Czas płynął nieubłaganie szybko. Koniec przerwy zimowej,
wiosna i Wielkanoc, którą wreszcie spędziłam z tą prawdziwą, biologiczną
rodziną choć bez brata. Może to i dobrze. Mama taty, czyli babcia, choć nie
potrafiłam się do niej tak zwrócić była naprawdę miłą osobą, choć różniła się
diametralnie od tej, która mnie wychowała. Tak jak tata mi opowiadał,
uwielbiała wszystkich faszerować swoimi wypiekami. Były przepyszne, nie można
było zaprzeczyć jednak tyle samo co pyszne były też kaloryczne. Siostry taty były
mną zachwycone. Były bardzo miłe, jak to określiły-mojemu tacie chociaż coś się
w życiu udało, bo małżeństwo też spierniczył. Choć nie do końca. W połowie maja
informując mnie uprzednio zaprosił Ullę na oficjalną randkę. Wrócił z uśmiechem na twarzy
niczym nastolatek. Aż go nie poznawałam. Kiedy wszedł do domu stanęłam mu na
drodze, a ten jedynie uśmiechnięty pocałował mnie w policzek i poszedł wziąć
prysznic na górę. Nie mogłam z niego nic wyciągnąć poza tym, że był w kinie i
na spacerze. Cieszyłam się ogromnie z tego, że mu się układa. Moje relacje z
Ullą były raczej w porządku. Nie byłyśmy sobie obojętne, jednak też nie byłyśmy
przyjaciółkami a ja nie umiałam jej wciąż nazwać mamą. Nie wiedziałam, po czym mogłam
poznać, że była dla mnie jak matka, że zachowywała się jak matka. Skąd mogłam
wiedzieć. Poza tym ona też chciała trzymać się z dystansem, bo bała się, że
zrobi coś nie tak i nie chciała psuć tego co może między nami już zaczęło
powstawać.
Ostatniego dnia maja oczywiście przypadały urodziny Marco. Z
uwagi na to, że dzień później przypadał mecz, więc nie mogliśmy urządzić
większej imprezy. Marco razem z Mario i Łukaszem postanowili zrobić wspólną
imprezę urodzinową trzeciego czerwca, kiedy przypadały święta wspomnianej
dwójki.
Urodziny Marco spędziliśmy tak jak chciał. Co może wymagać Marco?
Kolacja w naszym domu w ogrodzie i łóżko. No i może do tego łóżko i łóżko.
W
prezencie dałam mu nowy zegarek. W prawdzie w wyborze pomógł mi Mario, który
wiedział dokładnie nad którymi modelami mój narzeczony ostatnimi czasy wzdychał.
Z dwójki, które mu się podobały wybrałam ten, który mnie bardziej przypadł do
gustu. Kazałam jeszcze na jego spodzie wygrawerować pierwsze litery naszych
imion. Ucieszył się. Nie zdejmował go przez cały wieczór nawet na atrakcję
zaraz po kolacji.
Kolejnego dnia
siedziałam za ławką rezerwowych koło całego sztabu. Był to dokładnie mecz
ćwierćfinałowy w Pucharze Niemiec. Marco przyczynił się do gola Auby w
pierwszej połowie, jednak tata zdjął go już na samym początku drugiej połowy
dając szansę Mario. Było już to od początku ustalone, żeby nie przeciążyć ich
na kolejne mecze. Posłał mi buziaka kiedy zajmował swoje miejsce na ławce.
Uśmiechnęłam się i sama zaczęłam go obserwować jak mówi coś do Kuby i upija
wodę z butelki. Ocucił mnie kolejny gol tym razem mojego ulubionego Pączusia.
Kolejnego dnia po odpoczynku razem z Marco, Mario i Łukaszem
szykowaliśmy przyjęcie w Cocaine, zaprzyjaźnionym klubie, którego udało się nam
wynająć. Był duży tort z imionami naszych trzech jubilatów. Sama ubrałam beżową
sukienkę i wysokie, czarne czółenka. Dobrałam do tego śliczną biżuterię z
ciemnymi kamieniami, którą z resztą podarował mi blondyn, jak to określił po
prostu bez okazji. Była piękna ale naprawdę nie potrzebowałam tak drogich
prezentów od niego „bez okazji”. Przetańczyłam całą noc. Większość piosenek z
Marco, jednak równie dużo z Kubą, Łukaszem, Aubą i oczywiście Mario, który
chciał mnie wręcz podrzucać pod niebo za prezent, który mu sprawiłam. Już
widziałam jak go używa. Był to bowiem dmuchany zamek do skakania. Cóż. Jedni
marzą o zegarku inni o zamkach. Chociaż, kiedy zobaczyła go reszta zawodników
już zaczęli umawiać się z Mario na wspólne „Jumprezy”. Mój narzeczony również,
choć on stwierdził, że będzie miał vipowski karnet.
A propo niego. Zaręczyny w naszej relacji wcale nie znaczyły
porzucenia umawiania się na randki. Wręcz przeciwnie, bo było ich teraz jeszcze
więcej. Byliśmy w sobie z każdym dniem mocniej zakochani, choć też byliśmy dla
siebie jak najlepsi przyjaciele. Urządzaliśmy wspólne filmowe przyjacielskie
maratony, podczas których rzucaliśmy się popcornem albo wcinaliśmy żelki.
Zwykle takie seanse nie miały finiszu przyjacielskiego, wręcz czysto miłosny
jednak tak, udawało nam się utrzymywać przyjaźń podczas oglądania filmów.
Media dzwoniły do menagera Marco z pytaniami, czy nie chcemy
udzielić wspólnego wywiadu bądź czy ja sama nie chciałabym opowiedzieć o życiu
kobiety w świecie męskiego sportu. Były też koncerny kosmetyczne, które
proponowały mi, bym została twarzą ich produktu. Oczywiście wszystkie spotkały
się z odmową. Tylko w jednym wywiadzie z Marco była mowa o naszym związku,
który oficjalnie potwierdził. Był to wywiad z Nobbym, dziennikarzem Borussii,
który pojawił się w sieci przed meczem półfinałowym. Wtedy też ogłoszono, że
Marco zostanie kapitanem od przyszłego sezonu. Z racji tego, że pokój, w którym
są nagrywane są wywiady był w tym samym skrzydle co mój gabinet pozwoliłam
sobie stanąć z boku, kiedy uporałam się ze wszystkimi papierami u siebie i
zobaczyć jak i co wygląda od kuchni. Sam Marco mnie zachęcał, żebym była od
początku ale musiałam najpierw zająć się pracą, żeby potem mieć więcej czasu
wolnego. Kiedy weszłam cicho zamykając za sobą drzwi Marco akurat odpowiadał o
aspiracjach Borussii na zakończenie sezonu. Spojrzał na mnie ukradkiem i
uśmiechnął się. Odpowiedziałam tym samym, choć może już tego nie zauważył.
Oparłam się w rogu pokoju i obserwowałam co się dzieje.
-Jeśli już zakładasz wygraną Borussii to co dalej?-zapytał
Nobby. Puścił do mnie ukradkiem oczko. Był naprawdę sympatycznym i wesołym
człowiekiem. Miałam okazję poznać go już dobry czas temu.
-Masz na myśli wakacje czy kolejny sezon?-zapytał Marco
śmiejąc się
-Tu i tu się spotykamy. Wakacje?
-Ymm… Wakacje. No plany są. –powiedział uśmiechając się z
błyskiem w oku.
-Może zacznijmy tak. Bo inni nie wiedzą o co chodzi, a my
wiemy.
-Okej.
-Są zdjęcia w sieci.
-Są.
-I wiele, wiele spekulacji, ciekawych historii… Czytałeś?
-Mario Götze czyta. Jest ich pasjonatem. –roześmiali się
oboje. Ja również. To prawda. Mario wykupywał wszystkie gazety i czytał ciekawy
co dzieje się w naszym związku, a potem miał do nas wyrzuty, że o niczym mu nie
powiedzieliśmy. Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Marco miał już kupiony
garnitur, ja wybrałam bukiet i dekoracje, choć suknia cały czas była jednym
wielkim znakiem zapytania.
-Okej, powymieniam się zdaniem z Mario jak tu przyjdzie na
kanapę ale fakt. Zazwyczaj pytam o plany na wakacje, więc typowo rutynowe
pytanie, lecz nierutynowa odpowiedź. Więc! Twoje plany na wakacje.
-Na pewno dwa tygodnie urlopu. Nie powiem jeszcze gdzie,
żeby nie zdradzać niespodzianki.
-Dla kogo?
-Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to dla mojej żony.
-Dajmy teraz fankom minutę na uspokojenie, łyk wody,
skoczenie z mostu…
-Nie, nie przesadzajmy. Ostatnie lepiej nie.
-No dobra, prosimy nie skakać z mostu. Mamy więc oficjalne
potwierdzenie-Marco Reus ma dziewczynę.
-Narzeczoną.-poprawił go uśmiechnięty.
-Przepraszam!-zakrył usta i podniósł ręce w geście poddania
Nobby.
-A więc masz narzeczoną.
-Jeszcze.
-Myślisz, że będziesz miał fory u trenera? Chodzą takie
plotki.
-Gdybym je miał, miałbym już teraz. W pracy mamy relację
czysto zawodową.
-Ze swoją narzeczoną też?
-Można nie wierzyć ale tak. Inga jest profesjonalistką w
swoim fachu i mimo, że gdzieś tam ma mniejsze czy większe przyjaźnie z
zawodnikami… Chyba na początku wszyscy mieliśmy obawę jak to wyjdzie, efekty są
lepsze niż się spodziewaliśmy. Musimy teraz coś wymyślić, bo chce nas rzucić
dla młodszych. –roześmiał się Marco. Zaangażowanie i pasja, z którą o mnie
opowiadał była urocza. Słyszałam w tych słowach wielkie uczucie. Może inni tego
nie usłyszą, ja rozumiałam to doskonale.
-Coś ci zaczął humor dopisywać.
-Grunt to dobre towarzystwo. –stwierdził a potem znów
przeniósł wzrok na mnie i słodko się do mnie uśmiechnął. Jak zwykle na ten
uśmiech musiały się pode mną uginać nogi.
-I masz na myśli oczywiście mnie.
-Oczywiście.
-Dobra. Kończmy! Ostatnia gra. Oglądamy kawałki filmów i
mówimy czy będzie gol czy żadnego.
Oboje skupili się na obstawianiu goli. Mój narzeczony wygrał
jednym punktem. Podziękował za wywiad a kiedy wyłączyły się kamery wstali oboje
z kanapy, żeby się ze mną przywitać.
-Możecie jeszcze słuchać o ślubie? –zapytał ze śmiechem
Nobby widząc Marco przyciągającego mnie do siebie.
-Ja tak, dla Ingi słowo „suknia ślubna” wywołuje
wściekliznę.
-Bo żadna nie jest odpowiednia. W jednej wyglądam jak
zombie, w innej jak piankowy potwór z Pogromców Duchów, w jeszcze innej jak
Cruella Demon. Brakuje mi jedynie dwukolorowych włosów.
-Widzisz?-zaśmiał się Marco spoglądając na mnie z czułością.
-Zmieńmy temat!-zaśmiał się –Albo jeszcze jedno. Bo jestem
ciekawy. Czemu chcieliście potwierdzić wiadomość o ślubie? I to przed a nie po
fakcie. Nie boicie się nalotu mediów?
-Do ślubu ponad miesiąc. Kiedy nadejdzie ten dzień już nie
wszyscy będą pamiętać.
-Coś w tym jest. Mats z Cathy też mieli pełno fotografów
choć nie zamawiali.
-Tak to już jest. Nic się nie stanie, jeśli będą media na
naszym ślubie ale byłoby lepiej gdyby ich było jak najmniej. Poza tym wynajmujemy
firmę ochroniarską. Dwudziestu ośmiu ochroniarzy będzie stało dookoła katedry i
przed.
-Słucham?-zdziwiłam się na jego słowa –Nic mi nie mówiłeś.
-Teraz ci mówię.
-Przystojni chociaż?
-Udaję, że nie słyszałem.
Pożegnaliśmy się z Nobbym. Mieliśmy się zobaczyć za trzy dni
na meczu, którego strasznie nie mogłam się doczekać.
***
Mecz sam w sobie był ekscytujący. Po pierwszej połowie wynik
był już przesądzony, nie pozostawiliśmy na Wolfsburgu suchej nitki. Mój
narzeczony strzelił piątą bramkę w czterdziestej siódmej minucie. Przebiegł
przez boisko i posłał do mnie całusa co wywołało radosne okrzyki wśród kibiców.
Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam mu tym samym i pomachałam mu. Niestety
niedługo po golu Marco padł strzał prosto do naszej siatki, jednak można było
zrozumieć, że zamiast zera będzie honorowa jedynka w wyniku.
Była już siedemdziesiąta minuta, kiedy podszedł do mnie
asystent Watzke.
-Pani Ingo. Pani telefon dzwoni już od pięciu minut co
chwila…
-Kto dzwoni?
-Nie wyjmowałem z torebki.-powiedział podając mi moją torbę,
którą zostawiłam w swoim gabinecie.
-Dzięki. –wyjęłam telefon i przemknęłam do tunelu, gdzie
było trochę ciszej i odebrałam połączenie.
-Inga. Dobrze, że
odebrałaś. Tak bardzo cię przepraszam. Okłamałam ciebie, wszystkich… Boję się.
-Kochana, proszę cię. Uspokój się.-powiedziałam słysząc jej
panikę i urywany głos. –Powiedz mi co się stało i jak ci mogę pomóc.
-Ja… Wcale nie jestem
w Hiszpanii. Już nie.
-Więc gdzie jesteś?
-W Kolonii. Aaaał-krzyknęła
-Ann, jesteś tam?
-Inga, ja chyba rodzę.
Mam skurcze. Nie wiem co mam robić. –płakała w panice do telefonu. Dopiero
po chwili zrozumiałam co modelka do mnie powiedziała. Była w ciąży.
-Jest ktoś z tobą?
-Nie. Inga, nie
rozumiesz. To za wcześnie. Mam termin dopiero za dwa tygodnie.
-Posłuchaj. Rozłącz się i dzwoń po karetkę. Postaraj się
uspokoić i oddychaj głęboko.
-Przyjedziesz? Nie
chcę być sama.
-Mogę nie zdążyć ale zaraz wsiadam w samochód, będę
najszybciej jak się da.. Mam.. Mario jest ojcem? Mam mu powiedzieć? Mam kogokolwiek
powiadomić?
-Nie mów. Lepiej jak nie będzie wiedział. Potrzebuję
twojego wsparcia.. Chyba wody mi odeszły…
-Dzwoń po karetkę. Zaraz wyjdę z meczu i do ciebie pojadę.
Trzymaj się. Jak zadzwonisz po karetkę do możesz znów do mnie zadzwonić. Masz
wyprawkę dla dziecka?
-Tak, muszę ją wziąć.
Wezwę i zadzwonię.
-Dasz sobie radę, jesteś dzielna. –rozłączyłam się i wróciłam szybko na stadion. Podbiegłam do
taty szarpiąc go za ramię. Prawie podskoczył przestraszony.
-Inga, co się dzieje?
-Słuchaj. Powiedz Marco jak tylko zejdzie z boiska, że ma
wziąć Mario i jak najszybciej mają jechać do Kolonii. Podkoloryzuj coś żeby
naprawdę się pospieszył. I ma do mnie zadzwonić.
-Nie wiem co ty znowu wymyśliłaś ale przekażę.
-Dziękuję. –powiedziałam i wybiegłam z boiska. Przebiegłam
przez tunel a następnie przez resztę
stadionu wymijając dziennikarzy i ochronę.
Wsiadłam w swój samochód i ruszyłam z piskiem opon.
Kilka minut później
wjechałam na autostradę. Odebrałam przez głośnik telefon od Ann. Była już
trochę spokojniejsza. Powiedziała, że za pięć minut będzie karetka i ma
przygotowaną wyprawkę w torbie. Rozmawiałam z nią ten czas dopóki nie
przyjechało pod jej mieszkanie pogotowie. Może z dziesięć minut później
zadzwonił do mnie Marco.
-Inga, widziałem jak
wybiegasz ze stadionu. Co się dzieje? Mam zadzwonić i jechać do Kolonii bo
inaczej z nami koniec?
-Tata miał podkoloryzować. –roześmiałam się. Tego się akurat
nie spodziewałam. –A jedziesz?
-Tak. Właśnie
wsiedliśmy z Mario do samochodu.
-Jedź jak najszybciej. Masz mnie na głośniku?
-Tak.
-Mario uwielbiam cię ale Marco musi przełączyć się na
słuchawkę.
-Wiesz ty co.. –usłyszałam
nadąsany głos Götze a po chwili lekki szmer. Marco musiał zakładać słuchawkę.
-Jesteś?
-Tak. To wyjaśnisz mi
o co chodzi? Nawet się nie przebraliśmy.
-No to niezły zryw. I dobrze. Jedziesz ostrożnie? Ta
wiadomość może cię zwalić z nóg.
-Siedzę, kochanie.
Możesz mówić.
-Mario będzie ojcem.
-Dobra, a teraz na
poważnie?-roześmiał się po drugiej stronie. Przewróciłam oczami i
westchnęłam ciężko.
-Marco. Ja jestem
poważna. Ann zadzwoniła do mnie spanikowana, odeszły jej wody, właśnie
pojechała do szpitala. Mieszkała w Kolonii przez ten czas.
-Jesteś pewna, że
to..no wiesz.
-Tak, to jego dziecko. Ann nie chciała mu mówić, żeby mu nie
zepsuć życia. Zrozum mnie. Kocham ich oboje. Może Mario nie jest gotowy na
dziecko, przygotowany. Ale Mario ją kocha. A ona jego. Nie mogę pozwolić, że
Mario nie pozna prawdy. To nie fair, że tak zrobiłam. To nie fair, że się
wtrącam w ich życie.. Ale nie pozwolę, żeby to dziecko nie znało ojca, nie
miało oboje rodziców. Wiem, że Mario będzie dobrym ojcem, będzie się starał,
żeby być najlepszym. Zbyt się rozgadałam?
-Masz rację. Dobrze
zrobiłaś, na twoim miejscu zrobiłabym to samo. Za ile będziesz u.. celu?
-Jestem na autostradzie. Pół godziny. Nie wiem co zastanę w
szpitalu. Czy cesarka.. Poród naturalny też może trwać kilka godzin..albo
bardzo krótko.
-Będziesz trochę
wcześniej. Nie wiem jak to powiedzieć..
-Może na miejscu?
-Chyba tak będzie
najlepiej. Jak dojedziesz napisz mi smsa. I jedź przede wszystkim ostrożnie.
-Dobrze. Do zobaczenia na miejscu.
Po pół godzinie wjechałam do Kolonii. Na mieście niestety
były jeszcze korki, więc musiałam uzbroić się w cierpliwość. Zaparkowałam pod
szpitalem i podeszłam do recepcji. Dowiedziałam się, że porodówka jest na
trzecim piętrze. Napisałam smsa do Marco i sama udałam się na odpowiednie
piętro. Zaczęłam szukać lekarza. Jak w końcu jakiegoś znalazłam dowiedziałam
się, że Ann urodziła kilka minut temu. Zanim weszłam do sali, gdzie leżała
świeżo upieczona mama usiadłam na chwilę i wzięłam głęboki oddech. Mój kochany
braciszek właśnie został tatą. Dziecko ma dziecko. Zapukałam do pokoju.
Usłyszałam ciche „proszę”. Weszłam do śnieżnobiałego pomieszczenia. Było tam
ustawione tylko jedno łóżko, na którym leżała wyczerpana przyjaciółka. Cała
blada, bez żadnego makijażu.
-Inga. –szepnęła i wyciągnęła do mnie rękę. Podeszłam
uśmiechając się. Ustawiłam krzesło obok jej łóżka i złapałam ją za rękę. –Już
po wszystkim.
-Jestem z ciebie dumna. Bardzo. Jesteś silna.
-Mam córkę. –powiedziała cicho a po chwili rozpłakała się.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam głaskać ją po włosach.
-Na pewno jest śliczna jak ty.
-Nie rozumiesz.. Nie poradzę sobie. Macierzyństwo to nie dla
mnie. Może… Może ty z Marco się nią zaopiekujecie? Stworzycie dom? Będziecie
dla niej lepszymi rodzicami niż ja. Dam wam pieniądze.. Co ze mnie za matka…
-Ann. Będziesz dobrą mamą. Wiem, że ją kochasz. Jesteś w
szoku. Tak czasem jest. Wiele kobiet ma szok poporodowy. To mija.
-Nie wiem, Inga..
-A jak ty się czujesz?
-Wszystko mnie boli. Lepsza jest adopcja. Bezbolesna,
bezstresowa.
-Kochana..-uśmiechnęłam się i delikatnie ją objęłam. Do
drzwi zapukała pielęgniarka. Wychyliła głowę, a po chwili szerzej otworzyła
drzwi i wprowadziła do sali plastikowe łóżeczko na kółkach.
-Pani Brömmel, to pani córeczka.-uśmiechnęła się radośnie i
podwiozła łóżeczko bliżej nas. –Chce pani ją wziąć na ręce?-zapytała. W oczach
Ann zobaczyłam panikę. Przecząco pokiwała głowę.
-Później.
-Oczywiście. Za godzinkę można ją nakarmić. Na razie jest
rozbudzona. Z wynikami wszystko w porządku, dziesięć punktów. Śliczna, zdrowa,
ksieżniczka.
-Dziękuję. –kiwnęła głową Ann i spojrzała za okno.
Pielęgniarka się wycofała. Podniosłam się i zajrzałam do łóżeczka. Mała śliczna
dziewczynka leżała i rozglądała się swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Po Ann.
Po swoim tacie była za to pyzata. I miała jego uśmiech.
-Jest cudowna. Nie chcesz jej wziąć na ręce?-zapytałam Ann
głaszcząc małą po malutkiej rączce.
-A jeśli coś jej zrobię? Nie chcę. Lepiej nie.
-Mam ją wziąć i ci podać?
-Weź ją i usiądź koło mnie. –kiwnęła głową i patrzyła na moje
ruchy. Podniosłam małą podtrzymując za główkę. Ann przesunęła się kawałek
robiąc miejsce gdzie mogłam usiąść. Chciałam ją jej podać ale cofnęła się
bardziej.
-Nic jej nie zrobisz.. –powiedziałam. Malutka miała już
króciutkie, ciemne włosy.
-Potrzymaj ją trochę.-poleciła obserwując noworodka.
-Jak ma na imię?
-Liliana. –powiedziała wreszcie lekko się uśmiechając.
-Lili. Ale śliczne masz imię. –zwróciłam się do dziecka i
pogilgotałam ją po brzuszku. Uśmiechnęła się szeroko pokazując swoje dziąsła
bez zębów. Wyglądała naprawdę uroczo. Do tego te żółte śpioszki w pszczółki i
kwiatki. W ułamku sekundy drzwiami wpadł zdyszany Mario. Stanął w bezruchu
próbując zrozumieć całą sytuację. Za nim wszedł Marco ze spokojem przeczesując
włosy. Uśmiechnął się widząc mnie z dzieckiem na rękach.
-Mario..-szepnęła cicho Ann. Widziałam w jej oczach łzy.
-Dlaczego nic nie powiedziałaś? –powiedział z trwogą
podchodząc do łóżka
-Nie chciałam ci niszczyć kariery.. To wyszło tak nagle.
-Do jasnej cholery, Ann. Mamy dziecko. Czy to miałoby mi
zniszczyć karierę?
-Nie wiedziałam, Mario. Chciałam usunąć, ale… Nie mogłam.
Nie potrafiłabym.
-Dobrze, że tego nie zrobiłaś. Czemu nie mogłaś zadzwonić,
kiedy się dowiedziałaś? Może byłbym… będę cholernie beznadziejnym ojcem ale
będę!
-Mario, ciszej..-wtrąciłam się widząc niepokój małej. Mario
się otrząsnął i podszedł do mnie. A właściwie do swojej córki.
-Masz rację. Weź ją, ja nie dam rady.. Nie umiem być mamą.
-Ann. –spojrzałam na nią. –Już ją jesteś. Twoja córka się
już o to postarała, że właśnie dzisiaj nią zostałaś. I się nie wykręcisz. Ona
ma krew Götze, z nią nie wygrasz.-uśmiechnęłam się do niej. Ann wyciągnęła dłoń
i pogłaskała ją po główce.
-Dziewczynka?-zapytał wzruszony Mario. Kiwnęłam głową.
-Chodź, usiądź na moim miejscu i ci ją podam. –zwróciłam się
do bruneta. Wstałam z jego córeczką na rękach i poczekałam aż Mario usiądzie.
Podałam mu ją w ramiona. Na początku bał się jej dotknąć, jednak po chwili
podniósł ją opierając jej główkę na piersi i ucałował ją w środek dłoni.
Odsunęłam się kilka kroków wpadając w objęcia Marco, który ucałował mnie w
głowę i przytulił do siebie. Obserwowaliśmy razem piękny obrazek.
-Cześć kruszynko. Jestem twoim tatą. Bardzo cię kocham. –powiedział.
Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Jak spojrzałam na Ann zobaczyłam, że jest w
tym samym stanie co ja. Kiedy spojrzała na mnie i zauważyła, że też płaczę
zaśmiała się i wyciągnęła do mnie rękę. Podeszłam z drugiej strony łóżka,
usiadłam i przytuliłyśmy się do siebie. –Bardzo
kocham ciebie i twoją mamę. –dodał Mario patrząc czule na Ann-Kathirn. –Twoją mamę
chrzestną też kocham. No i jest jeszcze twój trochę przygłupi tata chrzestny.
Też go kocham, twoja mama chrzestna też, więc chyba nie jest taki zły, bo twoja
mama chrzestna jest bardzo mądra i wie co robi. Biorą ślub za kilka tygodni,
będziemy na nim. Widzisz? Obie ryczą jak bobry. Mama nawet mi nie powiedziała jak
masz na imię. O ile masz!
-Liliana. –powiedziała Ann łamiącym się głosem.
-Liliana Inga Götze. –powiedział dumnie do dziewczynki.
Schowałam twarz w ramieniu Ann i zaczęłam mocniej płakać. Ann zaśmiała się
przez łzy i objęła mnie dłońmi
-To dobry wybór. –przyznała i pocałowała mnie w policzek.
-Ann, posłuchaj. –zaczął Mario. –Damy radę, razem. Masz we
mnie wsparcie. Będę wstawał do niej po nocach. Wprowadzicie się do mnie. Możesz
nawet spać w osobnej sypialni. Gościnny przerobi się pokój dla Liliany.
-Dobrze, dziękuję. –odpowiedziała. Nagle mała zaczęła płakać
w ramionach Mario.
-Co się dzieje?-zapytał zaniepokojony i zaczął ją kołysać.
To jednak nic nie pomagało.
-Jest głodna. –powiedziała Ann. –Podaj mi ją.
Uśmiechnęłam się widząc ją biorącą maluszka w ramiona. Ucałowała
ją i pogłaskała po policzku.
Otarłam łzy i poszłam do Marco przytulić się.
Blondyn otarł moje zaschnięte łzy i wpił mi się w usta.
-Śmierdzisz. –zaśmiałam się opierając policzek o jego ramię.
-Mam chociaż swoją bluzę. Mario zmienił w samochodzie buty i
koszulkę a ja…-zaśmiał się delikatnie mnie od siebie odpychając. Zobaczyłam, że
jest w piłkarskim trykocie i swoich korkach. Roześmiałam się i pokiwałam z
niedowierzaniem głową.
-Tata dał ci niezły bonusik do informacji. Uwierzyłeś?
-Myślałem, że coś nie tak, że ktoś może ci grozić ale
odebrałaś telefon.
Oparłam się o jego ramię. Ciszę przerwał cichy odgłos
ciamkania mleka przez najmłodszego członka rodziny Götze. Marco uśmiechnął się
widząc dziecko pijące z apetytem. Mario siedział jak oczarowany patrząc na dwie
najważniejsze kobiety jego życia.
-Uważaj Ann, bo mała ma apetyt po ojcu, to niebezpieczne. –zaśmiał
się Marco podchodząc go Götze i poklepał go po plecach. –Będziemy się zbierać.
-Nie zostaniecie?-zapytała Ann
-Nie wyganiamy was, możecie wziąć pokój w hotelu…
-Spędźcie trochę czasu razem. –powiedziałam opierając dłonie
na barkach mojego kochanego braciszka
-W porządku. Zostawicie jakiś samochód, żebyśmy
wrócili?-zapytał Mario szczerząc się do Marco.
-Aston? Zapomnij. Weź samochód Ingi.
-Halo, halo! Ja tu się nie liczę?
-Ja mam samochód. –zaśmiała się Ann i popatrzyła czule na
zasypiającą córkę. Mario zabrał swoją córeczkę na ręce pomagając Ann i wstał.
Wzięłam pieluszkę i położyłam mu na ramię w razie jakby coś się jej ulało.
Ucałowałam dziewczynkę w główkę a potem Mario w policzek. Ann przytuliła mnie
mocno.
-Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś.
-Wierzysz już, że dasz radę?
-Zaczynam. Też będziesz wspaniałą mamą. Masz podejście do
dzieci. Powinniście się z Marco postarać o potomstwo. Liliana by się miała z
kim bawić. Pomyślcie.
-Dobra, dobra. –zaśmiałam się –Trzymaj się kochana. Zadzwoń
jak ci się będzie nudzić i będziesz miała dość tęczy płynącej od Mario.
-Jasne. A co z sukienką..
-Nic nie mów.
-Idź do projektantki. Wyjdzie taniej i to, co będziesz
chciała.
-A skąd mam wiedzieć co chcę?
-Zobaczysz szkice, może trafisz na taki, w którym się
zakochasz.
-Masz jakiś adres? Nie wiem gdzie mam iść.
-Ja wszystko mam. Wyślę ci smsem.
-A kiedy mam cię prosić, żebyś przymierzyła suknię druhny?
-Serio?-zapytała a jej oczy aż radośnie zabłyszczały.
Kiwnęłam głową a ta pisnęła szczęśliwa i rzuciła się na mnie. Że miała siły?
-Mario ma zostać świadkiem Marco ale myślę, że wasi rodzice
zaopiekują się małą.
-Moi tak, mam nadzieję, że rodzice Mario jakoś to przyjmą i
ją pokochają.
-Możesz być o to spokojna.
-Wybierzemy sukienkę dla mnie za tydzień, dobrze? Wezmę może
ze sobą Lili w wózku.
-Czekam. Może zabierzemy jeszcze siostrę Marco. Będzie drugą
druhną.
-Yvonne?
-Tak.
-Świetnie! Jest bardzo miła. A..wieczór panieński?
-Co powiesz na cały dzień w spa?
-Cały?
-Yhym.
-Wchodzę w to!-uśmiechnęła się szeroko.- To do zobaczenia. Czekam na wiadomość od siebie.
-Co powiesz na cały dzień w spa?
-Cały?
-Yhym.
-Wchodzę w to!-uśmiechnęła się szeroko.- To do zobaczenia. Czekam na wiadomość od siebie.
-Pa. Odpoczywaj.
Kiedy wyszliśmy ze szpitala czule się objęliśmy. Oboje
byliśmy szczęśliwi z pojawienia się tego małego, ślicznego człowieczka.
Wiedzieliśmy, że to dla nich oboje skok na głęboką wodę, dziecko nie raz da im
popalić ale dadzą radę, są razem silni.
-Wracamy do domu.
-Tak. I tak, będę jechać ostrożnie.
-Grzeczna dziewczynka.-uśmiechnął się i pocałował mnie w
czoło. –Mówiłem ci już, że moja mama oprawiła w ramkę zaproszenie na ślub?
-Serio?-zapytałam a widząc jego poważną minę roześmiałam
się.
-Zdradzisz mi chociaż jaki będziesz miała bukiet?
-Może tak, może nie…
-Muszę mieć taki sam kwiat do garnituru także…
-Nawiązuje do mojego tatuażu.
-Ty nie masz tatuażu…-stwierdził a po chwili zmarszczył brwi
zastanawiając się.-Masz tatuaż?
-Ty masz mój tatuaż. –uśmiechnęłam się podciągając rękaw
jego bluzy. Położyłam dłoń na przedramieniu jego prawej ręki i pogłaskałam kontury
jego ozdoby. Zjechałam na jego dłoń łapiąc ją i podciągnęłam do góry przed
niego. –A tu. –położyłam opuszek palca na jego serdecznym palcu. –Tu będzie
piękna, złota obrączka.
-I tu też. –ujął moją dłoń i pocałował w jej wierzch.
~~~
Dziękuję za wszystkie komentarze! <3 Czytałam je wszystkie z ogromną przyjemnością. Nawet zastanawiałam się czy to nie lepsze niż pisanie rozdziałów... Tak łatwo nie ma ;D
Tylko tak napomknę, że zbliżamy się do końca tejże historii. Tak żebyście wiedziały i nie było zbyt wielkiego zaskoczenia. Zmniejszmy liczbę zawałów do minimum;)
Za tydzień kolejny! <3
Całuję !<3