„Dziś właśnie ja patrzę w twoją twarz
I dobrze wiem to, kim jesteś.
Nie ważny jest świat
Nie ważny jest czas
To ty jesteś mym powietrzem.”
Obudziły mnie rozmowy dziewczyn z salonu. Zaraz, Marco nie
miał mnie wcześniej obudzić? Poderwałam się z łóżka i wzięłam telefon do ręki.
Jedna nowa wiadomość.
„Byłem ok.6,30 ale nie
chciałem cię budzić. Zbyt słodko spałaś. Za to zyskałem śliczne zdjęcie na
tapetę;)
PS. Możesz udawać, że
ci niedobrze? :D”
„Oszalałeś?! Już widzę
jak Ania mówi, że jestem w ciąży… I USUŃ TO ZDJĘCIE!”
Jak mógł.. No nie.. Zdjęcie. I to na tapecie! Jak śpię.
Pewnie jeszcze się ślinię. Albo leżę jak mumia. I o co mu chodzi z tym
udawaniem?! On coś knuje, tylko cholera jasna co?
„W sumie też nie
byłoby źle. Zdjęcie jest MOJE^^. Inaczej plan nie wypali.. Musimy się od nich
wymknąć nie zdradzając, że jesteśmy razem. Mogę na ciebie liczyć?”
Nie byłoby źle? Źle z czym? Z ciążą? On się upił. Jak nic
się upił. Nie słychać w prawdzie romantycznych piosenek biesiadnych, ale upił
się.
„Rozumiem, że masz
plan..?”
„Najlepszy. To jak?”
„Idę do dziewczyn.
Działaj.”
Wysłałam i wstałam z łóżka. Nie miałam bladego pojęcia co on
kombinuje. Cóż. Czasem trzeba zaufać. Przeczesałam palcami włosy i weszłam do
salonu, gdzie wszystkie dziewczyny siedziały na kanapie.
-Hej wam-przywitałam się z uśmiechem i usiadłam z brzegu
koło Ewy Piszczek
-Hej kochana!
-Co tak plotkujecie od rana?
-Aaa, nasza kochana Cat wróciła nie wyobrazisz sobie, ale
pół godziny temu.-powiedziała celując w nią palcem pani Piszczek
-Właśnie Cat! Pokaż
pierścionek!-uśmiechnęłam się szeroko, ale po chwili zobaczyłam zaskoczenie na
twarzach Ewy i Ani. –O matko, nie powiedziałaś im? Przepraszam… Jak ja czasami
coś palnę…
-Nie szkodzi. Właśnie miałam dziewczynom powiedzieć, bo już
zbyt długo mi dziurę w brzuchu wierciły.-uśmiechnęła się podchodząc do mnie i
uściskała mnie mocno.
-A co tam u ciebie?-zapytała z błyskiem w oku. Dobrze
wiedziałam, że jest ciekawa co z Marco.
-A, wiesz co…Coś mi niedobrze. Chyba się czymś zatrułam.
-O jeny, to niedobrze…-typowo udawała zmartwioną. Dobrze
wiedziała jaki jest tego cel. Zacisnęła usta, żeby się nie roześmiać.
-Nie ma się co mną przejmować, pogratulujcie lepiej
Cathy!-skierowałam do Ani i Ewy. Te odzyskały optymizm i wyściskały blondynkę.
-To zostało nam teraz wybieranie sukienki.-uśmiechnęła się
świeża narzeczona
-Zostawimy to na samolot, teraz się przebierzemy, bo
chłopaki nam tu za chwilę wparują.-oznajmiła Ewka.
Wszystkie udałyśmy się do
naszych pokoi. Weszłam pierwsza, za mną Ania. Stanęłam przed szafą i zaczęłam
wybierać ubrania na dzisiaj. Wybór padł na spodnie od Ani, które kupiła dla
mnie w stolicy. Do tego czarna bokserka i czarne sandały.
-Będziesz się przebierać tutaj czy w łazience?-zapytałam.
Brunetka spojrzała na mnie wyrwana z jakiegoś zamyślenia
-A ty?
-Mi obojętnie, mogę tutaj.-odpowiedziałam zmieszana.
-Okej.-odpowiedziała i zaczęła iść do drzwi. Jednak
zatrzymała się przed nimi.
-Kolejne kwiaty…-wskazała na frezje przy moim łóżku. Jeszcze
nigdy nie było tak napiętej atmosfery między nami
-Tak, pogodziliśmy się.-wytłumaczyłam przestępując z nogi na
nogę.
-To dobrze.-uśmiechnęła się blado i wyszła z pokoju.
Wypuściłam głośno powietrze i rzuciłam się na łóżko. Dobrze wiedziałam, że jak
Lewa się uprze to trudno nią jest. No nic. Przebrałam się w wybrane rzeczy,
pomalowałam rzęsy i delikatnie musnęłam usta truskawkowym błyszczykiem. Kiedy
kończyłam usłyszałam głosy chłopaków. Musiał być tam też Marco. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Wyszłam jak na skrzydłach do naszego salonu. Był tam. Stał koło Mario. I jak
zwykle wyglądał bosko. Jeansowe spodenki do kolana i t-shirt z nadrukiem,
perfekcyjna fryzura i uśmiech skierowany w moją stronę. Odwzajemniłam go i
skupiłam się na tym, żeby nie być w niego ślepo wpatrzona. Jeszcze by się
przestraszył i uciekł.
-Hej, Hej!-przywitał się ze mną Mats obejmując mnie po
przyjacielsku
-Hej, jeszcze raz gratulacje.
-Dzięki.-puścił oczko i podszedł do swojej narzeczonej
-Kochani, tak już oficjalnie, żeby wszyscy byli
poinformowani.-spojrzał z czułością na swoją narzeczoną. –Zaręczyliśmy
się.-oznajmili razem, a po pokoju rozeszły się gromkie brawa. Wszyscy potem im
gratulowali. Oparłam się o ścianę i ukradkiem obserwowałam Marco.
-To jak, jedziemy dzisiaj do stolicy!-zakrzyknął wesoło
Lewandowski, a ja dopiero zorientowałam się, że Marco stał już oparty o ścianę
tuż koło mnie.
-A właśnie, Inga, jak ty się czujesz? Dasz radę z nami
jechać?-zatroszczyła się Ewa
-Wiecie co, chciałabym z wami jechać, ale może lepiej będzie
jak zostanę… Jeszcze by mi się gorzej zrobiło i byście musieli przeze mnie
wracać.-umiejętności aktorskie na pięć.
-Niech może lepiej ktoś z tobą zostanie.-tym razem zabrał
głos w sprawie… Mario. Marco musiał go wtajemniczyć.
-Dobry pomysł. Znając twoje uparcie, to nie będziesz grzecznie
leżeć w łóżku i pić herbatę.-przytaknęła Mario ledwo powstrzymując śmiech Cathy
-To ja mogę zostać.-zgłosił się na ochotnika Reus
-Cóż za wielkoduszność.-zaśmiałam się pod nosem
-Nie musisz, Marco, ja zostanę.-odezwała się Ania. No nie,
teraz też ma zamiar mnie „bronić” przed Marco? Cudownie.
-Aniu, daj spokój… Nic mi się nie stanie jak zostanę z
Marco. Chciałaś przecież kupić przyprawy i owoce. To może być jedyna dobra
okazja. –czuły punkt-zdrowa żywność. Zobaczyłam w jej oku cień zawahania.
Chwila ciszy. Zgódź się! No dalej…
-Dobra. –skapitulowała i podniosła ręce w geście poddania.
-No to możemy iść na śniadanie.-zatarł ręce Auba i jako
pierwszy opuścił nasz pokój
-To może Inga nic nie jedz, trzeba cię na głodówce
przetrzymać.-stwierdził poważnie Mario. Zamurowało mnie. Kątem oka zauważyłam
jak Marco zasłania usta i prycha śmiechem
-Ty już się o moją dietę nie martw. O swoją zadbaj.
-Zjesz po prostu coś lekkiego… Jakąś bułkę z masłem i jajko
na twardo.-wtórowała Goetzemu Cathy.
-Dobrze. Możesz mi nawet na talerzyk nałożyć.-pokręciłam
głową, podczas gdy wszyscy zaczęli wychodzić. W pewnym momencie zostaliśmy w
końcu tylko Marco, Mario i ja. Marco zaszedł mnie od tyłu i oplótł dłońmi moją
talię, a głowę położył na moim ramieniu.
-Przed Mario rozumiem się nie kryjemy?-spojrzałam na niego z
uśmiechem.
-Nie.-odparł dumnie. Złożył krótki pocałunek na mojej szyi i
podszedł do przyjaciela.
-Dzięki Mario za głodówkę.
-Nie ma sprawy, ty wiesz, że ja dla ciebie chcę jak
najlepiej. A właśnie, nie pogratulowałem ci posiadania życiowej
przywry!-uśmiechnął się szeroko i mocno mnie przytulił-Ałaa!-krzyknął do mojego ucha. Momentalnie od niego
odskoczyłam
-Co jest?
-Kopa dostałem!-wycelował oskarżycielsko palec na Marco
-Za tą przywrę!
-Co chcesz od przywry? To takie malutkie zwierzątko o ciele
płaskim, nieczłonowanym, opatrzonym przyssawkami. Gębową i brzuszną…
-I jest pasożytem.-dokończył za niego Reus
-Rasista. Czy to czworonóg, pajęczak, bakteria czy pasożyt
trzeba być tolerancyjnym!
-Jeny, ja z was nie mogę. Chodźcie już na to
śniadanie.-śmiałam się i skierowałam do drzwi. Za mną kroczył Mario. On to do
śniadania pierwszy. A właściwie to drugi, bo tuż za mną. –Chodź moja
przywro.-zawołałam Marco otwierając drzwi
-Nie gadam z wami!
-Założymy się?
-Nie.-podbiegł do mnie a mijając dał mi szybkiego buziaka w
usta.
-Mario?
-No?
-Skąd ty tyle wiesz o przywrach?-znów zaczęłam się śmiać
-Uczyłem się z Feliksem do jego ostatniego testu z biologii.
-Brawo, że zapamiętałeś.
-Bo ja mądry jestem!-wyszczerzył się wypinając dumnie pierś,
a my z Marco ryknęliśmy śmiechem.
Do hotelowej jadalni weszliśmy jako ostatni. Nie wiedziałam
gdzie usiąść. W porę dostrzegła mnie Cathy i pociągnęła do stołu, przy którym
siedział już Mats oraz Piszczkowie.
-Tam widziałam jakieś bułki.-wskazała na jeden ze stołów
-Dzięki kochana, poradzę sobie.-spiorunowałam ją wzrokiem i
ruszyłam przed siebie słysząc za sobą chichot dziewczyny. Podłamana podeszłam
do stołu i zaczęłam nakładać sobie moje dietetyczne śniadanie.
-Hmm..Słabo coś dzisiaj.-skomentował Mario oceniając mój
talerz. Sam nałożył sobie pełno sałatek, kiełbaski, jajecznicę, pasty… O
ludzie. A ja? Bułka, masło i jajko.
-Jeszcze ci się kiedyś za to odwdzięczę.
-Nigdy nie oderwiesz mnie od jedzenia!
-Tego nie powiedziałam. Możesz biegać za to karne kółeczka
na treningach, jak się całkiem przypadkiem trener dowie o twoich tutejszych
posiłkach.
-Nie zrobisz tego.
-No nie wiem. W końcu jakieś tam chody mam.
-Wiesz ty co…
-Przepraszam, ale muszę iść zjeść moje jajko póki mam gorącą
miętową herbatę.-ze sztucznym uśmiechem wyminęłam bruneta i wróciłam do mojego
stołu, by zjeść cudowne śniadanie.
-Chyba musimy się zbierać.-spojrzał na zegarek Mats, kiedy
skończył swój posiłek
-To ja polecę do pokoju po plecak.-wstała od stołu Cat.
Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy powoli już się zbierali.
-Inga..-usłyszałam za sobą głos Roberta.
-Tak?-wstałam od stołu i stanęłam koło niego
-Dasz sobie radę?
-Dam. Nie jestem też sama. Nie masz się co martwić.
-No tak…-westchnął i spojrzał za siebie. –Lepiej coś się
czujesz?
-Odpocznę, a jak wrócicie będę już do życia.
-Oby. To trzymaj się.-uśmiechnął się słabo, a po chwili
postanowił mnie przytulić, miło, choć wyraźnie czułam, że to bardzo niezręczny
uścisk
-Bawcie się dobrze.
-Dzięki.-odpowiedział i ruszył w stronę wyjścia. Usiadłam z
powrotem na moje miejsce przy okazji pożegnałam moich sąsiadów ze stolika.
Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam czyjeś dłonie na moich
ramionach. Uśmiechnęłam się, kiedy poczułam mieszankę jego perfum i żelu do
kąpieli.
-Wszyscy poszli?-zadarłam głowę do góry, by spojrzeć w jego
piękne oczy.
-Yhym… Jesteś smutna?-zapytał z troską, a już po chwili
siedział koło mnie. Złapał mnie za rękę, położył ją sobie na udzie i gładził
kciukiem wierzch mojej dłoni. –Przez Roberta?
-Wszystko się psuje…-powiedziałam łamiącym głosem.
-Chodź tu.-pociągnął mnie za rękę i posadził sobie na
kolanach. Wtuliłam się w niego jak małe dziecko
-Możemy o tym porozmawiać w pokoju?
-Jasne
-Tylko sobie zrobię normalną kanapkę…
-Ja ci zrobię, a ty idź. Zaraz będę.
-Dziękuję. Jesteś aniołem.
-Raczej ty jesteś aniołem. Moim kochanym aniołem.-uśmiechnął
się delikatnie i pocałował mnie w czoło.
-No to idę.-westchnęłam i podniosłam się z jego kolan.
Wolnym krokiem udałam się w kierunku wind.
Kiedy weszłam do pokoju poszłam się położyć na moje łóżko.
Wtuliłam się w moją mięciutką kołdrę. Zamknęłam oczy i poczułam, że powoli
zasypiam.
Po chwili jednak poczułam lekkie ugięcie się materaca.
-Obudziłem cię?-zapytał Marco
-Nie, nie… Tak jakoś..mnie zmuliło.-zaśmiałam się cicho. –Hmm! Kanapka!-uśmiechnęłam się na
widok pięknej kanapki z sałatą, serem,
wędliną i Bóg wie czym jeszcze. Nieźle się postarał.
-Na bogato.-zaśmiał się podając mi talerzyk. Faktycznie,
wyglądała trochę jak taki wysoki burger.
-Na bogato.-odpowiedziałam i wzięłam kęs. –Pyszna. Dziękuję.
-No to co się dzieje, hmm?-rozłożył się na wpół leżąco i
oparł o moją poduszkę.
-Nie mów mi, że nie widzisz jak Lewandowscy są
wściekli.-westchnęłam z rezygnacją i wzięłam kolejny gryz pysznej kanapki dla
ukojenia nerwów.
-No… Ania dała mi dosadnie, że mam łapki trzymać przy
sobie.-zaśmiał się i oparł o moją rękę.
-Nie żartuj proszę.
-Po prostu martwią się o ciebie.
-Nie muszą aż tak bardzo! Przecież wiedzą, że cię kocham.
-A więc wszyscy wiedzieli, a ja musiałem się o tym ostatni?
-No prawie. Marco, to przecież przeze mnie ucierpiała twoja
przyjaźń z Lewym.
-Albo dopiero teraz zobaczyłem jaki jest. Nie ma do mnie
zaufania. Jak taka to przyjaźń…
-Chciałabym, żebyście się pogodzili…
-Ja też bym chciał, żebyś się z nimi pogodziła. Powinniśmy z
nimi pogadać razem.
-Tak, to chyba będzie najlepsze wyjście. Ale to już w
Dortmundzie, dobrze?
-Kiedy tylko chcesz. A teraz zjadaj już tą kanapkę, czas nas
nagli.
-A więc jesteśmy gdzieś umówieni?
-Zobaczysz.-uśmiechnął się. –Idę iść się przebrać. Będę za
pięć minut.
-Dobra.-uśmiechnęłam się i odprowadziłam wzrokiem mojego
przystojnego chłopaka. Cholera, wpadłam w tym zakochaniu jak śliwka w kompot.
Po mnie.
Dokończyłam moją pyszną kanapkę i popiłam herbaty. Wtedy
akurat wszedł Marco. Równie wspaniale wyglądający.
-Na co się tak piękna panienka zapatrzyła?-uśmiechnął się
zniewalająco i położył się koło mnie.
-Raczej na kogo…
-To na kogo?
-Na bardzo przystojnego pana…-uśmiechnęłam się i przytuliłam
się do niego.
Marco uśmiechnął się szeroko, aż pojawiły się śliczne
zmarszczki w kącikach jego oczu
-Mam prośbę…
-Dla ciebie wszystko.-odpowiedział intensywnie parząc się w
moje oczy
-Możesz zrobić…-cholera, wkopałam się. Wzięłam głęboki
oddech –Możesz zrobić to co wtedy w hotelu?
-Kiedy w hotelu?-zmarszczył brwi tak samo jak zawsze wtedy,
kiedy się zastanawia
-No wiesz… Wtedy, kiedy babcia… Kiedy zasnęliśmy razem
i…-odwróciłam głowę w stronę okna. Zapanowała chwilowa cisza. Niepotrzebnie to
mówiłam
-Dlaczego wtedy nic nie powiedziałaś? Nie
zareagowałaś…-usłyszałam w końcu jego głos
-Chciałam, żebyś to zrobił. Podobało mi się to.
-Podobało, tak?-wyczułam, że się uśmiecha. Chwycił za moją
brodę i skierował w swoją stronę. Nie miałam jakoś śmiałości spojrzeć mu w
oczy. Teraz leżeliśmy dokładnie tak samo jak w hotelu. Ja wtulona w niego, a on
powoli obrysowuje palcem moje usta. –Tylko, że to nie miało się tak
skończyć.-szepnął nachylając się do mojego ucha. Kończąc podróż po mojej dolnej
wardze delikatnie pociągnął ją w dół, a zaraz potem poczułam jego wargi na
swoich. Oddałam każdy z jego słodkich i delikatnych pocałunków. Uśmiechnęłam
się, kiedy oderwaliśmy się od siebie, by w końcu nabrać powietrza.
-Szkoda, że nie postanowiłeś wtedy zrealizować swojego planu
do końca.
-A co by się wtedy stało?-uśmiechnął się i objął mnie rękoma
-Gdybyś spróbował to byś zobaczył.
-Coraz bardziej mnie zaskakujesz.
-Ja? Dlaczego?
-Jak cię poznałem byłaś dla mnie chodzącą zagadką. Potem
dowiedziałem się o twojej przeszłości, ale ty cały czas byłaś bardzo zamknięta.
Mimo, że dobrze dogadywałaś się z powiedzmy Mario, czy Lewandowskimi, to trzeba
cię naprawdę poznać, żebyś była taką prawdziwą sobą. Bez żadnych sekretów…
-Celne spostrzeżenia. Po prostu muszę kogoś dobrze poznać i
zaufać, żeby on poznał mnie. Przykro mi, jeśli zawiodłam cię…
-Nie. Może to głupie, oklepane i dziwne, ale z każdą minutą
spędzoną z tobą coraz mocniej cię kocham. Choć nie wiem jak to może się dziać.
-Mam to samo. Idziemy?
-Masz coś, żeby okryć ręce? Zapowiada się strasznie gorąco.
-Mam!-z uśmiechem zeskoczyłam z łóżka i podeszłam do szafy.
Wyjęłam z niej chustę, tą, którą dała mi Ania, lecz chyba mówiła, że to nie ona
ją wybrała. Ciekawe kto.
-Inga?
-Hmm?
-Komu ufasz?-zapytał stając naprzeciw mnie.
-Tacie, Kubie i tobie.-odpowiedziałam szybko i ruszyłam do
salonu. –Spakuję jeszcze tylko torebkę.
***
Ku mojemu zaskoczeniu wybraliśmy się na wycieczkę w góry.
Szlak nie należał do najłatwiejszych. Szliśmy już ponad godzinę. Po połowie
drogi zaczęłam odczuwać zmęczenie. Teraz sobie mogłam myśleć „a gdybym więcej
ćwiczyła..”. Marco szedł z przodu pewnym krokiem. No tak, ma kawał krzepy.
Ćwiczy. W odróżnieniu… Będę musiała wziąć się za siebie i zacząć ćwiczyć, bo z
takim chłopakiem, to daleko nie zajdę. Dosłownie.
-Daleko jeszcze?
-Kawałeczek.-posłał mi swój wspaniały uśmiech, przez co
zyskałam nowe pokłady gdzieś tam ukrytej energii. Dam radę. Przecież nie stanę
sobie na drodze i nie powiem „dalej nie idę”.
-Gdzie my właściwie idziemy?
-Zobaczysz.
No i tyle po naszej rozmowie. Była fantastyczna. Taka
prawdziwa, szczera i wzruszająca. Po
piętnastu minutach drogi dotarliśmy na szczyt.
-Zobacz.-pokazał na przeedługi most łączący ze sobą dwa
szczyty gór.
-Niesamowity.
-Sky Bridge. Jak będziemy szli przez tą pierwszą połowę, do
pierwszego szczytu będzie piękny widok na Malezję. Potem będzie prowadził do
najwyższego z tych trzech szczytów. Po obu stronach będą chmury.-wyjaśnił z
zapałem. Domyślam się, że planował tę wyprawę odkąd tu przyjechaliśmy.
-Wow. Aż trzy szczyty?
-Yhym-odpowiedział z uśmiechem –Idziemy?
-Marco, a możemy na chwilkę usiąść? Przerwa na jabłko.
-Okej.-zaśmiał się i usiedliśmy razem na pieńku drzewa
przerobionym na ławeczkę dla dwóch osób.
Wyciągnęłam z torebki jabłko i zaczęłam jeść.
-Chcesz też? Wzięłam drugie.-spojrzałam na Marco, który cały
czas mnie obserwował. Nie spuszczając ze mnie wzroku chwycił za rękę, w której
trzymałam owoc i ugryzł miejsce, które ja przed chwilą gryzłam. Patrzyłam jak
zahipnotyzowana na ruch jego żuchwy, na kształt jego ust.
-Pyszne.-odpowiedział, kiedy w końcu przełknął. Nachylił się
nade mną i pocałował z namiętnością. –Pyszne.-powtórzył odsuwając się ode mnie.
–I kocham twoje rumieńce.
-Idźmy już.-odpowiedziałam zbaczając z niewygodnego tematu
-Dokończ, tam nie będzie śmietników. –tak jest. Skoro tak
mówisz. Wzięłam szybkie trzy kęsy i wyrzuciłam ogryzek do kosza.
Podniosłam się z ławki, a w moje ślady podążył Marco.
Trzymając się za ręce weszliśmy na ten wyjątkowy most. Zapatrzeni byliśmy w
niesamowity widok Malezji. Na horyzoncie widzieliśmy stolicę. Niesamowity,
zapierający dech w piersiach. Zatrzymaliśmy się w połowie drogi. Marco podszedł
do barierki i zapatrzył się w dal. Widać było w jego oczach tą ekscytację. Taką
ekscytację małego chłopca. Obejrzał się na mnie.
-Chodź.-w uśmiechem wyciągnął do mnie rękę.
-Mam lęk wysokości.
-Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? Zanim weszliśmy?
-Dopiero teraz to u siebie zdiagnozowałam.- Marco zaczął się
śmiać
-Chodź, ze mną nic ci nie grozi.
-Powiadasz…
-Yhym. No chodź.-wziął moją rękę i pociągnął tak, że stałam
przy barierce, a on oplatał dłońmi moją talię.
-Wiesz, znalazło by się kilka przypadków, że nic mi tak niby
nie grozi.
-Jakich?-zaciekawił się i położył brodę na moim ramieniu.
Nie ułatwia. Westchnęłam pod nosem. Choć dobrze wiedziałam, że się teraz
uśmiecha.
-Zacznijmy od początku…
-Czyli zapowiada się dłuższa lista?
-No w miarę. A więc. Na początku zamach na moją bluzkę
poprzez ka…
-Temat zamknięty. Nie moja wina.-oświadczył, a nim zdążyłam
zaprzeczyć poczułam jego usta na swoich. Wygrał. Za takie rzeczy to ja mogę
brać winę na siebie
-Coś jeszcze?-zapytał ponownie opierając się na moim
ramieniu.
-Yhym… Pociągnąłeś mnie do basenu.
-Popchnęłaś mnie. Jesteśmy kwita.-przewróciłam oczami. Będę
musiała uczyć się na nowo trzymania swojego zdania i pewności, bo kiedy jestem
z nim jakoś to ucieka.
-Pocałowałeś mnie w klubie.
-I to było zagrożenie?
-Prawie dostałam zawału i pierwszy raz w życiu upiłam się
tak, że ciężko mi było cokolwiek sobie przypomnieć.
-A, to przepraszam, że się upiłaś.
-Marco to nie jest śmieszne.
-A skąd!
-No i pocałowałeś mnie ostatnio koło klubu.
-Inga.-westchnął ciężko i odwrócił mnie przodem do siebie.
–Jeszcze raz przepraszam za tamto. Mogłem być bardziej delikatny…
-Mogłeś, ale ja się nie gniewam. Siniak schodzi, a ja mam
najpiękniejszą bransoletkę na świecie.
-Nie powinienem był tego robić.
-Byłeś pijany. Człowiek robi różne rzeczy jak jest pijany.
Jedni użalają się nad facetami przy wódce z winem inni tańczą wolnego z
wieszakiem.-zaśmiałam się i przytuliłam się do niego. Przyłożyłam ucho na
wysokości jego serca i słuchałam jak bije. Po chwili poczułam jego ręce na
moich plecach i głowę na mojej.
-Przepraszam… Jeszcze ta sytuacja z tą dziewczyną.
-Ale przecież do niczego nie doszło.-uśmiechnęłam się
pokrzepiająco i spojrzałam na jego kochaną twarz.
-Nie… Znaczy ona pocałowała mnie w szyje, ale byłem tak
pijany…Gdyby nie Mario…
-Zaliczyłbyś glebę i zasnął.-zaśmiałam się. –Umyłeś tą
szyję?-zapytałam poważnie
-Tak.-odpowiedział próbując ukryć rozbawienie
-No to dobrze.-stwierdziłam i odwróciłam się znów w stronę
pięknego widoku. Marco znów przyjął pozycję jak poprzednio obejmując mnie.
Złożył pocałunek tuż przy moim uchu.
-Kocham cię, wiesz?-usłyszałam, co podziałało jak miód na
moje serce. Uśmiechnęłam się i oparłam głowę o jego ramię. Po kilku chwilach
poczułam jego usta na moim policzku. Kiedy otworzyłam oczy było już za późno.
Zadowolony ustawiał sobie tapetę na telefon.
-Marco…
-Nie mogę mieć tapety z moją piękną dziewczyną?
-Przynajmniej nie będziesz miał tego zdjęcia gdzie śpię i
się ślinię. Chodźmy już.-ruszyłam przed siebie, a po chwili Marco dorównał mi
kroku.
-Tamto mam na ekranie blokady. I nie ślinisz się. Wyglądasz
słodko.
-Tylko się od tej słodyczy czasem nie porzygaj.
-Wysiliłabyś się czasem na odrobinę romantyzmu.
-Mówiłam ci, że nie mam zbyt wielkiej praktyki co do bycia
romantycznym.
-Wczoraj byłaś bardzo romantyczna.-odpowiedział z uśmiechem,
na co wspomnienie moje policzki przybrały kolorów. Na szczęście uratował mnie
dzwoniący telefon. Wyciągnęłam go z torebki i kiedy zobaczyłam od kogo od razu
odebrałam.
-Hej Kubuś!-uśmiechnęłam się szeroko, na co Marco
odpowiedział tym samym chwytając moją wolną dłoń
-No, no, no! Mamy
dobry humorek. Nie dzwoniłem wczoraj, myślałem, że będziesz jeszcze dzwonić ale
chyba wasze randewu się udało z tego co słyszę.
-Jak możesz to słyszeć?
-Emanujące szczęście
cię zdradza. To jak? Jak tam było?
-Wiesz co Kubuś, może zadzwonię za powiedzmy półtorej
godzinki?-zaśmiałam się pod nosem, kiedy Marco zaczął składać pocałunki na
mojej szyi
-Rozumiem, że nie
jesteś sama.
-No tak jakby…
-Czyli potwierdzasz?
-Nie zaprzeczę.-odpowiedziałam z uśmiechem, a po drugiej
stronie usłyszałam głośny pisk żony Kuby-Co tam się dzieje? Coś się stało?
Rodzi?
-Nie, tylko się
cieszy!-śmiał się Błaszczykowski –O
mój Boże, Ingusia! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Jak tylko wrócisz muszę cię
uściskać. No i tego twojego Marco! Od jak dawna jesteście razem? Co ja się
pytam, pewnie od niedawna…
-Agunia, oddychaj!-zaczęłam się śmiać –Też się bardzo
cieszę.-westchnęłam spoglądając na Marco, który przypatrywał mi się bacznie.
–Jeszcze doby nie ma jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć.-przeszłam na polski, na
co Marco delikatnie zmarszczył brwi. Haha. No proszę. Zapamiętam sobie na
przyszłość. Będę mogła kupić mu prezent na urodziny i rozmawiać o nim tuż koło
niego!
-Nawet nie masz
pojęcia jak się cieszę! Inni chyba też, co?
-Inni nie do końca wiedzą. Poza tym mamy tutaj jeszcze
jednego newsa, więc spokojnie…
-Jakiego newsa? Któraś
z was jest w ciąży?
-Nie! Coś ty. Ale będziesz pozytywnie zaskoczona.
-Kochanie, daj już ten
telefon. Nie będziemy im w randce przeszkadzać.-usłyszałam przytłumiony głos
Kuby –Rety! Zapomniałam! Przepraszam, że
zajmuję wam tyle czasu!
-Ale nie szkodzi!
Zadzwonię do ciebie wieczorkiem to pogadamy, okej?
-Zadzwoń rano, bo
waszym wieczorkiem, to będzie u nas noc.
-Oj tam.-zaśmiałam się
-To ja jeszcze daję na
chwilę Kubę. Szczęścia! Ściskam was mocno!
-My też i ucałuj Oliwcię!
-Pewnie! Paa! –pożegnała
się i ponownie usłyszałam Kubę –Dasz mi
jeszcze na moment Marco? Chciałbym sekundkę wam jeszcze przeszkodzić.
-Okej. Nie ma problemu.-odpowiedziałam i podałam Marco mój
telefon.
-Kuba do ciebie. Mógłbyś mi dać swój telefon, bo chciałabym
jeszcze do kogoś zadzwonić.
-Pewnie.-wyjął swój telefon z kieszeni i podał mi go, a ja
jemu swój.
Zatrzymaliśmy się niedaleko szczytu środkowej góry. Marco
poszedł do barierki po drugiej stronie, a ja usiadłam na ławeczce i wybrałam na
telefonie Marco numer do taty. Po kilku sygnałach odebrał.
-Halo? Marco?
-Nie, tu Inga. Dzwonię z telefonu Marco
-Inga! Miło, że
dzwonisz. Coś się stało z twoim telefonem?
-Nie, Marco przez
niego rozmawia… Taka tam wymiana.
-Rozumiem…Powiedzmy.
Cóż cię do mnie sprowadza?
-Masz ogólnie chwilę czy odpoczywasz gdzieś towarzysko?
-Jestem akurat w
odwiedzinach u mamy, ale mów śmiało, mam czas.
-Może kiedy indziej…
-Teeeraz.-przeciągnął
ze śmiechem
-No okej. Wiesz co, skoro już zostaję w Dortmundzie to
pomyślałam sobie, że powinnam wynająć sobie jakieś mieszkanie. Odzywał się ktoś
w sprawie kupna domu babci?
-Odezwała się rodzina.
Małżeństwo z dwójką małych dzieci. Zależy im na tym domu, podoba im się
okolica. Chcą zapłacić taką cenę jaką podaliśmy, nawet się nie tagują.
Powiedziałem im, że muszę jeszcze z tobą skonsultować. Na pewno chcesz go
sprzedać?
-Tak. Zgódź się na sprzedaż. To dobry dom dla dzieci. Będą
tam miały szczęśliwe dzieciństwo.
-Żebyś potem nie
żałowała…
-Nie będę. Niech im służy.
-Dobrze, podpiszemy
umowę jak wrócisz. A odnośnie tego mieszkania, to może jednak przystaniesz na
moją propozycję i zamieszkasz u mnie?
-Tato, nie chcę ci robić problemu. Nie dość, że zwaliłam ci
się na głowę z moimi problemami, zmieniłam twoje życie, małżeństwo… To jeszcze
mam się wprowadzać i mieszać jeszcze bardziej?
-Ile razy mam ci
mówić, że nie jesteś dla mnie problemem? Jesteś moją córeczką. Potrzebujesz
bliskich, opieki, ciepła. Chciałbym ci to jako ojciec zapewnić. Jesteś dla mnie
najważniejsza, tak samo jak Marc. I nie jest wcale tak, że jego wolę bardziej.
Oboje jesteście moimi dziećmi, najlepszym, co mnie w życiu spotkało. I choć nie
znamy się długo, od początku twojego istnienia, to kocham cię, jakbym znał cię
od zawsze.- to wyznanie mnie złamało. Po policzkach pociekły mi łzy. Tata
mnie kocha i jestem dla niego ważna, Marco mnie kocha, Kuba jest moim
wspaniałym przyjacielem, oparciem…
-Czym ja sobie zasłużyłam na taką miłość? Na to, jak
odmieniło się moje życie, na szczęście?-zapytałam przez łzy ścierając je
niezręcznie z policzków.
-Oh, słoneczko, nie
płacz. Na miłość nie trzeba sobie zasługiwać. Ona po prostu przychodzi i jest.
I od niej nie uciekniesz. –słyszałam w jego głosie, że też jest tym
poruszony
-Inga, wszystko w porządku? Co się stało?-ukucnął przede mną
Marco. Chwycił moją dłoń obiema rękoma i złożył na niej pocałunek.
-Wszystko w porządku, Marco.-uśmiechnęłam się przez łzy i
pogładziłam go wierzchem dłoni po policzku
-Tato, jeśli to
nie będzie faktycznie problem to możemy tak zrobić, dopóki nie znajdziemy
innego rozwiązania.
-Bardzo się cieszę. To
ja nie przeszkadzam…
-Przecież wiesz, że nie przeszkadzasz.
-Dobra, dobra. I tak
muszę kończyć, ciasto przyszło.
-Widzę, że nie tylko tutaj sportowcy się obżerają.
-Ja im dam obżeranie!
-Smacznego, trenerze drogi!-powiedział do słuchawki siedzący
przy mnie Marco
-Reusowi pojęcie dieta
zawsze było obce. Z Goetze w parze. Rzuć mu tam jakąś ciętą ripostę ode mnie.
-Wedle życzenia.
-To do usłyszenia!
Wypoczywaj ile się da.
-Postaram się, chodź to czasem trudne.
-Rozumiem cię
doskonale. Spróbuj.
-Postaram się. To do usłyszenia.
-Pewnie. Paa.
Rozłączyłam połączenie i oddałam Marco jego telefon.
-Co się…-nie dokończył, bo poczułam nagłą chęć przytulenia
się do niego. Objął mnie ramionami i pocałował w głowę
-Mówiłam ci już, że dobrze, że po prostu jesteś?-zadarłam
głowę i spojrzałam mu w oczy. Od razu się uśmiechnął
-A mówiłem, że też jestem z tego powodu ogromnie
szczęśliwy?-zapytał i mocno mnie do siebie przytulił.
-Idziemy dalej?-zapytałam, po dłuższym czasie, kiedy
trwaliśmy w uścisku na ławce
-Już wszystko w porządku?
-Tak.-pokiwałam głową z uśmiechem i wytarłam zaschnięte łzy
i wstałam z miejsca.-Chodźmy.-pociągnęłam go za rękę i ruszyliśmy w dalszą
podróż
-Co tak długo z Kubą ci zeszło?
-Powiedzmy, że dostałem ojcowskie kazanie.-zaśmiał się
-O proszę. Od Kuby? Nie spodziewałam się…
-Że jest twoim ojcem?
-Wiesz, może już mnie takie rzeczy nie powinny
dziwić?-zaczęłam się śmiać
-Rozmawiałaś z tatą?
-Tak, ale nie powiedziałam mu o nas…
-Dlaczego?
-Nie bądź zły.-ścisnęłam mocniej jego dłoń widząc jego
niepewność i może zdenerwowanie. –Wolę mu powiedzieć o tak ważnej rzeczy w
cztery oczy. Jeśli chcesz to też możesz przy tym być.-uśmiechnęłam się i
pocałowałam go w policzek. –A ty? Nie dzwoniłeś się chwalić do mamusi?
-Nie.-oznajmił z uśmiechem i wpił się namiętnie w moje usta
-To może trzeba powiedzieć, co?
-Poczekają.-uśmiechnął się i wziął swój telefon do ręki.
Zgiął swoją rękę w łokciu i zrobił zdjęcie naszych spleconych dłoni.
-Oby nie Instagam.
-Możesz być spokojna. Media i tak się kiedyś dowiedzą,
musisz być na to przygotowana.
-Podobno my damy sobie ze wszystkim radę.-odpowiedziałam
-Oczywiście, że tak. –posłał mi jeden z cudownych uśmiechów
–Mela i Yvonne, mam nadzieję, że nie będziesz zła.
-Skąd! Pewnie Yvonne się ucieszy.
-A właśnie, chyba ci nie mówiłem. Nico będzie miał
rodzeństwo.-oznajmił dumnie
-Mela jest w ciąży?-uśmiechnęłam się szeroko
-Yhym.-przytaknął radośnie. Widać było, że ogromnie się
cieszył.
-Gratulacje dla wujka!-objęłam go i pocałowałam w policzek.
Usłyszałam sygnał jego przychodzącej wiadomości. Marco
wyciągnął telefon i odczytał wiadomość śmiejąc się przy tym.
-Zobacz.-podał mi swój telefon. Wyżej było zdjęcie naszych
dłoni z podpisem „Pozdrowienia z
Malezji!:)” Oryginalnie. Widomość od Yvonne mnie rozśmieszyła
„Brat, jeśli ta ręka
nie należy do Ingi to masz ode mnie porządną zjebkę i dołożę starań o
wydziedziczenie cię z rodziny!”
-No nieźle... Wydziedziczenie z rodu Reusów… O, kolejna
wiadomość!
-Przeczytaj.-uśmiechnął się nastawiając twarz do słońca. A w
mojej głowie zaczaił się iście szatański plan.
-Słodziaku, dziękuję za cudownie spędzoną noc, byłeś
najlee…-nie skończyłam, bo ten już wyrwał telefon z moich rąk i przeczytał
wiadomość
-No bardzo śmieszne!
-A co, spodziewałeś się takiego sms’a?
-Nie! Oczywiście, że nie! Inga…-spoważniał na widok mojej
smutnej twarzy, niestety ja nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. –Chyba zaraz
ktoś tu dostanie porządną zjebkę.-pokręcił z niedowierzaniem głową, a ja
wzięłam nogi za pas i zaczęłam biec przed siebie. Nie słyszałam, żeby biegł za
mną, ale postanowiłam nie zwalniać. Znając jego szybkość, nawet gdyby teraz
wystartował to za ułamek sekundy byłby…
-Aaaaaaaaa!-wrzasnęłam na całe gardło czując jak z impetem poderwałam się z ziemi. Jednak krzyk został stłumiony przez intensywny pocałunek Marco. Oplotłam nogami jego biodra i rękoma szyję. W skrócie wyglądałam jak typowy koala. Jakbym już to gdzieś słyszała. „Wisisz jak koala”-Robert Lewandowski. Ehh… Robert.
-A więc to taka zjebka?-zapytałam niechętnie odrywając się
od jego ust po długim pocałunku
-Ktoś tu ma zadyszkę.-zaśmiał się
-Nie dość, że biegłam, to jeszcze musiałeś mnie pocałować,
że już w ogóle nie mogłam złapać oddechu, więc pozwól mi złapać trochę
powietrza.
-Musisz się nauczyć. Kwesta wprawy.
-Ach, no tak, kwesta wprawy i doświadczenia, zapomniałam.
Praktyka czyni mistrza.-westchnęłam schodząc na ziemię i ruszyłam przed siebie
-Inga…-podbiegł do mnie i chwycił za rękę. Wyszarpnęłam ją i
założyłam jedną za drugą. –Nie powinienem tak mówić.
-Ile miałeś w sumie dziewczyn?-zatrzymałam się i spojrzałam
na niego
-Nie chciałbym o tym rozmawiać w tej chwili.
-A, przepraszam, za bardzo weszłam w twoje życie prywatne. Porozmawiajmy, jak ci się gra jako prawy pomocnik?
-Do jasnej cholery nie o to chodzi! Dobrze o tym wiesz.
-Może jestem jednak głupia, oświeć mnie.
-To nie jest dla mnie łatwy temat, zrozum proszę. Nie chcę
ci teraz tego opowiadać, może za jakiś czas.
-No jasne, wielkie, mroczne sekrety idealnego Marco
Reusa.-wzięłam głęboki oddech aby uspokoić nerwy
-Przepraszam pana, mogłabym prosić o wspólne zdjęcie? Jestem
pana fanką od trzech lat, nie chcę przeszkadzać, ale…
-Nie ma sprawy.-przeszkodziłam nastolatce w jej wywodach i
ruszyłam w stronę barierki.
-Inga…-zrobił dwa kroki za mną
-Idź do tej dziewczynki, bardzo jej zależy. Ja nie mam zbyt
bardzo gdzie uciec.-westchnęłam i poszłam do poręczy. Cholerna kłótnia.
Nienawidzę się z nim kłócić. Dlaczego musi być tak dobrze, a potem się wszystko
chrzani. Odwieczny schemat mojego życia.
Poczułam dotyk jego dłoni na plecach.
-Przepraszam za to, co powiedziałem. Wiem, że nie miałaś
nigdy chłopaka i się nie całowałaś, co uwierz mi jest urocze i słodkie i nie
miałem prawa wtedy tak powiedzieć. Nie to miałem na myśli, nie chciałem żebyś to tak odebrała... Nie pomyślałem nad tym. Nie chciałem w
żadnym wypadku cię tym zranić.
-O co chodzi z tymi dziewczynami? Rozumiem, że to przeszłość.
Ja mogłabym ci nie mówić, że nie miałam nigdy chłopaka, ani, że miałam takie a
nie inne dzieciństwo, choć na dobrą sprawę dowiedziałeś się o tym przypadkiem.
Ale ja już nie wiem co mam myśleć? Nie wiem, zabawiałeś się z prostytutkami,
czy miałeś ich z dwadzieścia czy trzydzieści.
-Dobry Boże, nie. Inga…-przeczesał nerwowo palcami włosy.
–Nie… Po prostu miałem kilka kobiet…
-Naście?
-Kilka.-westchnął –To był trudny okres w moim życiu.
-Ania mnie przed tym ostrzegała. Nie wiem co mam myśleć.
-Chodź, usiądziemy na chwilę.-widziałam u niego lekkie
niezadowolenie, ale musiałam dokończyć ten temat –Co ci mówiła dokładnie Ania?
-A co chcesz mi ty powiedzieć?
-Nie bierz mnie pod włos.
-Jakżebym śmiała. Włosy Marco Reusa są
nietykalne.-uśmiechnęłam się lekko, na co piłkarz odpowiedział mi tym samym
-To było dwa lata temu.
-Caroline?
-Po tym jak zerwaliśmy. Miałem wtedy kiepski okres.
-To zrozumiałe, kochałeś ją.
-Nie.
-Ależ oczywiście, że tak. Gdyby nie, to byś się jej nie
oświadczał, myślałeś, że jest tą jedyną.
-Jezus, Inga, jesteśmy parą nawet nie od całej doby a musimy
poruszać tematy moich byłych?!
-No właśnie, jesteśmy parą nawet od nie całej doby a już się
kłócimy. Czy to ma w ogóle sens?
-Nie mów tak. Oczywiście, że ma. Kocham cię i nie pozwolę ci
odejść. Nie chcę, żebyś odchodziła. Może to banał, ale zmieniłem się gdzieś tam
odkąd powiedziałaś co do mnie czujesz. Jestem szczęśliwy, bardzo. Nie
wyobrażasz sobie jak. Sprawiłaś, że więcej się uśmiecham, że jak wstaję rano to
nie chcę już zabijać budzika, tylko chcę wstać, zobaczyć twój uśmiech i poczuć
twoje słodkie usta. Wiem, że będziemy się kłócić pewnie nie raz, to normalne,
że ludzie się kłócą. Nawet ja i Mario. Nie wiesz nawet ile razy potrafiliśmy
się do siebie nie odzywać na przykład przez tydzień. Potem ze wzruszeniem
wpadaliśmy sobie w ramiona…-uśmiechnął się lekko i chwycił mnie za ręce.
-Nie powinnam była tego drążyć.
-Rozumiem cię, to nie twoja wina. Po prostu daj mi trochę
czasu. Chcę ci naprawdę wszystko opowiedzieć, ale wolałbym w jakimś cichym miejscu,
gdzie będziemy sami, dobrze? Zaufaj mi. Daj chwilę czasu. Oczekujesz ode mnie
cierpliwości i ja cię proszę o to samo. Nie chcę mieć przed tobą żadnych
sekretów.
-Ja też nie.
-Nie wymagam od ciebie, żebyś mi wszystko opowiadała. Wiem,
jakie dla ciebie to trudne.
-Też nie powinnam tego wymagać. Po prostu… Powiedziałeś to w
taki sposób… Po prostu… Dotknęło mnie to, źle zareagowałam, nie powinnam,
przepraszam.
-To będziemy się tak teraz jeszcze przepraszać nawzajem, czy
będę mógł cię wreszcie pocałować, hmm?-uśmiechnęłam się i wstałam z ławki.
-Chodź, najpierw chcę stanąć głową w chmurach.-zaśmiałam się
i pociągnęłam go za rękę.
Tak, znaleźliśmy się właśnie na odcinku, w którym
szło się mając po obu swoich stronach białe obłoki. Było tu chłodniej niż na
dole, do tego cudowny wiatr. Otuliłam się chustą na ramionach. I ruszyłam do
przodu. Po środku drugiej połowy mostu zatrzymaliśmy się przy barierce i
podziwialiśmy chmury.
-Teraz mogę powiedzieć, że chodzę z głową w chmurach.
-A ja teraz mogę cię pocałować?-odwrócił mnie do siebie i
zatopił się w moich ustach. Wtuliłam się w niego i próbowałam mu przekazać całą
swoją miłość
-Nie kłóćmy się.-szepnęłam między pocałunkami
-Yhymm…-usłyszałam w odpowiedzi
-Będzie cudowna tapeta.-uśmiechnął się zwycięsko pokazując
mi zdjęcie z przed chwili.
-Jak… Kiedy?
-Trzeba cię tylko pocałować tak, że zapominasz o bożym
świecie i tyle.
-Nie musisz się specjalnie wysilać, zawsze tak jest. A z nóg
mam galaretę.
-Dobrze wiedzieć.-uśmiechnął się szeroko ustawiając zdjęcie.
–Nie ciesz się, zdjęcie jak śpisz zostaje.-mrugnął do mnie
-Nie możesz mieć trzech tapet!
-Nie, ale mogę mieć zdjęcie kontaktu.
-Nigdy do ciebie nie zadzwonię.
-To ja będę dzwonił. Chodź już moja galareto.-pocałował mnie
przelotnie w policzek i pociągnął za rękę
-Ej!
-Nie chcę nic mówić, ale też masz ciekawe zdjęcie w
telefonie…
-Przeglądałeś…
-Dałaś mi sama kiedy dzwonił Kuba. Chyba nie muszę ci
tłumaczyć, że jak się kończy połączenie…
-Okej… Tak w ogóle, gdzie jest mój telefon?
-Ja go mam.
-Daj…
-Nie. Popatrzę sobie jeszcze jak wrócimy na tą uroczą
tapetę. Kto zrobił to zdjęcie?
-Ania.-przewróciłam oczami, na co odpowiedział mi zduszony
chichot chłopaka. Na tapecie miałam zdjęcie, kiedy przytulał mnie w ogrodzie
Lewandowskich, a na ekranie blokady nasze selfie z obozu.-Wyślesz mi to
zdjęcie?
-Które?
-To z chmur.
-Ah tak, pocałunek w chmurach.
-A więc piłkarz, florysta, romantyk i poeta. Co się jeszcze
za tobą skrywa?
-Pięćdziesiąt twarzy.-poruszał brwiami, na co oboje
wybuchnęliśmy śmiechem.
-O co chodzi z kwiatami? Nie widziałam przecież, żeby Mats
dawał je Cat na plaży.
-Wynajął pokój w sąsiednim hotelu, który był cały w różach.
-Jakie to kochane… I słodkie.
-Mogę ci kupić tyle róż ile tylko będziesz chciała. Coś nam
dzisiaj spokoju nie dają.-westchnął i wyjął swój telefon i odczytał wiadomość.
–Cholera!
-Co się stało?-zaniepokoiłam się widząc jego minę
-Wracają.
-Jak to! Tak szybko!
-Cztery godziny. Nie wiem czy tak szybko.
-Co teraz?
-Jak to co, biegniemy!
-Przecież tam jest wyciąg krzesełkowy.
-Z górki będzie szybciej!-uśmiechnął się szeroko i oboje
zerwaliśmy się do biegu.
„I nie zastanawiaj się
Chcę żebyś zaskakiwał mnie”
~~~
Hej hej kochane! Przepraszam, że znów takie długie. Chciałam gdzieś urwać ale nie miałam zbyt bardzo gdzie. Obiecuję, że to ostatni taki długi, mam świadomość, że większość z Was tu zasnęła...ale to ostatni rozdział z tych, do których miałam wenę...także cieszcie się póki możecie, kolejne będą gorsze. W sumie kolejny, bo wstyd się przyznać, mam tylko jeden na za tydzień...Spokojnie, znajdę więcej czasu i będą kolejne!:)
Dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze!<3 Tak motywuje...tylko kiedy ja mam pisać, no kiedy? :'( Idą święta to będę siedzieć na tyłku i pisać, nie ma to tamto!:)
Napiszcie, czy dotarłyście do końca!:)
Buziaki!;*
Tak bardzo, bardzo i jeszcze bardziej Cię nienawidzę ! Jak możesz ?! No jak możesz ?! Jak możesz pisać takie rozdziały i pokazywać mi je ?! No bezczelna jesteś, bezczelna ! Wzruszyłam się tym rozdziałem. Jest taki słodki i kochany i brak mi słów. Czy ja kiedykolwiek napiszę chociaż jeden taki rozdział ? Wątpię. Chyba czas przejść na emeryturę. Jestem w trakcie oglądania filmu, więc napiszę tylko jeszcze jedno zdanie na temat rozdziału. Ania i Robert powinni odpuścić, a Inga i Marco to idealna para, więc niech tak zostanie. Czekam i już się nie mogę doczekać następnego rozdziału. Buziaki :*
OdpowiedzUsuńSerio, byłam pierwsza ? JUHU ! <3
UsuńŚwietny ♥ uwialbiam jak dodajesz takie długie rozdziały :-)
OdpowiedzUsuńBoże mam palpitacje serca przez ciebie. Pisząc coś tak dobrego narażasz mnie na szybkie i bardzo dziwne zmiany humoru. Dzięki wielkie :D
OdpowiedzUsuńTy przepraszasz za taki cudowny rozdział? :o Dziewczyno, on jest PERFEKCYJNY!! I wcale nie jest zbyt długi. Uwielbiam to opowiadanie. Cieszę się jak głupia, że Inga i Marco są razem. Nie mogę się doczekać, kiedy powiedzą o tym Lewandowskim i Kloppowi. ;D No i Marco taki słodki, że o mamuniu.. <3 Ja też tak chcę!! :p
OdpowiedzUsuńCzekam na kontynuacje i życzę weny. ;**
Jeju kocham tego bloga... ❤
OdpowiedzUsuńCzekałam dzisiaj od 15, dopiero teraz mi się przypomniało, kiedy czytam modlę się tylko, żeby to się jak najpóźniej skończyło, a teraz co? Czekam do soboty ❤
Od poniedziałku liczę dni do soboty :) a to rozczarowanie "kurde to dopiero środa" :) Kocham twoje opowiadanie :) Nie masz za co przepraszać, bo piszesz cudnownie :) Jestem w skowronkach, bo Inga i Marco są razem :) tyle czasu na to czekałam :) Ciekawe jak Lewandowscy na to zareagują i Kloppo :) czekam do soboty i zapraszam do siebie na dwójeczkę :) Link do rozdziału zostawiam w zakładcę Wasze Blogi :)
OdpowiedzUsuńAch...
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą sielankę w opowiadaniu. Chociaż samej łatwiej mi się pisze te rozdziały z jakimś kryzysem. Hahaha.
Ale no nie oszukujmy się tak... wszystko co Ty stworzysz jest najwspanialsze na świecie. Rozdział idealny nic dodać, nic ująć. Ale i ja z przyjemnością dałabym Ci kopniaka w tyłek. No i po co ta kłótnia ? Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale Tobie też się należy ten kopniaczek ! Żeby mi było to ostatni raz ! (Żartuję) Cieszę się, że wszystko jest już dobrze. Ale ciekawe czy oni dobiegną do tego Hotelu przed nimi. O matko. Czekam już na kolejny.
Pa Kochana ! <3 <3
Hej Kochana <3
OdpowiedzUsuńDawno nie komentowałam, ale każdy rozdział czytam zaraz po dodaniu i odliczam sekundy do kolejnych. Masz wielki talent i chciałabym choć w 10% pisać tak jak Ty! Cała historia toczy się tak jak od początku chciałam, jak czytam o tym jaki to Marco jest słodki to aż chciałabym być na miejscu naszej bohaterki ;D
A co do tego rozdziału to cud miód malina! :D Są w związku od jednego dnia a M już nie ma nic przeciwko ciąży, facet marzenie! :P Swoją drogą taki wątek też nawet by mi tu pasował (taka mała sugestia od koleżanki) :P Mam nadzieje, że Anka się ogarnie i nie stanie im na drodze do szczęścia!
Buziaki i obiecuję że postaram się już teraz komentować regularnie :****
Zakochałam się :) Dosłownie XD no po prostu nie mam słów, aby określić twoje opowiadanie. Przeczytałam dzisiaj wszystkie rozdziały :) padam na twarz, nic dzisiaj nie zrobiłam, ale zdecydowanie było warto 😻 Piszesz tak realnie, tak pięknie. Wszystko przeżywałam z bohaterką, jakbym to ja była Ingą. Po prostu genialne opowiadanie :) Zazwyczaj czytam opowiadania dotyczące historii z piłkarzami FC Barcelony, gdyż jest ona bliższa mojemu sercu, niż BVB, ale ten blog to istny majstersztyk 👌 Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. Masz ogromny talent, aż zazdroszcze ❤ Na koniec chciałabym życzyć Ci dużo weny, cierpliwości, czerpania radości z pisania, sukcesów w tej "dziedzinie" oraz motywacji do pisania :) Zapraszał też na mojego bloga, co prawda o chłopakach z Barcy, ale może ci się spodoba :) Pozdrawiam serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że rozdział czytałam na raty, stąd opóźnienie. Zaczęłam w poniedziałek w tramwaju, ale zanim przeczytałam pierwszy akapit przypomniało mi się, że na pierwszej godzinie piszę sprawdzian z geografii i zabrałam się za czytanie, za to wieczorem zmogła mnie taka gorączka, że dosłownie nie mogłam wstać z łóżka, co dopiero skupić się na poczynaniach skomplikowanej Ingi i wcale nie lepszego Marco. Wczoraj przeczytałam połowę w kolejce do lekarza, a dziś dokończyłam. Ale dokończyłam, dotrwałam do końca :D
OdpowiedzUsuńZ początku niewiele pamiętam (Czytanie na raty mi nie służy:(), więc komentarz będzie niekompletny, ale obiecuję poprawę pod 38 (ja tylko obiecuję te poprawy i obiecuję, ale czy coś z nich wychodzi? ;p)
Lewandowscy mnie denerwują, jeju. To życie Ingi i ma prawo je rozegrać tak jak tylko chce, jeśli kocha Marco i to ma jej przynieść szczęście, to dlaczego są temu przeciwni? Halo państwo Lewandowscy tak się nie robi. Cieszę się, że Mario wie o związki Ingi i Reusa, wspiera ich i tylko to się liczy :D (o przydałaby mu się dietka, rozbawiła mnie sytuacja z bułeczką i jajeczkiem, akurat to czytałam w kolejce, ludzie się dziwnie patrzyli jak się śmiałam, dziękuję ;D) Ale Marco jest słodki matko, taki romantyk florysta jak to napisałaś :D
Kocham go w tym opowiadaniu z całego serca, bo jest niepoprawnym romantykiem i to co zorganizował dla Ingi jest po prostu cudowne, szkoda tylko że w konspiracji ;p Ale spacer + pocałunek w chmurach z Marco, marzenie, po prostu marzenie *o* Rozmarzyłam się przez Ciebie i teraz będę resztę dnia siedzieć z takim bananem na twarzy wyobrażając sobie, że to ja z Marco ♥
Jedyne co mi się nie podobało w tym rozdziale to ich kłótnia, okej rozumiem, że nigdy się nie całowała i może być wrażliwa na tym punkcie, ale to nie oznacza, że ma się obrażać, bo Marco coś palnął.. :/ Tak samo jeśli chodzi o jego byłe, są parą dobę(!!) nie może oczekiwać od niego, że opisze jej każdą byłą kobietę.. Tak się po prostu nie robi.. Niech dadzą sobie trochę czasu na takie zwierzenia.
A zapomniałabym o moim najcudowniejszym Kubusiu! Noo kocham go po prostu najbardziej na świecie (bardziej niż Marco?). Jest cudownym przyjacielem no ♥
A i Klopp, fajny tatusiek B) Takiego to bym też chciała, chociaż nie powiem mój tata też jest uzależniony od ciast (po kimś to masz?). Dobra mniejsza o to XD
Rozdział cudowny, zakochałam się po raz kolejny. Życzę dużo weny i czasu :D
Pozdrawiam cieplutko ♥♥
PS. Nie da się zasnąć na tym rozdziale, takie emocje! :D
Jestem :)
OdpowiedzUsuńBoże jedyny... jak ty to robisz, że przy tak długich rozdziałach, które w teorii z reguły są nudne i ciągnące się jak argentyńska telenowela, u ciebie jest po prostu idealnie, co? Pożycz trochę umiejętności, bo sama chciałabym takie mieć :D
Jejciu, jest tak uroczo i cudownie, że aż uśmiech nie chce mi zejść z twarzy. Uwielbiam ich wszystkich, uwielbiam to, w jaki sposób wykreowałaś ich charaktery, szczególnie Marco. Nie wiesz przypadkiem, gdzie po świecie chodzi taki egzemplarz? Boję się, że tacy mężczyźni jak on już chyba dawno wyginęli :) Marco i Inga razem, i już nic do szczęście nie potrzeba. Jest pięknie!
Czekam na kolejne cudeńka i zapraszam do siebie na "norweski" prolog ^^
Buziaki :**
Podobnie, jak koleżanka wyżej, też czytałam 'na raty', nawet w trakcie różnych zajęć (może dlatego oblałam? :p), ale weny na komentarz nie mam, więc wybacz, jeśli będzie bez ładu i składu :(
OdpowiedzUsuńNo dobra, w sumie na tym mogłabym zakończyć, ale trzeba coś napisać... :p W zasadzie nie byłoby czegoś, bo by mi się w tym rozdziale nie podobało (całe szczęście, bo nie chcę już mówić NIE :P). Mario był na swój sposób uroczy (o co obecnie w rzeczywistości ciężko). Jeśli chodzi o ostrożność Lewandowskich wobec Reusa, to uważam, że jest mocno przesadzona. Każdemu może kiedyś podwinąć się noga, każdy ma prawo choć raz się upić, więc trochę nie rozumiem ich przeciągających się pretensji. Przecież Inga mu ufa, a ona nie ufa pierwszej napotkanej osobie, więc to powinno dać im do myślenia.
Co dalej... No tak, spacerek, pięknie, romantycznie... I nagle bang! Inga zareagowała zbyt nerwowo, zdecydowanie. Kiedy przeczytałam to, co powiedział Marco, nawet nie pomyślałam, że chodzi mu o doświadczenie w całowaniu... Nie powinna tak na niego naskakiwać, na pewno zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie pierwsza... No ale zazdrość też robi swoje :p
I jeszcze jedna wymiana zdań:
"-Nie możesz mieć trzech tapet!
-Nie, ale mogę mieć zdjęcie kontaktu." ---> Rozśmieszyło mnie to, bo próbowałam sobie wyobrazić mówiącego to Reusa :p
No cóż, przeczytałam ten komentarz jeszcze raz i faktycznie nie ma ładu, ale broni się długością :p Od jutra, w związku ze świętami jestem już wolnym człowiekiem, więc skupię się na blogowaniu :p
Buziaki ♡
Ps. Kolokwium jest jak sprawdzian w szkole, więc nie muszę czekać cały semestr, żeby je poprawić (uniwersyteckie nazwy są beznadziejne, wiem :p) :)
Rozdział świetny :) Uwielbiam u Ciebie te długie rozdziały i czasem nawet żałuję, że nie są dłuższe. Co do rozdziału to słodki ten Reus i taki zakochany w Indze i mam nadzieję, że nic się między nimi nie zepsuje.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
I to, że nie komentuje nie znaczy, że nie czytam. Czasem nie mam czasu napisać komentarza.
Genialny <3 to co miałam napisać już wszystko jest napisane zgadzam się z każdą wyżej.
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać.Ale napisałam cokolwiek :(
Czekam na nowy i pozdrawiam Aga <3
Ps.Dodasz dzisiaj nexta ? ;)
Kochana, wybacz mi to opóźnienie! :/ Jestem beznadziejna, wiem... ale szkoła, nauczyciele, koniec semestru... Mam nadzieję, że rozumiesz. :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze fenomenalny. ♥
Cóż... Związek naszej dwójki kwitnie i aż chce się czytać wszystkie wątki związane z naszą dwójką. ♥
Dzisiejszym rozdziałem zawładnęły zdjęcia. :D I to piękne zdjęcia. ♥
To takie słodkie, że Marco wykombinował taką randkę. Oryginalny pomysł. :)
Wspominałam już kiedyś jak kocham te rozmowy z Kubą? On jest po prostu przecudny! ♥ Śmiać mi się zachciało, kiedy Aga zaczęła piszczeć, a Inga pomyślała, że ta rodzi. xD
Cóż... wiem, że komentarz jest troszke chaotyczny i bez sensu, ale jest grubo po północy, a dziś Wigilia (właściwie wczoraj), więc jestem zmęczona. xD Zrozum. ;)
Pod najnowszym rozdziałem zjawię się jutro. ;) (Raczej dziś... xd)
Buziaki! ;*