sobota, 27 sierpnia 2016

Siedemdziesiąt jeden.


Czas płynął nieubłaganie szybko. Koniec przerwy zimowej, wiosna i Wielkanoc, którą wreszcie spędziłam z tą prawdziwą, biologiczną rodziną choć bez brata. Może to i dobrze. Mama taty, czyli babcia, choć nie potrafiłam się do niej tak zwrócić była naprawdę miłą osobą, choć różniła się diametralnie od tej, która mnie wychowała. Tak jak tata mi opowiadał, uwielbiała wszystkich faszerować swoimi wypiekami. Były przepyszne, nie można było zaprzeczyć jednak tyle samo co pyszne były też kaloryczne. Siostry taty były mną zachwycone. Były bardzo miłe, jak to określiły-mojemu tacie chociaż coś się w życiu udało, bo małżeństwo też spierniczył. Choć nie do końca. W połowie maja informując mnie uprzednio zaprosił Ullę na oficjalną randkę. Wrócił z uśmiechem na twarzy niczym nastolatek. Aż go nie poznawałam. Kiedy wszedł do domu stanęłam mu na drodze, a ten jedynie uśmiechnięty pocałował mnie w policzek i poszedł wziąć prysznic na górę. Nie mogłam z niego nic wyciągnąć poza tym, że był w kinie i na spacerze. Cieszyłam się ogromnie z tego, że mu się układa. Moje relacje z Ullą były raczej w porządku. Nie byłyśmy sobie obojętne, jednak też nie byłyśmy przyjaciółkami a ja nie umiałam jej wciąż nazwać mamą. Nie wiedziałam, po czym mogłam poznać, że była dla mnie jak matka, że zachowywała się jak matka. Skąd mogłam wiedzieć. Poza tym ona też chciała trzymać się z dystansem, bo bała się, że zrobi coś nie tak i nie chciała psuć tego co może między nami już zaczęło powstawać.

Ostatniego dnia maja oczywiście przypadały urodziny Marco. Z uwagi na to, że dzień później przypadał mecz, więc nie mogliśmy urządzić większej imprezy. Marco razem z Mario i Łukaszem postanowili zrobić wspólną imprezę urodzinową trzeciego czerwca, kiedy przypadały święta wspomnianej dwójki.
Urodziny Marco spędziliśmy tak jak chciał. Co może wymagać Marco? Kolacja w naszym domu w ogrodzie i łóżko. No i może do tego łóżko i łóżko. 
W prezencie dałam mu nowy zegarek. W prawdzie w wyborze pomógł mi Mario, który wiedział dokładnie nad którymi modelami mój narzeczony ostatnimi czasy wzdychał. Z dwójki, które mu się podobały wybrałam ten, który mnie bardziej przypadł do gustu. Kazałam jeszcze na jego spodzie wygrawerować pierwsze litery naszych imion. Ucieszył się. Nie zdejmował go przez cały wieczór nawet na atrakcję zaraz po kolacji.  
Kolejnego dnia siedziałam za ławką rezerwowych koło całego sztabu. Był to dokładnie mecz ćwierćfinałowy w Pucharze Niemiec. Marco przyczynił się do gola Auby w pierwszej połowie, jednak tata zdjął go już na samym początku drugiej połowy dając szansę Mario. Było już to od początku ustalone, żeby nie przeciążyć ich na kolejne mecze. Posłał mi buziaka kiedy zajmował swoje miejsce na ławce. Uśmiechnęłam się i sama zaczęłam go obserwować jak mówi coś do Kuby i upija wodę z butelki. Ocucił mnie kolejny gol tym razem mojego ulubionego Pączusia.

Kolejnego dnia po odpoczynku razem z Marco, Mario i Łukaszem szykowaliśmy przyjęcie w Cocaine, zaprzyjaźnionym klubie, którego udało się nam wynająć. Był duży tort z imionami naszych trzech jubilatów. Sama ubrałam beżową sukienkę i wysokie, czarne czółenka. Dobrałam do tego śliczną biżuterię z ciemnymi kamieniami, którą z resztą podarował mi blondyn, jak to określił po prostu bez okazji. Była piękna ale naprawdę nie potrzebowałam tak drogich prezentów od niego „bez okazji”. Przetańczyłam całą noc. Większość piosenek z Marco, jednak równie dużo z Kubą, Łukaszem, Aubą i oczywiście Mario, który chciał mnie wręcz podrzucać pod niebo za prezent, który mu sprawiłam. Już widziałam jak go używa. Był to bowiem dmuchany zamek do skakania. Cóż. Jedni marzą o zegarku inni o zamkach. Chociaż, kiedy zobaczyła go reszta zawodników już zaczęli umawiać się z Mario na wspólne „Jumprezy”. Mój narzeczony również, choć on stwierdził, że będzie miał vipowski karnet.

A propo niego. Zaręczyny w naszej relacji wcale nie znaczyły porzucenia umawiania się na randki. Wręcz przeciwnie, bo było ich teraz jeszcze więcej. Byliśmy w sobie z każdym dniem mocniej zakochani, choć też byliśmy dla siebie jak najlepsi przyjaciele. Urządzaliśmy wspólne filmowe przyjacielskie maratony, podczas których rzucaliśmy się popcornem albo wcinaliśmy żelki. Zwykle takie seanse nie miały finiszu przyjacielskiego, wręcz czysto miłosny jednak tak, udawało nam się utrzymywać przyjaźń podczas oglądania filmów.

Media dzwoniły do menagera Marco z pytaniami, czy nie chcemy udzielić wspólnego wywiadu bądź czy ja sama nie chciałabym opowiedzieć o życiu kobiety w świecie męskiego sportu. Były też koncerny kosmetyczne, które proponowały mi, bym została twarzą ich produktu. Oczywiście wszystkie spotkały się z odmową. Tylko w jednym wywiadzie z Marco była mowa o naszym związku, który oficjalnie potwierdził. Był to wywiad z Nobbym, dziennikarzem Borussii, który pojawił się w sieci przed meczem półfinałowym. Wtedy też ogłoszono, że Marco zostanie kapitanem od przyszłego sezonu. Z racji tego, że pokój, w którym są nagrywane są wywiady był w tym samym skrzydle co mój gabinet pozwoliłam sobie stanąć z boku, kiedy uporałam się ze wszystkimi papierami u siebie i zobaczyć jak i co wygląda od kuchni. Sam Marco mnie zachęcał, żebym była od początku ale musiałam najpierw zająć się pracą, żeby potem mieć więcej czasu wolnego. Kiedy weszłam cicho zamykając za sobą drzwi Marco akurat odpowiadał o aspiracjach Borussii na zakończenie sezonu. Spojrzał na mnie ukradkiem i uśmiechnął się. Odpowiedziałam tym samym, choć może już tego nie zauważył. Oparłam się w rogu pokoju i obserwowałam co się dzieje.

-Jeśli już zakładasz wygraną Borussii to co dalej?-zapytał Nobby. Puścił do mnie ukradkiem oczko. Był naprawdę sympatycznym i wesołym człowiekiem. Miałam okazję poznać go już dobry czas temu.
-Masz na myśli wakacje czy kolejny sezon?-zapytał Marco śmiejąc się
-Tu i tu się spotykamy. Wakacje?
-Ymm… Wakacje. No plany są. –powiedział uśmiechając się z błyskiem w oku.
-Może zacznijmy tak. Bo inni nie wiedzą o co chodzi, a my wiemy.
-Okej.
-Są zdjęcia w sieci.
-Są.
-I wiele, wiele spekulacji, ciekawych historii… Czytałeś?
-Mario Götze czyta. Jest ich pasjonatem. –roześmiali się oboje. Ja również. To prawda. Mario wykupywał wszystkie gazety i czytał ciekawy co dzieje się w naszym związku, a potem miał do nas wyrzuty, że o niczym mu nie powiedzieliśmy. Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Marco miał już kupiony garnitur, ja wybrałam bukiet i dekoracje, choć suknia cały czas była jednym wielkim znakiem zapytania.
-Okej, powymieniam się zdaniem z Mario jak tu przyjdzie na kanapę ale fakt. Zazwyczaj pytam o plany na wakacje, więc typowo rutynowe pytanie, lecz nierutynowa odpowiedź. Więc! Twoje plany na wakacje.
-Na pewno dwa tygodnie urlopu. Nie powiem jeszcze gdzie, żeby nie zdradzać niespodzianki.
-Dla kogo?
-Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to dla mojej żony.
-Dajmy teraz fankom minutę na uspokojenie, łyk wody, skoczenie z mostu…
-Nie, nie przesadzajmy. Ostatnie lepiej nie.
-No dobra, prosimy nie skakać z mostu. Mamy więc oficjalne potwierdzenie-Marco Reus ma dziewczynę.
-Narzeczoną.-poprawił go uśmiechnięty.
-Przepraszam!-zakrył usta i podniósł ręce w geście poddania Nobby.
-A więc masz narzeczoną.
-Jeszcze.
-Myślisz, że będziesz miał fory u trenera? Chodzą takie plotki.
-Gdybym je miał, miałbym już teraz. W pracy mamy relację czysto zawodową.
-Ze swoją narzeczoną też?
-Można nie wierzyć ale tak. Inga jest profesjonalistką w swoim fachu i mimo, że gdzieś tam ma mniejsze czy większe przyjaźnie z zawodnikami… Chyba na początku wszyscy mieliśmy obawę jak to wyjdzie, efekty są lepsze niż się spodziewaliśmy. Musimy teraz coś wymyślić, bo chce nas rzucić dla młodszych. –roześmiał się Marco. Zaangażowanie i pasja, z którą o mnie opowiadał była urocza. Słyszałam w tych słowach wielkie uczucie. Może inni tego nie usłyszą, ja rozumiałam to doskonale.
-Coś ci zaczął humor dopisywać.
-Grunt to dobre towarzystwo. –stwierdził a potem znów przeniósł wzrok na mnie i słodko się do mnie uśmiechnął. Jak zwykle na ten uśmiech musiały się pode mną uginać nogi.
-I masz na myśli oczywiście mnie.
-Oczywiście.
-Dobra. Kończmy! Ostatnia gra. Oglądamy kawałki filmów i mówimy czy będzie gol czy żadnego.

Oboje skupili się na obstawianiu goli. Mój narzeczony wygrał jednym punktem. Podziękował za wywiad a kiedy wyłączyły się kamery wstali oboje z kanapy, żeby się ze mną przywitać.

-Możecie jeszcze słuchać o ślubie? –zapytał ze śmiechem Nobby widząc Marco przyciągającego mnie do siebie.
-Ja tak, dla Ingi słowo „suknia ślubna” wywołuje wściekliznę.
-Bo żadna nie jest odpowiednia. W jednej wyglądam jak zombie, w innej jak piankowy potwór z Pogromców Duchów, w jeszcze innej jak Cruella Demon. Brakuje mi jedynie dwukolorowych włosów.
-Widzisz?-zaśmiał się Marco spoglądając na mnie z czułością.
-Zmieńmy temat!-zaśmiał się –Albo jeszcze jedno. Bo jestem ciekawy. Czemu chcieliście potwierdzić wiadomość o ślubie? I to przed a nie po fakcie. Nie boicie się nalotu mediów?
-Do ślubu ponad miesiąc. Kiedy nadejdzie ten dzień już nie wszyscy będą pamiętać.
-Coś w tym jest. Mats z Cathy też mieli pełno fotografów choć nie zamawiali.
-Tak to już jest. Nic się nie stanie, jeśli będą media na naszym ślubie ale byłoby lepiej gdyby ich było jak najmniej. Poza tym wynajmujemy firmę ochroniarską. Dwudziestu ośmiu ochroniarzy będzie stało dookoła katedry i przed.
-Słucham?-zdziwiłam się na jego słowa –Nic mi nie mówiłeś.
-Teraz ci mówię.
-Przystojni chociaż?
-Udaję, że nie słyszałem.
Pożegnaliśmy się z Nobbym. Mieliśmy się zobaczyć za trzy dni na meczu, którego strasznie nie mogłam się doczekać.




***



Mecz sam w sobie był ekscytujący. Po pierwszej połowie wynik był już przesądzony, nie pozostawiliśmy na Wolfsburgu suchej nitki. Mój narzeczony strzelił piątą bramkę w czterdziestej siódmej minucie. Przebiegł przez boisko i posłał do mnie całusa co wywołało radosne okrzyki wśród kibiców. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam mu tym samym i pomachałam mu. Niestety niedługo po golu Marco padł strzał prosto do naszej siatki, jednak można było zrozumieć, że zamiast zera będzie honorowa jedynka w wyniku.
Była już siedemdziesiąta minuta, kiedy podszedł do mnie asystent Watzke.

-Pani Ingo. Pani telefon dzwoni już od pięciu minut co chwila…
-Kto dzwoni?
-Nie wyjmowałem z torebki.-powiedział podając mi moją torbę, którą zostawiłam w swoim gabinecie.
-Dzięki. –wyjęłam telefon i przemknęłam do tunelu, gdzie było trochę ciszej i odebrałam połączenie.


-Inga. Dobrze, że odebrałaś. Tak bardzo cię przepraszam. Okłamałam ciebie, wszystkich… Boję się.
-Kochana, proszę cię. Uspokój się.-powiedziałam słysząc jej panikę i urywany głos. –Powiedz mi co się stało i jak ci mogę pomóc.
-Ja… Wcale nie jestem w Hiszpanii. Już nie.
-Więc gdzie jesteś?
-W Kolonii. Aaaał-krzyknęła
-Ann, jesteś tam?
-Inga, ja chyba rodzę. Mam skurcze. Nie wiem co mam robić. –płakała w panice do telefonu. Dopiero po chwili zrozumiałam co modelka do mnie powiedziała. Była w ciąży.
-Jest ktoś z tobą?
-Nie. Inga, nie rozumiesz. To za wcześnie. Mam termin dopiero za dwa tygodnie.
-Posłuchaj. Rozłącz się i dzwoń po karetkę. Postaraj się uspokoić i oddychaj głęboko.
-Przyjedziesz? Nie chcę być sama.
-Mogę nie zdążyć ale zaraz wsiadam w samochód, będę najszybciej jak się da.. Mam.. Mario jest ojcem? Mam mu powiedzieć? Mam kogokolwiek powiadomić?
-Nie mów. Lepiej jak nie będzie wiedział. Potrzebuję twojego wsparcia.. Chyba wody mi odeszły…
-Dzwoń po karetkę. Zaraz wyjdę z meczu i do ciebie pojadę. Trzymaj się. Jak zadzwonisz po karetkę do możesz znów do mnie zadzwonić. Masz wyprawkę dla dziecka?
-Tak, muszę ją wziąć. Wezwę i zadzwonię.
-Dasz sobie radę, jesteś dzielna. –rozłączyłam się  i wróciłam szybko na stadion. Podbiegłam do taty szarpiąc go za ramię. Prawie podskoczył przestraszony.


-Inga, co się dzieje?
-Słuchaj. Powiedz Marco jak tylko zejdzie z boiska, że ma wziąć Mario i jak najszybciej mają jechać do Kolonii. Podkoloryzuj coś żeby naprawdę się pospieszył. I ma do mnie zadzwonić.
-Nie wiem co ty znowu wymyśliłaś ale przekażę.
-Dziękuję. –powiedziałam i wybiegłam z boiska. Przebiegłam przez tunel a następnie przez resztę 
stadionu wymijając dziennikarzy i ochronę. Wsiadłam w swój samochód i ruszyłam z piskiem opon. 

Kilka minut później wjechałam na autostradę. Odebrałam przez głośnik telefon od Ann. Była już trochę spokojniejsza. Powiedziała, że za pięć minut będzie karetka i ma przygotowaną wyprawkę w torbie. Rozmawiałam z nią ten czas dopóki nie przyjechało pod jej mieszkanie pogotowie. Może z dziesięć minut później zadzwonił do mnie Marco.

-Inga, widziałem jak wybiegasz ze stadionu. Co się dzieje? Mam zadzwonić i jechać do Kolonii bo inaczej z nami koniec?
-Tata miał podkoloryzować. –roześmiałam się. Tego się akurat nie spodziewałam. –A jedziesz?
-Tak. Właśnie wsiedliśmy z Mario do samochodu.
-Jedź jak najszybciej. Masz mnie na głośniku?
-Tak.
-Mario uwielbiam cię ale Marco musi przełączyć się na słuchawkę.
-Wiesz ty co.. –usłyszałam nadąsany głos Götze a po chwili lekki szmer. Marco musiał zakładać słuchawkę.
-Jesteś?
-Tak. To wyjaśnisz mi o co chodzi? Nawet się nie przebraliśmy.
-No to niezły zryw. I dobrze. Jedziesz ostrożnie? Ta wiadomość może cię zwalić z nóg.
-Siedzę, kochanie. Możesz mówić.
-Mario będzie ojcem.
-Dobra, a teraz na poważnie?­-roześmiał się po drugiej stronie. Przewróciłam oczami i westchnęłam ciężko.
-Marco. Ja jestem poważna. Ann zadzwoniła do mnie spanikowana, odeszły jej wody, właśnie pojechała do szpitala. Mieszkała w Kolonii przez ten czas.
-Jesteś pewna, że to..no wiesz.
-Tak, to jego dziecko. Ann nie chciała mu mówić, żeby mu nie zepsuć życia. Zrozum mnie. Kocham ich oboje. Może Mario nie jest gotowy na dziecko, przygotowany. Ale Mario ją kocha. A ona jego. Nie mogę pozwolić, że Mario nie pozna prawdy. To nie fair, że tak zrobiłam. To nie fair, że się wtrącam w ich życie.. Ale nie pozwolę, żeby to dziecko nie znało ojca, nie miało oboje rodziców. Wiem, że Mario będzie dobrym ojcem, będzie się starał, żeby być najlepszym. Zbyt się rozgadałam?
-Masz rację. Dobrze zrobiłaś, na twoim miejscu zrobiłabym to samo. Za ile będziesz u.. celu?
-Jestem na autostradzie. Pół godziny. Nie wiem co zastanę w szpitalu. Czy cesarka.. Poród naturalny też może trwać kilka godzin..albo bardzo krótko.
-Będziesz trochę wcześniej. Nie wiem jak to powiedzieć..
-Może na miejscu?
-Chyba tak będzie najlepiej. Jak dojedziesz napisz mi smsa. I jedź przede wszystkim ostrożnie.
-Dobrze. Do zobaczenia na miejscu.



Po pół godzinie wjechałam do Kolonii. Na mieście niestety były jeszcze korki, więc musiałam uzbroić się w cierpliwość. Zaparkowałam pod szpitalem i podeszłam do recepcji. Dowiedziałam się, że porodówka jest na trzecim piętrze. Napisałam smsa do Marco i sama udałam się na odpowiednie piętro. Zaczęłam szukać lekarza. Jak w końcu jakiegoś znalazłam dowiedziałam się, że Ann urodziła kilka minut temu. Zanim weszłam do sali, gdzie leżała świeżo upieczona mama usiadłam na chwilę i wzięłam głęboki oddech. Mój kochany braciszek właśnie został tatą. Dziecko ma dziecko. Zapukałam do pokoju. Usłyszałam ciche „proszę”. Weszłam do śnieżnobiałego pomieszczenia. Było tam ustawione tylko jedno łóżko, na którym leżała wyczerpana przyjaciółka. Cała blada, bez żadnego makijażu.

-Inga. –szepnęła i wyciągnęła do mnie rękę. Podeszłam uśmiechając się. Ustawiłam krzesło obok jej łóżka i złapałam ją za rękę. –Już po wszystkim.
-Jestem z ciebie dumna. Bardzo. Jesteś silna.
-Mam córkę. –powiedziała cicho a po chwili rozpłakała się. Uśmiechnęłam się i zaczęłam głaskać ją po włosach.
-Na pewno jest śliczna jak ty.
-Nie rozumiesz.. Nie poradzę sobie. Macierzyństwo to nie dla mnie. Może… Może ty z Marco się nią zaopiekujecie? Stworzycie dom? Będziecie dla niej lepszymi rodzicami niż ja. Dam wam pieniądze.. Co ze mnie za matka…
-Ann. Będziesz dobrą mamą. Wiem, że ją kochasz. Jesteś w szoku. Tak czasem jest. Wiele kobiet ma szok poporodowy. To mija.
-Nie wiem, Inga..
-A jak ty się czujesz?
-Wszystko mnie boli. Lepsza jest adopcja. Bezbolesna, bezstresowa.
-Kochana..-uśmiechnęłam się i delikatnie ją objęłam. Do drzwi zapukała pielęgniarka. Wychyliła głowę, a po chwili szerzej otworzyła drzwi i wprowadziła do sali plastikowe łóżeczko na kółkach.

-Pani Brömmel, to pani córeczka.-uśmiechnęła się radośnie i podwiozła łóżeczko bliżej nas. –Chce pani ją wziąć na ręce?-zapytała. W oczach Ann zobaczyłam panikę. Przecząco pokiwała głowę.
-Później.
-Oczywiście. Za godzinkę można ją nakarmić. Na razie jest rozbudzona. Z wynikami wszystko w porządku, dziesięć punktów. Śliczna, zdrowa, ksieżniczka.
-Dziękuję. –kiwnęła głową Ann i spojrzała za okno. Pielęgniarka się wycofała. Podniosłam się i zajrzałam do łóżeczka. Mała śliczna dziewczynka leżała i rozglądała się swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Po Ann. Po swoim tacie była za to pyzata. I miała jego uśmiech.

-Jest cudowna. Nie chcesz jej wziąć na ręce?-zapytałam Ann głaszcząc małą po malutkiej rączce.
-A jeśli coś jej zrobię? Nie chcę. Lepiej nie.
-Mam ją wziąć i ci podać?
-Weź ją i usiądź koło mnie. –kiwnęła głową i patrzyła na moje ruchy. Podniosłam małą podtrzymując za główkę. Ann przesunęła się kawałek robiąc miejsce gdzie mogłam usiąść. Chciałam ją jej podać ale cofnęła się bardziej.

-Nic jej nie zrobisz.. –powiedziałam. Malutka miała już króciutkie, ciemne włosy.
-Potrzymaj ją trochę.-poleciła obserwując noworodka.
-Jak ma na imię?
-Liliana. –powiedziała wreszcie lekko się uśmiechając.
-Lili. Ale śliczne masz imię. –zwróciłam się do dziecka i pogilgotałam ją po brzuszku. Uśmiechnęła się szeroko pokazując swoje dziąsła bez zębów. Wyglądała naprawdę uroczo. Do tego te żółte śpioszki w pszczółki i kwiatki. W ułamku sekundy drzwiami wpadł zdyszany Mario. Stanął w bezruchu próbując zrozumieć całą sytuację. Za nim wszedł Marco ze spokojem przeczesując włosy. Uśmiechnął się widząc mnie z dzieckiem na rękach.

-Mario..-szepnęła cicho Ann. Widziałam w jej oczach łzy.
-Dlaczego nic nie powiedziałaś? –powiedział z trwogą podchodząc do łóżka
-Nie chciałam ci niszczyć kariery.. To wyszło tak nagle.
-Do jasnej cholery, Ann. Mamy dziecko. Czy to miałoby mi zniszczyć karierę?
-Nie wiedziałam, Mario. Chciałam usunąć, ale… Nie mogłam. Nie potrafiłabym.
-Dobrze, że tego nie zrobiłaś. Czemu nie mogłaś zadzwonić, kiedy się dowiedziałaś? Może byłbym… będę cholernie beznadziejnym ojcem ale będę!
-Mario, ciszej..-wtrąciłam się widząc niepokój małej. Mario się otrząsnął i podszedł do mnie. A właściwie do swojej córki.
-Masz rację. Weź ją, ja nie dam rady.. Nie umiem być mamą.
-Ann. –spojrzałam na nią. –Już ją jesteś. Twoja córka się już o to postarała, że właśnie dzisiaj nią zostałaś. I się nie wykręcisz. Ona ma krew Götze, z nią nie wygrasz.-uśmiechnęłam się do niej. Ann wyciągnęła dłoń i pogłaskała ją po główce.
-Dziewczynka?-zapytał wzruszony Mario. Kiwnęłam głową.
-Chodź, usiądź na moim miejscu i ci ją podam. –zwróciłam się do bruneta. Wstałam z jego córeczką na rękach i poczekałam aż Mario usiądzie. Podałam mu ją w ramiona. Na początku bał się jej dotknąć, jednak po chwili podniósł ją opierając jej główkę na piersi i ucałował ją w środek dłoni. Odsunęłam się kilka kroków wpadając w objęcia Marco, który ucałował mnie w głowę i przytulił do siebie. Obserwowaliśmy razem piękny obrazek.

-Cześć kruszynko. Jestem twoim tatą. Bardzo cię kocham. –powiedział. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Jak spojrzałam na Ann zobaczyłam, że jest w tym samym stanie co ja. Kiedy spojrzała na mnie i zauważyła, że też płaczę zaśmiała się i wyciągnęła do mnie rękę. Podeszłam z drugiej strony łóżka, usiadłam i przytuliłyśmy się do siebie.  –Bardzo kocham ciebie i twoją mamę. –dodał Mario patrząc czule na Ann-Kathirn. –Twoją mamę chrzestną też kocham. No i jest jeszcze twój trochę przygłupi tata chrzestny. Też go kocham, twoja mama chrzestna też, więc chyba nie jest taki zły, bo twoja mama chrzestna jest bardzo mądra i wie co robi. Biorą ślub za kilka tygodni, będziemy na nim. Widzisz? Obie ryczą jak bobry. Mama nawet mi nie powiedziała jak masz na imię. O ile masz!
-Liliana. –powiedziała Ann łamiącym się głosem.
-Liliana Inga Götze. –powiedział dumnie do dziewczynki. Schowałam twarz w ramieniu Ann i zaczęłam mocniej płakać. Ann zaśmiała się przez łzy i objęła mnie dłońmi
-To dobry wybór. –przyznała i pocałowała mnie w policzek.
-Ann, posłuchaj. –zaczął Mario. –Damy radę, razem. Masz we mnie wsparcie. Będę wstawał do niej po nocach. Wprowadzicie się do mnie. Możesz nawet spać w osobnej sypialni. Gościnny przerobi się pokój dla Liliany.
-Dobrze, dziękuję. –odpowiedziała. Nagle mała zaczęła płakać w ramionach Mario.
-Co się dzieje?-zapytał zaniepokojony i zaczął ją kołysać. To jednak nic nie pomagało.
-Jest głodna. –powiedziała Ann. –Podaj mi ją.
Uśmiechnęłam się widząc ją biorącą maluszka w ramiona. Ucałowała ją i pogłaskała po policzku. 

Otarłam łzy i poszłam do Marco przytulić się. Blondyn otarł moje zaschnięte łzy i wpił mi się w usta.
-Śmierdzisz. –zaśmiałam się opierając policzek o jego ramię.
-Mam chociaż swoją bluzę. Mario zmienił w samochodzie buty i koszulkę a ja…-zaśmiał się delikatnie mnie od siebie odpychając. Zobaczyłam, że jest w piłkarskim trykocie i swoich korkach. Roześmiałam się i pokiwałam z niedowierzaniem głową.
-Tata dał ci niezły bonusik do informacji. Uwierzyłeś?
-Myślałem, że coś nie tak, że ktoś może ci grozić ale odebrałaś telefon.

Oparłam się o jego ramię. Ciszę przerwał cichy odgłos ciamkania mleka przez najmłodszego członka rodziny Götze. Marco uśmiechnął się widząc dziecko pijące z apetytem. Mario siedział jak oczarowany patrząc na dwie najważniejsze kobiety jego życia.

-Uważaj Ann, bo mała ma apetyt po ojcu, to niebezpieczne. –zaśmiał się Marco podchodząc go Götze i poklepał go po plecach. –Będziemy się zbierać. 
-Nie zostaniecie?-zapytała Ann
-Nie wyganiamy was, możecie wziąć pokój w hotelu…
-Spędźcie trochę czasu razem. –powiedziałam opierając dłonie na barkach mojego kochanego braciszka
-W porządku. Zostawicie jakiś samochód, żebyśmy wrócili?-zapytał Mario szczerząc się do Marco.
-Aston? Zapomnij. Weź samochód Ingi.
-Halo, halo! Ja tu się nie liczę?
-Ja mam samochód. –zaśmiała się Ann i popatrzyła czule na zasypiającą córkę. Mario zabrał swoją córeczkę na ręce pomagając Ann i wstał. Wzięłam pieluszkę i położyłam mu na ramię w razie jakby coś się jej ulało. Ucałowałam dziewczynkę w główkę a potem Mario w policzek. Ann przytuliła mnie mocno.

-Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś.
-Wierzysz już, że dasz radę?
-Zaczynam. Też będziesz wspaniałą mamą. Masz podejście do dzieci. Powinniście się z Marco postarać o potomstwo. Liliana by się miała z kim bawić. Pomyślcie.
-Dobra, dobra. –zaśmiałam się –Trzymaj się kochana. Zadzwoń jak ci się będzie nudzić i będziesz miała dość tęczy płynącej od Mario.
-Jasne. A co z sukienką..
-Nic nie mów.
-Idź do projektantki. Wyjdzie taniej i to, co będziesz chciała.
-A skąd mam wiedzieć co chcę?
-Zobaczysz szkice, może trafisz na taki, w którym się zakochasz.
-Masz jakiś adres? Nie wiem gdzie mam iść.
-Ja wszystko mam. Wyślę ci smsem.
-A kiedy mam cię prosić, żebyś przymierzyła suknię druhny?
-Serio?-zapytała a jej oczy aż radośnie zabłyszczały. Kiwnęłam głową a ta pisnęła szczęśliwa i rzuciła się na mnie. Że miała siły?
-Mario ma zostać świadkiem Marco ale myślę, że wasi rodzice zaopiekują się małą.
-Moi tak, mam nadzieję, że rodzice Mario jakoś to przyjmą i ją pokochają.
-Możesz być o to spokojna.
-Wybierzemy sukienkę dla mnie za tydzień, dobrze? Wezmę może ze sobą Lili w wózku.
-Czekam. Może zabierzemy jeszcze siostrę Marco. Będzie drugą druhną.
-Yvonne?
-Tak.
-Świetnie! Jest bardzo miła. A..wieczór panieński?
-Co powiesz na cały dzień w spa?
-Cały?
-Yhym.
-Wchodzę w to!-uśmiechnęła się szeroko.- To do zobaczenia. Czekam na wiadomość od siebie.
-Pa. Odpoczywaj.




Kiedy wyszliśmy ze szpitala czule się objęliśmy. Oboje byliśmy szczęśliwi z pojawienia się tego małego, ślicznego człowieczka. Wiedzieliśmy, że to dla nich oboje skok na głęboką wodę, dziecko nie raz da im popalić ale dadzą radę, są razem silni.

-Wracamy do domu.
-Tak. I tak, będę jechać ostrożnie.
-Grzeczna dziewczynka.-uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. –Mówiłem ci już, że moja mama oprawiła w ramkę zaproszenie na ślub?
-Serio?-zapytałam a widząc jego poważną minę roześmiałam się.
-Zdradzisz mi chociaż jaki będziesz miała bukiet?
-Może tak, może nie…
-Muszę mieć taki sam kwiat do garnituru także…
-Nawiązuje do mojego tatuażu.
-Ty nie masz tatuażu…-stwierdził a po chwili zmarszczył brwi zastanawiając się.-Masz tatuaż?
-Ty masz mój tatuaż. –uśmiechnęłam się podciągając rękaw jego bluzy. Położyłam dłoń na przedramieniu jego prawej ręki i pogłaskałam kontury jego ozdoby. Zjechałam na jego dłoń łapiąc ją i podciągnęłam do góry przed niego. –A tu. –położyłam opuszek palca na jego serdecznym palcu. –Tu będzie piękna, złota obrączka.
-I tu też. –ujął moją dłoń i pocałował w jej wierzch.






~~~
Dziękuję za wszystkie komentarze! <3 Czytałam je wszystkie z ogromną przyjemnością. Nawet zastanawiałam się czy to nie lepsze niż pisanie rozdziałów... Tak łatwo nie ma ;D
Tylko tak napomknę, że zbliżamy się do końca tejże historii. Tak żebyście wiedziały i nie było zbyt wielkiego zaskoczenia. Zmniejszmy liczbę zawałów do minimum;)
Za tydzień kolejny! <3
Całuję !<3

9 komentarzy:

  1. Oj Marco... Seks przed dzień przed meczem? Nie wiem czy Jurgen Klopp byłby zadowolony.... :D Co tu się w tym rozdziale wydarzyło. Nigdy bym na to nie wpadła. Mario tatusiem.... <3 Tyle miłości. Zakochałam się w tym fragmencie:

    "Zjechałam na jego dłoń łapiąc ją i podciągnęłam do góry przed niego. –A tu. –położyłam opuszek palca na jego serdecznym palcu. –Tu będzie piękna, złota obrączka.
    -I tu też. –ujął moją dłoń i pocałował w jej wierzch."

    Piękny jest. Wzruszający. Romantyczny. Boski. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha dziecko ma dziecko. Świetny rozdział. Wyobrażam już sobie tą scenę na porodówce. Czekam na kolejny, buźka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, ten rozdział jest po prostu cudowny *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale słodko i niespodziewanie ��

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem po bardzo bardzo, ale to bardzo długiej przerwie. Nie wszystkie rozdziały nadrobiłam, ale znasz tego powody, więc nie będę tu tego na forum pisała. Wszystko bardzo mi się podoba, choć mam takie dziwne wrażenie, że miałaś od początku założenie co do wywiadu i meczu i tego co się stało po, a raczej w trakcie meczu i uparcie do tego dążyłaś. I super, bo to ciekawy element zaskoczenia i cieszę się, że się pojawił, ale jednak ... ten początek rozdziału jest taki jakbyś chciała szybko wszystko napisać byle tylko dojść do najważniejszego punktu. Mi się coś takiego często zdarza, ale u Ciebie trafiłam na to po raz pierwszy i bardzo mnie zaskoczyłaś ! Albo mi się wydaje albo rozdział jest jakiś krótki, bo tak mi się szybko skończył, że aż szkoda. Cóż ... Pozostaje mi tylko czekać na następny :)
    Inga i Marco ... uwielbiam ich i choć sielanka trochę mnie męczy (ale spokojnie ... ostatnio u Ciebie, u siebie i wszędzie) to podobają mi się jako para i skrycie wierze, że Marco tak samo kocha pannę S. jak Ingę w Twoim opowiadaniu. Czekam na ich ślub i podróż poślubną, bo ciągle ostatnio o tym słyszę (ciekawe gdzie ... ;P). Nie czekam na epilog!
    Ann i Mario ... wiesz, że ja im zawsze kibicowałam, więc to, że teraz mają dziecko i siebie i są szczęśliwi to tylko mnie cieszy. Żyć nie umierać ;)
    Do zobaczenia już w sobotę, o ile trafię na bloga, a jak nie to ... po prostu do zobaczenia przy następnym rozdziale. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  6. Hello! :)
    Teraz jestem tutaj. :P Pojawiam się i znikam... xD
    Kochana, ten rozdział też jest fenomenalny! ♥
    Kocham to sielskie życie Marco i Ini... ♥ Mogę o tym czytać i czytać i czytać. ♥ Już chcę ich ślub, miesiąc miodowy, dzieci i wgl wszystko! ♥
    Jak zawsze świetnie opisane wątki.♥
    A co do Mario... Cieszę się, że został tatusiem! :D Musi w końcu dojrzeć, bo jak to trafnie uznała koleżanka wyżej: dziecko ma dziecko. ;) Ale takie szkraby zmieniają wszystko. I wiem, że ten bąbelek zmieni nawet Mario. :D
    Czekam na kolejny! ♥
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie piękne ❤❤❤❤
    Mario tatusiem *.* maaamo Rozpływam się ❤❤❤❤
    Cudowny ❤
    Czekam na następny <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli również mogę dodać coś od siebie to nie chcę mówić, końcowe rozdziały tego opowiadanie mnie zawiodły, aczkolwiek dało się odczuć te przykre luki w czasie. Jakbyś po prostu bardzo szybko chciała zakończyć to opowiadanie. (A szkoda bardzo, bo czytałabym kolejne 70 czy tam nawet 100). Chyba nie dowiemy się o co chodziło z tą zdradą z bodajże 50 rozdziału. A szkoda. Przejdźmy do tego rozdziału... jedno słowo: Fenomenalny. Uwielbiam go i czytałam go chyba tyle samo razy co 64! Perełki do których naprawdę często wracam. I pewnie będę wracać nawet po zakończeniu opowiadaniu. Mam nadzieję, że nie żegnasz się z bloggerem na zawsze i jeszcze przeczytamy coś twojego autorstwa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie zdrady zostały wyjaśnione wcześniej:) Może zgubiłaś jakiś rozdział?

      Usuń