sobota, 26 grudnia 2015

Trzydzieści dziewięć.



Kiedy obudziłam się wszyscy w samolocie już spali. Ania z Cathy leżały oparte o swoje ramiona…A ja? Czułam, że zbiera mi się na płacz. Czy to koniec? Byliśmy razem dwa dni i to już koniec? I to z jakiego powodu! Dlatego, że ktoś inny wyznał mi miłość. Ja rozumiem, że można być zazdrosnym, ale czy on mi w ogóle ufa? Za mało razy mówiłam mu, że to jego kocham? Nie wierzy mi? Na czym ma polegać związek jak nie na miłości, wierze i zaufaniu…
Dwie pojedyncze łzy spłynęły po moim policzku. Znowu muszę płakać przez tę cholerną miłość? Nie. Koniec z tym. Nie będę go przepraszać za coś, co nie jest moją winą! To on się obraził i strzela durne fochy zamiast po ludzku porozmawiać. Nie będę jak ta ofiara z podkulonym ogonem przychodzić i wyjaśniać całą sytuację, o nie.
Odblokowałam telefon i zobaczyłam, że mam jedną wiadomość od taty na WhatsAppie.

„Kiedy wracacie?”

Wysłana godzinę temu. Już mi się poplątały te strefy czasowe. Odpiszę, najwyżej jak śpi to odczyta rano. Która jest w ogóle godzina? Czwarta czasu na Borneo… Dużo mi to mówi. Zaraz. Siedem godzin różnicy to z pewnością nie śpi.

„Lecimy właśnie samolotem. Nie wiem od jakiego czasu, bo zaraz po wejściu zasnęłam. Teraz wszyscy śpią, więc nie mam jak zapytać:)”

Chwilkę później przyszła odpowiedź

„Mam po Ciebie przyjechać? Mogę pojechać na lotnisko i sprawdzić o której lądujecie”

„Nie trzeba, zabiorę się z Anią i Robertem;)”

„Twój pokój na Ciebie czeka. Jak dla mnie możesz się wprowadzić jeszcze dziś. Oczywiście wyprzedzając twoje kolejne pytanie, każdy będzie mógł cię odwiedzać, nie będę Cię trzymał jak księżniczkę w zamku smoka..czy jak to tam się mawia Czarodzieja z Dortmundu;)”

A może ten pomysł nie jest taki zły? Muszę na spokojnie przemyśleć kilka kwestii, bez udziału osób trzecich , stronniczych, którzy wróżą mi kłótnie z Marco. Tata mi pewnie też wiele doradzi. Tak, to dobry pomysł.

„Chyba ta wieża jest dobrym rozwiązaniem. Potrzebuję chwili na pomyślenie..bez wszystkich piłkarzy nad głową:)”

„Chcę wiedzieć co się stało?”

Kochany tata… Tego mi właśnie trzeba.

„Jutro będziesz chciał, dobrze?”

„Zapamiętam. To wtedy spakujesz się u Lewego i zadzwoń do mnie to przyjadę. Chyba, że potrzebujesz pomocy przy pakowaniu?”

„Dam sobie radę, Ania i z pewnością pomoże.  W takim razie jesteśmy umówieni. To do zobaczenia!
PS. Jesteś pewien co do mojej wprowadzki?”

„Przyjemność po mojej stronie!;) Bardzo się cieszę, że się zdecydowałaś. Media też się ucieszą, będą mieli o czym się rozpisywać. Nie wiem czy wiesz, ale mamy okładkę.”

„Jak to…Dowiedzieli się? Skąd?”

„Spokojnie. To ja „przeżywam kryzys wieku średniego i zmieniłem żonę na młodą, piękną kochankę i sponsoruję jej tropikalne wakacje.”. Uprzedzam tylko żebyś się nie zdziwiła w kiosku na lotnisku.:) Jak chcesz się dowiedzieć więcej jak „para okazuje sobie czułości i nie może się rozstać na lotnisku” to lekturka czeka w domu:))”

No nieźle. Już bałam się, że informacja tak szybko wyciekła. Pewnie i tak się dowiedzą, ale lepiej w oficjalny sposób od taty, a nie z brukowców i ich „informatorów”

„…Nie wiem czy chcę to czytać.. Nie będziesz miał przez to problemów?”

„Żona może będzie zazdrosna o kochankę i to wszystko:)”

„Musisz jak najszybciej to wyjaśnić nim będzie za późno!:) To ja już się wyłączam i idę jeść!”

„Smacznego i do zobaczenia.”



***



Po godzinie wylądowaliśmy w Dortmundzie. Lot minął nam bez żadnych dodatkowych, niepotrzebnych atrakcji. Po skończeniu pisania z tatą kilka minut później obudziły się dziewczyny i kilkoro chłopaków.
Kiedy odebraliśmy swoje bagaże wszyscy zaczęli się ze sobą żegnać. Podszedł do mnie każdy…poza moim własnym chłopakiem. No bo przecież konsekwentnie trzeba trzymać focha. Na koniec podszedł do mnie Mario i mocno przytulił.

-Tak mi przykro, siostra.
-A co, już nie jestem jego dziewczyną?
-Nie, no jesteś! Tylko widzę jak ci z tym źle. Z nim to samo. Nie wiem o co chodzi, nie powiedział mi.
-Usłyszał kawałek rozmowy i sobie nie wiadomo co sobie dodał. Nawet nie zapytał mnie o to. Ja nie będę do niego biegać i się tłumaczyć nie wiadomo z czego.
-No i prawidłowo! Wszystko się ułoży, zobaczysz
-Mam taką nadzieję.-odpowiedziałam z lekkim uśmiechem

Podeszłam do Ani i Roberta
-Jedziemy?
-Pewnie! Właśnie mieliśmy cię wołać.
-Zawołałam się sama.-zaśmiałam się i poszliśmy do samochodu Lewandowskiego. Do ostatniej chwili myślałam, że wybiegnie za mną Marco. Ale przecież ja nie jestem Kopciuszkiem. Życie to nie bajka. Chyba to powinno stać się moim motto. Nie jest zbyt pesymistyczne?

-Wiecie co?-odezwałam się w końcu podczas jazdy do domu, kiedy Robert zatrzymał się na czerwonym świetle.
-Hmm?-oboje spojrzeli na mnie przez lusterko
-Może powinnam była wam to wcześniej powiedzieć, ale chciałabym przeprowadzić się do taty. Mamy już lipiec, niedługo zaczną się wasze zgrupowania. I tak bym nie mieszkała u was cały czas… A tata mi zaproponował to stwierdziłam, że spędzę z nim trochę więcej czasu. Oczywiście będziemy do siebie przychodzić i…
-Inga.-przerwała mi w niekończącym się wywodzie Ania kładąc dłoń na moje kolano. –Rozumiemy.  Nie obiecujemy jednak, że od nas odpoczniesz.-uśmiechnęła się szeroko
-No ja myślę.-odpowiedziałam z uśmiechem i ulgą jednocześnie.
Jak to się stało, że jak pokłóciłam się z Marco to Ania z Robertem odzyskali swoje pokłady bycia miłym i serdecznym? Ciekawe…
Kiedy weszliśmy do domu od razu postawiłam walizkę, którą miałam w Malezji przed wejściem. 

Poszłam do pokoju i zaczęłam pakować rzeczy razem z Anią w kolejne dwie walizki Lewandowskich, oddam je przy okazji.
Pod koniec pakowania wysłałam sms’a do taty, że jestem już gotowa do mojej wielkiej „wyprowadzki”. Pożegnałam się z Lewandowskimi, choć i tak będziemy od siebie niedaleko będziemy mieszkać to jednak trochę smutno. Obiecałyśmy sobie z Anią, że będziemy się umawiać na babskie wieczory i nocowania, a ja zamówiłam jej catering. Uściskaliśmy się wszyscy i wynieśliśmy walizki przed dom. Akurat wtedy też zajechał samochód taty. Wysiadł z niego z wielkim uśmiechem, a ja nagle sobie uświadomiłam, jak bardzo się za nim stęskniłam. Podbiegłam do niego i przytuliłam się jak taka mała dziewczynka.

-Stęskniłam się, wiesz?-powiedziałam nadal nie puszczając go z uścisku, a on zaczął mną bujać jak do walca, na co oboje się zaśmialiśmy.
-To co mam zabrać?-zapytał, kiedy to ja raczyłam go puścić
-Te walizeczki.-odsłoniłam mu widok
-Tylko?-zmarszczył brwi. –Tak w ogóle, dzień dobry państwu Lewandowskim! –uśmiechnął się szeroko i przywitał z nimi –Kradnę wam współlokatorkę.
-Powodzenia z nią życzymy!-śmiał się Lewy
-Oj, ja ci dam…-pogrodziłam mu palcem
-Oj, ja też.- zawtórował mi tata i znowu wszyscy się roześmialiśmy.  –To jak, serio te trzy walizki?
-Yhym-potwierdziłam –Reszta we Wrocławiu.
-Już się zaczynałem dziwić. Chodź Lewy, zacznij spalać kalorie i zanieś walizki do bagażnika.
-A ty?
-Ja tu jestem trenerem. Mogę cię jedynie zmotywować albo czas policzyć. Co wybierasz?-zapytał utrzymując powagę
-Jesteście tacy sami!-wycelował w nas palcem Robert i pokręcił głową. Zabrał dwie walizki, a tata wyręczył go w ostatniej
-W zamian za moją pomoc prowadzisz rozgrzewkę na treningu.
-Do treningu jeszcze daleko.-odpowiedział pewnie
-Stałem się bardzo pamiętliwy. Z resztą, Inga mi przypomni, prawda?
-Oczywiście!-uśmiechnęłam się szeroko.
-Idźcie już oboje!-odpowiedział na to ze śmiechem Robert i pożegnaliśmy się z małżeństwem.
Wsiadłam na przednie siedzenie pasażera i ruszyliśmy w stronę domu trenera pszczółek.




-Trzeba by się było kopsnąć do tego Wrocławia.-stwierdził, kiedy stanęliśmy na światłach
-Mamy czas.
-A właśnie, jest problem z nowym dowodem dla ciebie. Musimy pojechać do sądu i zrobić badania genetyczne, na innej podstawie nam go nie wystawią.
-…A jeśli okaże się, że nie…
-Jesteś moją córką i nie ma innej w ogóle opcji.
-Skąd wiesz? Może to jednak pomyłka…
-Nie masz nawet co rozmyślać. Jesteś zbyt podobna do Ulli, a podobno z charakteru jesteśmy tacy sami. A co, już nie chcesz?
-Nie, bardzo chcę, cieszę się, że odnalazłam rodzinę. Chyba po prostu nie mogę w to do końca uwierzyć, przyzwyczaić się.
-Do rodziny czy do tego, że jestem trenerem BVB?
-Jedno i drugie.
-Praca jak praca, nic wyjątkowego.
-Proszę cię… Jesteś uwielbiany przez setki tysięcy ludzi, dla wielu z nich jesteś wielkim autorytetem.
-Nie przesadzajmy…-zaśmiał się i ruszył ponownie
-Nie przesadzam! A propo! Masz w ogrodzie zasiane jakieś warzywa czy owoce?-tata zaczął się głośno śmiać
-Mam psa.
-Rozumiem, że jedno z drugim w parze nie idzie.
-Oj, nie. Zaraz zrozumiesz. Dojeżdżamy. –oznajmił. Faktycznie skręciliśmy w boczną uliczkę, gdzie stało kilka domów jednorodzinnych
-Daleko jest stąd do centrum?
-Wbrew pozorom jeszcze bliżej niż od Lewandowskich. Musieliśmy pojechać okrężną drogą, bo tak byśmy stali w korku. Tak to takie dziesięć, piętnaście minut z buta.-uśmiechnął się szeroko i wjechał na posesję. –Bez sensu do garażu, tu się lepiej walizki wyciągnie.-stwierdził i wyłączył silnik. Otworzyłam drzwi i wysiadłam przed dom.
-O, mogłabyś otworzyć tamtą furtkę?-wskazał na czarne prętowe drzwiczki chyba prowadzące do ogrodu. Podeszłam do nich i nacisnęłam klamkę.
-I?
-Na oścież, jakbyś mogła.
-Okej…?-nie rozumiałam o co chodzi ale zrobiłam jak poprosił. Spojrzałam się na niego pytająco. Ten z szerokim uśmiechem zagwizdał przez dwa palce, a chwilę później usłyszałam wesołe szczekanie. W jednym momencie zostałam popchnięta na trawę przez sporych rozmiarów psa.  Zaczął mnie wąchać i lizać po policzku
-No już, już! Zejdź ze mnie!-śmiałam się i próbowałam się uwolnić spod ciężaru psiaka
-Emma!-krzyknął tata, a pies od razu pobiegł radośnie do niego, a ja wstałam z trawy i otrzepałam spodnie.
-Dziękuję za takie przywitanie.-śmiałam się widząc jak Emma nadstawia się do głaskania
-Witaj w domu!-objął mnie ramieniem i pocałował w głowę
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się szeroko i zajęłam się głaskaniem psa. Tata w tym czasie wyciągnął moje walizki i zaniósł do domu.
-Inga?-zawołał stając w drzwiach –Zjesz coś teraz?
-Nie dziękuję!-odpowiedziałam pstrykając wesołą psinę w pyszczek i ruszyłam do drzwi –Jeśli pozwolisz to odpocznę chwilę. Nie znoszę zmian stref czasowych…inne powietrze.. To jedyny minus takich wycieczek.
-Masz rację, popieram. Chodź, pokażę ci pokój. Zaniosłem już tam walizki.-zaprosił mnie gestem ręki do dalszej części domu. Od razu znalazłam się w salonie… Ostatni raz tu byłam, kiedy…
-No chodź tu…-westchnął i rozłożył ręce. Ze słabym uśmiechem podeszłam do niego, a on mocno mnie do siebie przytulił –Nie myśl już o tym, słoneczko. Zaczynasz nowy, lepszy etap swojego życia…
-Od tamtego nigdy się nie oderwę. Nie wyzbędę się tego z mojego życia, że zapomnę w ogóle
-Ale możesz go zamknąć i zacząć cieszyć się z życia, prawda?
-Muszę się postarać. A wiesz co, zanim pójdziemy do pokoju, to masz może na zbyciu dwa wazony i nożyczki?
-Coś się znajdzie…-powiedział z lekkim zdziwieniem w głosie i poszedł do dalszej części salonu. Jak się okazało było tam prawie że ukryte przejście do kuchni. –A jakiej wielkości wazony?-zapytał biorąc do ręki nożyce.
-Jakiekolwiek. Jeśli masz takiej średniej wielkości to będzie idealnie.
-A mam…tylko gdzie..-podrapał się po głowie z namysłem –A!-uśmiechnął się szeroko i ruszył z powrotem w stronę salonu. Miałam moment aby rozejrzeć się po przestronnej kuchni. Widać w niej było damską rękę. Nie wyglądała na jakąś wielce nowoczesną, ani na taką bardzo starą. Gustowna. To dobre słowo. Drewniany stół, taki sam blat, i szafeczki ze wzorami. Trochę mi to przypominało taki góralski klimat. Do tego wydaje się być bardzo funkcjonalna, więc z pewnością będę tu spędzać dużo czasu.
-Mam!-stanął przede mną trzymając dwa wazony.
-Idealnie. Daj, naleję wody.
-Dostaniesz jakieś kwiaty?-zapytał podejrzliwie, kiedy nalewałam do nich wody
-Już dostałam.
-Gdzie ty je masz?
-W walizce. –parsknął głośnym śmiechem –No co?
-Serio?-zapytał przez śmiech
-Yhym. Dlatego je przytnę i wstawię do wazonów.
-To chodźmy już do tej walizki, bo one padną.
-No w sumie możemy.-zaśmiałam się
-To zapraszam.


Przeszliśmy cały salon i weszliśmy na piętro. Było przestronne, jednak znajdowało się tam bardzo dużo drzwi.
-Jeszcze jest w piwnicy taka mała siłownia.
-Już widzę, mała…
-Trener a piłkarz to wbrew pozorom różnica.-zaśmiał się –Chcesz zajrzeć do każdego, czy najpierw do swojego?
-Chyba do mojego. Rozpakuję się trochę.
-Pewnie. Tylko wiesz, ten pokój niestety nie jest zbyt wielki. Nie chciałem dawać ci pokoju Marc’a bez jego wiedzy.
-Pewnie, nie ma sprawy. Nie mam specjalnych wymagań. Okno, komoda, łóżko.
-Nooo… Wymagania duże, ale chyba się uda.-zaśmiał się i zaprowadził mnie do ostatnich drzwi na lewo na korytarzu –To tutaj.


Otworzyłam drzwi, a przed moimi oczami ukazał się przytulny pokoik. Miał duże okna sięgające od dołu do góry z widokiem na ogród. Na nich piękne, granatowe zasłonki. Pokój utrzymywał się w białych kolorach, ale cały urok dodawały granatowo-szare dodatki.
-Jest prześliczny.-patrzyłam na niego zachwycona
-Naprawdę?
-Yhym. Dziękuję.-przytuliłam się do niego z uśmiechem
-Ależ nie ma za co!-uśmiechnął się do mnie serdecznie –To co, ratujemy kwiaty od przystojnych Malezyjczyków?
-Ratujemy kwiaty..nie od Malezyjczyków.-odpowiedziałam z uśmiechem i położyłam na podłodze jedną z trzech walizek. Odpięłam zamek, a na wierzchu z zawiniętymi w woreczki łodygami leżały dwa bukiety od Marco. No bo przecież miałam je wyrzucić? Co prawda trochę klapnęły… Trochę bardzo, ale mam nadzieję, że wstaną.
-Rozumiem, że inna narodowość.-uśmiechnął się szeroko
-Niestety.-westchnęłam i zaczęłam przycinać końcówki łodyg. Róże do jednego, frezje do drugiego wazonu.
-Pytam jutro.
-Oczywiście, ale domyślasz się, który problem.
-Doskwiera, z tego co widzę.
-Oj tak…
-Jak będziesz potrzebowała pogadać o problemach to wiesz gdzie mnie szukać.
-Na dobrą sprawę to nie.
-No tak.-zaśmiał się –To po prostu krzycz.
-Zapamiętam. Jutro o tym pogadamy, dobrze? Nie mam siły już dzisiaj o tym gadać.
-A co ty na to, żeby jutro jechać do Wrocławia?
-Jutro?
-No tak. Chyba, że masz swoje plany to wtedy kiedy indziej.
-Nie! To dobry pomysł. Samochodem?
-No trzeba. Inaczej nie przewieziemy kartonów z ciuchami.
-Nie będzie ich zbyt wiele.
-Trzeba cię wygonić na jakiś shopping.
-Jak zarobię to pójdę.
-To kwestia dyskusyjna.
-Na którą nie mam siły.
-Okej. Rozmowy odkładamy do jutra.
-Tak właśnie.
-Chcesz jakąś herbatę? Kawę?
-Kawy nie piję…
-Zapamiętam.-przerwał mi z uśmiechem
-Masz zieloną herbatkę?
-Sprawdzę…
-A nie, czekaj!-podskoczyłam w miejscu –Mam coś dla ciebie! –schyliłam się do walizki i wyjęłam z niej papierową torbę. –Proszę.
-Nie musiałaś.
-Ale chciałam.
-No to cóż my tu mamy.- otworzył paczkę i wyjął metalowe, podłużne pudełko z pięknymi, egzotycznymi wzorami na wieczku. Potrząsnął przy uchu z uśmiechem.
-Co obstawiasz?
-Zieloną herbatkę.
-Prawie.
-Czerwoną?
-Otwórz, to się przekonasz.
-No chyba nie fioletową.-oznajmił otwierając pudełko
-Czarno-żółtą.
-O!-zaśmiał się i zaczął oglądać woreczki z przeróżnymi herbatami w przegródkach.
-Malezyjskie herbaty. Musisz spróbować, nawet jeśli nie lubisz herbat. Te są cudowne.
-Pewnie, że spróbuję. Jak pięknie pachną! Zaraz wstawiam wodę, jaką polecasz?
-Jaką wybierzesz.-odpowiedziałam ciesząc się, że chyba spodobał mu się prezent –Jeszcze tam coś małego jest.-wskazałam. Tata po chwili oglądał breloczek , na którym przedstawione były dwa wysokie drapacze chmur w Kuala Lumpur.
-Piękny. Byłaś tam?
-Niestety nie, ale byłam jeszcze wyżej na moście Sky Bridge. Miałam chmury na wyciągnięcie ręki.
-No to nieźle. Chyba w sumie urlop udany?
-Tak. Zajmuje pierwsze miejsce wśród moich urlopów.
-A na ilu byłaś?
-Oj tam…-machnęłam ręką na co oboje się roześmialiśmy.
-Dziękuję za prezent. Bardzo mi się wszystko podoba.-przytulił mnie tak po ojcowsku…jak mi tego brakowało.  –Pójdę zrobić nam herbatę, a panią zapraszam do rozpakowania.
-O rety… Niee…
-Mogę ci tu zawołać Emmę, jeśli chcesz.
-Wtedy chyba już w ogóle nie dam rady niczego rozpakować. Kochany pies.
-Polubiła cię. Nigdy do tego stopnia nie spoufala się z nowymi osobami. Geny wyczuła.-zaśmiał się wychodząc z pokoju z pudełkiem herbat i breloczkiem.



Spojrzałam bezsilnie na wszystkie walizki do rozpakowania. Od czego by tu zacząć… Usiadłam na łóżku… Kurczę, jaki wygodny materac… Może najpierw go troszkę przetestuję.
Zdjęłam buty i położyłam się na puszystej kołdrze. Nawet nie zauważyłam kiedy zmógł mnie sen.



Coś dzwoni… A, to chyba mój telefon. Otworzyłam oczy i leniwie się przyciągnęłam. Za oknem było już ciemno, a ja byłam przykryta kocem. Wyjęłam pośpiesznie telefon z kieszeni z myślą, że to może Marco… jednak myliłam się.

-Halo, Aniu…
-Inga? Coś się stało? Masz taki dziwny głos.
-Właśnie się obudziłam… Wszystko w porządku.
-Obudziłam cię? Przepraszam, po prostu nie dawało mi to spokoju.
-A co się dzieje?
-Był tu Marco. –O, no proszę… Może jednak nie ma już focha. –Chciał się z tobą widzieć, no to mu powiedziałam, że się wyprowadziłaś do trenera. Nie wiedziałam, czy mogę mówić.
-Tak, Marco wie przecież, że jestem jego córką.
-A był u ciebie?
-Czemu miałby być?
-Nie wiem o co wam tam znowu poszło. Lewy akurat znosił na dół twój karton z jakimiś rzeczami z domu babci i mieliśmy do ciebie dzwonić i pytać czy przechować, czy chcesz, ale Marco stwierdził, że on go weźmie i wręczy ci osobiście.
-Nie wiem, może dostarczył i dał tacie.
-W każdymś razie informuję, żeby nie było.
-Dzięki Aniu.
-Śpij dalej, kochana, nie przeszkadzam. Ale powiem ci, że Robert też usnął niedawno, także nie jesteś jedyna.
-Czas na ciebie.
-Nie, ja nie…
-Zakład?
-Nie.-zaśmiała się do telefonu
-To w takim razie miłej drzemki, do zobaczenia.
-Paa.



Odłożyłam telefon na komódkę i próbowałam przeanalizować to, co się stało i to, co mnie jeszcze czeka. Marco pod znakiem zapytania. Pranie jako zdanie twierdzące. Kolejne pakowanie do Wrocławia, choć i tak pewnie pojadę na kilka dni… Może wystarczy sportowa torba.
Gdzieś przy drzwiach usłyszałam ciche miauknięcie. Zapaliłam lampkę nocną.

Tuż koło drzwi siedział kot. Dachowiec w paski jak taki tygrysek. Nie był aż tak mały, ale nie wyglądał na starego.
-Cześć kociaku, co tu robisz?-podeszłam do niego z uśmiechem i delikatnie pogłaskałam wzdłuż jego tułów. Powąchał moją dłoń, a potem zaczął się łasić i ocierać o nogi. –Gdzie pan Klopp, hmm?-odpowiedziało mi kolejne przeurocze „miau”. Z wielkim uśmiechem wzięłam na ręce pana klopsika i poszłam z nim do salonu. Jak się okazało przed telewizorem siedział tata.
-Hej.-powiedziałam głaszcząc kota
-Obudziłaś się? Ooo… Kot-buntownik zakończył focha?-zaśmiał się na widok nadstawiającego się zwierzaka
-A co, mój klopsik miał focha?-uśmiechnęłam się szeroko i dałam buziaka kotkowi w jego śliczny łebek.
-Klopsik?-tata zaczął śmiać się głośno. –Dobre! Klopsik. Gdyby Ulla to usłyszała…-nie mógł powstrzymać śmiechu
-Oczywiście. Utyty klopsik. –pogilgotałam Klopsika po brzuchu, a on położył swoją ciepłą łapkę na mojej szyi przekręcając się w moich rękach na grzbiet. Usiadłam na kanapie koło taty.
-No to mamy nowe imię. To jest kot Ulli, za mną nie przepada. Na mnie syczy co najwyżej, a przed tobą zachowuje się jak malutki, niewinny kotek.
-No bo taki jest. Pieszczoszek słodziutki. –tak…koty są najcudowniejszymi zwierzakami na świecie. No i Emma też jest cudna. –A właśnie, był tu może Marco?
-Reus?
-Może być i Polo.
-Ani jednego ani drugiego nie było.-odpowiedział ze śmiechem –A co, miał przyjść?
-Nie. To znaczy tak, ale niezupełnie.
-To ja może odgrzeję ci tą herbatę.
-Wiesz co, jeśli mogę najpierw wezmę jakiś prysznic.
-Pewnie, że możesz, co to za pytanie. Łazienka jest na początku korytarza. Zaprowadzić cię, czy dasz sobie radę?
-Dam radę. Tobie zostawię kota. –oznajmiłam i położyłam Klopsika na kolanach taty. On od razy poderwał się i patrzył się na mnie swoimi oczyskami.  –Niedługo wrócę. –nie wiem, do którego z panów zostało to do końca skierowane, ale zarówno jak do jednego tak i drugiego byłoby to trafne. Będąc już na schodach usłyszałam głos taty
-Co za paskudne stworzenie! Prawie mnie użarł.
-On tylko połyka w całości, no ewentualnie kroi na plasterki.
-Przezabawne!
-Wieeeem!



Zabrałam z walizki moją kosmetyczkę i piżamę na przebranie. Od razu zabrałam rzeczy do prania. Wzięłam prysznic, który w zupełności mnie przywrócił do życia i dodał więcej energii. Wysuszyłam włosy, uprałam rzeczy i włożyłam mokre do miski nie wiedząc gdzie mogę je powiesić. Założyłam szlafrok i milutkie kapcie. Idealnie.
Zbiegłam po schodach z miską w dłoniach.

-Tato...?
-W kuchni! –Pokierowałam się za jego głosem. Stanęłam w przejściu i uśmiechnęłam się widząc trenera Jürgena Kloppa, postrach Bundesligi robiącego kanapki kołysząc się przy muzyce disco-polo.
-Co wy wszyscy macie z tą muzyką?
-My?
-Na wycieczce cały czas takie hity leciały. A ja zostałam zmuszona do śpiewania smerfowej piosenki.
-Smerfowa piosenka wyszła perfekcyjnie.
-Przepraszam, że tak…
-Ale co ty! Jeszcze nigdy w życiu się tak nie śmiałem… No, chyba że licząc dzisiejszego Klopsika.
-Serio?
-Pewnie!
-Chodź, zrobiłem kolację. Nie powiesz mi, że nie jesteś głodna.
-Oj, nie powiem. Zapytam przynajmniej gdzie jest jakaś suszarka?
-A wiesz co? Może powiesisz na barierce na balkonie? Jest bardzo ciepło i wyschnie szybciej.
-Dobrze, tylko… Gdzie jest balkon?
-Balkon? W sensie ogród miałem na myśli. Nie myślę już.
-Oczywiście. –zaśmiałam się –Wyjście jest z pokoju?
-Z jadalni. Jak wyjdziesz z kuchni to w prawo to takie białe drzwi, klamka…
-Okej, przekaz jasny. Mam się obawiać ataku Emmy?
-Z nią to musisz się spodziewać niespodziewanego. A jak powiesisz, to mógłbym cię prosić, żebyś nalała jej wody do miski? Stoi na kafelkach. Ja dokończę kolację.
-Z przyjemnością. Nie musisz mnie oszczędzać w obowiązkach. I tak postaram się dołożyć coś do rachu…-nie zdążyłam dokończyć, gdyż przerwał mi zanoszący się śmiechem tata.
-Tak bardzo śmieszne.-mruknęłam pod nosem
-Wiesz co, to jednak zajęło pierwsze miejsce w poziomie śmieszności. Nie wygaduj już takich głupot, bo umrę tu ze śmiechu. Nie wykańczaj starego ojca.
-Nie wygaduję głupot.
-Inga. –podszedł do mnie z poważną miną i oparł się o kuchenny blat. –Nie chcę, żebyś za nic płaciła. Mam dużo pieniędzy i nie potrzebuję jeszcze twoich. Wręcz musimy ustalić twoje kieszonkowe.
-W życiu!
-Oczywiście, że tak. Będziesz się teraz uczyć do egzaminów, nie będziesz pracować podczas roku akademickiego. Możesz sobie pracować przez wakacje jeśli masz już tak wielką potrzebę, ale jak dla mnie wcale nie musisz. Sama przecież potrzebujesz pieniędzy na drobne wydatki, nowe ubrania, kosmetyki i nawet na zakupy, których sama nie zjesz, bo zjem też ja, więc będę ci dawał kieszonkowe.
-Będę miała pieniądze ze sprzedaży domu babci.
-Wpłacisz je na książeczkę oszczędnościową. Poza tym nie będziesz miała tak wiele po zmianie walut.
-Nie chcę być na twoim utrzymaniu jak jakiś pasożyt.
-Wcale tak nie myślę. Masz dopiero dwadzieścia jeden lat. Inne dziewczyny jak i chłopacy są na utrzymaniu rodziców nawet do wyjścia za mąż. Nawet jeśli ma to miejsce po trzydziestce.
-Po prostu mi głupio. Dajesz mi tak wiele… Nie chcę więcej się tobie narzucać.
-Co ja ci takiego dałem?
-To, że przy mnie jesteś. Jesteś wspaniałym ojcem jakiego potrzebowałam całe życie.
-I to tak wiele?
-Dla mnie szalenie wiele.
-Oj, córeczko…-przytulił mnie mocno do siebie. –Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale… Chciałbym stworzyć dla ciebie normalny dom. Nie chcę, żebyś czuła tu się gościem, jesteś moją córką. Tu jest twój dom. I naprawdę nie musisz szukać żadnego innego mieszkania. Tu jest twoje miejsce. Chciałbym, żebyś też poznała swojego brata. Żebyście się zaprzyjaźnili, mogli na sobie polegać jak prawdziwe rodzeństwo. Chciałbym żebyś tu była szczęśliwa.
-Dziękuję tato.-westchnęłam cicho cały czas się do niego przytulając
-Ależ nie ma za co. To ja się cieszę, że tu jesteś i mam najwspanialszą córę na świecie.
-Oj tam… Bez przesady.
-Pomyślimy coś nad tymi sadzonkami. Obiecuję.
-Wiesz ty co?-wskazałam na niego palcem ze śmiechem
-Musisz powiesić pranie?
-No właśnie.



Wieczorem siedzieliśmy przed telewizorem oglądając jakiś film akcji. Coś w stylu Mission Imposibile.
-O której jutro wyjeżdżamy do Wrocławia?
-Myślałem żeby rano. Szybciej dojedziemy na miejsce.
-Czyli?
-No chciałbym być o siódmej już w drodze.
-Okej. Wiesz, to może ja już pójdę, spakuję jakieś rzeczy do torby i się położę.
-W takim razie dobranoc.
-Dobranoc. A ty, Klopsie idziesz ze mną.-wzięłam kota na ręce i poszłam z nim na górę. Ten tylko miauknął sobie coś pod noskiem i machał ogonkiem to w prawo, to w lewo.




***



-Inga…-usłyszałam głos taty
-Taaak?-ziewnęłam i z wielkim trudem otworzyłam oczy.
-Trzeba jechać.
-O ludzie.
-Zrobiłem ci kanapki z nutellą. Muszę zrobić po powrocie jakieś zakupy, bo w lodówce zostało tylko światło.
-Dziękuję. –przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Ku mojemu zdziwieniu tuż koło mnie niczym pluszowy miś spał w najlepsze Klopsik.
-Zostawimy ich tak na ten czas?
-Nie, mój przyjaciel mieszka dwa domy dalej. Ma klucz, więc nakarmi i wyprowadzi Emmę bez problemu.
-To bardzo dobrze.
-Spakowałaś się?
-Tak, ta czarna torba koło komody.
-Okej, to biorę i widzimy się na dole.
-Zaraz będę.


Przebrałam się w t-shirt, getry, trampki i luźny sweter. Włosy zostawiłam rozpuszczone i zbiegłam na dół na śniadanie, gdzie tata już zjadał kanapki.
-Jestem.
-Super. No to siadaj, jemy i jedziemy.
-Tak jest.


W trakcie drogi, kiedy została nam jakaś godzina do polskiej granicy usłyszałam sygnał przychodzącej wiadomości. Rzuciłam się do torebki leżącej na tylnych siedzeniach i wyjęłam z niej telefon. Marco. Wreszcie napisał. No tak, jak zwykle niestety „długa, romantyczna poezja”


„Możemy się dzisiaj spotkać i porozmawiać?”


Co się w sumie czepiam. Jasny przekaz informacji. Na nieszczęście jeszcze bardziej dezorientuje.


„Nie ma mnie w Dortmundzie”


Kurcze! Nie dokończyłam. Jak ja tego nie znoszę. Już miałam się zabrać za dopisanie sms’a ale w tym samym czasie pojawiło się połączenie. Oh, Marco. Rzuciłam spojrzenie na tatę. On patrzył tylko w drogę. Wiem, że korciło go żeby spojrzeć na ekran wyświetlacza, ale nie był nachalny. Między innymi za to go ceniłam.

-Inga, wyjeżdżasz?-zapytał kiedy tylko przeciągnęłam zieloną słuchawkę po ekranie.
-Na kilka dni.
-…Wrócisz?-słyszałam w jego głosie panikę. Wyobrażałam sobie jego minę. A razem z tym czułam pękające mi serce.
-Halo? –no tak, właśnie znaleźliśmy się na drodze w lesie. –Słyszysz mnie? Nie mam zasięgu. Napiszę.-powiedziałam z nadzieją, że usłyszy i rozłączyłam się.
Napisałam sms.

„Wracam za kilka dni. Muszę załatwić parę spraw w Polsce.”

Nie tylko on może być konkretny. Niech teraz ma rozkminę. Powodzenia.

Do Wrocławia dojechaliśmy po sześciu godzinach drogi. Tata zmusił się do kawy, choć zwykle nie pije. Może mam to po nim? Pojechaliśmy prosto do mojego mieszkania. Śmiałam się ze zdziwienia taty, który pierwszy raz w życiu widział „tak małe mieszkanie”.

-Ile to ma metrów?
-Nie wiem, tato.-śmiałam się pakując rzeczy i obserwując jak rozgląda się po pomieszczeniu z podziwem
-I ta kanapa…Taka mała…I z widokiem na aneks w dodatku… Przecież to twój pokój ma więcej metrów niż to mieszkanko.
-Tato!-nie mogłam przestać się śmiać –Zrzędzisz jak jakaś schorowana stara babcia. I to jeszcze taka po dziewięćdziesiątce.  Pomóż mi lepiej zakleić ten karton.
-No idę, ale no…
-Sza! Karton.
-Tak jest, pani prezes.
-No.-odpowiedziałam mu również z uśmiechem.


Spakowaliśmy wszystkie kartony i w oczekiwaniu na właścicielkę mieszkania usiedliśmy z kubkiem jakiejś zwykłej herbaty na kanapie. 
-No to jak z tymi problemami, co?
-Jutro…-westchnęłam
-Jutro było wczoraj. Teraz jest dzisiaj.
-No to…
-Jesteście razem?
-Z kim?
-Ze świętym Mikołajem.-rzucił z sarkazmem
-To nie.
-Rzucam hasło, a ty mówisz wszystko, aż do wyczerpania tematu, okej?
-Dobra.
-Marco.
-Nie było nic prostszego na rozgrzewkę?
-E-em.-pokręcił głową. Westchnęłam głośno. No dobra, teraz albo nigdy.
-Mogę prosić o pytania pomocnicze?
-Jesteście razem?
-Nie ułatwiasz.
-Byliście?
-Tak. –powiedziałam i spojrzałam na niego próbując coś wyczytać z jego twarzy. Może nie spodoba mu się, że chodzę czy..chodziłam z Marco. Przecież jest jego podopiecznym, zna go dłużej niż ja. Może ma coś przeciw niemu? Nie chce, żeby jego córka chodziła z piłkarzem. Jednak z jego twarzy nic nie wyczytałam. Był spokojny, jak zawsze.  –Nie wiem tylko… Czy jeszcze jesteśmy.-czułam, że pod powiekami zbierają mi się łzy. –Nie wiem, czy to ma sens. Może mamy zbyt mocne charaktery, nie umiemy się dogadać.
-O co poszło?
-Był taki chłopak. Zakochał się we mnie. Powiedział to siostrze, siostra chcąc dobrze dla brata powiedziała, że on mnie kocha i czy ja na pewno nic do niego nie czuję. I on to usłyszał. Nie rozumiem dlaczego, ale przestał się do mnie odzywać… Ja… Nie chciałam podejść, bo ja nie czuję się winna. I zaczęłam się zastanawiać czy na tym polega miłość? Na kłótniach, zazdrości, nieporozumieniach?-rozpłakałam się, a tata przytulił mnie do siebie.
-Dlaczego płaczesz?
-Słucham?-zadarłam głowę i wytarłam nos rękawem
-Dlaczego płaczesz?-powtórzył pytanie z troską. Wzięłam głęboki oddech i…
-Bo nie chcę, żeby to się skończyło. W taki sposób. Zależy mi. Po prostu.
-Chciałabyś, żeby tu teraz był?
-Czy tęsknię?
-No, jeśli tak bardzo to upraszczasz to tak.- wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko
-Bardzo. Szalenie. Może to i głupie, bo byliśmy razem dwa może trzy dni, ale… Tęsknię. Brakuje mi go. Tak strasznie bardzo. Jakbyśmy się nie widzieli całe wieki. Nie chcę, żebyś uważał mnie za idiotkę. Ale to jest… Silniejsze ode mnie… to jest…
-No właśnie. Powiedz mi. Co to jest…
-O Boże… Kocham go. Ja naprawdę go kocham. –przytuliłam się do niego mocno i zaczęłam szlochać w jego ramię.
-Ciii… Będzie dobrze.




Wieczorem poszliśmy na cmentarz do babci. Kupiliśmy nowe kwiaty, znicze. Nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas tak zleciał. Minął prawie miesiąc. Brakuje mi jej, ale wierzę, że czuwa nade mną tam u góry i mnie wspiera i jest ze mnie dumna. Zawsze mi to powtarzała. Oby nie zmieniła zdania.
-Idziemy?-zapytał w końcu tata stojąc za mną
-Tak.-uśmiechnęłam się i rzuciłam ostatnie spojrzenie na grób ukochanej babci.



-Pojedziemy do hotelu się wyspać. Rano została do załatwienia uczelnia i podpisanie umowy o dom.
-Świetnie.-uśmiechnęłam się, a zaraz potem głośno ziewnęłam –Tylko nie do tego czterogwiazdkowego hotelu co ostatnio, dobrze?
-Wedle życzenia.-powiedział z chytrym półuśmiechem co dało mi powód do zastanowienia. Po dziesięciu minutach stanęliśmy pod naprawdę luksusowym hotelem. Wysoki, cały oszklony.
-Ym… Co to jest?
-Nie chciałaś czterogwiazdkowego. Ten jest pięcio.Nie określiłaś się jasno.
-Myślałam o trzech.
-Za późno. No, wysiadka.-westchnęłam i wysiadłam z auta.

Tata musiał wybrać jeden z droższych apartamentów. Jak zwykle! Tym razem był tylko jeden ze względu na okres wakacji… Był ogromny, dwupokojowy z widokiem na cały Wrocław. Mogłabym narzekać, ale przebrałam się tylko w piżamę i rzuciłam się zmęczona na łóżko. Tata poszedł do łazienki, a ja zaczęłam przeglądać nasze wspólne zdjęcia z Marco. Nasze cudowne zdjęcie z „pocałunkiem w chmurach”… Chciałabym, żebyś tu był…
-Wszystko się ułoży.-nawet nie zauważyłam kiedy koło mnie przysiadł tata.
-Myślisz?
-Wiem.-uśmiechnął się szeroko i pocałował w głowę. –Dobranoc.
-Dobranoc.



***


Następnego dnia podpisałam umowę sprzedaży domu. Stwierdziłam, że dobrze zrobiłam. Rodzina okazała się naprawdę cudowna i serdeczna z dwójką uroczych dzieciaków. Dom będzie idealny dla nich.  Wypisałam się także z uczelni. Na całe szczęście nie widziałam się z nadętym profesorem. Zjedliśmy obiad na mieście i ruszyliśmy w drogę powrotną. Może w końcu uda mi się porozmawiać z Marco.
Kiedy tylko zauważyłam tablicę na drodze ze znakiem „Dortmund”  wzięłam telefon i napisałam sms’a do mojego chyba jeszcze chłopaka.


„Jestem już w Dortmundzie.”


Piętnaście minut później weszłam do domu. Tata uparł się, że sam przeniesie kartony do mojego pokoju. Do mnie jak tylko wysiadłam z samochodu podbiegła Emma. Poszłam z nią do ogrodu i zaczęłyśmy bawić się jej zabawkami. Po kilku minutach zaszczycił nas także Klopsik. Może by mu jednak bardziej pasowało Kloppsik? O wiele lepiej. Kot jakby był zazdrosny i przyniósł w swoim pyszczku pluszową myszkę. Kochane zwierzątko.
-Inga, chcesz coś zjeść?-zapytał stając na tarasie
-Na razie dziękuję, zapchałam się kanapką w samochodzie.
-Dobra, jak coś, to kartony są już u ciebie w pokoju. Jak czegoś nie będziesz chciała to odłóż do jednego kartonu i się schowa w piwnicy.
-Dobrze. Jeszcze trochę domowy zwierzyniec pomęczę.
-Kot i pies na raz? Tego jeszcze nie grali.-zaśmiał się pod nosem i wszedł z powrotem do domu.
-Teraz grają, prawda, Emma?-skierowałam do psiny, która jakby rozumiejąc radośnie szczeknęła i podkręciła szybkość obrotów swojego ogona. Co ja się z nimi mam. Spojrzałam na telefon. Żadnej wiadomości. Cholera jasna. Mam sama dzwonić? Nie chcę też mu się narzucać. Westchnęłam i dałam buziaka w mądry łepek Emmy i wzięłam Klopsika na ręce. Wchodząc do domu jeszcze nasypałam jedzenia do miski dla psiaka i też dałam jedzenie kotu, tyle, że jego miskę jak i jego samego zabrałam do swojego pokoju. Postawiłam miskę koło drzwi i wypuściłam kota. Oczywiście zamknęłam drzwi, żeby nie uciekł i zaczęłam rozpakowywać kartony i układać rzeczy do przestronnej szafy. Kiedy w końcu wszystko uporządkowałam opadłam zmęczona na kanapę. Na zewnątrz było już ciemno. Nie patrzyłam nawet na zegarek.  Ziewnęłam jakbym miała połknąć słonia  i przeciągnęłam się. Zapaliłam lampkę nocną i w tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.

-Tato, nie musisz pukać, wchodź.-powiedziałam i wzięłam do ręki mój telefon sprawdzić, czy na pewno nie mam jakiejś wiadomości. Nic.


-Cześć.-usłyszałam głos. Jego głos. Zmroziło mnie i nie mogłam się ruszyć. –Mogę? –w końcu podniosłam głowę. Stał tam. Przyszedł.








~~~

Dziękuję za wszystkie cudowne komentarze...Czytałam je sobie w Wigilijny wieczór i się wzruszyłam, tym bardziej widząc przekraczającą 50.000 liczbę wyświetleń. Jakiś miesiąc temu pomyślałam sobie, ciekawe czy się uda do 31 dobić..-zdążyliśmy tydzień wcześniej. Ogromnie się cieszę, że tyle osób tego bloga czyta. To wielka motywacja!!! DZIĘKUJĘ!!!
Kolejny rozdział pojawi się (mam nadzieję, bo padłam ofiarą świątecznego lenia) już w 2016 (czyli kolejny rozdział za rok ;)) ). Tak więc chciałabym Wam życzyć na 2016 spełnienia waszych marzeń i cierpliwości w dążeniu do spełnienia nich. Dużo szczęścia, miłości, wygranych Borussii :) i   niech ten rok będzie jeszcze lepszy niż ustępujący.
Bym prawie zapomniała-Mikołaj przyniósł mi pod choinkę nominację do LBA-odpowiedzi w zakładce! Bardzo za nią dziękuję!!!
A skoro już tak tu się rozpisałam to idę pisać 40-stkę, a co!:)
Do usłyszenia za rok w takim razie:)
Buziaki!:**

12 komentarzy:

  1. Tak jak obiecałam komentuję. Rozdział jak zwykle świetny. Ja nwm jak Ty to robisz. Wszystkie rozdziały czyta się z przyjemnością, a gdy jest koniec czuje się zawód...
    Masz niesamowity talent. Potrafisz zainteresować czytelnika i wzbudzać w nim emocje. Genialny blog!
    Ps. Nie myślałam, że wzmianka o kocie będzie tak szybko :D
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ochotę Cię normalnie za to zakończenie... Ugh! Ty już dobrze wiesz. :p Ale ja też wiem, że uwielbiasz przerywać w taki momentach. Rozdział jak zwykle wspaniały. Troszkę się dzisiaj pośmiałam. Ehh, mam nadzieję, że szybko sobie wszystko z Marco wytłumaczą. Oby. Bo jak nie... Dobra, kończę już z tymi groźbami. :p
    Czekam na kolejny rozdział. Buziaczki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze wspaniały. Mam nadzieję że się dogadają. Czekam z niecierpliwością na nexta serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uduszę Cie za to zakończenie.... Chyba uwielbiasz przerywać w takich mometach i przyprawiać nas o zawał serca :/ Rozdział super, zresztą jak zawsze :) Czekam na następny i zapraszam do Siebie na trójeczkę i nowy blog :) Linki zostawiam jak zawsze w zakładce :) liczę na komentarze :) Miłej niedzieli :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znów po ponad dwóch tygodniach, bo przecież święta są od odpoczynku, a i tak nie było czasu, pożerając jeszcze ostatnie cukierki (od jutra będę płakać, ale mam stosowne prezenty od Mikołaja, żeby sobie pomóc :p), w końcu docieram :p I pomimo, iż jestem już dwa rozdziały do tyłu, muszę w paru słowach skomentować jeszcze ten poprzedni. Po pierwsze, nie mogę przestać się śmiać, kiedy Marco rozmawia z Mario :p Po drugie, Reus z powodzeniem mógłby zastąpić tego gościa ze Słonecznego Patrolu, ba, ten gość się przy nim chowa. Zdjęcia z Miami są moimi najulubieńszymi, już nie moge się doczekać tegorocznych, gdziekolwiek nie pojechał (chodzą słuchy, że do Dubaju, ale kto go wie ;p). Po trzecie, gif z filmu 'Trzy metry nad niebem'! Znam go na pamięć *.* No i po czwarte, do samej treści: ja też nie rozumiem tego wielkiego focha Marco. Zazdrość zazdrością, ale on nie może przecież wpływać na czyjeś uczucia... Jeśli już się obraża, to raczej na tego Tobiasa, a nie na niczemu winną Ingę... No ale po części go rozumiem, pewnie gdzieś tam w podświadomości miał jeszcze tą scenę spod klubu, kiedy Tobias niósł ją na rękach ;)
    Okej, a teraz na bieżąco :p Klopp jest dla Ingi cudownym ojcem. Takim, jakiego zawsze chciała mieć, ale nawet nie dostała takiej szansy. Pewnie nie jest mu łatwo, ale mimo to próbuje zapewnić jej normalny dom, pomaga, stara się, jak może, słucha jej i co najważniejsze, rozumie... Mam nadzieję, że ich relacja pójdzie w jak najlepszym kierunku!
    No i to jest kolejny z tych rozdziałów, kiedy już się rozczytasz tak na dobre, dobijamy do wyczekiwanego punktu kulminacyjnego, a tu beng, wchodzi Reus i koniec ;p I sama się sobie dziwię, że jeszcze jestem w takich momentach zaskoczona, no ale to chyba nie minie :p Dlatego bardzo się cieszę, że za tydzień będzie już następny rozdział (bo będzie, prawda?) :D
    Ehh, gadam i gadam... Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, a na dniach zapraszam na nowy rozdział o Lenie (tak przesłodzony i kochany, że po tych wszystkich świątecznych pysznościach aż mdło :p)
    Buziaki ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego w takim momencie ? Cały rozdział wyczekiwałam szczerej rozmowy między Ingą i Marco. No i co ? No właśnie, nie doczekałam się :( Moim zdaniem dobrze, że Inga przeprowadziła się do Kloppa, to ich jeszcze bardziej do siebie zbliży. Dlaczego oni ze sobą w tym samolocie nie porozmawiali ? Cały czas mam ten temat w głowie. Wydaje mi się, że Reus ją przeprosi. Powinien, bo to nie ona zawiniła. O Matko ! Dawaj mi już tą czterdziestkę bo nie wytrzymam zaraz. Czekam z ogromną niecierpliwością na następną część.
    Buziaki Kochana ! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra nie będę kłamać ... Święta tak mnie pochłonęły, że dopiero teraz weszłam i przeczytałam. Szczerze straciłam poczucie czasu i mam wrażenie, że jest wtorek/środa, a nie niedziela (!), ach jak ten czas szybko leci.
    Kochana wiedziałam, a raczej domyślałam się, że w tym rozdziale ich nie pogodzisz, więc niespodzianki nie było. Cieszę się, że Marco w końcu (tak tak, w końcu) poszedł do niej, bo ile przepraszam miała na niego czekać ?! Ach Ci faceci. Inga kocha Marco, Marco kocha Ingę, więc myślę, że się pogodzą, a jak nie to ... hmm ... bez komentarza ! :D Tak w ogóle to ciągle myślę nad zachowaniem Marco, no bo przepraszam bardzo, ale takie foszki to chyba powinna robić Inga (w końcu jest kobietą), a nie Reus, ale w sumie kto go tam wie ... Jeżeli każdy facet ma czasami takie akcje to ja dziękuje bardzo, nie zamierzam się stresować. Na miejscu Ingi zrobiłabym mu awanture w samolocie przy wszystkich, a potem się na niego obraziła. Ciekawe co by zrobił. A już wiem ! Kajałby się, ale niestety Inga za bardzo go kocha i nie tylko, żeby coś takiego zrobić. Może następnym razem ? A nie wróć, wróć, wróć. Następnego razu nie będzie. Już nie będę podsuwać Ci pomysłów. Podoba mi się to, że Inga przeprowadziła się do Kloppa, w końcu to jej tata i powinni odbudować swoje relacje, a wspólne mieszkanie powinno do tego doprowadzić. Zwierzęta ... psy uwielbiam, więc z Emmą (mam nadzieje) bym się dogadała, ale z Klopsikiem (a może powinnam napisać jednak Kloppsikiem ? :D) pewnie miałabym takie relacje jak trener, ale ciii. To będzie nasz sekret XD
    Nie muszę chyba pisać, że rozdział jest jak zwykle świetny, cudowny itd. itp., bo to już chyba wiesz, prawda ? Jeśli nie to ... Rozdział wyszedł Ci boski, idealnym, wspaniały, najcudowniejszy. Postarałaś się jeszcze bardziej niż zwykle, chociaż myślałam, że więcej niż 291739273 % się nie da :* Co by Ci tu jeszcze powiedzieć ? Już wiem ! Masz moje słowo, że będę cierpliwie czekała ROK na następny rozdział. I powiem Ci nawet, że jestem pewna, że czas szybko mi zleci, bo będę go sobie umilać czytaniem poprzednich rozdziałów, a czasem nawet coś napisze na swoje bloga. Taka będę szalona.
    To co ... do zobaczenia tutaj za rok ?
    Buziaki,
    Twoja wierna fanka.

    ps. Zauważyłam, że chyba nadużyłam w tym komentarzu "w końcu" i chyba Cię zanudziłam. A co najgorsze mogłam zrobić jakieś błędy.

    OdpowiedzUsuń
  8. powiem Ci tylko tyle ze kocham tego bloga, a mam ochotę Cię zabić za te zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem! :D
    Musiałam rozłożyć czytanie na raty (czego nienawidzę), bo miałam za mało czasu, ale jestem. :)
    Rozdział? Jak zawsze powalający i doskonały pod każdym względem! ^^
    Urwałaś w takim momencie! Jak mogłaś?! Jak?! To Marco, prawda? Tak, to na bank on. :D Zmądrzał? Mam nadzieję.
    A co do przeprowadzki... Klopp jest idealnym ojcem, przyjacielem i powiernikiem. Nie wiem do kogo go porównać... ale wiem, że przy nim Inga będzie bezpieczna. :) Nie mam co o tego najmniejszej wątpliwości. ♥
    Przeprowadzka do taty, to chyba jedna z lepszych decyzji naszej bohaterki. Nikt nie będzie jej tak dobrze traktował jak on. ;) A skoro i Klopsik i Emma już ją zaakceptowali, to może czuć się jak u siebie w domu. :)
    Co prawda w tym rozdziale Marco jest bardzo mało, ale było wiele innego, wspaniałego mężczyzny. ;)
    Czekam na kolejny! ^^
    Buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. O kurcze! Czyś Ty dziewczyno zwariowała! Przecież ja przez Ciebie zawału dostanę!
    I jeszcze to zakończenie! Akurat w takim momencie! Przez cały rozdział nie było Marco, a ja tak bardzo za Nim tęskniłam xD (jakkolwiek, by to zabrzmiało).
    Czuję się spóźniona, bo wszyscy czytali tak wcześnie, a ja dopiero dziś. Ale to jest nieważne.
    Klopsik. no błagam! Pies i kot na raz. Inga jest naprawdę inna. Jestem bardzo ciekawa, dlaczego Jurgen nie lubi tak tego kota. W sumie to ja też nie przepadam za kotami, o wiele bardziej lubię psy.
    Jestem bardzo ciekawa jak to dalej będzie z Marco i Ingą. Mam wielką, wręcz ogromną nadzieję, że wszyscy sobie wyjaśnią. Marco naprawdę nie ma o kogo być zazdrosny. Przecież ten chłopak tylko wyznał Jej miłość, a Inga cały czas kocha Reusa i z nim jest.
    Już nie przedłużam, booo... Bo się zanudzisz na śmierć.
    Ale jest też drugi powód. Chciałam Cię bardzo zaprosić na mojego nowego bloga! Jak obiecałam, tak zrobiłam! Pamiętasz? "Ta historia kończy się po to, aby kolejna mogła się zacząć..."
    Mam nadzieję, że wpadniesz i chociaż przeczytasz prolog. To byłoby dla mnie naprawdę miłe. Tak więc zapraszam! http://mysteryff.blogspot.com/

    Pozdrawiam! ☺ :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem!
    Rozdział świetny, ale... no po prostu nie wierzę. Znowu skończyłaś w takim momencie??? Hańba ci xD
    Dlaczego dzisiaj tak mało Marco? Kurczę no, stęskniłam się jakoś za tym panem :D
    W sumie, analizując wcześniejsze sytuacje, może to i lepiej, że Inga przeprowadziła się do Kloppa? Na pewno Emma będzie tam w pełni bezpieczna, dobrze jej zrobi ta zmiana miejsca zamieszkania. Bo gdzie indziej będzie miała lepiej? :)
    Czekam na kolejne! Tylko błagam cię, oby następnym razem nie było takiego nagłego urwania akcji jak podczas reklam w Polsacie, bo na zawał kiedyś zejdę przez ciebie :D
    Wszystkiego dobrego na nowy rok!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  12. Kolejny super rozdział! I znowu w takim momencie koniec! Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń