sobota, 7 maja 2016

Pięćdziesiąt sześć.



Dzisiejszy dzień był koszmarem. Po pięciu godzinach na uniwersytecie dosłownie padałam z nóg. Musiałam uczestniczyć w co najmniej pięćdziesięciu procentach w zajęciach niestety prowadzonych po niemiecku, jednak ku mojemu zadowoleniu większość rozumiałam bez problemu.
Strasznie trudno było mi się pożegnać z całą rodzinką Błaszczykowskich, za to ponowne zobaczenie taty po dłuższym czasie było bezcenne. Oboje za sobą ogromnie tęskniliśmy. Już kiedy tylko przekroczyłam próg domu zostałam mocno uściskana przez tatę, który później stwierdził, że przytyłam. A nie, ujął, że powoli wracam do mojej normalnej wagi i wyglądam zdrowiej. Tak czy siak. Każda kobieta przecież marzy usłyszeć takie słowa.
Tego dnia mój kochany Kloppsik nie odstępował mnie ani na krok. Właził nawet za mną do łazienki. Chyba jednak coś jego integracja z tatą i zakopanie topora wojennego nie poszło najlepiej. Toteż z tej sytuacji w nocy kot spał ze mną. Kiedy już zasypiałam usłyszałam psie łapki na korytarzu. Chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi. Tata oznajmił, że Emma drapała łapkami szybę i najwyraźniej również się stęskniłam. Takim oto sposobem zasnęłam z kotem na brzuchu i psiskiem w nogach.
Dom.


Kiedy tylko doszłam na przystanek autobusowy w duchu przeklinając moje buty na obcasach i moją głupotę, że mnie pokusiło, żeby je założyć zadzwonił telefon.  Wygrzebałam go z dna torebki i odebrałam jednocześnie zerkając na rozkład jazdy.

-Siostrzyczko najcudowniejsza, najlepsza, najwspanialsza, najukochańsza…
-Co chcesz Mario?
-Po prostu chciałem ci powiedzieć, jak bardzo ważna jesteś dla mnie…
-Iii w związku z tym?
-Zostawiłem klucze do siebie do domu w szatni. Mogłabyś po nie podjechać? Teraz pojechałem do rodziców i nie mogę ich odebrać..a nie chcę, żeby się dostały w niepowołane ręce.
-Ehhh…Wisisz mi przysługę. –westchnęłam nie chcąc już się kłócić, bo właśnie podjechał autobus, który by mnie zawiózł pod samą Idunę.
-Jesteś najlepsza. W szatni w szafce z numerem…
-Niech zgadnę-dziesięć.
-Brawo!
-Dziękuję, dziękuję. Wsiadam do autobusu, będę za dziesięć minut.
­-Low juu!
-Pa, Kombii.
-Paa!



Podróż autobusem tak jak przewidywałam zajęła mi dziesięć minut. Kolejne pięć przeszłam w moich butach, jednak moje stopy zaczęły swój strajk i czułam, że jeśli zaraz ich nie zdejmę jutro będę chodzić w kapciach. W sumie… Jutro i tak będę chodzić w kapciach, bo jest sobota, ale to szczegół.
Wchodząc na SIP przyszła mi do głowy pewna myśl. Rodzice Mario mieszkają w Memmingen… Bawaria. Z dala od Dortmundu. A może i mają dom w Dortmundzie blisko Mario? Coś tu Mario kręci.

Ochroniarz widząc mnie od razu otworzył dla mnie drzwi. Skierowałam się od razu do szatni. Stukot obcasów roznosił się po całym korytarzu.
Zapukałam drzwi do szatni chłopaków. Trening może skończył się godzinę temu..ale cholera ich tam wie. Nikt nie odpowiedział. No cóż. Wejdę, wezmę klucze i wyjdę.
Klamka ustąpiła bez problemu. Nie są zamykane?
Byłam drugi raz w tej szatni a robiła na mnie ogromne wrażenie. Nawet większe niż za pierwszym razem, kiedy to weszłam tu mokra od stóp do głów.
Długi, biały stół biegnący przez całą szatnię, szafeczki, pozawieszane świeże T-shirty, ułożone spodenki i ustawione w rzędzie korki.  Wszystko już idealnie przygotowane przed meczem…Cały ład i porządek zaburzała jedynie jedna otwarta szafka. Kiedy miałam podejść ją zamknąć drzwi się z hukiem zatrzasnęły. Podbiegłam natychmiast i zaczęłam uderzać w nie pięścią.

-Halo! Proszę mnie stąd wypuścić! Halo!-krzyczałam ile sił mając nadzieję, że ten ktoś mnie usłyszy, otworzy drzwi i przeprosi za swój błąd. Przecież nie mógł odejść daleko. Musiał mnie usłyszeć. -Jest tam ktoś?
-Mooooże…-przeciągnął mi zza drzwi znajomy głos.
-Mario nie bądź głupi! Otwieraj. To nie jest zabawne.
-To bardzo poważne zamknięcie. Masz rację. Cieszę się, że tak szybko przyszłaś. A teraz paaa. Baw się dobrze!
-Zabiję! Posiekam! Zakopię! Odkopię! Poćwiartuję! Przemielę! Zakopię…
-Też was kocham! Paaa!


Zaraz. Jakie „was”?


-Co tu się…-zza drzwi na drugim końcu szatni wyszedł…Marco, jedynie przewiązany w pasie ręcznikiem kąpielowym. Po jego włosach, szyi, klatce piersiowej i łydkach spływały krople wody. Na stopach miał jakieś klapki z logiem Borussii. Musiałam zebrać w sobie ostatki sił aby nie patrzeć już dłużej na ten cholernie, ale to cholernie pociągający widok. Spuściłam na chwilę głowę…dopóki nie usłyszałam ruchu pod drzwiami. Spojrzałam zaciekawiona na szczelinę, którą zakrył siadając po drugiej stronie Mario. Zamyka tu nas specjalnie…i chce nas podsłuchiwać, zakładając oczywiście, że się do siebie odezwiemy.
Potrząsnęłam głową jakby upewniając się, czy mi się nie przesłyszało. Spojrzałam na minę Reusa, który patrzył pobłażliwie w drzwi… Nie tylko ja to słyszałam. Co? Raczej kogo. Götze śpiewającego Elvisa.

-Love me tender, love me sweet, never let me goo-czy tylko ja nie wiedziałam, że Götze ma tak czysty baryton?
-Götze…Proszę cię…-zaśmiałam się siadając zrezygnowana na ławce.
-You have made my life complete and I love you so. For, my darlin’, I love you, and I always will…*
-Ja naprawdę nie lubię Elvisa. Albo zmieniasz repertuar albo mnie wypuszczasz.
-Zmieniam repertuar!
-Tylko coś…-zaczęłam, jednak nie udało mi się skończyć, bo usłyszałam już kolejny „hit”.

-Tonight’s the night  we’re gonna make it happen. Tonight we’ll put all others things aside. I want to love you, feel you! Wrap myself around you. I want to squeeze you, please you. I just can’t get enough. And if you move real slow I’ll let it go…

Zakryłam twarz dłońmi czując palące rumieńce. To jest ten przypadek, kiedy jednak nie chcesz znać języka obcego.

-Götze, otworzysz czy powiesz kiedy masz zamiar nas stąd wypuścić i kiedy ta dziecinada się skończy?-usłyszałam jego głos tuż koło mnie. Tylko się nie gap. Tylko się nie gap. Cholera. Ciekawe co by się stało, gdyby ten ręcznik nagle spadł. Tak zupełnym przypadkiem…
No tak..Myśmy się rozstali.
Nie dla psa kiełbasa.
Za późno.
-Nie zamierzam. Jutro jest mecz o czternastej…
-Chyba sobie żartujesz?
-I’m so excited and I just can’t hide it!
-Götze! –warknęłam słysząc kroki oddalającego się blondyna.
-W mojej szafce macie żarełko. Do juutra!-zawołał oddalając się.
-Wracaj! Wracaj, słyszysz? Bo się ciebie jako brata wyrzeknę!
-I’m about lose control and I thing I like it!**

-Z nim nie wygrasz…-usłyszałam znów jego seksowny, zachrypnięty głos, który od samego początku mnie oczarował. Nie chciałam się rozkleić i zacząć płakać mu w koszulę… Którą właśnie teraz zapina bardzo, bardzo wolno. Robi to specjalnie?
-Mam tę świadomość.-odpowiedziałam zdejmując przeklęte obcasy. Odłożyłam je na bok zostając boso. O tak. Zimny chłód kafelek na moje biedne, obtarte stopy. 
-Inga…
-Poczekaj, muszę zadzwonić. –wyciągnęłam z torby mój telefon i wybrałam numer do taty. Chwilę później usłyszałam, wszystkim dobrze znany, kobiecy głos. „Abonent jest poza zasięgiem sieci, spróbuj…” –Cholera, nie ma zasięgu. –stwierdziłam i zaczęłam chodzić po szatni by złapać choć jedną kreskę.

-Sprawdzę, może ja mam. –powiedział po chwili milczenia i bezceremonialnego gapienia się we mnie z myślą, że nic nie widzę. Usiadłam na rogu stołu i zaczęłam machać nogami w powietrzu.
-Też nic. –stwierdził z rezygnacją i rzucił swój telefon na stół. –Może jednak skorzystamy…
-Przykro mi Marco, nie jestem gotowa na takie rozmowy. Proszę nie podchodź, nie utrudniaj mi, i tak jest mi cholernie ciężko.
-Mi też. Nie chcę cię stracić, Inga.
-Chcieć nie znaczy móc. Przykro mi, Marco.
-Nie traktuj mnie jako wroga…
-Nie traktuję. Możemy skończyć? Proszę, Marco…Proszę.-szepnęłam czując zbierające się pod powiekami piekące łzy.
-Przepraszam…-zaczął do mnie podchodzić z wyciągniętą dłonią. Zeskoczyłam jak oparzona ze stołu.
-Nie. Nie mogę.-oparłam się o ścianę biorąc głęboki oddech i zamknęłam oczy.


Mijały tak kolejne minuty. Skupiłam się na uspokojeniu, złapaniu oddechu, uspokojeniu dudniącego serca i wyciszeniu.

-Inga. Ja muszę cię przeprosić. Nawet nie wiesz jak mi jest źle z tą całą sytuacją.
-Wiem, czuję się tak samo beznadziejnie ale mam zbyt wielki mętlik w głowie. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli ograniczymy nasze kontakty do minimum.

Kiedy zaczęłam myśleć co teraz odpowie usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka.

-Ooo, przepraszam, nie wiedziałam, że państwo tu są…-powiedziała zmieszana starsza kobieta trzymając w dłoni miotłę i ściereczki do kurzu.
-Zostaliśmy przez przypadek zamknięci. Gdyby pani nie przyszła pewnie byśmy siedzieli tu do jutra. –powiedziałam z uśmiechem i podeszłam z mniej zadowoloną miną do moich butów, które znów musiałam założyć.
-Może to specjalnie, może powinniście państwo to gdzieś zgłosić, do pana Watzke.
-Nie będzie takiej potrzeby. Wiemy czyja to sprawka i nie ma tu się przejmować, dziękujemy.  Do widzenia.
-Do widzenia!-odpowiedziała serdecznie i zaczęła sprzątać szatnię. Usłyszałam, że Marco idzie tuż za mną.

Kiedy tylko wyszliśmy na zewnątrz nastąpiła trochę niezręczna sytuacja. Niedokończony temat i konieczność pożegnania się. Możliwe, że na dłuższy czas.

-Gdzie cię podwieźć?
-Marco, nie musisz mnie podwozić. Dam sobie radę. Dzięki.
-Na pewno? Bolały cię stopy. –zauważył? Serio?
-Tak. Jest w porządku. Ja… Ym… Trzymaj się, Maro. Nie poddawaj się. Obiecaj mi to. –zdobyłam się na lekki uśmiech i spojrzenie mu w oczy. Były tak smutne, ale kiedy tak staliśmy miałam wrażenie, że coś jakby w nich błysnęło. Odżyło na chwilę, a po chwili znów umarło.
-Nie spotkamy się?
-Trudno się nie spotkać przy takich znajomościach. Trudno się nie spotkać znając Götze. Obiecasz?
-Tak. Myślisz, że kiedyś będziemy mogli się spotkać i porozmawiać?
-Kiedyś. Cześć Marco. I powodzenia.
-Dzięki.-odpowiedział cicho stojąc cały czas w tym samym miejscu. Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę przystanku. Usiadłam na przystankowej ławce i pozwoliłam wolno spływać moim łzom.
Może to był jednak ostatni raz kiedy się widzieliśmy?




Moje dramatyczne zepsucie humoru powstrzymał dzwonek telefonu. Wyjęłam go z torby i automatycznie odebrałam nie patrząc nawet na wyświetlacz. Zachowałam ten sam numer jednak Marco dodałam do połączeń automatycznie odrzucanych…aby po prostu było łatwiej.
-Halo?
-Hej, księżniczko. Dzwoniłem jakiś czas temu ale nie miałaś zasięgu chyba. Tu Tobias, mam nadzieję, że pamiętasz mnie jeszcze.
-Cześć…Jeny, zaskoczyłeś mnie. Oczywiście, że pamiętam. Co u ciebie słychać?
-Właściwie dzwonię z propozycją spotkania. Jestem w Dortmundzie.
-To świetnie tylko…chyba nie wyglądam najlepiej na spotkanie, ani nie mam humoru.
-Humor ci poprawię, a wygląd? Choćby gdybyś była w worku na śmieci i z podkrążonymi oczami będziesz wyglądała świetnie, to jak?
-No dobrze… Jestem pod SIP, wrócę do domu, przebiorę się…
-Będę za dwie minuty. Do zobaczenia!-usłyszałam jego pewny i zadowolony głos a po chwili sygnał rozłączonego połączenia.


Nawet mniej niż dwie minuty później na przystanek podjechało srebrne, terenowe Audi. Szyba u pasażera opuściła się w dół i mogłam zobaczyć rozpromienioną twarz mężczyzny. Wstałam z miejsca i wskoczyłam do samochodu.

-Ale się cieszę, że cię widzę! –uśmiechnął się szeroko i pocałował w policzek. Sięgnął na tylne siedzenia i podał mi śliczny bukiet kwiatów.
-Dla mnie?
-Jakby to powiedzieć… Piękne kwiaty dla pięknej dziewczyny. Nie chcę się narzucać, ale wszystko w porządku?-zapytał włączając się do ruchu.
-Dziękuję, są przepiękne. A czy się stało…Może nie roztrząsajmy?
-Jansne..tylko…-zaczął szukać czegoś w kieszeni a po chwili podał mi paczkę chusteczek. –Tu jest woda, możesz nawilżyć. Lekko tusz ci się rozmazał, nie, że mówię, że brzydko..
-Dzięki.-uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Namoczyłam chusteczkę i wytarłam rozpłynięty tusz spod powiek. –Masz jakiś pomysł gdzie chcesz jechać?
-Spacer?
-A możemy podjechać najpierw do mnie? Moim priorytetem jest na razie zmiana butów. Potem będzie priorytetem zjedzenie obiadu…
-To akurat zabiorę cię do jakiejś fajnej restauracji, o ile powiesz mi gdzie takowa jest.
-Z chęcią. To co, najpierw do mnie?
-A powiesz mi jak jechać?-zaśmiał się, a po chwili już kierowałam go w kierunku domu.




***


Popołudnie z Tobiasem naprawdę było cudowne. Wróciliśmy przed jedenastą żegnając się długim przytuleniem. Wiedzieliśmy, że znów tak szybko się nie spotkamy, choć obiecałam mu, że jak będę miała luźniejsze wykłady to pojadę do niego na kilka dni. Mieszkał w domu, więc nie było problemu z noclegiem.
Sama po cichu poszłam do łazienki wziąć dłuugą, odprężającym kąpiel po jeszcze dłuższym dniu.
Moje stopy odpoczęły, mięśnie się rozluźniły. Miałam tę chwilę, żeby odetchnąć po zabieganym dniu. Od ósmej do dwudziestej trzeciej na nogach. To przerastało wszystkie normy.  Przebrałam się w piżamę i dołączyłam do Kloppsika, który czekał już koło mojej poduszki przerzucając leniwie ogon z boku na bok. W sumie przyzwyczaiłam się do tego. Bardziej bym się zdziwiła, gdyby go tu nie było.
Przykryłam nas kołdrą a chwilę później odpłynęłam w głęboki sen.



***


Na basenie nie  byłam już długi czas. Razem z większością WAG’s zdzwoniłyśmy się rano, a one jeszcze zadzwoniły po szanownych panów piłkarzy. Na pewno miał być Mario, Auba, Nuri i Marcel.
Dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciepły jak na zaczynającą się jesień. Założyłam legginsy za kolano i dłuższy t-shirt. Do sportowej torby zapakowałam kostium kąpielowy, żel i ręczniki.
Zeszłam na dół zjeść śniadanie, a kilkanaście minut później usłyszałam dźwięk klaksonu, jak się domyślałam samochodu Cathy. Nasypałam przed wyjściem karmy Kloppsikowi i Emmie do misek i krzyknęłam do taty, że wrócę po południu.
-Hej kochana!-uśmiechnęłam się wchodząc do samochodu i pocałowałam ją w policzek.
-Helooł, jeszcze my!-dała o sobie znać Tugba razem z Lisą.
-Cześć dziewczyny, świetnie wyglądacie!
-Dzięki, ty też. Już chyba u ciebie lepiej, co?
-Myślę, że tak ale pogadajmy o milszych tematach. Jak tam Cat ze ślubem?
-Niedługo wszystko wam powiemy. Zdradzę jedynie, że mamy już wybraną datę, a ślub jeszcze w tym roku.
-To wspaniale! Już nie mogę się doczekać! Mam nadzieję, że jestem zaproszona?
-No ba! Zaraz będziemy na miejscu.


***


Kiedy siedziałyśmy z dziewczynami w piątkę w jacuzzi czekając na szanownych panów zawodowych piłkarzy vel „pszczółki”.
Chlor lekko piekł mnie w oczy, więc odchyliłam głowę do tyłu ciesząc się ze związanych w bombkę włosów na czubku głowy. Tak było cudownie.
Między dziewczynami usłyszałam ciche szepty ale za nic szło mnie wyrwać z tego miejsca ani myśli bujających w chmurach.
-Heeeeeej.-usłyszałam głos Götze tuż przy moim uchu.
-Iiidź mi stąd. Odpoczywam.
-Też tęskniłem. No, a teraz się przesuń.-nawet nie dając mi chwili poczułam jak się koło mnie wciska. Czar prysł.
-Ty to nie pozwolisz człowiekowi odpocząć. –westchnęłam ciężko i otworzyłam oczy. Nawet nie spojrzałam na Mario, kiedy na drugim końcu basenu zauważyłam wchodzącego do wody…Marco. Miałam wrażenie, że przestałam na chwilę oddychać. Czy to dlatego, że drugi raz od naszego rozstania widziałam na żywo jego cudowną klatkę i wyrzeźbione mięśnie brzucha czy dlatego, że nie wiem jak powinnam się zachować po naszej ostatniej rozmowie.
-A tak, on też jest. –zreflektował się Mario zauważając na kim mój wzrok spoczywa. Szybko go jednak spuściłam w dół czując jak nasze spojrzenia się spotykają.
-Dam sobie radę. To jak, idziemy pływać?
-Do Marco?
-Do basenu.-zaśmiałam się i zaczęłam wychodzić z jacuzzi.


***


Kiedy nasz czas w basenie już się kończył Mario..jak zwykle musiał mieć swój odpał. Na początku zaczął do mnie podpływać i próbował mi rozwiązać sznureczki na mojej szyi podtrzymujące cały jednoczęściowy kostium.
Chlapanie w wodzie przerodziło się w bieganie dookoła basenu. Ułożyło się akurat tak, że poza nami było niewiele ludzi.
Nie zauważyłam nawet, kiedy wszyscy już wyszli. Sama zaczęłam biec do szatni damskiej jednak Mario mnie wyprzedził, złapał w pasie i wrzucił do basenu, sam wybiegł do męskiej szatni.
Chciałam odbić się od dna jednak dopiero potem zorientowałam się, że nie mam pod stopami dna. Na ściance basenu było napisane, że jest tu głębokość sześciu metrów. Spanikowałam. Zaczęłam chlapać rękoma dookoła próbując znaleźć coś za co mogłabym się złapać. Niestety, nic ani nikogo nie było w pobliżu aby mi pomóc. Wzięłam ostatni haust powietrza i byłam pewna, że to ten ostatni, że już więcej nie dam rady się wynurzyć.
Kiedy znajdowałam się pod wodą zaczęłam płakać jednocześnie wypuszczając całe powietrze. Wiedziałam, że to moje ostatnie chwile życia…życia bez Marco, życia, które tylko on mógł uratować, obiecał. Obiecał.
Przecież mi obiecał…

Potem czułam dotyk. Dotyk tak odległy jednocześnie tak dobrze znany. Jego ciało. Był przy mnie jednak…
Dotyk zniknął.
Opanował mnie bezgraniczny chłód.



***


-Nie! Nie! Marco…Nie!-krzyknęłam podnosząc się na łóżku jednocześnie ściskając mocno w pięściach kołdrę.
-Inga, słońce, to tylko sen. –nie zauważyłam, jak tuż koło mnie siedział tata. Na moje nogi wskoczył Kloppsik i zaczął mnie gilgotać wąsikami. Przytuliłam tatę próbują się uspokoić, równie uspokoić płynące łzy z moich oczu.
-To było takie realistyczne. Ja… Zaczęłam się topić. Myślałam, że..., że to już koniec. Nikogo nie było…
-To tylko sen. No nie płacz już…
-Może to coś miało znaczyć? Może coś się wydarzy?
-Cichutko… Wszystko jest w porządku. Jesteś bezpieczna, Marco też nic się nie stanie. Nie masz o kogo się bać.
-Przytul mnie mocno…-szepnęłam kładąc głowę na jego ramieniu.
Po kilku minutach trochę się uspokoiłam. Zapewniłam tatę, że może spokojnie wracać spać, jednak spać nie dałam Kloppsikowi, którego przytuliłam niczym pluszowego misia. Kot lekko zmienił pozycję tak, żeby było mu wygodnie i zasypiając oparł swój łepek na moim ramieniu.




Z samego rana, kiedy wstałam udzielał mi się naprawdę podły nastrój. Cały czas chyba przeżywałam ten koszmarny sen. Miałam okropne wrażenie, jakby naprawdę coś się miało stać, jakby to było jakieś ostrzeżenie.

-Dzień dobry, zrobiłem śniadanie.-pochwalił się tata wskazując na naprawdę bogato zastawiony stół.
-A to jakieś święto?
-Że zrobiłem śniadanie? W sumie…
-Że tak, hmm, bogato zastawiony.
-A nie, to tak po prostu, żeby miło zacząć dzień. Smacznego.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce przy stole. Może jednak ten sen był głupią obawą i zebraniem moich nieprzyjemnych, ostatnich przeżyć? Wszystko na to wyglądało.
Kiedy bez celu przełączałam kanały w telewizorze rozdzwonił się mój telefon. Czyżby miały się szykować atrakcje na weekend?
Ania.
Żegnaj spokojny weekendzie.


-Halo?
-Hej kochana! Miałabyś czas po południu?
-Zależy na co…
-Zależy czy masz czas. Ale jak tak mówisz to masz. Po piętnastej po ciebie przyjeżdżam. Ubierz się w jakąś sukienkę i szpilki… No. I tyle. Paaa!
­-Pa…-odpowiedziałam już sama do siebie. Szpilki. Znowu szpilki. Ludzie, dajcie mi żyć.
Poszłam na górę i z ciężkim sercem przygotowałam sobie do wyjścia czerwone szpilki, a zamiast sukienki wybrałam prosty, czarny kombinezon na ramiączkach, ramoneskę i czerwoną bransoletkę.
Kiedy cały strój leżał już gotowy, przebrałam się w coś wygodniejszego i trochę cieplejszego i postanowiłam zabrać Emmę na spacer na pobliską polanę. Coś się pieskowi od życia należy. Jak tylko wyszłam na taras ta podbiegła do mnie merdając ogonem. Zapięłam jej smycz, włożyłam jeszcze telefon do kieszeni i założyłam okulary przeciwsłoneczne.
Nie musiałam nawet nic mówić tacie, że wychodzę, ponieważ sam się zaciekawił przez radosne szczekanie.

-Mogę ją zabrać?
-No pewnie. To też jakby nie patrzeć twój pies.
-Kloppsik był pani Ulli, Emma twoja.
-Kloppsik jak mniemam uważa się za twojego kota, a Emma… Emma cóż, chyba mnie zdradza. Jak wróciłaś ostatnio to najpierw się rzuciła na kogo?
-Na mnie, bo mnie długo nie było.
-No właśnie, bo też cię uważa za swoją panią.
-Filozoficznie, panie Klopp.
-No już, dziewczęta. Pohasajcie sobie jedna z drugą na łące i no…kość dostaniecie jak wrócicie.
-Do psa mówisz w liczbie mnogiej? Coś już nie tak…-roześmialiśmy się oboje. Tata odprowadził mnie, a właściwie nas do bramki i życzył nam udanego spaceru.

Poszłyśmy chodnikiem wzdłuż domów, które stały koło naszego, tym razem w drugą stronę, nie było szansy na spotkanie pana Watzke, no cóż, muszę się z tym jakoś pogodzić.

Na polanie spędziłyśmy ponad godzinę. Rzucałam jej patyk, biegałyśmy razem i się wygłupiałyśmy. Emma, w niektórych zachowaniach była naprawdę ludzka. Czuła, rozumiała co się do niej mówi. Cały czas nie schodził mi uśmiech z twarzy. Niby taka psina a wycisk da jak sama Lewandowska. Kiedy tylko położyłam się na trawie stanęła nade mną i zaczęła mnie lizać. Roześmiałam się i jakimś cudem zepchnęłam ją z siebie. Kiedy akurat wstawałam rzucił mi się w oczy…aparat.
Paprazzi? Tutaj? To chyba jakiś żart.
Dwóch panów siedziało na gałęzi olbrzymiego drzewa, jeden zaś miał wielce wygodną, przyczajoną miejscówkę w krzakach.
Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni i wybrałam numer taty.

-Hej, już wracacie? Kristine Watzke przyniosła nam pierogi… Dużo pierogów.
-Chyba muszę wracać. Paparazzi mnie oblegli.
-Ty żartujesz. Na polanie?
-Niestety. –westchnęłam i zapięłam z powrotem smycz Emmie i zaczęłyśmy się kierować do drogi prowadzącej do alejki domów.
-To zmykaj. O ile nie są natarczywi to w porządku. Bo nie są?
-Co ty, siedzą w krzakach. To nawet zabawne. Czuję się jak celebrytka. Gdyby tak popatrzeć, to całkiem fajne.
-Ciesz się urokiem nowego życia. Nie za długo bo wstawiam te pierogi.
-Będę za dziesięć minut. Tylko nie spal!
-Oczywiście.



***



Po obiedzie przebrałam się we wcześniej przygotowany zestaw i zrobiłam mocniejszy makijaż. Do większej torebki zapakowałam jeszcze baleriny w razie, gdyby było naprawdę źle. Telefon miałam naładowany, więc nie musiałam się martwić, że padnie mi bateria w najmniej nieodpowiednim momencie.
Kiedy zeszłam na dół zastałam Anię rozmawiającą z tatą.

-Hej, Aniu!-uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam mocno przyjaciółkę.
-Właśnie sobie porozmawialiśmy z panią A… Z Anią porozmawialiśmy.-poprawił się z uśmiechem –Jak będziesz chciała to możesz zostać u Lewego, jak nie to masz klucze. Ania będzie mieć na tobie oko, nie ma żadnego upijania się… Nie, że ci nie ufam, wiesz dobrze, że masz moje pełne zaufanie, ale martwię się…
-Wiem tato. Będę też się sama pilnować. Możesz być spokojny.-przytuliłam tatę i pocałowałam w policzek na pożegnanie. –A, i daj jedzenie Kloppsikowi!
-Nie jest już zbyt gruby?
-Ma jeść regularnie.
-Niech mu będzie.
-No. To możemy iść.



***



Z Anią pojechałyśmy prosto do jej domu. Na parkingu stał jeszcze jeden samochód. Co ona mogła wykombinować?

-Kazałaś mi się odstawić na domówkę?
-Nie domówka. Dziewczyny są w domu, obejrzymy sobie razem film, potem pójdziemy na imprezę. A co do odstawiania się to nieziemsko wyglądasz, kochana.
-Dzięki. To jak, idziemy?
-Nie chcesz już siedzieć w samochodzie?-roześmiała się żona Lewego. Poszłyśmy jednak do domu, gdzie czekały już na nas Lisa z Ewą.

Salon był cały zaciemniony, kanapa została rozłożona, że mogłyśmy oglądać film na pół leżąco. O losie, jestem w niebie.
Obie jak tylko mnie zobaczyły od razu podbiegły i uściskały. Położyłyśmy się razem na kanapie wyciągając nogi, a ja przy okazji jeszcze zrzuciłam szpilki, z którymi coś ostatnimi czasy nie umiałam dojść do ładu.
Lisa nalała mi i Ani czerwone wino do kieliszka, Ewa zrezygnowała, ponieważ musiała wrócić wieczorem do Sary. Jak się okazało chłopacy również sobie zrobili wspólny wieczór, w odróżnieniu od nas pewnie z piwem i konsolą. Jak kto woli.
Obejrzałyśmy film „Bezpieczna przystań”. Na początku myślałam, że to zwykłe, nudne romansidło jednak im dalej tym bardziej zagłębiałam się w fabułę.
Dziewczyna uciekając od starego, koszmarnego życia znalazła się w zupełnie przypadkowym miejscu, gdzie znalazła swoje miejsce na ziemi. Mimo miłości znalazła też przyjaciółkę, bliską jej osobę, na której zawsze mogła liczyć.
Na końcu filmu, kiedy wszystko odwróciło się do góry nogami zaczęłam płakać jak bóbr. Ania uśmiechnęła się słabo, widziałam, że też mocno poruszona przytuliła mnie do siebie.

-Piękne…-westchnęła Lisa dopijając trunek.  
-Mimo wszystko zaczęła nowe życie.-westchnęła Ewa uśmiechając się.
-Też zaczynam nowe życie.-powiedziałam cicho. –Od teraz. Nowe życie. Zamykam to co było, muszę się zdystansować i żyć dalej.
-Brawo. Moja kochana. –uśmiechnęła się Lewandowska i pocałowała mnie w policzek.
-A Marco?-zapytała zaciekawiona Ewa
-Marco… Marco to szuja.
-Szuja?-zaśmiały się wszystkie
-Szuja, naomamiał, natruł i nabujał. Szuja, a wierzyłam przecież mu jak nikt. Szuja, niewykluta larwa i szczeżuja. Szuja to najtępszych pierwotniaków rym. Alleluja wesołego zrobił mi i znikł.-zaczęłam nucić ze śmiechem piosenkę Ireny Kwiatkowskiej. Weszłam na stolik naprzeciwko kanapy i zaczęłam śpiewać dalej posyłając uśmiech do telefonu Ewki.





/Marco/

Nie wiem jakim cudem udało się Götzego wyciągnąć na imprezę do Marcela. Z drugiej strony była to doskonała okazja, żeby choć na chwilę uciec od Caroline. Założyłem pierwsze lepsze jeansy, t-shirt i jakąś starą koszulę.

Po ostatniej rozmowie Caroline dała sobie spokój z zadręczaniem mnie i snuciem planów o „naszej” przyszłości.  Kiedy miałem już wychodzić zorientowałem się, że nie mam mojego telefonu. Poszedłem do salonu, gdzie prawdopodobnie go zostawiłem. Widok mnie zmroził.

-Czy mogłabyś mi oddać mój telefon, Carolin?-zapytałem chłodno. Blondynka podskoczyła przestraszona i docisnęła urządzenie do klatki piersiowej.
-Ja… Ja nie chciałam. To nie to co myślisz. Sprawdzałam godzinę.
-Skoro tak, to możesz mi go oddać.
-Muszę wyjść najpierw.
-Z godziny? Proszę oddaj mi go.-wyciągnąłem dłoń w oczekiwaniu, aż znajdzie się tam mój telefon.  Z nutą zawahania zwróciła mi go. Pierwsze co zrobiłem to odblokowałem telefon. Na ekranie wyświetlił się komunikat:
„Usunąć wszystkie wiadomości?”

Pierwsze co zrobiłem to wybrałem „anuluj”. Dopiero później, kiedy zobaczyłem, że są to moje smsy z Ingą krew się we mnie zmroziła.
-Co miałaś na celu, żeby to zrobić?
-Ale…to przez przypadek mi się kliknęło.
-Więc nie przez przypadek grzebiesz w moich wiadomościach?
-To nie tak…Marco, nie bądź na mnie zły. Ja chciałam dobrze, dobrze dla nas. Ona musi zniknąć z naszego życia…
-Słuchaj mnie uważnie, nie mam ochoty powtarzać tego po raz trzeci. Nie ma czegoś takiego jak „nasze” życie. Jest twoje życie i jest moje życie. Inga jest nieodłącznym elementem mojego życia, więc nie myśl sobie, że rozdzielisz nas. Nawet jeśli usunęłabyś te smsy nic by to nie zmieniło. Nawet jeślibyś mnie zabiła.
-Nie pokochasz mnie? Jak sobie wyobrażasz? Jak mamy wychowywać nasze dziecko?
-Nigdy nie pokocham cię tak jak Ingę. Kocham tylko ją i tego nie zmienisz. Jeśli faktycznie jestem ojcem…
-Oczywiście, że nim jesteś!
-Postaram się pomóc ci w jak największy sposób. Teraz wychodzę.
-Chciałam z tobą spędzić wieczór…
-Nie rób sobie problemu. Nie wiem czy wrócę na noc. Muszę ochłonąć.
-Idziesz do niej?
-To moje życie. Cześć.-rzuciłem zdenerwowany i wyszedłem z mieszkania trzaskając drzwiami.
Żeby się wyładować postanowiłem zbiec po schodach aż na parking… W połowie musiałem przystanąć. Ostatni raz schodziłem po nich, kiedy starałem się zatrzymać Ingę. Gdybym zdążył teraz bylibyśmy razem. Gdybym nie pozwolił jej wtedy wsiąść do tego pieprzonego samochodu Götze… Byłoby łatwiej. O wiele łatwiej.



***


-Wiesz jak wyglądasz?-zapytał mnie raptem z tego ni z owego Götze, kiedy skończył grać „mecz” na playstation z Aubą. –Jak w dwutysięcznym dwunastym. Wyglądasz jak wrak człowieka. Ta historia zaczyna się powtarzać.
-Nie jesteśmy przecież razem. Ani nic między nami nie doszło.
-Ale wysysa z ciebie całą energię.
-Chciała dzisiaj usunąć moje smsy z Ingą. Jakbyś się nie mógł wściec? Powiedziałem jej, że nawet gdyby mnie zabiła i tak nie przestałbym jej kochać. -kiedy wypowiadałem ostatnie słowa moje spojrzenie skrzyżowało się z Lewym. Tak jak unikał mnie cały wieczór, tak teraz, stał pod ścianą z założonymi rękoma naprzeciwko mnie, a kiedy powiedziałem, że kocham Ingę przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. Czyżby? Nie chce już mnie zabić?
-Patrzcie, patrzcie!-zaśmiał się Łukasz oglądając coś w telefonie. –O jeny, genialne. Marcel, weź podłącz telefon do rzutnika, ja znajdę jakiś tłumacz na niemiecki.
Kilka minut później na rzutniku pojawiła się postać Ingi. Mojej uśmiechniętej, Ingi. Tej Ingi, na widok której cały czas przyśpiesza mi serce.
Której musiałem dać spokój i najzwyczajniej w świecie…zostawić.


-Szuja-by opisać co to jest za typ. Szuja-kawał matrymonialnego zbója. Z pieszczot dwója-nieudana galareta z ryb.***

-Moja Guśka. To jest roast!-tarzał się ze śmiechu po podłodze Mario. Sam czułem szczęście. Czemu? Widząc ją, uśmiechniętą, powracającą do normalności. Nie była już załamana. Było z nią dobrze.
A to dla mnie najważniejsze.






/Inga/

Razem z Anią i Lisą poszłyśmy do jednego z dortmundzkich klubów. Zamówiłam jednego bezalkoholowego drinka i usiadłam razem z karateczką przy stoliku na uboczu. Lisa na chwilę zniknęła, ponieważ zauważyła w tłumie swojego kuzyna z jego narzeczoną.
Jakoś nie ciągnęło mnie na parkiet ale nie miałam nic przeciwko towarzystwu dziewczyną i piciu czegoś orzeźwiającego.
Kilka minut później Ania znieruchomiała. Zmrużyła oczy komuś wnikliwie się przypatrując.

-Co jest?
-Ja chyba mam zwidy. Widzisz to co ja?-wskazała na parkiet, gdzie tańczyło pijanych kilku osób. Nie wiedziałam do końca o co jej chodzi jednak w końcu zrozumiałam. Najbardziej na boku tańczyła z jakimś wysokim, postawnym, ciemnoskórym mężczyzną Carolin. Nie dość, że z drinkiem w ręku to jeszcze taniec tańca nie przypominał a raczej ocieranie i prężenie się na wszystkie strony, jakby mieli zaraz tu na środku sali rzucić się na siebie zdzierając jednocześnie ubrania.
-Caro? Co ona tu…
-Mi się wydaje, że tu się szykuje coś grubszego. Pewnie chce go złapać na kasę…
-Poobserwujmy ją. –powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Mamy czas, ale jaki będzie sens?
-Nie wiem. Zobaczymy.-odpowiedziałam ściskając nerwowo kieliszek.


Kilka minut później nadarzyła się idealna okazja. Caroline skierowała się w kierunku toalet. Powiedziałam Ani, która coś przeglądała na swoim telefonie i podjęłam decyzję, że muszę pójść i sobie z jaśnie księżniczką pogadać.

-Inga! Czekaj. –zawołała Ania, kiedy ruszyłam za blondynką. –Weźmiesz moją torebkę? Chciałam iść poszukać Lisy.
-Jasne, potrzymam ją.

Minutę później weszłam do łazienki. Oparłam się o kamienną umywalkę  i czekałam, aż wyjdzie z kabiny. W końcu to nastąpiło. Nie zauważając mnie podeszła do umywalki, dopiero kiedy chciała podejść wytrzeć ręce stanęłam jej na drodze.

-O, cóż za spotkanie!-zaśmiała się kpiąco.
-Urocze, prawda?
-Co tu robisz i czego chcesz?
-Ja? Ja przyszłam z przyjaciółkami, a ty? Nie wydaje mi się, że to miejsce dla kobiety przy nadziei. Marco wie, że tu jesteś?
-Nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy. Marco i ja jesteśmy razem, ufamy sobie. Będziemy mieli dziecko, nie zniszczysz tego, co jest między nami.
-Dziecko…. Nie musisz przede mną udawać, Caroline.




***



Kolejnego dnia obudziłam się po południu. Po długiej i jakże ciekawej rozmowie z Caro nie mogłam jeszcze długo spać. Pogubiłam się w tym wszystkim, zbyt mocno. To jego życie. Ja mam teraz swoje własne.  I muszę wreszcie stanąć na nogi mimo wszystkich i mimo wszystko.
Przywitałam się z tatą na dole i zrobiłam sobie sama coś na kształt lżejszego obiadu.
Wzięłam długą, orzeźwiającą kąpiel z olejkiem cytrynowym i przebrałam się w strój do biegania. Zanim poszłam biegać postanowiłam jeszcze naładować mój telefon. W tym czasie weszłam na portale społecznościowe. Na portalu plotkarskim zobaczyłam, że pojawił się już artykuł ze mną na spacerze z Emmą. Coś fascynującego, jednak co mnie zdziwiło, ten artykuł był najbardziej popularny na tej stronie. Sam też odsyłał do zdjęć zrobionych przez paparazzi, kiedy Marco mnie pocałował przed restauracją, a potem, kiedy byliśmy na spacerze w parku. Nie byłabym sobą, gdybym ich nie zapisała na komputerze. Kilka było naprawdę ślicznych…tyle, że łamały mi serce. Byłam wtedy tak szczęśliwa… Wiedziałam to, że byłam szczęśliwsza, choć nie pamiętam już tak dobrze tego stanu. Powinnam już o nim zapomnieć na zawsze.
Poszłam napić się wody z cytryną, zabrałam telefon do saszetki na bok i wyszłam biegać.
Zapięłam mocniej bluzę. O tej porze na zewnątrz już zaczynało się robić chłodniej…no i ciemniej. Gdyby nie latarnie na ulicy byłoby trudno się połapać.
Kiedy zaczęłam już odczuwać zmęczenie zaczęłam iść trochę wolniej. Nie wiedziałam do końca gdzie się znajduję, więc postanowiłam podejść do pani, która zaczęła wychodzić z domu.
Po drugiej stronie ulicy stał biały, sportowy Opel. Nie zwróciłabym na niego większej uwagi, gdyby drzwi nie zaczęła otwierać mała dziecięca rączka. Byłam coraz bliżej domu naprzeciwko samochodu. Na zewnątrz wyszły dwie kobiety. Jedna z nich kogoś mi przypominała, jednak nie mogłam do końca jej skojarzyć.
Nagle wszystko zaczęło się dziać jakby w zwolnionym tempie.
Z dala ulicy zaczął jechać rozpędzony samochód.
Mały chłopiec otworzył drzwi samochodu i wysiadł na ulicę. Kiedy tylko usłyszałam jego głosik wołający „mamo” serce mi się zatrzymało. Samochód z daleka zaczął zbliżać się z sekundy na sekundę, coraz bardziej przyspieszając. Nie miał nawet w myśli się zatrzymać.
Malec zaczął biec w kierunku Melanie. Przez sam środek ulicy. Nie mogłam na to pozwolić.

-Nico!-zerwałam się na równe nogi.

Wbiegłam na ulicę osłaniając siostrzeńca Marco własnym ciałem przed samochodem. Poczułam jak zaczęłam lecieć a spadając na ziemię dotarł do mnie oszałamiający ból. Docisnęłam chłopca do siebie z całej siły nie chcąc, żeby coś mu się stało. Ogłuszający pisk hamulców i przeraźliwy wrzask Melanie. Nie mogłam otworzyć oczu. Miałam czarny obraz, który coraz bardziej odpływał.
Ostatnie co usłyszałam nim straciłam przytomność to płacz Nico.
Nic mu się nie stało.

Dzięki Bogu.







~~~

*Elvis Presley-"Love me tender"
**The Pointer Sisters - "I'm so excited"
***Irena Kwiatkowska - "Szuja" 

Jestem świadoma, że mam przechlapane za zakończenie... Chyba już Was przyzwyczaiłam do takich po niespełna 60 rozdziałach ;D
Dziękuuję Wszystkim za komentarze. Ostatnio mam tak wielką ochotę do pisania, że wow:D Dziękuję!!!  Każdy jest dla mnie na wagę złota:)
Za tydzień kolejny!:))
Ściskam mocno!<3

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Po pierwsze bardzo, ale to bardzo Cię przepraszam, że ostatnio tak zginęłam i nie komentowałam Twoich rozdziałów. Nawet nie wiesz jak głupio mi jest, ale obiecuje, że prędzej czy później wszystko nadrobię ! Jak już wiesz ten komentarz miałam napisany, ale się usunął, więc muszę coś naskrobać od nowa. Postaram się, żeby był równie długi, ciekawy i obiektywny. Nie no żartuje. Nie jestem obiektywna. Pewnie to już wiesz. Dzisiaj polecę z hejtem, więc bój się, oj bój się !
      Uwaga.
      Przed przeczytaniem komentarza skontaktuj się z lekarzem lub autorem komentarza, gdyż treść może poważnie zaszkodzić Twojemu życiu lub zdrowiu.
      Dziękuje bardzo za uwagę.
      Wypadek czyli to co LUBIĘ NAJBARDZIEJ. Chyba nie ma u mnie w „karierze” bloga, na którym nie było lub nie będzie (spoiler) wypadku. Nie wiem czemu, ale strasznie to lubię. Jestem okropna. Wiem.
      Rozdział taki sobie. Nie podoba mi się. Ja nie wiem kto Ci pozwolił coś takiego opublikować ... Oczywiście ŻARTUJE xd Pamiętasz jak pod jakimś rozdziałem (pamiętam treść, nie pamiętam numerka) opisałam Twoją zajebistość, jak wysoko podniosłaś poprzeczkę i, że tamten rozdział trafia na moją listę ulubionych ? Musisz pamiętać, wiem, że pamiętasz.Ten rozdział jest równie dobry ! Cudowny, wspaniały, boski, idealny (no może prawie), zajebisty, wywalony w kosmos, super, mega i tak dalej. Niestety z powodu kilku drobnych, mało istotnych szczegółów nie jest moim ulubionym rozdziałem Twojego autorstwa. Oczywiście nie piszę tego, żeby Cię obrazić kochana, tylko po prostu były rozdziały, które bardziej mi się podobały. Chociaż ten pod wieloma względami też bardzo mi się podoba. No i długość też jest w porządku, nie zanudziłam się (o ile w ogóle coś takiego kiedyś się zdarzyło) i nie było mi przykro jak skończył się zanim się rozkręcił (o ile w ogóle coś takiego kiedyś się zdarzyło). Muszę się przyznać, że czytałam na raty, ale nie z własnej woli. W końcu się wkurzyłam i późno w nocy przeczytałam całość od początku. Taka jestem sprytna.
      No i znowu widzę, że się rozpisałam nie na temat. Brawo Ja. OK. LUZ. Już się poprawiam.
      Mario ... kochany mój pulpecik miał świetny plan, jeżeli chodzi o zamknięcie naszych (Twoich) głównych bohaterów, ale nie przemyślał chyba tego do końca XD Ja na jego miejscu czekałabym gdzieś w pobliżu słuchając muzyki (żeby nie było, że podsłuchuje) i pilnowałabym, żeby nikt ich nie wypuścił. Ehh ... Prawie Mario się udało. Prawie ...
      Marco ... wszystko super, pięknie, ale za cholerę nie wiem co mam napisać. Zawiódł mnie jak nie wiem. Serio. Ja jakbym była na jego miejscu i mój przyjaciel zamknąłby mnie z kobietą mojego życia w jednym pomieszczeniu to nie wiem rzuciłbym (powinnam pisać jako ON czy ONA ?) się na nią albo zmusił, żeby mnie wysłuchała. A on jakby nie patrzeć się poddał i to mnie wkurwiło !

      Usuń
    2. Caroline ... ależ mam ochotę napisać tu pewną wiązankę, ale jako dama się powstrzymam, bo to nie wypada. Po pierwsze co za głupia picza, że chciała usunąć te sms. Co ona sobie myśli, że jakieś głupie wiadomości są wyznacznikiem miłości ?! Boże ... ZERO WYOBRAŹNI ! Po takiej akcji Mario powinien ją wypieprzyć na zbity ryj, ale skoro tego nie zrobił to dobrze, że chociaż ją opieprzył. A no i niech Marco założy kod na telefon ... tak tylko dobrze radzę. Po drugie ... jak okazało się, że ona jest w ciąży to obstawiałam dwie opcje. Opcja A – Caro udaje, wcale nie jest w ciąży i tylko próbuje usidlić Marco. Opcja B – Caro jest w ciąży, ale nie z Marco, a od niego chce tylko pieniędzy. W miarę z upływem czasu wydawało mi się, że ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna, ale chyba jednak znowu wyprowadziłaś mnie w pole i chyba tak coś mi się zdaje, że opcja A może okazać się prawdą. A przynajmniej pierwsza jej część, czyli, że była laska Reusa w ciąży nie jest. Bo przepraszam jaka NORMALNA kobieta w CIĄŻY idzie do KLUBU i PIJE alkohol. LOOOL.
      Inga ... miałam się dużo o niej rozpisać, miałam napisać, że jest głupia, że go nie wysłuchała, miałam jej współczuć tego snu i tak dalej i tak dalej. Jakoś chyba nie potrafię. Powiem jedno: kobieca intuicja ma jednak moc. Jak już wspominałam bardzo lubię wypadki, więc cieszę się, że wprowadziłaś taki element grozy. Nico się chyba nic nie stało, więc Melanie na pewno będzie do końca życia wdzięczna Indze za uratowanie jej dziecko. Zresztą nie tylko ona. Ciekawe jak Marco zareaguje na tę wiadomość. Lepiej, żeby czuwał przy jej łóżku jak pies, a na przykład Ania powiedziała mu o Caro i akcji w klubie.
      Jak się rozstali to czasem stawałam po jednej stronie medalu czasem po drugiej. Teraz uciekam od tego. Wszystko sprowadziło się do takiej dziecinady, że to jest poezja, a oni nic z tym nie robią. Nie potrafię tego zrozumieć. Wiele może się zdarzyć, ale każdy problem można jakoś rozwiązać. Teraz mam wrażenie, że oni zamiast walczyć o cokolwiek (prawdę, miłość, związek, wybaczenie, zrozumienie) to uciekają. Jedno myśli o transferze, drugie zaczyna randki. Oboje zaczynają „od nowa”. Szkoda, tylko, że nie da się zbudować nowego życia jak starego się jeszcze nie dokończyło. Mam nadzieje, że oni w końcu coś zrozumieją, bo jak tak to ma się ciągnąć przez następne tygodnie to może niech Inga umrze albo straci pamięć. Nowe życie szybciej i „łatwiej” nadejdzie. Oczywiście nie chce, żeby tak się stało, bo liczę, że ten wypadek będzie bardzo przełomowy i WRESZCIE coś się ruszy, ale jeżeli nie miałaś takiego planu to szkoda. Wielka szkoda.
      Nie wiem w końcu co postanowiłaś odnośnie terminu następnego rozdziału (jesteś pewna, że za tydzień ? Może się wyrobisz na środę ...), ale pamiętaj, żeby w razie czego mnie poinformować !! Będę czekała z niecierpliwością na jakieś informacje.
      Buziaki

      Usuń
  2. Boże!! :o Jestem w zbyt wielkim szoku, żeby napisać Ci tu coś sensownego... Kurczę, mieszasz coraz bardziej. Caro; ten wypadek... Co zrobi Marco? Nie mogę się doczekać! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie da się nudzić z tym blogiem, mam nadzieję, że Inga nie odniosła jakiś poważnych obrażeń, pozdrawiam Pszczółka Emma

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak myślałam, że Mario coś kombinuje po tym telefonie. Klucze? Coś to naciągane... Ah... ten Marco. Z przyjemnością wyobraziłam sobie jak wyglądał w tym ręczniku. Sooo hooooot! xoxoxo!!! Cieszyłam się jak dziecko z tego spotkania. Serce mi zadrżał przy:
    "-Idziesz do niej?
    - To moje życie. Cześć."
    Tooo po prostu takie bardzo.... bardzo.. bardzo... tak po prostu bardzo to kocham. Kocham to jak Marco kocha Ingę. Carooo! Ta dziewczyna jest po prostu bezczelna! Nienawidzę jej. I serio mam ochotę użyć tutaj wielu ocenzurowanych słów. A co mi tam... SZMATA GŁUPIA!... Wybacz... musiałam.. Po prostu krew mnie zalewa jak czytam i widzę oczyma wyobraźni jak to "coś" krzywdzi Marco. Jest jaki jest, popełnił błąd, ale... ALE... Caro powinna za to surowo zapłacić. I to dziecko albo urodzi się czarne, albo go w ogóle nie ma. I najważniejsze... Tak, masz przechlapane, bardzo przechlapane. Boże i jak ja mam wytrzymać do następnego tygodnia? No jak? Oby to nie było nic poważnego. Ona na to nie zasłużyła. Po prostu nie i koniec...

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie! Co zdążę nadrobić zaległości to zostawiasz mnie z takim zakończeniem na cały tydzień. Jak ja mam teraz funkcjonować? Na lekcjach zamiast o logarytmach będę myśleć o tym co się stało z Ingą 🙈 najbardziej żałuję, że oni się w tej szatni nie pogodzili. A swoją drogą Götze i jego plany ^^ i zdecydowanie najgorsza postać- Caro. Ciekawa jestem co wyniknie z jej rozmowy z Ingą. No ale nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać i snuć domysły, które później nie będą dobre nawet w 10℅. No trudno, do zobaczenia przy następnym rozdziale, mam nadzieję pozytywnym! :)) 👋

    OdpowiedzUsuń
  6. Znów się powtórzę, ale co mi tam: co. Ty. mi. robisz. z. mózgiem! :D Dałam się nabrać na tą akcję Götze z kluczem i dopiero, kiedy przeczytałam, że jego rodzice mieszkają w Bawarii, to ogarnęłam, że coś ściemnia... Ale tak samo, jak Inga, nie pogardziłabym Reusem w tym ręczniku (btw, dziękuję za zdjęcie xd) :D I kiedy czytałam tą ich rozmowę w szatni, czułam dokładnie to samo, co zapewne czuli oni. I nawet myślałam, że jednak się dogadają, ale zachowanie Ingi mówiło samo za siebie... A później to już się na nią wkurzyłam - za Tobiasa :D I nie wiem, dlaczego, ale mam jakieś takie wrażenie, że ten chłopak przysporzy jej kłopotów...
    Na Carolin brak mi słów. Marco ma naprawdę dobre serce, pozwalając jej na tyle i w dodatku starając się to znosić, tym bardziej, że ona prawdopodobnie kłamie mu w żywe oczy. Bo jak inaczej wytłumaczyć jej spotkanie z Ingą w klubie?? Mam nadzieję, że Reus jak najszybciej się o tym dowie...
    No i końcówka... MISTRZ NAPIĘCIA W FORMIE i nigdy więcej nie mów, że nie :D Mimo, że po części wiem, co zrobi Marco, jeszcze jedna kwestia pozostaje wątpliwa - transfer, który wymyślił sobie w poprzednim rozdziale. Po cichu liczę na to, że w tej sytuacji z niego zrezygnuje... W zasadzie ten wypadek może znów wiele zmienić między bohaterami... I tak będzie, prawda? PRAWDA??? :D
    Nie pozostaje mi nic innego, niż czekać... Ale wolę czekać tydzień, niż mieć rozdział wcześniej i na następny czekać półtora tygodnia :D (no wiesz, o co chodzi ;p). Więc buziaki i do usłyszenia za tydzień (na blogu oczywiście :p) ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem spóźniona, za co przepraszam :(((
    Znajdę cię! I obiecuje, że nie będzie fajnie! XDD
    Przepiękne ❤❤❤❤❤
    Musi być wszystko dobrze :(((
    Błagam :(((
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej :) jestem w końcu
    Przepraszam za to że komentarz będzie krótki ale piszę pod wpływem stresu,jutro rozszerzenie :/
    Rozdział wspaniały,naprawdę ❤
    Mimo że mam Cię ochotę zabić za tą końcówkę ;___;
    No cóż...czekam na nn ❤
    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Obiecałam i jestem!!! <3
    Ahh ten Mario... Co on jeszcze wykombinuje? :D W sumie ma dobre pomysły. Reus mnie zaczyna denerwować -.- Mi się wydaje, że ta dziecko nie jest jego i koniec! To nie może być jego dziecko nooo... No jak się okaże, że to jego to proszę na miary i ja się z nim rozprawię już osobiście! :P
    No mam nadzieje, że nie będę długo musiała czekać na powrót Marco i Ingi (związek, zaręczyny, śluubb... Ale wybiegam w przyszłość :) ).
    Boski rozdział! *-* Więcej takich rozdziałów no po prostu on jest boski :*
    Weny kochana!!! Buziaczki i do następnego :* <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem i ja! Wcale nie miałam się wziąć za ten komentarz już w poniedziałekXD
    Na początku jest narzekanie na zajęcia w języku niemieckim, to bardzo przyjemny język, więc nie wiem o co jej chodziXD
    Boże, Mario to mój mistrz w tym opowiadaniu, zdecydowanie jest najlepszą postacią. Jest najlepszą kluską świata. Ale no, zamknąć dwóch dorosłych ludzi razem w szatni, tylko Goetze mógł coś takiego zrobić. Chociaż nie ukrywam, że wolałabym, żeby został tam do rana, mógł gdzieś siedzieć niedaleko, żeby nie uciekli tak jak udało im się to zrobić. A jestem prawie pewna, że coś by się między nimi zmieniło gdyby zostali sami tak długo :D
    Przewinęłam sobie do góry i zobaczyłam "Głupia szmata", ale umknął mi ten komentarzXD W sumie, myślę, że chodzi o Caro. NIENAWIDZĘ JEJ Z CAŁEGO SERCA. BARDZIEJ NIŻ HISTORII. Zachowuje się jak typowa panienka do towarzystwa, tylko nie pobiera opłat. Chociaż kto ją tam wie.. Iść do klubu i ocierać się o faceta, prężyć i wić?XD Byłam kilka razy w klubie i ok były takie przypadki, potem widziałam te laski leżące zarzygane pod klubem ew w toalecie. Przykry widok i mam nadzieję, że Caro tak skończy. (Jestem okropna, wiem.) Mam nadzieję, że przez to, że zauważyła (Inga) Caro z drinkiem w ręku i z tym facetem to odpuści Marco i zrozumie, że Reus ją kocha, jest jej przeznaczony i będzie wielka miłość! Oj liczę na to.
    Wgl, kocham jak laski imprezują, romantyczny film, trochę alkoholu i muzyczka, szczęśliwa Inga! To mi się podoba, i nawet zaczynam ją trochę mocniej lubić. To źle bo zaczynam się przywiązywać do postaci, a jak tak się dzieje no to potem mi pęka serduszko jak coś jej jest dlatego tak bardzo boli mnie to, że Marco cierpi. :(

    A końcówka.
    Umrzesz :)
    JAK MOGŁAŚ COŚ ZROBIĆ INDZE, NO JAK? Ok to urocze, że uratowała Nico, pomogła mu i że mały przeżył, no ale. Co jeśli Inga straci pamięć? Nie będzie mogła chodzić? Będą musieli jej amputować kończyny, skończy w kostnicy? JEZU
    Chce nowy rozdział.
    Zdecydowanie.

    Życzę dużo weny :*
    Pozdrawiam cieplutko♥♥

    OdpowiedzUsuń