sobota, 9 kwietnia 2016

Pięćdziesiąt dwa.



-Hej, Yvonne.-odebrałam lekko zaspana. Przez ten tydzień w sumie nie zajmowałam się niczym innym.
Moim głównym „posiłkiem” była woda. Tacie udało się wczoraj we mnie wmusić trochę spaghetti. Łzy od czasu do czasu płynęły, czasem wszystko wydawało mi się już bez sensu. Zarówno robienie czegokolwiek jak i moje życie. Może i zbyt mocno to przeżywałam, ale doszłam do wniosku, że moje życie bez niego kompletnie nie ma sensu.

-Spałaś? Przepraszam, nie pomyślałam…
-Jest trzynasta. Ludzie zwykle o tej porze nie śpią. Nic się nie stało.
-Wiesz, Inga… To co się stało między Marco a Tobą mam nadzieję, że nie skreśla nic między nami.
-Nie… Skąd… To dla mnie ciężkie, ale ty to nie Marco. No prawie…geny… Przepraszam. Jestem trochę niewyspana i w beznadziejnym stanie. Gadam od rzeczy.
-Dzwonię, żeby powiedzieć ci, że za cztery dni mam egzamin. Na wyjazd. Myślałam… Może byś chciała przyjść potrzymać kciuki? Pojechałybyśmy potem razem na kawę…
­-Jasne, myślę, że przyjdę. Może tata mnie podwiezie.
-Możemy cię zabrać jak będziemy z Mar… Nie, przepraszam. Tego nie było.
-On tam będzie?
-Tak. Chciał mi towarzyszyć. Nie wie, że do ciebie dzwonię.
-Nie wiem czy chcę go widzieć…
-Możesz nawet poczekać na zewnątrz, Inga. Pocieszysz mnie jak się nie dostanę.
-Dostaniesz się. Nie ma innego wyjścia. Dobrze, będę.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę! To do zobaczenia. Trzymaj się kochana!
-Pa…


Odłożyłam telefon na szafkę i położyłam się na łóżku bokiem, tak, że mogłam obserwować życie toczące się za oknem.
-Inga, mogę?-zza drzwi wychylił się tata
-Jasne…
-Chciałem ci przynieść to kocisko, ale syczał…-zatrzymał się w połowie zdania widząc jak kot przechodzi z zadartym ogonem koło drzwi i z gracją wskakuje na moje łóżko. Usiadł sobie koło mnie i położył swój kochany łepek na wyciągniętych łapkach. –Co za złośliwe zwierzę. Rozmawiałaś z kimś?
-Tak, z Yvonne. Chciała, żebym przyszła na jej egzamin. Zgodziłam się. Zapomniałam zapytać o której godzinie, ale to się jeszcze ustali.
-Mogę pojechać z tobą.
-Wrócę z Yvonne, chcemy potem pójść razem do kawiarni czy coś…
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Dlaczego? To tylko kawa. Nic mi się nie stanie.
-Uważaj na siebie i nie rób głupstw, dobrze? –przysiadł na moim łóżku, czym spowodował syczenie Kloppsika. Zignorował to jednak i objął mnie ramieniem.
-Kochasz go nadal?-spytał z ni z tego ni z owego.
-Z każdym dniem coraz bardziej, choć nie wiem jak to możliwe.
-Zapomnisz?
-Miłość swojego życia? Nigdy.
-Ehh… Damy radę. Nie jesteś sama. Masz mnie, Mario, dziewczyny…
-Ale nie mam Jego…
-Jesteś silna.-pocałował mnie w głowę i wyszedł z pokoju.



Nakryłam się z powrotem kołdrą i zaczęłam głaskać kota.
Kilka minut później rozdzwonił się mój telefon. Kuba. Nie odbierałam jego telefonów od… odkąd rozstałam się z Marco. Dzwonił prawie codziennie, a ja codziennie nie odbierałam, czasem nawet pofatygowałam się na odrzucenie połączenia. Nie byłam gotowa na pocieszenie, na mówienie, że sobie poradzę i okazywanie litości. Nie byłam na to gotowa. Tak było i tym razem. Wiem, że to nie było fair w stosunku do blondyna po tym wszystkim co dla mnie zrobił jednak cały czas miałam nadzieję, że mnie zrozumie.

-Inga?
-Hmm?-oderwałam wzrok znad telefonu i spojrzałam na tatę, który nawet nie zauważyłam kiedy zmaterializował się w moim pokoju.
-Nie wiem czy to odpowiednia chwila… Czy za późno czy za wcześnie. Umówmy się, że po środku. Miałem to już jakiś czas temu…Ale nie wydawało mi się, że to najlepszy moment.-zaczął się lekko plątać. Włożył coś do szuflady szafki nocnej i zamknął ją nie pozwalając mi zobaczyć tego co tam schował

-Zjesz coś? Tak długo nie jesz. Będziesz miała problemy.
-Zjadłam wczoraj.
-Dwa kęsy? To jest „zjadłam”. Już ten kot lepiej się odżywia od ciebie. Nie wspominając o Emmie.
-To do niczego nie prowadzi.
-Tak samo jak twoja głodówka. Może coś zamówić z jakiejś restauracji?
-Nie.
-Wiedz, że nie powiedziałem ostatniego słowa.
-Mam tę świadomość. –odpowiedziałam beznamiętnie oglądając swoje paznokcie obskubane z lakieru. 
Kiedy usłyszałam, że drzwi się zamknęły postanowiłam otworzyć szufladę. Pożałowałam jednak tej decyzji szybciej niż myślałam. Na wierzchu leżało czerwone pudełeczko. Chwyciłam trzęsącymi się dłońmi i delikatnie je otworzyłam. Cały czas był tam naszyjnik z wygrawerowanym imieniem. Musiał tu być. Przyjechać. Może faktycznie mu zależało? A może po prostu sam kupił ten naszyjnik i sprzedał mi jakąś trefną, ckliwą historyjkę. To nic. Kochałam go nadal. Tak jak i Marco. Czy to nowość, że znowu płakałam? Chyba nie, po prostu weszło mi to w nawyk codzienności.







/Marco/

Wstanie na trening z samego rana. Wstawanie. Trening. Dwie nowe rzeczy, które stały się urozmaiceniem najgorszych dwóch tygodni. Najgorsze dwa tygodnie? Pojęcie względne. Przecież wiele takich przede mną.
-Marco, zrobiłam kanapki. Chcesz?
-Nie, dziękuję.-odpowiedziałem schodząc ze schodów z torbą treningową w ręku. –Idę na trening. Masz klucze jak coś.
-Jasne. A mógłbyś…
-Sto euro wystarczy?-wyrzuciłem banknot z portfela na stół. –Nie wiem o której będę. Cześć.


Życie czasem bywa bezlitosne i przerasta nawet najbardziej wytrzymałego człowieka. Nie miałem w tym momencie nikogo poza rodziną. Właściwie ojcem, który jako jedyny wiedział o wszystkim, i który był najmniej spodziewaną osobą, że to on będzie mi w tej sytuacji najbliższy i najbardziej pomocny. Nie chciałem mówić nic mamie, załamałaby się. Poza tym nie chcę mówić jej o czymś, co tak naprawdę wydaje mi się niemożliwe. A co? Ciąża Caroline. Przyniosła mi w prawdzie dwa pozytywne testy ciążowe… Coś w środku jednak mi nie pozwalało w to wierzyć. Miałem kiedyś sen, w którym ja i Inga mamy czwórkę małych szkrabów. My i nasza miłość.
Nie. Umiałbym. Jej. Zdradzić.
Nie mogłem tego zrobić. Słowo przeciw słowu? Do tego jej ciąża. Musiałem w dodatku pozwolić jej się wprowadzić, nie miała pieniędzy, nie miała gdzie mieszkać. Podobno nosiła też pod piersią moje dziecko…
Obawiałem się jednak, że gdyby już się okazało moje… Nie umiałbym go pokochać. Przecież było błędem. Czymś, co oddzieliło mnie od szczęścia, miłości i mojego nieba. Byłoby karą, którą bym musiał ponieść, moim wiecznym wyrokiem. Z drugiej strony miałem tę świadomość, że to dziecko nie było niczemu winne.

Na treningu powinienem był pojawić się już kilka dni temu. Nie byłem jednak w stanie. Przyszła mi myśl o wyprowadzce z Dortmundu. Nic mnie tu nie trzyma, a ja sam nie jestem w stanie spojrzeć w oczy bliskich mi osób. Całej drużyny, trenera, zarządu, przyjaciół… nawet kibiców, którzy nadal podchodzili do mnie z uśmiechem na twarzy jakbym był jakimś czekiem na milion dolarów. Nie byli świadomi… Gdyby wiedzieli co się stało, co zrobiłem… Gdyby mnie znali. Gdyby wiedzieli… Omijaliby mnie szerokim łukiem uciekając wzrokiem w innym kierunku. Co mnie trzymało w Dortmundzie? Rodzina. Co mnie trzymało przy życiu…






Dojechałem pod ośrodek treningowy. Stanąłem najbardziej na uboczu parkingu, by nie musieć mieć zbyt dużego kontaktu z resztą chłopaków z drużyny.
Moje wejście do szatni spotkało się z ucichnięciem wszystkich rozmów i śmiechów. Darując sobie jakiekolwiek przywitanie położyłem torbę koło mojej szafki i zacząłem się przebierać. Po chwili pomieszczenie znów wypełniły ciche rozmowy.
Kiedy wyszliśmy na boisku trener spojrzał na wszystkich zatrzymując spojrzenie na ostatnim. Mnie.  Kiwnął lekko głową z delikatnym uśmiechem. Przywitał się, podał plan dzisiejszego treningu. W sumie oddał dowodzenie trenerom siłowym, a sam na koniec przeprosił i powiedział, że musi wracać do domu. Pewnie Inga jest teraz sama… Inga, która mnie nienawidzi. Czułem się przez to jak śmieć. Bez niej byłem nikim. 

Na początku czekało nas kilka okrążeni dookoła boiska. Nie zaskoczyło mnie to, że biegłem zupełnie sam na końcu.
Po piątym okrążeniu zrobiło mi się słabo i zakręciło w głowie. Przystanąłem z boku i przykucnąłem.


-W porządku?-usłyszałem czyjś głos nade mną… Podniosłem głowę. Mario?
-Tak. Tylko mi trochę słabo.
-Marco, co się dzieje?-podszedł trener Schrey
-Trochę mi się zrobiło ciemno przed oczami i zakręciło w głowie. Ale zaraz będzie lepiej.
-Jadłeś coś na śniadanie?
-..Nie.
-No to gratulacje. Idź wróć się przebrać do szatni i jedź coś zjeść. Mario cię przypilnuje.
-Nie trzeba.
-Trzeba, no już. Mario, przypilnuj go, żeby jeszcze nie zemdlał. Słabo wygląda.
-Oczywiście. –odpowiedział Götze. Wyciągnął w moim kierunku rękę, żeby pomóc mi wstać jednak nie skorzystałem z jego wielkodusznej pomocy i wstałem podpierając się o własne kolana.

Bez słowa poszliśmy do szatni. Wyjąłem z szafki swoje rzeczy i zacząłem się przebierać. Kiedy zobaczyłem, że brunet robi to samo postanowiłem go tu zatrzymać.

-Zostań. Ja sobie poradzę.
-Musisz być taki uparty? Jesteście z Ingą tacy sami.
-Jeśli chcesz się przechwalać jaki masz z nią cudowny kontakt i jak wam razem dobrze to sobie daruj.
-Co ty pieprzysz?-warknął niezadowolony wbijając we mnie ostre spojrzenie
-Nie jesteście razem? No wiesz, ona załamana, akurat ty przyszedłeś ją pocieszyć, ona cię pocałowała… Historyjka nadająca się na jakieś tanie romansidło.
-Trochę szacunku do mnie, a zwłaszcza do Ingi. Nie jesteśmy razem. Masz rację, ona jest kłębkiem nieszczęść, ja przy niej jestem ale jako brat, nie chłopak czy ktokolwiek inny kogo wymyśliłeś sobie w tej durnej głowie. I to nie ona mnie pocałowała tylko ja ją. Wyjaśniliśmy sobie i tak, że to było błędem.
-Czekaj… ty ją pocałowałeś?
-Tak. Była załamana. Nie wiem jak to się stało, ale jeśli cię to nie interesuje ona nawet nie odpowiedziała na ten pocałunek.
-Powiedziała mi, że to ona cię pocałowała…
-Nie znasz jej?-prychnął pod nosem nakładając koszulkę. –Mogłem się domyślić, że coś wykombinuje. Kilka razy mi powtarzała, że nie pozwoli, żeby ucierpiała nasza… przyjaźń.
-Nie wiem co mam powiedzieć, Mario.
-Nie oczekuję od ciebie niczego poza naprawieniem sytuacji z Ingą. Tylko o to cię proszę.
-To niemożliwe. –usiadłem na ławkę i odchyliłem głowę do ściany.
-Dlaczego?
-Zapowiada się dłuższa rozmowa, która pewnie i tak skończy się moim złamanym nosem.
-Pogadamy ale bez rękoczynów, okej? Może myślisz… Ja… Nie gram przeciwko tobie, Marco. Mimo wszystko… Wiesz… najchętniej powyrywałbym ci te twoje farbowane kudły i obił śliczną buźkę, ale… Ja nadal…
-Dziękuję. Jeśli po tym co usłyszysz mi przywalisz, trzaśniesz drzwiami i nigdy nie odezwiesz się do mnie to zrozumiem.
-Aż tak źle?
-Moje życie się sypie. Po całej linii.





***




-Nie uważam, że mógłbyś to zrobić. –stwierdził po kilku minutach kompletnej ciszy. Siedzieliśmy na kanapach w salonie jego domu. Z wiadomych przyczyn nie pojechaliśmy do mnie. Carolin nie tolerowała nigdy kolegów z Borussii. Jakichkolwiek kolegów.
Ta odpowiedź mnie jednak zaskoczyła. Moja twarz też była cała, włosy dalej na miejscu.
-Ale jest w ciąży. –stwierdziłem patrząc na sms’a sprzed kilkunastu minut od Caro.

„Byłam na USG. Nasze dziecko wygląda jak mała fasolka. Zapomniałam zdjęcia, ale uwierz, zakochałbyś się. Wszystko przebiega bez problemów aczkolwiek nie mogę się denerwować. Kiedy wrócisz? Wybierzemy się na miasto do jakieś dobrej restauracji? x.”

-Nie musi być akurat koniecznie z tobą.
-Mówiła, że to wtedy się stało, a przedtem nie miała z nikim stosunku, żeby zaszła w ciążę. To musi być moje dziecko. Ja… Nie wiem co mam zrobić. Nie chcę tego dziecka ale też nie pozwolę, żeby je usunęła.
-Wiesz, jedyne twoje wyjście to testy na ojcostwo.
-Za dziewięć miesięcy.
-Tak. Ale będziesz miał stuprocentową pewność.
-To zbyt długo. Inga się dowie. Najgorzej jak to się wyda do prasy. Będę skończony.
-Prasa od wczoraj pisze o twoim domniemanym romansie z Ingą. Mają jakieś wasze zdjęcie jak się całujecie koło jakieś restauracji.
-Ona nie może się dowiedzieć, że Carolin jest w ciąży. To ją załamie.
-Ona musi się dowiedzieć. Jak nie chcesz jej sam powiedzieć to ja mogę. Nie uważasz, że chociaż teraz zatrzymuje na odrobinę prawdy?
-Chcesz jej też mówić o tamtym?
-Nie. Tamto nie ma związku.
-Nie ma? A mi się wydaje, że właśnie staję się tamtym człowiekiem.
-Nie pozwolę ci na to.
-Nie potrzebuję pozwolenia. Lepiej, żebyś był blisko niej. Nie dopuść, żeby… Żeby to się powtórzyło. Nie Inga. Obiecasz mi?
-A ty mi obiecasz, że nie zrobisz nic głupiego?
-Postaram się.
-W porządku. –poklepał mnie po plecach i zabrał naczynia ze stołu. –Wiesz, muszę się zbierać do Ingi.
-Jasne. Też miałem zamiar już iść, nie będę ci zawracać głowy.
-Podwiozę cię do domu. Twój samochód został pod ośrodkiem.
-Mario?-zacząłem przechodząc do przedpokoju w celu ubrania butów.
-No?
-Dziękuję. Za to, że przy niej jesteś. Jeśli…-wziąłem głęboki oddech i spojrzałem w oczy bruneta –Jeśli to właśnie ty sprawisz, że jej serce mocniej zabije, a ona się uśmiechnie… Nie będę wam stawał na drodze. Jesteś naprawdę porządnym facetem na jakiego zasługuje.
-Może i zasługuje ale to tylko ty możesz sprawić, żeby jej serce znowu mocniej biło.
-Ona mnie nienawidzi.
-Skąd wiesz?
-Powiedziała mi, kiedy… Kiedy zobaczyła mnie i Caro…
-Nie powinienem ci tego mówić… Ale widząc w jakim jesteś stanie… Mówiąc szczerze beznadziejnym… Jeśli to ma dać tobie nadzieję. Jedyną nadzieję. Ona cię nadal kocha. Bardzo cię kocha. Pamiętasz co mi powiedziałeś, kiedy w juniorach miałem kontuzję rzepki? Żebym nigdy nie tracił nadziei i się nie poddawał. Teraz to ja kieruję do ciebie.
-Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie. Przepraszam za ten nos. Złamany?
-Chciałbyś. Za słaby jesteś.-zaśmiał się pod nosem i objął mnie po przyjacielsku jak za starych, dawnych, dobrych czasów.
-Dziękuję… Nie zasługuję na taką przyjaźń.
-Przestań gadać od rzeczy. Nie pij, chodź na treningi i nie daj się Caro. Coś wymyślimy.




Rozmowa z Mario podniosła mnie na duchu. Byłem świadom, że zawiodłem przyjaciela, nawet brata, bardzo bliską mi osobę i straciłem jego zaufanie ale chyba byłem na drodze, gdzie mogłem je odzyskać. Trochę ciężej będzie zdobyć zaufanie Ingi. Choć może jestem na dobrej drodze i do tego? Wiedziałem, że nie zostałem sam z tym całym ciężarem na plecach. Musiałem walczyć dla niej. I nie poddawać się choćby dla taty i Mario.
Nie mogłem powiedzieć „koniec” czy „poddaję się”. Bo o miłość i sens swojego życia trzeba walczyć, nawet jeśli miałaby to być nieczysta gra. Po prostu wiedziałem, że byłem w stanie poświęcić wszystko.
Teraz jeszcze pozostało mi stawić czoło rzeczywistości. Kto powiedział, że będzie łatwo…







/Inga/


-Hej. Dalej nic nie jesz?-wszedł lekko spięty Mario do pokoju i opadł na łóżku z głośnym wydechem.
-Też się cieszę, że cię widzę.-odparowałam spoglądając na niego spod byka ale nie wstawałam z parapetu, gdzie spędzałam ostatnie minuty.
-Kiedy w końcu zaczniesz jeść? Nie wiesz, jak to może się skończyć?
-Jakoś mnie nie interesuje.
-Nie wiem co mam już zrobić? Prosić? Karmić? Twój tata jest załamany.
-A co u ciebie?
-Wcale nie zauważyłem, że zmieniasz temat.
-To w porządku. A jak na treningu?
-Nie byłem. Musiałem odwieźć Marco do domu.
-Coś się stało Marco?-od razu się ożywiłam i przysiadłam koło Götze
-Nic, nic. Nie zdążył zjeść śniadania i zakręciło mu się w głowie. Teraz wszystko w porządku. Zabrałem go do siebie…
-Nie do niego?
-Ymm… Nie. Mieliśmy chwilę, żeby w spokoju porozmawiać.
-Coś się dzieje? Powiedz mi.
-Nie teraz, Inga. To nie jest dobry pomysł.
-Powiedz mi. Bo sama pójdę do Marco i się wszystkiego dowiem.
-Nie puścimy cię.
-Ucieknę. Powiedz mi. Teraz.
-Jak ci powiem to zjesz obiad. Cały. Wszystko co będziesz miała na talerzu.
-W porządku. –zgodziłam się i podałam mu rękę na przypieczętowanie umowy.
-Carolin… Uważa, że jest w ciąży.
-Mój Boże…- Marco będzie miał dziecko. Będzie ojcem. –Jak on sobie z tym radzi?
-Jest w rozsypce chociaż uważa, że to nie jest jego dziecko. A teraz obiad. Poczekaj kilka minut.

Ledwo co wyszedł a z moich oczu popłynęły gęste łzy. Marco będzie miał dziecko. Nie ze mną. Z pieprzoną Caro. Jego byłą, z którą poszedł do łóżka chyba na pocieszenie. Będzie miał dziecko. Myślałam nad tym nawet, czy kiedyś będziemy mieli własne, ale jednak wszystko to o czym marzyłam, śniłam rozpadło się jak domek z kart. Moje życie nie miało przyszłości. Po prostu jej nie było. Nie było przyszłości, nie było życia.

Ku uciesze Mario zjadłam cały talerz, jednak kiedy tylko wyszedł zrobiło mi się niedobrze i zwymiotowałam. Nie mogłam znieść tej myśli. Nie mogłam znieść siebie i otaczającego mnie świata. Chyba moje życie od początku było spisane na straty. Może zbyt wiele razy udało mi się oszukać los odrobiną szczęścia jakie posiadałam. Może w końcu przyjdzie po swoje. A ja nie będę się stawiać.
Nie jestem w stanie znieść nic więcej.

„Inga, kochana, zapomniałam napisać. Egzamin mam o 16. Mam nadzieję, że nie zmieniłaś zdania. Do zobaczenia, słońce! Yv. xoxo”

9 połączeń nieodebranych: Kubuś<3

Przepraszam, Kuba. Nie jestem tak silna tak bardzo jak we mnie wierzysz.

Nie potrafię.







~~~

To był najkrótszy rozdział w całej "karierze"..może krótkie też są potrzebne? Zapewniam, że to najkrótszy jaki się pojawił i będą już tylko dłuższe:))
Dziękuję za wszyytskie komentarze<3 Jesteście kochane! (i proszę o więcej:)) )
Za tydzień kolejny!
Buziaki:**

11 komentarzy:

  1. Pierwsza ! I wcale nie idę spać, tylko zabieram się za czytanie i komentarz ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj będzie krótko ... wiesz dlaczego ? BO NADAL MAM FOCHA ! Tak właśnie ... MAM FOCHA ! FOCH ! FOCH ! FOCH ! I JESZCZE RAZ FOCH !
      Rozdział napisany świetnie, idealnie uchwyciłaś emocje i miałam wrażenie, że brałam udział w tych wydarzeniach, tylko byłam w tym wszystkim tak jakby za ścianą/szybą. Jak zwykle mnie zachwyciłaś, ale nie zaskoczyłaś. Jednak nie ... zaskoczyłaś mnie. Za każdym razem mnie zaskakujesz ... to jest troszeczkę straszne. Mam jednak nadzieje, że w rozdziale 55 będę NAJMNIEJ zaskoczona ze wszystkich czytelników.
      Jejku jak mnie telepie od środka. Normalnie nie mogę wytrzymać. Mam ochotę Ci coś zrobić, ale się powstrzymam, bo potrafisz mnie rozśmieszyć do łez ... co zresztą robisz w tej chwili.
      Inga i Yvonne ... cieszę się, że dalej mają dobry kontakt, że nasza główna bohaterka chce pomóc, a raczej wesprzeć siostrę blondyna. To miło z jej strony.Nie wiem tylko jak zniesie spotkanie z Marco, ale może się dowiem niedługo ... albo się nie dowiem, bo wytniesz tę scenę tak samo jak wycięłaś scene, w której tata Marco do niego przyjeżdża z pomocą !
      Marco ... no faceci ... jak zwykle. Nie zjadł śniadania, źle się poczuł ... BRAWO ... BRAWO ... szkoda słów. Przynajmniej pogodził się z Mario i wszystko sobie wyjaśnili. A najważniejsze jest to, że piłkarz teraz już wie, że Inga wciąż go kocha. Mam nadzieje, że będzie o nią walczył, że się nie podda no i, że powoli jego życie się ułoży i wszystko wyjdzie na prostą.
      Caroline ... powinnam zostawić te trzy kropki i w ogóle tego nie komentować, ale jednak skomentuje. Bo to przez nią mnie tak telepie. Głupia .... przykro mi, ale nie mogę używać takich słów na tym kulturalnym blogu. No to tak. Ona albo NIE JEST w ciąży, a jeżeli jest to to dziecko NIE JEST dzieckiem Marco. Czemu tak myślę ? 1) Wydaje mi się, że on wcale z nią nie spał 2) Ona za szybko dowiedziała się o ciąży po rzekomej wspólnej nocy 3) Ona chce go wrobić w dziecko, bo on jest bogaty i mimo, że ta rzekoma noc jest dla niego błędem to on nie zostawi "swojego" dziecka i jego matki na pastwę losu ... bez pieniędzy, bez dachu nad głową, bez pomocy 4) Nigdy nie byłam w ciąży, ale jak można zapomnieć zdjęcia USG ?! Przecież to taka cudowna pamiątka i w ogóle. Jak ona w ogóle śmie prosić go, żeby zostawił jej jakiekolwiek pieniądze, kiedy ona siedzi w jego domu ?! Głupia .... no cóż dalej nie mogę napisać tego słowa, ale doskonale wiesz o co mi chodzi.
      Mario ... najlepszy przyjaciel na świecie ... zarówno dla Marco jak i dla Ingi. Karma wraca i coś czuje, że on będzie miał samych pocieszycieli jak będzie potrzebował pomocy. Kochany z niego facet. Jednak szkoda, że nie może zrobić więcej, a myślę, że bardzo by chciał. Za takiego przyjaciela można dać się pokroić <3
      Czy został mi ktoś jeszcze do opisania kogo chciałabym opisać ? Chyba nie ... na razie nie.
      To wszystko. Teraz idę spać xd A tak serio to teraz poczekam sobie jeszcze tydzień na następny rozdział i postaram się go przetrwać. Buziaki
      ps. miało być krótko ...

      Usuń
  2. Teraz to ja już w 90% jestem pewna że albo to dziecko nie jest jego albo cała ta ciąża jest jedyną wielką fikcją... jaka kobieta zapomina pierwszego zdjęcia swojego dziecka? Żadna. No chyba, że tego dziecka jednak nie ma.... kocham cię za tą rozmowę Mario i Marco... strasznie mi ulżyło jak czytałam ich fragment! Gotzeus <3 Chcę więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego ? Dlaczego musisz mnie doprowadzić do łez. Rozdział jest świetny! Jestem ciekawa co będzie w następnym :)
    Krótki czy długi nie ma znaczenia, bo i tak są świetne :D
    Życzę weny i zapraszam do siebie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały. Ta ciąża to jakaś fikcja albo coś. Duet Goetzeus znów w akcji. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że Mario i Marco wpadną na pomysł, żeby Reus poszedł z Caro na USG, moim zdaniem jak na razie nie ma żadnego dziecka :D szkoda mi Ingi :( jeszcze te wymioty, dostanie anemii i wyląduje w szpitalu jeśli wcześniej nie zrobi czegoś głupiego :/ na szczęście jest Mario, złoty człowiek xo Pszczółka Emma

    OdpowiedzUsuń
  6. Mario to taki dobry duszek, którego tu wprost ubóstwiam. ;D Ciąża Caro? Coś mi tu strasznie śmierdzi. Albo dziecko nie jest Reusa, albo w ogóle nie ma żadnego dziecka - że zapomniała zdjęcia od lekarza? Jakoś nie chce mi się w to specjalnie wierzyć. :/ No, ale zobaczymy, jak Ty to dalej pociągniesz. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ugh kochana nawet nie wiesz jaka jestem wściekła na siebie, że jestem dopiero teraz. Niestety uroki 2 liceum i zaczynające się przygotowania do przyszłej matury ehhh -.-
    Ale jestem już! :) nadrobiłam wszystko! ;)
    Tak się wkręciłam, że siedziałam po nocach i czytałam :D
    Marco, mój idealny w tym opowiadaniu Marco... Te kwiatki z ukrytym znaczeniem, jacht, te dwa początkowe pocałunki... Do momentu sprawił, że miałam mu ochotę urwać jaja! Nadal mam! -.-
    Rojs ty rudy cwelu jak mogłeś! :(((
    Błagam by Pączek miał racje, nie zniosę innej wiadomości :(((
    Z niecierpliwością czekam na kolejny <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzisiaj krótki komentarz,ponieważ nauka wzywa...wybacz :*
    Rozdział naprawdę wspaniały i wzruszający...serio <3
    Boję się że Inga coś sobie zrobi...nie potrafiłabym znieść tej myśli
    A Reus ten nygus powinien się wziąć w garść dzięki lukrowemu pączkowi (haha)
    Z niecierpliwością czekam na nn❤
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Zjawiam się i ja karygodnie spóźniona, ale jestem! Bardzo przepraszam za obsuwę, ale wiadomo - nauka. Mało tego, czytałam ten rozdział częściami, zaczęłam wczoraj już szczęśliwa, że się dowiem co się dzieje, ale padłam. (wcale nie czytałam go o trzeciej w nocy/nad ranem, nigdy nie wiem którego użyć). A drugą część skończyłam dzisiaj i jestem zawiedziona. Nie tym, że rozdział jest kiepski czy krótki, bo jest cudowny (moze trochę za krótki) ale postawą bohaterów. Zachowują się tragicznie. Zostały z nich jedynie wraki, jakby ktoś ukradł im dusze. To przerażające. W sumie to głównie dzięki temu rozdziałowi zaczęłam się zastanawiać jaki tak naprawdę jest Marco. Czy jest uroczym facetem tak często spotykanym w opowiadaniach czy może jednak jest dupkiem? :)) Chciałabym to wiedzieć i teraz pewnie będę myśleć czy tylko udaje takiego fajnego czy naprawdę taki jest. Dobra, koniec wywodu nie na temat.
    Wracając. To, że bohaterowie są wyprani z emocji mnie przytłacza, historia zrobiła się smutna a ja kiedy widzę oczyma wyobraźni smutnego Marco to mi się łezka w oku kręci. Poważnie. W sumie to tak siedzę i myślę co tu by napisać, ale nie wiem. Sama jestem wyprana z emocji po tym rozdziale. Wszyscy są nieszczęśliwi. Mam nadzieję, że niedługo Marco i Inga do siebie wrócą, chociaż coś czuję, że będzie jakaś niespodzianka. Ogólnie to oni są taką moją idealną parą i poważnie uwielbiam ich, powinni być razem.
    Co do Mario, to taka słodka kluseczka która podniosła mnie na duchu trochę w trakcie tego rozdziału. Jest taki pocieszny, w sumie to kojarzy mi się w tym opowiadaniu z Kubusiem Puchatkiem - nie pytaj dlaczego bo sama tego nie wiem.XD Cieszę się, że zaczęli normalnie ze sobą rozmawiać i że się pogodzili. Halo kto jak nie Goetzeus? (pękło mi serce bo przypomniała mi się Borussia 2012).
    Szczerze mówiąc to Inga mnie strasznie irytujeXD "nie mogę jeść bo mam pęknięte serce" no ok, ale wszyscy się o Ciebie martwią, więc może jedz tylko po to żeby ich nie martwić? a nie muszą się targować. Jezu, nie lubię takiego egoizmu w ludziach. "jestem nieszczęśliwa i niech każdy się o mnie martwi" Szkoda mi Kloppo, który martwi się o nią jak cholera a ona nic z tym nie robi. Dobra, rozumiem, mozna być nieszczęśliwym, można nie radzić sobie z rzeczywistością, ale dlaczego ona przepraszam bardzo przelewa część nieszczęścia w innych? Zresztą, jeśli go kocha i mu wybaczy (z założenia chyba wybaczamy wszystko osobom które naprawdę kochamy) to czemu nie chce z nim być? Ona wszystko komplikuje ;-;
    Dobra, wylałam część (!) swoich żali dotyczących tego rozdziału, ale nie będę Ci już marudzić :D
    Życzę dużo weny i o ile dobrze widzę widzimy się jutro! :*
    Pozdrawiam cieplutko♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam się odnieść do ciąży Caro! Oczywiście jestem niezadowolona, wściekła i ugh! to nie może być dziecko Marco, przeciez Mario ma racje, nie zrobiłby tego ;-; Nie on. Mam wrażenie, że testy ciążowe są czyjeś a badania USG nigdy nie było. Oby Reus jak najszybciej się domyślił, że ona go wkręca i pewnie chce tylko jego pieniędzy.
      To na tyle, buziaki! :*

      Usuń