Obudziłam
się i zamrugałam kilka razy oczami próbując przypomnieć sobie wydarzenia z
poprzedniego dnia. Agata w ciąży, Marco mnie pocałował, picie z Anią…zaraz.
Reus mnie pocałował! O matko… Nie chciałam sobie tego przypominać. Wypuściłam
głośno powietrze i podniosłam lekko głowę do góry. Od razu tego pożałowałam,
czując przeszywający ból. Opadłam z powrotem na poduszkę i zaczęłam się
rozglądać na ile było to możliwe. Salon. Kanapa. Po drugiej stronie śpi jeszcze
Ania z nogami zarzuconymi na oparcie. Ze schodów usłyszałam głos Roberta.
-Mówię ci,
lepiej zabalowały niż my w tym klubie, a jak tam u was?- zamknęłam na chwilę
oczy. Robert zaczął się śmiać, kiedy wchodził do salonu
-Ciiiii.-powiedziałam
cicho kładąc palec wskazujący na ustach i gromiąc go wzrokiem.
-O,
obudziła się jedna księżniczka i jęczy, żebym cicho był.-powiedział specjalnie
głośno do telefonu
-Zabiję.-jęknęłam
i wtuliłam się w poduszkę
-Dobra,
Mario, kończę, bo padają tu groźby karalne, że o życie się swoje zaczynam
bać.-śmiał się, ale na szczęście już trochę ciszej.
-Pozdrów
Mario.
-Pozdrawia
cię.-przekazał –Mario dziękuje i pyta, czy Marco też ma pozdrowić.-skierował do
mnie. Skrzywiłam się lekko. Czyli pewnie Mario wie. W końcu to jego najlepszy
przyjaciel. Ja Ani też przecież powiedziałam. Nic nie zdążyłam odpowiedzieć, a
już usłyszałam głos Lewego.
-Ma tak
skrzywioną minę, jakby jej chomika w karuzelę wkręciło.
-No
dzięki!
-Nie ma za
co. Mario się z ciebie śmieje.
-A
wypchajcie się wszyscy!-powiedziałam głośniej, na co odezwała się znowu moja
głowa. W tej samej chwili Ania się obudziła i patrzyła tępym wzrokiem na to, co
dzieje się dookoła.
-Mamy się
wszyscy wypchać. Dobra, Ania się obudziła, z nią też nie lepiej. Nie ma to jak
ratować dwie skacowane niewiasty. No prawie jak rycerz się czuję!
-Ciiiiichoooo!-jęknęłyśmy
równo z Anią
-Ty, jaki
synchron! Hahaha. Dobra, do zobaczenia, cześć.-skończył rozmowę i odłożył
telefon na stolik, na którym stały puste butelki po wódce, coli i winie.
Patrzył to na mnie, to na Anie.
-Nie no,
nie wierze. Zaraz wam dam jakieś tabletki przeciwbólowe.-powiedział i oddalił
się do kuchni. Popatrzyłyśmy po sobie z Anią i zaśmiałyśmy się żałośnie.
Jakiś czas
później wypiłyśmy po tabletce i podniosłyśmy się do pozycji siedzącej. Robert
usiadł naprzeciwko nas .
-No, no,
no. Pięknie. Kac morderca nie ma serca! -śmiał się patrząc na nas. Wyobrażałam
sobie jak musiałyśmy wyglądać.
-Co tam u
Mario?-zapytałam w końcu.
-Też z
Marco mieli pijacki wieczorek… Ale w porównaniu z wami, to słabo wypadli.
-Ehem…
-A o co
wam poszło z Marco właściwie?
-A o nic…
Takie tam. Tego..-odpowiedziałam szybko i spojrzałam na Anię, która przewróciła
z rozbawieniem oczami. Myślałam, że Gotze powiedział mu o co chodzi. A jednak
nie. Miło z jego strony.
-Dobra,
drogie panie, trzeba jechać na zakupy!
-To jedź!
Jedź w cholerę…-jęknęła Ania i z powrotem położyła się na kanapie.
-Hahahaha
no nie mogę. Muszę wam zdjęcie zrobić.-wziął swojego iPhona i kiedy już miał
naciskać spust migawki, rzuciłam w niego poduszką.
-Ej, no.
Zdjęcie nie wyszło!
-Głębokie
kondolencie.-odezwała się tym razem Ania.
-Ja też
cię kocham, żono!-krzyknął na cały dom.
-Wypierniczaj
mi, ale już, na te zakupy!-powiedziała ze śmiechem Ania i groziła mu palcem.
-Tak jest,
kochanie.-odpowiedział ze śmiechem, pocałował ją szybko i już go nie było.
-Nareszcie…
Cisza… Spokój…-westchnęła
-To co,
zdrzemniemy się jeszcze, a potem robimy śniadanie?
-Okej. To
dobranoc.
-A która
jest w ogóle godzina?
-Nie
ważne. Śpimy.
-Racja.
Dobranoc.
***
Obudziły
mnie głosy dobiegające z kuchni. Robert, Ania, Kuba, Łukasz, Mario, Pierre…i
Marco. No błagam… W końcu czego ja się spodziewałam wprowadzając się do
piłkarza Borussii Dortmund? Przecież to normalne, że przyjaciele się spotykają.
Ale czemu tak często i akurat tu? Co robić, co robić co robić? A.) Udaję dalej,
że śpię. B.) Wstaję, robię śniadanie i uciekam do mojego pokoju.
Usłyszałam niewyraźnie jak Reus coś mówi. Od
razu wybrałam plan A. Leżę, leżę, leżę… I nagle do moich uszu dobiega burczenie
mojego brzucha. Przepraszam, czy ktoś wie, czy jak się śpi, to mu burczy w
brzuchu?-chciałoby się zapytać. Słyszeli? Nie słyszeli? Trudno powiedzieć. I
znowu odezwał się mój brzuch. No już, już! Co się pieklisz?! Wstaję i już coś jem,
a ty się ucisz dla swojego dobra.- Ganiłam mój żołądek. Może to dziwne… Czasami
ja siebie samej nie pojmuję. Dobra. Wstaajeemy. Do odważnych świat należy-jak
powtarzała mi moja babcia. Raz, dwa, trzy i hops. Poderwałam się z łóżka.
Skierowałam się do kuchni, gdzie na moje nieszczęście siedzieli wszyscy. Przy
wejściu posłałam Ance mordercze spojrzenie, a ta udawała, że nie widzi.
-Cześć
wszystkim.-rzuciłam nawet nie spoglądając w ich stronę i zajęłam się
przygotowaniem mojego popołudniowego śniadania. Według przepisu Ani oczywiście.
Jak to nazwała-ryżowianka. Może być i tak. Ważne, że dobre i sycące…a
najważniejsze (w tej sytuacji), że szybko się robi.
-Cześć,
czeeść! Piękny dzień dzisiaj mamy, prawda?-powiedział specjalnie głośno Łukasz
-Jak taki
piękny to idź se pohasaj po ogrodzie.-odburknęłam zajęta przygotowywaniem
śniadania.
-Oj, Inga,
nie bądź taka, bierz przykład ze starszych!-powiedział wesoło Robert.
-Właśnie!-wtórował
mu Łukasz. Spojrzałam na nich z politowaniem i odstawiłam garnek na kuchenkę. Wzięłam z szafki ceramiczny stojak do jajek, wyciągnęłam jedno z lodówki,
włożyłam do niego, wstawiłam do mikrofali, zamknęłam ją lekko trzaskając
drzwiczkami i ustawiłam na pięć minut. Nie patrząc na nich wróciłam do mojego
poprzedniego stanowiska. Uśmiechnęłam się pod nosem, a z mojej prawej strony jakby
po ułamku sekundy buchnęła głośna salwa śmiechu.
-Trzy,
dwa, jeden…-odliczyłam po krótkiej chwili i wskazałam palcem na mikrofalę, z
której słychać było odgłos roztrzaskującego się jajka na ściankach mikrofali.
Wywołało to jeszcze większy śmiech wśród chłopaków i Ani. Dokończyłam
przyrządzać moje śniadanie, wzięłam miskę, łyżkę i już się kierowałam do mojego
pokoju, kiedy usłyszałam…
-Inga, jak
coś, to wbijamy dzisiaj wszyscy do was na dziewiętnastą…-odezwał się Łukasz
wycierając łzy z kącików oczu.
-Zdefiniuj
„wszyscy”-odwróciłam się i oparłam o ścianę.
-My.-pokazał
ręką na wszystkich siedzących przy wysokim stole.
-Okej. A w
jakimś konkretnym celu?
-A bo nam
Kopciuszku zwiałaś z imprezy z obecną tu Lewandowską i nawet sobie nie
zdążyliśmy pogadać.-odpowiedział tym razem Kuba
-No
okej…-z powrotem skierowałam się do wyjścia ale coś mi tu nie pasowało, więc
znowu się do nich odwróciłam. –Czekaj, dziewiętnastą?
-No tak.
-To która
jest godzina, że wy tu wszyscy jesteście?
-Zaraz
siedemnasta.
-…Dżizys…Ania,
ile ja spałam?!
-Dosyć
długo, ale to normalne po zmianie klimatu i w ogóle. Poza tym przecież do
trzeciej użalałyśmy się i opijałyśmy twój pierwszy…-posłałam jej mordercze
spojrzenie. Błagam, niech tylko się nie wygada! –pierwszy przylot do
Dortmundu!-wybrnęła. Chwała Bogu! Przeleciałam wzrokiem po wszystkich i
napotkałam przeszywające spojrzenie Marco. Szybko się ocknęłam i skierowałam do
Ani.
-Za
dwadzieścia minut idziemy biegać. Zjem szybko śniadanio-kolację, przebieram się
i czekam na Ciebie.
-Ale…
-Bez ale.
Trzeba ruszyć cztery litery, a nie, na ploteczkach z przystojnymi
panami!-zaśmiałam się widząc jej minę.
-Alleluja!
Pierwszy raz w życiu usłyszałem komplement do jakiejkolwiek rasy męskiej z ust
Ingi! Cud, ludzie! Cud!-krzyczał Robert.
-Robert…
Proszę cię, idź do salonu, weź słownik i sprawdź znaczenie słowa
sarkazm.-powiedziałam i ruszyłam w kierunku schodów.
-No bardzo
śmie…
-Pod „S”
szukaj!-krzyknęłam do niego ze schodów i poszłam do mojego pokoju.
Zjadłam
szybko, przebrałam się w ciuchy do biegania i związałam włosy w kitkę. Wzięłam
jeszcze moją miskę i ruszyłam do kuchni. Tam zastałam samych chłopaków, którym
synchronicznie opadła kopara. Odłożyłam miskę do zmywarki. Czułam na sobie
spojrzenia wszystkich. W końcu odwróciłam się przodem do nich i zapytałam
-Ania
jeszcze na górze?-chciało mi się śmiać widząc zahipnotyzowanych, szczerzących
się niczym mysz do sera piłkarzy.
-Ja
pierdziele! Robert! Gdybym ja wiedział, że ty tu będziesz miał takie widoki, to
ja bym już się dawno do ciebie wprowadził!-pierwszy „otrząsnął” się Gotze
-A gdybym
ja w ogóle to wiedział, to bym już ją tu dawno ściągnął.
-E, e, e.
Ty, to masz żonę, drogi kolego, a tobie, grubasku -zwróciłam się do Mario- to
też by ci się przydało pobiegać.
-To same
mięśnie!... Chociaż wiesz, mógłbym pobiegać trochę!-zaśmiał się i poruszał
znacząco brwiami lustrując mnie od góry do dołu...i z powrotem
-No to
chodź.-odezwała się w progu kuchni ubrana podobnie do mnie Ania. Wszystkie
spojrzenia chłopaków skierowały się w jej stronę. Potem patrzyli to na mnie, to
na Lewandowską.
-Chodź tu
do mnie podejdź Inga, bo jeszcze nasi chłopcy zeza rozbieżnego dostaną.
-Ej, a ja
na serio mogę? Tylko nie mam ubrań!
-To weź
coś od Roberta.
-Uprzedzam,
że większość rzeczy może być dla ciebie deczko przyciasna.-powiedziałam
powstrzymując śmiech
-Ty się
jeszcze dzisiaj doigrasz!-zwrócił się do mnie wskazując na mnie palcem.
-Oho! Bo
się przestraszę.
-Ktoś
jeszcze chce pobiegać? Szafa Roberta stoi otworem. Marco?-nie, czy ja śnię, czy
moja przyjaciółka jest zdrowo walnięta?! Nadepnęłam jej z całej siły na stopę.
-Ała!-pisnęła
-Uduszę.
Ale ci najpierw jęzor utnę-szepnęłam, niestety, kiedy akurat obok nas
przechodził blondyn.
-Z
przyjemnością, Aniu.-powiedział z uśmiechem patrząc na mnie. Cholera.
Zacisnęłam palce na ramieniu (jeszcze) przyjaciółki i pociągnęłam ją w stronę
drzwi wyjściowych.
-Co ty
odstawiasz?!-zapytałam wkurzona, tym razem po polsku, żeby znowu ktoś się nie
napatoczył
-Ale co?
-Anka do
cholery jasnej! „Ktoś chce jeszcze pobiegać, Marco?”-przedrzeźniałam ją
-Aaaaa
-Beeee
-No co!
Chcę serio dobrze! Przed…tym...jeszcze przynajmniej się do siebie odzywaliście,
a teraz jest taka beznadziejna, napięta atmosfera. Mówiłaś, że będziesz go
traktować jak wcześniej, a tu co, dupa. Nawet mu w oczy nie spojrzysz!
-No
pewnie, bo to tak prosto, nie? Wczoraj całowałaś się z facetem, nie wiesz o co
mu chodzi, a dzisiaj jeszcze zalega u ciebie-nie-ciebie w domu…
-Przecież
mówiłaś, że to po tobie spłynęło i nic do niego nie czujesz. Bo nie czujesz,
prawda? Inga?
-Co? Nie.
Nie wiem. Ania, ja naprawdę nie chcę mieć na razie żadnego chłopaka, rozumiesz?
Nie plącz mnie w jakieś swatki, bo i tak nic z tego nie wyjdzie. Ja nie jestem
gotowa na związki. A już zwłaszcza nie ze światową gwiazdą. On też pewnie woli
wiesz, jakieś dziewczyny…typu Caro. Ja do tej ligi nie należę.
-A do
tego, że do niego coś czujesz, to „nie”, czy „nie wiem”?
-Nie
wiem.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą po czym przytuliłam mocno przyjaciółkę
-Eem, to
co, idziemy?-wyrwał nas z uścisku głos Mario
-Tak
-Nie-odpowiedziałyśmy
równo. Ania posłała mi błagalne spojrzenie. –Inga, dasz radę. To tylko głupie
bieganie. Przecież istnieje jeszcze coś
pomiędzy nienawiść, a miłość jak przyjaźń, prawda? Zapomnij o tym i funkcjonuj,
jakby się nic nie stało, okej? -powiedziała po polsku łapiąc mnie za rękę.
Westchnęłam tylko. No cóż. Chyba tak trzeba.
-Okej.-odpowiedziałam
i próbowałam wydusić szczery uśmiech. Wyszło…dość dziwnie.
-Idziemy.-zarządziła
Ania i wyszliśmy biegać.
Najpierw
biegliśmy truchtem do parku, potem zrobiliśmy ćwiczenia rozciągające przy
ławce. Ania z Marco biegli trochę przede mną i Mario. Chyba nie rozmawiali. My
z resztą jakoś też nie zbyt. W końcu Mario zagadał
-Inga?
-Hmm?
-Wiesz, bo
ja nie wiem czy ty wiesz, że ja wiem.-powiedział, a gdy przemyślał co
powiedział, zaśmiał się cicho.
-A ja
wiem, że ty wiesz i Ania też wie i wie, że też wiesz.-odpowiedziałam, a Marco z
Anią odwrócili głowy w naszą stronę ze zdezorientowanym wzrokiem.
-Rozmawiamy
sobie.-powiedziałam w ich kierunku
-Wiem!-odpowiedzieli
równo i wszyscy zaczęliśmy się śmiać
-Rozmawiałaś
z babcią?-zapytała Ania, kiedy dorównaliśmy im z Mario kroku
-Tak, jak
przyjechałam to do niej zadzwoniłam się zameldować.
-I co tam
u niej?
-Dopytywała
się, czy widziałam na żywo Mario i Marco. Jest waszą ogromną fanką. Kazała mi
was uściskać-dodałam, a na twarzach obu panów pojawiły się szerokie uśmiechy. –Potem powiedziała, że
Marco nie muszę obowiązkowo, ale w zamian kazała ci przekazać, że używasz
więcej żelu niż Ronaldo.-skierowałam do niego
-Miło!-zaśmiał
się pod nosem –Już wiadomo po kim masz taki charakter.
-Nie
wiadomo. Prawdopodobieństwo na spokrewnienie wynosi zero.-powiedziałam nieco
smutno.
-Ale cię
wychowała, więc prawdopodobieństwo na wredny charakter jest stu
procentowa.-śmiała się Anka
- Tak…
Urodziłam się aniołem, ale kiedy życie połamało mi skrzydła zaczęłam latać na
miotle.- w jednym zdaniu zdefiniowałam całe moje życie. Można? Można!
-Nie, ja
żartowałam. Nie jesteś wredna! Jesteś najwspanialszą przyjaciółką jaką można
mieć.-powiedziała deczko zwalniając i objęła mnie ramieniem. –Ale tej wredoty
to trochę jednak masz, nie?-skierowała do duetu Gotzeus.
-Tak!-odpowiedzieli
równo.
-Dzięki!
-Ale za to
najlepiej na świecie gotujesz!
-Oj,
Mario, Mario. Bo się zarumienię.
-Ej, a ja
to już źle gotuję?!-zaprotestowała Ania i spojrzała gniewnym wzrokiem na Mario.
-Yyy… To
znaczy, nie! Też dobrze gotujesz, ale…
-Ale jak
to ujął Robert, wszystko mu się już przeżarło.-dokończyłam za Mario, chyba nie
do końca to co miał powiedzieć, ale sam się roześmiał.
-Ty!
-Ja?
-Tak!
Zaraz cię dorwę, paskudo kochana!-powiedziała radośnie, a ja momentalnie
zerwałam się do szybkiego biegu.
-Czekaj,
Ania, pomogę ci. Też miałem ją dorwać za tego grubasa!-usłyszałam zza pleców
głos Mario
-O, nie.
Ja też cię dorwę, ale zaraz po niej.
-To w
ogóle się pobawmy w chowanego.-rzuciłam ze śmiechem
-Okej!-usłyszałam
trzy zgodne głosy zza mnie.
-Kto
szuka?-zapytała Ania
-Marco. On
jedyny nie chce nikogo dorwać, ani nikt nie chce…-spojrzał się na mnie -..no,
po prostu on nie chce nikogo dorwać
-Oj, nie,
nie. Ja już ostatnio przez ciebie debila z siebie zrobiłem, więc teraz ty
szukasz.
-No
okej.-powiedział niezadowolony. –Macie trzydzieści sekund. Kogo znajdę, ten pomaga
mi szukać. Czas start.-powiedział i usiadł na parkowej ławce odwróconej do nas
tyłem.
Rzuciłam
się do biegu. Gdzie tu się schować?! Drzewo. Kiedyś to robiłam. Trzeba
spróbować. Przede mną stał duży dąb. Podciągnęłam się na pierwszej gałęzi.
Okej. Jestem. Chyba tu jest z nisko i mnie zauważą. Wspięłam się na drugą gałąź
lekko opornie. Zacięłam się na ręku, ale to nic. Siedzę. Słyszę w końcu donośne
„szukam” Mario. Siedziałam skulona i nasłuchiwałam, co się dzieje.
„Ania!”-usłyszałam. No tak, czyli teraz szuka dwugłowy potwór.
-Cześć!-usłyszałam
zza moich pleców. Przestraszona krzyknęłam i poczułam że spadam. Na szczęście
dwiema nogami zahaczyłam o gałąź i zawisłam niczym nietoperz.
-Daj
ręce-powiedział Marco siadając na gałęzi. Jak prosił tak zrobiłam. No bo ile ja
mam tu tak wisieć…–Daj drugą-polecił. Podałam mu drugą rękę i momentalnie się
wykrzywiłam z bólu. Trochę sobie jednak ją przycięłam. Nawet nie zauważyłam, że
dość mocno krwawi. Marco zauważając moją minę i ranę na dłoni złapał wyżej, za
nadgarstek i pociągnął mnie tak, że poderwałam się i poleciałam wprost na
niego.
-Dzięki-szepnęłam
i poprawiłam się na gałęzi.
-Boli?-spytał
trzymając moją rękę i intensywnie wpatrując się w ranę
-Trochę.-odpowiedziałam
–Co tu robisz?
-Chciałem
się zaklepać, ale Mario by mnie zobaczył.-zaczęłam się śmiać –Co?-zapytał z
uśmiechem na ustach
-Dorośli
ludzie, a w parku się w chowanego bawią.
-Tak. Ale
sama to wymyśliłaś!
-Ale
niektórzy na żartach się nie znają!
-Powiedziała..
-Co?!
-Nic.
–zaśmiał się pod nosem.- Anka parę minut też ci mówiła, że przecież żartowała,
nie? Chodź, tutaj jest zaraz apteka, trzeba ci to jakoś opatrzyć, odkazić.-spojrzał
ponownie z przejęciem na moje skaleczenie.
-Nie,
Marco, nie przejmuj się, nic mi nie będzie.
-Ale ja
nie pytam tylko stwierdzam fakty. Chodź.-powiedział schodząc na gałąź niżej
wyciągając do mnie rękę. Przeskoczyłam na gałąź niżej. O mało bym się nie
osunęła, ale Marco w porę mocno przyciągnął mnie do siebie. Czułam znowu jego
cudowny zapach jego żelu pod prysznic, który zawirował mi w nozdrzach.
-Okej, Poszli
tam. Schodzimy i w nogi, ok?-szepnął tuż przy moim uchu, a po chwili zeskoczył
z drzewa. Po co tak szybko?
-Skacz.-polecił.
O matko. Jak tu wchodziłam, nie przewidziałam jeszcze, że trzeba będzie stąd
złazić. Złapałam się mocniej konara.
-Skacz, ja
cię złapię. Nie spadniesz.-zapewnił.
-Na pewno?
-Tak, no
chodź, szybko.-uśmiechnął się promiennie. O mój boże. Uśmiech Marco Reusa warty
miliony dolarów. I to jeszcze skierowany do mnie. Wdech wydech i …skoczyłam.
Poczułam, że Marco mnie trzyma, a chwilę później postawił mnie na ziemi.
Rozejrzał się dookoła.
-Biegniemy.-i
ruszyliśmy ile sił w nogach przed siebie. Po chwili weszliśmy do apteki. Marco
kupił wodę utlenioną i plastry.
-Chodź,
usiądziemy tu na chwilę.-polecił i wskazał dwa krzesła przy stoliczku pełnym
ulotek z lekami. Złapał moją rękę, odkręcił wodę utlenioną i polał. Ssss..Jak
to piecze. Jakby mi czytał w myślach, zaczął dmuchać na ranę. Chwilę później z
dokładnością i troską nakleił mi kawałek białego plastra.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam
się. –Oddam ci pieniądze w domu.
-Nie ma za
co i nie ma co oddawać, bo to Robert miał w tych dresach jakieś drobne.
-Haha,
okej. To co, wracamy?
-Jasne, bo
jeszcze całą resztę wezwą, żeby nasz szukać.-śmiał się i ruszyliśmy w stronę
parku.
-Spocznie
pani na ławeczce?-z uśmiechem wskazał gestem ręki na oparcie, na którym wcześniej
odliczał Mario
-Z
przyjemnością.-odpowiedziałam tym samym. Obserwowaliśmy zajętych szukaniem Anię
i Mario wołających nasze imiona. Po dobrych dziesięciu minutach odwrócili się w
naszą stronę.
-Wy dziady
jedne! A my tyle was szukaliśmy!-krzyczała idąc do nas Ania.
-Ile już
tu siedzicie?!-wtórował jej Mario
-Z
dziesięć minut.-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Gdzie wy
byliście?
-Tajemnica!
Mamy jedną dobrą kryjówkę.-powiedział Reus puszczając do mnie oczko.
-Chodźcie
wracamy.-zarządziła Ania i zaczęła powoli biec, a za po chwili do niej
dołączyliśmy.
-To ja nie
wiedziałem, że jesteście już „my”!-poruszał znacząco brwiami Mario za co
pacnęłam go lekko w ten jego durny łepek.
-Ała! Za
co!
-Za głupotę
ludzką.-odpowiedziałam i ruszyłam szybciej do domu. –Kto pierwszy w domu ten
pierwszy zajmuje łazienkę!-zaśmiałam się, a Ania, Mario i Marco jak na zryw dodali
gazu.
-Ja skręcę
do siebie. I tak jeszcze chciałem się przebrać.-oznajmił blondyn
-Okej. To
do zobaczenia!-odpowiedziała Ania, a Marco odłączył się od nas i wbiegł w
boczną drogę prowadzącą na luksusowe osiedle.
Jakiś czas
później byliśmy już w domu. Każde z nas zajęło już łazienkę. Założyłam nowe
ciuchy i poszłam do mojego pokoju. Z ciekawości weszłam na instagrama, na
którego wczoraj w drodze na imprezę wrzuciłam zdjęcie robione przez Anię. Nie
miałam tam wielu zdjęć. W sumie to moja przyjaciółka założyła mi tam konto i
powstawiała kilka naszych wspólnych zdjęć z zeszłorocznych wakacji. Stąd nie zdziwiło mnie nagły przypływ
czterdziestu tysięcy obserwatorów. Tym razem również nie obyło się bez masy
komentarzy i polubień. W sumie rozumiem tych wszystkich ludzi. Pamiętam, ile
kiedyś bym dała za spotkanie słynnej Anny Lewandowskiej! A teraz? Pasożytuje w
jej domu w Dortmundzie, jej, mojej najlepszej przyjaciółki i siostry w jednym. Mam w niej ogromne
wsparcie. Prawie jak u mojej babci…
-Inga?-wynurzyła
się zza drzwi głowa brunetki
-Hmm?
-W
porządku?
-Jasne!
-Wszyscy
już są…
-Aha. Już
schodzę. A z tobą wszystko ok? Masz jakąś dziwną minę..
-Wszyscy
już są i są…głodni.
-Aha!-zaśmiałam
się. Zeszłyśmy na dół a tam, na kanapach rozsiadło się wygodnie już siedmiu
piłkarzy. Cały czas nie mogło do mnie dojść, że oni tu są. Rozmawiam z nimi.
Wow. Może życie zaczyna mi się w końcu układać?
-Cześć
wszystkim!-przywitałam się
-Siema!
Zamawiamy pizze, jaką chcesz?
-Żadnej.
-Na pewno?-dopytywał
się Kuba
-Tak.
Zrobię sobie sama.-odpowiedziałam i skierowałam się do kuchni. Śmiałam się pod
nosem, kiedy usłyszałam kroki siedmiu par nóg podążających za mną. Wyjęłam z
górnej szafki najmniejszą blachę i wystawiłam mąkę i drożdże. Podparłam ręce na
biodrach i spojrzałam się z uniesionymi brwiami na gromadkę piłkarzy.
-Taaaaak?-przeciągnęłam.
Robert wyszedł z tłumu, zabrał blachę, odłożył ją na miejsce i wyjął z szafki
największą jaką mieli. Wow, tak dużej jeszcze nie widziałam. Robert posłał mi
szeroki uśmiech i patrzył na mnie tymi błyszczącymi ślepiami. No i przepraszam,
jak tu odmówić?! Muszę się w końcu uodpornić na „śliczne oczka” Lewego, bo z
nim nie wyrobię i będę mu za służącą robić.
-Ale wtedy
będzie za czterdzieści minut.
-Okej!-odpowiedzieli
wszyscy zgodnie, co wywołało mój stłumiony śmiech.
-Specjalne
wymagania?
-Nie
specjalnie, a jaką robisz?
-Jak nie
ma to wam nie powiem! Idźcie sprawdzić czy was w salonie nie ma i w fifę nie
gracie!-wygoniłam ich do salonu.
-Jeny,
taka kobieta to skarb!-stwierdził Mats
-Dzięki,
przekażę Cathy!-odpowiedziałam przesłodzonym głosem
-Nie chwal
dnia, przed zachodem słońca!-śmiał się Robert
-Wbrew pozorom ciężkie życie z tą istotą.-stwierdził niczym staruszek po
osiemdziesiątce.
-Dobra,
dobra. Sio mi już stąd…
-Bo
czarownica zaraz zacznie czarować!-dokończył Mario za co oberwał ode mnie
ścierką.
-Ała! Już
idę, idę!-powiedział śmiejąc się i cały „rój pszczółek” opuścił kuchnię.
Odetchnęłam i rozpoczęłam robienie mojego dania. Dawno nie robiłam pizzy ale
takie rzeczy „ma się w kościach”.
-Pomóc ci
w czymś?-usłyszałam głos dobiegający od wejścia kuchni
-A, to ty…
Nie, nie ma potrzeby. Na razie wszystko ogarniam. A co, nie masz co robić?
-No tak
trochę. Chłopaki grają w fifę a ja się nie mam gdzie podziać.
-To siadaj
i opowiadaj. Przyjdą w ogóle jakieś dziewczyny?
-Ewa i
Cathy. Mają być za chwilę.
-Ania…
-Hmmm?
-Odniosłam
takie wrażenie, że coś jest nie tak z Ann-Kathrin i Mario. W ogóle jakoś się
mało do siebie odzywali i w ogóle nie wyglądali na zakochanych jak kiedyś na
zdjęciach..
-Masz
rację… o, już są. Idę otworzyć i pogadamy razem.
-Ok.-odpowiedziałam
i dokończyłam sypanie sera na wierzch pizzy. Chwilę później pizza wylądowała w
piekarniku.
-Ooo, tu
jest nasza piękna!-powiedziała radośnie Ewa przekraczając próg kuchni. Zaraz za
nią szła Cathy i Ania.
-Cześć,
cześć-uśmiechnęłam się i uściskałyśmy się przyjaźnie na powitanie.
-Chcecie
jakiś sok, kawę, herbatę?-zaproponowała Ania
-Zieloną,
jeśli masz.-odpowiedziała Cathy
-Dla mnie
też!
-Ok. Ja
zrobię. A ty, Ania?
-Też to
samo.-powiedziała Ania, a ja uzupełniłam czajnik i postawiłam go na kuchence.
-No, to
wracając do tematu…
-Jakiego?-wtrąciła
dziewczyna Matsa
-Mario i
Ann
-Aaa… No
tak, dziwnie się teraz między nimi porobiło…
-No
właśnie.
-Wie ktoś
w ogóle czy o coś poszło?-dosiadłam się na kuchennego hokera koło Ewy.
-No
właśnie chyba nie. Tak jakoś przestało im się układać.
-A byli
piękną parą…-westchnęła Ewa
-Dalej
chyba przecież są, nie? Przecież jeszcze nie zerwali…
-Jeszcze,
Inga, jeszcze…
-Oj Cathy,
może uda im to się jeszcze naprawić, co?
-Inga bawi
się w swatkę! Nie wierzę!-zaśmiała się Lewandowska
-Nie w
swatkę… Po prostu delikatnie pogadać.
-Inga,
próbowałyśmy pogadać z Ann, ale ona na razie omija ten temat szerokim łukiem.
-A macie
napisaną magisterkę z psychologii?
-I
myślisz, że może ci się udać?-zapytała zaciekawiona z przebłyskiem nadziei w
oczach
-Spróbuję…
Wiesz, mieliśmy takie zajęcia, nawet praktyczne, z prawdziwymi pacjentami i
całkiem nieźle mi poszło, więc może też uda coś się pogadać z Ann.
-Nieźle
czyli?
-W
porządku.
-Ingaaa
noo! Chwal się przyjaciółką na jaki stopień zaliczyłaś!-pogroziła palcem karateczka
-…Celujący..-moje
twierdzenie brzmiało bardziej jak pytanie. Nie lubiłam się zbytnio chwalić
sukcesami. Cieszę się. No nienormalne by było, gdybym się nie cieszyła, ale nie
miałam jakiejś większej potrzeby, żeby to wszystkim w koło rozpowiadać.
-Moja
zdolniacha!-powiedziała radośnie Ania i mocno mnie przytuliła
-Gratulacje!-przyłączyły
się dziewczyny. –Jak celujący, to może jednak coś się uda zadziałać, nie?
-A co,
gdyby była piątka to już byście we mnie nie wierzyły?-śmiałam się
-Wiesz,
piątka to nie to, co szóstka!
-No tak.
-Może coś
ci się faktycznie uda wskórać. Może poskutkuje…
-Mam taką
nadzieję.
Kilkanaście
minut później, które upłynęło nam na luźnej rozmowie piekarnik oznajmił, że
pizza jest już gotowa.
-Wow,
nieziemsko wygląda. Musisz mi dać koniecznie przepis!-stwierdziła Ewa
zaglądając przez szybkę piekarnika
-Tajna,
rodzinna receptura!-uśmiechnęłam się i uchyliłam drzwiczki. Z dziewczynami
szybko wyciągnęłyśmy talerze, sztućce i szklanki. Ania z Cathy zaniosły
wszystko do salonu, a ja z Ewą pocięłyśmy pizzę na kawałki
-Może
wezmę jeszcze keczup. Macie?
-Powinien
być.-odpowiedziałam i chwyciłam w rękawicach gorącą blachę i ruszyłam z nią do
salonu.
-Pizza!-zawołałam,
a chłopacy od razu oderwali się od gry.
-Ale
ładnie pachnie!-powiedział Mario nachylając się nad pizzą.
-Ooo,
hawajska!-podszedł bliżej „zgromadzenia nad pizzą” Marco i objął mnie ręką w
pasie. Rzuciłam zdezorientowane i zaskoczone spojrzenie Ani, a ona tylko
wzruszyła bezradnie ramionami. Nie dość, że dwa razy dzisiaj na niego wpadłam,
to jeszcze ta ręka. Jakby mi czytał w myślach zwinnie ją zabrał, a po chwili
dzierżył w niej zwycięsko największy kawałek pizzy. –Moja ulubiona!-dodał.
Cholera, nie prawda, bo moja, ty głupi blondynie. To ja ją lubię, a nie ty. I
co to w ogóle miało być? Czego ty cholera ode mnie oczekujesz. W co ty grasz
cholero jedna. Uważaj, bo ja w tę chorą gierkę nie zamierzam grać i niech ci
się nie wydaje, że jestem jakąś pierwszą lepszą laską…a te jego oczy…i uśmiech…
-Cholera
jasna!-krzyknęłam po polsku na cały dom i wszystkie pary oczu skierowały się na
mnie.
-Inga?-odezwał
się zdezorientowany Lewandowski próbując powstrzymać cisnący mu się na usta
śmiech.
-Sorry,
wyrwało mi się.-powiedziałam po niemiecku i zaśmiałam się cicho z zaistniałej
sytuacji, a po chwili wtórowały mi śmiechy piłkarzy. Jedynie Marco delektował
się swoim kawałkiem pizzy zanurzając go w majonezie.
-Dobra,
nie wiem jak wy, ale ja już zaczynam jeść pizzę.-stwierdził Mario
-Chyba
jednak ktoś już cię wyprzedził.-pokazałam palcem na Reusa przeżuwającego
kolejnego kęsa
-Baałdzo dobła-powiedział
z pełną buzią na co wszyscy się roześmiali.
-To co,
jest pizza jest zabawa!-zakrzyknął wesoło Pierre i rzucił się na pizzę...a za
nim cała reszta…
CDN...
~~~
Także taka
sytuacja :)
Dziękuje Wam wszystkim
za cudowne komentarze! Nawet nie wiecie jak się z każdego z nich cieszę! I
chyba wreszcie minęła moja „twórcza blokada” i czytając wasze komentarze
dokończyłam…23 (o.o) część opowiadania :D …Także jeśli chcecie 24 to
komentujcie! :D
A teraz taka mała
wiadomość do dortmunden_madchen na
jej zacny komentarzy, w którym opisała jak to była „wielce ukonentowana”, a ja
czytając komentarz musiałam sprawdzić u wujka Google’a..czy mnie przypadkiem
nie obraża :D
a więc…
Miła waćpanno. Zawdży
mam krotofilę czytać waćpanny miarkowne opinie oraz dyć opinie inszych dziewoi,
po których zawdży dostaję zastrzyk jękorymny w mojej łbicy i radnie piszę
kolejne części oraz chędorzę się i frasuje. Mam krotofilę dla was pisać jestem
niebaczna widząc wasze komentarze pod mą powiastką. Żartko kolejna część.
Naczże więcej nie mragam. Pozdrawiam.
Kto chce cały rozdział w
„języku” jak powyżej?
A i jeszcze podsyłam filmik-jeśli nie każdy widział..:D Auba się pięknie odwdzięczył za "prezent" od Marco (https://instagram.com/p/4EIPu0qhfi/?taken-by=marcinho11) ->> https://instagram.com/p/4Egt1DM2Np/ chłopaki rozwalają system..nie wspominając o "szlagierach" w szatni... :)))
A i jeszcze podsyłam filmik-jeśli nie każdy widział..:D Auba się pięknie odwdzięczył za "prezent" od Marco (https://instagram.com/p/4EIPu0qhfi/?taken-by=marcinho11) ->> https://instagram.com/p/4Egt1DM2Np/ chłopaki rozwalają system..nie wspominając o "szlagierach" w szatni... :)))
Ściskam WAKACYJNIE!!!
:DD (jutro mam zakończenie roku^-^) (i poszpanuję średnią: 5.1<-trafiło się
ślepej kurze ziarno, co na lekcjach wymyślała kolejne części opowiadania i
gdzie na sprawdzianach myliła się pisząc imię i nazwisko…: Marco Reus, albo imię: Inga…, albo Klopp... Taaak…^^)
Buziaki!<3 :**
Fajniutki ;-) Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Rozdziały będą się pojawiały w każde środy i soboty:)
UsuńAwww :* Kocham cię normalnie <3 Rozdział jak zawsze zresztą wspaniały :* Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału :*
OdpowiedzUsuńŚwietny! :**
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham! ❤
OdpowiedzUsuńGratuluję średniej kochana :)
Wreszcie udało mi się nadrobić!!! <3
OdpowiedzUsuńWidzę, że nasza parka (Marco i Inga) są dla siebie stworzeni. A ten pocałunek w poprzedniej części? Ahhhhh *.*
Wieczór Ani i Ingi rządzi!!! Widać, że dziewczyny są prawdziwymi przyjaciółkami od serca.
Świetny rozdział jak zwykle ;)
Zazdroszczę, normalnie zazdroszczę. Masz zakończenie jutro a ja w piątek. Tak mi się dłuży ...
Sama się zdziwiłam, że moja średnia to 5.0. Ja na lekcjach cały czas gadam. Nauczyciele zwracają mi uwagę. 2 minuty ciszy z mojej strony i od nowa! Widzę więc, że nie tylko i ja mam czasem wenę do pisania nowych rozdziałów na lekcjach :D
Jeszcze raz przepraszam, że nie komentowałam. Głównie to było spowodowane treningami strażackimi. Ale jednak te treningi coś zdziałały i z dziewczynami mamy 2 miejsce w powiecie. OBIECUJE OD TERAZ REGULARNIE KOMENTOWAĆ :***
No więc czekam na sobotę i nowiuteńki rozdział <3
Życzę dużo weny i do następnego kochana :* <3
P.S Zapraszam na nowy rozdział :
http://lovestory-bvb.blogspot.com/2015/06/rozdzia-1-ja-nadal-wierze-w-to-ze-ty.html
Cudeńko. Zawsze gdy czytam dialogi na tym blogu uśmiech pojawia mi się na twarzy i szczerzę się jak głupia do sera. No ale cóż zrobić jak tak świetnie piszesz?
OdpowiedzUsuńCo do relacji Marco - Inga: myślę, że już teraz będzie coraz lepiej. Najpierw Reus złapał ją jak skoczyła z drzewa, potem zaopatrzył jej rękę a jeszcze później objął ją w pasie.
Już nie mogę się doczekać soboty.
Mańka
P.S Gratuluję średniej :)
Rozdział czytałam w pociągu, ale komentarz postanowiłam napisać już w domu, bo bałam się reakcji ludzi, gdyby zauważyli, że przez pół godziny śmieję się do telefonu z sobie tylko wiadomych przyczyn (pewnie zgłosiliby maszyniście, że uciekłam z zoo albo z psychiatryka czy coś) :p Dzisiaj przeszłaś samą siebie :D Bo:
OdpowiedzUsuń1. Ponowne gotowanie jajka w mikrofalówce 2. Całokształt Lewandowskiego
3. Inga i Marco schowani na jednym drzewie (btw, nie pomyślałabym, że Reus dysponuje zaawansowanym stopniem opiekuńczości)
4. 'Głupi blondyn' i jego 'ulubiona hawajska pizza' (dobrze, że Inga nie wyskoczyła z rudzielcem)
5. I oczywiście cały ten tekst w notce pod rozdziałem! :D Zrozumienie tego fragmentu zajęło mi kilka minut, więc chyba za cały rozdział w tym języku podziękuję :p
No, wystarczy :p Zawżdy ślę serdeczne pozdrowienie z głębi mej polskiej duszy, kontemplując w niej swe ukontentowanie wraz z zacnymi wyrazami wszechradości, oczekując wszech i wobec kolejnej części dzieła Twą szlachecką ręką spłodzonego!
Do usłyszenia ♡
Czytam twoje opowiadania od kilku (czyt. 2) dni i mogę stwierdzić jedno Masz świetny talent to cudownie że piszesz opowiadania i dzielisz się nimi z nami ;) Nigdy jakoś bardzo nie interesowałam się piłka i Borussią ale mimo to zaczęłam czytać twoje opowiadania i to była dobra decyzja ;) Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci bardzooo dużo weny no i oczywiście czekam na sobotę ;)
OdpowiedzUsuńGrzeszczocholiczka ;)
Ojoj czyżby Inga się zakochała? Jak to możliwe ? :o Ale to bardzo fajna wiadomość^^ Marco wydaje się bardzo kochany w stosunku do Ingusi <3 Mam nadzieję ,że w następnych rozdziałach będzie się działo ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie na next -http://nieryzygnujnigdyzmarzen.blogspot.com/2015/06/rozdzia-12-po-wyjsciu-mikoaja.html
Poprawiłaś mi humor na dobranoc tym rozdziałem :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Ingę i te jej teksty, czy po prostu "rozmowy" z Lewym♥
A co do pomysłu w zabawę w chowanego, to nie wpadłabym na to. To wdrapywanie się na drzewo.. haha pomysłowo :D
Coraz bardziej wydaje mi się i utwierdza w przekonaniu, że Inga i Marco czują coś do siebie więcej. Liczę, że będzie między nimi tylko lepiej raz będę ze sobą rozmawiać.
Mam nadzieję też, że nie będzie żadnej poważniej kłótni między Ann i Mario. Cieszyłabym się, jakby Inga rzeczywiście pogadała z modelką. Może ona coś zdziała.
Do następnego i udanych wakacji ♥