bujaliśmy się w takt wolnej piosenki Adele i przenosiliśmy się znów do naszego małego świata. Czułam się więcej niż dobrze. Przy jego obecności, jego czułym spojrzeniu nie liczyło się nic poza nami i naszym uczuciem.

-Mój narzeczony…-szepnęłam gładząc go wierzchem dłoni po policzku.
-Moja…-nie dokończył, ponieważ z głośników popłynęła zupełnie inna muzyka. Za komputerem zobaczyłam Piszczka, więc miałam pewność, że źle to się skończy. Za jego plecami na rzutniku zaczął się teledysk z niemieckimi napisami. Obejrzałam się i nie miałam pewności, czy miałam płakać czy się śmiać.

-Nie patrz na to ani nie słuchaj.
-Nie, czemu. –położył dłoń na mojej talii odwrócony do ekranu z jeszcze większą ciekawością.
Schowałam twarz w jego szyi, wolałam tego nie widzieć. Ani najlepiej nie słyszeć.

„To było nocą, gdy księżyc jasno świecił. Wiesz już na pewno-nie będzie z tego dzieci. Tak to bolało, choć wcale nie wiesz czemu. Jak to się stało? Oddałaś się Rudemu!”.*

Kiedy pierwsza zwrotka została zaśpiewana usłyszałam donośny śmiech Auby na całą salę, a potem dołączyła do niego reszta piłkarzy. Zacisnęłam palce na ramieniu Marco i sama zaczęłam się śmiać.  Spojrzałam na niego, sam też był nieźle rozbawiony, chociaż udawał obrażonego mówiąc, że wcale nie jest rudy. Nie byłam w stanie więcej słuchać refrenu. Weszłam na scenę i po małych przepychankach ze zwijającym się ze śmiechu Piszczkiem przełączyłam piosenkę na kolejną ze wspaniałej biesiadnej playlisty Polaka. Z deszczu pod rynnę. Samej mi napłynęły łzy do oczu jak i Kubie, Mario. Auba musiał się podtrzymywać ramienia swojej żony, żeby nie paść na podłogę. Chwilę później rozległ się refren „Cudownych rodziców mam”. Posłałam Marco przepraszające spojrzenie choć i tak nie mogłam opanować śmiechu.

-Marco, może solóweczka?-zapytał przez mikrofon. Marco tylko się śmiał kiwając przecząco głową i oświadczył, że jak będzie szykował listę gości na nasze wesele Łukasz znajdzie się na liście gości, których pod żadnym pozorem nie można wpuszczać. Mats wygłupiając się pociągnął na środek Cathy i zaczął z nią tańczyć, choć ta się wyrywała. Kiedy już się miałam z nich śmiać sama znalazłam się w nielepszej sytuacji, w której Łukasz złapał mnie w talii i zaczął również ze mną tańczyć.
-Jesteś okrutny.
-Oj tam. Nie zdążyłem ci pogratulować. To teraz to zrobię, mam okazję. Wszystkiego co najlepsze.
-Spokojnie, zaprosimy cię.
-Niech wam Bóg w dzieciach wynagrodzi, dobrzy ludzie.
-No, no! –uśmiechnęłam się szeroko –A masz w tej swojej playliście piosenki dla Götze?
-Kombii i Krawczyk? Jak nie jak tak. Zaraz będzie „Biały miś”, potem klasyczne „Nasze randevouz”…
-Dobra, wierzę. Chciałabym zobaczyć minę Mario.
-Wychodzicie?
-Planowaliśmy. Chcieliśmy jeszcze pogadać.
-To teraz to się gadaniem nazywa.
-No, haha, bardzo śmieszne.
-Dobra, dobra. To pogratuluję jeszcze Marco. –uśmiechnął się i zszedł ze sceny razem ze mną i objął po przyjacielsku mojego ukochanego rudo-bląd narzeczonego składając gratulacje. Kiedy już zostaliśmy sami złapałam go za rękę.


-Chcesz jeszcze zostać?
-Jeśli ty chcesz już wyjść to dla mnie nie ma problemu. Wyglądasz ślicznie w tej sukience, ale piękniejsza jesteś bez niej.
-Dobra, stop. –uśmiechnęłam się i delikatnie go pocałowałam. Parkiet trochę zaludnił się od par. Inni poszli jeszcze po przekąski albo do barku po jakieś alkohole.
-Obiecałaś mi kąpiel.
-Prysznic będzie szybszy i przejdziemy do rzeczy.
-Mówiłem już, że cię uwielbiam?-wyszczerzył się szeroko w uśmiechu, choć dobrze wiedział, że chodzi mi o chwilę rozmowy. Wiedziałam, że po prostu uwielbiał mnie denerwować. Poszliśmy do stołów zabrać moją kurtkę i kopertówkę, w której bezpiecznie spoczywał mój list i dwie małe karteczki. Chwilę później zmaterializowali się koło nas Ann z Mario. Modelka oddała Marco jego iPhone’a. Sam się zdziwił, myślał, że jest u niego w kieszeni. Jak się okazało zostawił go na stole, a Ann z Mario wykorzystując umiejętności odblokowywania wszelakich telefonów Mario, oraz fotograficzne Ann cyknęli nam kilka zdjęć podczas tańca na tle kwiatów. Pożegnaliśmy się z nimi i podeszliśmy pożegnać się do Cathy i Matsa wzajemnie sobie znów składając życzenia. Kiedy już wychodziliśmy z sali razem z nami wyszedł Kuba. Też pożegnał się z młodą parą i wracał do domu. 

Przeprosił mnie na chwilę i wziął na stronę Marco. Pamiętam jak też dał Marco wykład w Malezji, kiedy dowiedział się, że jesteśmy razem. Wzięłam od nich numerki do szatni, które z wielką niechęcią mi dali, bo przecież obejmuje ich nagle jakiś kodeks rycerski i poszłam na górę po ich kurtki. Po prostu musiałam się czymś zająć. Wchodząc na poziom, gdzie zostawiliśmy kurtki zastałam kłócących się Anię i Roberta. Nie umiałam powiedzieć, bo było powodem ich kłótni, chwilę później się uciszyło. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam, że opuścili budynek. Spoglądając przez okienko spotkałam się z zawiedzionym spojrzeniem Ani. Przymknęłam oczy i wzięłam trzy głębokie wdechy. Oddałam ochroniarzowi numerki i odebrałam rzeczy Kuby i Marco. Zeszłam do nich, akurat zastając w momencie, w którym objęli się klepiąc po plecach. Dałam kurtkę Kubie i chciałam się wymienić na kurtki z Marco, z racji, że on miał moją, jednak tylko zabrał swoją i nic nie dostałam w zamian. Kuba mnie uściskał i życzył nam dobrej nocy a po chwili zniknął na schodach. Marco chciał iść, jednak zatrzymałam go i przytuliłam się do niego najmocniej jak potrafiłam.

-Hej, co się stało, Aniele?-szepnął i pocałował mnie w czoło.
-W porządku. Potrzebowałam cię przytulić. To gdzie ten apartament?

Wjechaliśmy z Marco na przedostatnie piętro. Otworzył drzwi kluczem i przepuścił mnie w przejściu. Apartament był naprawdę luksusowy. Okna i balkon wychodziły na ogromny ogród. Mogłam teraz doskonale zobaczyć niewielki labirynt a także dalej znajdujący się staw. W pokoju stało ogromne łóżko w starym stylu. Cały ten pokój wyglądał jak pałacowa komnata. Cóż, nie narzekałam.
Marco podszedł do mnie od tyłu i położył brodę na moim ramieniu.

-Muszę ci coś powiedzieć. Źle bym się czuła okłamując cię. Proszę, nie bądź na mnie zły. –powiedziałam odwracając się do niego gwałtownie przodem. Oparłam się o drzwi balkonowe i puściłam dłoń Marco, żeby udało mi się przepuścić słowa przez gardło. –Robert mnie dzisiaj pocałował. Jakiś czas temu. Nie wiem nawet czy oddałam ten pocałunek, raczej nie, ale byłam jak sparaliżowana. Był bardzo natarczywy, mimo tego, że nie chciałam, wyrywałam się… Przygryzłam jego wargę do krwi i spoliczkowałam… Przepraszam Marco… Nie wiem jak to wszystko się stało. To było tak nagle…-szepnęłam w panice i usiadłam na leżankę postawioną przed łóżkiem. Marco podszedł do mnie i ukucnął patrząc prosto w moje oczy. Położył dłonie na moich kolanach i delikatnie je potarł.

-Też cię przepraszam. Widziałem tą całą sytuację. Jak wychodziłaś to mnie minęłaś.
-Słyszałeś…wszystko?
-Przykro mi.
-Nie pomogłeś mi, kiedy on mnie pocałował. Widziałeś to… Patrzyłeś…
-Hej. –wstał, a po chwili siedziałam już mu na kolanach. –Wiedziałem, że dasz sobie radę. I nie myliłem się. Widzisz sama, jesteś silniejsza niż ci się wydaje. Nie potrzebowałaś mojej siły, tylko sprytu i opanowania.
-Twojej siły! Wielki pan i władca! –zaśmiałam się i mocno się do niego przytuliłam.
-I tylko twój.
-Mój. –uśmiechnęłam się i pocałowałam go delikatnie w policzek. –Nie gniewasz się?
-Za co miałbym się gniewać? Jeśli ty na mnie się nie gniewasz, to już cudownie. Aczkolwiek zaraz możesz mnie rozgniewać tym, że całujesz mnie w policzek.
-A gdzie mam cię pocałować?-szepnęłam mu do ucha i delikatnie przygryzłam skórę na jego szyi.
-Najpierw ciepła kąpiel, bo zmarzłaś.
-Prysznic. –poprawiłam go, a po chwili dodałam jeszcze –Razem.
-Jeśli takie jest życzenie mojej pięknej narzeczonej. –ujął moją prawą dłoń, na której mienił się złoty pierścionek i złożył nad nim pocałunek. –Która się zgodziła za mnie wyjść i sprawiła, że stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Wiesz? Chciałbym opublikować jedno ze zdjęć, które zrobiła Ann.
-Wszyscy będą wiedzieli. Media, fani…
-Wiem. Jeśli nie jesteś na to gotowa to możemy dać temu jeszcze trochę czasu.
-A ty?
-Najchętniej bym wszystkim wykrzyczał, że jesteś moja. Nie boję się gazet.
-Mój dzielny narzeczony. –zmierzwiłam jego włosy śmiejąc się. –Ale dobrze, zrób to. Tylko pokaz mi jakie zdjęcie.
-Najpierw mam w planach cię rozebrać. Chodź do łazienki.


Chwycił mnie za dłoń i pociągnął przez pokój aż do drzwi łazienki znajdującej się niedaleko wejścia. Wpuścił mnie pierwszą, a po chwili wszedł tuż za mną i zapalił światła. Pod ścianą stała wanna na metalowych, wykrzywionych nóżkach. Naprzeciwko niej była nowoczesna, duża kabina prysznicowa. Największe wrażenie robiło ogromne lustro na całą długość ściany. Pod nim znajdowały się dwie kamienne umywalki, na których leżały ręczniki. Marco szybko uwolnił się z marynarki i kamizelki i został w samej białej koszuli, co zaparło mi dech w piersiach.
Podszedł ze mną do lustra i ustawił się za mną. Położył dłonie na moich plecach i zaczął sunąć nimi do góry ku wiązaniu. Pociągnął po chwili za jeden kawałek materiału rozwiązując kokardę. Chwilę później jego dłonie znalazły się na biodrach. Złapał materiał sukienki i pociągnął dół przez co nagle stałam się naga od pasa w górę. Chciałam stanąć przodem do Marco, żeby jakoś się zakryć i poczuć bardziej komfortowo, jednak on przytrzymał mnie zapierając dłonią brzuch.

-Gdybym wiedział, że nie masz bielizny, wyszlibyśmy dużo wcześniej. Nie wytrzymałbym.
-Dobrze, że nie powiedziałam. Mogę się odwrócić?
-Nie, podziwiam właśnie piękną kobietę. Kobietę, która jest moja.
Westchnęłam pod wpływem jego szeptu i naciskiem intensywnego spojrzenia. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i czekałam aż w końcu da mi pójść pod prysznic. Zsunął sukienkę razem z bielizną, którą jeszcze miałam i przesuwał wygłodniale dłońmi po moim brzuchu i udzie.
-Widzisz to?
-Co?
-Jak jesteś piękna.
-A idź mi!-zaśmiałam się pod nosem i chciałam się wyrwać z uścisku jednak przyciągnął mnie z powrotem do siebie, na szczęście tym razem przodem. Pocałował mnie czule odgarniając włosy.
-Jest mi z tobą zbyt dobrze.-szepnął i musnął ustami moją szyję. Pociągnął mnie pod prysznic.
-A ty?-spojrzałam na niego ubranego. –Mam cię też rozebrać przy lustrze? Będziesz się podziwiał?
-No i czar prysł!-zaśmiał się i wyszedł z łazienki. Odkręciłam prysznic i stanęłam pod strumieniem wody pozwalając mu obmyć moje ciało. Woda stawała się coraz cieplejsza, przez chwilę postanowiłam nie dodawać zimnej, żeby się wygrzać i przypadkiem nie zachorować. Podskoczyłam przestraszona, kiedy poczułam dotyk czyjejś dłoni na pośladku.

-Spokojnie, nie wpuścił bym tu nikogo wiedząc, że moja narzeczona czeka na mnie naga pod prysznicem. Nawet złodzieja.
-Ach tak.-zaśmiałam się. Marco zaczął rozmasowywać na mojej skórze żel pod prysznic. Później nałożył szampon z hotelowej buteleczki na moje włosy i delikatnie wmasowywał go w skórę głowy.
-I tak dopóki śmierć nas nie rozłączy? Tym bardziej nie żałuję swojej decyzji.-zaśmiałam się i mocniej odkręciłam prysznic, żeby spłukać z siebie całą pianę. W tym czasie Marco sam się umył i dołączył do mnie pod dużą słuchawkę prysznica żeby się opłukać. Spojrzałam na niego z wyrzutem. Wzruszył przepraszająco ramionami, jednak zobaczyłam, że nie ma jeszcze umytych włosów.

-Mogę?-zapytałam niepewnie. W odpowiedzi dostałam słodki uśmiech i lekkie kiwnięcie głową.
-Tylko prawie nic nie zostało. Była tylko jedna mała butelka. –oznajmił i podał mi mały szklany flakonik z płynem. Na etykiecie znajdował się zarys pałacu, w którym się znajdowaliśmy, a z tyłu drobno napisany skład. Wlałam do buteleczki odrobinę wody i zamieszałam. Stanęłam lekko na palcach, żeby dosięgnąć jego włosów. Pisnęłam, kiedy poczułam jak mnie podnosi i oplata moje nogi w pasie, żebym nie spadła. Z wielką uwagą i dokładnością umyłam skórę jego głowy, a potem kazałam mu się przesunąć pod prysznic, żeby spłukać pianę, przez co dużo wody poleciało też na mnie.
Marco wyszedł pierwszy spod prysznica. Wytarł lekko swoje ciało i przewiązał sobie ręcznik nisko na biodrach.

-Zrób zdjęcie, starczy na dłużej.-zaśmiał się spoglądając na mnie.
-Musisz tak częściej chodzić, serio. To na mnie działa. –zaśmiałam się i wyszłam spod prysznica. Natychmiast zostałam otulona dużym ręcznikiem. Nawet go nie wiązał, bo od razu przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
Kiedy zakładał róg ręcznika pod spód na wysokości moich piersi coś zwróciło moją uwagę.
-Marco?-zapytałam i złapałam jego lewą dłoń. Szybko ją wywinął i poprowadził do sypialni. –Nie uda ci się mnie zbyć! Widziałam!
-Co widziałaś?-zapytał siadając na łóżku i pociągnął mnie za sobą prosto na swoje uda.
-Tatuaż. –powiedziałam pewnie i schyliłam się do szafki w rogu, żeby zapalić stojącą na niej starodawną lampkę z pożółkłym kloszem, za to z namalowanymi na dole różowymi kwiatkami. Nie utrudniał mi, więc byłam pewna, że ulegnie i mi go pokaże. Utwierdziłam się w swoim przekonaniu widząc małą tubkę maści na gojenie leżącą na szafce, więc tatuaż musiał być niedawno robiony.

-Mogę zobaczyć?-zapytałam. Marco cofnął się, że oparł się o zagłówek łóżka i wyciągnął przed siebie nogi. Usiadłam na piętach na wysokości jego brzucha. Wzięłam jego prawą dłoń i położyłam sobie ją na kolanie. Pół jego przedramienia zdobił nowy tatuaż. Był bardzo delikatny, przepięknie wykonany, z niezwykłą starannością. W efekcie grubsze kontury powodowały, że wychodził jakby był trójwymiarowy. W centrum była róża, z dopracowanym do końca każdym płatkiem. Podziwiałam ją dłuższy czas. Nigdy nie widziałam jej tak pięknie wykonanej jako tatuaż. Łodyga miała kilka kolców. Od jej pąka aż do dołu oplątywał ją drobny łańcuszek. Na końcu łodygi łańcuszek jakby kładł się na niewidzialnym stole, a na jego zakończeniu była doskonale znana mi zawieszka. Dopiero teraz zrozumiałam, że to był ten sam łańcuszek, który podarował mi Marco. Należał do jego babci, która bliska śmierci dała mu go mówiąc, że to jego serce, i ma go podarować właściwej kobiecie. Cały czas spoczywał w czerwonym pudełeczku w szafce przy moim łóżku. Ten jednak różnił się od oryginału drobnym szczegółem. W jego rogu zamiast imienia Marco widniało moje. A zza serca wychodziły dwa anielskie skrzydła. Poczułam łzy zbierające się w moich oczach.

-Mogę dotknąć?-szepnęłam spoglądając na niego zeszklonymi oczami. Kiwnął głową wpatrując się we mnie intensywnie. Z zawahaniem położyłam kciuk na łańcuszku i zaczęłam sunąć jego śladem po róży aż w końcu dotarłam do serduszka. Obrysowałam je lekko opuszkiem palca. Nie chciałam mu sprawić bólu. Niektóre miejsca były jeszcze lekko zaczerwienione. Nie znałam się na tym ale z pewnością musiał to czuć. Sama bym była przerażona gdybym miała sobie zrobić tatuaż.
Nad i pod różą mieściły się dwa cytaty. Były kreślone identycznym drukiem co pierwsze litery imion jego najbliższych w medalionach na lewej ręce i sentencja na ramieniu.
Górny brzmiał „Nigdy się nie poddawaj”, jednak to dolny sprawił, że moje serce załomotało mocniej, a łzy zaczęły płynąć po policzkach. „Jesteś moim światem”.  Marco już miał wstać i nachylić się do mnie, aby mnie przytulić i otrzeć łzy. Pokręciłam jednak przecząco głową. Odwróciłam się i zabrałam maść z komody i wycisnęłam jej trochę na palec. Zaczęłam smarować jego rękę cały czas przyglądając się całemu obrazkowi, dopracowanym elementom, drobnostkom. Same skrzydła nie dość, że były malutkie, to jeszcze były na nich pióra. Wzięłam jeszcze odrobinę maści smarując chyba jedyne zaczerwienione miejsce jego skóry między płatkami róży. Zastanawiałam się, gdyby nie była pokryta czarnym kolorem jakim by była? Co tym razem chciałby mi przekazać? Odłożyłam maść, a kiedy się odwróciłam Marco objął mnie lewą ręką a wolną dłonią zaczął głaskać mnie po policzku zjeżdżając coraz niżej po szyi. Złapałam ją ostrożnie w łokciu i jeszcze raz spojrzałam na tatuaż.

-Jest piękny. –powiedziałam spoglądając w jego oczy.
-Te słowa… -wypchnął do góry nadgarstek, by pokazać mi cytat niżej. –Trafiły w samo moje serce. Wiem, że nie były one po prostu słowami wykrzyczanymi w geście spełnienia, ale były cholernie prawdziwe, czułem to. To znaczyło więcej, niż „kocham cię”.
-Naprawdę cię bardzo kocham.
-Wiem, a ja ciebie również. Jesteś moim największym szczęściem. Zmieniłem przez ten czas trochę spojrzenie, priorytety.
-Przeze mnie?
-Dla nas.
-Co zaplanowałeś?
-Zobaczysz. Niech na razie wszyscy wiedzą, że mam wspaniałą narzeczoną.
-Mogę cię o coś zapytać?
-Tak, ale wejdź pod kołdrę. Musisz się ogrzać. –uśmiechnął się i odchylił dla mnie kołdrę. Weszłam pod nią naciągając na siebie ręcznik. Marco po chwili do mnie dołączył i splótł swoje dłonie pod kołdrą wokół mojej talii.  –Pytaj-uśmiechnął się i oparł głowę o moją.

-Kiedy zdecydowałeś się, żeby się oświadczyć?
-Wtedy, kiedy zrozumiałem jak bardzo mi ciebie brakuje w moim życiu i jak bardzo ono staje się bez ciebie bez sensu. Pierścionek był ze mną cały czas, już od września… Był jedną z rzeczy, które nie pozwoliły mi stracić nadziei i walczyć…
-Walczyć. Drugi cytat?
-Drugi cytat przypomina mi o ludziach, którzy są dla mnie bardzo ważni i byli zawsze, kiedy ich potrzebowałem. To niesamowite, że jedno, to samo zdanie powiedziało do mnie ich aż tyle. Moja rodzina, przyjaciele, Mario, André, twój tata oraz ty. Kiedy powiedziałaś mi to, chyba naprawdę uwierzyłem, że mogę cię odzyskać.
-Pytanie numer dwa. O czym rozmawiałeś z Ullą?
-Niby rozmawia z innymi a jak kontroluje!-zaśmiał się i przeczesał dłonią mokre włosy.
-Przykro mi, taka jestem. A ty podobno właśnie z taką mną chcesz spędzić resztę życia.
-Chcę. Twoja mama życzyła nam wszystkiego co najlepsze, bo cię bardzo kocha. Prosiła mnie, żebym się tobą opiekował i traktował jak królową, bo mam przy boku największy skarb. I to prawda.
-Tak powiedziała?
-Tak.
-A jak rozmowa z tatą? Bałam się o ciebie.
-Serio? Żyję. Nie było tak strasznie.
-Twoi rodzice wiedzą?
-Pewnie wiedzą po zdjęciu, które wstawiłem. Koniec ognia pytań.
-Czemu?
-Bo teraz czas na coś zupełnie innego. –z ognikami w oczach podniósł się i oparł ramionami po bokach mojej głowy.
-Na spanie?
-Niektórzy też to tak nazywają. –uśmiechnął się łobuzersko i zaczął składać pocałunki na mojej szyi, a dłonie zaczęły rozplątywać ręcznik. Oplotłam dłońmi jego szyję i poddawałam się nieziemskiemu uczuciu, które dawał mi jego dotyk.



***



-Mogę zobaczyć u ciebie w telefonie komentarze do zdjęcia?-zapytałam przytulając się do niego.  Spojrzał na mnie wbijając głowę w poduszkę.
-Myślałaś o tym cały czas podczas tego niesamowitego seksu?-zaśmiał się i schylił do komody, gdzie leżał jego telefon.
-Nie. Teraz tak.. Po prostu.. Jestem ciekawa.
-W porządku. –uśmiechnął się i spojrzał na wyświetlacz.
-Już po pierwszej.
-Serio? Trochę nam zeszło…
Marco spojrzał na mnie i roześmiał się na cały apartament. Kochałam jego śmiech i po prostu nie umiałam się w tym momencie obrazić.
-No co..
-Jesteś słodka. –przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy. –Ale masz pazurki.
-Cóż. A ty masz telefon, którego chcę.
-Kupię ci taki na gwiazdkę.
-Nie, chcę zobaczyć twojego Instagrama.
-I tak ci kupię taki na gwiazdkę. Jest porządniejszy od twojego.
-A jeśli wolę mój?
-To będziesz miała dwa. Swoją drogą, czemu nie weźmiesz swojego wspaniałego telefonu?
-Bo jest w kopertówce.

Marco przytulił się do mnie i położył głowę na moim barku. Podniosłam do góry ręce z jego iPhonem i weszłam na Instagram. Najświeższe zdjęcie przedstawiało nas, w tańcu. On obejmował mnie w pasie przyciągając do siebie a ja oplatałam dłońmi jego szyję. Ann akurat uchwyciła moment, w którym oboje patrzyliśmy sobie w oczy. Uroku dodała będąca za nami ściana z kwiatów. Strasznie spodobało mi się to zdjęcie.

-Mogę je sobie przesłać na WhatsAppie?
-Yhym.-mruknął i zaczął przygryzać i ssać moją skórę na obojczyku. Oho, dziecku się nudzi. 

Zaśmiałam się pod nosem i kliknęłam w galerię, żeby znaleźć zdjęcie. Przesłałam to jak i klika innych ujęć. Wszystkie były cudowne. Wróciłam na portal i zaczęłam czytać.
W większości posypały się gratulacje, pisano, że pięknie razem wyglądamy i że mam wielkie szczęście będąc z Marco. Dużo też było gratulacji z powodu zaręczyn.
Moją uwagę przykuło jedno zdjęcie profilowe. Kliknęłam na nazwę użytkownika, a moim oczom ukazały się zdjęcia nastoletniej dziewczyny. Wiele było robionych na Idunie podczas meczy, inne zwykłe, z życia codziennego, choć każde charakteryzowało się choćby najdrobniejszym gadżetem z Borussią. Otworzyłam jedno, które przedstawiało Marco i Yvonne w parku. Samo zdjęcie było robione z pewnej odległości. W podpisie dziewczyna cieszyła się, że wreszcie zobaczyła go na żywo. Sama pomyślałam, że szkoda, że nie podeszła i nie poprosiła o zdjęcie. Miałaby zdjęcie profilowe z prawdziwym Marco a nie jego papierowym bliźniakiem. Postanowiłam ją zaobserwować. Pewnie się ucieszy. Wróciłam na profil Marco i przejrzałam jeszcze kilka komentarzy, które tym razem nie były przychylne do naszych zaręczyn. Niektóre dziewczyny nawet miały mu za złe, że nie chce być z nimi i zapewniały, że będą lepsze ode mnie. Uśmiechnęłam się jedynie. No cóż, takie życie. Wybrał mnie.

Dopiero teraz spojrzałam na podpis.  „Moje szczęście powiedziało „tak”. Dodał jeszcze duże czerwone serce i pierścionek z brylantem. Od razu spojrzałam na swój. Położyłam telefon na plecach Marco i zaczęłam podziwiać cudeńko na moim serdecznym palcu. Diament mienił się w świetle księżyca. Pierścionek był klasyczny, złoty. Lekko grubszy od tradycyjnych i oczywiście z dużo większym diamentem, który był delikatnie zaokrąglony. Nie miał żadnych mniejszych oczek ale ta prostota mnie urzekła i zawładnęła moim sercem.

-Jest przepiękny. –powiedziałam i zabrałam telefon by położyć w tamto miejsce rękę.
-Podoba ci się?
-Szalenie. Nigdy go nie zdejmę. Będę nosiła go razem z obrączką… Kiedyś.
-Czyli kiedy? Nie ponaglam cię, nie chcę naciskać, chcę, żebyś się czuła komfortowo, żebyś mi zaufała, żebyśmy odzyskali to, co straciliśmy.
-Ufam ci, Marco. Nie czuję, że coś straciliśmy. Jesteśmy razem, jesteśmy silniejsi. Nie próbuj robić tego, żebyśmy coś odzyskali. Bądź sobą, bądź przy mnie, swojej narzeczonej nie dziewczynie, którą musisz odzyskać i coś jej udowodnić.
-Tak bardzo cię kocham, skarbie. –objął mnie rękoma i położył mnie na swoim nagim torsie.
-Weźmy ślub w przyszłym roku. Jak będzie ciepło. Po skończonym sezonie, jak będziesz miał wolne. Będziemy mogli pojechać w podróż poślubną.
-To już się nie mogę doczekać. Będziesz moją żoną.
-A ty moim mężem. Myślisz, że musimy już szukać terminu? Sali? Tego wszystkiego…
-Zdążymy. Poczekaj, zaraz przyjdę.
-Chociażbyś się ubrał!-krzyknęłam za nim, jednak nic sobie z tego nie zrobił. Przewróciłam oczami i naciągnęłam kołdrę pod szyję. Kiedy już przyszedł zaszczycił mnie w bokserkach, a w ręku trzymał swoją białą koszulę.
-Chodź tu do mnie. –usiadł na brzegu łóżka i rozłożył swoją koszulę. Pokiwałam z niedowierzaniem głową. Chwilę później to ja siedziałam w siadzie skrzyżnym a Marco zapinał guzik po guziku koszuli.
-Moje majtki też przypadkiem wziąłeś?
-Nie są potrzebne, wręcz by przeszkadzały. –oświadczył poważnie. Zmarszczyłam brwi spoglądając na niego.
-Mi w spokojnym śnie?
-Są niepraktyczne. Koszulę szybko rozpiąć…
-Dobranoc!-zaśmiałam się osuwając się od niego. Położyłam się pod kołdrą odwracając się do niego plecami.
-Kochanie…-poczułam szturchnięcie w ramię. Dobrze wiedziałam, że właśnie patrzy na mnie wzrokiem zbitego psiaka.
-Co?
-My jeszcze nie idziemy spać.



***



Z rana obudziły mnie mokre pocałunki na karku. Przytuliłam mocniej poduszkę i mocniej zacisnęłam oczy. Czułam ugięcie materaca tuż koło mnie. Marco złożył pocałunek na moim policzku po czym musnął go nosem.

-Reus. Daj. Mi. Spać.
-Musimy iść zjeść śniadanie i się zbierać.
-Nie pójdę na śniadanie w tej sukni. Wolę pogłodować i pospać. Daj mi spokój.-strzepnęłam jego twarz i zepchnęłam łokciem na bok.
-Nie musisz nigdzie iść. Śniadanie czeka na stoliku. Jak chcesz, to możemy zjeść w łóżku.
-Było tak od razu. –uśmiechnęłam się szeroko podnosząc do siadu. Spojrzałam na mojego narzeczonego z uśmiechem i dałam mu buziaka w usta.
Marco przyniósł nam na tacy śniadanie. Patrzyliśmy sobie w oczy z uśmiechem. Na tacach mieliśmy małe kanapki i jajecznicę.
Kiedy już zjedliśmy i odłożyliśmy tace wreszcie się do siebie odezwaliśmy.

-Dzień dobry.-uśmiechnęłam się marszcząc jego koszulę na udzie.
-Dzień dobry.
-Mamy jakieś plany na dziś? Czy mnie odwozisz do domu?
-Pamiętasz? Powiedziałem ci wczoraj, że pierścionek utrzymywał we mnie nadzieję. I nie tylko…
-Tak.
-Chciałbym ci pokazać tą drugą rzecz, lecz nie wiem…
-Teraz już powiedziałeś, więc nie dam ci żyć jak mi nie powiesz.
-W takim razie ubierzmy się i jedziemy.

Marco pomógł mi zapiąć suknię, sam założył pomiętą koszulę, w której spałam i spodnie od garnituru. Narzucił na to marynarkę, a kamizelkę zatrzymał w ręku. Opuściliśmy piękny apartament i wyszliśmy przed pałac na parking, gdzie stał czarny Aston Martin mojego narzeczonego.

Marco bezmyślnie pojechał centrum miasta, przez co staliśmy kilkanaście minut w korku. Nie przeszkadzało to nam. Położył dłoń na mojej i zaczął się bawić moimi palcami od czasu do czasu zahaczając o pierścionek. 
Kiedy już wyjechaliśmy z tłocznej ulicy zjechaliśmy w jakieś inne uliczki, których nie znałam. Kilka minut później Marco otworzył bramę wjazdową. Stanęliśmy pod jakimiś budynkiem. Marco wyłączył silnik i wysiadł z samochodu. Chwilę później pomógł mi wyjść. Stanęłam przed dość sporą willą. Ku wejściu prowadziły białe, płaskie schody. Budynek był naprawdę imponujący. Klasyka pomieszana w dobry sposób z nowoczesnością. Piękne duże okna, jasna cegła na zewnątrz. Czyjkolwiek był zrobił na mnie wrażenie.

-Piękna willa.
-Dom.-powiedział z przekąsem oplatając mnie ręką w talii
-Duży dom.
-Nasz dom.
-Słucham?
-To jest nasz dom.-powiedział pewnie choć widziałam, że się denerwował.
-Kupiłeś go?
-Tak. Nie jest jeszcze cały urządzony. Mamy jedynie sypialnię, garderobę, łazienkę koło sypialni iii to wszystko. Oczywiście, jeśli ci się nie podoba możemy kupić inny.
-Jest piękny, Marco, ale pewnie był cholernie drogi. Jeśli to ma być nasz dom, to chcę mieć w niego jakiś wkład.
-Kupisz kwiaty i wazony. Może też ramki na zdjęcia.
-Śmieszne.
-Dobrze, możesz umeblować cały salon z najwyższej półki.
-W porządku. Mam pieniądze za dom babci, trzy wypłaty i jeszcze jakieś nie wiadomo skąd premie. Stać mnie.
-Okej. Po ślubie i tak będziemy mieli wspólne konto. Wchodzisz?-zapytał stając przed drzwiami.
-Porozmawiamy jeszcze o tym.
-Nie ma o czym. –uśmiechnął się otwierając przede mną drzwi. W przejściu odwróciłam się jeszcze na długi podjazd, który lekko zakręcał przez stojącą po środku, otoczoną żywopłotem średniej wielkości fontannę. Co prawda była teraz wyłączona, jednak już widziałam ją działającą latem i pięknie oświetloną.


Weszliśmy frontowymi drzwiami. Znaleźliśmy się w przestronnym przedpokoju, ściany były białe a na podłodze były położone jasne panele. Na ścianie wisiał mały srebrny wieszak, pewnie tymczasowo. Marco złapał mnie za rękę i poszliśmy w głąb domu. Przeszliśmy przez duże, łukowe przejście do ogromnego salonu. Może taki się zdawał przez to, że był pusty a białe ściany jeszcze bardziej je optycznie powiększały. Wrażenie zrobił na mnie widok w okna. Nie dość, że były przeogromne, zajmowały całą wysokość ściany i przepuszczały dużo światła… Ogromny ogród otoczony płotem, a za nim widok na rozciągający się w oddali las. Za płotem były zasadzone krzewy, które zakrywały widoczność. Jak się domyślam, miały za zadanie chronić naszą prywatność przed mediami. Dodawały nawet uroku niż coś zabierały. W rogu ogrodu stała wysoka jabłoń a na niej została zamontowana huśtawka. Już widziałam na niej siebie wieczorami z kocem i książką w ręku.

-Tam jest kuchnia i jadalnia. –przerwał mi w rozmyślaniach Marco i wskazał na kolejny łuk, po lewej stronie, który prowadził do kolejnego pustego pokoju, także dużego. Kuchnia mogła być naprawdę duża z wieloma blatami i szafkami, a po środku stałby duży stół, który pomieściłby wiele osób.
-W korytarzu jest łazienka a koło niej zejście do piwnicy, gdzie jest basen i siłownia. Wszystko jest tam wykończone, tylko nie możemy teraz wejść, bo schną kafelki. –wytłumaczył i pociągnął mnie za rękę w stronę holu, skąd przeszliśmy na górę. Tam rozpościerał się szeroki korytarz niczym w pałacu. Naliczyłam osiem par drzwi, co mnie mocno zaskoczyło.
-Pięć sypialni, dwie łazienki i garderoba koło sypialni. –wytłumaczył widząc mój wzrok. Ja w dalszym ciągu nie mogłam nic powiedzieć. Chyba byłam w zbyt ciężkim szoku. –Chodź ze mną.

Przeszliśmy do ostatnich drzwi. Marco otworzył je i przepuścił mnie w progu. W odróżnieniu od reszty, ten pokój był cały urządzony. Ściany pomalowane na blado beżowy kolor, ścianę łączyły z sufitem białe, gipsowe gzymsy z różnymi wzorami, w których głównie przeważał motyw kwiatowy. Pod ścianą stała komoda, a naprzeciwko śliczna, biała toaletka z okrągłym lustrem i kilkoma szufladkami. To jednak stojące na środku łóżko było głównym punktem sypialni. Zagłówek miał dwie, długie rzeźbione kolumny sięgające aż do sufitu. Na parapetach stały drobne roślinki, świeczniki i wazon z czerwonymi różami… Chyba w jednym momencie doznałam olśnienia, wszystko ułożyło się w całość. Odwróciłam się do Marco.

-W naszej sypialni, na pomiętej pościeli pachnącej tobą i płatkami róż. –zacytowałam kawałek listu Marco. W odpowiedzi dostałam jego piękny uśmiech. Z ciekawości podeszłam do łóżka i podniosłam kawałek kołdry. Faktycznie. Było na niej kilka płatków, jak i kilka na poduszce i prześcieradle.
-Cholera. –mruknęłam pod nosem na widok dowodu tamtej nocy. Od razu złapałam za róg prześcieradła, żeby je zdjąć i przeprać.
-Inga… -Marco położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął do siebie.
-Tylko wypiorę. Mamy dostęp do wody? Jakaś łazienka?
-Przestań, proszę cię.
-Powinnam…
-Powinnaś mi wreszcie powiedzieć, co myślisz o tym domu. Cholernie się stresuję a ty naprawdę chcesz teraz prać? Krew to żaden wstyd, uwierz mi. Proszę, powiedz. Podoba ci się?
-Bardzo. Chciałabym już go umeblować i przeprowadzić się tu. Wiem, że dopiero po ślubie ale już nie mogę się doczekać. Nie wiem czy to sen? Nie mogę uwierzyć w to, że mi się oświadczyłeś ani w to, że będziemy niedługo razem mieszkać. –przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy wsłuchując się w bicie jego serca.
-Isabell jest projektantką wnętrz. Pomogła mi trochę, wybieraliśmy razem. Patrzyłem co mnie się podoba i stawiałem, co może się spodobać tobie. Nie chciałem nic robić dopóki nie zdecydujesz się na ten dom. Chciałbym, żebyś ty wybrała tak, żebyś się tu dobrze czuła. Mamy z Isabelle projekty ale tylko przykładowe.

-Jesteś zbyt kochany i idealny.
-Chciałbym taki być, kochanie. –uśmiechnął się i ucałował mnie w czoło. –Zobacz jeszcze tam.-odwrócił mnie tak, żebym spojrzała na ścianę naprzeciwko łóżka. Podeszłam aż kilka kroków. Na ścianie wisiał obraz oprawiony z srebrną antyramę. Wykonany ołówkiem i węglem. Jeszcze lepsza niż oryginał, a jednak kopia. Było to zdjęcie moje i Marco. Nasz słynny pocałunek w chmurach. Uwielbiałam to zdjęcie. Moje rozwiane włosy i jego dołeczki w policzkach, a w tle jedynie chmury. Na dole widniał napis. Po polsku. „Bo miłość i wiara góry przenosi”. Dokładnie to, co napisała mi w liście babcia.

-Masz ten list?
-Tak. Zabłąkał się w kartonie, który wziąłem z domu Lewandowskich. Pamiętałem jak go tłumaczyłaś, ale musiałem poprosić Kubę, żeby znalazł mi ten fragment.
-Dziękuję.
-Nie masz za co. To robota Yvonne.
-Jest przepiękny. Zwykle nie lubię swoich zdjęć..Ale na tym obrazie wyglądam wyjątkowo korzystnie.
-Zawsze wyglądasz korzystnie!-uśmiechnął się szeroko. Podeszłam do niego i usiadłam na łóżko klepiąc miejsce koło siebie. Objął mnie ramieniem a mnie naszły myśli o Ani. Wiedziałam, że nie mogę zostawić tak tego bez słowa. Wyjęłam telefon z kopertówki i wybrałam kontakt Ani.
Nie wiedziałam zupełnie co mam jej napisać. Patrzyłam chwilę w puste okienko na wiadomość. Nie miałam pojęcia na czym stoję, ani to, czy powinnam jej powiedzieć o pocałunku Roberta. Nie powinnam niszczyć jej małżeństwa, najpierw powinnam porozmawiać z Robertem, choć miałam do tego wyjątkową niechęć.


„Aniu, powinnyśmy porozmawiać. Kiedy miałabyś czas?”


Marco patrzył w mój telefon lecz i tak nic nie rozumiał, więc miałam to szczęście. Położył głowę na moim ramieniu.

-Z kim piszesz?
-Z kochankiem z Polski.-uśmiechnęłam się lekko zamyślona.
-Ale z ciebie śmieszek.
-Nie wierzę, że to powiedziałeś.
-„Śmieszek”?
-Tak, to nie pasuje do ciebie.
-Postaram się już nie używać tego słowa.
Wciągnęłam głośno powietrze słysząc przychodzącą wiadomość.


„Nie mamy o czym”


Spięłam się i wstałam z łóżka. Przeszłam do okna i spojrzałam w dal. Widziałam, że okno jest otwierane i jest mały balkon w sam raz na dwa leżaki albo stolik z dwoma krzesłami. Wolałam nie wychodzić, bo były tam położone kafelki, pewnie też świeże jak na basenie i w siłowni.
-Inga?
-W porządku.-odpowiedziałam ucinając.


„Ja tak nie uważam. Możesz dzisiaj?”


Oparłam się o próg i próbowałam nie denerwować. Wychwalałam Marco pod niebiosa za to, że nie zdecydował się podejść tylko dać mi chwilę.

„Właśnie wylatuję do Londynu z Robertem. Wracam w przyszłym tygodniu.”

„Zadzwonię w przyszłym tygodniu.”

Odpisałam, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że będzie ciężko. Winiłam siebie za to, że gdzieś chyba zaprzepaściłam naszą przyjaźń, choć wciąż nie umiałam dostrzec tego momentu.
-Chciałabym wrócić do domu, o ile to nie problem.
-Nie. Inga, jeśli chcesz… Wiesz, że możesz mi mówić o wszystkim, prawda?
-Tak, Marco, ale muszę poradzić sobie z tym sama.
-Nie jesteś sama. Jesteś moją narzeczoną. A co martwi ciebie martwi mnie. Nie naciskam, zrozumiem…
-Nie w tej chwili, dobrze?
-W porządku.

Trzymając się za ręce opuściliśmy nasz dom. Obejrzałam się jeszcze, a wracając przyglądałam okolicy. Była naprawdę cicha i spokojna, choć nie znajdowała się na typowym odludziu w szczerym polu. Może kiedyś tymi drogami będę spacerowała z wózkiem…
-Chciałbyś mieć dzieci?-zapytałam, przez co Marco zachłysnął się powietrzem i o mało nie zjechał na ścieżkę.
-Teraz?
-Nie. Ogólnie.
-Oczywiście, że tak. Pisałem ci.
-Dlatego tyle sypialni? Trochę ich jest..
-Jest też coś takiego jak pokój gościnny. –roześmiał się i złapał moją dłoń, po czym położył ją sobie na udzie. –Mamy całe życie przed sobą. Zobaczymy.
-W porządku.- uśmiechnęłam się, a on złożył delikatny pocałunek na mojej dłoni i skupił się na drodze jednak nie wypuszczał jej z uścisku.

Kiedy byliśmy pod moim domem żadne z nas nic nie mówiło. Nie chcieliśmy się rozstać, jednak ja potrzebowałam trochę ochłonąć po wiadomościach od Ani i zacząć jasno myśleć.

-Dziękuję za dzisiejszy dzień… Wczorajszą, magiczną noc i wieczór. Bardzo cię kocham.-przesunęłam się do niego na tyle, ile pozwalała mi sukienka i mocno go przytuliłam.
-Chciałbym ci pomóc..
-Wiem. Przepraszam. Muszę wziąć prysznic i trochę to jakoś poukładać.
-Dobrze.
-Marco?
-Tak?
-Przyjedziesz do mnie wieczorem na  noc? Tyko jakbyś mógł wziąć przyzwoitą piżamę. Górę i dół.
-Pewnie, że przyjadę. Czemu górę też?
-Bo nie mieszkam sama. I nie wiem na czym stoi znajomość z moim kotem.
-Moja znajomość z nim kwitnie.
-To się ciesz. Lecę już. Do zobaczenia. –pocałowałam go w policzek i wysiadłam z samochodu.


W domu pierwsze co, to zrzuciłam szpilki i krzyknęłam do taty, że już jestem i idę pod prysznic. Wzięłam z pokoju rzeczy na przebranie i poszłam do łazienki.
Zmyłam cały makijaż i nałożyłam jedynie tusz do rzęs i bezbarwną pomadkę ochronną na usta. Założyłam grubsze jeansowe rurki i puchaty sweter.

-I jak tam pierwszy dzień narzeczeństwa?-stanął w progu salonu tata z uśmiechem.
-Szczerze? Urwanie głowy, natłok wrażeń, różnych emocji i wrażeń. Idę teraz na wizytę psychiatryczną do Götzego, po drodze zadzwonię czy ma chwilę czasu.
-To chyba on powinien dzwonić kiedy ty masz czas.
-Nie, nie. To on tu jest psychiatrą a ja pacjentem.
-Świat schodzi na psy. Bez urazu dla Emmy, bo to jest wyjątkowo mądre.
-Dobra, dobra. Będę wieczorem, a potem przyjedzie Marco. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
-Nie. Nawet się cieszę. Nie wiem w jakim celu masz te wizyty psychiatryczne, ale widzę moją dawną uśmiechniętą Ingę i jestem szczęśliwy.
-Ja też, tylko muszę ułożyć parę spraw i będę jeszcze bardziej szczęśliwa.




Kilka minut później byłam w drodze taksówką do domu Mario. Wybrałam jeszcze do niego numer żeby sprawdzić, czy ma czas. Po kilku sygnałach wreszcie odebrał.
-Hej Gunia, co się dzieje?
-Mario, masz chwilę czasu dla mnie? Nie jesteś z Ann?
-Zawsze mam dla ciebie czas. Ann pojechała do koleżanki do Kolonii.
-Dzięki. Muszę się wygadać. Będę za trzy minuty.
-Szybka jesteś.
-To problem?
-Skąd. Czekam na ciebie.
-Dzięki. Uwielbiam cię.
-Ja ciebie też, do zobaczenia!

Chwilę później byłam już pod jego drzwiami. Wpisałam kod do furtki i poszłam do drzwi. Nie dzwoniłam nawet dzwonkiem tylko od razu weszłam. Nie wiedziałam co mam zrobić, kiedy zobaczyłam w przedpokoju ubierającego się Marco. Jeszcze w tym samym ubraniu, w którym był na weselu.

-Hej… Co tu robisz?
-Nie wiedział co ma zrobić w sprawie ze swoją narzeczoną. –dołączył do nas Mario. Blondyn zgromił go niezadowolonym spojrzeniem. –Może sobie wyjaśnicie po prostu?
-Nie wiedziałam, że aż tak cię to zmartwi…
-Mówiłem ci.-powiedział zakładając płaszcz. Nie był na mnie zły, lecz wiedziałam, że miał trochę żalu.
-Przepraszam, Marco. Przepraszam. –szepnęłam próbując powstrzymać łzy. Wyrywając płaszcz z jego rąk mocno go przytuliłam. Sam objął mnie mocno rękami i zaczął uspokajająco kołysać.
-Ciii, nie płacz, kochanie. Nie przeze mnie. Nie jestem na ciebie zły tylko na siebie, ponieważ nie wiem jak ci pomóc i nie wiem co mam zrobić, żeby odzyskać twoje zaufanie. Dlatego przyszedłem do Mario. Nie wiedziałem już co mam robić.
-Przepraszam.-powtórzyłam i oderwałam się od niego. Spojrzałam zeszklonymi oczami na Mario, który z uśmiechem opierał się o futrynę. Odetchnęłam i podeszłam do niego kilka kroków.

-Dalej mnie kochasz?-zapytałam bruneta.
-Pewnie, że tak. Zawsze możesz do mnie przyjść, ale wiedz, że twój narzeczony też mnie kocha, więc się możecie razem u mnie spotkać.
-Potrzebuję cię, was. Oboje.
-Co się dzieje, Inia?-westchnął smutno i objął mnie ręką wzdłuż barku.
-Po prostu… Właśnie straciłam przyjaciółkę. I nie pomoże tu Marco, który pójdzie ją zapewniać o swojej miłości do mnie. On nie musi tego robić, to ona sama powinna mnie uwierzyć w moje uczucia i powinna być szczęśliwa dlatego, że ja jestem. Cholernie.
-Chodź tu, mała. –westchnął Götze i przytulił mnie do siebie.

Uśmiechnęłam się przez łzy. Mimo wszystko byli przy mnie, a tego potrzebowałam. Wiedziałam, że mam koło siebie wyjątkowe osoby, na które mogę liczyć. Ania była cały czas dla mnie ważna, jednak jeśli nie zaakceptuje mojego związku z Marco to nie będę umiała dalej się z nią przyjaźnić. Nie umiałabym.







~~~

Dzisiaj tak trochę przynudzająco, wiem, przyznaję się! Muszę coś nadgonić z pisaniem, bo wyjeżdżam w sierpniu, dzisiaj jestem na koncercie Sylwii Grzeszczak i jeszcze będę brała udział w pewnym projekcie...(na razie nic nie zdradzam!), do którego też muszę się też przyłożyć, żeby były tego dobre efekty.. Intensywnie! Także 3majcie kciuki i nie załamujcie się powyższym, proszę!
Za tydzień kolejny!
PS. Też się tak cieszycie jak ja, że Mario wraca do Borussii? <3 
Buziaki!:*

8 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze WSPANIAŁY. Zszokowało mnie zachowanie Roberta, ale mam nadzieję, że Ania i Inga się pogodzą. Strasznie się cieszę, że Mario wróci do BVB. Po jego odejściu wierzyłam, że wróci. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki przynudzający? Mnie się bardzo podobał. :D Cieszę się szczęściem Ingi i Marco. Ten dom... Mega. Ale co zrobiło na mnie największe wrażenie? Tatuaż. Tak pięknie go opisałaś, że aż miałam ciary. W ogóle podoba mi się ten Marco, którego wykreowałaś. To, jak posługuje się cytatami, symbolami, że jest sentymentalny... No nic, tylko się zakochać! <3
    Przykro mi, że relacje Ingi i Ani się tak oziębiły. No i to, co zrobił Lewy.. Szkoda słów. Mam jednak nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnią i się pogodzą.
    Życzę powodzenia przy tym projekcie. ;)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. O mamo, mamo, mamo,mamo *.*
    Jaaaaakie to piękne jest *.*
    Ugh Prawy... Urwę ci jaja -.-
    Jeszcze Ania... ://
    Ale zawsze Pączek jest w potrzebie :DD
    Jestem very hepi, że wrócił ❤❤❤❤❤❤❤❤ xdd
    Cudo ❤
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Oni są tak idealni ����
    Błagam nie skłócaj ich już ������


    P.S. Koncercie Sylwii Grzeszczak w Lęboroku? ����

    OdpowiedzUsuń
  5. �� cudowny �� Pszczółka Emma

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepiękny rozdział, super opisałaś ten tatuaż. A pro po.. czy to prawda że nowy tatuaż Marco to "Hakuna Matata"? Tak gdzieś przeczytałam.
    Co do Mario... To cały ten okres kiedy jeszcze nie do końca było wiadomo, a nawet w dzień potwierdzenia transferu miałam mieszane uczucia. Uwielbiam twojego Mario, ale zdrada prawdziwego Mario bardzo mnie zabolała. Dopiero teraz, po kilku dniach... kurcze... chyba nawet się cieszę. Na pewno się cieszę, że Reus się cieszy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hello! :D
    W końcu dotarłam. xD
    Rozdział jest doskonały! Naprawdę mi się podoba i nie mam żadnych zastrzeżeń. ^^
    Wykreowałaś Marco na ideał. I jak ja mam teraz znaleźć chłopaka? Żaden nie będzie mi odpowiadał, bo żaden nie będzie tak romantyczny jak Marco. ♥
    Cieszę się, że Klopp zaakceptował narzeczeństwo Ingi i Marco. :) Cieszę się, że im ufa. :) W ogóle Klopp dla Ingi jest takim... przyjacielem. I to jest piękne. ♥ Może powiedzieć mu o wszystkim. :))
    Ulla? Wiem, że to tylko kwestia czasu. Inia się do niej przekona i będzie dobrze. :)
    Robert? Nie mam pojęcia co w niego wstąpiło! Jestem w szoku. I to w niemałym szoku! Co on chciał osiągnąć? :/
    Ania też jest wściekła na Ingę... Jak widać, chciała dobrze, a wyszło jak zwykle. Teraz za jej dobre serce wszyscy kręcą na nią bat. :/ Inga daje Ani i Robertowi tak wiele, wspiera ich psychicznie, martwi się o nich, a teraz wyszła na tę złą. :/ Smutne to... :X
    Tatuaż... WOW! Aż mi się buźka cieszy jak małemu dziecko. ^^ Opisałaś go tak znakomicie, że widziałam go oczami wyobraźni. ♥
    No i ten dom... Wiem, że będą szczęśliwi. Jestem przekonana, że Marco będzie doskonałym ojcem i mężem. ♥
    Z niecierpliwością czekam na next! :)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń