środa, 24 czerwca 2015

Dziewięć.



Obudziłam się i zamrugałam kilka razy oczami próbując przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Agata w ciąży, Marco mnie pocałował, picie z Anią…zaraz. Reus mnie pocałował! O matko… Nie chciałam sobie tego przypominać. Wypuściłam głośno powietrze i podniosłam lekko głowę do góry. Od razu tego pożałowałam, czując przeszywający ból. Opadłam z powrotem na poduszkę i zaczęłam się rozglądać na ile było to możliwe. Salon. Kanapa. Po drugiej stronie śpi jeszcze Ania z nogami zarzuconymi na oparcie. Ze schodów usłyszałam głos Roberta.


-Mówię ci, lepiej zabalowały niż my w tym klubie, a jak tam u was?- zamknęłam na chwilę oczy. Robert zaczął się śmiać, kiedy wchodził do salonu
-Ciiiii.-powiedziałam cicho kładąc palec wskazujący na ustach i gromiąc go wzrokiem.
-O, obudziła się jedna księżniczka i jęczy, żebym cicho był.-powiedział specjalnie głośno do telefonu
-Zabiję.-jęknęłam i wtuliłam się w poduszkę
-Dobra, Mario, kończę, bo padają tu groźby karalne, że o życie się swoje zaczynam bać.-śmiał się, ale na szczęście już trochę ciszej.
-Pozdrów Mario.
-Pozdrawia cię.-przekazał –Mario dziękuje i pyta, czy Marco też ma pozdrowić.-skierował do mnie. Skrzywiłam się lekko. Czyli pewnie Mario wie. W końcu to jego najlepszy przyjaciel. Ja Ani też przecież powiedziałam. Nic nie zdążyłam odpowiedzieć, a już usłyszałam głos Lewego.
-Ma tak skrzywioną minę, jakby jej chomika w karuzelę wkręciło.
-No dzięki!
-Nie ma za co. Mario się z ciebie śmieje.
-A wypchajcie się wszyscy!-powiedziałam głośniej, na co odezwała się znowu moja głowa. W tej samej chwili Ania się obudziła i patrzyła tępym wzrokiem na to, co dzieje się dookoła.
-Mamy się wszyscy wypchać. Dobra, Ania się obudziła, z nią też nie lepiej. Nie ma to jak ratować dwie skacowane niewiasty. No prawie jak rycerz się czuję!
-Ciiiiichoooo!-jęknęłyśmy równo z Anią
-Ty, jaki synchron! Hahaha. Dobra, do zobaczenia, cześć.-skończył rozmowę i odłożył telefon na stolik, na którym stały puste butelki po wódce, coli i winie. Patrzył to na mnie, to na Anie.
-Nie no, nie wierze. Zaraz wam dam jakieś tabletki przeciwbólowe.-powiedział i oddalił się do kuchni. Popatrzyłyśmy po sobie z Anią i zaśmiałyśmy się żałośnie.

Jakiś czas później wypiłyśmy po tabletce i podniosłyśmy się do pozycji siedzącej. Robert usiadł naprzeciwko nas .

-No, no, no. Pięknie. Kac morderca nie ma serca! -śmiał się patrząc na nas. Wyobrażałam sobie jak musiałyśmy wyglądać.
-Co tam u Mario?-zapytałam w końcu.
-Też z Marco mieli pijacki wieczorek… Ale w porównaniu z wami, to słabo wypadli.
-Ehem…
-A o co wam poszło z Marco właściwie?
-A o nic… Takie tam. Tego..-odpowiedziałam szybko i spojrzałam na Anię, która przewróciła z rozbawieniem oczami. Myślałam, że Gotze powiedział mu o co chodzi. A jednak nie. Miło z jego strony.
-Dobra, drogie panie, trzeba jechać na zakupy!
-To jedź! Jedź w cholerę…-jęknęła Ania i z powrotem położyła się na kanapie.
-Hahahaha no nie mogę. Muszę wam zdjęcie zrobić.-wziął swojego iPhona i kiedy już miał naciskać spust migawki, rzuciłam w niego poduszką.
-Ej, no. Zdjęcie nie wyszło!
-Głębokie kondolencie.-odezwała się tym razem Ania.
-Ja też cię kocham, żono!-krzyknął na cały dom.
-Wypierniczaj mi, ale już, na te zakupy!-powiedziała ze śmiechem Ania i groziła mu palcem.
-Tak jest, kochanie.-odpowiedział ze śmiechem, pocałował ją szybko i już go nie było.
-Nareszcie… Cisza… Spokój…-westchnęła
-To co, zdrzemniemy się jeszcze, a potem robimy śniadanie?
-Okej. To dobranoc.
-A która jest w ogóle godzina?
-Nie ważne. Śpimy.
-Racja. Dobranoc.



***



Obudziły mnie głosy dobiegające z kuchni. Robert, Ania, Kuba, Łukasz, Mario, Pierre…i Marco. No błagam… W końcu czego ja się spodziewałam wprowadzając się do piłkarza Borussii Dortmund? Przecież to normalne, że przyjaciele się spotykają. Ale czemu tak często i akurat tu? Co robić, co robić co robić? A.) Udaję dalej, że śpię. B.) Wstaję, robię śniadanie i uciekam do mojego pokoju.
 Usłyszałam niewyraźnie jak Reus coś mówi. Od razu wybrałam plan A. Leżę, leżę, leżę… I nagle do moich uszu dobiega burczenie mojego brzucha. Przepraszam, czy ktoś wie, czy jak się śpi, to mu burczy w brzuchu?-chciałoby się zapytać. Słyszeli? Nie słyszeli? Trudno powiedzieć. I znowu odezwał się mój brzuch. No już, już! Co się pieklisz?! Wstaję i już coś jem, a ty się ucisz dla swojego dobra.- Ganiłam mój żołądek. Może to dziwne… Czasami ja siebie samej nie pojmuję. Dobra. Wstaajeemy. Do odważnych świat należy-jak powtarzała mi moja babcia. Raz, dwa, trzy i hops. Poderwałam się z łóżka. Skierowałam się do kuchni, gdzie na moje nieszczęście siedzieli wszyscy. Przy wejściu posłałam Ance mordercze spojrzenie, a ta udawała, że nie widzi.

-Cześć wszystkim.-rzuciłam nawet nie spoglądając w ich stronę i zajęłam się przygotowaniem mojego popołudniowego śniadania. Według przepisu Ani oczywiście. Jak to nazwała-ryżowianka. Może być i tak. Ważne, że dobre i sycące…a najważniejsze (w tej sytuacji), że szybko się robi.
-Cześć, czeeść! Piękny dzień dzisiaj mamy, prawda?-powiedział specjalnie głośno Łukasz
-Jak taki piękny to idź se pohasaj po ogrodzie.-odburknęłam zajęta przygotowywaniem śniadania.
-Oj, Inga, nie bądź taka, bierz przykład ze starszych!-powiedział wesoło Robert.
-Właśnie!-wtórował mu Łukasz. Spojrzałam na nich z politowaniem i odstawiłam garnek na kuchenkę. Wzięłam z szafki ceramiczny stojak do jajek, wyciągnęłam jedno z lodówki, włożyłam do niego, wstawiłam do mikrofali, zamknęłam ją lekko trzaskając drzwiczkami i ustawiłam na pięć minut. Nie patrząc na nich wróciłam do mojego poprzedniego stanowiska. Uśmiechnęłam się pod nosem, a z mojej prawej strony jakby po ułamku sekundy buchnęła głośna salwa śmiechu.

-Trzy, dwa, jeden…-odliczyłam po krótkiej chwili i wskazałam palcem na mikrofalę, z której słychać było odgłos roztrzaskującego się jajka na ściankach mikrofali. Wywołało to jeszcze większy śmiech wśród chłopaków i Ani. Dokończyłam przyrządzać moje śniadanie, wzięłam miskę, łyżkę i już się kierowałam do mojego pokoju, kiedy usłyszałam…

-Inga, jak coś, to wbijamy dzisiaj wszyscy do was na dziewiętnastą…-odezwał się Łukasz wycierając łzy z kącików oczu.
-Zdefiniuj „wszyscy”-odwróciłam się i oparłam o ścianę.
-My.-pokazał ręką na wszystkich siedzących przy wysokim stole.
-Okej. A w jakimś konkretnym celu?
-A bo nam Kopciuszku zwiałaś z imprezy z obecną tu Lewandowską i nawet sobie nie zdążyliśmy pogadać.-odpowiedział tym razem Kuba
-No okej…-z powrotem skierowałam się do wyjścia ale coś mi tu nie pasowało, więc znowu się do nich odwróciłam. –Czekaj, dziewiętnastą?
-No tak.
-To która jest godzina, że wy tu wszyscy jesteście?
-Zaraz siedemnasta.
-…Dżizys…Ania, ile ja spałam?!
-Dosyć długo, ale to normalne po zmianie klimatu i w ogóle. Poza tym przecież do trzeciej użalałyśmy się i opijałyśmy twój pierwszy…-posłałam jej mordercze spojrzenie. Błagam, niech tylko się nie wygada! –pierwszy przylot do Dortmundu!-wybrnęła. Chwała Bogu! Przeleciałam wzrokiem po wszystkich i napotkałam przeszywające spojrzenie Marco. Szybko się ocknęłam i skierowałam do Ani.
-Za dwadzieścia minut idziemy biegać. Zjem szybko śniadanio-kolację, przebieram się i czekam na Ciebie.
-Ale…
-Bez ale. Trzeba ruszyć cztery litery, a nie, na ploteczkach z przystojnymi panami!-zaśmiałam się widząc jej minę.
-Alleluja! Pierwszy raz w życiu usłyszałem komplement do jakiejkolwiek rasy męskiej z ust Ingi! Cud, ludzie! Cud!-krzyczał Robert.
-Robert… Proszę cię, idź do salonu, weź słownik i sprawdź znaczenie słowa sarkazm.-powiedziałam i ruszyłam w kierunku schodów.
-No bardzo śmie…
-Pod „S” szukaj!-krzyknęłam do niego ze schodów i poszłam do mojego pokoju. 
Zjadłam szybko, przebrałam się w ciuchy do biegania i związałam włosy w kitkę. Wzięłam jeszcze moją miskę i ruszyłam do kuchni. Tam zastałam samych chłopaków, którym synchronicznie opadła kopara. Odłożyłam miskę do zmywarki. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich. W końcu odwróciłam się przodem do nich i zapytałam

-Ania jeszcze na górze?-chciało mi się śmiać widząc zahipnotyzowanych, szczerzących się niczym mysz do sera piłkarzy.
-Ja pierdziele! Robert! Gdybym ja wiedział, że ty tu będziesz miał takie widoki, to ja bym już się dawno do ciebie wprowadził!-pierwszy „otrząsnął” się Gotze
-A gdybym ja w ogóle to wiedział, to bym już ją tu dawno ściągnął.
-E, e, e. Ty, to masz żonę, drogi kolego, a tobie, grubasku -zwróciłam się do Mario- to też by ci się przydało pobiegać.
-To same mięśnie!... Chociaż wiesz, mógłbym pobiegać trochę!-zaśmiał się i poruszał znacząco brwiami lustrując mnie od góry do dołu...i z powrotem
-No to chodź.-odezwała się w progu kuchni ubrana podobnie do mnie Ania. Wszystkie spojrzenia chłopaków skierowały się w jej stronę. Potem patrzyli to na mnie, to na Lewandowską.
-Chodź tu do mnie podejdź Inga, bo jeszcze nasi chłopcy zeza rozbieżnego dostaną.
-Ej, a ja na serio mogę? Tylko nie mam ubrań!
-To weź coś od Roberta.
-Uprzedzam, że większość rzeczy może być dla ciebie deczko przyciasna.-powiedziałam powstrzymując śmiech
-Ty się jeszcze dzisiaj doigrasz!-zwrócił się do mnie wskazując na mnie palcem.
-Oho! Bo się przestraszę.
-Ktoś jeszcze chce pobiegać? Szafa Roberta stoi otworem. Marco?-nie, czy ja śnię, czy moja przyjaciółka jest zdrowo walnięta?! Nadepnęłam jej z całej siły na stopę.
-Ała!-pisnęła
-Uduszę. Ale ci najpierw jęzor utnę-szepnęłam, niestety, kiedy akurat obok nas przechodził blondyn.
-Z przyjemnością, Aniu.-powiedział z uśmiechem patrząc na mnie. Cholera. Zacisnęłam palce na ramieniu (jeszcze) przyjaciółki i pociągnęłam ją w stronę drzwi wyjściowych.

-Co ty odstawiasz?!-zapytałam wkurzona, tym razem po polsku, żeby znowu ktoś się nie napatoczył
-Ale co?
-Anka do cholery jasnej! „Ktoś chce jeszcze pobiegać, Marco?”-przedrzeźniałam ją
-Aaaaa
-Beeee
-No co! Chcę serio dobrze! Przed…tym...jeszcze przynajmniej się do siebie odzywaliście, a teraz jest taka beznadziejna, napięta atmosfera. Mówiłaś, że będziesz go traktować jak wcześniej, a tu co, dupa. Nawet mu w oczy nie spojrzysz!
-No pewnie, bo to tak prosto, nie? Wczoraj całowałaś się z facetem, nie wiesz o co mu chodzi, a dzisiaj jeszcze zalega u ciebie-nie-ciebie w domu…
-Przecież mówiłaś, że to po tobie spłynęło i nic do niego nie czujesz. Bo nie czujesz, prawda? Inga?
-Co? Nie. Nie wiem. Ania, ja naprawdę nie chcę mieć na razie żadnego chłopaka, rozumiesz? Nie plącz mnie w jakieś swatki, bo i tak nic z tego nie wyjdzie. Ja nie jestem gotowa na związki. A już zwłaszcza nie ze światową gwiazdą. On też pewnie woli wiesz, jakieś dziewczyny…typu Caro. Ja do tej ligi nie należę.
-A do tego, że do niego coś czujesz, to „nie”, czy „nie wiem”?
-Nie wiem.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą po czym przytuliłam mocno przyjaciółkę
-Eem, to co, idziemy?-wyrwał nas z uścisku głos Mario
-Tak
-Nie-odpowiedziałyśmy równo. Ania posłała mi błagalne spojrzenie. –Inga, dasz radę. To tylko głupie bieganie.  Przecież istnieje jeszcze coś pomiędzy nienawiść, a miłość jak przyjaźń, prawda? Zapomnij o tym i funkcjonuj, jakby się nic nie stało, okej? -powiedziała po polsku łapiąc mnie za rękę. Westchnęłam tylko. No cóż. Chyba tak trzeba.
-Okej.-odpowiedziałam i próbowałam wydusić szczery uśmiech. Wyszło…dość dziwnie.
-Idziemy.-zarządziła Ania i wyszliśmy biegać.

Najpierw biegliśmy truchtem do parku, potem zrobiliśmy ćwiczenia rozciągające przy ławce. Ania z Marco biegli trochę przede mną i Mario. Chyba nie rozmawiali. My z resztą jakoś też nie zbyt. W końcu Mario zagadał

-Inga?
-Hmm?
-Wiesz, bo ja nie wiem czy ty wiesz, że ja wiem.-powiedział, a gdy przemyślał co powiedział, zaśmiał się cicho.
-A ja wiem, że ty wiesz i Ania też wie i wie, że też wiesz.-odpowiedziałam, a Marco z Anią odwrócili głowy w naszą stronę ze zdezorientowanym wzrokiem.
-Rozmawiamy sobie.-powiedziałam w ich kierunku
-Wiem!-odpowiedzieli równo i wszyscy zaczęliśmy się śmiać
-Rozmawiałaś z babcią?-zapytała Ania, kiedy dorównaliśmy im z Mario kroku
-Tak, jak przyjechałam to do niej zadzwoniłam się zameldować.
-I co tam u niej?
-Dopytywała się, czy widziałam na żywo Mario i Marco. Jest waszą ogromną fanką. Kazała mi was uściskać-dodałam, a na twarzach obu panów pojawiły się  szerokie uśmiechy. –Potem powiedziała, że Marco nie muszę obowiązkowo, ale w zamian kazała ci przekazać, że używasz więcej żelu niż Ronaldo.-skierowałam do niego
-Miło!-zaśmiał się pod nosem –Już wiadomo po kim masz taki charakter.
-Nie wiadomo. Prawdopodobieństwo na spokrewnienie wynosi zero.-powiedziałam nieco smutno.
-Ale cię wychowała, więc prawdopodobieństwo na wredny charakter jest stu procentowa.-śmiała się Anka
- Tak… Urodziłam się aniołem, ale kiedy życie połamało mi skrzydła zaczęłam latać na miotle.- w jednym zdaniu zdefiniowałam całe moje życie. Można? Można!
-Nie, ja żartowałam. Nie jesteś wredna! Jesteś najwspanialszą przyjaciółką jaką można mieć.-powiedziała deczko zwalniając i objęła mnie ramieniem. –Ale tej wredoty to trochę jednak masz, nie?-skierowała do duetu Gotzeus.
-Tak!-odpowiedzieli równo.
-Dzięki!
-Ale za to najlepiej na świecie gotujesz!
-Oj, Mario, Mario. Bo się zarumienię.
-Ej, a ja to już źle gotuję?!-zaprotestowała Ania i spojrzała gniewnym wzrokiem na Mario.
-Yyy… To znaczy, nie! Też dobrze gotujesz, ale…
-Ale jak to ujął Robert, wszystko mu się już przeżarło.-dokończyłam za Mario, chyba nie do końca to co miał powiedzieć, ale sam się roześmiał.
-Ty!
-Ja?
-Tak! Zaraz cię dorwę, paskudo kochana!-powiedziała radośnie, a ja momentalnie zerwałam się do szybkiego biegu.
-Czekaj, Ania, pomogę ci. Też miałem ją dorwać za tego grubasa!-usłyszałam zza pleców głos Mario
-O, nie. Ja też cię dorwę, ale zaraz po niej.
-To w ogóle się pobawmy w chowanego.-rzuciłam ze śmiechem
-Okej!-usłyszałam trzy zgodne głosy zza mnie.
-Kto szuka?-zapytała Ania
-Marco. On jedyny nie chce nikogo dorwać, ani nikt nie chce…-spojrzał się na mnie -..no, po prostu on nie chce nikogo dorwać
-Oj, nie, nie. Ja już ostatnio przez ciebie debila z siebie zrobiłem, więc teraz ty szukasz.
-No okej.-powiedział niezadowolony. –Macie trzydzieści sekund. Kogo znajdę, ten pomaga mi szukać. Czas start.-powiedział i usiadł na parkowej ławce odwróconej do nas tyłem.

Rzuciłam się do biegu. Gdzie tu się schować?! Drzewo. Kiedyś to robiłam. Trzeba spróbować. Przede mną stał duży dąb. Podciągnęłam się na pierwszej gałęzi. Okej. Jestem. Chyba tu jest z nisko i mnie zauważą. Wspięłam się na drugą gałąź lekko opornie. Zacięłam się na ręku, ale to nic. Siedzę. Słyszę w końcu donośne „szukam” Mario. Siedziałam skulona i nasłuchiwałam, co się dzieje. „Ania!”-usłyszałam. No tak, czyli teraz szuka dwugłowy potwór.

-Cześć!-usłyszałam zza moich pleców. Przestraszona krzyknęłam i poczułam że spadam. Na szczęście dwiema nogami zahaczyłam o gałąź i zawisłam niczym nietoperz.
-Daj ręce-powiedział Marco siadając na gałęzi. Jak prosił tak zrobiłam. No bo ile ja mam tu tak wisieć…–Daj drugą-polecił. Podałam mu drugą rękę i momentalnie się wykrzywiłam z bólu. Trochę sobie jednak ją przycięłam. Nawet nie zauważyłam, że dość mocno krwawi. Marco zauważając moją minę i ranę na dłoni złapał wyżej, za nadgarstek i pociągnął mnie tak, że poderwałam się i poleciałam wprost na niego.

-Dzięki-szepnęłam i poprawiłam się na gałęzi.
-Boli?-spytał trzymając moją rękę i intensywnie wpatrując się w ranę
-Trochę.-odpowiedziałam –Co tu robisz?
-Chciałem się zaklepać, ale Mario by mnie zobaczył.-zaczęłam się śmiać –Co?-zapytał z uśmiechem na ustach
-Dorośli ludzie, a w parku się w chowanego bawią.
-Tak. Ale sama to wymyśliłaś!
-Ale niektórzy na żartach się nie znają!
-Powiedziała..
-Co?!
-Nic. –zaśmiał się pod nosem.- Anka parę minut też ci mówiła, że przecież żartowała, nie? Chodź, tutaj jest zaraz apteka, trzeba ci to jakoś opatrzyć, odkazić.-spojrzał ponownie z przejęciem na moje skaleczenie.
-Nie, Marco, nie przejmuj się, nic mi nie będzie.
-Ale ja nie pytam tylko stwierdzam fakty. Chodź.-powiedział schodząc na gałąź niżej wyciągając do mnie rękę. Przeskoczyłam na gałąź niżej. O mało bym się nie osunęła, ale Marco w porę mocno przyciągnął mnie do siebie. Czułam znowu jego cudowny zapach jego żelu pod prysznic, który zawirował mi w nozdrzach.
-Okej, Poszli tam. Schodzimy i w nogi, ok?-szepnął tuż przy moim uchu, a po chwili zeskoczył z drzewa. Po co tak szybko?
-Skacz.-polecił. O matko. Jak tu wchodziłam, nie przewidziałam jeszcze, że trzeba będzie stąd złazić. Złapałam się mocniej konara.
-Skacz, ja cię złapię. Nie spadniesz.-zapewnił.
-Na pewno?
-Tak, no chodź, szybko.-uśmiechnął się promiennie. O mój boże. Uśmiech Marco Reusa warty miliony dolarów. I to jeszcze skierowany do mnie. Wdech wydech i …skoczyłam. Poczułam, że Marco mnie trzyma, a chwilę później postawił mnie na ziemi. Rozejrzał się dookoła.
-Biegniemy.-i ruszyliśmy ile sił w nogach przed siebie. Po chwili weszliśmy do apteki. Marco kupił wodę utlenioną i plastry.

-Chodź, usiądziemy tu na chwilę.-polecił i wskazał dwa krzesła przy stoliczku pełnym ulotek z lekami. Złapał moją rękę, odkręcił wodę utlenioną i polał. Ssss..Jak to piecze. Jakby mi czytał w myślach, zaczął dmuchać na ranę. Chwilę później z dokładnością i troską nakleił mi kawałek białego plastra.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się. –Oddam ci pieniądze w domu.
-Nie ma za co i nie ma co oddawać, bo to Robert miał w tych dresach jakieś drobne.
-Haha, okej. To co, wracamy?
-Jasne, bo jeszcze całą resztę wezwą, żeby nasz szukać.-śmiał się i ruszyliśmy w stronę parku.

-Spocznie pani na ławeczce?-z uśmiechem wskazał gestem ręki na oparcie, na którym wcześniej odliczał Mario
-Z przyjemnością.-odpowiedziałam tym samym. Obserwowaliśmy zajętych szukaniem Anię i Mario wołających nasze imiona. Po dobrych dziesięciu minutach odwrócili się w naszą stronę.
-Wy dziady jedne! A my tyle was szukaliśmy!-krzyczała idąc do nas Ania.
-Ile już tu siedzicie?!-wtórował jej Mario
-Z dziesięć minut.-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Gdzie wy byliście?
-Tajemnica! Mamy jedną dobrą kryjówkę.-powiedział Reus puszczając do mnie oczko.
-Chodźcie wracamy.-zarządziła Ania i zaczęła powoli biec, a za po chwili do niej dołączyliśmy.
-To ja nie wiedziałem, że jesteście już „my”!-poruszał znacząco brwiami Mario za co pacnęłam go lekko w ten jego durny łepek.
-Ała! Za co!
-Za głupotę ludzką.-odpowiedziałam i ruszyłam szybciej do domu. –Kto pierwszy w domu ten pierwszy zajmuje łazienkę!-zaśmiałam się, a Ania, Mario i Marco jak na zryw dodali gazu.
-Ja skręcę do siebie. I tak jeszcze chciałem się przebrać.-oznajmił blondyn
-Okej. To do zobaczenia!-odpowiedziała Ania, a Marco odłączył się od nas i wbiegł w boczną drogę prowadzącą na luksusowe osiedle.

Jakiś czas później byliśmy już w domu. Każde z nas zajęło już łazienkę. Założyłam nowe ciuchy i poszłam do mojego pokoju. Z ciekawości weszłam na instagrama, na którego wczoraj w drodze na imprezę wrzuciłam zdjęcie robione przez Anię. Nie miałam tam wielu zdjęć. W sumie to moja przyjaciółka założyła mi tam konto i powstawiała kilka naszych wspólnych zdjęć z zeszłorocznych wakacji.  Stąd nie zdziwiło mnie nagły przypływ czterdziestu tysięcy obserwatorów. Tym razem również nie obyło się bez masy komentarzy i polubień. W sumie rozumiem tych wszystkich ludzi. Pamiętam, ile kiedyś bym dała za spotkanie słynnej Anny Lewandowskiej! A teraz? Pasożytuje w jej domu w Dortmundzie, jej, mojej najlepszej przyjaciółki  i siostry w jednym. Mam w niej ogromne wsparcie. Prawie jak u mojej babci…

-Inga?-wynurzyła się zza drzwi głowa brunetki
-Hmm?
-W porządku?
-Jasne!
-Wszyscy już są…
-Aha. Już schodzę. A z tobą wszystko ok? Masz jakąś dziwną minę..
-Wszyscy już są i są…głodni.
-Aha!-zaśmiałam się. Zeszłyśmy na dół a tam, na kanapach rozsiadło się wygodnie już siedmiu piłkarzy. Cały czas nie mogło do mnie dojść, że oni tu są. Rozmawiam z nimi. Wow. Może życie zaczyna mi się w końcu układać?
-Cześć wszystkim!-przywitałam się
-Siema! Zamawiamy pizze, jaką chcesz?
-Żadnej.
-Na pewno?-dopytywał się Kuba
-Tak. Zrobię sobie sama.-odpowiedziałam i skierowałam się do kuchni. Śmiałam się pod nosem, kiedy usłyszałam kroki siedmiu par nóg podążających za mną. Wyjęłam z górnej szafki najmniejszą blachę i wystawiłam mąkę i drożdże. Podparłam ręce na biodrach i spojrzałam się z uniesionymi brwiami na gromadkę piłkarzy.
-Taaaaak?-przeciągnęłam. Robert wyszedł z tłumu, zabrał blachę, odłożył ją na miejsce i wyjął z szafki największą jaką mieli. Wow, tak dużej jeszcze nie widziałam. Robert posłał mi szeroki uśmiech i patrzył na mnie tymi błyszczącymi ślepiami. No i przepraszam, jak tu odmówić?! Muszę się w końcu uodpornić na „śliczne oczka” Lewego, bo z nim nie wyrobię i będę mu za służącą robić.
-Ale wtedy będzie za czterdzieści minut.
-Okej!-odpowiedzieli wszyscy zgodnie, co wywołało mój stłumiony śmiech.
-Specjalne wymagania?
-Nie specjalnie, a jaką robisz?
-Jak nie ma to wam nie powiem! Idźcie sprawdzić czy was w salonie nie ma i w fifę nie gracie!-wygoniłam ich do salonu.
-Jeny, taka kobieta to skarb!-stwierdził Mats
-Dzięki, przekażę Cathy!-odpowiedziałam przesłodzonym głosem
-Nie chwal dnia, przed zachodem słońca!-śmiał się Robert  -Wbrew pozorom ciężkie życie z tą istotą.-stwierdził niczym staruszek po osiemdziesiątce.
-Dobra, dobra. Sio mi już stąd…
-Bo czarownica zaraz zacznie czarować!-dokończył Mario za co oberwał ode mnie ścierką.
-Ała! Już idę, idę!-powiedział śmiejąc się i cały „rój pszczółek” opuścił kuchnię. Odetchnęłam i rozpoczęłam robienie mojego dania. Dawno nie robiłam pizzy ale takie rzeczy „ma się w kościach”.

-Pomóc ci w czymś?-usłyszałam głos dobiegający od wejścia kuchni
-A, to ty… Nie, nie ma potrzeby. Na razie wszystko ogarniam. A co, nie masz co robić?
-No tak trochę. Chłopaki grają w fifę a ja się nie mam gdzie podziać.
-To siadaj i opowiadaj. Przyjdą w ogóle jakieś dziewczyny?
-Ewa i Cathy. Mają być za chwilę.
-Ania…
-Hmmm?
-Odniosłam takie wrażenie, że coś jest nie tak z Ann-Kathrin i Mario. W ogóle jakoś się mało do siebie odzywali i w ogóle nie wyglądali na zakochanych jak kiedyś na zdjęciach..
-Masz rację… o, już są. Idę otworzyć i pogadamy razem.
-Ok.-odpowiedziałam i dokończyłam sypanie sera na wierzch pizzy. Chwilę później pizza wylądowała w piekarniku.
-Ooo, tu jest nasza piękna!-powiedziała radośnie Ewa przekraczając próg kuchni. Zaraz za nią szła Cathy i Ania.
-Cześć, cześć-uśmiechnęłam się i uściskałyśmy się przyjaźnie na powitanie.
-Chcecie jakiś sok, kawę, herbatę?-zaproponowała Ania
-Zieloną, jeśli masz.-odpowiedziała Cathy
-Dla mnie też!
-Ok. Ja zrobię. A ty, Ania?
-Też to samo.-powiedziała Ania, a ja uzupełniłam czajnik i postawiłam go na kuchence.
-No, to wracając do tematu…
-Jakiego?-wtrąciła dziewczyna Matsa
-Mario i Ann
-Aaa… No tak, dziwnie się teraz między nimi porobiło…
-No właśnie.
-Wie ktoś w ogóle czy o coś poszło?-dosiadłam się na kuchennego hokera koło Ewy.
-No właśnie chyba nie. Tak jakoś przestało im się układać.
-A byli piękną parą…-westchnęła Ewa
-Dalej chyba przecież są, nie? Przecież jeszcze nie zerwali…
-Jeszcze, Inga, jeszcze…
-Oj Cathy, może uda im to się jeszcze naprawić, co?
-Inga bawi się w swatkę! Nie wierzę!-zaśmiała się Lewandowska
-Nie w swatkę… Po prostu delikatnie pogadać.
-Inga, próbowałyśmy pogadać z Ann, ale ona na razie omija ten temat szerokim łukiem.
-A macie napisaną magisterkę z psychologii?
-I myślisz, że może ci się udać?-zapytała zaciekawiona z przebłyskiem nadziei w oczach
-Spróbuję… Wiesz, mieliśmy takie zajęcia, nawet praktyczne, z prawdziwymi pacjentami i całkiem nieźle mi poszło, więc może też uda coś się pogadać z Ann.
-Nieźle czyli?
-W porządku.
-Ingaaa noo! Chwal się przyjaciółką na jaki stopień zaliczyłaś!-pogroziła palcem karateczka
-…Celujący..-moje twierdzenie brzmiało bardziej jak pytanie. Nie lubiłam się zbytnio chwalić sukcesami. Cieszę się. No nienormalne by było, gdybym się nie cieszyła, ale nie miałam jakiejś większej potrzeby, żeby to wszystkim w koło rozpowiadać.
-Moja zdolniacha!-powiedziała radośnie Ania i mocno mnie przytuliła
-Gratulacje!-przyłączyły się dziewczyny. –Jak celujący, to może jednak coś się uda zadziałać, nie?
-A co, gdyby była piątka to już byście we mnie nie wierzyły?-śmiałam się
-Wiesz, piątka to nie to, co szóstka!
-No tak.
-Może coś ci się faktycznie uda wskórać. Może poskutkuje…
-Mam taką nadzieję.


Kilkanaście minut później, które upłynęło nam na luźnej rozmowie piekarnik oznajmił, że pizza jest już gotowa.
-Wow, nieziemsko wygląda. Musisz mi dać koniecznie przepis!-stwierdziła Ewa zaglądając przez szybkę piekarnika
-Tajna, rodzinna receptura!-uśmiechnęłam się i uchyliłam drzwiczki. Z dziewczynami szybko wyciągnęłyśmy talerze, sztućce i szklanki. Ania z Cathy zaniosły wszystko do salonu, a ja z Ewą pocięłyśmy pizzę na kawałki
-Może wezmę jeszcze keczup. Macie?
-Powinien być.-odpowiedziałam i chwyciłam w rękawicach gorącą blachę i ruszyłam z nią do salonu.

-Pizza!-zawołałam, a chłopacy od razu oderwali się od gry.
-Ale ładnie pachnie!-powiedział Mario nachylając się nad pizzą.
-Ooo, hawajska!-podszedł bliżej „zgromadzenia nad pizzą” Marco i objął mnie ręką w pasie. Rzuciłam zdezorientowane i zaskoczone spojrzenie Ani, a ona tylko wzruszyła bezradnie ramionami. Nie dość, że dwa razy dzisiaj na niego wpadłam, to jeszcze ta ręka. Jakby mi czytał w myślach zwinnie ją zabrał, a po chwili dzierżył w niej zwycięsko największy kawałek pizzy. –Moja ulubiona!-dodał. Cholera, nie prawda, bo moja, ty głupi blondynie. To ja ją lubię, a nie ty. I co to w ogóle miało być? Czego ty cholera ode mnie oczekujesz. W co ty grasz cholero jedna. Uważaj, bo ja w tę chorą gierkę nie zamierzam grać i niech ci się nie wydaje, że jestem jakąś pierwszą lepszą laską…a te jego oczy…i uśmiech…
-Cholera jasna!-krzyknęłam po polsku na cały dom i wszystkie pary oczu skierowały się na mnie.
-Inga?-odezwał się zdezorientowany Lewandowski próbując powstrzymać cisnący mu się na usta śmiech.
-Sorry, wyrwało mi się.-powiedziałam po niemiecku i zaśmiałam się cicho z zaistniałej sytuacji, a po chwili wtórowały mi śmiechy piłkarzy. Jedynie Marco delektował się swoim kawałkiem pizzy zanurzając go w majonezie.
-Dobra, nie wiem jak wy, ale ja już zaczynam jeść pizzę.-stwierdził Mario
-Chyba jednak ktoś już cię wyprzedził.-pokazałam palcem na Reusa przeżuwającego kolejnego kęsa
-Baałdzo dobła-powiedział z pełną buzią na co wszyscy się roześmiali.

-To co, jest pizza jest zabawa!-zakrzyknął wesoło Pierre i rzucił się na pizzę...a za nim cała reszta…





CDN...



~~~



Także taka sytuacja :)
Dziękuje Wam wszystkim za cudowne komentarze! Nawet nie wiecie jak się z każdego z nich cieszę! I chyba wreszcie minęła moja „twórcza blokada” i czytając wasze komentarze dokończyłam…23 (o.o) część opowiadania :D …Także jeśli chcecie 24 to komentujcie! :D

A teraz taka mała wiadomość do dortmunden_madchen na jej zacny komentarzy, w którym opisała jak to była „wielce ukonentowana”, a ja czytając komentarz musiałam sprawdzić u wujka Google’a..czy mnie przypadkiem nie obraża :D
a więc…

Miła waćpanno. Zawdży mam krotofilę czytać waćpanny miarkowne opinie oraz dyć opinie inszych dziewoi, po których zawdży dostaję zastrzyk jękorymny w mojej łbicy i radnie piszę kolejne części oraz chędorzę się i frasuje. Mam krotofilę dla was pisać jestem niebaczna widząc wasze komentarze pod mą powiastką. Żartko kolejna część. Naczże więcej nie mragam. Pozdrawiam.

Kto chce cały rozdział w „języku” jak powyżej?

A i jeszcze podsyłam filmik-jeśli nie każdy widział..:D Auba się pięknie odwdzięczył za "prezent" od Marco (https://instagram.com/p/4EIPu0qhfi/?taken-by=marcinho11) ->> https://instagram.com/p/4Egt1DM2Np/ chłopaki rozwalają system..nie wspominając o "szlagierach" w szatni... :)))

Ściskam WAKACYJNIE!!! :DD (jutro mam zakończenie roku^-^) (i poszpanuję średnią: 5.1<-trafiło się ślepej kurze ziarno, co na lekcjach wymyślała kolejne części opowiadania i gdzie na sprawdzianach myliła się pisząc imię i nazwisko…: Marco Reus, albo imię: Inga…, albo Klopp... Taaak…^^)
Buziaki!<3 :**

11 komentarzy:

  1. Fajniutki ;-) Kiedy następny?
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały będą się pojawiały w każde środy i soboty:)

      Usuń
  2. Awww :* Kocham cię normalnie <3 Rozdział jak zawsze zresztą wspaniały :* Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham, kocham, kocham! ❤
    Gratuluję średniej kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie udało mi się nadrobić!!! <3
    Widzę, że nasza parka (Marco i Inga) są dla siebie stworzeni. A ten pocałunek w poprzedniej części? Ahhhhh *.*
    Wieczór Ani i Ingi rządzi!!! Widać, że dziewczyny są prawdziwymi przyjaciółkami od serca.
    Świetny rozdział jak zwykle ;)
    Zazdroszczę, normalnie zazdroszczę. Masz zakończenie jutro a ja w piątek. Tak mi się dłuży ...
    Sama się zdziwiłam, że moja średnia to 5.0. Ja na lekcjach cały czas gadam. Nauczyciele zwracają mi uwagę. 2 minuty ciszy z mojej strony i od nowa! Widzę więc, że nie tylko i ja mam czasem wenę do pisania nowych rozdziałów na lekcjach :D
    Jeszcze raz przepraszam, że nie komentowałam. Głównie to było spowodowane treningami strażackimi. Ale jednak te treningi coś zdziałały i z dziewczynami mamy 2 miejsce w powiecie. OBIECUJE OD TERAZ REGULARNIE KOMENTOWAĆ :***
    No więc czekam na sobotę i nowiuteńki rozdział <3
    Życzę dużo weny i do następnego kochana :* <3

    P.S Zapraszam na nowy rozdział :
    http://lovestory-bvb.blogspot.com/2015/06/rozdzia-1-ja-nadal-wierze-w-to-ze-ty.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudeńko. Zawsze gdy czytam dialogi na tym blogu uśmiech pojawia mi się na twarzy i szczerzę się jak głupia do sera. No ale cóż zrobić jak tak świetnie piszesz?
    Co do relacji Marco - Inga: myślę, że już teraz będzie coraz lepiej. Najpierw Reus złapał ją jak skoczyła z drzewa, potem zaopatrzył jej rękę a jeszcze później objął ją w pasie.
    Już nie mogę się doczekać soboty.
    Mańka

    P.S Gratuluję średniej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział czytałam w pociągu, ale komentarz postanowiłam napisać już w domu, bo bałam się reakcji ludzi, gdyby zauważyli, że przez pół godziny śmieję się do telefonu z sobie tylko wiadomych przyczyn (pewnie zgłosiliby maszyniście, że uciekłam z zoo albo z psychiatryka czy coś) :p Dzisiaj przeszłaś samą siebie :D Bo:
    1. Ponowne gotowanie jajka w mikrofalówce 2. Całokształt Lewandowskiego
    3. Inga i Marco schowani na jednym drzewie (btw, nie pomyślałabym, że Reus dysponuje zaawansowanym stopniem opiekuńczości)
    4. 'Głupi blondyn' i jego 'ulubiona hawajska pizza' (dobrze, że Inga nie wyskoczyła z rudzielcem)
    5. I oczywiście cały ten tekst w notce pod rozdziałem! :D Zrozumienie tego fragmentu zajęło mi kilka minut, więc chyba za cały rozdział w tym języku podziękuję :p
    No, wystarczy :p Zawżdy ślę serdeczne pozdrowienie z głębi mej polskiej duszy, kontemplując w niej swe ukontentowanie wraz z zacnymi wyrazami wszechradości, oczekując wszech i wobec kolejnej części dzieła Twą szlachecką ręką spłodzonego!
    Do usłyszenia ♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam twoje opowiadania od kilku (czyt. 2) dni i mogę stwierdzić jedno Masz świetny talent to cudownie że piszesz opowiadania i dzielisz się nimi z nami ;) Nigdy jakoś bardzo nie interesowałam się piłka i Borussią ale mimo to zaczęłam czytać twoje opowiadania i to była dobra decyzja ;) Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci bardzooo dużo weny no i oczywiście czekam na sobotę ;)
    Grzeszczocholiczka ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojoj czyżby Inga się zakochała? Jak to możliwe ? :o Ale to bardzo fajna wiadomość^^ Marco wydaje się bardzo kochany w stosunku do Ingusi <3 Mam nadzieję ,że w następnych rozdziałach będzie się działo ^^
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na next -http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/2015/06/rozdzia-12-po-wyjsciu-mikoaja.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Poprawiłaś mi humor na dobranoc tym rozdziałem :D
    Uwielbiam Ingę i te jej teksty, czy po prostu "rozmowy" z Lewym♥
    A co do pomysłu w zabawę w chowanego, to nie wpadłabym na to. To wdrapywanie się na drzewo.. haha pomysłowo :D
    Coraz bardziej wydaje mi się i utwierdza w przekonaniu, że Inga i Marco czują coś do siebie więcej. Liczę, że będzie między nimi tylko lepiej raz będę ze sobą rozmawiać.
    Mam nadzieję też, że nie będzie żadnej poważniej kłótni między Ann i Mario. Cieszyłabym się, jakby Inga rzeczywiście pogadała z modelką. Może ona coś zdziała.
    Do następnego i udanych wakacji ♥

    OdpowiedzUsuń