sobota, 19 grudnia 2015

Trzydzieści osiem.




-Jak my to zrobiliśmy?- zapytałam padając tuż koło niego na łóżko w pokoju hotelowym chłopaków.
-Dzięki tobie. Przegląd techniczny helikopterów, lepiej bym tego nie wymyślił.
-Bardzo mi miło.
-Mam genialną dziewczynę.
-Oj tam… Jeszcze nigdy tak szybko nie biegłam.
-Ja raczej też nie.
-A na meczu?
-Na meczu tak, ale poza chyba nie.
-No proszę. Dziękuję za dzisiaj. Bardzo dobrze się dzisiaj bawiłam. I nie kłóćmy się więcej. –przekręciłam się na bok i położyłam rękę na jego klatce piersiowej. On chwycił moją dłoń i pocałował jej wnętrze.
-Inga…

-Wstawać z łóżka i zaprzestawać dziwnych różnych sytuacji, nie jesteście już sami!!! Czas się ubrać!-usłyszeliśmy krzyk Mario z salonu. Zaśmiałam się i zaczęłam podnosić się z łóżka. Marco jednak chwycił moją dłoń. Spojrzałam się na niego pytająco.

-Chyba po prostu byłem nią zauroczony. Ale nie czułem do żadnej kobiety czegoś takiego jak do ciebie.-wyznał szczerze, na co pojawił się uśmiech na mojej twarzy, a te cholerne policzki znów przybrały różową barwę.
-Misiaaczkiii!!! Wchoodzęę!-tym razem Marco zaczął się podnosić, a ja go przytrzymałam i pocałowałam obejmując za szyję
-O fuuu!!! A mówiłem, że wchodzę.-stanął w progu Götze i się na nas gapił. Marco wziął poduszkę zza siebie i rzucił w przyjaciela. Mario złapał i oddał Marco.
-Okej, to ja może lepiej pójdę do dziewczyn. Paa!-pocałowałam szybko Marco w policzek i uciekłam w stronę drzwi widząc kolejną lecącą poduszkę. Wyszłam z uśmiechem na korytarz i weszłam do pokoju naprzeciw.

-O! Inga! Jak się czujesz?-zapytała Cathy siedząca Matsowi na kolanach
-A już bardzo dobrze, dziękuję. A jak tam u was?
-Staliśmy chyba wieczność na straganie z owocami i przyprawami.
-Oj, nie prawda. Kupiłam trochę, jak będziemy wyjeżdżać to kupię więcej i w domu podziałam z kuchnią.-wyszła z łazienki Ania
-Trochę?-zaśmiałam się wskazując na średnich rozmiarów papierową torbę
-Oj tam, przecież mnie znasz.-zaśmiała się. Czyżby wróciła normalna Ania?
-Mogę zobaczyć?
-Jasne! Może postaw na tamtej szafce, nie będzie pod nogami stała.
Chwyciłam za torbę i zajrzałam do środka. Faktycznie, było tam kilka owoców, których w ogóle na oczy nie widziałam. Będziemy testować!
-Cześć wam!-do naszego pokoju weszli Auba, Marco i Mario.
-Hello!-odpowiedziałam z uśmiechem
-Co wy na to, żeby poświętować dzisiaj nasz koniec urlopu?
-Jestem za!-odezwał się Lewy
-No w sumie możemy.-godzili się Mats z Cathy, a po nich cała reszta.
-No to trzeba coś wykombinować!-z uśmiechem zatarł ręce Pierre i podszedł z Marco i Mario do Lewego. To dobrze nie wróży.





***




-Jak tu pięknie.-westchnęła Cat i wtuliła się mocniej w ramiona swojego narzeczonego.
Wybraliśmy się wieczorem na plażę całą paczką. Najpierw krótki spacer, potem postanowiliśmy usiąść sobie na piachu i popatrzeć na zachód słońca. Wszystkie pary siedziały przytulone do siebie. Tylko ja, Mario, Marco i Pierre siedzieliśmy razem. Marco sobie wymyślił i złapał mnie za rękę za plecami Mario, co wywołało cichy śmiech Götzego. Postanowił pobawić się w naszą „kryjówkową grę” jak sam to nazwał i zakopał nasze dłonie pod piaskiem.

-Te owoce były pyszne, Aniu.-stwierdziła Ewa
-Oj, muszę ich więcej kupić. Będzie tyle rzeczy do zrobienia…-rozmarzyła się i położyła się na piasku.
-Chodźcie zróbmy karaoke.-wypalił nagle Götze i wszyscy w jednym momencie popatrzeli się na niego jak na ostatniego barana.
-Ale super! Jestem za!-ucieszył się Auba
-My też!-powiedzieli równo Lewy z Matsem
-O nie… Ja w tym nie uczestniczę.-zaprotestowała Cathy
-Ja też nie!-wstawiłam się za nią
-Sorry, dziewczynki, mamy nad wami przewagę!-zaśmiał się Pierre i jako pierwszy podniósł się z piasku. Marco puścił moją dłoń i dołączył do Gabończyka.
-Ty też?-zapytałam patrząc błagalnie na chłopaka, na co moją odpowiedzą był jego cudowny uśmiech. Westchnęłam z rezygnacją.
-No to idziemy!-zawołał wesoło Mario i ruszyliśmy do naszego hotelu.

-Nie widzę tego dobrze.
-Oj tak, Cat, widzę to samo. Mamy tę samą umiejętność jasnowidzenia.-śmiała się Ewa




***



-Idziemy do was czy do nas?-zapytał Lewy na korytarzu stając pomiędzy drzwiami do dwóch pokoi.
-Chodźmy do nas. Mamy duży salon-stwierdziłam i wyjęłam z kieszeni klucz do pokoju. Przekręciłam zamek i weszłam parę kroków, by po chwili wybiec stamtąd i wpaść prosto w ramiona Marco. Przytrzymał mnie w talii i spojrzał pytająco
-Co tam tak do cholery wali?-zapytałam parząc na moje współlokatorki
-Jak wali?-zdziwiła się Ania lustrując jednocześnie wzrokiem mnie i Marco, który cały czas trzymał mnie w ramionach
-No wejdź i weź głęboki oddech.-zainteresowała się również Cathy, która weszła razem z Anką.  Jak weszły tak po chwili wyszły zakrywając nos w bluzkach.
-Szambo, czy co?-zdziwił się Mario. –Nawet na mnie nie patrz, Inga, nie zamierzam tam wejść.
-Śmierdzi jak jakimś rozkładającym się trupem.
-Niech zgadnę, jak przy stoisku z durianami?-spojrzał podejrzliwie na Roberta Łukasz. –Lewy, ty nie żartowałeś…
-No to tego… Zróbmy imprezę u nas w pokoju!-rzucił optymistycznie Lewy i wszedł z pośpiechem do pokoju chłopaków
-No ja cię zabiję Lewandowski! Ciuchy mi zaśmierdną!-Ewa powiedziała głosem, który nie wiem do końca czy brzmiał bardziej jak śmiech czy płacz.
-Były zamknięte drzwi do naszych pokoi. Są uszczelnione więc miejmy nadzieję, że nie przejdzie aż tak mocno.
-A jak już to kupimy jakiś pachnący proszek do prania.-dokończyłam myśl Ani jednocześnie wydostając się z uścisku Marco.





***




-Wsiadam w betę, daję dyla, mam na piersi krokodyla!-śpiewali razem Lewy z Łukaszem stojąc na stole przy okazji dobierając do tego odpowiednią charakteryzację, czyli porozpinane koszule, okulary przeciwsłoneczne no i tona żelu we włosach, coś mi się wydaje, że będą wisieć pudełeczko jakże tego ważnego specyfiku pełniącego ważną rolę w życiu piłkarza mojemu chłopakowi. –Na mej ręce rołli błyszczy każda laska dziś zapiszczy. Do klubu wchodzę bez kolejki. Bramkarzom płacę cześć i dzięki! Przyjmuję pozę, parkiet skanuję a tam mnie już ktoś obserwuje!-zakończyli pierwszą zwrotkę, a my z Ewą i Anią umierałyśmy już ze śmiechu. -Ona czuje we mnie piniądz! Wystroiła się jak Beyonce! Patrzy na mnie drinka pijąc, bo wyczuła we mnie piniądz!
-Szepnęła do mnie: jestem Inga.-Piszczu wyciągnął rękę w moim kierunku w celu wciągnięcia mnie do nich na stół
-Zapomnij!-pisnęłam wycierając łzy
-Forsa działa na nią jak magnes!-dokończył wers ze śmiechem Lewy. –Stawiam jej szota, ona go pije, kopalnię złota dziś odkryję…
-Aaaaaaaa!-zapiszczałam wymachując nogami, kiedy poczułam jak Łukasz bierze mnie na ręce i wnosi do nich na stół.
-Na parkiet wbijamy na pełnym lansie!-zaśpiewał do mnie i obrócił dookoła. Nawet nie musieli patrzeć na tekst na ekranie. Nie chcę wiedzieć skąd oni znają te teskty. –Do góry skakamy podoba to nam się!
-W jej oczach już widzę dwa złote lampiony, wyczuła już we mnie grube miliony!-odbił mnie od Łukasza Lewy i zaczął ze mną tańczyć.
-Ona czuje we mnie piniądz!...





-Ja nie mogę. Jeny, brzuch ze śmiechu boli.-cały czas śmiałam się i nie mogłam przestać
-Czekaj!-zatrzymał mnie Mario kiedy chciałam schodzić ze stołu i wskoczył do mnie
-O nie, nie wrobisz mnie w to.-zaprzeczyłam i za wszelką cenę próbowałam się wymknąć. Wśród „publiczności” rozbrzmiały gromkie brawa-Mats, dajesz!-krzyknął do bruneta, który wybierał piosenkę. Coś zatwierdził, wziął trzy mikrofony, oczywiście niedziałające i wskoczył do nas. Spojrzałam na Marco jako na moją ostatnią deskę ratunku. Niestety ten już przygotowywał telefon do nagrywania. Nie, błagam.

-Do której kamery mogę?-zapytał Götze do mikrofonu głosem niskim jak jakiś prezenter telewizyjny. Albo magik wprowadzający człowieka w hipnozę. Rozpoczęły się pierwsze takty piosenki do „I’m a barbie girl” –Z dedykacją dla naszego trenera.-skierował do telefonu Marco.
-Nie, o nie, wypisuję się z tego.
-Skądże, wręcz zaczynasz!-zaprotestował Mats i wskazał na ekran telewizora, a ja o mało co nie padłam na widok treści piosenki.
-To nasz Papa Smerf, to nasz Papa Smerf, on wie wszystko gdy jest blisko.-wydusiłam śmiejąc się
-Każdy z nas gra fair, bo nasz Papa Smerf jest najsilniejszy i jest najmądrzejszy!-dokończyli Mats z Mario. Lizusy.
-Słuchać dzieci przebój leci!
-A, a, a, yeah!-odkrzyknęli Auba, Lewy i Piszczu
-Słuchać dzieci przebój leci!
-Uouu Uouu!-zaśpiewali tym razem w towarzystwie dziewczyn. Czas na drugą zwrotkę. Trzymajcie mnie ludzie! Znowu zaczynam!
-Robi nam wszystko sam. Zdolny jest Papa Smerf…-przerwał mi Mario
-Szyje też, chyba wiesz, nam porteczki.-a ja jak i cała nasza widownia ryknęłam niepohamowanym śmiechem
-Takich rad słucha świat taki jest Papa Smerf, cmoka nas kiedy czas do łóżeczka.-dokończył za nas Mats, a ja jeszcze bardziej zanosiłam się śmiechem. Lewandowscy i Piszczkowie byli w podobnym stanie. Mats i Mario niewzruszenie kontynuowali
-Gdy się gdzieś dzieje źle to on wnet pojawia się! Uoouu!
-To nasz Papa Smerf, to nasz Papa Smerf on wie wszystko, gdy jest blisko. Każdy z nas gra fair bo nasz Papa Smerf jest najsilniejszy i jest najmądrzejszy!-dałam radę dołączyć do chłopaków na refren.
-Błagam, kończmy to…-złapałam się za głowę, ale nikt mnie nie usłuchał. Mario z Matsem uskuteczniali kolejną zwrotkę piosenki. Lewy i Auba weszli do nas na stół i za nami tworzyli własny układ choreograficzny. Że jeszcze stół się nie rozpadł!
-Gdy go brak świat jest jak… jest jak talia bez kart i jak kolce bez róż i jak kijki bez nart!-zaśpiewał lirycznie Mario
-No bo cóż jeden jest Papa Smerf każdy wie. Kocha was, kocha mnie, kocha dzieci! Gdy się gdzieś dzieje źle, to on wnet pojawia się!- ostatni refren zaśpiewaliśmy całą piątką. O mój ty smutku. Nigdy więcej z nimi nie śpiewam.



 Zeszliśmy ze stołu. Podeszłam do Marco.
-Weź to usuń, błagam.-zaśmiałam się żałośnie i usiadłam koło niego.
-Za późno. Nagranie już zdobi tablicę Mario na facebooku.
-Żartujesz!
-I jak? Wstawiłeś?-w tym samym momencie podszedł do nas uśmiechnięty szeroko Mario
-Zaplanowaliście to mendy!
-Njeee!-odpowiedzieli równo.
-Oj wy uważajcie na siebie w najbliższej przyszłości.-pogrodziłam im palcem ale jednocześnie się zaczęłam śmiać –Mario, kogo masz w znajomych?
-No…trochę osób z reprezentacji…
-O mój Boże…-schowałam twarz w ramieniu Marco. Nie obchodziło mnie w sumie czy się patrzą czy nie. I tak kiedyś to wyjdzie, prędzej czy później.
-Wymieniać dalej?-zapytał ze śmiechem Götze.
-Nie…-westchnęłam i spojrzałam na niego załamana
-Oj, Guśka, będzie dobrze. To przecież twój tata, zrozumie.
-No właśnie. Kompromitacja na całej linii.
-Już bardziej widzę to jak ochrzania nas, że mu psujemy córeczkę.
-Marco!-zawołał Mats z drugiego końca pokoju.
-Idę!-odkrzyknął i wstał z miejsca. –Trzymaj.-podał mi telefon nie wiadomo czemu. Mario ulotnił się razem z Marco tak, że zostałam sama na kanapie. Odblokowałam telefon, oczywiście z naszym zdjęciem na tapecie i weszłam na jeszcze niewylogowany profil Mario. Znają hasła do swoich Facebooków? Muszą mieć do siebie wielkie zaufanie. Zerknęłam na post „Z dedykacją dla @Jürgen Klopp”. Szanse na to, że tego nie zobaczy są nikłe. Zerknęłam niżej. Ludzie.
-Ej!-krzyknęłam na cały pokój. Wszyscy spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem.
-Pep Guardiola lubi to.-oznajmiłam. Po chwili ciszy i posyłania po sobie spojrzeń wszyscy ryknęliśmy śmiechem.




***



Butelka kolejny raz kręciła się i wszyscy czekali w napięciu na kogo padnie. Zastanawiałam się jak to może się dziać, że bez alkoholu można zachowywać się jak niejedna banda schlanych idiotów. Ewa, Ania i Cathy zostały zmuszone do zaśpiewania piosenki z High School Musical. Może się nie wydaje, ale było to przekomiczne. Ewa zmuszona była zaśpiewać partię Troya. Cathy robiła za Sharpey. Biedactwo.

Podczas gry w butelkę nie udało mi się usiąść koło Marco. Siedzieliśmy za to naprzeciwko siebie. Nie wiem, czy czuł to samo, ale ja miałam nagłą ochotę rzucenia się na niego i poczucia jego cudownych ust na moich. Oh, tak…
-Marco.-usłyszałam głos Mario, który przywrócił mnie do teraźniejszości. Tak, padło na mojego chłopaka. Bardziej jednak się obawiałam co wymyśli Götze.  –Przebiegniesz się z Ingą na parter i potem na górę, schodami. Kto pierwszy będzie mógł odmówić wykonania zadania.
-Okej, wchodzę w to. Inga?-spojrzał na mnie błyszczącymi oczami. Ja znałam to spojrzenie. Bardzo dobrze.
-Rozumiem, że chcesz przegrać.-podniosłam się z miejsca i ruszyłam w stronę drzwi.
-To się jeszcze zobaczy.-dorównał mi kroku i razem dotarliśmy od drzwi.
-Gotowi? Start!-krzyknął Mario, a my ruszyliśmy długim korytarzem. 
Nie chciałam dawać tej satysfakcji Marco i biegłam ile sił w nogach, choć doskonale wiedziałam, że Marco zmówił się z Mario co do tego zadania i ma zupełnie inne plany niż bieganie. Kiedy już dobiegałam do schodów prowadzących na dół poczułam pociągnięcie za ramię. Marco. Popchnął mnie wprost do otwartej windy i usadził na srebrnej belce. Oplątałam nogami jego biodra, a on
zachłannie wpił się w moje usta. Poczułam jak winda powoli jedzie w dół, ale to było nieistotne. Założyłam ręce na szyję Marco i poddawałam się jego cudownym pocałunkom. Wplotłam dłoń w jego aksamitne włosy i delikatnie pociągnęłam, co spotkało się z cichym mruknięciem blondyna.
Do naszych uszu na nieszczęście dobiegł cichy dzwoneczek, który sygnalizował, że właśnie znaleźliśmy się na parterze. Marco niechętnie oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Położyłam dłoń na jego policzku i przejechałam palcami po jego delikatnym zaroście. Oparłam czoło o jego by na spokojnie złapać trochę powietrza. Czułam dobrze tą energię między nami, przez którą czułam się, jakbym miała zaraz zemdleć. Decyzja mogła być tylko jedna. Wcisnęłam przycisk zamykania drzwi i drugie piętro. Marco zaskoczony spojrzał na mnie, a ja nic nie wyjaśniając pocałowałam go. Wyczułam jego uśmiech. Przygryzł delikatnie moją wargę i pogłębił pocałunek.




-No to do biegu.-westchnęłam cicho odrywając się od niego i pobiegłam korytarzem, którym biegłam kilka minut temu.
O dziwo jako pierwsza dobiegłam do pokoju chłopaków i to z taką zadyszką jakbym przebiegła maraton… A to tylko pocałunki z Marco. Tylko? Chyba aż!
-Pierwsza!-oznajmiłam, a Mario wyłączył stoper w telefonie jednocześnie wyszczerzając swoje ząbki w moją stronę.
-No, szybko, szybko.-oznajmił, a chwilę później zjawił się u mojego boku Marco.
-Wygrałam.
-Bardzo miło było się z tobą zmierzyć.-spojrzał na mnie z taką miłością…O rety. Zajęliśmy swoje miejsca.
-To kto kręci?-zapytałam
-Ty. Wygrałaś. –mimo tego, że tego nie było w naszych zasadach zakręciłam. Nie w głowie mi było wszczynać jakiś sprzeczek z Marco. Kocham windy. Kocham Marco. Kocham się całować z Marco w windach. Wypuściłam głośno powietrze i zerknęłam na Marco. Ten uśmiechnął się do mnie szeroko i puścił oczko.
Zakręciłam butelką i padło… Na Lewego.
-Noo…-uśmiechnęłam się szeroko
-Bojem się.-udawał wielce przestraszonego i przytulił się do Ani. W sumie… Słusznie się bał
-Drogi Robercie… Zapylasz teraz w tej chwili do naszego pokoju i zjadasz swojego durianka.
-Nieee!
-Taaaaak!-odpowiedzieli mu wszyscy chórem. Mogłabym się założyć, że usłyszałam z jego ust ciche przekleństwo, ale przecież mogło mi się to także wydawać. Bo jak Robert Lewandowski chodząca klasa i elegancja mógłby przeklinać?


Robert nie wracał od pięciu minut.
-Myślicie, że coś mu się stało? Może zemdlał w tym smrodzie?-zaczęłam się martwić
-Dobra, ja idę zobaczyć co z nim.-podniosła się z miejsca Ania, a ja razem z nią. Dołączyli do nas Marco i Mario. Wyszliśmy na korytarz i Ania otworzyła drzwi. Ku naszemu zaskoczeniu Lewy siedział z wyciągniętymi nogami i zjadał łyżką duriana jakby był to najcudowniejszy owoc świata.
-Dobra, nie potrzebie się martwiliśmy, to cześć.-zaczęła się wycofywać Ania zatykając nos
-Jak już tu się siedzi to się tego nie czuje. A durian za dziesiątym kęsem jakoś wchodzi.
-Robert, przecież tu jest smród jak na wysypisku.
-Swój do swego ciągnie.-zaśmiałam się pod nosem, a Marco zaczął się głośno śmiać. Ania spojrzała na mnie z wielkim uśmiechem i sama się zaczęła śmiać. Mario śmiejąc się wrócił do pokoju zapewne uspokoić przejętych stanem kumpla kolegów.
-Z czego się śmiejecie?
-Nie, nic, smacznego. Otwórz sobie okno, żeby się wywietrzyło coś i możesz tu iść spać. Już nawet wracać nie musisz.
-Okeej!-odpowiedział z pełną buzią i pomachał nam.





Po godzinie plotek postanowiliśmy się zbierać do spania. Ania zasnęła na kanapie z Cathy jak jeszcze gadaliśmy, więc Łukasz przeniósł obie dziewczyny na jedno łóżko. Sam położył się z Aubą na jednym wspólnym. Ja udałam się do pokoju Marco, gdzie blondyn siedział sam na łóżku i patrzył na niesamowity, nocny widok.

-Hej.-szepnęłam, a on natychmiast odwrócił się w moją stronę –Przestraszyłam cię?
-Nie.-pokręcił głową i posadził mnie sobie na kolanach i mocno przytulił.
-Hej, co jest? Widzę, że coś nie gra.-spojrzałam w jego oczy i położyłam dłoń na jego policzku.
-Bardzo cię kocham. Czasami sam siebie nie poznaję, kiedy po prostu mam takie momenty, że rzucił bym się na ciebie nie zważając na całe otoczenie, żeby tylko poczuć twój dotyk, twoje usta, twoje ciepło, twoją miłość, której tak wiele mi dajesz.-położył głowę na moim ramieniu i pocałował mnie w szyję.
-Miałam dzisiaj to samo uczucie. Kocham cię, Marco.
-Idziemy spać, juto czeka nas wylot.
-Masz rację.-uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka. Ten jednak przytrzymał mnie i pogłębił pocałunek. Oplótł mnie rękoma w talii i przyciągnął do siebie. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się pod nim, a on składał pocałunki wzdłuż mojej szyi, by potem dotrzeć znów do moich ust i znów pocałować. I nagle puścił mnie i wziął kołdrę by mnie ją przykryć. Złapałam jednak za jego rękę i spojrzałam w jego zabłąkane spojrzenie.
-Boję się, że zbyt bardzo mnie kiedyś poniesie. Nie powstrzymam się. Nie chcę ci zrobić krzywdy.
-Obiecuję, że jak będzie tylko coś nie tak to ci powiem, okej? Nie masz się o co martwić. A jak już będziesz bardzo uparty w swoich działaniach to znam trochę karate.-zaśmiałam się i przytuliłam się do niego. –Chodźmy już spać.-cmoknęłam go w policzek i ułożyłam się wygodnie na jego łóżku. Marco położył się koło mnie i się do mnie przytulił. Kiedy już zasypiałam usłyszałam głos Mario

-Nie zapomnieliście o kimś?-zapytał, a chwilę później wcisnął się między nas w swojej piżamce z logiem Borussii.
-Policzymy się, Götze. -zagrodził Marco. -I ani mi się waż tknąć choć palcem mojej dziewczyny.
-Tak jest.-odpowiedział z uśmiechem i położył się na wznak. A ja robiąc na złość Marco przytuliłam się do Mario.
-Inga…-usłyszałam jego głos i charakterystyczne w nim niezadowolenie.
-Dobranoc kochanie.-powiedziałam z uśmiechem, a zaraz potem uświadomiłam sobie co powiedziałam. Pierwszy raz powiedziałam do Marco „kochanie”. Hmm… Czy to nie głupie? Może przereklamowane? Nieodpowiednie? Dobrze, że było już ciemno.
-Dobranoc.-usłyszałam od Marco i Mario w tym samym czasie, a chwilę później ciche „ałaa” Götzego. Odwróciłam się do nich plecami i naciągnęłam kołdrę. Co z tego, że przez to zabrałam im? Musi być mi przecież ciepło… Pomijając to, że są tropiki za oknem. Kołderka musi być.




Zamrugałam powiekami i w końcu otworzyłam oczy. Uśmiechnęłam się szeroko widząc przytulonego do mnie Marco. Spał z głową tuż koło mojej, a jego dłonie oplatały mnie w pasie. A gdzie się podział Mario? Podniosłam głowę by cokolwiek zobaczył, ale Marco chyba zaczął się budzić. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i mocniej mnie do siebie przyciągnął. No pięknie.

-Marco…-szepnęłam mu do ucha i przygryzłam delikatnie jego płatek
-Mhmmm…-mruknął, a jego ręce zaczęły zjeżdżać coraz niżej. Niebezpiecznie niżej. Cudem wyplątałam jedną rękę z jego żelaznego uścisku i złapałam za jego ręce. On od razu zmarszczył brwi z niezadowolenia, a po chwili otworzył oczy.
-Dzień dobry.-uśmiechnął się szeroko i pocałował w czoło
-Dobry, dobry… Proszę mi tu takich rzeczy nie uskuteczniać. Wiem dobrze, że robisz to z pełną świadomością.
-W pół świadomością. Ze świadomością zrobię to…-szepnął a po chwili poczułam jego usta na swoich
-Yhymm.-uśmiechnęłam, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
-Uwielbiam takie przebudzenia.
-Ja też. A gdzie jest Mario?
-Co nim się tak przejmujesz?
-Bo to mój przyjaciel. Twój o ile się orientuję twój też.
-W nocy jak spał to go lekko odsunąłem od ciebie i…zamieniliśmy się miejscami.
-Zazdrośnik.-zaśmiałam się pod nosem
-Oj, żebyś ty tu zazdrosna nie była za chwilę.
-Mam o co?
-Zobaczymy.-mrugnął z szerokim uśmiechem

-Już się mną nie interesujecie, gołąbeczki?-usłyszeliśmy raptem głos Mario. Tylko gdzie on jest? Ach tak… Na podłodze.
-A mam być szczera czy miła?-zapytałam z uśmiechem, kiedy Götze wskoczył koło nas na łóżko.
-Miły to może być Maro. Co to za kultura zrzucać z łóżka przyjaciela, ba, podobno brata! Choć ja tam z nim żadnego pokrewieństwa nie mam, no wiesz… Ale jak tam chce.-wzruszył ramionami, a ja zaczęłam się chichrać jak nastolatka. Jak ja ich kocham.
-Nie chcę nic mówić, ale z tym bratem to twoje słowa…-wtrącił Marco
-To nic nie mów.-wyszczerzył się Mario i rzucił się znienacka by poczochrać mu włosy. Chłopcy jak to chłopcy, zaczęli się siłować. Nie mam na nich czasem siły. Wstałam niezauważona i poszłam zajrzeć czy Ania, Ewa i Cathy jeszcze śpią. Zastałam tam jedynie śpiące Ewę i Cat. Może Ania poszła biegać? Bardzo prawdopodobne. Ewa spojrzała na mnie spod przymkniętych powiek

-O, hej, która jest?
-Z tego co mi się wydaje to już dość późna.
-Trzeba wstawać…-rozejrzała się po pokoju i leniwie podniosła się z łóżka. W tym czasie obudziła się również narzeczona Matsa i zaspana do nas dołączyła
-Jak tam tak dalej śmierdzi…-westchnęłam kiedy wychodziłyśmy
-To ja może lepiej tu zostanę.-oznajmiła Cathy
-Chciałabyś.-zaśmiała się Ewka i zamknęła za sobą drzwi do pokoju chłopkaków
-Chciałabym! Przynajmniej się z tym nie ukrywam!-spojrzała ze śmiechem na mnie
-Ale się obnosisz.-wzruszyłam ramionami i postanowiłam otworzyć drzwi… Weszłam. Na kanapie spał jeszcze w najlepsze Lewandowski. Oddychał, więc w smrodzie się nie udusił… Tylko że smrodu nie było.
-Okna otworzył szczwany lis.-pokręciła głową Ewa



-Lewy, wstajemy.-powiedziałam nachylając się lekko nad brunetem
-Mmmm… Jeszcze chwilka, mamo.
-Spóźnisz się do szkoły. Masz przecież pierwszy w-f.
-Trudno.-wymamrotał i przełożył się na drugi bok. Coś to dzisiejsze budzenie mężczyzn mi nie wychodzi. No cóż, sam się o to prosił.
-Robert Lewandowski pędzi niczym burza przez boisko. Mija wszystkich zawodników! Kibice wstają i zaczynają głośno krzyczeć, ach, co oni tam krzyczą! Tak, dokładnie, krzyczą „Gdzie piłka!”. Proszę państwa Lewy biegnie bez piłki! Piłka znalazła się już dawno w bramce Reprezentacji Polski. A on dalej biegnie! W końcu! Zdruzgotany Lewandowski pada na murawę. A nie, przepraszam, on potknął się o własne nogi.-udawałam komentatora sportowego, a kiedy skończyłam zobaczyłam Lewandowskiego wpatrującego się we mnie z głupkowatym uśmiechem.
-Wierzysz w moje możliwości.
-Zawsze.-odpowiedziałam mu z uśmiechem. –Miło, że wywietrzyłeś.
-Ależ nie ma sprawy. To co, przebierajcie się na plażę. Mamy trochę czasu przed wylotem. Ja idę do chłopaków.-wstał i pocałował Anię w czoło



-Dobry pomysł z tą plażą.-stwierdziła Ania
-Oj tak, zajmuję w związku z tym łazienkę.-oświadczyłam i poszłam do szafy po mój strój kąpielowy. Wybrałam klasyczny, jednoczęściowy, czarny bez ramiączek. Już widzę minę Marco. Włosy związałam w wysoką kitkę. Na kostium założyłam białą sukienkę, a na głowę biały kapelusz. Kiedy wyszłam z łazienki dziewczyny były już gotowe. Postanowiłyśmy nie czekać na chłopaków i wybrać same dobrą miejscówkę na plaży.  
Nie szłyśmy zbyt długo, żeby łatwiej nas znaleźli. Dziewczyny rozłożyły się na słońcu. Ja położyłam mój ręcznik za nimi kryjąc się w delikatnym cieniu egzotycznego drzewa.  
Zdjęłam sukienkę i kapelusz i owinęłam się moją chustą. Po kolei zaczęli się schodzić Lewy, Łukasz i Mats. Po nich Mario i Auba. Gdzie Marco?  Podniosłam się do pozycji siedzącej i…

Szedł zdejmując podkoszulek przez środek plaży niczym Mitch Buchannon ze słonecznego patrolu. Brakowało mu jedynie pomarańczowej deski ratownika. Mogłabym być teraz zwykłym topielcem…Albo Pamelą Anderson. Wszystkie kobiety wpatrywały się w niego jak jakiegoś greckiego boga. Jedne zsuwały okulary z oczu, inne otwierały szeroko buzie. Drogie panie, on jest mój.
Wstałam z ręcznika i podeszłam do niego.
-Czy to, że jestem twoją dziewczyną upoważnia mnie, żeby zakazać ci się tak seksownie ubierać?-zapytałam szeptem patrząc w jego oczy
-Nie wierzę, że to powiedziałaś.-zaśmiał się- Takie komplementy z twoich cudownych ust to miód dla moich uszu.
-To czas je umyć.
-Oj, ktoś tu jest chyba jednak zazdrosny. Hmm?
-Ty?
-Ty.-uśmiechnął się szeroko
-Jesteś pewny?-nie mogłam dać mu wygrać, oj nie. Odwiązałam supeł mojej chusty i teatralnie rzuciłam ją na mój ręcznik. Uśmiechnęłam się z triumfem czując jego wzrok na moim ciele. Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem. Praktycznie słyszałam jak głośno przełyka ślinę.
-Nie wiem czy masz świadomość.-odchrząknął –Ale wszyscy faceci dookoła się na ciebie patrzą.
-No cóż. Niech patrzą. Nie wiem czy masz świadomość, ale na ciebie patrzą wszystkie kobiety, a teraz przepraszam…-wyminęłam go niby to przypadkiem ocierając się o jego ramię. Po chwili zatrzymał mnie.
-Gdzie się pani wybiera?
-A, tamci mili chłopcy zaprosili mnie do gry w siatkówkę. Strasznie się nudzę, więc…-uśmiechnęłam się szeroko do niego i zaczęłam iść w stronę boiska. Nie minęło pół sekundy jak poczułam, że unoszę się do góry. Uśmiechnęłam się szeroko i objęłam dłońmi szyję Marco. Zaczął biec w stronę wody a ja zaczęłam się śmiać opierając głowę o jego bark. Wbiegł z impetem do morza i zaczął kręcić mną dookoła, a kiedy oboje znaleźliśmy się trochę głębiej nachylił się i szepnął mi do ucha

-Złap dużo powietrza.- nie wiedziałam do końca o co mu chodzi ale spełniłam jego prośbę. Tuż po chwili znaleźliśmy się pod wodą, a Marco zaczął składać na moich ustach długie pocałunki.
Położyłam dłonie na jego policzkach i oddawałam je kolejno. W końcu zabrakło mi powietrza. Marco w tej samej chwili odbił się i wyciągnął nas na powierzchnię. Pod wodą oplotłam nogami jego biodra, przytuliłam go i pocałowałam go dyskretnie w policzek. Uśmiechnął się szeroko.
-Zapewniłem ci wystarczająco atrakcji czy dalej się nudzisz?
-Z tobą nie da się nie nudzić.-stwierdziłam i odpłynęłam kawałeczek na bardziej płytkie wody.
-Będziesz jeszcze pływać?-podpłynął do mnie
-Pójdę chwycić ostatnie promienie malezyjskiego słońca. Potem jeszcze pewnie przyjdę.
-Okej.

Wyszłam z wody i ruszyłam ku naszym ręcznikom. Kiedy już byłam przy naszych kocach zauważyłam dziwnie patrzących się na mnie Łukasza, Roberta i Aubę. Mats nie był jakoś specjalnie zdziwiony, chyba podejrzewał po tym sms’ie z gratulacjami, że jesteśmy razem. Mario, kiedy na niego spojrzałam ułożył z dłoni serduszko i zrobił słodki dziubek z ust. Pokiwałam głową ze śmiechem i ułożyłam się na moim kocu. Dziewczyny na to wyglądało, że nic nie zauważyły. Wszystkie leżały plackiem wystawiając się na słoneczko. Postanowiłam pójść w ich ślady i się odprężyć.





***




Przedpołudnie minęło nam w cudownej atmosferze. Ania jak się okazało zrobiła dla nas przekąski i ze smakiem zjedliśmy je na świeżym powietrzu. Nie było, niestety, więcej akcji z moim Mitchem, aczkolwiek przyjemność to było na niego patrzeć. A jeszcze jak przeczesuje włosy… W Słonecznym Patrolu dostał by bezsprzecznie główną rolę.



Po obiedzie zaczęliśmy się pakować. Praktycznie wszyscy siedzieli w swoich pokojach i się pakowali. Sama skończyłam pakowanie na równi z Anią.
-Mogłabyś mi…przysiąść na klapie?-zaśmiała się Lewandowska patrząc na tradycyjnie niedomykającą się jej walizkę.
-Przecież to już tradycja.-odpowiedziałam jej z uśmiechem i wlazłam na walizkę
-Idealnie.-uśmiechnęła się zamykając
-Oczekuję rewanżu.
-Przecież to tradycja!-powiedziała wesoło


Po sprawdzeniu czy wszystko zabrałyśmy postawiłyśmy walizki przy drzwiach. Przygotowałyśmy potrzebne dokumenty i czekałyśmy na chłopaków, którzy zadeklarowali się wziąć nasze bagaże.
-To był cudowny urlop.-westchnęła Cat rozkładając nogi na kanapie
-Oj tak…-potwierdziłam puszczając do niej oczko
-Na lotnisku kupujemy gazetki z sukniami ślubnymi!-oznajmiła Ania
-Myślisz, że będą?
-Muszą!
-Chyba tylko tubylczych projektantów.
-Inga, trochę więcej wiary!-śmiała się Ewa




-Przybyli wasi czterej muszkieterowie!-zakrzyknął Lewandowski wchodząc do naszego pokoju razem z Marco, Matsem i Łukaszem.
-Wydaje mi się jednak, że było ich trzech.-poprawiłam go ze śmiechem wstając z oparcia kanapy
-Hmm… O, no to Marco może sobie iść. My tu do żon przyszliśmy i narzeczonych.-stwierdził Mats. Dobrze wiedziałam, że chciał sprowokować sytuację, żebyśmy się wygadali
-Przecież ja też muszę mieć jakiegoś  wielbłąda co za mnie ponosi mój bagaż.-wybrnęłam uśmiechając się szeroko do Hummelsa.


Podzieliliśmy się na dwie tury. Lewy, Mats, Ewa, Cathy i Anka z walizkami dziewczyn oraz ja, Marco i Łukasz, który musiał zwieźć jeszcze swoją walizkę, bo jak się okazało wszyscy chłopacy już swoje znieśli.

Kiedy tylko weszliśmy do windy zapanowała dość nietypowa atmosfera. Marco spojrzał na mnie w tym samym momencie co ja na niego. Obojgu nam chyba przypomniał się nasz ostatni pobyt w windzie. Uśmiechnęłam się delikatnie czując rumieńce na policzkach i lekko spuściłam głowę.
-Jesteście razem, prawda?-nagle usłyszeliśmy głos Łukasza. Od razu spojrzałam na niego próbując wykryć czy nas podpuszcza, czy mówi serio. –Dobra, już nie patrzcie tak na mnie, nie było pytania.-zaśmiał się Polak
-Prawda.-odpowiedział w końcu Marco posyłając do mnie uśmiech
-No to wszystkiego co najlepsze! Szczęścia!-uśmiechnął się szeroko i przytulił najpierw mnie, a potem przybił sztamę z Marco i objął go po kumpelsku. –A, tak, wiem, top sercert!-puścił do nas oczko, kiedy drzwi windy zaczęły się otwierać.




***



Ostatnie widoki Malezji przemykały mi przed oczyma. Wracaliśmy wszyscy tym samym autokarem, który zawoził nas pod hotel. Towarzyszyła nam także Merry. Oczywiście zaprosiliśmy ją do Niemiec.
-Fajnie, że udało nam się ciebie wyciągnąć.-stwierdził Mario, który siedział na fotelu koło mnie
-A ja się cieszę, że mnie wyciągnęliście. Gdyby nie ten wyjazd pewnie nie wychodziłabym spod kołdry z brakiem chęci do życia. Przywróciliście mi szczęście, chyba na dobre.
-No i gdyby nie pewien pasożyt.-zaśmiał się Götze –Czekaj…-wyjął telefon z kieszeni i uśmiechnął się szeroko czytając wiadomość. Pokazał mi ją.


„SŁYSZAŁEM.”


Zaśmiałam się i położyłam głowę na jego ramieniu
-Chyba będę spać w samolocie.
-Użyczę ramienia. Bo przywry mają ciało nieczłonowane. Więc nawet ramienia nie znajdziesz.-zaczął się śmiać głupkowato. No i jak można było się nie śmiać? On najzwyczajniej zarażał tym śmiechem.



W końcu stanęliśmy pod lotniskiem. Kiedy już miałam wysiadać zawołała mnie Merry. Podeszłam do niej z uśmiechem
-Inga, wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale chodzi… chodzi o Tobiasa.
-Coś się stało?-zaniepokoiłam się
-Nie, skądże znowu. Po prostu to mój brat, jesteśmy ze sobą bardzo blisko, jesteśmy bardzo zżyci ze sobą. Mówimy wszystko sobie. Nie miej mu tego za złe…
-Co ty, rozumiem. A o co chodzi?
-Nie powinnam o to pytać, ale… Czy na pewno nic do niego nie czujesz?
-Merry, domyślam się, że powiedział ci, że się we mnie zakochał…-chwilę później aż obie podskoczyłyśmy słysząc głośny trzask drzwi. Jasna cholera. Marco.
-Przepraszam, o matko, nie zauważyłam go, byłam pewna, że wszyscy poszli. Tak bardzo cię przepraszam…-zaczęła wpadać w lekką histerię.
-Hej, spokojnie, nie szkodzi.
-On jest twoim chłopakiem?
-Mam nadzieję, że jeszcze jest…-westchnęłam patrząc jak Marco wchodzi twardym krokiem na lotnisko, a za nim pędzi Mario.
-Przepraszam…
-Już mówiłam, że nic się nie stało. Widzę przynajmniej, że w kwestii zaufania mamy trochę do pracy. A wracając do Tobiasa, to nie, nie czuję nic do niego po za sympatią, przyjacielską sympatią. Powiedziałam mu to, wymieniliśmy się numerami. Wydaje mi się, że zrozumiał. Ja jestem bardzo szczęśliwa z Marco…
-Wiem, powiedział mi, że nic między wami nie będzie i kibicuje ci, żebyś była z nim szczęśliwa… Ale wiesz, siostra jak siostra. Chciałabym, żeby znalazł sobie jakąś porządną dziewczynę.
-Rozumiem cię. Tobias jest świetnym facetem i z pewnością znajdzie swoją drugą połówkę.
-Dzięki. I jeszcze raz…
-Przestań, Merry!-zaśmiałam się i objęłam brunetkę. –Muszę lecieć, zaraz mi samolot ucieknie. Mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce.
-Jesteś cudowna. Do zobaczenia.-odpowiedziała i pomachała mi przez szybę, kiedy wysiadłam. Podeszłam do reszty grupy, która na mnie czekała i wspólnie skierowaliśmy się na lotnisko.
Jak się okazało Marco i Mario siedzieli już w samolocie. Zabolał mnie widok, kiedy Marco gestem ręki przywołał Pierre’a na ostatnie wolne miejsce koło niego. Stanęłam w miejscu i wzięłam głęboki oddech na rozluźnienie.

-Inga, chodź do nas!-zawołała Ania. Cóż mi zostało innego. Usiadłam koło Lewandowskiej w miejscu pod oknem. Cathy siedziała na trzecim fotelu od strony przejścia.
-Czyżby znowu fochy z Marco?-zaśmiała się Helthy –Mówię ci, wy się będziecie kłócić do końca życia i jeszcze dłużej.
Spojrzałam na chwilę w okienko, a potem napotkałam współczujący wzrok przyszłej pani Hummels.
-To co, oglądamy katalog z sukniami ślubnymi? Jeny, jak wy się z Matsem kochacie.-uśmiechnęła się szeroko Ania.
Zabolało. Kłótnie do końca życia… Może ma rację? Może ten związek nie ma przyszłości? Nie będziemy umieli ze sobą żyć, spędzać czasu? A może pomyliłam miłość ze zwykłą fascynacją? A może to tylko jakieś „zauroczenie” typu C. Jak Caroline.
-Inga, zobacz, co sądzisz o tej koronkowej?-zapytała brunetka.
-Zdrzemnę się jeśli pozwolicie. -odpowiedziałam i położyłam głowę na okienku, by po chwili odpłynąć w sen, który jak zawsze okazuje się pomocnym rozwiązaniem.










~~~


No i znowu trochę przesadziłam z długością. Cieszę się, że też lubicie takie "mody na sukces" innymi słowy "Niekończącą się opowieść", ale tak-jeśli to czytasz, możesz się cieszyć-to już koniec:D
Ostatnia część przed Świętami, także chciałabym Wam życzyć zdrowych, spokojnych, radosnych świąt spędzonych w gronie rodzinnym, uśmiechu na twarzy, wiele miłości i wieele prezentów pod choinką!:) 26 mimo, że 2-gi dzień świąt to kolejny rozdział będzie, zarezerwujcie sobie czas..no chyba, że nie chcecie w ogóle i next w 2016?:) Jestem otwarta na propozycje (oczywiście uprzedzając, nie, wcześniej się nie pojawi;)))
Ściskam mocno kochane!!<3
PS. Czy Wam też tak strasznie brakuje śniegu? :(

14 komentarzy:

  1. Ooo jacy oni są słodcy*.* Ah ten Marco zazdrośnik. Trochę przesadził. Czekam aż sobie to wyjaśnią:) Do następnego :) Pozdrawiam i również życzę wesołych świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdziął super! Bardzo, ale to baaaaaaaardzo lubię tego bloga i już nie mogę się doczekać kolejnego postu:D
    A tak wg to Pierwsza!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku jak suuoodko *___*
    Szkoda mi Ingi ale wierzę że się pogodza <3 "miłości się nie wybiera"
    No oczywiście że chcemy zawsze znajdziemy czas !!<3
    A "mody na sukces" są najlepsze na całym blogerze *__!<3
    Nie mogłaś skończyć chociaż jak wylądują i napisać czy się pogodzą czy nie ;(
    Czekam na next z niecierpliwością;*
    Pozdrawiam Aga <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział i także życzę ci wesołych świąt ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. CHCE JAK NAJSZYBCIEJ 4 ROZDZIAL NIE OBCHODZA MNIE ŻADNE ŚWIĘTA! ❤
    Jezu jacy oni są slodcy :3 Tylko ten frajer, kolejna kłótnia :/ Marco powinien z nią najpierw pogadać :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Za tę końcówkę to normalnie mam ochotę Cię udusić. :p No wiesz co? Żeby ich tak znowu skłócić? Smuteczek. :( Mam nadzieję, że zazdrośnik zrozumie i będzie między nim a Ingą wszystko w porządku. Już się nie mogę w doczekać drugiego dnia świąt. Chcę next!! ;D Wspaniale piszesz i czyta się to z taką łatwością... A ilość emocji, która temu towarzyszy jest wręcz powalająca. Gratuluję talentu, kochana.
    Cóż, ja Tobie też składam najszczersze życzenia świąteczne - dużo zdrowia, szczęścia, miłości, radości, spokoju, wspaniałej atmosfery oraz mnóstwa weny. Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie zaskoczyłaś mnie. Ani tym, że było baardzo słodko, ani tym, że było zabawnie, a na pewno nie tym, że namieszałaś. Nie mówię tego w złym kontekście, tylko wręcz przeciwnie ! Już chyba trochę Cię poznałam, pytanie czy dobrze ? Rozdział nie jest wcale długi kochaniutka, bo bardzo szybko i przyjemnie się go czyta <3 Cieszę się, że mimo Świąt wstawisz za tydzień rozdział. Może ich pogodzisz, a może nie ... dla mnie ważne jest to, że już wyznali sobie miłość. Scena w łóżku z Mario, Marco no i oczywiście Ingą najlepsza ! Hahahah ! Do zobaczenia za tydzień. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział wspaniały. Cały dzień sprzątania, dosłownie, a po ciężkim dniu cudowne opowiadania. Czego chcieć więcej ? Już wiem czego ! Żeby Inga i Marco się nie kłócili choina jasna ! Oni są w sobie zakochani po same uszy i nie rozumiem jak Inga w ogóle może myśleć, że ten związek nie ma przyszłości. Są sobie pisani, jestem takiego zdania. Mam nadzieję, że szybko ze sobą porozmawiają i wszystko sobie wyjaśnią. Bo nie znoszę jak ktoś się kłóci, a zwłaszcza oni.
    Scena w windzie cudowna, zresztą ta z Łukaszem też mi się bardzo spodobała. <3 Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Zapraszam do siebie na nowy : http://echteeliebee.blogspot.com/2015/12/rozdzia-xliii.html

    Buźka ! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. nie wiem jak innym ale mi pasuje taka długość opowiadań :3 czekam na next/ anonimek ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem!
    Bardzo przyjemny rozdział, kolejny zresztą. Jak ma się talent, to każdy taki musi być :D
    Cóż, dzisiaj znowu słodko. I to mu się podoba! Uwielbiam ich relacje, są po prostu uroczy w tym, co robią. Chociaż w obecnej sytuacji Marco powinien porozmawiać z Ingą. Niech sobie wszystko wytłumaczą.
    Jak mogłaś skończyć w takim momencie? Ja nie wiem, serca po prostu nie masz dziewczyno xD
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam każdy rozdział, choć nie komentowałam już dłuuugo. Sorki. Teraz już będę, ale najpierw pragnę Ci powiedzieć, że zostałaś nominowana do LBA! Więcej informacji tutaj :http://jessica-w-slodkim-amorisie.blogspot.com/2015/12/lba.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeju...potrafisz tak pięknie pisać. Wszystko czyta się z taką przyjemnością. Tak, szczerze zazdroszczę. ;) :) Przepraszam, że nie komentuje, ale teraz, gdy mieszkam na wsi to mam ogromne problemy z internetem. :( Wiedz jednak, że czytam każdą Twoją część i jestem na bieżąco. Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie i dzięki Tobie zaczęłam interesować się bardziej piłką nożną i Borussią. Dziękuje. :) Jesteś moim blogowym autorytetem. Mówię poważnie szczerze. Chciałabym Ci kiedyś choć w 1/4 dorównać, ale wiem, że to będzie niemożliwe.
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część i zapraszam do mnie na...hmm nawet nie wiem czy to można nazwać rozdziałem...zapraszam na post. :)
    Pozdrawiam, SG :**

    OdpowiedzUsuń
  13. Obiecałam, że będę? Jestem! :)
    Wczoraj pominęłam bardzo istotną kwestię. :) Mianowicie przywrę, która osobiście mnie rozwaliła. :'D A to karaoke? Matko! :D Nie wiem czy słyszałaś "ona czuje we mnie biedę" ale też wymiata. ^^
    Lubię Twoje poczucie humoru. ;) Mamy chyba podobne. :p
    Cóż, nie będę się powtarzać jak genialni są Marco i Guśka, bo to już wiesz. Podobają mi się razem i to, że są razem, to najlepsze, co ich spotkało. Dobrze, że Mario jest w to wtajemniczony, bo gdyby nie on, to mieli by ciężko.
    W tym rozdziale bardzo rzuca mi się w oczy fakt, że się ukrywają. Coraz bardziej mi to przeszkadza. Fajnie, że mają z tego ubaw, że to jest taka gra, ale dlaczego nie mogą obwieścić się światu? :( Te ręce za Mario... w piasku... Oni chcą to powiedzieć światu, ale tego nie robią... Dlaczego? :(
    A Mario z nimi w tym łóżku? Hahaha śmiałam się jak głupia. ;')
    Jednakże najbardziej intryguje ten koniec. Merry zapytała o Tobiasa...Marco to usłyszał... I nie rozumiem dlaczego tak zareagował. Przecież Inga nie powiedziała nic takiego. Merry też nie powiedziała czegoś takiego... niewiadomo jakiego. :/ Guśka jest piękna, więc cóż się dziwić, że podoba się innym mężczyznom?
    Troszkę chamsko postąpił Marco. Zaprosić Aubę obok? Żeby dobić Ingę? Jak dziecko. :/
    Czekam na kolejny! ;)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń