sobota, 13 sierpnia 2016

Sześćdziesiąt dziewięć.



Musiałam się przesłyszeć, coś źle zrozumieć. Przecież Mario… On nie mógł… Nie mógł odejść, nie teraz. W ogóle nie mógł odejść. Może żartował? Spojrzałam na niego żeby się upewnić. Jego mina była jednak jak najbardziej poważna. Wyszarpnęłam dłonie z jego i energicznie wstałam z łóżka. Uderzyłam z całej siły w ścianę przy okazji szturchając przy okazji komodę, z której spadło akurat nasze zdjęcie oprawione w ramkę. Szkło całe się pokruszyło najwyraźniej wyraźnie rozumiejąc moje uczucia.

-Chyba jesteś niepoważny. Zdurniałeś, oszalałeś, odbiło ci! Co tu jest nie tak? Ja? Marco? Twoi wszyscy przyjaciele, rodzina? Może kibice cię nie lubią? Może nienawidzą? Chyba już tak. Tak jak wszyscy ci, którym ogłosisz twój najgłupszy pomysł w całym życiu. –z oczu zaczęły płynąć mi łzy. 
Oparłam się o ścianę i wręcz na niego krzyczałam. –Jak mogłeś? Jak? Masz wszystkich i wszystko w dupie. Moje uczucia, uczucia wszystkich… Jesteś największym idiotą Mario. Mam cię dość. Nie chcę cię widzieć, rozumiesz? Nie chcę. Mogłeś mi nawet tego nie mówić, przecież i tak masz gdzieś to o czym myślę. Jeśli chciałeś moje błogosławieństwo to wiedz, że go nie masz.


-Inga!-krzyknął za mną, kiedy byłam już na schodach. 
Zerwałam z haczyka płaszcz i wybiegłam do samochodu. Nie umiałam pozbierać myśli. W mojej głowie panował jeden wielki chaos. Trzasnęłam z całej siły drzwiami od samochodu i przekręciłam kluczki. Wyjechałam przez bramę. 
Spojrzałam jeszcze raz na okna domu Mario. W jednym z nich stał Mario opierając o nie czoło. Na jego policzku zauważyłam spływającą łzę. Niecałe dwa metry dalej zatrzymałam auto i wysiadłam. 

Pobiegłam jak najszybciej z powrotem. Przeszłam przez otwartą furtkę i weszłam do środka. Po schodach powłóczyście wdrapywał się mój najukochańszy braciszek.

-Mario.-powiedziałam cicho. On odwrócił się spoglądając na mnie smutno przekrwionymi oczami. 
Wbiegłam na schody do niego i mocno go przytuliła. Usłyszałam jak głośno wydycha powietrze. Objął mnie mocno i położył głowę na moim ramieniu. –Kocham, cholernie cię kocham i za nic nie pozwolę, żebyś tam poszedł. Jestem psychologiem, mogę zrobić z ciebie wariata, narkomana, paranoika. Zrobię wszystko, żeby ciebie nie stracić. Bo nie chcę cię stracić ani ja, ani Marco, ani cała Borussia z kibicami.

-Nigdy mnie nie stracisz. Zawsze będziesz moją siostrą.
-Nieprawda. –powiedziałam cicho ściskając go mocno. Moje łzy płynęły prosto na jego koszulkę.

Kilka minut później zeszliśmy do salonu usiąść na kanapie. Wtuliłam się w niego niczym Kloppsik podczas deszczu. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, którą jako pierwszy przerwał brunet.

-A jak z tą ciążą? Kupiłaś test?
-Nie. Boję się i to strasznie. Nie wiem jak zareaguje Marco. Mamy przecież wyznaczony termin ślubu, będę wyglądała jak hipopotam.
-Kiedy?
-Koniec lipca.
-No to koniec siódmego miesiąca… Nie będzie źle! –uśmiechnął się rozbrajająco –Marco pewnie będzie w szoku ale nie wydaje mi się, że może być o to zły, on kocha dzieci.
-Mam iść kupić ten test?
-Pojadę z tobą. A potem odwiozę cię do waszego domu, tam jest Marco.
-I mam mu powiedzieć?
-Możesz zaśpiewać.
-Jesteś okropny.
-Wiem. Mówiłaś mi to już dzisiaj.
-Nie przeproszę.
-To też wiem.-uśmiechnął się słabo i cmoknął mnie w czoło.  –Chodź, jedziemy. Nie ma na co czekać.





Zatrzymaliśmy się pod apteką i w jednym momencie spojrzeliśmy na siebie. Mario jedynie westchnął z rezygnacją i sam wyszedł z auta i poszedł kupić test. Uśmiechnęłam się słabo widząc jego wchodzącego do środka zarzucającego na głowę kaptur. Serce popękało mi dzisiaj na milion kawałków jednak cały czas go kochałam. Jeśli ten transfer okaże się naprawdę jego marzeniem  to pomogę mu na tyle ile będę mogła, choć będę musiała wiele rzeczy robić wbrew sobie. Tego jednak wymagała moja praca. I to właśnie były momenty, których chciałam uniknąć. Zostało mi pół roku umowy z Borussią do końca sezonu i miałam nadzieję, że nie będzie więcej aż takich niespodzianek. To nie na moje nerwy.


***


Moje serce łomotało, kiedy znaleźliśmy się pod domem. Mario bez problemu tam dojechał, więc musiał o nim wiedzieć dużo wcześniej. Nie mieliśmy problemów z bramą, która była nawet otwarta na oścież. Przed domem stał samochód dostawczy, przed którym stał jakiś mężczyzna w pracowniczym uniformie i kawałek dalej Marco rozmawiający przez telefon.


-Mario…
-Dasz radę! Jesteś moją siostrą! Moje siostry zawsze dają radę.
-Masz tylko jedną siostrę… Chyba, że o czymś nie wiem.
-Mam jedną ale patrz, zawsze daje radę.
-Dziękuję, że przy mnie jesteś. Nie wiem co bez ciebie zrobię.
-Cóż innego niż dasz radę. –uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w policzek. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Mario pomachał mojemu narzeczonemu i wyjechał z terenu posesji. 

Nie chciałam przeszkadzać Marco w rozmowie, więc tylko posłałam mu buziaka i weszłam do środka. Weszłam do kuchni zobaczyć meble. Wszystko było już na miejscu i pachniało nowością. Wyjrzałam przez okno na nasz piękny widok. Raptem zaczęły płynąć łzy po moich policzkach. 
Czułam ogromny strach. Może Marco zerwie zaręczyny? Zostałabym samotną matką, która pewnie nie umiałaby sobie poradzić z dzieckiem. Ale bym je kochała. Bo to przecież nasze dziecko. Wyjęłam dwa opakowania testów ciążowych i zaczęłam czytać ulotkę. 
Kiedy już miałam wyjść do łazienki stanęłam tuż przed Marco. Spojrzeliśmy na siebie w tej samej chwili. Marco spojrzał na to co trzymałam w dłoni a potem na moje zapłakane oczy. Pokiwał przecząco głową i uderzył pięścią w futrynę. Chwilę później już go nie było. Dobiegł do mnie jedynie trzask zamykanych drzwi i głucha cisza, która dudniła w mojej głowie. Opierając się o szafki w kuchni zaczęłam zalewać się płaczem. Chciałam sobie przypomnieć raz jeszcze jego spojrzenie jednak nie mogłam. Co w nim widziałam po raz ostatni? Zawód? Złość?


Wzięłam z torebki telefon i znalazłam numer Mario. Odebrał po dwóch sygnałach.

-Mario, przyjedź, proszę cię.
-Jestem za trzy minuty.-słyszałam jego zdenerwowany głos a po chwili rozłączył połączenie. Kilka minut później Mario wpadł biegiem do kuchni i znalazł się tuż przy mnie. Przytuliłam się do niego i zaczęłam głęboko oddychać, żeby się uspokoić.

-Wyszedł trzaskając drzwiami.
-Nie rozumiem… Przecież… Przecież on… Mówił mi nawet kiedyś sam, że chciałby mieć z tobą gromadkę dzieci. To, że przed ślubem.. No zdarza się. Mówiłem wam, żebyście czekali na noc poślubną ale wy nie i zapewne nie przestaliście.
-Chciałabym, żeby moje dziecko miało ojca.
-Wiem, mała. Chodź, odwiozę cię do domu.



Kiedy wjeżdżaliśmy na podjazd domu tata akurat wychodził zabierając ze sobą na spacer Emmę. Pomachał nam, chociaż ja starałam się ukryć czerwone oczy od płaczu a tata był osobą, która by od razu wywęszyła, że coś się dzieje. Mario stanął praktycznie pod wejściem i złapał mnie za rękę, którą jednak szybko zabrałam i chwyciłam swoją torebkę.

-Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś i.. Ja już pójdę.
-Nie zostawię cię przecież samej.
-Przepraszam, chciałabym zostać sama. Zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień.
-Zadzwonię wieczorem…
-Już jest wieczór. Naprawdę. Sama zadzwonię, dam sobie radę. W najgorszym wypadku przecież stracę człowieka, którego kocham ponad życie. Zawsze zostanie mi dziecko o ile jest. W porządku. –z oczu zaczęły płynąć mi łzy. Mario chciał mnie jeszcze powstrzymać ale wyszłam szybko z samochodu i poszłam do wejścia domu. 
Od razu odwiesiłam płaszcz i pobiegłam na górę znaleźć najbliższe połączenie z Dortmundu do Polski. Uśmiechnęłam się słabo widząc, że najbliższy lot jest dzisiaj przed północą. W przedpokoju znalazłam dość małą walizkę, do której spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Schowałam walizkę pod łóżko i zaczęłam się zastanawiać co mam powiedzieć tacie. Na pewno nie chciałam mu nic mówić o ciąży, która nawet nie była potwierdzona.

Położyłam się płacząc do łóżka i nakryłam kołdrą. Kiedy postarałam się zacząć oddychać miarowo odczułam, że zasypiam. Na poduszce obok miałam nastawiony budzik na odpowiednią godzinę.



***


Schodząc po schodach z walizką w ręku postanowiłam, że zostawię kartkę w kuchni dla taty. Odstawiłam bagaż przed drzwiami i poszłam napisać wiadomość jednak…

-Dobry wieczór. –powiedział z przekąsem upijając wodę gazowaną ze szklanki. Sam siedział na podwyższanym, obrotowym krześle w szlafroku.
-Muszę wyjechać. Właśnie miałam ci pisać, że wylatuję.
-Wylatujesz? Gdzie?
-Ufasz mi, tato?
-Nie wiem co się z tobą dzieje. Słyszałem jak płakałaś, potem, kiedy chciałem porozmawiać to spałaś.
-Wszystko jest w porządku. Muszę się zdystansować. Wiem o Mario i…
-Ahh, powiedział ci.-westchnął i podszedł mnie przytulić. Czyli łyknął-i bardzo dobrze, lepiej dla mnie.
-Wrócę niedługo, muszę odetchnąć.
-Może porozmawiaj z Marco, przecież też się bardzo przyjaźni z Mario i sam to musi przeżywać.
-Chyba każde z nas sobie radzi z tym na inny sposób. Wrócę naprawdę niedługo.
-Jedź ale jak tylko wylądujesz to napisz mi, dobra?
-Masz to jak  w banku. Dziękuję. –uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. –Zapomniałam prawie zapytać jak ty się z tym czujesz..
-Jakoś sobie daję radę. No już, leć, bo ci samolot odleci.
-To pa!



Wsiadłam w zamówioną taksówkę. Oczywiście swój samochód zostawić pod domem Mario jak ostatnia sierota. Pojechałam prosto na lotnisko. W kasie załatwiłam wszelkie formalności co do biletu. Odstawiłam bagaż na specjalną taśmę i udałam się na odprawę. Kiedy wchodziłam do tunelu prowadzącego do samolotu obejrzałam się z nadzieją, że może będzie tam stał Marco, może z różą? Chyba jednak nie zawsze moje życie było niczym z bajki, a mój książę Marco czasami dawał dyla zamiast szlachecko stać u boku swej wybranki. Zbyt wiele wymagam.

We Wrocławiu wylądowałam w środku nocy. Zapomniałam, że nie zarezerwowałam hotelu, w końcu dom babci został sprzedany a mieszkanie było już wynajmowane przez kogoś innego.
Taksówkarzowi podałam adres hotelu, w którym byłam ostatnio z tatą. Co prawda był drogi ale dzięki temu może było jakieś wolne miejsce.





/Marco/


-Jeszcze raz?-zapytał barman widząc mój pusty kieliszek. Nie, jeden w zupełności wystarczył. Zwłaszcza, że czekała mnie ciężka rozmowa z Ingą. Cholera, zachowałem się jak palant. Pomyślała, że jedynie zrobiłem dziecko i zwiałem jak tchórz. Z resztą przecież tak właśnie było, co miałem się oszukiwać.

Zapłaciłem tym razem wyjątkowo odliczone i bez napiwku. Zostałem niemile zmierzony wzrokiem przez mężczyznę stojącego za barem ale cóż. Nie mój problem. Zdałem sobie sprawę, że gdybym tak naprawdę nie zobaczył zapłakanej Ingi trzymającej test ciążowy tylko uśmiechniętą chyba zwariowałbym z radości. Ona przecież nie była gotowa na dziecko. Pewnie ja też na to nie dojrzałem co świadczy zwłaszcza moja dzisiejsza reakcja.

Kiedy tylko wsiadłem do samochodu wybrałem numer do Ingi. Zastałem jedynie panią uroczo mówiącą mi, że mogę zostawić wiadomość. Nie wiedziałem co mam zrobić. Jeśli ktokolwiek mógł teraz przy niej być to Mario. Nie zastanawiając się zadzwoniłem. Po kilku sygnałach usłyszałem jego zaspany głos.

-Pogięło? Śpię.
-Czekaj! Nie rozłączaj się!
-No... Jeśli chcesz mi opowiadać jakim deklem jesteś to sobie daruj bo to wiem.
-Też o tym wiem. Nie mogę się dodzwonić do Ingi. Włącza się poczta głosowa. Nie wiem co się dzieje. W jakim jest stanie.
-Załamała się. Nawet nie zrobiła testu a ty już zwiałeś…
-Jak to nie…
-Nie rozumiesz wyrazu „nie”? Miała zrobić w domu.
-Ale płakała. Miała przekrwione oczy.
-Dowiedziała się o moim odejściu a i tak bardziej się przejęła twoją reakcją na ciążę i bała się, że ją zostawisz.
-Jezu…Jestem palantem.
-Przyjedź do mnie, ja spróbuję się do niej dodzwonić jak nie to coś wykombinujemy.
-Wezwę taksówkę i zaraz będę.
-Piłeś.-powiedział oskarżycielsko
-Zaraz będę.
-Brawo ty.-odparł sarkastycznie i się rozłączył.

Zawaliłem. Kolejny raz. I muszę to ratować puki jeszcze mogę. Oby i ona nie zrobiła nic głupiego zwłaszcza, że może też chodzić o nasze dziecko. Wsiadłem w taksówkę i podałem adres mojego przyjaciela.




***



-I co? –zapytałem od razu wchodząc do jego domu. Sam już był ubrany w ubranie na co dzień.
-Jedziemy do Kloppa. –oznajmił zakładając kurtkę i poszliśmy do jego samochodu. –Siadasz z tyłu. Z przodu Klopp cię dojrzy i będzie grubsza aferka.



Pod domem Kloppa stanęliśmy jakieś dziesięć minut później. Mario sam wysiadł i poszedł zadzwonić do furtki. Brama była zamknięta, więc mnie nie było widać. Gdyby tata Ingi dowiedział się o tej całej sytuacji chyba by mnie zabił. Mimo późnej godziny mieliśmy nadzieje, że nie będzie spał i usłyszy dzwonek. I tak na szczęście było. Mario wszedł na teren posesji a mnie pozostało czekać.



***



-Dobra i zła wiadomość.
-To znaczy?-zapytałem, kiedy Mario zajął miejsce za kierownicą.
-Zła jest taka, że wyjechała. Dobra, że wiemy gdzie. To znaczy znajdziemy w internecie. Pojedziesz i spróbujesz ją przeprosić i uratować to co zwaliłeś.






/Inga/

We Wrocławiu byłam kilka miesięcy temu a czułam jakby upłynęło kilka lat. Zima nie była tu tak mocna, co jakiś czas mijałam skupiska zbrylonego śniegu.
Usiadłam na chwilę na rynku na ławeczce. Włączyłam telefon i od razu przyszły mi nieodebrane połączenia. Cztery od Marco, trzy od Mario i jedno od Kuby. Kuba przysłał też sms’a. Kiedy go otworzyłam uśmiech pojawił się na mojej twarzy a z oczu spłynęła łezka.

„Mamo chrzestna wracaj! Lenka chciałaby się przywitać!:)”

Maleństwo leżało w szpitalnym łóżeczku słodko śpiąc. Miała założone śliczne śpioszki w różowe kwiatki a pod szyję okrywał ją biały kocyk. Zdjęcie przyszło o czwartej nad ranem, więc maleństwo nie miało nawet jednego dnia. Wyglądała trochę inaczej niż Mia ale była równie urocza. Żeby im nie przeszkadzać odpisałam jedynie smsa.

„Gratulacje dla Ciebie i Agaty!<3 Lenka jest przecudowna. Powiedz jej, że jak będzie miała ochotę to wpadnę jutro! Ściskam mocno waszą czwórkę!”

Już się cieszyłam, że będę mamą chrzestną tego słodkiego szkraba. Pewnie będzie miała blond loki po rodzicach. Jakby wyglądało moje dziecko i Marco? Gdyby miało oczy albo uśmiech Reusa chyba nie umiałabym mu niczego odmówić. To było bardziej niż pewne.
Wstałam z ławki i skierowałam się na cmentarz. Niestety był lodowaty wiatr, który uporczywie zwiewał moją czapkę, a ja wciąż uporczywie brnęłam przed siebie. Zatrzymałam się przy kwiaciarni i kupiłam dwa małe bukiety kwiatów, dopiero kiedy doszłam do celu udało mi się dostać duży, czerwony znicz w kształcie serca na miejscowych straganikach.  Weszłam na cmentarz i skupiłam się, żeby odnaleźć dobrą alejkę, gdzie znajdował się grób babci, jednak postanowiłam wcześniej odwiedzić grób rodziców babci, który zawsze odwiedzałyśmy razem w listopadzie.


Kiedy trochę już zmarznięta dotarłam na grób babci zabrałam się za delikatne porządki. Starłam śnieg zalegający na kamiennej płycie, którą nawet bez mojej wiedzy kupił tata. Stare znicze ustawiłam obok, a na środku postawiłam nowy, czerwony i zapaliłam świeczkę w środku. Obok położyłam bukiet kwiatów. Ze zmęczenia przykucnęłam koło pomnika i zamknęłam oczy. Czasem strasznie mi jej brakowało. Jej głosu, ciepła, wsparcia, jednak czułam jej obecność. Wiedziałam, że nade mną czuwa. I nad Marco. Byłam pewna, że gdyby go poznała od razu by go pokochała. Miałam jednak tatę, Marco, Mario i Kubę, na których mogłam zawsze liczyć o każdej porze dnia i nocy. 
Z Anią straciłam kontakt, nawet się nie spotkałyśmy. I to właśnie najbliższe mi osoby sprawiły, że było mi lżej. Wciąż zbierały mi się łzy w oczach na Mario. Wściekłość mieszała się z żalem, rozpaczą i miłością. Ostatnia trochę przeważała nad wszystkim, jednak mimo obietnic utrzymywania kontaktu będzie mi go szalenie brakowało i nie będę mogła w nikim innym znaleźć takiego brata jakim był dla mnie Mario. Był nie do zastąpienia.

A Marco? Wiedziałam, że czeka nas rozmowa i byłam pewna, że z ust żadnego z nas nie padnie słowo „koniec”. Nie wiedziałam do końca co nim kierowało ale miałam nadzieję, że ta sytuacja nie poróżni nas bardzo, że będziemy w stanie wszystko sobie wyjaśnić. Mimo wszystko potrzebowałam teraz jego bliskości, uścisku, pocałunku. Zapewnienia, że wciąż mnie kocha, że będzie ze mną na dobre i złe. Babciu, jakbyś mogła sprawić, żeby tu był…

Odmówiłam modlitwę i przeżegnałam się. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam małą zmianę. 
Koło mojego bukietu leżał drugi. Były to przepiękne białe lilie przewiązane błękitną wstążką. Wpatrywałam się w nie dłuższy czas i nie wiedziałam czy to do końca sen czy jawa. Nie wiedziałam, czy mam się odwrócić czy może to moje wyobrażenie? Zaryzykowałam.







5 komentarzy:

  1. Strzelam że to Marco albo ojczym Ingi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Za kilka rzeczy w tym rozdziale chciałam Cię zabić, ale.. Ale odkupiłaś winy końcówką. :p Także czekam na kontynuację. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie! Ja się nie zgadzam na taką końcówkę! :'(((((
    Teraz nie wytrzymam do kolejnego 😭 :(
    Rudy cwelu jeden! Urwę ci jaja :///
    Dlaczego to zrobiłeś ;(
    Czekam na nn. <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Strzelam,że to będzie Ania lub oj czym Ingi. Sorki,że tak późno ale lepiej teraz niż wcale. Chociaż komentuje po raz pierwszy.
    Czekam na następny��

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Kochana! :)
    Dziś będzie krótko, bo mam tyle zaległości, że głowa mała... A przed 1 września chcę być już "na czysto". ;)
    Rozdział jak zawsze doskonały i bardzo mi się podoba. Czytało mi się go bardzo szybko. ^^ Ale wiesz co? :o Nie spodziewałam się tego wszystkiego...
    Patrzę na komentarze dziewczyn i widzę spekulacje między Marco, Anią i ojczymem Ingi... Właściwie nie mam pojęcia kim może być ta osoba. A moze raczej mam swoje domysły, ale wolę ich tutaj nie wyrażać, bo na pewni (jak zawsze) się mylę. :P
    Kochana, cudeńko i od razu lecę na kolejny. ^^
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń