Po kilku krótkich minutach dostałyśmy się w końcu z Anią, Ewą i Cathy do pizzy. Sama musiałam sobie przyznać, że całkiem dobrze mi wyszła. W tej blasze kawałki były naprawdę kolosalne. Dwa talerze obiadowe i jeszcze może pół by odzwierciedliły wielkość kawałka.
-Robert, skąd żeście wytrzasnęli taką gigantyczą blachę?
-Od mojej babci ze wsi.
-Niezła jest.
-Jeny, ale się przeżarłem tym jednym kawałkiem.-opadł ciężko
na fotel Gotze.
-Został jeszcze jakiś?-równo zapytaliśmy z Marco.
-Jeden!-odpowiedział Moritz siedząc przy stole i kończąc
swój kawałek. Spojrzeliśmy się na siebie, ale żadne z nas nie wstało.
-Weź.
-Nie, ty weź.
-Ja już nie chcę.
-No to trudno.
-Marco!
-No co?
-Weź i jedz. Smacznego.
-Nie. Ty weź.
-Ej, cicho ludzie!-przerwał nam Piszczek przystawiając
telefon do ucha. Wszyscy rozkojarzeni patrzyli nie rozumiejąc o co chodzi.
Łukasz przestawił telefon na głośnomówiący trzymał go w ręku czekając, aż osoba
po drugiej stronie się odezwie.
-Słucham?-odezwał się po drugiej stronie męski głos, którego
jakbym skądś znała
-O, dobrze, że się do pana dodzwoniłem!
-Coś się dzieje?
-Nawet sobie pan nie wyobraża! Szok! Mario się najadł jednym,
ogromnym kawałkiem pizzy, którą Inga upiekła, a Marco i Inga kłócą się o drugi!
-O, no proszę, a to nowość! Mario się najadł!-śmiał się…no
tak Klopp! –Powiedz Marco, żeby odstąpił tej chudzinie, bo jak nie, to będzie biegał
dodatkowe kółka na treningu!
-Słyszę, słyszę i odstępuję, ale Inga nie chce.
-O, cześć Marco…i wy…wszyscy tam co jesteście.-powiedział ze
śmiechem trener czarno-żółtych –To nie rozumiem waszego problemu. Skoro Inga
nie chce, a Marco niby też nie, to przynieście jutro mnie.
-Ale…
-No co ale?
-Ale przecież trenerzy nie jedzą pizzy są na zdrowej
diecie!-odezwał się tym razem Kuba
-Na takiej samej jesteście też wy, nie?
-No tak trochę!-śmiał się Lewy.
-Trenerze!-odezwał się Gotze z kanapy
-Słucham cię słoneczko.-powiedział wesoło Klopp, a ja
zaczęłam śmiać się w niebogłosy. Trener Borussii prywatnie okazuje się być
naprawdę zabawny i wyluzowany. Zupełne przeciwieństwo do tego na treningach i
meczach. I dobrze. W pracy powinien być pewny i profesjonalny.
-Bo ja nie jestem gruby, prawda? Bo to są same mięśnie!
-Prawda, prawda… Żyj marzeniami dalej.-odpowiedziałam
głośno, a wszyscy się roześmiali włącznie z trenerem.
-Ty wredna gadzino!-zakrzyknął ze śmiechem Gotze i ruszył w
moją stronę. Ja z piskiem wybiegłam do ogrodu, a Niemiec za mną. Biegłam cały
czas przed siebie, potem skręciłam tak, że ganialiśmy się w kółko jak w jakiejś
kreskówce.
-Halo? Co tam się dzieje?-dopytywał Klopp przez telefon. Na
chodach stali wszyscy co wcześniej w salonie tylko jeszcze bardziej roześmiani.
Domyślam się, że musiało wyglądać to przekomicznie… Mnie by to śmieszyło, gdyby
zamiast mnie biegał ktoś inny.
-Można tak powiedzieć, że Mario już odrabia jutrzejsze karne
kółeczka.
-Co?-śmiał się Jurgen
-Goni Ingę po całym ogrodzie.-wyjaśnił Marco
-Ratuunkuuu-zawyłam biegając cały czas w tym samym kierunku.
-Tylko jej nic nie zróbcie. Ma się stawić jutro na treningu
cała i zdrowa, jasne?
-Jasne, jasne. A jak nie będzie chciała przyjść?
-To się będę nudził patrząc na tą waszą pożal się Boże
kopaninę piłki.-śmiał się
-Niech pan się lepiej rozłączy, puki może, bo jeszcze pana
namierzą i będzie pan tu ze mną uciekać w kółeczko po całym ogrodzie, tylko tym
razem z całą Borussią za sobą, a nie pojedynczym niedźwiadkiem!-krzyknęłam cały
czas biegając.
-Chyba tak zrobię! Powodzenia!
-Dziękujęęę!-odkrzyknęłam tracąc równowagę na zakręcie, ale
udało mi się utrzymać.
-Ej, Marco, weź chodź na chwilę!-powiedział Gotze
zatrzymując się nagle i poszedł do przyjaciela. Ja stanęłam i łapałam szybko
powietrze.
Kiedy już oddech mi się unormował zauważyłam cudowną okazję, z której grzechem by było nie skorzystać. Marco i Mario stali przy basenie i „spiskowali” przeciwko mnie. Podeszłam bezszelestnie do nich i popchnęłam ich do wody. Na moje nieszczęście, Marco tracąc równowagę złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Poczułam jak spadamy na dno. A ja na takich głębokościach mam w zwyczaju się topić. Po prostu. Umiem pływać, puki mam grunt pod stopami. Próbowałam się jakoś szamotać. Spanikowałam. Nie wiedziałam, jak mam się wynurzyć. Miałam jeszcze trochę powierza, ale byłoby milej, gdybym mogła normalnie oddychać. Poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie w talii i jak unoszę się ku górze. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam robić jako-taką ocenę sytuacji. Chłopaki z Anią, Ewą i Cathy stali na schodach prowadzących z ogrodu do domu i się śmiali. Mario właśnie wynurzył się koło mnie i…Marco. Rety. Jak polecę na Arktykę to od słoni morskich też uratuje mnie Marco Reus? Trzymałam się kurczowo progu z kafelek biegnącego dookoła basenu.
Kiedy już oddech mi się unormował zauważyłam cudowną okazję, z której grzechem by było nie skorzystać. Marco i Mario stali przy basenie i „spiskowali” przeciwko mnie. Podeszłam bezszelestnie do nich i popchnęłam ich do wody. Na moje nieszczęście, Marco tracąc równowagę złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Poczułam jak spadamy na dno. A ja na takich głębokościach mam w zwyczaju się topić. Po prostu. Umiem pływać, puki mam grunt pod stopami. Próbowałam się jakoś szamotać. Spanikowałam. Nie wiedziałam, jak mam się wynurzyć. Miałam jeszcze trochę powierza, ale byłoby milej, gdybym mogła normalnie oddychać. Poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie w talii i jak unoszę się ku górze. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam robić jako-taką ocenę sytuacji. Chłopaki z Anią, Ewą i Cathy stali na schodach prowadzących z ogrodu do domu i się śmiali. Mario właśnie wynurzył się koło mnie i…Marco. Rety. Jak polecę na Arktykę to od słoni morskich też uratuje mnie Marco Reus? Trzymałam się kurczowo progu z kafelek biegnącego dookoła basenu.
-Wszystko w porządku?-zapytał troskliwie Marco –Spokojnie,
nie trzeba było tak panikować.
-W porządku. Nie trzeba było się fatygować, dałabym sobie
radę.-powiedziałam nieco oschle. –Ale dziękuję.-dodałam po chwili.
-Nie ma za co. Mam coś ostatnio w zwyczaju cię ratować.
Najpierw apteka…
-Inaczej bym to określiła. Masz coś ostatnio w zwyczaju mnie
wprawiać w tarapaty. Nie potrzeba by było iść do apteki, gdybyś mi się nie
wpychał z zaskoczenia na moje drzewo. Nie wpadłabym do basenu, gdybyś mnie nie
pociągnął. Nie miałabym oblanej bluzki kawą, gdybyś na mnie nie wpadł.
-Zależy jak kto na to patrzy, prawda?-spojrzał na mnie tymi
swoimi hipnotyzującymi oczami.
-Eeem… Więc o wieki wybawicielu, mógłbyś mnie może już
puścić, bo dla twojej wiadomości czuję się już uratowana.-powiedziałam zakładając
nerwowo kosmyk włosów z ucho, który uwolnił się z mojego kucyka.
-Wedle życzenia.-odpowiedział z TYM pięknym uśmiechem Marco
i posłusznie mnie puścił
-Nie żebym Państwu przeszkadzał, ale jakby coś już wszyscy weszli do domu.
-Fascynujące to.-odpowiedziałam i przemieściłam się jakimś
cudem do drabinki i wyszłam.
-Z tobą jeszcze nie skończyłem-powiedział Mario z chytrym
uśmiechem.
-Mariooo
-Taaak?
-A może załatwimy to jakoś polubownie, co?
-Co masz na myśli?
-No wiesz, jakaś zmowa przeciwko Reusowi?-zapytałam z
nadzieją
-O nie! Nigdy przeciwko mojemu najlepszemu przyjacielowi! Ty
zła dziewczyno!-powiedział udając wielce obrażonego, co w rezultacie wychodziło
mu to komicznie. –Wszystko mu powiem! Maaaarcoooo!!! Inga chce się chyba
jeszcze trochę pogonić a potem trzeba ją trochę potorturować gilgotkami!
-Tylko ja nie mam żadnych gilgotek.-powiedziałam z pewnością
-Na pewno?-zaczął zmierzać niebezpiecznie w moim kierunku. Z
każdym jego krokiem moją stronę ja
oddalałam się o dwa kroki.
-I tak cię dorwę.
-Umiem się bronić.
-Na pewno?
-Tak.
-Wystarczająco dobrze, żeby się obronić przed wielkim Mario.
-Czyli już nie masz po co się na mnie odgrywać.
-Jak to?
-Przecież sam powiedziałeś, że jesteś „wielki”.
-Ty!-podszedł szybkim krokiem i już miał się na mnie
rzucić…jakkolwiek to zabrzmi.. wyrwałam go na chwilę z zamysłu.
-Mario! Patrz! Tam!-pokazałam „zafascynowana” wyimagnowanym
„czymś”. Mario się odwrócił, a ja wykorzystując sytuację chwyciłam jego ręce
tak, że nie mógł nimi ruszyć. Nie miałam jednak siły ich przytrzymać, bo czy
miał więcej tłuszczu, czy mięśni, trzeba było mu przyznać, że silny to on jest,
więc wskoczyłam mu na plecy przykleszczając mu ręce do pleców.
-Inga! To nie fair!
-Co nie fair!? Kto ustalał zasady?
-Marco!
-Po pierwsze-kiedy, po drugie-ja się zasad Marco nie
słucham.
-Miło.-zaśmiał się zza moich pleców blondyn. A już myślałam,
że gdzieś już go na szczęście wybyło.
-A czy ty się w ogóle czyichś zasad słuchasz?-zapytał Mario
skacząc w miejscu, jak to robił Lewandowski, kiedy przyjechałam pierwszy raz na
Idunę, próbując mnie zrzucić z pleców.
-Tak.-odpowiedziałam pewnie i sama zeszłam. Za bardzo
zarzucało haha.
-Babci?-bardziej stwierdził bardziej niż zapytał, na co ja
pokiwałam nieznacznie głową.
-To chyba bardziej wytyczne na życie niż zasady. Nie miałam
żadnych zasad w dzieciństwie…
-Rodzice ci na dużo pewnie pozwalali…-wypalił ni stąd ni z
owąd Mario, na co Marco spiorunował go wzrokiem.
-Nie mam rodziców. Nie miałam nigdy. Ojciec okazał się nie
być moim ojcem, a to okazało się największą ulgą w moim życiu…
-Przepraszam… Przy…
-Nie, Mario, nie potrzebuję współczucia. Ja po prostu chcę
to zamknąć, zapomnieć i już nigdy nie wracać.-powiedziałam smutno, a do głowy
wróciły wszystkie wspomnienia. Błagam nie teraz, nie tutaj. Miał być miły
wieczór. Poczułam rękę Marco na moich plecach, a drugą otarł pojedynczą łzę,
która spływała mi po policzku. Nie wiedząc czemu z całej siły przytuliłam
blondyna. Na początku nie było żadnej reakcji z jego strony. Chyba musiało go
to trochę zaskoczyć. No cóż, mnie też to dość zaskoczyło. Wręcz powiedziałabym,
że nie spodziewałam się. To był impuls. Chyba gdzieś w głębi serca polubiłam
tego lamowatego, farbowanego piłkarza. Po chwili poczułam jego ciepłe ramiona
zaciskające się na moich plecach i policzek na mojej głowie. Bardzo mnie to
uspokoiło i dało ogromne poczucie bezpieczeństwa. Wzięłam głęboki oddech i
momentalnie zawirował mnie w nozdrzach zapach jego perfum czy żelu pod
prysznic…nie wiedziałam. Wiedziałam, że jest niesamowity i go uwielbiam.
Mogłabym trwać tak wiecznie. Otworzyłam jedno oko i zauważyłam Mario stojącego
tuż koło nas z rozdziawioną buzią. Uśmiechnęłam się lekko i zabrałam jedną rękę
z umięśnionych pleców blondyna i wyciągnęłam ją w stronę Mario, który nie
czekał długo i dołączył do nas. Marco nie zmienił pozycji…no, tylko straciłam
jego drugą rękę. Trudno. Uścisk z Marco był taki bardziej…hmmm… no po prostu
taki bardziej. Nie wiem jak to opisać. Magia? Albo jakieś inne ustrojstwo.
Czułam jego oddech na moim czole. Mazur, tylko się nie zakochaj!-mówił do mnie
mój rozum. A serce? Serce dostawało istnych palpitacji.
-Inga, ja przepraszam.-znowu zepsuł chwilę Mario. Tego to już nie wybaczę. –Ja nie wiedziałem.
-Ehhh… Jak mogłeś wiedzieć Mario. Nie jestem zła. Nie
gadajmy już o tym, dobrze? Przepraszam, ale ja nie mogę na spokojnie o tym
rozmawiać, a chcę, żeby to był fajny wieczór.-z ogromną niechęcią puściłam rękę
z pleców Marco, na co on zrobił to samo. –Nie psujmy tego fajnego nastroju.
Poza tym ja naprawdę chciałabym się czegoś o was wszystkich dowiedzieć, miałam
wczoraj, ale…-zwolnij, zwolnij bo za daleko chlapiesz tym ozorem-…ale…em..się
nie udało. Idziemy już?-wybrnęłam jakimś cudem z sytuacji omijając wzrok Marco.
-Za chwilę!-powiedział Gotze, kiedy już chciałam iść do domu
–Jeszcze chcę nam zdjęcie zrobić. Wiesz, nie zawsze jest się przemoczonym we
trójkę od stóp do głów, nie?-powiedział radośnie biorąc telefon Reusa.
-Jakoś tak się złożyło, że to już drugi raz.-spojrzałam na
niego z wyrzutem wspominając sytuację pod prysznicami.
-Oj Inga, nie przesadzaj. Ale trzeci może się już nie
zdarzyć!
-Oby!-powiedziałam na co całą trójką zaczęliśmy się śmiać, a
Mario zrobił nam zdjęcia.
-Jeszcze jedno!-powiedział Mario stając za mną, tak, że
chłopacy stali za moimi plecami, a ja stałam na froncie. –O!
Świetne!-powiedział zadowolony niczym małe dziecko i od razu udostępnił na
swoim i Marco instagramie.
-To wracamy. Zimno mi się trochę zrobiło przez ten basen.-powiedziałam
zakładając ręce i ruszyłam w kierunku domu, a za mną dwóch piłkarzy.
-No wreszcie!-powiedziała Ania, kiedy nas zobaczyła.
Chłopaki kończą mecz sprzed pizzy w fifę, a dla was przygotowałam jakieś ciuchy
na zmianę.
-Dzięki, kochana. U mnie w pokoju?
-Tak. Dla was w łazience.
-Ok. Dzięki.-uśmiechnął się jednym z tych swoich filmowych
uśmiechów do Ani. Zazdroszczę.
-A my, kochana, sobie jeszcze pogadamy.-skierowała do mnie
po polsku. Już się domyślałam o czym będzie ta rozmowa. Poszłam do mojego
pokoju, a tam zastałam moją piżamę ze Zwierzakiem z Muppetów. Pokręciłam ze
śmiechem głową.
-Ania, serio chcesz, żebym założyła teraz piżamę z
Muppetów?-krzyknęłam z rozbawieniem na dół.
-Taak.-odezwała się męska część gości.
-A jak zamiast krótkich spodenek założę długie, szare getry
to też mam zakładać?-śmiałam się jeszcze bardziej.
-Eeee… No dobra… Skoro musisz.-usłyszałam głos Auby.
-Muszę, muszę!-zaśmiałam się i wróciłam do mojego pokoju.
Założyłam bluzkę od piżamy i szare getry od innego kompletu. Włosy związałam w
koczka, a na stopy wsunęłam moje kapcie.
-Sami tego chcieliście-ostrzegałam schodząc po schodach.
Chwilę później stałam już przed rozradowaną „publicznością”. Miło było widzieć
ich uśmiechnięte od ucha do ucha buźki. Nie znałam ich długo, ale poczułam do
nich ogromną sympatię.
-Jak słooodkoo-śmiał się Auba. –Chodź, strzelimy sobie fotę. Podszedł do mnie ze swoim iPhonem i zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie.
-A mogę wstawić na facebook’a?-zapytał szczęśliwy jak
gwizdek z maślanymi oczami
-A wstawiaj gdzie chcesz. Nie musisz się
pytać.-odpowiedziałam z uśmiechem
-Masz chłopaka? Wreszcie spotkałem normalną dziewczynę!
Jeny! Pamiętacie tą Caro? Jeny! To był koszmar! Kiedy chcieliśmy sobie zrobić
wspólne zdjęcie ta od razu leciała po swój zestaw małego majsterkowicza i
nakładała masę kleju i tony tapety na twarz. A my zadowoleni w tym czasie
robiliśmy foty, bo nie chcieliśmy z…-spojrzał na Marco, którego mina nic nie
wskazywała
-…Yyyee…sorry..ja..-zaczął się plątać, a Marco wybuchł
śmiechem, czym zaraził każdego z nas.
-Wiesz w ogóle co u niej?
-Nie.-odpowiedział.
-Podobno ją kochanek zostawił, bo go zdradzała z wieloma
facetami.-powiedziałam, a wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. –No co?
Na Pudelku było!-powiedziałam i zaczęłam się znowu śmiać.
-Dobra, koniec o niej. Mnie to już nic nie interesuje. Gramy
w…-przerwał mu wypowiedź dzwonek jego telefonu. Spojrzał na wyświetlasz z miną „wtf?!” i spojrzał na nas.
-Chyba nie koniec o niej…-powiedział zdziwiony
-Co?
-Caro dzwoni…
-Odbierz i dawaj na głośnik. Będą jaja!-powiedział wesoło
Moritz zacierając ręce i przysiadł się koło Marco, jak uczyniła reszta. Ja
usiadłam na wezgłowiu sofy za Marco i Mario. Klubowa jedenastka przeciągnęła
palcem po iPhonie i odezwał się skrzekliwy głos panny Bohs
-Halo?
-Marco! Jak przemiło cię słyszeć! Twój głos się nie
zmienił!-powiedziała przesadnie skrzeczącym głosem. Chyba była nieźle pijana.
-Jak się nie zmienił! Przecież Marco przeszedł od waszego
rozstania z trzy mutacje!-odezwał się Mario i wszyscy zaczęli się śmiać
-Cały czas zadajesz się z tymi kolegami z klubu? Ile razy
już ci mówiłam, że to źle na ciebie wpływa.
-Caro, tyle razy, że aż się rozpadł nasz związek.-powiedział
z wyczuwalnym śmiechem, a jednocześnie poddenerwowaniem w głosie blondyn.
-Ale Marco, nie pamiętasz jak było nam wspaniale?
-No wiesz, jakoś nie mogę sobie nic takiego przypomnieć.
Carolin, jesteś pijana…
-Marco! Wróćmy do siebie! My się przecież tak szalenie
kochamy!-Marco próbował powstrzymywać się od śmiechu
-Mówisz o sobie w liczbie mnogiej? Ta rozmowa nie ma sensu,
rozłączam się.- oparł głowę na oparciu kanapy stykając się z moim udem.
-W tym tygodniu zrzuciłam specjalnie dla ciebie dwa
kilo!-ciągnęła dalej, a Marco spojrzał na mnie i udawał cichy płacz.
-Ale jak? Zmyłaś makijaż z twarzy?-zapytałam, a wszyscy
parsknęli śmiechem
-Kim ty jesteś?! Masz zostawić mojego Marco w spokoju! A za
moją urodę powinnam dostać nagrodę pieniężną!
-Chyba odszkodowanie!-odpowiedziałam, a Auba ze śmiechu
spadł z kanapy. Kuba, Łukasz i Lewy już płakali, a dziewczyny wyszły do toalety
i w zamknięciu śmiały się do rozpuku.
-Marco! Jak możesz mnie nie obronić! Wiesz co? Z nami
koniec! Nie licz na nic więcej z mojej strony!-wrzasnęła i rozłączyła się.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, aż nas brzuchy bolały. Przy tym, to jajka w
mikrofali Łukasza i Roberta chowają się głęboko. Wstałam, bo pójść po szklankę
wody, bo od śmiechu aż mi zaschło w gardle. Drogę zagrodził mi jednak Marco,
który uklęknął przede mną i szarmancko pocałował w rękę.
-Dziękuję. Dziękuję, że moja była dziewczyna ze mną zerwała. Będę ci za to wdzięczny do końca życia, o Ingo.-powiedział niczym z Shakespear’a.
-To nie ja, to moja Shauma.-powiedziałam zalotnie mrugając
oczami i znowu wszyscy się roześmialiśmy.
Po dobrej półgodzinie doszliśmy do normalnego stanu
człowieczeństwa. Brzuchy bolały nas ogromnie.
-Oj, będą zakwasy, będą.-powiedziałam siedząc na dywanie i
łapiąc się za obolały brzuch.
-Kto nie ćwiczy, ten…-zaczął podnosić się z kanapy
Moritz-…ałaaa-uczynił ten sam gest co ja przed chwilą. I znowu śmiech. I po co
ludzie biorą jakieś marihuany? Przecież wystarczy kilkoro zawodników Borussii!
-Gramy w butelkę!-zarządził Gotze
-To się podnieś i ją przynieś.-odpowiedziałam przeciągając
się.
-Oj, niee… Czyj telefon się dobrze kręci?
-O! Czekaj! Pod kanapą jest pusta butelka po
winie!-powiedziałam dostrzegając ją.
-Skąd ona tam się wzięła?-zapytał Lewy siedząc naprzeciwko
mnie.
-Musiała nam spaść i nie zauważyłyśmy jej
potem.-odpowiedziała Ania
-A to pewnie było wtedy, kiedy no…pamiętasz?-próbowałam
sobie przypomnieć
-Pamiętam…Nie, nie pamiętam.
-Ja też nie pamiętam. –roześmiałyśmy się
-I niby to my pijemy i mamy zgony? Błagam!-zaśmiał się Kuba
-Oj, Kuba, ale my grzecznie zasnęłyśmy na kanapie, a nie, w
szafie wykrzykując do Zuzanny i Aslana.-uśmiechnęłam się szyderczo.
-Skąd to wiesz?-zapytał, a chłopacy zaczęli się śmiać
-Kuba, ja wszystko wiem. Ja haczyka mam na każdego.-puściłam
mu oczko.
-Oooo, robi się niebezpiecznie!-śmiał się Mats –Zagrajmy nim
stąd uciekniemy w popłochu!
-O właśnie! Inga, kręć.-polecił, a wszyscy usiedli dookoła.
Zakręciłam szklaną butelką i wypadło…na Łukasza.
-Pytanie czy wyzwanie?-zapytałam unosząc brwi.
-Skoro już wszystko o wszystkich wiesz, to niech będzie
pytanie, boję się twoich wyzwań.
-Okej. Przez ile dni najdłużej nie piłeś alkoholu grając w
Borussii?-zapytałam, a po salonie rozległy się ciche śmiechy.
-O kurde.-śmiał się Łukasz- Nie wiem! Chyba trzy tygodnie
jak miałem zapalenie oskrzeli.
-Oj, żeby on był chory na te oskrzele trzy tygodnie, to by
było prawdą.-wtrąciła się ze śmiechem Ewa Piszczek
-Oj kochanie…
-Nie kochaniuj, tylko kręć.-jak żona nakazała, tak mąż
posłusznie posłuchał. Na nieszczęście wypadło na mnie.
- Prawda czy wyzwanie?-
-O ludzie…Obojętnie. I tak źle, i tak nie dobrze.
-Okej. Kiedy się pierwszy raz całowałaś?-wypalił, a ja
zakrztusiłam się własną śliną. Lewy poklepał mnie po plecach.
-Czy to pytanie jest tobie konieczne do poznania, jak to
określacie, mnie bliżej?
-Zdecydowanie tak.
-To ja daje jakiegoś fanta.
-Nie ma fantów. W twoim wypadku nie obowiązują, bo byśmy się
nic nie dowiedzieli.-spojrzałam na Anię, ale ta patrzyła na mnie wyzywającym
wzrokiem.
-Masz dziesięć sekund. Albo ty mówisz i kręcisz, albo Anka
mówi, bo widzę, że wie.
-Okej, okej, poddaję się. Wczoraj.-powiedziałam szybko i
zakręciłam butelką omijając spojrzenia wszystkich w salonie, jak się
domyślałam, gapiących się w tym momencie na mnie. Oj nie chcę widzieć teraz
miny Marco. Butelka zaczyna zwalniać, niebezpiecznie blisko Reusa…nie,
zatrzymała się na Gotze. Miła z niej butelka.
-Prawda czy wyzwanie?-zapytałam trochę nerwowo
-Wyzwanie!-powiedział posyłając mi uśmiech.
-Umówisz się ze mną, jutro na herbatę, sok, czy
cokolwiek.-powiedziałam posyłając porozumiewawcze spojrzenie do Ewy, Ani i
Cathy, które od razu domyśliły się o co mi chodzi.
-W celach matrymonialnych?-poruszał brwiami
-W celach ratowania ci tyłka.
-Czyli nie matrymonialnych?
-Może być. Pięć minut „cioci-swatki”. Stoi?
-Stoi-zaśmiał się Mario –Ej, a mogę teraz ja rzucić tobie
wyzwanie?
-A takie, że mam się bać?
-Nie… Może trochę, ale my nie gryziemy.
-Nie rozumiem?
-Pojedziesz z nami za tydzień na obóz? Jako opiekun. Co ty
na to?
-Ooo, super pomysł!-dołączył się Mats
-Ale jaki obóz?
-Dla dzieci z ubogich rodzin i domu dziecka, których pasją
jest piłka. Nie mają pieniędzy, żeby nawet pojechać na krótkie wakacje, a my je
zabierzemy je kawałek za Koln, do lasu. Będzie też tam boisko, gdzie będziemy
mogli grać. Podchody i takie tam gry.-wyjaśnił Reus, a ja na początku błądziłam
spojrzeniem po podłodze, ale przecież dziwnie, jak ktoś z kimś rozmawia i nie
spojrzy mu w oczy. W końcu zdobyłam się na odwagę i milimetr po milimetrze jego
twarzy, aż w końcu moje oczy spotkały
się z jego. Z jego spojrzenia ciężko było cokolwiek wyczytać. Był chyba zły. Na
mnie? Może na siebie? Jego wzrok był taki smutny i taki… tęskniący. Jeny, jak
ja bym chciała w tym momencie do niego podejść, przytulić i powiedzieć
„Dziękuję. Mimo wszystko, mimo okoliczności, pocałunek był wspaniały.
Najpiękniejszy w moim życiu…i nigdy go nie zapomnę.”
-Inga?-szturchnął mnie Lewy, a ja przyłapałam się na tym, że
patrzyłam zamyślona przez okno na zachodzące, letnie słońce.
-Przepraszam, zatopiłam się…yyy, wróć, zapatrzyłam...to
znaczy...zamyśliłam.. i piękny zachód słońca.-wybełkotałam w końcu.
-Jasne.-zaśmiał się Robert
-A kto w ogóle jedzie?-zwróciłam do mojego przyjaciela
-Ja, Marco, Mario, Mo, Mats, Auba i Marcel. Ania wyjeżdża do
Szwajcarii na przygotowania do mistrzostw, więc i tak jesteś skazana na wyjazd.
-No wiesz, zawsze mogę wrócić do Polski.
-Nie!-odezwali się równo Mario, Auba, Robert i Łukasz
-No to jadę. W końcu to wyzwanie, nie?
-No właśnie!-powiedział uradowany Mario. –Ej, a może robimy
butelkę bez butelki?
-Czyli?
-My pytamy, a ty odpowiadasz. A potem odwrotnie.
-No okej…
-O! To ja pierwszy-wyrwał się Błaszczykowski –Jakie były
najśmieszniejsze gadki, jak cię chłopacy podrywali w szkole?
-Najmądrzejsze pytanie świata-zaśmiałam się. –Trochę było
śmiesznych sytuacji. Ja zawsze wszystkim odmawiałam albo olewałam i omijałam
ich szerokim łukiem.
-A jakieś głupie gadki?
-Zadzwonię do Agaty i zapytam.-zaśmiałam się, a mnie
zawtórowała reszta
-Ale tak poważnie!-odezwał się Gotze, którego pytanie
musiało zaciekawić.
-O jeny… Nie pamiętam wszystkiego. Zdarzały się śmieszne
momenty. Na studniówce poszliśmy z klasą do jakiegoś sporego klubu. Pomijając,
że po polonezie się zmyłam do restauracji babci piec babeczki to podszedł do
mnie jakiś chłopak z równoległej klasy-matematycznej- i powiedział prosto z
mostu „Albo się już gdzieś spotkaliśmy,
albo masz tak pospolitą twarz.”-zaczęłam się śmiać na wspomnienie sytuacji.
-Hahaha, o ludzie, jaka wtopa!-śmiał się Mo
-O! Jeszcze było „Cześć
koteczku, wyglądasz zupełnie jak moja następna dziewczyna.”
-Gdzie ty chodziłaś do szkoły, że takie same cioty!-śmiał
się Łukasz
-Muzycznej.
-Ooooż, nie spodziewałem się! Na czym grasz?
-Fortepianie.
-I zabójczo śpiewa!-wtrąciła Anka. Nie, błagam, nie wkręcaj
mnie teraz w śpiewanie!!!
-Tak, czasem nucę, zwłaszcza jak zmywam naczynia.-przewróciłam
oczami
-Podsłuchałam raz pod drzwiami jak śpiewałaś, więc wiem co
mówię.
-Ania! Ty wredna paskudo!-zaśmiałam się i pogroziłam jej
palcem
-Oj tam. Można powiedzieć, że w pewnym sensie dostąpiłam
zaszczytu
-No. Inga śpiewa tylko wtedy, kiedy jest strasznie smutna.
No albo tam sobie coś śpiewa pod nosem przy sprzątaniu.-dopowiedział Robert
-To może ja już sobie pójdę, a wy tu sobie w spokoju o mnie
poplotkujcie, hmm?
-No to ty coś opowiedz. Bo chyba nie mamy co liczyć na jakąś
pioseneczkę?-uśmiechnął się promiennie Kuba
-Może kiedyś. A co mam jeszcze o sobie powiedzieć? Nie lubię
o sobie opowiadać, więc mnie o coś zapytajcie.-zaśmiałam się trochę nerwowo pod
nosem.
-Jak długo grasz na fortepianie?-zapytał z ciekawością Auba
-Dwanaście lat.
-Wow. Długo. Nie chciałaś na czymś innym?
-Kiedyś poszłam na warsztaty nauki gitary. Pan uczył tak
opornie, że prawie nic nie zrozumiałam, więc zostałam przy swoim fortepianie.
-Marco gra na gitarze, mógłby cię nauczyć, prawda
Marco?-wypalił Mario do swojego przyjaciela. Spojrzałam na blondyna, a jego
oczy w tym momencie napotkały moje. Cały czas się na mnie patrzy? Argh…
-Marco!-klepnął go w ramię
-Co? Tak.-powiedział wyrwany z letargu
-Co powiedziałem?
-Że Inga gra na gitarze.
-Pfyy. Wróć do świata żywych! Inga mówiła, że próbowała się
uczyć…
-A, tak. Faktycznie. Przepraszam, zamyśliłem się.
-Tylko myślicielem nie zostań!-zaśmiał się Mario
I tak nam reszta wieczoru minęła na luźnej rozmowie. Około jedenastej wszyscy zebrali się do siebie. Oczywiście musiałam im obiecać, że będę na treningu. Ale przecież to dla mnie czysta przyjemność. Podreptałam do mojego pokoju i położyłam się do łóżka. Próbowałam wygonić wszystkie myśli dotyczące klubowej jedenastki. Moje misterne próby przerwało pukanie do drzwi, a za chwilę wychyliła się zza nich głowa Ani.
-Mogę?
-Jasne.-odpowiedziałam i poprawiłam się na łóżku
udostępniając kawałek wolnego miejsca dla brunetki.
-Inga…-zaczęła
-Ania, nie mam zamiaru teraz o tym rozmawiać. Moje zdanie co
do posiadania chłopaka się nie zmieniło i nie zamierzam go zmieniać. Mimo
wszystko.
-Wszystko?-rozpromieniła się brunetka
-Tak, wszystko.-westchnęłam
-Czyli jednak coś…
-Ania, to naprawdę nie ważne.
-Jasne… W sumie to przyszłam ci pokazać zdjęcia!
-Jakie?
-No jak się przytulaliście! Myślisz żebym przepuściła taką
okazję? Jeny, jak wy przepięknie wyglądaliście… Tacy zakochani…
-No, już, już… Pokaż lepiej te zdjęcia.-zaciekawiłam się.
Ania odblokowała telefon, weszła w galerię i pokazała mi dwa przepiękne
zdjęcia. Zabrałam od niej telefon i wpatrywałam się dość długi czas. Nie najgorzej
wyszłam. W sumie i tak mnie mało było widać. Byłam mocno wtulona w chłopaka, a
jego ramiona mnie trochę przysłaniały. Zaznaczyłam oba i przesłałam sobie na
mój telefon. W telefonie Ani wykasowałam i oddałam jej, jej własność.
-Wykasowałaś tak piękne zdjęcia?!
-Spokojnie, są w bezpiecznym miejscu.-wskazałam palcem na
telefon leżący na stoliku nocnym.
-Ale jesteś!-udawała obrażoną
-Jestem, jestem. No już leć do swojego mężulka, a nie na
Reusem tu się będziesz rozczulać.
-Dobrze, już dobrze. Poza tym nie rozczulam się nad Marco
tylko nad Marco i tobą. Naprawdę przesłodko wyglądacie.
-Idź już, bo nie wiesz co gadasz. Ja też już idę spać bo
jutro jadę na trening z Robertem.
-Oho, to powodzenia! I Dobranoc!-powiedziała wychodząc z
pokoju
-Dobranoc-odpowiedziałam i wzięłam mój telefon ze stoliczka.
Otworzyłam odebrane zdjęcia i jeszcze chwilę przyglądałam się im. Naprawdę były
prześliczne. Robione jakby przez profesjonalnego fotografa. Nawet jakoś Mario
jest niewidoczny na kadrze. Tylko ja i On…
-Dobranoc Marco.-szepnęłam odkładając telefon, a chwilę
później już odleciałam w krainę snów…
~~~
Na początku chciałam powiedzieć, że jesteście niesamowite! <3 Myślałam, że jak będę częściej wstawiała będzie jednocześnie mniej komentarzy, wyświetleń...a tu o... Dziękuję!!! :*
Już niedługo, już niedługo coś tu się zadzieje! ^^ (i nie będzie to miało nic wspólnego z relacją naszych głównych bohaterów, chociaż jednego z nich wywróci życie do góry nogami) ;)
A ja Wam życzę miłych, aktywnie spędzonych..i bezpiecznie(!) w pełni zasłużonych wakacji!
3majcie się cieplutko! :* No i zapraszam do komentowania-ostatnio staje się to moją ulubioną lekturką przez co piszę więcej lekturki dla Was :D
Buziaki!:**