Chłód i cień
Już czas na sen
Zachód słońca żegna dzień…
I ścichł twój szept
Twój wzrok też zgasł
Wokół tylko cisza…
Znów jest zmierzch
Bez gwiazd, wśród łez
Każda myśl to cierń.
Po przesiedzianych i przepłakanych dniach w pokoju musiałam
w końcu wyjść. Chciałam zrobić to dla Yvonne. Wiedziałam jak bardzo jest to dla
niej ważne, tym bardziej, że jej obiecałam.
Co było jednak najgorsze musiałam walczyć z samą sobą.
Przecież miał tam być także Marco. Musiałam jakoś dać sobie radę. Przez te dni
już miałam ułożony plan, żeby znaleźć na parkingu samochód Reusa i ustawić się
po przeciwnej stronie od niego. To był najbardziej misterny ale i perfekcyjny
plan.
Założyłam jeansy, czarne conversy, zwykłą bluzkę z długim
rękawem i jeansową katanę. Pomalowałam delikatnie rzęsy i zeszłam na dół.
-Na pewno cię nie podwozić?
-Dzięki tato, taksówka zaraz będzie.
-Dobrze, że wyjdziesz w końcu do ludzi. Yvonne obiecała, że
cię odwiezie i będzie pilnować.
-Sama też bym sobie dała radę.
-Nie wątpię. O, chyba taksówka.
-To ja lecę. Będę koło osiemnastej.
-Spokojnie. Baw się dobrze.
-Postaram się.-wymusiłam uśmiech i poszłam w kierunku
czekającego pojazdu.
Dortmundzkie ulice jak zawsze zaskakują. Kiedy przeznaczyłam
na dojazd maksymalnie piętnaście minut stałam w korku pół godziny dłużej. Tata
pewnie by znał skrót, żeby ominąć tę ulicę… Co mnie podkusiło, żeby wziąć taksówkę.
Nie chciałam się spóźnić, pewnie Yvonne by pomyślała, że ją olałam. Czego nie
chciałam.
Na miejscu byłam spóźniona prawie dwadzieścia minut.
Pobiegłam do wejścia, żeby sprawdzić czy jeszcze jest.
Przeszłam przez długi korytarz i skręciłam w prawo, gdzie
odbywały się egzaminy. O mało się nie potknęłam, kiedy zobaczyłam jak
szczęśliwa Yvonne wybiega z sali i rzuca się w ramiona wysokiego, dobrze
zbudowanego mężczyzny. Mimo, że stał do mnie tyłem wiedziałam, że to Marco.
Podkoszulka, koszulka i bluza. Przetarte, czarne jeansy i czarny full-cap
odwrócony daszkiem do tyłu z małpką zakrywającą oczy. Oparłam się o próg i od
razu pomyślałam, że jak najszybciej muszę się stąd wycofać, póki…
-Inga! Jesteś! –krzyknęła brunetka i wyrwała się z uścisku
swojego brata pozostawiając go zdezorientowanego i osłupiałego a sama podbiegła
do mnie i mocno przytuliła.
-Tak się cieszę, że jesteś! Wiedziałam, że mnie nie
zawiedziesz. Dziękuję, dziękuję, tak bardzo ci dziękuję.
-Rozumiem, że się dostałaś. Przecież i tak nie było innej
opcji.
-Bardzo im się podobało. Rysowałam pięć godzin. Obraz jest
już Marco, ale może jeszcze uda ci się zobaczyć. –oznajmiła a ja w tym momencie
otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Jedno spojrzenie. Jedno zbyt wiele.
Jego oczy były zmęczone, smutne i płytkie. Nie
świeciły z blaskiem, w który uwielbiałam wpatrywać się godzinami, nie
błyszczały jaśniej niż gwiazdy na niebie, jego ogniki w oczach, które świeciły
swoim naturalnym światłem, przy którym znikały gwiazdy … Teraz nie było nic.
Próżnia, pustka, zranienie i ból. Nie mogłam już dłużej tu być, widzieć go.
Czułam łzy zbierające się pod moimi powiekami.
-Yv, przepraszam. To silniejsze ode mnie. Poczekam przed
wejściem.-powiedziałam łamiącym się głosem.
-Poczekaj na mnie. Zaraz przyjdę.-powiedziała ściskając mnie
za dłoń. Kiwnęłam głową i pobiegłam szybko do wyjścia.
Tuż przed nim zobaczyłam samochód Marco. Że też wcześniej go
nie zauważyłam. Poszłam szybkim krokiem na drugi koniec parkingu i usiadłam na
drewnianej ławce. Podkuliłam nogi pod brodę i pozwoliłam swobodnie spływać moim
łzom.
Usłyszałam cichy warkot silnika. Podniosłam lekko głowę i
ujrzałam dobrze znaną mi rejestrację samochodu. Zatrzymywał się. Nie. Proszę,
nie.
-Jestem!-usłyszałam głos Yvonne koło mnie. –Kochanie, nie
płacz. Gdybym tylko wiedziała to byśmy umówiły się tylko na kawę.
-Też nie przypuszczałam, że tak zareaguję. Chodź, mamy
taksówkę.-wytarła mi łzy z policzków i pociągnęła do samochodu.
Całą drogę do galerii milczałyśmy. Yvonne pewnie się
domyśliła, że potrzebuję chwilę czasu na ochłonięcie.
Byłam tak słaba. Zawsze sobie wmawiałam, że jestem silna. A
może to osoby mi bliskie zawsze mi to mówiły. Kuba, tata, Mario…Marco. Co oni
mogli wiedzieć. Byłam nikim. Byłam słaba i bezsilna. Byłam wrakiem człowieka,
bez marzeń, przyszłości, celów, szczęścia. I chęci do życia. W zasadzie. Po co
miałabym żyć?
-Inga, jesteśmy na miejscu.
-Przepraszam, zamyśliłam się. Już wysiadam.
-To chodź. Idziemy na tę kawę.
Wybrałyśmy najmniej zatłoczoną kawiarnię. Yvonne zamówiła
latte, ja sama zdecydowałam się na jakąś mocną kawę. Nie była dobrym wyborem
pod tym względem, że nic dzisiaj nie jadłam, pomijając, że wczoraj również. Po
drugie kawa była najbardziej ohydnym napojem jaki mógł człowiek wynalazł. Co
cię nie zabije to cię wzmocni. Tyle
rzeczy mnie zabiło, moje wzmocnienie okazało się moim gwoździem do trumny. Gdzie
jednak trumna? Może się właśnie dorabiam.
Bo los z nas drwi.
Drwi z nas co dzień.
Gdzieś we mgle gubię
drogi swe
Nie odnajdę się
A w tych snach Twoja
śmierć, mój strach
Nie chcę dłużej tak,
nie…
-To co u ciebie? Dajesz radę? Mówiłam już, że to, że nie
jesteście już z moim bratem nie zmienia nic pomiędzy nami, bo cię uwielbiam.
Mela i Nico też. –stwierdziła, kiedy dostałyśmy swoje zamówienia.
-Yvonne. Dziękuję, że tak o mnie myślisz, jednak jakbym cię
mogła prosić, zmieńmy temat. Nie chcę być niekulturalna, czy cię urazić ale nie
jestem gotowa na takie rozmowy.
-Przepraszam, rozumiem cię. Rozstałam się z moim pseudo
narzeczonym.-powiedziała udając wielce smutną a za chwilę się perliście
zaśmiała.
-Jak przykro.-dołączyłam do niej i teatralnie starłam łzę z
mojego policzka, której wcale tam nie było.
-Co ja, ach, co ja biedna pocznę. Chyba pojadę do Paryża!
Wyślą mi jeszcze dzisiaj na maila dotyczące kosztów, terminów i zakwaterowania.
Kłóciłam już się z Marco o kwotę, że zapłacę jakąś część ale się uparł osioł.
-Stać go. Na pewno się cieszy i jest dumny, że tam jedziesz.
-Jest… Powiedział mi to dzisiaj. Jest mi trochę głupio, że
chce za to zapłacić, bo jestem dorosła, mam swoje oszczędności. Bym pracowała
ale…ojciec. No wiesz przecież. Sam ma dobre parędziesiąt milionów na koncie, a
ten wyjazd dla niego jak pasta do zębów ale no… Krępuje mnie to trochę.
-Niech płaci. Palant. Um… Przepraszam. –rzuciłam i upiłam
łyk ohydnej prawdę mówiąc kawy unikając jej wzroku.
-Pewnie nie chcesz słuchać, jak jest mi przykro.
-Nie. Muszę poradzić sobie sama, a słuchać jak inni mi
współczują… Nie potrzebuję współczucia.
-Jesteś silna. Podziwiałam cię i podziwiać będę.
-Jasne…-mruknęłam po nosem bez jakiegokolwiek przekonania.
Brunetka wyciągnęła mnie na krótki shopping, bo szukała
odpowiedniego plecaka na wyjazd, w którym by mogła schować wszystkie swoje
przybory i farby. Było kilka, których zrobiła zdjęcia i stwierdziła, że się
zastanowi, ewentualnie poszuka czegoś jeszcze.
Ja bez emocji obserwowałam sklepowe półki. Nie rozumiałam
kobiet, które zachwycały się butami, które mają cudownie sprawić, że chłopak na
nie spojrzy. Jakie to głupie. To facet powinien się cieszyć, że spojrzy na
niego kobieta. Pieprzone zakochanie, pieprzona miłość. Dopiero po czasie ludzie
się przekonują, że to niszczy. Od wewnątrz do zewnątrz. Przeszywa od czubka
głowy aż do pięt. Zamienia się w bezkresne cierpienie i ból. To tylko czułam.
Usiadłyśmy na ławeczkach koło fontanny, gdy zadzwonił
telefon Yv. Wyjęła swojego iPhone’a i zmarszczyła brwi widząc nieznany numer.
-Odbierz, najwyżej ktoś się pomylił.-stwierdziłam prostując
nogi. Odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam oczy. Yvonne wstała i odeszła
kawałek.
Zaczęłam myśleć nad swoją słabością. Nie byłam wcale silna.
Byłam nikim. Może każdy to widział tylko bał się powiedzieć mi tego prosto w
oczy. Może było im mnie żal. Przecież byłam ostatnią ofiarą życia. Życie, mnie
pokonało. A ja nie miałam nawet odwagi, żeby mu odrobinę pomóc. Przecież co mi
zostało? Ojciec, który będzie się martwił moim stanem, Mario, który może mimo
tego, że mnie na swój sposób kochał… Zamiast szukać sobie wspaniałej
dziewczyny, na którą zasługuje przesiaduje u mnie niczym niańka marnując
godziny swojego życia. Życia, które miało sens. Bo on był silny. Mimo zerwania
z Ann stawił wszystkiemu czoło i odżył. A ja idę w zupełnie przeciwnym
kierunku. I to jeszcze raniąc najbliższe mi osoby.
Kilka minut później, Yvonne wróciła wyraźnie zdenerwowana.
-Co się stało?
-Inga, ja cię przepraszam. Obiecałam twojemu tacie, że
odwiozę cię do domu, ale zadzwoniła do mnie pani z przedszkola Nico. Wymiotuje
i ma wysoką gorączkę. Mówi, że lepiej pojechać z nim do szpitala. Podadzą mu
zastrzyk czy coś. Nie może tego zrobić Mela, bo dosłownie za pięć minut wchodzi
na wizytę kontrolną z Gregorem do ginekologa. Dowiadują się dzisiaj płci
dziecka…
-Rozumiem. Leć do niego. Ucałuj go ode mnie i nie martw się
niczym. Ja sobie spokojnie dojadę do domu. Mam dziesięć minut taksówką.
-Dziękuję. I przepraszam. Taksówka już na mnie czeka.
-Ależ nie ma problemu. Idź i się nie martw. Dzięki za wypad.
–podniosłam się z ławki, przytuliłam dziewczynę i pocałowałam w policzek. Pomachałam jej jeszcze kiedy biegła
korytarzem.
Poczułam ukłucie w sercu, kiedy pomyślałam, że może właśnie
widziałam tą śliczną, drobną dziewczynę ostatni raz w moim życiu. Moim nic nie
wartym życiu. Musiałam zebrać sobie resztki tej odwagi, którą podobno miałam i
pozwolić sobie wreszcie na spokój i pozbycie się problemów. Wszystkich.
Ruszyłam na małe zakupy.
***
-Tato, jestem!-zawołałam i szybko przemknęłam do mojego
pokoju.
-Było dobrze? Jestem w gabinecie, pracuję. Wpadnę potem.
-Spokojnie, nie musisz się spieszysz. Było w porządku.
–krzyknęłam i zamknęłam drzwi na klucz za sobą. Położyłam siatkę foliową na
stoliku i wyjęłam co kupiłam na metalową tackę, na której ostatnio
przyniósł mi obiad Mario.
Wiedziałam, że to jest moje jedyne wyjście. Koniec mojej
męczarni, koniec bólu, koniec złamanego serca, tęsknoty, żalu, nienawiści do
wszystkich a najbardziej do samej siebie. Po co mam się katować i zadręczać
własnym życiem?
Zaczęłam płakać, kiedy otwierałam pudełeczko tabletek
nasennych.
Spotkam się z babcią. Przytuli mnie i powie, że mnie kocha.
Pocałuje mnie w czoło i otoczy swoimi ciepłymi ramionami.
Wyrzuciłam kilkanaście białych tabletek na dłoń, drugą ręką
próbowałam odkręcić mocny alkohol, który polecił mi sprzedawca. Musiałam na
niego sporo wydać. Nie myślałam nad listem pożegnalnym. Bez sensu robić z tego
tragedię. Przecież i tak bym w nim nie przeprosiła.
Kiedy byłam już o krok od połknięcia tabletek usłyszałam
pukanie do drzwi.
-Inga! Przyszedł twój ulubiony braat!-zawył wesoło Mario.
Westchnęłam z rezygnacją i odłożyłam tabletki na tackę, koło nich butelkę z
alkoholem i wsunęłam ją pod łóżko. Koło nich upchnęłam jeszcze białą reklamówkę
z resztą zakupu.
-Nie udawaj, że cię nie ma. Mnie w to nie nabierzesz. Mam
wyważyć drzwi czy ruszysz tyłek i otworzysz?
-Nie trudź się.-powiedziałam niezadowolona, że muszę odłożyć
mój plan na później i też na później zebranie w sobie ponownie odwagi. –Proszę.
–otworzyłam przed nim na oścież drzwi, on sam widząc, że nie mam nastroju
wszedł i rzucił się na moje łóżko. Zamknęłam za nim drzwi i usiadłam koło
niego.
-Nie cieszysz się?
-Mario… Przychodzisz tu codziennie. Zawracasz sobie bez
sensu mną głowę. Masz swoje życie, nie możesz cały czas się nade mną litować i
próbować pocieszyć. Dziękuję za to co robisz, ale nie musisz. Nie musisz czuć
obowiązku, bo mnie pocałowałeś. To nie przez ciebie się rozstaliśmy.
-Jesteś moją siostrzyczką i chcę tu przychodzić. Wiem, że
gdybym ja też był w potrzebie byłabyś właśnie przy mnie. Nawet już nie raz to
pokazałaś. Chcesz zostać teraz sama?
-Tak. Przepraszam.
-To przepraszam, ale musisz mnie zwalić siłą.
-W porządku. –zdobyłam się na delikatny uśmiech i położyłam
stopy na jego udzie i odepchnęłam go tak, że padł jak długi na podłogę. W
jednym momencie wyraz jego twarzy zmienił się nie do poznania.
Cholera jasna. Wszystko się posypało. Wszystko trafił szlag.
Chyba pierwszy raz w życiu widziałam taką złość w jego
oczach. To co się działo, kiedy uderzył Marco było niczym. On był wściekły.
Wręcz kipiał.
Spojrzał na mnie a tym samym, kiedy spuściłam wzrok na pościel.
-Chodź.
-Nie.
-Pójdziesz ze mną, Inga. –powiedział ostro i ścisnął mnie za
ramię. Pociągnął tak, że wstałam z łóżka. Wyszliśmy z pokoju i szliśmy przez
korytarz. Pod moimi powiekami zaczęły zbierać się łzy. Pieprzone życie. Chce
mnie wykończyć. Chce mnie skazać na męczarnię i cierpienie.
Bez pukania otworzył drzwi zaskakując tatę nad papierami.
-Chodź natychmiast do salonu. –warknął przez zęby a po
chwili ciągnął mnie już po schodach. Nie stawiałam już oporu. Przecież i tak
byłam na straconej pozycji.
Przysiadłam na skraju kanapy, a Mario wyciągnął telefon i
wybrał połączenie nie spuszczając mnie z oka. Po chwili dołączył już do nas
tata, który był wyraźnie zmieszany i zaskoczony sytuacją.
Mario odciągnął ich do przedpokoju i kazał tacie „mieć mnie
na oku”. Po chwili zaczął z kimś rozmawiać. Tej rozmowie także przysłuchiwał
się tata, który aż cały zbladł i spojrzał na mnie przestraszony. Rozmawiali
chwilę z Mario po czym sam wyszedł przed dom. Götze podszedł do mnie i nachylił
się nade mną.
-Mów prawdę, nie ściemniaj mi tylko, bo za cholerę nie mam
humoru do żartów. Ile tego brałaś?
-Nic. –szepnęłam wbijając wzrok w podłogę. Chwilę później
poczułam jego dłoń na mojej brodzie którą nakierował mnie prosto na siebie.
-Ile?
-Nie zdążyłam nic wziąć. Nic.
-Nie próbuj niczego głupiego.-powiedział surowo i wyszedł z
domu, zapewne dołączając do taty. Wkurwiony Götze. Tego jeszcze nie grali.
Ta przeklęta cisza zaczęła mnie denerwować. Patrzyłam się na
tykającą wskazówkę w zegarze, która okazała się jedyną atrakcją w tej chwili.
Patrzyłam na durną wskazówkę i płakałam. Scena prosto jak z psychiatryka.
Prawie dziesięć minut później usłyszałam kroki. Podniosłam głowę
znad kolan i zobaczyłam wchodzących do domu Mario, tatę i… Kubę.
O nie.
Ci pierwsi dwaj nawet na mnie nie spojrzeli i poszli od razu
na górę, zapewne do mojego pokoju. Kuba zaś wszedł do salonu i oparł się o
ścianę naprzeciw mnie. Żadne z nas nic nie powiedziało. Jedynym co zakłócało
ciszę był mój płacz.
Nie byłam pewna ile czasu nam to zajęło, może dziesięć
minut, dwadzieścia? Do czasu, kiedy Mario zawołał Kubę do mojego pokoju. Dobrze
wiedziałam, że stał na schodach i cały czas mnie obserwował.
Nie byłam taka głupia, żeby teraz pójść do kuchni i podciąć
sobie byle nożem żyły. To by się mijało z celem i by było mało skuteczne,
przecież i tak za chwilę by mnie znaleźli i zadzwonili po pogotowie.
Ponownie położyłam głowę na kolanach i przymknęłam oczy.
Wsłuchiwałam się w tykanie zegara, póki nie usłyszałam kroków na schodach. Nie
zmieniłam swojej pozycji, nie obchodziło mnie, kto teraz będzie się bawił w
pilnowanie mnie.
Kroki zbliżały się coraz bliżej aż w końcu ucichły. Tym
razem miałam świadomość, że stał tuż przede mną. Kiedy otworzyłam oczy
zauważyłam swoją pomyłkę. Siedział. Na stoliku, tuż koło mnie. Kuba. Po jego
wyrazie twarzy nie mogłam nic wywnioskować, choć wiedziałam, że był na mnie
zły. Choćby przez to, że nie obierałam jego mnóstwa połączeń. Było mi w tym
momencie wstyd. Cholernie wstyd.
Podniosłam wzrok na niego.
-Dałaś ciała Inga. Zawiodłaś mnie, Mario a chyba już
najbardziej swojego tatę. Zawiodłaś chociaż siebie?
-Zawiodłam się, że się nie udało.-szepnęłam spoglądając w
okno.
-Twoja babcia pewnie też jest zawiedziona jak teraz na to
patrzy.
-Nie mów tak. Nie możesz…
-Mogę.
-Nie. Ona nie żyje. Wiesz, że była dla mnie najważniejszą
osobą na świecie…
-Gdyby dalej tak było, to byś walczyła, chociaż dla niej.
-Nienawidzę cię!-krzyknęłam i zaczęłam głośno płakać. Skuliłam
się na kanapie i zaczęłam wylewać hektolitry łez w poduszkę.
***
Obudziłam się w zupełnie obcym dla mnie pomieszczeniu. Gdzie
ja do cholery byłam. Podniosłam się na łóżku do siadu. Na lewej ścianie stała
ogromna, biała szafa. Na wprost były drzwi, po ich lewej stronie stał duży
fotel… Na którym siedział Kuba. Przeglądał coś na swoim laptopie. Kiedy podparłam się ręką za plecami akurat na
mnie spojrzał.
-Obudziłaś się.-stwierdził zamykając laptop i odłożył go
koło siebie na podłogę.
-Gdzie ja…
-U mnie w domu. –przerwał i stanął nad łóżkiem.
-Kuba…-popatrzyłam w jego smutne oczy…smutne i zawiedzione.
Chyba dopiero teraz do mnie doszło co naprawdę chciałam zrobić. –Chciałam cię
przeprosić. Za to, że nie odbierałam telefonów. Wiem teraz, że pewnie się o
mnie martwiłeś, myślałam, że będziesz rozmawiał o Marco, a ja bym tego nie
zniosła. I przepraszam za to, że powiedziałam, że cię nienawidzę. Bo wcale tak
nie jest. Jesteś dla mnie bardzo ważny, naprawdę ogromnie ważny. I kocham cię
jakby to Mario określił siostrzano-braterską miłością… I cię potrzebuję.
–skończyłam na równi z pierwszą łzą spadającą na mój policzek. Blondyn usiadł
tuż koło mnie.
-Nie gniewam się za telefony, a to co powiedziałaś,
wiedziałem w jakim stanie jesteś i nie myślałaś nad tym co mówisz. Ja też
przepraszam, zabrnąłem za daleko i nie powinienem był wtrącać do tej rozmowy
twojej babci. Jestem tylko zły na to, co chciałaś zrobić. Gdyby nie Mario,
zrobiłabyś to?-zapytał przenikając mnie swoim spojrzeniem, które aż mroziło. Ja
nie wiedziałam jednak co mam powiedzieć. Zrobiłabym?
-Potrzebuję pomocy, Kuba. Nie radzę sobie z tym. To mnie
przerosło. Bardziej niż myślałam. Wszyscy dookoła chcę mi mówić jak mi
współczują i jaka jestem silna, a ja wcale nie chcę współczucia i nie jestem
silna. Wszyscy to tak sobie wyobrażają. Nie jestem nawet w jednej trzeciej
silna jak ty. Nie dorastam ci do pięt, Kuba. Straciłam go. I nic tak cholernie
nie bolało jak to. Nawet wizja…przeszłości. Może to dlatego, że była ze mną
babcia. –wytarłam dłońmi cały potok łez i kontynuowałam mój wywód dalej. –Kocham
tatę, wiem, że się o mnie martwi. Ja cały czas sprawiam mu problemy. Myślałam,
że gdybym to zrobiła byłoby wszystkim lżej. A najbardziej lżej mi… Może ten ból
by zniknął. Pomóż mi, błagam. Chcę żyć, ale nie cały czas w stanie takim, jakim
jestem. Bo to mnie samo zabija i wyniszcza. Chcę spróbować żyć i funkcjonować.
Prać, gotować, sprzątać nie wylewając łez… Jak teraz. –skończyłam i spojrzałam
na Błaszczykowskiego.
Westchnął cicho i… uśmiechnął się. Nie rozumiałam tego do
końca, ale w porządku, niech mu będzie. Po chwili poczułam jak mocno mnie
przytula. Objęłam go mocno i zaczęłam głośniej płakać w jego ramię.
Trwaliśmy tak jakiś czas. Kuba zaczął mnie głaskać po
włosach co mnie zaczęło uspokajać. Tak bardzo tego potrzebowałam.
-Posłuchaj…-westchnął i zsadził mnie z kolan i posadził tuż
koło siebie cały czas obejmując mnie ręką. –Nie pozwolę ci zrobić czegoś
takiego po raz drugi. Wiem, że ciężko to przeżywasz. Nie możesz się zapierać
rękami i nogami, żeby nie rozmawiać o Marco. Żyjesz w takim środowisku, że nie
unikniesz ani jego ani tych tematów. Musisz się nauczyć. Będzie trudno, ale
masz tyle ludzi wokół siebie, którym na tobie ogromnie zależy. Ja, Agata, twój
tata, Mario, Łukasz, Auba, Mats i założę się, że każdy inny zawodnik, do
którego domu byś nie poszła przyjąłby cię z otwartymi ramionami.
-Co teraz?
-Doszliśmy do wniosku z twoim tatą, że zamieszkasz tu na
jakiś czas. Chciał, żebyś poszła do psychologa ale stwierdziłem, że to ostatnie
czego potrzebujesz. Mam nadzieję, że się nie myliłem.
-Nie. Dziękuję, że wziąłeś mnie do siebie, choć… Mogłam
zostać w domu.
-Myślę, że potrzebujesz zmiany środowiska. Pomożesz też,
więc nie musisz myśleć, że pasożytujesz, bo pewnie też byś tak zaraz
powiedziała. Agata musi odpoczywać, żeby ciąża dobrze przebiegała. Jakbyś mogła
czasem zrobić śniadanie jak będę na treningu, albo pobawić się z Oliwką…
-Brzmi w porządku. –uśmiechnęłam się lekko –Postaram się nie
zawieść.
-Wiem, że nie zawiedziesz. Jesteś silna.
-Nieprawda.
-Wiesz… Czasem przypominasz mnie jako nastolatka, kiedy
byłem strasznie zagubiony po śmierci mamy, ale wiesz? Jesteś dużo silniejsza.
-Od ciebie jako nastolatka. Teraz mam dwadzieścia dwa lata.
Nie jestem nastolatką.
-A ja mam trzydziestkę na karku i uwierz, gdybym nie
przeszedł tego wszystkiego, nie zrozumiał pewnych rzeczy byłbym taki sam. A nie
taki, jaka jesteś ty.
-Kilka godzin temu chciałam się zabić, a ty mi mówisz, że
jestem dzielna.
-Żałujesz, że chciałaś to zrobić?
-Pytałeś mnie o to…
-Wiem, chcę znać twoją odpowiedź teraz. Powiedz prawdę,
przecież to nic złego jeśli powiesz drugi raz to samo…
-Ja… Nie wiem już sama. Chyba żałuję. To było strasznie
głupie.
-Tak samo jak żyletki. Całe szczęście, że nie znaleźliśmy
już niczego więcej.
-To się nie powtórzy.
-Cieszę się.- uśmiechnął się do mnie delikatnie i pocałował
w czoło. –Nie jesteś zła za grzebanie w szafkach?
-Martwiliście się o mnie. Nie, nie jestem zła… W bieliźnie
też grzebaliście?-zaśmiałam się cierpko zaciskając powieki.
-Mario się rzucił.
-Czemu się nie domyśliłam.
-Twój tata gdyby mógł by go zabił. Nie zapomnę tego widoku
do końca życia.-roześmiał się
-Dziękuję, że to wszystko dla mnie robisz. Że we mnie
wierzysz.
-Nie ma za co dziękować.
-Oj, jest. –powiedziałam a po chwili ziewnęłam głośno
-Spać.
-Która godzina właściwie?
-Coś po drugiej.
-Nie potrzebnie tu siedziałeś. Musisz się wyspać. Pewnie
jutro trening.
-Na popołudnie. Spokojnie, dam sobie radę. Pośpię pewnie
dłużej. Dobrze, że tu siedziałem, porozmawialiśmy przynajmniej.
-Nasze rozmowy zawsze muszą być takie długie, rozbrajająco
szczere i pomocne?
-Możemy jutro, właściwie dzisiaj, pogadać o jakiś
pierdołach, okej? A potem znowu zaczniemy długą, rozbrajająco szczerą i mam
nadzieję pomocną rozmowę. Zgoda?
-Zgoda. –uśmiechnęłam się szczerze chyba pierwszy raz od
zerwania z Marco. Chyba właśnie odnalazła się moja odrobina szczęścia.
Nie
wszystko stracone.
~~~
Małymi kroczkami trochę dłuższy...:)
Nie wiem co mam napisać..trochę mi serducho pęka po ostatnim meczu z LFC. Z jednej strony szczęśliwy Klopp, którego uwielbiam, z drugiej BVB, z którym zawsze jestem całym sercem...Nie mam jak tego opisać.
Za tydzień następny. Już nie będę Was aż tak wkurzać zachowaniem naszych bohaterów...nie będę wkurzać..aż tak. :D
Za tydzień kolejny<3
Dziękuję za wszystkie komentarze :* Jesteście cudowne<3
Do kolejnego!:)
No patrz, jednak jestem :) ale piszę ten komentarz podczas jazdy samochodem (spoki loko jestem pasażerem), więc rozpiszę się wieczorem, jak zasiądę do komputera :) buziole :* ps. myślisz, że wieczorem skomentuje po tym co zaraz przeczytam ?
OdpowiedzUsuń..jest prawdopodobieństwo, że nie:))
UsuńHELLO !
UsuńIT'S ME !
Pewnie jesteś ciekawa co myślę, nie ? Ty mnie straszyłaś, ja Cię straszyłam. W sumie jesteśmy kwita. Jeszcze jak pisałam tuż przed 16 pierwszy komentarz to rozdziału na blogu nie było, potem jak komentarz dodałam to jeszcze byłam w fazie "nie wiem co tam jest napisane". W zasadzie ostatnie kilka dnia jak pisałyśmy to ciągle mnie straszyłaś, a ja naprawdę Ci wierzyłam ! Miałam w głowie najczarniejsze scenariusze dotyczące dzisiejszego rozdziału ... czarniejsze niż najczarniejszy murzyn ! :D Dlatego minęło kilka minut zanim zdecydowałam się przeczytać, szczerze powiem jak klikałam zakładkę bloga (o tak ! mam zakładkę) to ręce mi się trzęsły jakby od tego co tam przeczytam zależało moje życie. Z każdym kolejnym słowem ... oddychałam z ulgą ! Naprawdę ! Mogłabym pominąć ten moment prawie każdego mojego komentarza, (a może każdego ?) w którym wychwalam rozdział i bloga tak mocno, że pewnie masz potem nadmiar cukru we krwi, ale jednak nie pominę tego fragmentu. Rozpiszę się dzisiaj, a co mi tam ! A więc tak (ups ... jako eks human powinnam wiedzieć, że nie zaczyna się zdania od "a więc", no, ale cóż ...) dzisiejszy rozdział przeczytałam bardzo szybko (w sumie to nie wiem czy był krótki czy ja taka zaczytana) i bardzo mi się podobał (jak zwykle ...). Błędów nie wyłapałam, łzy nie uroniłam, nie śmiałam się jak głupia, ale podobało mi się. Mogłabym powiedzieć, że jak nigdy, ale kurde ... zawsze mi się podoba ! Spodziewałam się najgorszego, a tu nie było wcale tak źle. Rozdział nie powalił mnie na kolana (bo byłam zapięta pasami ...), ale sprawił, że uśmiech nie schodził z mojej twarzy (jezu ... jestem okropna). Pewnie jako jedna z niewielu (albo jedyna) nie mam do Ciebie żalu, a tak naprawdę jestem w stanie Ci podziękować. Więc (ups ... xd) ... DZIĘKUJE ! Dziękuje za rozdział, dziękuje, że coś się dzieje, dziękuje, że tak mi się podobało. Trochę mało było mi Marco, ale spoko rozumiem, że ten rozdział miał być całkowicie poświęcony dramatycznym wydarzeniom u Ingi. Ja wszystko rozumiem ! Zero żalu ! Tylko czy w następnym może być troszkę więcej mojego ulubionego blondyna (Marco ... chodzi mi o Marco [Reus] ... żeby nie było nieporozumień :D) ?
Uwaga ! Uwaga ! Jeśli dotrwałaś do tego momentu komentarza to oświadczam Ci, że teraz zamierzam napisać trochę więcej o rozdziale ... więcej i bardziej szczegółowo. Tak, więc (ups ...):
Od czego (kogo) mam tu zacząć ? Hmm ... ?
Nico ... biedny Nico ! <3
Mela ... chłopczyk czy dziewczynka ? Weź nie trzymaj mnie w takiej niepewności !! :D
Yvonne ... jestem z niej taka dumna (ocieram łzę z policzka). Bardzo się cieszę, że ją oszczędziłaś i wszystko u niej w porządku, że zdała egzamin, że jedzie do Paryża, że zerwała z tym facetem i w ogóle cieszę się ze wszystkiego. Dobrze, że palant (ups ... Marco) wszystko jej opłaci i, że nie chce, aby ona się dokładała. W końcu trochę kasy jak mu ubędzie to nic złego się nie stanie. Szybciej odrobi niż wyda !
Marco ... mogłeś się szybciej zatrzymywać idioto ! Ugh ... faceci. Opis jego oczu ... takie piękne (ocieram kolejną łzę z policzka), a ten jego outfit ... mistrzostwo ! Mówię Ci ... ! <3 Co mam Ci więcej powiedzieć ? Za mało go było, oj za mało. Mógłby za nią pobiec, a potem ... klęczeć, leżeć krzyżem albo czołgać się po podłodze, żeby mu wybaczyła, ale nie ... on tylko wyszedł, wsiadł do samochodu i nawet nie zatrzymał się na czas ! No na litość boską co za facet z niego ?!
UsuńCaro ... HA ! Nie było tej s... w rozdziale i od razu świat stał się piękniejszy ! Boże jak ja Cię kocham w takich momentach. Chociaż wiem, że pewnie pojawi się szybciej niż myślę, ale postaram się to przeżyć. Obiecuje !
Tata ... Klopp ... Trener (wybierz co Ci najbardziej odpowiada) ... czy Ty chcesz go wpędzić do grobu ? On się nie może stresować bardziej niż się stresuje (np. podczas treningu/meczu). Jesteś bezczelna (to jest hejt xd [chciałaś to masz]) !! Biedaczek zbladł przerażony, a co ... a co jakby nagle dostał zawału ? Upadłby na ziemie, uderzył głową w jakiś kant i umarł ? O Mój Boże ! To byłoby takie straszne.
Teraz mam dylemat ... nie wiem czy opisać Kubę czy Mario, bo Ingę zostawię sobie na koniec :D Taki mój "deser" ... <3
Kuba ... wspaniały człowiek, przyjaciel, mąż, ojciec, piłkarz i tak można by mówić (pisać) i pisać (mówić), ale na tym zakończmy tę litanię. Trochę przegiął pałę (bez skojarzeń moi drodzy) jak zaczął mówić o babci Ingi, ale okej rozumiem ... poniosło go, był zdenerwowany, wkurzony. Potem żałował. Na całe szczęście. W sumie to dobrze, że wziął Ingę do siebie, przyda jej się. W końcu w pokoju u niego w domu nie spędzała czasu z Marco. A może odpocznie też trochę od taty i Mario ? Chyba, że Götze nie da jej spokoju nawet u Błaszczykowskiego. Szkoda trochę Kloppsika ... będzie tęsknił biedaczek.
Mario ... jak zwykle "idealne" wyczucie czasu, no nic tylko pogratulować. Szczerze mówiąc jak ona go zrzuciła z łóżka i on się tak wkurzył to ... to ja nie skojarzyłam faktów i się zastanawiałam czemu się tak wkurzył. Miałam taką myśl "książę zbił sobie tyłek i się wkurzył ?!", dopiero w dalszej części jak on ją zaciągnął na dół i kazał jej powiedzieć ile tego wzięła to skojarzyłam, że jak spadł z łóżka to zajrzał pod nie i wtedy zobaczył to co zobaczył. No cóż ... taka jestem rozgarnięta, nie ma co :D Zrobił aferę jak jeszcze nigdy, no i wkurzony Mario to musi być nie lada przeżycie. Moim zdaniem trochę przesadził. Rozumiem, że się martwi i w ogóle, ale jednak mógł to załatwić tylko z Ingą albo Ingą i Kubą, ale po co wplątywał w to Kloppa ? Bez sensu. Miałam nadzieje przez cały czas, że jednak nagle zjawi się Marco, którego Götze powiadomi, ale nic takiego się nie stało. Jednak dobrze by było, żeby Reus się dowiedział. Bądź co bądź, ale jego to też dotyczy.
Inga ... idiotka, kretynka, głupia ! Ja na jej miejscu schowałabym to wszystko do szafy, ale nie pod łóżko ! Przecież Mario to jak odkurzacz ... och Inga, ale zwaliłaś. A po za tym tak szybko to zrobiła, a przecież mogła powiedzieć mu, że się przebiera, że jest nago i, żeby chwile poczekał. No trochę jej się nie udało. Jakbym powiedziała (napisała) "szkoda" to pewnie większość czytelniczek (a może nawet sama autorka) by mnie zjadło żywcem. Jednak ja jestem trochę zawiedziona, bo może jakby ona jednak wzięła te tabletki i Marco zjawiłby się w szpitalu i w ogóle ! Gorzej jakby Mario albo trener nie znaleźli jej w porę ... ups. Nie będę jej krytykowała, bo trochę ją rozumiem. Uważam, że to co planowała to nic złego i nie powinna wyniknąć z tego, aż taka duża afera. Ona jest skrzywdzona, zraniona, smutna i sobie nie radzi, więc powinni ją wspierać, ale ja pewno nie "wszystko będzie dobrze" "jesteś taka silna" "świetnie sobie radzisz" "na pewno się pogodzicie". To przytłacza zamiast pomóc ! A taka afera pogarsza sytuacje. Niestety. Pierwsza miłość, a jeszcze taka, gdzie nie wszystko idzie tak jak powinno boli, bardzo boli. Ma się w głowie różne głupie pomysły, ale jakby za każdą myśl, pomysł bliscy robili takie awantury to połowa takich zranionych dziewczyn by uciekła ! Dobrze, że Inga żałuje i, że przyznała się do błędu, ale najważniejsze, że powiedziała szczerze Kubie o swoich uczuciach. Myślę, że on teraz będzie trochę inaczej na nią patrzył, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu (i nie chodzi mi o żadne świrki ćwirki). Nawet, jeśli nie planujesz na razie pogodzić Marco z Ingą to nic nie szkodzi, bo ja wiem, że to się jakoś wyjaśni. Nawet jakby mieli (o zgrozo !) zostać przyjaciółmi. A ona ? Ona sobie poradzi i ja to wiem, tylko potrzebuje trochę więcej czasu i innego rodzaju wsparcia niż to jakie dotychczas otrzymywała.
UsuńTo wszystko. O matko ! Nie dość, że się rozpisałam jak nigdy to jeszcze palce mnie bolą tak strasznie ! Chyba nic już dzisiaj nie będę pisała. Zrobię moim biednym paluszkom trochę odpoczynku.
Jak co tydzień muszę napisać, że z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Już odliczam dni, godziny, minut na kolejny, ale tym razem już 54 rozdział ! Najbardziej nie mogę się doczekać 55 ! Jeżeli wiesz o czym mówię (piszę), a wiem, że Ty wiesz.
Do zobaczenia za tydzień !
Buziaki <3
ps. a jednak dodaje komentarz !
ps2. nie zasnęłaś ?
ps3. oczywiście muszę dzielić ... super.
ps4. Dzielić na trzy razy ! to tylko ja tak potrafię ...
Ps.5. Może zamienimy się..jeszcze chwila, i komentarze będą dłuższe niż moje nędzne rozdziały (..ups XD )
Usuń..Wiesz, że nie mam słów. Zbieram szczękę z podłogi...
Czy zwykłe "dziękuję" wystarczy? Te komentarze są coraz dłuższe..co będzie pod 54? :D
Jeszcze raz dziękuję kochana! <3
Nie da się nudzić z tym blogem ;D pozdrawiam Pszczółka Emma
OdpowiedzUsuńGötze!!! 🌹🌹🌹🌹 Jak doszłam do fragmentu w którym Inga chciała to zrobić, po prostu przestałam czytać. Poważnie się wystraszyłam, że byłaby w stanie to zrobić. Każdy wers był dla mnie istną torturą, aż do wejścia Mario. Po prostu uwielbiam tego chłopaka. Spraw, żeby był szczęśliwy. Nikt jak On na to nie zasługuje. <3 Świetny rozdział. I już nie mogę doczekać się przyszłej soboty. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle.. to kiedy wyjaśni się o co chodziło z tym romansem????
UsuńWszystko w swoim czasie...:) Jeszcze trochę cierpliwości i wszystko się wyjaśni♡
UsuńPoryczałam się jak bóbr. Dalszy komentarz jest chyba zbędny. Czekam na kolejny rozdział. ;*
OdpowiedzUsuńGeneralnie to usiadłam do laptopa, włączyłam chyba najbardziej dołującą playlistę bo uznałam, że mam ochotę na smutne piosenki i wzięłam się za bloggera. O matko jaki ja błąd popełniłam.
OdpowiedzUsuńCzytając "Ruszyłam na małe zakupy" już wiedziałam co się święci, zastanawiałam się kiedy tylko to nastąpi i w jaki sposób. Ale, że tabletki i alkohol i to PRZEZ FACETA? Nigdy nie zrozumiem jak można chcieć popełnić samobójstwo przez mężczyznę. Halo, to nie jest powód żeby się zabijać. A tak wgl to komentarz zaczęłam pisać o 19, jest 22 bo wzięło mnie na przemyślenia na ten temat. Doszłam do wniosku, że w sumie każdy sam decyduje o swoim życiu ale skończoną głupotą jest odbierać sobie najcenniejszy dar tylko dlatego, że nie ma się faceta. Może też nie głupotą bo z drugiej strony są osoby słabe psychicznie, które sobie nie radzą, ale czy to naprawdę powód by odebrać sobie życie? Ciężki temat poruszyłaś.
Ogólnie to jeśli chodzi o Yvonne, jest pozytywna i mi się podoba. Cieszę się, że się dostała, szkoda tylko Nico, że się rozchorował :/
No i mój mistrz w tym opowiadaniu, Kubuś! Kocham go ponad wszystko i cieszę się ogromnie, że pojawi się go teraz troszkę więcej. Może pomoże przejść Indzie ten czas załamania i może nawet ją jakoś pogodzi z Marco. Szczerze na to liczę bo czytanie o nim w takim stanie w jakim jest to cóż.. Po prostu wywołuje łzy! :(
I Mario to mój ukochany w tym opowiadaniu! Już to mówiłam chyba, ale powtórzę, uwielbiam go. Jak zawsze ratuje sytuację. Taki trochę super MarioXDD
No nic, życzę dużo weny i pozdrawiam cieplutko!♥
Dobry wieczór! :* :D
OdpowiedzUsuńJestem i ja :D
Rozdział cudowny ♥
Nie może się poddawać! :c musi być silna :c
Bubuś jak zawsze wspaniały :)))
Czekam na kolejny <3
Buziaki :*