Zuzie Lewandowskiej...
zakładam, że jeśli jeszcze kiedyś nie będę miała pomysłu na rozdział
to znowu się o coś z tobą zakładam;))
Kolejny tydzień minął tak szybko, że nawet się nie
obejrzałam. Dzisiaj znowu Borussia grała mecz. Z Agatą stawiałyśmy tym razem na
wygraną, nie głupi, bezbramkowy remis. Kuba znów grał w podstawowym składzie, a
Marco…znów nie grał.
Komentatorzy powiedzieli, że ma kontuzję, lecz mnie coś nie
chciało się w to wierzyć. Musiałam o to zapytać Błaszczykowskiego jak tylko wróci.
Usiadłyśmy z Agatą i Oliwką na kanapie z lodami
truskawkowymi z galaretką. Tak to mecz ja oglądać mogę.
Przez ten cały czas zrobiłam większość zaplanowanej roboty
nad moją pracą magisterską. Naniosłam poprawki,
dopisałam kilka stron a wczoraj oddałam do ponownego druku i oprawienia.
Już w przyszłym tygodniu miał się zacząć rok akademicki. Nie wiem, czy będę
musiała się przeprowadzić do taty, czy zostanę jeszcze u Błaszczykowskich.
Chyba oni byli dla mnie najlepszą „terapią” jak wrócić do świata normalności. A
przynajmniej pomóc uporać się sama ze sobą.
Nie jest tak, że nie tęsknię za tatą. Tęsknię ogromnie.
Tylko dwa razy rozmawialiśmy, a to było zdecydowanie za mało. Ta rozłąka
pokazała też mi jak bardzo jest dla mnie ważny i przez ten niepozornie krótki
czas szalenie za nim tęskniłam. Nie zauważyłam jak mimo mojego krótkiego pobytu
w Dortmundzie bardzo się z sobą zżyliśmy i obdarzyliśmy silnym uczuciem tworząc
początki więzi relacji ojca z córką. Choć wydawało się to z początku tak
odległe okazało się tym, co przyszło samo. I stało się naszą siłą.
-Tata!-krzyknęła radośnie blondyneczka wyrywając mnie z
zamyślenia. Faktycznie, na ekranie telewizora byli pokazywani kolejno wszyscy
piłkarze na stadionie.
-Wygrają. Zobaczycie! –powiedziała kończąc swoją porcję
lodów Agata. –Inga, będziesz jeść?
-Ależ proszę cię bardzo, smacznego.-podałam blondynce moją
miskę z uśmiechem. Kobiecie w ciąży nie odmówisz.
***
Piętnaście minut po meczu pozmywałyśmy z Agatą wszystko co
zostało na stoliku. Dochodziła już dwudziesta, więc Oliwka stała się trochę
śpiąca. Przykryłyśmy ją kocem w salonie. Stwierdziłyśmy obie, że najlepiej
będzie, kiedy Kuba przyjdzie i zaniesie ją do łóżeczka. Agata i tak nie może
dźwigać, a ja sama wolałam nie ryzykować.
Kiedy żona Błaszczykowskiego oznajmiła, że idzie zrobić
kolację wyraźnie akcentując słowo „sama” postanowiłam usiąść grzecznie na
fotelu z książką w ręku w oczekiwaniu na Kubę, który przyczynił się do
dzisiejszej wygrywającej bramki Piszczka.
Zatopiona w lekturze nie usłyszałam nawet, że ktoś wchodzi
do domu. Zorientowałam się dopiero, kiedy Oliwka sennie wymruczała
„Tata”. Kuba podniósł ją z kanapy i zaczął wnosić ją na górę po schodach.
-Mam dla ciebie niespodziankę.-powiedział półszeptem będąc
prawie na górze. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi. Wygrana
Borussii? To jest ta niespodzianka?
Chwilę później moje wątpliwości się rozwiały, kiedy w progu
salonu stanął Łukasz lekko chrząkając, dając jednocześnie znak o swojej
obecności. Od razu na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech i nie czekając
chwili dłużej podbiegłam do Polaka rzucając mu się prosto w ramiona.
-Dusisz młoda!
-Trudno, stary!-zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek na
przywitanie. –Gratuluję brameczki.
-Dziękuję, dziękuję.
-A mnie to już nie przywitasz?-usłyszałam głos…
-Mario!-pisnęłam i mocno go przytuliłam. –Tak bardzo
tęskniłam.
-Ja też, mycho. –nie puszczał mnie z uścisku ale za to
zaczął kołysać nas na boki.
-No ja też cię uwielbiam, ale puuuść.
-Za żadne skarby.
-Chodźcie, zrobiłam pierogi!-zawołała Agata. No to Mario mam
z głowy.
-Z czyyym?-zawołał idąc do kuchni.
-Za żadne skarby, jedynie za pierogi.-podsumowałam śmiejąc
się z Piszczkiem
Pierogi, które przekupiły Mario były naprawdę pysze. Cała
trójka piłkarzy wcinała aż im się uszy trzęsły.
Kochane, że zmęczeni po meczu postanowili do mnie
przyjechać… Może nie przyjechali do mnie tylko na pierogi. Ha.
-Zróbmy sobie polski wieczorek.-wymyślił Łukasz mówiąc
jeszcze z zapchaną buzią.
-Przypominam o obecności Mario.
-Eee tam, Mario, wiesz co to znaczy „rusz dupę”?
-No pewnie. Nawet umiem powiedzieć „Kurde”.
-No to mamy Polaka!-zaklasnął ze śmiechem Błaszczykowski i
poszedł szukać jakiś filmów.
-Posprzątam. –powiedziałam zabierając talerze ze stołu.
Wyniosłam je do kuchni, powkładałam do zmywarki nastawiając
ją na krótki program.
Kiedy tylko weszłam do salonu zastałam uradowanych Kubę i
Łukasza, którzy wkładali właśnie płytkę do wieży. Z radością małych dzieciaków
zwiększyli głośność. Kilka sekund później z głośników popłynęła rytmiczna
melodia. Skądś ją znałam… Niestety.
-Kochanie, to miał być polski wieczór, a nie polska
wieś.-zaśmiała się Agata zakrywając dłońmi twarz.
-Będzie polski przypał. Co ty na to?-zapytał poruszając
brwiami, a kiedy tylko wokalista zaczął śpiewać poderwał ją z kanapy i zaczął
na swój sposób tańczyć.
W jednym momencie Łukasz z Mario się na mnie spojrzeli.
-Zapomnijcie. Ja do Kombii nie tańczę.
-Nie to nie.-skwitował Łukasz i zaczął tańczyć z Mario
przytulańca i zaczął zaciągać razem ze Skawińskim.
-Ze stu snów ten jeden
chcę naprawdę przeżyć. Ze stu twarzy twoją chcę naprawdę mieć!
-Urocze. –zaśmiałam się siadając na kanapie.
-Nasze randez vous,
tylko w wyobraźni, randez vous, moich snów!-zaszczytnie na refren
postanowił dołączyć do niego i sam Kuba, obracając swoją żonę dookoła.
-Eej, a ja rozumiem Randez vous!-pochwalił się Götze. –Co to
w ogóle za zespół?
-Wiesz Mario… -zaczęłam, kiedy usiadł koło mnie na kanapie.
–Jest taki okrutnie przystojny wokalista. Wszystkie laski na niego lecą…
-Mohery tak zwane.-dodał Łukasz na co przewróciłam tylko
oczami próbując się nie roześmiać.
-Mo..co?
-Mohery, Mario.
-Co to?
-Laseczki. A któż by inny. Powinieneś się wystylizować na
Skawę i wszystkie twoje.
-Nie gadaj…
-Mówię ci… Jak tak na ciebie patrzę, to masz coś z niego.
-No jak laseczki, to ja mogę się wystylizować. Co muszę
założyć?
-Zamknij oczy i sobie wyobraź…-zrobiłam lekką przerwę
pozwalając mu to uczynić. Kuba z Łukaszem i Agatą powstrzymywali śmiech… Ledwo
ledwo. –Wyobraź sobie…Miliony piszczących dziewczyn…
-Nie tak szybko Inga, bo się jeszcze nam podnieci!-parsknął
śmiechem Piszczek
-Cicho bądź, nie znasz się. Może ten cały Skawa to będę ja w
przyszłości.
-Będziesz, jestem tego pewna. Musisz mieć czarne okulary…
-Cudownie!-wyszczerzył się nie otwierając nawet oczu
-Nosił super ciuchy…
-Oczywiste.
-Tatuaż…
-Ma tatuaż?
-I to na głowie.
-Kurde. Ale z niego rebel.-pokiwał z uznaniem.
-I musisz być łysy.
-NIE!-krzyknął na pół domu podnosząc się z kanapy. –Tylko
nie moje włosy!-pisnął z przerażeniem
jak mała dziewczynka. Niewiele mu brakowało w tym krzyku do Oliwki. Nikt z nas
już nie mógł wytrzymać i po chwili wszyscy pokładaliśmy się ze śmiechu.
-Ale wiesz Mario. Nic stracone!-ciągnął dalej Piszczu –On
jest gejem, więc wiesz, masz szanse.
-He, he, he. Bardzo śmieszne, ja nie jestem.
-A czemu z Ann zerwaliście?
-Nie układało się po prostu…-odpowiedział mu wzruszając
obojętnie ramionami
-A czemu się nie układało? No? No? Bo wolisz panów.
-Jesteś głupi.
-Ale byście do siebie pasowali… Taki gorący, międzynarodowy
romans. Wielki, cudowny, wspaniały romans stulecia. Romans Wspaniałego
Stulecia. –roześmiał się a po chwili oberwał od Götze poduszką. Odsunęliśmy się
z Agatą i Kubą wiedząc co się zapowiada. Jeden drugiemu oczywiście zaczął
czochrać włosy. Poduszkami. Takie duże dzieci. Cóż więcej powiedzieć.
Kiedy już padło hasło „rozejm” obaj panowie podnieśli się z
podłogi poprawiając swoje fryzury.
-Mario, nie ruszaj się!-krzyknął nagle Kuba, przez co Götze
zastygł w bezruchu. –Patrzcie tak teraz z profilu… Tylko jeszcze wąs… Młody
Krawczyk jak ta lala.
-A idźcie mi wszyscy!-zaprotestował na nasz kolejny wybuch
śmiechu. –Co, kolejny „rebel” z tatuażami?
-Tak, tylko osiem lat starszy.
-Ile ma, czterdziestkę?
-Siedemdziesiątkę.
-Jesteście głupi. –stwierdził siadając z założonymi rękoma
udając obrażonego. –Wszyscy.
-Ty też. –stwierdziłam, kiedy usiadłam koło niego i objęłam
ramieniem.
-W końcu rodzina, nie? Genetyczne!-roześmiał się i zaczął
mnie łaskotać po brzuchu. Gdzie ja żyję?
***
Koło dwudziestej drugiej wymknęłam się z salonu, gdzie
beztrosko wszyscy sobie rozmawiali. Weszłam do pokoju i zabrałam z łóżka
piżamę. Nawet nie wiem, kiedy stałam się tak śpiąca.
Kiedy tylko wyszłam na korytarz zderzyłam się z Mario.
-Chcesz, żebym zawału dostała?
-Nigdy!-uśmiechnął się szeroko podając mi górę od piżamy,
która upadła podczas naszego małego zderzenia.
-Dzięki. Co ty tu właściwie robisz?
-Przyszedłem się pożegnać i podziękować za miły polski
wieczór. Zapamiętam to sobie na długo. Dobrze cię było widzieć, znowu taką
uśmiechniętą. Według mnie jeszcze to nie było sto procent twojego pięknego
śmiechu, ale mam nadzieję, że niedługo będzie taki, jaki wszyscy pamiętają.
-Nie wróci mi ta radość, która była podczas… Kiedy byłam z
Marco. Tylko przy nim…
-Wiem. –szepnął i mocno mnie do siebie przytulił. –Myślisz,
że uda nam się to odzyskać?
-Potrzebuję czasu.
-Masz go ile tylko chcesz. Wiesz, że wszyscy cię kochamy.
-Wiem. I dziękuję wam za to.
-Nie masz za co, młoda. –dołączył do nas Piszczek. –Ja po to
samo co Götze. –wytłumaczył i mocno mnie przytulił.
-Idziemy, Kombii. Daj już Ini spokój. Jeszcze ją nie raz
odwiedzisz.
-No ba. Ja to wiem. To jak, do zobaczyska?
-Pewnie. I dalej wygrywajcie te mecze. Dzisiaj było
cudownie.
-Dzięki, dzięki. –Uśmiechnął się szeroko. –A ty dalej się
tak pięknie uśmiechaj i…no. Oby tak dalej.-prychnął śmiechem i jeszcze raz mnie
przytulił i pocałował w czoło. –Do zobaczenia. Wpadnij do nas na trening.
-Wpadnę. Dziękuję, że przyszliście.
-Czysta przyjemność. Do zobaczenia.
Pożegnałam się z dwójką piłkarzy i poszłam przebrać się do
łazienki.
Wróciłam padnięta do mojego pokoju, przykryłam się kołdrą i zapaliłam nocną
lampkę, żeby mieć chociaż jakieś światło do czytania. Kiedy otworzyłam w
miejscu, gdzie ostatnio skończyłam do pokoju wszedł nawet bez pukania Kuba.
-Co za niespodzianka.-zaśmiałam się pod nosem i odłożyłam
książkę na bok.
-Właśnie miałem mówić to samo. Co za niespodzianka. Jestem z
ciebie dumny. –powiedział z uśmiechem i rzucił się na łóżko tuż koło mnie.
/Marco/
Kolejny dzień. Ten dzień będzie inny. Inny niż wszystkie od
czasu rozstania z Ingą, inny niż te, przed rozstaniem, inny nim zaczęliśmy być
razem.
Obiecałem zarówno sobie jak i Kubie walczyć. Walczyć o
siebie. Jeśli znów uwierzę w siebie, odzyskam formę, wszystko się ułoży. Nie
mogłem teraz zwątpić. Ani w to, że nie jestem ojcem dziecka Caroline, ani w to,
że Inga nadal podziela moje uczucia.
-Marco? A co ty tak wcześnie tu robisz?
-Jem. –odpowiedziałem biorąc kolejny kęs kaszy jaglanej z
przepisu Anki Lewandowskiej.
-Myślałam, że będziesz jeszcze spał. Pamiętasz? Zawsze
spaliśmy do południa.-uśmiechnęła się i przysiadła na boku stołu.
-Przestań proszę, to już przeszłość.
-Nie wydaje mi się. To przyszłość. Marco. Wiesz, że możemy
zacząć wszystko od początku. Zwłaszcza, że... –oplotła dłonią moją szyję i usiadła na moich
kolanach… Nawet w takich drobnych zachowaniach widziałem różnicę między nią a
Ingą, którą musiałem sam ciągnąć na swoje kolana a ona, udając na początku obrażoną posyłała mi szeroki uśmiech i całowała w policzek.
Odłożyłem widelec i zdjąłem blondynkę z kolan.
-Wyjaśnijmy coś sobie, Carolin. Jesteś tu tylko dlatego, że
nie masz mieszkania. Uparłaś się, że nie chcesz, żebym ci kupił nowe. W
porządku, jesteś w ciąży, rozumiem… Ale musisz wiedzieć, że zaraz po urodzeniu
dziecka chcę zrobić testy na ojcostwo.
-Słucham? Nie wierzysz mi?
-Mam wiele powodów, żeby ci nie wierzyć, nie uważasz? Skoro
jesteś tak pewna co stoi na przeszkodzie? –zapytałem odkładając talerz do
zmywarki.
-Nie możesz mnie denerwować. Jeśli tak dalej będzie będziesz
miał własne dziecko na sumieniu.
-Tylko mówię prawdę. Teraz wychodzę.
-Gdzie idziesz? Nie masz przecież treningu.
-Wychodzę. –powtórzyłem zakładając buty i wyszedłem z
mieszkania.
Pojechałem samochodem prosto na Singnal Iduna Park, gdzie
mieliśmy własną siłownię.
Mimo to, że dzisiaj mieliśmy dzień wolny postanowiłem się
wziąć za siebie. Koniec użalania się, koniec smutku…Czas na walkę.
Wziąłem klucz do szatni, poszedłem się przebrać a potem już
prosto na salę treningową.
Po dwóch i pół godziny solidnego treningu stwierdziłem, że
na dzisiaj już więcej już nie dam rady. Wytarłem pot z czoła, a kiedy już
miałem wychodzić w drzwiach stanął trener.
-Marco? Musiałem aż przyjść i zobaczyć jak mi powiedzieli,
że tu jesteś. Miło cię tu widzieć.
-Biorę się za siebie. Nie mogę kopać pod sobą coraz
większego dołu.
-Cieszę się. Ja właśnie też jadę do domu. Papierkowa praca…
A właśnie… Wiem, że to nie jest odpowiedni moment…
-Transfery?
-Tak. Przyszły pierwsze propozycje od Manchesteru, Realu i
Milanu. Podobno ma ciebie w dalszym ciągu na oku Bayern... Nie wątpię, że na
dniach i ich oferta powinna się pojawić. Nie wiem co chcesz zrobić, ale nie
pozwolę ci podjąć decyzji teraz. Może masz już mnie dość, ale nie pozwolę. Będę
walczył z menagerem i nawet dyrektorami sportowymi tych klubów. Musisz sam
dojść do ładu z sobą, a transfery są ostatnią rzeczą, o której musisz myśleć.
Mówię poważnie.
-Wiem. Nie rozumiem jeszcze, czemu masz do mnie tyle
cierpliwości? Powiedziałeś mi kiedyś, że jak ją zranię to po mnie…
-Dotrzymam słowa. Kiedyś tam dotrzymam.
-Dziękuję za wszystko… Wszystko co dla mnie robisz.
-Dowalam ci z ławką rezerwowych a raczej jej brakiem?
-Z wiarą we mnie.
-Największą robotę odwalasz ty sam. I tą najczarniejszą.
Poradzisz sobie.
-A co z Ingą? Lepiej?
-Lepiej. Błaszczykowszcy czynią cuda, Inga podobno zaczyna
się uśmiechać. Wiem, że to może idiotyczne, ale cieszę się jakby Inga była
małym dzieckiem i stawiała pierwsze kroki. Tęsknię za nią, ale ta przerwa
dobrze jej robi. Jest silniejsza niż nam wszystkim to się wydawało.
-Gdybym miał chociaż trochę tego szczęścia co ma ona?
-Pojedź do Götzego, albo zróbcie sobie jakiś męski
wieczór..bez pań oczywiście.
-Może to będzie dobry pomysł.
-Będzie, będzie. Idź pod prysznic bo jesteś cały spocony.
-Tak zrobię. Dzięki za wszystko. I do zobaczenia na
treningu.
-Pewnie. Cześć.
***
-Marco? Cześć, nie mówiłeś, że
będziesz.
-Sorry, jakoś nie pomyślałem
teraz zadzwonić. Nie możesz teraz?
-Dla ciebie zawsze mogę… A jak
nie mogę to przez nogę, i znowu mogę, no nie?
-No tak!-zaśmiałem się i wszedłem
do domu przyjaciela.
-Byłem wczoraj z Piszczem u Ingi.
Naprawdę było fajnie. Porównała mnie do jakiegoś polskiego skwarka…
-Starszego mężczyzny.
-No mówię! A potem jeszcze
mówiła, że byśmy do siebie pasowali, rozumiesz? Rozumiesz?
-Wreszcie. Nawet nie wiesz jak
ogromnie się cieszę. –na mojej twarzy wreszcie pojawił się uśmiech, a z tej
odrobiny szczęścia czułem jak moje serce rośnie. Objąłem go mocno wypuszczając
głośno powietrze.
-Cieszysz się, że jestem gejem?
-Możesz być o ile nie zakochasz
się we mnie. Cieszę się, że z Nią już lepiej.
-No dobra. Jest Felix. Zaraz
mieliśmy oglądać film, chcesz z nami?
-Nie pozbędziesz się mnie tak
szybko, SuperMario.
-Od kiedy tak słodzisz i
szczerzysz się jak mysz do sera?
-Lama, bracie, lama do sera!-krzyknął
z salonu Felix, a po chwili przyszedł do nas się przywitać. Czyżby wszystko
powoli miało wracać na swoje tory?
/Inga/
Dzisiejszy dzień zapowiadał się zupełnie inaczej. Wstałam z
uśmiechem. U-śmie-chem. Czymś, co było niespotykane od kilkunastu dni. Coś się
we mnie zmieniło. Coś zaczęło żyć. Ponownie.
Zbiegłam po schodach i poszłam prosto do kuchni zrobić
śniadanie. Postanowiłam na jajecznicę z paroma dodatkami co akurat mi przyszło
na myśl. Do tego herbatka i tak zaniosłam śniadanie Błaszczykowskim do
sypialni. Postawiłam tackę z jedzeniem na stoliku nocnym i lekko potrząsnęłam
Kubę za ramię. Wymruczał coś niezrozumiałego pod nosem i przewrócił się na
drugi bok.
-Kuubuś…
-Noo?-wychrypiał i lekko otworzył powieki.
-Mogę twój telefon? Chciałabym zadzwonić do Ani.
-Weź sobieee… Nie musiałaś mnie budzić. Hasło dwa tysiące jedenaście. -uśmiechnęłam się tylko. Hasło-rok, w którym urodziła się Oliwka...
-Dzięki. Na przekupkę mam dla ciebie śniadanie.
-Czuję..jajecznicę?
-Yhym.
-Uwielbiam cię!-podskoczył tak, że lekko obudził Agatę
i rzucił się na swój talerz. Ja tylko
wzięłam jego telefon i poszłam do swojego pokoju.
-Inga! Próbowałam się
do ciebie dodzwonić ale odebrał twój tata i powiedział, że mieszkasz chwilowo u
Kuby i nie masz telefonu. Odchodziłam od zmysłów co się stało!
-Nie pomyślałam, żeby do ciebie zadzwonić. Przepraszam.
Zupełnie się załamałam. Nie miałam na
nic ochoty, siły ani chęci. Twoje treningi też zawaliłam.
-No to co, mogę wpaść
do ciebie i zrobimy razem Karate Cardio. Wchodzisz w to?
-No jasne.
-Będę za piętnaście
minut.
-Co?
-Wiadro. Albo mango.
Właśnie jem, też się rymuje. –zaśmiała się –No to za dwadzieścia. Szykuj się na wycisk.
-Może lepiej jak…
-Jak się przebierzesz.
No już, rusz swoje zajebiste dupsko i idź się przebieraj!
-Yes, Sir.
-Kubę też możesz
namówić. Będzie ciekawie.
-Kuba będzie miał sto jeden wymówek, więc może być ciężko.
-Warto próbować. Ja
próbuję już od pół roku. Może tobie się uda.
-W sumie… Chętnie poćwiczę.
-Moja dziewczyna! To
już, raz, raz. Zaraz będę.
-To do zobaczenia!
/Marco/
-Mario…-zacząłem ciężko, kiedy skończyliśmy już oglądać film
i pożegnaliśmy się z Felixem.
-Coś taki już nie w humorze? Film ci się nie podobał?-zapytał
przeżuwając jednocześnie ostatnią porcję popcornu z miski.
-Nawet nie oglądałem. Musiałem coś przemyśleć.
-Coś?
-Tak.
-I podjąłeś decyzję?
-Tak.
-Na temat?
-Chcę odejść z Borussii. To będzie najlepsze wyjście dla nas
wszystkich.
I to był moment, w którym pierwszy raz w życiu mój
przyjaciel zaniemówił.
~~~
Morał-jeśli nie ma się pomysłu na rozdział podejmij wyzwanie głupiego zakładu :D
Dzisiaj weselej-mamy majówkę, słońce świeci..czego chcieć więcej? No i wcześniej (wyjątkowo?..czy wolicie już zawsze o takiej porze?:) )
Udanego odpoczynku!<3
Za tydzień kolejny!:)
Zachęcam do komentowania-to ogromnie motywuje! (a mi coś tej motywacji ostatnio brak..:< )
Zachęcam do komentowania-to ogromnie motywuje! (a mi coś tej motywacji ostatnio brak..:< )
Buziaki:*