sobota, 23 kwietnia 2016

Pięćdziesiąt cztery.




Obudziłam się nad ranem. Słońce już zdążyło wstać i zaczęło jasno świecić. 
Pokój nie dość, że był jasny to idealnie nasłoneczniony. Nie da się wstać naburmuszonym o poranku przy takiej pogodzie. Rozejrzałam się dookoła. No tak. Siedziałam na łóżku we wczorajszych ubraniach. Pewnie nie miałam żadnych swoich rzeczy… Może pożyczyłabym coś od Agaty. Wstałam z łóżka i je od razu pościeliłam. Wyszłam boso na korytarz. Kiedy zamykałam drzwi zobaczyłam akurat Agatę, która wychodziła z sąsiedniego pokoju.

-Hej.-szepnęłam od razu zwracając na siebie uwagę blondynki. Uśmiechnęła się, podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
-Jak się cieszę, że u nas jesteś!-oderwała się ode mnie ukazując zęby w naprawdę szerokim uśmiechu. Żadnego współczucia, pytanie o Marco jedynie uśmiech. To lubię.
-Nie będzie ci przeszkadzać, że chwilę posiedzę?
-Skąd! Oliwka też jest cała w skowronkach. Właśnie się przebiera.
-A propo… Masz może pożyczyć jakieś ciuchy na przebranie?
-Kuba zapomniał wnieść twojej walizki. Chłopaki jako tako cię podobno spakowali, jak coś oczywiście moja szafa stoi otworem, ja i tak muszę nosić trochę większe rozmiary.
-Nie będzie trzeba, ale dziękuję. Wiesz gdzie jest ta moja walizka?
-Wiesz co, w salonie. Jak zejdziesz w dół… to sobie poradzisz.
-Jasne, dzięki.
-Tylko jej nie wnoś sama. Weź tylko rzeczy, Kuba ci ją przyniesie.
-Dam sobie…
-Nie denerwuj kobiety w ciąży. Kuba ci ją przyniesie.
-Dobrze Agatko. Kuba mi przyniesie.-odpowiedziałam przesłodzonym głosem śmiejąc się. 
Zeszłam po schodach wprost do salonu, gdzie czekała już na mnie moja walizka. Otworzyłam ją i wybrałam jakieś rzeczy na dzisiaj. Przemknęłam do łazienki, zmyłam wczorajszy makijaż, wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w świeże ubrania. Związałam włosy w kitkę i wyszłam z łazienki. Poczułam zapach jajecznicy prosto z kuchni. Mój żołądek fiknął koziołka czując taki zapach. Przez tydzień prawie nic nie jadłam. Zbiegłam po schodach i poszłam do kuchni uśmiechając się do Agaty, która stała przy patelni przygotowując posiłek.

Wchodząc do kuchni zwróciłam uwagę małej Błaszczykowskiej, która zauważając mnie wstała z krzesła i podbiegła krzycząc radośnie moje imię.

-Cześć skarbie. –przywitałam się z małą całując ją w głowę –Ależ ty urosłaś. Dawno cię nie widziałam.
-A teraz mamy duuużo czasu! Pobawimy się po śniadaniu. Tata kupił mi domek dla lalek!-żywo gestykulowała mając przy tym błyszczące radosne oczka. Uwielbiałam to dziecko.
-Najpierw ma być pięknie zjedzone śniadanie. I tyczy to się wszystkich pań!-oznajmił wchodząc z uśmiechem do kuchni Kuba. Mrugnęłam do niego z uśmiechem. Odpowiedział mi tym samym po czym wziął na ręce małą i podszedł ucałować Agatę przy okazji gładząc dłonią jej zaokrąglony brzuszek.
Uśmiechnęłam się na widok takiego szczęśliwego obrazka. Zabolało mnie jednak to, że ja nie będę mogła nigdy przeżyć czegoś takiego.
-W porządku?-zapytał Kuba materializując się nie wiadomo skąd koło mnie.
-Tak. Kuba?
-Hmm?
-Będziesz miał czas pogadać chwilę wieczorem?
-No oczywiście. Najpierw mamy jeszcze do zaliczenia rozmowę o głupotach.
-Możemy zaplanować na popołudnie.
-Zapiszę sobie w terminarzu.-odpowiedział z udawaną powagą, a po chwili całą kuchnię wypełniły nasze śmiechy.




Po śniadaniu Oliwia zarządziła, że wszyscy zagramy w chińczyka. Kuba stwierdził pewnie, że wygrana należy do niego jednak nie udało mu się pokonać własnego dziecka. Kostka do gry czasem była złośliwa.
Żeby jakoś się odwdzięczyć postanowiłam zrobić na obiad pierogi ruskie, co spotkało się z wielką radochą domowników.
Chyba ta rozmowa z Kubą naprawdę dużo mi dała. Czy kiedykolwiek rozmowa z Kubą nie wyszła mi na dobre? Chyba jest takim moim aniołem, który stanął na mojej drodze i mnie strzeże, pociesza. Wiem, że zawsze i o każdej porze mogę na niego liczyć.  Chyba zaczęłam wychodzić na prostą a zmiana otoczenia na jakiś czas wyjdzie mi na dobre.
-Kuba, wzięliście może mój telefon? Chciałabym zadzwonić do taty. Powinnam go przeprosić i uspokoić…
-Spokojnie, dzwoniłem jeszcze do niego w nocy po naszej rozmowie. Nie pytaj, obiecałem. Nie wzięliśmy twojej komórki, zdecydowaliśmy, że powinnaś się odciąć, uspokoić .
-A Mario…
-Wszystko jest w porządku. Nie musisz się o nic martwić. Jak chcesz zadzwonić do taty to dam ci mój telefon, poczekaj chwilę. –wstał z kanapy i pobiegł na górę. Po chwili przyniósł swój telefon, odblokował go i mi podał.
-Zaraz do was wrócę.-wstałam z kanapy i uśmiechnęłam się do Oliwki i Agaty trzymającej ją na kolanach.
Weszłam schodami do góry i jakimś cudem trafiłam do chwilowo mojego pokoju. Usiadłam na łóżko, wybrałam kontakt pod nazwą „trener” i kliknęłam połączenie. Kilka sygnałów później usłyszałam głos taty.


-Halo, Kuba, coś się dzieje?
-Hej…tato. To ja, Inga.-powiedziałam ciężko. Było mi tak strasznie wstyd. Cholera.
-Dobrze cię słyszeć. Jak się czujesz?
-Przepraszam tato, tak strasznie mi wstyd. Sprawiam ci same problemy. Twoje życie się przeze mnie zmieniło. I chyba na gorsze. Niepotrzebnie wlazłam ci z butami w życie, niepotrzebnie.
-Ingo Elizabeth Klopp. Proszę mi nie pierniczyć takich głupot, dobrze? powiedział wolno i wyraźnie ze swoim znanym stoickim spokojem.
-Jakie głupoty…
-Takie jak przed chwilą mówiłaś. Kocham cię dziecko, całym sercem. Jesteś najlepszym czym mi się w życiu spotkało razem z twoim bratem. Jesteście dla mnie najważniejsi, oboje. Każdy ma gorszy okres w życiu, każdy ma swoje problemy ale po to jest rodzina, powinniśmy się wspierać, zawsze. W gorszych i lepszych momentach. Chciałem, żebyś została w domu ale Kuba i Mario mieli rację. Powinnaś choć na jakiś czas zmienić otoczenie i oderwać się od świata, żeby znowu pewnie do niego wkroczyć i być znowu tą pełną energii z szerokim uśmiechem, beztroską Ingą, która wskoczyła na Lewego na Idunie nie przejmując się nikim innym.
-Dziękuję. –szepnęłam ocierając łzę –Dziękuję tato.
-Nie płacz dziecko. Wierzę w ciebie. Wierzę w tą Ingę, która biega w szpilkach i ma ochotę sprać nosa Götzemu a zwłaszcza temu swojemu byłemu profesorowi. Która zaraża śmiechem. Pamiętasz ją jeszcze?
-Tak.
-Ja mam cały czas ją przed oczami i wiem, że niedługo cię taką zobaczę. Zabiorę cię na trening i będziesz go razem ze mną prowadzić i wydzierać się na wszystkich. Co ty na to?
-Jestem na tak. –zaśmiałam się i położyłam na łóżku.
-Chyba słyszałem śmiech, hmm?
-Możliwe.
-Uda ci się, słońce.
-Możliwe! Nawet się cieszę, że tu jestem. Fajna taka zmiana. Na chwilę oczywiście. Nie, żeby coś nie pasowało mi u ciebie..
-U nas.-poprawił
-U nas. Opiekuj się Kloppsikiem.
-Zapomnij. Dam mu co najwyżej jeść. Wrócisz to się poprzytulacie.
-Może też powinieneś zostać z nim sam na sam i poprawić swoje relacje, hmm?
-Jak już mówiłem, zapomnij.
-Oczywiście.
-Odpoczywaj i baw się dobrze.
-Nie jesteś na mnie zły?
-Nie, słońce. Wierzę, że to się nie powtórzy już nigdy. Nie chcę przez to drugi raz przechodzić.
-Obiecuję. Kocham cię bardzo.
-Ja ciebie też. Jesteś moją wspaniałą, zdolną, dzielną i mądrą dziewczynką.
-Cieszę się, że we mnie wierzysz.
-Zawsze będę. Emma szczeka. Albo cię pozdrawia albo chce iść na spacer.
-Zajmij się nią i też odpoczywaj. Masz wakacje od córki.
-I muszę sobie sam gotować, też mi wakacje.
-Ogarnę się szybko i wrócę.
-Nie spiesz się. Możesz tam spędzić tyle czasu ile tylko potrzebujesz.
-Dobrze. Do zobaczenia wtedy.
-Do zobaczenia. Pa.

Po tej rozmowie zdecydowanie mi ulżyło. Z uśmiechem podniosłam się z łózka i zbiegłam po schodach do salonu, gdzie Kuba właśnie włączał jakąś płytę w DVD.
-Ciocia! Obejrzysz z nami Małą Syrenkę?
-Pewnie, że tak!-odpowiedziałam i usiadłam na kanapie koło Oliwki.
-Rozmowa w porządku?
-Tak. Dziękuję. –odpowiedziałam oddając blondynowi telefon
-Przyniosę jeszcze żelki i do was dołączam.
-A mamy o smaku coli?-zawołała za mężem Agata
-Zachcianki?
-Oj tak… Wczoraj mnie tak na pizzę naszło. Ja nie wiem jak po tej ciąży schudnę.
-Będziemy może razem ćwiczyć. I ja będę miała większą motywację do ruszenia tyłka z kanapy.
-Problem z głowy. Kochanie! Mamy lody?
-Już niosę.
-W pucharku z galaretką i posypką. Dla Ingi też zrób. I z bitą śmietaną.
-Nie trzeba, Agatka.
-Będziemy się razem tuczyć, żeby potem razem spalać.
-No dobra. Kuba, pomóc ci?
-Co ty. Muszę się przyzwyczajać. Będzie coraz gorzej.
-Jak wolisz.
-Cicho już. Zaczyna się. –upomniała nas mała Błaszczykowska. Kilka chwil później dołączył do nas Kuba podając mi i Agacie desery po czym usiadł koło kobiety przytulając ją do siebie.




***



-Rozwiodą się.-stwierdził z przekąsem Kuba kiedy zaczęły lecieć napisy końcowe.
-Proszę cię. To prawdziwa miłość.-oburzyłam się zakładając ręce.
-Nie łatwo się tak przerzucić z glonów na żarcie w zamku. Jej ojciec był słaby.
-Nie był słaby! Martwił się o nią.
-Pfff… Martwił. Poza tym. Co za prawdziwy mężczyzna zakochałby się w byle syrence? Jaki facet zakochałby się w rybie.
-Jesteś czasem głupi.
-Tata nie jest głupi, tata czasami nie myśli. –wytłumaczyła Oliwia.
-Idealnie powiedziane.
-Ona bardziej kochała tego całego Sebastiana i tego tam Nemo.
-Florka.
-Wkurzasz, Błaszczykowski. –wstałam z kanapy i poszłam nalać sobie do kuchni wody.
Kiedy wypiłam całą szklankę do dna, do kuchni wszedł Kuba i wyciągnął do mnie rękę. Nic zbytnio nie rozumiejąc ujęłam ją.
-Gratuluję. Bezsensowna rozmowa zaliczona.
-Ona nie była bezsensowna! Nie rozumiesz tego filmu.
-Obejrzę jeszcze raz.
-No ja myślę.
-No. To teraz lecę na trening a potem jak wrócę to sobie zarezerwuj…nockę.
-Ohoho, no już.
-Ja ci dam nockę, ty blondasie mój. –bezceremonialnie klepnęła go w tyłek Agata a po chwili czule pocałowała.
-Fuuu…-zaśmiałam się odkładając szklankę.
-Zbrzydło jej już, widzisz?-zaśmiała się blondynka opierając głowę o klatkę piersiową swojego męża.
-Pójdę do siebie.-oznajmiłam powstrzymując łzy i z lekko wymuszonym uśmiechem poszłam do pokoju. Za sobą jeszcze usłyszałam cichy szept Agaty, Kuba jednak jej odpowiedział, żeby została. Pewnie chciała za mną iść. Ale chyba potrzebowałam zostać sama.






/Marco/


-Słuchaj, Marco. Nie chcę naciskać, ale co się z tobą i Ingą? Ostatnio widziałem was na okładce jak się całujecie w parku ale na treningach jest z tobą coraz gorzej o ile na nich jesteś. Nie chcę być wścibski…

Moritz stanął przede mną opierając się o stół kiedy wiązałem sznurówki moich korków. Kiedy tylko podniosłem głowę zauważyłem, że ciekawskie spojrzenia wszystkich z drużyny skierowane są właśnie na mnie. Omiotłem ich wszystkich spojrzeniem. Wyglądało na to, że i cała reszta przyłączyła się do pytania.

-Nie jesteśmy już razem. Proszę, nie pytajcie. Kiedy indziej. –odpowiedziałem wkładając moje rzeczy do szafki. Strasznie ciężko było mi wymówić te słowa. Nie jesteśmy razem.
Zamknąłem szafkę i wyszedłem z szatni kierując się prosto na boisko. Widząc tam trenera z Watzke postanowiłem usiąść z boku na krzesłach rezerwowych.

Kiedy zeszli się wszyscy Klopp zaczął trening. Dzisiaj chyba zamierzał zostać.
Ze wszystkich treningów w życiu, ten niewątpliwie był najgorszy. Trudnością było nawet same odebranie piłki. Nie, nie dlatego, że dobrze odzyskiwali piłkę. Dlatego, że przelatywała mi między nogami. Kiedy nie stałem w miejscu i nie obserwowałem biegu gry czasami udało mi się podbiec do piłki. Mario, który z resztą nie odezwał się dzisiaj do mnie ani słowem, zawsze mi tę piłkę odbierał. No dzięki.

Najczęstszym co powtarzało się kilkanaście razy z ust Kloppa było właśnie „Reus”. Czasami też występowało z dodatkowymi wyrazami typu „cholera jasna” czy „kurde, rusz tą dupę”.
Po prawie trzygodzinnym treningu wszyscy zebraliśmy się koło ławki rezerwowej. Trener miał podać skład na najbliższy, pierwszy mecz Bundesligi.

-No dobrze. Krótko, zwięźle i na temat. Przepraszam, jak pojadę po nazwiskach ale jestem strasznie zmęczony. Gonzalo, Auba, Miki, Mario, Sahin, Burki, Kuba, Piszczu, Hummels, Gündogan. Ławka Neven, Durm, Leitner, Ramos, Roman. Dziękuję, to na tyle. Odpocznijcie przed jutrem. –powiedział kończąc. Kiedy już podnosiłem się z fotela usłyszałem swoje imię. Odwróciłem się do trenera i odeszliśmy dwa kroki dalej.

-Mam nadzieję, że wiesz, czemu nie zostałeś powołany. Nie komentuję tego co było dzisiaj, bo nie mam jakimi słowami. Obiecałeś, że się postarasz.
-Na boisku byłoby inaczej.
-Pewnie. Jakbyś nie zszedł po trzeciej minucie z kontuzją to bym się zdziwił. Nie będę ryzykował. Musisz wrócić do formy i dawać z siebie wszystko na treningach. Jak tylko zobaczę, że jest lepiej będziesz w składzie. Wiem, że masz dużo problemów, nie daj się zwariować i skup się też na sobie.
-W porządku. Dzięki.-westchnąłem i skierowałem się ku szatniom, jednak jeszcze zanim się tam znalazłem natrafiłem na idącego na końcu grupy Mario.


-Cześć.
-Hej. W porządku u ciebie?
-Bardzo. Nie jestem nawet na pieprzonej ławce.
-Tak bywa.-stwierdził wzruszając ramionami
-Łatwo ci mówić.
-Kurde, Marco! W dupie mam twoje użalanie się nad sobą. Mażesz się jak dziecko. Takie bywa życie, inni mają większe problemy! –krzyknął a po chwili wszedł do szatni zamykając tuż przede mną drzwi z ogromnym hukiem. Temu co się stało?

Wziąłem swoje rzeczy na przebranie i ręcznik po czym skierowałem się pod prysznic.
Kiedy spakowałem już torbę z rzeczami wyszedłem z szatni rzucając krótkim „cześć”. Pod szatnią zastałem rozmawiających Kubę i Mario. Gdyby nie wychodzący Auba, który objął mnie mówiąc „cześć Marco” nawet by się nie zorientowali.

-Mario, możemy pogadać?
-Tak. Kuba, dzięki jeszcze raz. To co robisz…
-Wiesz dobrze, że nie mógłbym inaczej. Zbieram się. Do zobaczenia. Jak coś to napiszę.
-Jasne, dzięki, cześć.-westchnął smutno i przytulił Polaka żegnając się.


Zeszliśmy na ubocze, gdzie żaden z wychodzących zawodników nas nie zaczepi.
-Co się dzieje Mario?
-Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Po prostu nie udało mi się porozmawiać przed treningiem z Kubą i byłem zły.
-A co się stało? Coś z Kubą?
-Z Ingą.-powiedział ciężko wzdychając. Inga?
-Co z nią? Jest chora?
-Nie… Nie wiem czy ci mówić, zwłaszcza..Masz swoje problemy na głowie.
-Przestań owijać w bawełnę. Kocham Ingę, to nigdy się nie zmieni i była i jest dla mnie najważniejsza.
-Tylko się nie bój ani nie denerwuj.
-Postaram się, więc?
-Inga… Chciała popełnić samobójstwo… Ale tego nie zrobiła.-dodał szybko widząc moją minę
-Kuba do niej jeździ?
-Ona mieszka u Kuby…


Ruszyłem biegiem przez korytarz na parking, gdzie widząc jadący samochód Błaszczykowskiego prawie się pod niego rzuciłem. Zahamował z piskiem opon, wyłączył silnik i wysiadł lekko zdenerwowany.
-Kurde, Marco, co ty odchrzaniasz! Mogłeś się zabić!
-Mario mi powiedział o Indze. Co z nią, jak ona się czuje?
-To powód, żeby wbiegać pod koła?
-Kuba, wiem, że mnie pewnie nienawidzisz. Sam siebie nienawidzę za to, co teraz Ona musi przeze mnie przechodzić.
-Marco… Chodź, wsiądziemy do samochodu. Pojedziemy gdzieś, pogadamy. Potem cię tu odwiozę, żebyś miał swoje auto.
-Dzięki.





/Inga/

Kiedy wyszłam od siebie zauważyłam Agatę śpiącą u siebie w sypialni. Było już dość późno, więc poszłam do kuchni zrobić kolację. Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki z lodówki i zaczęłam przygotowywać leczo z ryżem. Wstawiłam mięso, przygotowałam sos i wrzuciłam warzywa do garnka na parze. Nie wiem czemu, ale nagle na myśl mi przyszło znów dziecko Marco i Caroline. W jednej sekundzie zrobiło mi się słabo i zagotowała się we mnie złość. Wszystko na raz.

-Ciociu! Słyszysz mnie?-wyrwał mnie z myśli głos małej blondyneczki. Czy gdyby Marco miał córkę też by miała właśnie blond włosy?
-Co?
-Pobawisz się ze mną?-zapytała kierując na mnie swoje ciekawe niebieskie oczka, po tacie z resztą.
-Nie mam teraz czasu.
-Ale obiecałaś się ze mną pobawić.
-Oliwia, idź proszę do swojego pokoju i nie przeszkadzaj mi. Robię kolację.-powiedziałam chyba zbyt ostro niż chciałam. Widząc jak dziewczynka wycofuje się ze smutno spuszczoną głową zebrały mi się łzy pod powiekami.
-Oliwka…
-Tak, ciociu, pójdę do siebie.-powiedziała cichutko. Jestem okropna. Podbiegłam szybko do niej i uklęknęłam na kolanach. Czułam ciepłe łzy spływające po moich policzkach.
-Przepraszam kochanie. Nie chciałam na ciebie podnieść głosu. Tak bardzo cię przepraszam.-przytuliłam ją mocno do siebie opierając głowę na jej małym ramionku. Poczułam jak jej małe rączki oplatają moją szyję. Chyba poczułam rozchodzące się ciepło w moim cholernym, zatwardziałym i przeklęcie zranionym sercu.
-Nie gniewam się, ciociu. Tatuś mi mówił, że jesteś teraz bardzo smutna. Ja nie chcę, żebyś była smutna. Kocham cię.-wyznała i pocałowała mnie w policzek. Ja głupia musiałam rozryczeć się na dobre.
-Też cię kocham, kochanie. Nie chciałam. Przepraszam. Pobawimy się kiedy indziej?
-Dobrze. Jutro po śniadaniu?
-Jutro po śniadaniu.-odpowiedziałam wycierając niezdarnie łzy.
-A kiedy będzie kolacja?
-Za piętnaście minut. Zostawimy też trochę mamie, jak się obudzi to zje.
-To fajnie. Pójdę złożyć domek dla lalek. Jutro się nim pobawimy. Ten, co tata kupił. Jest taki duuuży. I piękny!-mówiła z błyskiem w oku blondyneczka. Uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam w główkę. Takie dziecko to skarb. 
Dziecko. Reus. Caro. Kiedyś się tego pozbędę? 
Oliwka pobiegła radośnie po schodach na górę do swojego pokoju zostawiając mnie jeszcze na wpół wzruszoną. Wstałam z podłogi i oparłam się o poręcz. Wzięłam głęboki oddech i w momencie kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam opierającego się o futrynę Kubę.

-..Ym.. Hej.
-Cześć, cześć. To jak z tą kolacją? Padam z głodu.
-Przepraszam Kuba za tą sytuację. Ja nie chciałam.
-Wiem. Oliwka też wie, to najważniejsze. Nic się nie stało. Wiem, że tobie też nie jest łatwo. Ale no nie płacz już!-zaśmiał się i podszedł mnie przytulić. –A teraz już do kuchni, bo się mi kolacja spali.
-Tobie? A to ty nie jesz na mieście po treningach?
-No bardzo śmieszne. Idź już. Masz tak w ogóle uściski i całusy od twojego taty.
-Martwi się?
-Oczywiście, że tak. Pogadamy wieczorem. Jak z resztą ustalaliśmy.
-Okej. Kurczę, zaraz się mi mięso przypali!


Po kolacji zjedzonej ze smakiem Agata poszła usypiać Oliwkę. Ja sama poszłam wziąć kąpiel i umyć włosy. Przebrałam się w dwuczęściową piżamę i poszłam do swojego pokoju. Zaczęłam szukać swojego telefonu ale doszło do mnie, że go nie mam ze sobą. Powinnam sobie pożyczyć od Agaty jakąś ciekawą książkę. Albo zacząć przygotowywać się do studiów. Kiedy usiadłam na łóżku w pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Pewnie Kuba.
Tak jak myślałam. Blondyn zawitał z lekko wilgotnych włosach, spodniach dresowych od piżamy i luźnym t-shircie.
-Rozmowy w toku?-zaśmiałam się i przesunęłam się kawałek robiąc dla niego miejsce.


Rozmowa zajęła nam prawie trzy godziny. Nie było jakoś niezręcznie. Wręcz przeciwnie. Kleiła się i gładko przechodziliśmy z tematu na temat. Kiedy mieliśmy już kończyć pomyślałam, że powinnam się przełamać i zadać nurtujące mnie ostatnio pytanie.

-Kuba…
-Tak?-zapytał ziewając i rozciągając się.
-Chciałabym cię zapytać…
-Taaak?-zaśmiał się lekko zaciekawiony.
-Wiesz może co u Marco?-zapytałam na jednym wydechu. Kuba spojrzał się na mnie zaskoczony. Spuściłam głowę zainteresowana nagle własnymi paznokciami.

-Hej, to nic złego, że pytasz. –objął mnie z troską ramieniem
-Martwię się o niego. Kocham i jednocześnie nienawidzę. Z jednej strony jestem wściekła za zakład, za zdradę… Mario mi mówił, że się załamał po tym jak dowiedział się o dziecku… A ja wtedy byłam gotowa pójść do niego, pocieszyć i tak po prostu przytulić. Tak bardzo mi na nim zależy.
-Rozmawialiśmy dzisiaj godzinę po treningu…
-Powinieneś brać kasę za godzinę terapii. Jedyna skuteczna.
-Nie jestem psychologiem, ty może będziesz jak się weźmiesz za swoją magisterkę. Podobno miałaś ją przeczytać i poprawić coś ewentualnie. Nie myśl, że nie wiem. Czeka na ciebie w szufladzie komody. Gabinet jako taki masz do dyspozycji.-uśmiechnął się szeroko mrugając na koniec do mnie okiem. –Wracając, bo nie chcę, żeby ci ciśnienie skoczyło. Mario mu powiedział wiesz o czym. Wybiegł za mną i rzucił się pod koła samochodu, żeby się dowiedzieć jak się czujesz. –Martwi się. Cholera. Czy on coś do mnie jeszcze czuje? –Powiedziałem mu, że jest coraz lepiej. Zgodnie z prawdą. Oczywiście nic o czym rozmawiałem z tobą nie wypłynęło, zostaje między nami.
-Niech zgadnę, nie możesz powiedzieć tego o czym rozmawiałeś z Marco, prawda?
-Mogę ci powiedzieć, że jest cały czas załamany sytuacją z Caroline. Według mnie cały czas go to przerasta. Ma swoją rodzinę… Chyba powoli też na nowo znajduje nić porozumienia z Mario.
-Naprawdę?-ucieszyłam się. Wiedziałam, że ta dwójka musi przetrwać wszystko.
-Potrzebują trochę czasu oboje i będą na siebie skakać jak dzieciaki tak, jak było kiedyś. Caroline jeszcze mieszka u niego więc to nie ułatwia…
-Czemu u niego mieszka?
-Znasz w sporej części Marco…
-Chcesz powiedzieć, że nie tak jak ty. Wiesz przecież więcej ode mnie.
-Daj mu czas. Wam czas. On też musi sobie poradzić z tą kobietą. Czy to będzie jego dziecko czy nie, Caro jest w ciąży. Właściciel mieszkania, które wynajmowała ją wyrzucił…
-Kłamie!
-Nie udowodnisz, Inga. Marco ma po prostu dobre serce, że się nad nią lituje. Sam mówi, że po urodzeniu dziecka od razu zrobi testy.
-Mówił coś o nas? W sensie… Czy…Ten zakład. Czy cały czas byłam mu obojętna? Czy cokolwiek coś do mnie czuł?
-Inga…
-Nie możesz.
-Tak. Marco chce, żeby ta rozmowa należała do was. Ze mną też nie zagłębiał się w szczegóły, bo to jest spawa należąca tak tylko do waszej prywatności.
-Ja ci powiedziałam… To źle?
-Nie. Nie rozmawialiśmy o takich rzeczach, jakich on także nie poruszał. I tak zostanie.
-Chce pilnie porozmawiać?
-Chce przede wszystkim, żebyś doszła do siebie. On też musi sobie wszystko ułożyć.
-Będziesz miał drugie dziecko, masz żonę, najwspanialszą córkę pod słońcem… I pomagasz nam. Nie rozumiem tego, Kuba.
-Wiesz, że nie jestem wylewny z uczuciami… Jesteś dla mnie ważna. Jesteś wspaniałą, młodą kobietą, która wiele przeszła. Rozumiem cię jak nikt inny… To, że ze sobą zawsze tak otwarcie rozmawiamy… Chyba stworzyło między nami jakąś specjalną relację, więź. Wiesz co mam na myśli.
-Wiem. Ufam ci. Wiem, że mogę zwrócić się do ciebie zawsze o pomoc… Ciebie też zapewniałam, że możesz liczyć na moją pomoc, rozmowę ale…wolisz radzić sobie z problemami sam. Jak ja mam ci się odwdzięczyć?
-Od kiedy człowiek ma się odwdzięczać za miłość? Ona po prostu jest. Dobranoc.-pocałował mnie w czoło i zszedł z łóżka pozostawiając mnie w lekkim szoku. Kiedy był już przy drzwiach otrząsnęłam się i zapytałam.

-Kuba, mam nadzieję, że nie wyznałeś mi właśnie miłości jak Götze…
-Götze wyznał ci miłość?
-Jest już okej, nie muszę rozmawiać na ten temat jako terapii u doktora habilitowanego Błaszczykowskiego.
-Nie, nie wyznałem.-prychnął ze śmiechem pod nosem –Jesteś jakimś członkiem mojej rodziny, dla którego nie wymyślono nazwy. Moja córka cię kocha, Agata…Chyba mogę tak nazwać, że jesteś w naszej rodzinie, o ile Klopp się zgodzi. Götze wyznał ci miłośc? A to dobre…
-Idź już, idź. Dobranoc.
-Wiesz, chyba to ja pierwszy raz będę chciał z tobą porozmawiać.
-Cwany lis.
-Przed meczem koniecznie. Jak nie przed meczem to się będę z Götzego śmiał. Pączuś wyznał…
-Braterską! Idź już. Też cię kocham, buziaczki, dobranoc.
-Branoc!







~~~
Zdążyłam! Bałam się, że nie zdążę na czas ALBOWIEM byłam na PRZECUDOWNYM treningu ANI LEWANDOWSKIEJ. Ogromna energia, motywacja ta cała atmosfera...czułam się jak w raju. Uśmiech mi nie schodził z twarzy, nawet kilka razy udało mi się złapać "kontakt wzrokowy" z Anią. <3 Aby nie było wątpliwości-uśmiech był cały czas-świadczyło o tym między innymi to, że jak tylko podeszłam do zdjęcia i jak zobaczyła mnie Ania to powiedziała od razu "Ooo, jest nasza śmiechotka" :))Nie rozumiem ludzi, którzy mówią, że jest sztuczna, nienaturalna. Jest tak otwartą, energiczną i optymistyczną osobą, jakiej świat nie widział, Jeśli będziecie miały okazję wpaść na jej event to nawet się nie zastanawiajcie. Jest wycisk-niewątpliwie-ale na treningu była pani co miała 65 lat..można? Można! Załapałam się na wykład...Chcę jeszcze! Wykładu, treningu..wszystkiego..kolejny taki event pewnie dopiero za rok.ale warto czekać<3 Zumba z Katriną (potem mnie przytuliła^^) czad..Nie do odpisania. Naprawdę. 

A teraz krótko o rozdziale-flaki z olejem-ale się ruszy!
Mogą być błędy, nie do końca sprawdziłam całość-jeśli są-przepraszam.
3 minuty po 16 więc już więcej nie piszę tylko wrzucam(i idę jeść bo jestem głodna jak wilk!)
Do następnego kochane!
Ściskam moocno!<3

7 komentarzy:

  1. Ups! Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że wracam i od razu będę pierwsza! :p
    No cóż, mam dziś dobry humor, Inga też miała w miarę dobry, a rozdział sam w sobie jak zawsze - nic dodać, nic ująć :)
    Odnosząc się do poszczególnych fragmentów, muszę oczywiście zacząć od jednego... "-U nas. Opiekuj się Kloppsikiem.
    -Zapomnij. Dam mu co najwyżej jeść. Wrócisz to się poprzytulacie." ---> wiesz, co mam przed oczami, kiedy to czytam xD Kloppsik gra tak niewielką rolę w tym opowiadaniu, ale jest po prostu jego niekwestionowanym bohaterem! :D
    Dalej, Inga, Reus... Widać, że to rozstanie zniszczyło ich obojga. I że oboje mimo wszystko nadal się kochają. Podziwiam tatę Kloppa, że potrafi obiektywnie, ze spokojem podejść do sprawy, że nie obwinia Marco... Ma facet nerwy ze stali. Z drugiej jednak strony, Woody naprawdę zawinił i dobrze, że chociaż ma tego świadomość. Być może kiedyś Inga mu wybaczy... Bo choć nie może na niego patrzeć, widać, że nie może też bez niego żyć.
    Kuba i jego rodzina - chciałabym mieć takiego przyjaciela! :D Nie trzeba wiedzieć, co przeżył, żeby zauważyć, że doskonale rozumie się z Ingą, a ona faktycznie potrzebuje kogoś takiego, komu może zaufać po tym, jak zawiodła się na własnym chłopaku. No i Oliwka... Cudne dziecko *.* Chociaż może niezbyt dobrze wpływa na naszą pannę Klopp... Ale ja też nie wierzę w tą ciążę Caro i w ten jej cyrk. Może Reus założył się o Ingę z kumplami, ale naprawdę ją pokochał, a Carolin wykorzystała świetną okazję, żeby to zniszczyć. Ale mam nadzieję, że się nie uda.
    A co do treningu, to naprawdę nie przepadam za Lewandowską, ale kiedyś zastanawiałam się nad wzięciem udziału w takim evencie... I dzięki Tobie zastanawiam się jeszcze bardziej :D Może się uda, niekoniecznie z nią :p
    Tyle ode mnie, wracam do siebie, żeby wyrobić się na poniedziałek :p Buziakiiii ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja Ci zazdroszczę tego treningu z helthy! :) moim marzeniem jest żebym mogła kiedyś taki zaliczyć. Rozdział cudeńko jak zwykle. Tylko Ja Cię proszę niech sie Kubuś opanuje z tym smianiem z Mario przy Reusie. Sądzę, ze żarty żartami, wszyscy wiemy jak było i jak jest Ale Marco i tak by się To nie spodobało. Boże niech Oni się długo nie kłócą. Nie mogę patrzeć (czytać?) jak cierpią...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko powoli się układa, oby tak dalej, pozdrawiam Pszczółka Emma ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze super. W 100% zgadzam się z twoją opinią na temat Ani to mega pozytywna osoba. Spotkałam się z nią na podpisywaniu książki w Krakowie. Co do rozdziału uwielbiam Kloppsika i trenera ta ich więź jest super. Czekam na kolejny. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hek, hej :*
    Jestem już w końcu :))
    Rozdział cudowny <3 ja Ci dam flaki z olejem ;D
    Bubuś wspaniały człowiek, zawsze to będę powtarzać ❤
    Marco.. ma rację. Oni muszą na ten temat porozmawiać we dwójkę :))
    Piękności ❤
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest wspaniały. Kuba to anioł, serio. Opiekuje się wszystkimi i jest godny zaufania. Szczerze to nie mogę się doczekać spotkania Ingi i Marco. Chciałabym, żeby szczerze ze sobą porozmawiali. :)
    Czekam na next. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem! :)
    W końcu mi się udało. :)
    Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale ostatni miesiąc był okropny. W szkole przycisnęli nas jak jeszcze nigdy... Mam nadzieję, że mi wybaczysz. :* Ponadrabiałam wszystko i bardzo chciałabym być już na bieżąco. :)
    Kochana, ten rozdział jest doskonały! ♥
    Tak mi przykro z powodu naszej Ingi... Ona cierpi. Widzę, że jest jej jednak troszkę lepiej. :) Wydaje mi się, że jest to spora zasługa otoczenia, w którym się znajduje. :) Kuba jest wspaniałym człowiekiem. Mam go za niesamowity autorytet i wiesz... nie miałam z nim nigdy okazji porozmawiać, ale w mojej wyobraźni on jest właśnie takim człowiekiem jak w Twoim opowiadaniu. :') Szczerym, ciepłym i po prostu dobrym. ♥ Myślę, że dzięki niemu Inga ponownie stanie na nogi. :)
    Co do relacji między Ingą a ojcem... Nic się nie zmieniło. Jest tak samo dobrze, jak zawsze. Cieszy mnie to, bo widzę, że bez względu na to, czego nasza bohaterka by nie zrobiła, Klopp zawsze będzie stał za nią murem. ♥
    A Marco? No, pokomplikowało mu się wiele spraw. Został wystawiony na próbę... Okazał się dobrym człowiekiem, bo pomógł Caro, choć de facto wcale nie musiał, bo przecież jeszcze nie jest udowodnione, że jest to jego dziecko, prawda? Mam nadzieję, że to dziecko okaże się być dzieckiem kogoś innego. Wtedy wyrzuci Caro raz na zawsze ze swojego życia. I mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości wytłumaczą sobie wszystko z Ingą... Nie mogę patrzeć na nich... takich cierpiących. :(
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! ♥
    Buziaki :*
    PS. Bardzo cieszę się, że udało Ci się być na treningu Ani. :) Po Twojej relacji widać, że długo na to czekałaś. :)

    OdpowiedzUsuń