Obudziłam się nad ranem. Słońce już zdążyło wstać i zaczęło
jasno świecić.
Pokój nie dość, że był jasny to idealnie nasłoneczniony. Nie da
się wstać naburmuszonym o poranku przy takiej pogodzie. Rozejrzałam się
dookoła. No tak. Siedziałam na łóżku we wczorajszych ubraniach. Pewnie nie
miałam żadnych swoich rzeczy… Może pożyczyłabym coś od Agaty. Wstałam z łóżka i
je od razu pościeliłam. Wyszłam boso na korytarz. Kiedy zamykałam drzwi
zobaczyłam akurat Agatę, która wychodziła z sąsiedniego pokoju.
-Hej.-szepnęłam od razu zwracając na siebie uwagę blondynki.
Uśmiechnęła się, podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
-Jak się cieszę, że u nas jesteś!-oderwała się ode mnie
ukazując zęby w naprawdę szerokim uśmiechu. Żadnego współczucia, pytanie o
Marco jedynie uśmiech. To lubię.
-Nie będzie ci przeszkadzać, że chwilę posiedzę?
-Skąd! Oliwka też jest cała w skowronkach. Właśnie się
przebiera.
-A propo… Masz może pożyczyć jakieś ciuchy na przebranie?
-Kuba zapomniał wnieść twojej walizki. Chłopaki jako tako
cię podobno spakowali, jak coś oczywiście moja szafa stoi otworem, ja i tak
muszę nosić trochę większe rozmiary.
-Nie będzie trzeba, ale dziękuję. Wiesz gdzie jest ta moja
walizka?
-Wiesz co, w salonie. Jak zejdziesz w dół… to sobie
poradzisz.
-Jasne, dzięki.
-Tylko jej nie wnoś sama. Weź tylko rzeczy, Kuba ci ją
przyniesie.
-Dam sobie…
-Nie denerwuj kobiety w ciąży. Kuba ci ją przyniesie.
-Dobrze Agatko. Kuba mi przyniesie.-odpowiedziałam przesłodzonym głosem śmiejąc
się.
Zeszłam po schodach wprost do salonu, gdzie czekała już na mnie moja
walizka. Otworzyłam ją i wybrałam jakieś rzeczy na dzisiaj. Przemknęłam do
łazienki, zmyłam wczorajszy makijaż, wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w
świeże ubrania. Związałam włosy w kitkę i wyszłam z łazienki. Poczułam zapach
jajecznicy prosto z kuchni. Mój żołądek fiknął koziołka czując taki zapach.
Przez tydzień prawie nic nie jadłam. Zbiegłam po schodach i poszłam do kuchni
uśmiechając się do Agaty, która stała przy patelni przygotowując posiłek.
Wchodząc do kuchni zwróciłam uwagę małej Błaszczykowskiej,
która zauważając mnie wstała z krzesła i podbiegła krzycząc radośnie moje imię.
-Cześć skarbie. –przywitałam się z małą całując ją w głowę
–Ależ ty urosłaś. Dawno cię nie widziałam.
-A teraz mamy duuużo czasu! Pobawimy się po śniadaniu. Tata
kupił mi domek dla lalek!-żywo gestykulowała mając przy tym błyszczące radosne
oczka. Uwielbiałam to dziecko.
-Najpierw ma być pięknie zjedzone śniadanie. I tyczy to się
wszystkich pań!-oznajmił wchodząc z uśmiechem do kuchni Kuba. Mrugnęłam do
niego z uśmiechem. Odpowiedział mi tym samym po czym wziął na ręce małą i
podszedł ucałować Agatę przy okazji gładząc dłonią jej zaokrąglony brzuszek.
Uśmiechnęłam się na widok takiego szczęśliwego obrazka.
Zabolało mnie jednak to, że ja nie będę mogła nigdy przeżyć czegoś takiego.
-W porządku?-zapytał Kuba materializując się nie wiadomo
skąd koło mnie.
-Tak. Kuba?
-Hmm?
-Będziesz miał czas pogadać chwilę wieczorem?
-No oczywiście. Najpierw mamy jeszcze do zaliczenia rozmowę
o głupotach.
-Możemy zaplanować na popołudnie.
-Zapiszę sobie w terminarzu.-odpowiedział z udawaną powagą,
a po chwili całą kuchnię wypełniły nasze śmiechy.
Po śniadaniu Oliwia zarządziła, że wszyscy zagramy w
chińczyka. Kuba stwierdził pewnie, że wygrana należy do niego jednak nie udało
mu się pokonać własnego dziecka. Kostka do gry czasem była złośliwa.
Żeby jakoś się odwdzięczyć postanowiłam zrobić na obiad
pierogi ruskie, co spotkało się z wielką radochą domowników.
Chyba ta rozmowa z Kubą naprawdę dużo mi dała. Czy
kiedykolwiek rozmowa z Kubą nie wyszła mi na dobre? Chyba jest takim moim
aniołem, który stanął na mojej drodze i mnie strzeże, pociesza. Wiem, że zawsze
i o każdej porze mogę na niego liczyć.
Chyba zaczęłam wychodzić na prostą a zmiana otoczenia na jakiś czas
wyjdzie mi na dobre.
-Kuba, wzięliście może mój telefon? Chciałabym zadzwonić do
taty. Powinnam go przeprosić i uspokoić…
-Spokojnie, dzwoniłem jeszcze do niego w nocy po naszej
rozmowie. Nie pytaj, obiecałem. Nie wzięliśmy twojej komórki, zdecydowaliśmy,
że powinnaś się odciąć, uspokoić .
-A Mario…
-Wszystko jest w porządku. Nie musisz się o nic martwić. Jak
chcesz zadzwonić do taty to dam ci mój telefon, poczekaj chwilę. –wstał z
kanapy i pobiegł na górę. Po chwili przyniósł swój telefon, odblokował go i mi
podał.
-Zaraz do was wrócę.-wstałam z kanapy i uśmiechnęłam się do
Oliwki i Agaty trzymającej ją na kolanach.
Weszłam schodami do góry i jakimś cudem trafiłam do chwilowo
mojego pokoju. Usiadłam na łóżko, wybrałam kontakt pod nazwą „trener” i
kliknęłam połączenie. Kilka sygnałów później usłyszałam głos taty.
-Halo, Kuba, coś się
dzieje?
-Hej…tato. To ja, Inga.-powiedziałam ciężko. Było mi tak
strasznie wstyd. Cholera.
-Dobrze cię słyszeć. Jak
się czujesz?
-Przepraszam tato, tak strasznie mi wstyd. Sprawiam ci same
problemy. Twoje życie się przeze mnie zmieniło. I chyba na gorsze.
Niepotrzebnie wlazłam ci z butami w życie, niepotrzebnie.
-Ingo Elizabeth Klopp.
Proszę mi nie pierniczyć takich głupot, dobrze? – powiedział wolno i wyraźnie ze swoim znanym stoickim spokojem.
-Jakie głupoty…
-Takie jak przed
chwilą mówiłaś. Kocham cię dziecko, całym sercem. Jesteś najlepszym czym mi się
w życiu spotkało razem z twoim bratem. Jesteście dla mnie najważniejsi, oboje.
Każdy ma gorszy okres w życiu, każdy ma swoje problemy ale po to jest rodzina,
powinniśmy się wspierać, zawsze. W gorszych i lepszych momentach. Chciałem,
żebyś została w domu ale Kuba i Mario mieli rację. Powinnaś choć na jakiś czas
zmienić otoczenie i oderwać się od świata, żeby znowu pewnie do niego wkroczyć
i być znowu tą pełną energii z szerokim uśmiechem, beztroską Ingą, która
wskoczyła na Lewego na Idunie nie przejmując się nikim innym.
-Dziękuję. –szepnęłam ocierając łzę –Dziękuję tato.
-Nie płacz dziecko.
Wierzę w ciebie. Wierzę w tą Ingę, która biega w szpilkach i ma ochotę sprać
nosa Götzemu a zwłaszcza temu swojemu byłemu profesorowi. Która zaraża
śmiechem. Pamiętasz ją jeszcze?
-Tak.
-Ja mam cały czas ją
przed oczami i wiem, że niedługo cię taką zobaczę. Zabiorę cię na trening i
będziesz go razem ze mną prowadzić i wydzierać się na wszystkich. Co ty na to?
-Jestem na tak. –zaśmiałam się i położyłam na łóżku.
-Chyba słyszałem
śmiech, hmm?
-Możliwe.
-Uda ci się, słońce.
-Możliwe! Nawet się cieszę, że tu jestem. Fajna taka zmiana.
Na chwilę oczywiście. Nie, żeby coś nie pasowało mi u ciebie..
-U nas.-poprawił
-U nas. Opiekuj się Kloppsikiem.
-Zapomnij. Dam mu co
najwyżej jeść. Wrócisz to się poprzytulacie.
-Może też powinieneś zostać z nim sam na sam i poprawić
swoje relacje, hmm?
-Jak już mówiłem,
zapomnij.
-Oczywiście.
-Odpoczywaj i baw się
dobrze.
-Nie jesteś na mnie zły?
-Nie, słońce. Wierzę,
że to się nie powtórzy już nigdy. Nie chcę przez to drugi raz przechodzić.
-Obiecuję. Kocham cię bardzo.
-Ja ciebie też. Jesteś
moją wspaniałą, zdolną, dzielną i mądrą dziewczynką.
-Cieszę się, że we mnie wierzysz.
-Zawsze będę. Emma
szczeka. Albo cię pozdrawia albo chce iść na spacer.
-Zajmij się nią i też odpoczywaj. Masz wakacje od córki.
-I muszę sobie sam
gotować, też mi wakacje.
-Ogarnę się szybko i wrócę.
-Nie spiesz się.
Możesz tam spędzić tyle czasu ile tylko potrzebujesz.
-Dobrze. Do zobaczenia wtedy.
-Do zobaczenia. Pa.
Po tej rozmowie zdecydowanie mi ulżyło. Z uśmiechem
podniosłam się z łózka i zbiegłam po schodach do salonu, gdzie Kuba właśnie
włączał jakąś płytę w DVD.
-Ciocia! Obejrzysz z nami Małą Syrenkę?
-Pewnie, że tak!-odpowiedziałam i usiadłam na kanapie koło
Oliwki.
-Rozmowa w porządku?
-Tak. Dziękuję. –odpowiedziałam oddając blondynowi telefon
-Przyniosę jeszcze żelki i do was dołączam.
-A mamy o smaku coli?-zawołała za mężem Agata
-Zachcianki?
-Oj tak… Wczoraj mnie tak na pizzę naszło. Ja nie wiem jak
po tej ciąży schudnę.
-Będziemy może razem ćwiczyć. I ja będę miała większą
motywację do ruszenia tyłka z kanapy.
-Problem z głowy. Kochanie! Mamy lody?
-Już niosę.
-W pucharku z galaretką i posypką. Dla Ingi też zrób. I z
bitą śmietaną.
-Nie trzeba, Agatka.
-Będziemy się razem tuczyć, żeby potem razem spalać.
-No dobra. Kuba, pomóc ci?
-Co ty. Muszę się przyzwyczajać. Będzie coraz gorzej.
-Jak wolisz.
-Cicho już. Zaczyna się. –upomniała nas mała Błaszczykowska.
Kilka chwil później dołączył do nas Kuba podając mi i Agacie desery po czym
usiadł koło kobiety przytulając ją do siebie.
***
-Rozwiodą się.-stwierdził z przekąsem Kuba kiedy zaczęły
lecieć napisy końcowe.
-Proszę cię. To prawdziwa miłość.-oburzyłam się zakładając
ręce.
-Nie łatwo się tak przerzucić z glonów na żarcie w zamku.
Jej ojciec był słaby.
-Nie był słaby! Martwił się o nią.
-Pfff… Martwił. Poza tym. Co za prawdziwy mężczyzna
zakochałby się w byle syrence? Jaki facet zakochałby się w rybie.
-Jesteś czasem głupi.
-Tata nie jest głupi, tata czasami nie myśli. –wytłumaczyła
Oliwia.
-Idealnie powiedziane.
-Ona bardziej kochała tego całego Sebastiana i tego tam
Nemo.
-Florka.
-Wkurzasz, Błaszczykowski. –wstałam z kanapy i poszłam nalać
sobie do kuchni wody.
Kiedy wypiłam całą szklankę do dna, do kuchni wszedł Kuba i
wyciągnął do mnie rękę. Nic zbytnio nie rozumiejąc ujęłam ją.
-Gratuluję. Bezsensowna rozmowa zaliczona.
-Ona nie była bezsensowna! Nie rozumiesz tego filmu.
-Obejrzę jeszcze raz.
-No ja myślę.
-No. To teraz lecę na trening a potem jak wrócę to sobie
zarezerwuj…nockę.
-Ohoho, no już.
-Ja ci dam nockę, ty blondasie mój. –bezceremonialnie
klepnęła go w tyłek Agata a po chwili czule pocałowała.
-Fuuu…-zaśmiałam się odkładając szklankę.
-Zbrzydło jej już, widzisz?-zaśmiała się blondynka opierając
głowę o klatkę piersiową swojego męża.
-Pójdę do siebie.-oznajmiłam powstrzymując łzy i z lekko
wymuszonym uśmiechem poszłam do pokoju. Za sobą jeszcze usłyszałam cichy szept
Agaty, Kuba jednak jej odpowiedział, żeby została. Pewnie chciała za mną iść.
Ale chyba potrzebowałam zostać sama.
/Marco/
-Słuchaj, Marco. Nie chcę naciskać, ale co się z tobą i
Ingą? Ostatnio widziałem was na okładce jak się całujecie w parku ale na
treningach jest z tobą coraz gorzej o ile na nich jesteś. Nie chcę być
wścibski…
Moritz stanął przede mną opierając się o stół kiedy wiązałem
sznurówki moich korków. Kiedy tylko podniosłem głowę zauważyłem, że ciekawskie
spojrzenia wszystkich z drużyny skierowane są właśnie na mnie. Omiotłem ich
wszystkich spojrzeniem. Wyglądało na to, że i cała reszta przyłączyła się do
pytania.
-Nie jesteśmy już razem. Proszę, nie pytajcie. Kiedy
indziej. –odpowiedziałem wkładając moje rzeczy do szafki. Strasznie ciężko było
mi wymówić te słowa. Nie jesteśmy razem.
Zamknąłem szafkę i wyszedłem z szatni kierując się prosto na
boisko. Widząc tam trenera z Watzke postanowiłem usiąść z boku na krzesłach
rezerwowych.
Kiedy zeszli się wszyscy Klopp zaczął trening. Dzisiaj chyba
zamierzał zostać.
Ze wszystkich treningów w życiu, ten niewątpliwie był
najgorszy. Trudnością było nawet same odebranie piłki. Nie, nie dlatego, że
dobrze odzyskiwali piłkę. Dlatego, że przelatywała mi między nogami. Kiedy nie
stałem w miejscu i nie obserwowałem biegu gry czasami udało mi się podbiec do
piłki. Mario, który z resztą nie odezwał się dzisiaj do mnie ani słowem, zawsze
mi tę piłkę odbierał. No dzięki.
Najczęstszym co powtarzało się kilkanaście razy z ust Kloppa
było właśnie „Reus”. Czasami też występowało z dodatkowymi wyrazami typu
„cholera jasna” czy „kurde, rusz tą dupę”.
Po prawie trzygodzinnym treningu wszyscy zebraliśmy się koło
ławki rezerwowej. Trener miał podać skład na najbliższy, pierwszy mecz
Bundesligi.
-No dobrze. Krótko, zwięźle i na temat. Przepraszam, jak
pojadę po nazwiskach ale jestem strasznie zmęczony. Gonzalo, Auba, Miki, Mario,
Sahin, Burki, Kuba, Piszczu, Hummels, Gündogan. Ławka Neven, Durm, Leitner,
Ramos, Roman. Dziękuję, to na tyle. Odpocznijcie przed jutrem. –powiedział
kończąc. Kiedy już podnosiłem się z fotela usłyszałem swoje imię. Odwróciłem
się do trenera i odeszliśmy dwa kroki dalej.
-Mam nadzieję, że wiesz, czemu nie zostałeś powołany. Nie
komentuję tego co było dzisiaj, bo nie mam jakimi słowami. Obiecałeś, że się
postarasz.
-Na boisku byłoby inaczej.
-Pewnie. Jakbyś nie zszedł po trzeciej minucie z kontuzją to
bym się zdziwił. Nie będę ryzykował. Musisz wrócić do formy i dawać z siebie
wszystko na treningach. Jak tylko zobaczę, że jest lepiej będziesz w składzie.
Wiem, że masz dużo problemów, nie daj się zwariować i skup się też na sobie.
-W porządku. Dzięki.-westchnąłem i skierowałem się ku
szatniom, jednak jeszcze zanim się tam znalazłem natrafiłem na idącego na końcu
grupy Mario.
-Cześć.
-Hej. W porządku u ciebie?
-Bardzo. Nie jestem nawet na pieprzonej ławce.
-Tak bywa.-stwierdził wzruszając ramionami
-Łatwo ci mówić.
-Kurde, Marco! W dupie mam twoje użalanie się nad sobą.
Mażesz się jak dziecko. Takie bywa życie, inni mają większe problemy! –krzyknął
a po chwili wszedł do szatni zamykając tuż przede mną drzwi z ogromnym hukiem.
Temu co się stało?
Wziąłem swoje rzeczy na przebranie i ręcznik po czym
skierowałem się pod prysznic.
Kiedy spakowałem już torbę z rzeczami wyszedłem z szatni
rzucając krótkim „cześć”. Pod szatnią zastałem rozmawiających Kubę i Mario.
Gdyby nie wychodzący Auba, który objął mnie mówiąc „cześć Marco” nawet by się
nie zorientowali.
-Mario, możemy pogadać?
-Tak. Kuba, dzięki jeszcze raz. To co robisz…
-Wiesz dobrze, że nie mógłbym inaczej. Zbieram się. Do
zobaczenia. Jak coś to napiszę.
-Jasne, dzięki, cześć.-westchnął smutno i przytulił Polaka
żegnając się.
Zeszliśmy na ubocze, gdzie żaden z wychodzących zawodników
nas nie zaczepi.
-Co się dzieje Mario?
-Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Po prostu nie
udało mi się porozmawiać przed treningiem z Kubą i byłem zły.
-A co się stało? Coś z Kubą?
-Z Ingą.-powiedział ciężko wzdychając. Inga?
-Co z nią? Jest chora?
-Nie… Nie wiem czy ci mówić, zwłaszcza..Masz swoje problemy
na głowie.
-Przestań owijać w bawełnę. Kocham Ingę, to nigdy się nie
zmieni i była i jest dla mnie najważniejsza.
-Tylko się nie bój ani nie denerwuj.
-Postaram się, więc?
-Inga… Chciała popełnić samobójstwo… Ale tego nie
zrobiła.-dodał szybko widząc moją minę
-Kuba do niej jeździ?
-Ona mieszka u Kuby…
Ruszyłem biegiem przez korytarz na parking, gdzie widząc
jadący samochód Błaszczykowskiego prawie się pod niego rzuciłem. Zahamował z
piskiem opon, wyłączył silnik i wysiadł lekko zdenerwowany.
-Kurde, Marco, co ty odchrzaniasz! Mogłeś się zabić!
-Mario mi powiedział o Indze. Co z nią, jak ona się czuje?
-To powód, żeby wbiegać pod koła?
-Kuba, wiem, że mnie pewnie nienawidzisz. Sam siebie
nienawidzę za to, co teraz Ona musi przeze mnie przechodzić.
-Marco… Chodź, wsiądziemy do samochodu. Pojedziemy gdzieś,
pogadamy. Potem cię tu odwiozę, żebyś miał swoje auto.
-Dzięki.
/Inga/
Kiedy wyszłam od siebie zauważyłam Agatę śpiącą u siebie w
sypialni. Było już dość późno, więc poszłam do kuchni zrobić kolację. Wyjęłam
wszystkie potrzebne składniki z lodówki i zaczęłam przygotowywać leczo z ryżem.
Wstawiłam mięso, przygotowałam sos i wrzuciłam warzywa do garnka na parze. Nie
wiem czemu, ale nagle na myśl mi przyszło znów dziecko Marco i Caroline. W
jednej sekundzie zrobiło mi się słabo i zagotowała się we mnie złość. Wszystko
na raz.
-Ciociu! Słyszysz mnie?-wyrwał mnie z myśli głos małej
blondyneczki. Czy gdyby Marco miał córkę też by miała właśnie blond włosy?
-Co?
-Pobawisz się ze mną?-zapytała kierując na mnie swoje
ciekawe niebieskie oczka, po tacie z resztą.
-Nie mam teraz czasu.
-Ale obiecałaś się ze mną pobawić.
-Oliwia, idź proszę do swojego pokoju i nie przeszkadzaj mi.
Robię kolację.-powiedziałam chyba zbyt ostro niż chciałam. Widząc jak
dziewczynka wycofuje się ze smutno spuszczoną głową zebrały mi się łzy pod
powiekami.
-Oliwka…
-Tak, ciociu, pójdę do siebie.-powiedziała cichutko. Jestem
okropna. Podbiegłam szybko do niej i uklęknęłam na kolanach. Czułam ciepłe łzy
spływające po moich policzkach.
-Przepraszam kochanie. Nie chciałam na ciebie podnieść
głosu. Tak bardzo cię przepraszam.-przytuliłam ją mocno do siebie opierając
głowę na jej małym ramionku. Poczułam jak jej małe rączki oplatają moją szyję.
Chyba poczułam rozchodzące się ciepło w moim cholernym, zatwardziałym i
przeklęcie zranionym sercu.
-Nie gniewam się, ciociu. Tatuś mi mówił, że jesteś teraz
bardzo smutna. Ja nie chcę, żebyś była smutna. Kocham cię.-wyznała i pocałowała
mnie w policzek. Ja głupia musiałam rozryczeć się na dobre.
-Też cię kocham, kochanie. Nie chciałam. Przepraszam.
Pobawimy się kiedy indziej?
-Dobrze. Jutro po śniadaniu?
-Jutro po śniadaniu.-odpowiedziałam wycierając niezdarnie
łzy.
-A kiedy będzie kolacja?
-Za piętnaście minut. Zostawimy też trochę mamie, jak się
obudzi to zje.
-To fajnie. Pójdę złożyć domek dla lalek. Jutro się nim
pobawimy. Ten, co tata kupił. Jest taki duuuży. I piękny!-mówiła z błyskiem w
oku blondyneczka. Uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam w główkę. Takie
dziecko to skarb.
Dziecko. Reus. Caro. Kiedyś się tego pozbędę?
Oliwka pobiegła
radośnie po schodach na górę do swojego pokoju zostawiając mnie jeszcze na wpół
wzruszoną. Wstałam z podłogi i oparłam się o poręcz. Wzięłam głęboki oddech i w
momencie kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam opierającego się o futrynę Kubę.
-..Ym.. Hej.
-Cześć, cześć. To jak z tą kolacją? Padam z głodu.
-Przepraszam Kuba za tą sytuację. Ja nie chciałam.
-Wiem. Oliwka też wie, to najważniejsze. Nic się nie stało.
Wiem, że tobie też nie jest łatwo. Ale no nie płacz już!-zaśmiał się i podszedł
mnie przytulić. –A teraz już do kuchni, bo się mi kolacja spali.
-Tobie? A to ty nie jesz na mieście po treningach?
-No bardzo śmieszne. Idź już. Masz tak w ogóle uściski i
całusy od twojego taty.
-Martwi się?
-Oczywiście, że tak. Pogadamy wieczorem. Jak z resztą
ustalaliśmy.
-Okej. Kurczę, zaraz się mi mięso przypali!
Po kolacji zjedzonej ze smakiem Agata poszła usypiać Oliwkę.
Ja sama poszłam wziąć kąpiel i umyć włosy. Przebrałam się w dwuczęściową piżamę
i poszłam do swojego pokoju. Zaczęłam szukać swojego telefonu ale doszło do
mnie, że go nie mam ze sobą. Powinnam sobie pożyczyć od Agaty jakąś ciekawą
książkę. Albo zacząć przygotowywać się do studiów. Kiedy usiadłam na łóżku w
pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Pewnie Kuba.
Tak jak myślałam. Blondyn zawitał z lekko wilgotnych
włosach, spodniach dresowych od piżamy i luźnym t-shircie.
-Rozmowy w toku?-zaśmiałam się i przesunęłam się kawałek
robiąc dla niego miejsce.
Rozmowa zajęła nam prawie trzy godziny. Nie było jakoś
niezręcznie. Wręcz przeciwnie. Kleiła się i gładko przechodziliśmy z tematu na
temat. Kiedy mieliśmy już kończyć pomyślałam, że powinnam się przełamać i zadać
nurtujące mnie ostatnio pytanie.
-Kuba…
-Tak?-zapytał ziewając i rozciągając się.
-Chciałabym cię zapytać…
-Taaak?-zaśmiał się lekko zaciekawiony.
-Wiesz może co u Marco?-zapytałam na jednym wydechu. Kuba
spojrzał się na mnie zaskoczony. Spuściłam głowę zainteresowana nagle własnymi
paznokciami.
-Hej, to nic złego, że pytasz. –objął mnie z troską
ramieniem
-Martwię się o niego. Kocham i jednocześnie nienawidzę. Z
jednej strony jestem wściekła za zakład, za zdradę… Mario mi mówił, że się
załamał po tym jak dowiedział się o dziecku… A ja wtedy byłam gotowa pójść do
niego, pocieszyć i tak po prostu przytulić. Tak bardzo mi na nim zależy.
-Rozmawialiśmy dzisiaj godzinę po treningu…
-Powinieneś brać kasę za godzinę terapii. Jedyna skuteczna.
-Nie jestem psychologiem, ty może będziesz jak się weźmiesz
za swoją magisterkę. Podobno miałaś ją przeczytać i poprawić coś ewentualnie.
Nie myśl, że nie wiem. Czeka na ciebie w szufladzie komody. Gabinet jako taki
masz do dyspozycji.-uśmiechnął się szeroko mrugając na koniec do mnie okiem.
–Wracając, bo nie chcę, żeby ci ciśnienie skoczyło. Mario mu powiedział wiesz o
czym. Wybiegł za mną i rzucił się pod koła samochodu, żeby się dowiedzieć jak
się czujesz. –Martwi się. Cholera. Czy on coś do mnie jeszcze czuje?
–Powiedziałem mu, że jest coraz lepiej. Zgodnie z prawdą. Oczywiście nic o czym
rozmawiałem z tobą nie wypłynęło, zostaje między nami.
-Niech zgadnę, nie możesz powiedzieć tego o czym rozmawiałeś
z Marco, prawda?
-Mogę ci powiedzieć, że jest cały czas załamany sytuacją z
Caroline. Według mnie cały czas go to przerasta. Ma swoją rodzinę… Chyba powoli
też na nowo znajduje nić porozumienia z Mario.
-Naprawdę?-ucieszyłam się. Wiedziałam, że ta dwójka musi
przetrwać wszystko.
-Potrzebują trochę czasu oboje i będą na siebie skakać jak
dzieciaki tak, jak było kiedyś. Caroline jeszcze mieszka u niego więc to nie
ułatwia…
-Czemu u niego mieszka?
-Znasz w sporej części Marco…
-Chcesz powiedzieć, że nie tak jak ty. Wiesz przecież więcej
ode mnie.
-Daj mu czas. Wam czas. On też musi sobie poradzić z tą
kobietą. Czy to będzie jego dziecko czy nie, Caro jest w ciąży. Właściciel
mieszkania, które wynajmowała ją wyrzucił…
-Kłamie!
-Nie udowodnisz, Inga. Marco ma po prostu dobre serce, że
się nad nią lituje. Sam mówi, że po urodzeniu dziecka od razu zrobi testy.
-Mówił coś o nas? W sensie… Czy…Ten zakład. Czy cały czas
byłam mu obojętna? Czy cokolwiek coś do mnie czuł?
-Inga…
-Nie możesz.
-Tak. Marco chce, żeby ta rozmowa należała do was. Ze mną
też nie zagłębiał się w szczegóły, bo to jest spawa należąca tak tylko do
waszej prywatności.
-Ja ci powiedziałam… To źle?
-Nie. Nie rozmawialiśmy o takich rzeczach, jakich on także
nie poruszał. I tak zostanie.
-Chce pilnie porozmawiać?
-Chce przede wszystkim, żebyś doszła do siebie. On też musi
sobie wszystko ułożyć.
-Będziesz miał drugie dziecko, masz żonę, najwspanialszą
córkę pod słońcem… I pomagasz nam. Nie rozumiem tego, Kuba.
-Wiesz, że nie jestem wylewny z uczuciami… Jesteś dla mnie
ważna. Jesteś wspaniałą, młodą kobietą, która wiele przeszła. Rozumiem cię jak
nikt inny… To, że ze sobą zawsze tak otwarcie rozmawiamy… Chyba stworzyło
między nami jakąś specjalną relację, więź. Wiesz co mam na myśli.
-Wiem. Ufam ci. Wiem, że mogę zwrócić się do ciebie zawsze o
pomoc… Ciebie też zapewniałam, że możesz liczyć na moją pomoc, rozmowę
ale…wolisz radzić sobie z problemami sam. Jak ja mam ci się odwdzięczyć?
-Od kiedy człowiek ma się odwdzięczać za miłość? Ona po
prostu jest. Dobranoc.-pocałował mnie w czoło i zszedł z łóżka pozostawiając mnie w lekkim szoku. Kiedy był już
przy drzwiach otrząsnęłam się i zapytałam.
-Kuba, mam nadzieję, że nie wyznałeś mi właśnie miłości jak
Götze…
-Götze wyznał ci miłość?
-Jest już okej, nie muszę rozmawiać na ten temat jako
terapii u doktora habilitowanego Błaszczykowskiego.
-Nie, nie wyznałem.-prychnął ze śmiechem pod nosem –Jesteś
jakimś członkiem mojej rodziny, dla którego nie wymyślono nazwy. Moja córka cię
kocha, Agata…Chyba mogę tak nazwać, że jesteś w naszej rodzinie, o ile Klopp
się zgodzi. Götze wyznał ci miłośc? A to dobre…
-Idź już, idź. Dobranoc.
-Wiesz, chyba to ja pierwszy raz będę chciał z tobą
porozmawiać.
-Cwany lis.
-Przed meczem koniecznie. Jak nie przed meczem to się będę z
Götzego śmiał. Pączuś wyznał…
-Braterską! Idź już. Też cię kocham, buziaczki, dobranoc.
-Branoc!
A teraz krótko o rozdziale-flaki z olejem-ale się ruszy!
Mogą być błędy, nie do końca sprawdziłam całość-jeśli są-przepraszam.
3 minuty po 16 więc już więcej nie piszę tylko wrzucam(i idę jeść bo jestem głodna jak wilk!)
Do następnego kochane!
Ściskam moocno!<3
Ups! Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że wracam i od razu będę pierwsza! :p
OdpowiedzUsuńNo cóż, mam dziś dobry humor, Inga też miała w miarę dobry, a rozdział sam w sobie jak zawsze - nic dodać, nic ująć :)
Odnosząc się do poszczególnych fragmentów, muszę oczywiście zacząć od jednego... "-U nas. Opiekuj się Kloppsikiem.
-Zapomnij. Dam mu co najwyżej jeść. Wrócisz to się poprzytulacie." ---> wiesz, co mam przed oczami, kiedy to czytam xD Kloppsik gra tak niewielką rolę w tym opowiadaniu, ale jest po prostu jego niekwestionowanym bohaterem! :D
Dalej, Inga, Reus... Widać, że to rozstanie zniszczyło ich obojga. I że oboje mimo wszystko nadal się kochają. Podziwiam tatę Kloppa, że potrafi obiektywnie, ze spokojem podejść do sprawy, że nie obwinia Marco... Ma facet nerwy ze stali. Z drugiej jednak strony, Woody naprawdę zawinił i dobrze, że chociaż ma tego świadomość. Być może kiedyś Inga mu wybaczy... Bo choć nie może na niego patrzeć, widać, że nie może też bez niego żyć.
Kuba i jego rodzina - chciałabym mieć takiego przyjaciela! :D Nie trzeba wiedzieć, co przeżył, żeby zauważyć, że doskonale rozumie się z Ingą, a ona faktycznie potrzebuje kogoś takiego, komu może zaufać po tym, jak zawiodła się na własnym chłopaku. No i Oliwka... Cudne dziecko *.* Chociaż może niezbyt dobrze wpływa na naszą pannę Klopp... Ale ja też nie wierzę w tą ciążę Caro i w ten jej cyrk. Może Reus założył się o Ingę z kumplami, ale naprawdę ją pokochał, a Carolin wykorzystała świetną okazję, żeby to zniszczyć. Ale mam nadzieję, że się nie uda.
A co do treningu, to naprawdę nie przepadam za Lewandowską, ale kiedyś zastanawiałam się nad wzięciem udziału w takim evencie... I dzięki Tobie zastanawiam się jeszcze bardziej :D Może się uda, niekoniecznie z nią :p
Tyle ode mnie, wracam do siebie, żeby wyrobić się na poniedziałek :p Buziakiiii ♡
Jak ja Ci zazdroszczę tego treningu z helthy! :) moim marzeniem jest żebym mogła kiedyś taki zaliczyć. Rozdział cudeńko jak zwykle. Tylko Ja Cię proszę niech sie Kubuś opanuje z tym smianiem z Mario przy Reusie. Sądzę, ze żarty żartami, wszyscy wiemy jak było i jak jest Ale Marco i tak by się To nie spodobało. Boże niech Oni się długo nie kłócą. Nie mogę patrzeć (czytać?) jak cierpią...
OdpowiedzUsuńWszystko powoli się układa, oby tak dalej, pozdrawiam Pszczółka Emma ;)
OdpowiedzUsuńJak zawsze super. W 100% zgadzam się z twoją opinią na temat Ani to mega pozytywna osoba. Spotkałam się z nią na podpisywaniu książki w Krakowie. Co do rozdziału uwielbiam Kloppsika i trenera ta ich więź jest super. Czekam na kolejny. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńHek, hej :*
OdpowiedzUsuńJestem już w końcu :))
Rozdział cudowny <3 ja Ci dam flaki z olejem ;D
Bubuś wspaniały człowiek, zawsze to będę powtarzać ❤
Marco.. ma rację. Oni muszą na ten temat porozmawiać we dwójkę :))
Piękności ❤
Czekam na kolejny <3
Buziaki :***
Rozdział jest wspaniały. Kuba to anioł, serio. Opiekuje się wszystkimi i jest godny zaufania. Szczerze to nie mogę się doczekać spotkania Ingi i Marco. Chciałabym, żeby szczerze ze sobą porozmawiali. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next. ;*
Jestem! :)
OdpowiedzUsuńW końcu mi się udało. :)
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale ostatni miesiąc był okropny. W szkole przycisnęli nas jak jeszcze nigdy... Mam nadzieję, że mi wybaczysz. :* Ponadrabiałam wszystko i bardzo chciałabym być już na bieżąco. :)
Kochana, ten rozdział jest doskonały! ♥
Tak mi przykro z powodu naszej Ingi... Ona cierpi. Widzę, że jest jej jednak troszkę lepiej. :) Wydaje mi się, że jest to spora zasługa otoczenia, w którym się znajduje. :) Kuba jest wspaniałym człowiekiem. Mam go za niesamowity autorytet i wiesz... nie miałam z nim nigdy okazji porozmawiać, ale w mojej wyobraźni on jest właśnie takim człowiekiem jak w Twoim opowiadaniu. :') Szczerym, ciepłym i po prostu dobrym. ♥ Myślę, że dzięki niemu Inga ponownie stanie na nogi. :)
Co do relacji między Ingą a ojcem... Nic się nie zmieniło. Jest tak samo dobrze, jak zawsze. Cieszy mnie to, bo widzę, że bez względu na to, czego nasza bohaterka by nie zrobiła, Klopp zawsze będzie stał za nią murem. ♥
A Marco? No, pokomplikowało mu się wiele spraw. Został wystawiony na próbę... Okazał się dobrym człowiekiem, bo pomógł Caro, choć de facto wcale nie musiał, bo przecież jeszcze nie jest udowodnione, że jest to jego dziecko, prawda? Mam nadzieję, że to dziecko okaże się być dzieckiem kogoś innego. Wtedy wyrzuci Caro raz na zawsze ze swojego życia. I mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości wytłumaczą sobie wszystko z Ingą... Nie mogę patrzeć na nich... takich cierpiących. :(
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! ♥
Buziaki :*
PS. Bardzo cieszę się, że udało Ci się być na treningu Ani. :) Po Twojej relacji widać, że długo na to czekałaś. :)