Wieczorem położyłem się po ciężkim dniu. Prawie codziennie
starałem się być na siłowni i ćwiczyć tak, żeby stanąć na nogi i dostać się do
pierwszego składu. Carolin zamknęła się już jakiś czas temu w swoim pokoju. Od
sytuacji z smsami próbowała jeszcze w jakiś sposób się do mnie zbliżyć jednak
cały czas konsekwentnie odsuwałem się od niej.
Mimo zmęczenia po całym dniu nie mogłem nawet zmrużyć oka.
Coś wewnątrz mnie mi nie pozwalało usnąć. Usiadłem na łóżku z chęcią
przejrzenia wszystkich zdjęć z Ingą, jednak kiedy tylko odblokowałem ekran
przyszło połączenie od Melanie. O tej porze?
-Halo?
-Marco… Boże, całe szczęście, że odebrałeś. –moja siostra
krztusiła się od płaczu. Od razu cały się napiąłem. Coś z dzieckiem?
–Nico…Inga. To przeze mnie. Ja nie chciałam.
-Melanie, proszę cię, spróbuj się uspokoić. Powiedz mi co
się stało.
-Wypadek. Tam była Inga. Gdyby nie ona mój synek by tego nie
przeżył… Ona… Ochroniła go swoim ciałem. Jesteś?
-Czy ona żyje?-zapytałem nie wypuszczając powietrza. Czułem
zbierające się łzy pod powiekami. Nie Inga. Tylko nie moja Inga.
-Reanimowali ją w karetce. Nie wiem, Marco. Jadę do
szpitala. Przyjdź, proszę, przyjedź.
-Kierujesz?
-Nie, jadę z Katheriną. Byłam u niej.
-Spróbuj się uspokoić, Melanie. Musisz też dbać o małą, a
wiesz jak stres źle wpływa. Będę jak najszybciej się da.
-Do zobaczenia.
Zerwałem się z łóżka i szybko ubrałem się w pierwsze co
miałem pod ręką. Zbiegłem po schodach zabierając kluczyki do samochodu i
wybiegłem z mieszkania z hukiem drzwi. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem
najszybciej jak się dało. Ulice o tej porze były już puste. Wcisnąłem pełen gaz
by jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
Inga nie mogła umrzeć. Nie dałbym sobie bez niej rady.
Zaparkowałem samochód tuż przed wejściem szpitala. Wbiegłem
na recepcję. Starsza kobieta skierowała mnie na oddział intensywnej terapii.
Tam miałem znaleźć lekarza, który prawdopodobnie zajmował się Ingą. Żyła.
Na korytarzu znalazłem jednego mężczyznę wychodząc z czyjejś
sali.
-Przepraszam, przywieziono tu moją…narzeczoną z wypadku.
Inga Klopp.
-Tak, proszę, zapraszam do pokoju lekarskiego.
Wszedłem za nim do pokoju lekarskiego i zająłem miejsce przy
biurku. Lekarz usiadł po drugiej stronie.
-Doktor Albert Krause. –przedstawił się oficjalnie podając
mi rękę. Odpowiedziałem mu tym samym przestawiając się.
-A więc, panie Reus. Nie ukrywam, że pańska narzeczona nie
jest w dobrym stanie. Nie znam szczegółów wypadku, podobno uratowała małego
chłopca.
-Mojego siostrzeńca. Siostra jest przy nim.
-Rozumiem. Operacja nie jest konieczna. Pani Klopp ma
połamane żebra, złamaną rękę, skręconą kostkę. Z mniej poważnych zbite biodro i
niestety wstrząśnienie mózgu. Opanowaliśmy najgorsze. Nie doszło do uszkodzeń
narządów wewnętrznych.
-Mógłbym wejść do jej sali? Jak ona się czuje?
-Jest w śpiączce. Nie wiadomo czy się wybudzi.
Schowałem twarz w dłoniach. Nigdy się nie wybudzi? To
niemożliwe. Boże, moje życie bez niej nie będzie miało sensu.
-Mogę do niej wejść? Błagam.
-Nie powinienem ale… W porządku. Pięć minut.
/Inga/
Siedziałam tulona przez babcię na jakimś puszystym obłoku.
Nie mogłam jej zobaczyć, nie mogłam sama jej dotknąć, złapać. Nie mogłam się
ruszyć. Nie czułam nic poza jej dłonią, która mnie uspokajająco gładziła po
głowie. Tak bardzo chciałam ją zobaczyć, powiedzieć, że ją kocham, że tęsknię.
Nie przejmowałam się myślą, co mogę w ogóle robić w tym miejscu. Jej ciepło i
bliskość dawały mi wyjątkowego spokoju i poczucia bezpieczeństwa.
-Myszko… Nie powinnaś tu być. Wiem, że chciałabyś zostać,
porozmawiać. Nie czas. Jestem zawsze przy tobie. Nie bój się. Powinnaś
posłuchać czegoś innego.-szeptała mi do ucha. Kiedy skończyła mówić położyła
dłoń na mojej brodzie, a jej usta musnęły mój policzek.
W jednej chwili poczułam jak spadam. Czułam ciężar. Nadal
nic nie widziałam, mój słuch był słabszy, wszystko było cichsze, jakby zza ściany. Leżałam na czymś twardym.
Chciałam się ruszyć, otworzyć oczy. Nie mogłam. Moje ciało zupełnie odmówiło
posłuszeństwa.
Poczułam, jak ktoś ściska moją dłoń a po chwili kładzie na
niej swój szorstki policzek.
-Nie dotrzymałem obietnicy. Pamiętasz co ci obiecałem dwa
dni temu? Że się nie poddam. Zawaliłem. Już dawno. Poddałem się pozwalając ci
wtedy odejść. Złamałem obietnicę tuż po jej złożeniu. Kazałaś mi walczyć. Będę
walczył. Będę walczył o nas, o ciebie. O nasze szczęście. Tylko pozwól mi…
Pozwól mi na to i mnie nie zostawiaj.
Marco. Poczułam na mojej dłoni ciepłe krople. Płakał. Marco zaczął płakać jak małe dziecko. Ten Marco, który za każdym razem dawał mi oparcie, mimo wszystko co się wydarzyło, co przeżyliśmy stał mężnie, chronił mnie swoją piersią… Teraz? Teraz był słaby. Kruchy.
-Nie możesz odejść, nie możesz mnie zostawić, słyszysz? Bez
ciebie jestem nikim. Jeśli odejdziesz… ja też. Daj mi znać, że mam walczyć.
Proszę, daj mi nadzieję, że mnie słyszysz, że będziesz walczyć. Daj mi
nadzieję, że znaczę dla ciebie coś więcej niż jakiś leżący żebrak na ulicy.
Jeśli masz się nade mną litować jak nad nim, to tak zrób. Nawet jednym, krótkim
spojrzeniem. Nawet jeśli jestem dla ciebie nikim… Ty zawsze będziesz dla mnie
wszystkim. Moim wszystkim. Błagam, Inga.
Płacz byłby moim zbawieniem ale nie mogłam. Nie mogłam nic
zrobić. Musiałam coś zrobić, musiałam mu jakimś sposobem udowodnić, że nie może
się poddawać. On mnie kocha. On mnie nadal kocha. I nawet jeśli był ten
pieprzony zakład on musiał mnie nadal kochać. Czy tak bardzo jak ja jego?
Musiałam coś zrobić. Starałam się przelać wszystkie moje siły, całą moją
miłość, uczucie, które we mnie tkwiło głęboko schowane. On nie mógł się poddać.
On był moim Wszystkim.
W ostatnim momencie, kiedy wysuwał swoją dłoń z mojej nie
wiem jakim cudem ścisnęłam go za jeden palec. Poczuł? Chyba tak. Zamarł w
bezruchu. Nie miałam już więcej sił i rozluźniłam uścisk.
Marco zabrał swoją
rękę. Nie wiedziałam co się dzieje, lecz wciąż czułam tu jego obecność. Kilka
chwil później poczułam jego delikatne, napuchnięte od płaczu usta na swoich.
Ten pocałunek był chyba tym najbardziej delikatnym jaki dane mi było przeżyć.
Chciałam oddać ten pocałunek, przytulić go i pocieszyć. Mój Marco. Mój.
-Dziękuję.-wychrypiał mi do ucha i złożył ostatni pocałunek
na moim czole. W oddali usłyszałam jakiś głos.
-W porządku, już wychodzę. –odpowiedział zapewne lekarzowi.
–Czy to możliwe, że ścisnęła mój palec?
-W medycynie zdarza się wiele różnych przypadków. Jeśli tak
się stało, to bardzo możliwe. Człowiek w śpiączce leży nieruchomo, czasem nerw
gdzieś przeskoczy, mógłbym jeszcze wymieniać wiele przypadków.
-A ona? Ona sama by potrafiła…
-Nie zaprzeczę. Rozumie pan. Jest wiele indywidualnych
przypadków. Teraz musimy już wyjść, dać jej się spokojnie regenerować,
odpoczywać.
-Dobrze.
Znów poczułam dotyk na mojej dłoni i składany na niej
pocałunek. Wciągnęłam głęboko powietrze czując, że się nade mną nachyla. Jego
cudowny zapach, który tak kochałam.
-Przyjdę jak tylko będę mógł. Nie poddawaj się, kochanie.
Nigdy.
Odszedł, a mnie znów ogarnęła czarna nicość.
/Marco/
Kiedy tylko opuściłem salę Ingi na korytarzu zobaczyłem
stojącego, przybitego trenera. Spojrzał na mnie i od razu bez słowa podszedł i
objął po ojcowsku.
-Da sobie radę. –szepnął nie wypuszczając mnie z uścisku. W
jego głosie każdy mógłby usłyszeć ogromny ból.
-Jest silna.-powiedziałem łamiącym głosem. Próbowałem na
marne powstrzymać łzy.
-Marco, nie załamuj się…
-Lekarz..
-Też z nim rozmawiałem. Nie powiedział, że się nie wybudzi
tylko, że może się nie wybudzić. To znacząca różnica, nie uważasz, panie narzeczony?-zaśmiał
się ponuro poklepując mnie po plecach.
-Musiałem wiedzieć, gdybym nie mógł się dowiedzieć co z nią
jest…
-Spokojnie, rozumiem. Co z Nico?
-Nie wiem, chcę iść teraz do niego. Jest pewnie na oddziale
dziecięcym.
-W porządku. Jak się obudzi to do ciebie zadzwonię.
-Nie, wrócę tu za chwilę. Nie będę wracać do mieszkania.
-Idź, odpocznij, wróć jutro. Ja i tak zostanę na noc.
-Nie wiem, zobaczę.
-Zaraz będzie, że to polecenie służbowe. Idź już do Nico.
-Dzięki. Trzymaj się.
-Ty też.
Poszedłem na oddział dziecięcy. Od razu na korytarzu
zobaczyłem mamę i Gregora, męża Meli.
Kiedy tylko mama mnie zauważyła podbiegła i przytuliła do siebie.
-Marco, kochany, jak się czuje Ingusia? Co z nią?
-Źle, mamo. Wierzę, że będzie lepiej ale tak bardzo się
boję.
-Będzie dobrze, wszystko się ułoży. To co zrobiła dla nas,
dla Nico.
-Było bezmyślne i nieodpowiedzialne. –usłyszałem zza pleców
głos taty. –Ale uratowała mojego wnuka i będę jej za to wdzięczny do końca
życia.
Spojrzałem na niego. Musiał przyjść za mną.
-Rozmawiałem właśnie z jej lekarzem prowadzącym. Jak się
okazało mój stary, dobry znajomy ze studiów. Świetny specjalista, więc mamy
pewność, że jest w dobrych rękach. Przy okazji poprosiłem go o dyskrecję, wiesz
jak to bywa.
-Dzięki, tato.
-No i miałem ciekawą rozmowę z jej tatą…
-Marco!-z sali wyszła Melanie z zapłakanymi oczami.
Przytuliła mnie i ucałowała w oba policzki. –Jak z Ingą? Boże, gdyby nie ona…
Nie chcę nawet więcej o tym myśleć. Nico ma tylko zwichniętą rączkę. Zostanie
na obserwacji trzy dni, żaby być pewnym, że wszystko jest w porządku. Na dobrą
sprawę tylko tą rączką upadł, Inga go osłoniła całym ciałem. Przytuliła go do
siebie tak, ten samochód uderzył w nią, w Nico wcale. Jest przytomna? Tak
bardzo chciałabym jej podziękować za to wszystko.
-Jest w śpiączce. Jak do tego doszło?
-Wychodziłam od Katheriny. Zapięłam Nico w foteliku a potem
okazało się, że nie zabrałam jego zabawek z domu, więc się wróciłam. Kiedy
wychodziłam… To był moment. Nico wysiadał z samochodu, jakiś samochód jechał z
nad przeciwka. Nagle z krzykiem na ulicę wybiegła Inga i zakryła Nico
jednocześnie sama się nastawiając do samochodu. Przeleciała jeszcze powietrzu kawałek. Tak bardzo się bałam.
-Jest już dobrze, kochanie. –objął ją Gregor i pocałował w
czoło.
-Mogę na chwilę do niego wejść?
-On już zasypia ale wejdź.
-Nie obudzę go, spokojnie.
Wszedłem do kolorowej sali z ponaklejanymi bohaterami
Kubusia Puchatka. Na łóżeczku leżał okryty kołdrą Nico. Usiadłem na krześle
koło jego łóżka i pocałowałem go w głowę. Całe szczęście, że chociaż z nim
wszystko w porządku. Nie zniósł bym, gdyby jeszcze Nico był w złym stanie.
-Wujek Marco?-usłyszałem cichy głos chłopca. Dzięki niemu
wreszcie się uśmiechnąłem. Mocno przytuliłem siostrzeńca do siebie.
-Jak się czujesz, smyku?
-Dobrze, tylko ręka mnie boli. Ciocia Inga mnie uratowała.
Nie chciałem martwić mamy bo bardzo płakała, ale martwię się o ciocię.
-Z ciocią będzie coraz lepiej.
-A mogę do niej pójść?
-Niestety nie. Musisz odpoczywać. Ciocia cię bardzo kocha.
Ja też. Jesteś bardzo dzielny.
-Jak wyzdrowieję to narysuję dla cioci rysunek. Narysujesz
ze mną?
-Pewnie. A może teraz pójdziesz spać? Powinieneś odpoczywać.
-A zostaniesz póki nie zasnę.
-Oczywiście. –uśmiechnąłem się i położyłem tuż koło chłopca.
Nie zauważyłem nawet momentu, w którym i mnie zmorzył sen.
Po niedługim czasie zostałem zbudzony przez pielęgniarkę,
która kazała mi opuścić pomieszczenie ze względu na porę odwiedzin. Wstałem z
łóżka żeby nie obudzić małego.
Na korytarzu siedział jeszcze Gregor. Posłał mi słaby
uśmiech, widać było, że jest zmęczony.
-Chcesz jakąś kawę czy coś?
-Nie, dzięki. Mela poszła do Ingi, powiedziała, że wróci dla
mnie z kawą. Potem i tak ją odeślę do domu. Jak coś to zaszantażuję mamą. Nie
masz co się martwić.
-Dzięki. Ja chyba też pójdę się zdrzemnąć do domu. Wrócę
rano. I tak przy Indze siedzi tata.
-Też bym tak zrobił. Trzymaj się stary.
-Dzięki, ty też. Do zobaczenia.
/Inga/
To zaczynało się robić nudne. Mój stan zmieniał się co
chwila. Raz słyszałam wszystko co dzieje się dookoła, potem znowu tak jakby
zasypiałam. Chyba moja niemoc była najgorsza.
-Hej Inga. Tata mówił, że w śpiączce powinnaś słyszeć.
Chciałabym ci podziękować za uratowanie mojego synka. Będę ci dozgonną
dłużniczką. Nie umiem opisać jak bardzo ci dziękuję. Przez przeszłość Marco nie
byłam zbyt przekonana co do waszego związku. Nawet przez wzgląd na ciebie,
żeby… Nie ważne. Zmieniłaś mojego brata na lepsze. Jest innym, lepszym
człowiekiem. Wszyscy widzą, że odżył przy tobie. Mam nadzieję, że ta sytuacja
szybko się rozwiąże i… I mam nadzieję, że kiedyś zostaniesz panią Reus. Nie
widzę nikogo innego na tym miejscu. Wybacz mu. Postaraj się mu wybaczyć. Nawet,
jeśli dowiesz się kiedyś wszystkiego, to proszę, kieruj się swoim sercem i mu
wybacz. Wracaj do nas, Inga. Nico chciałby cię odwiedzić. Dobrej nocy.
/Marco/
O piątej nad ranem udało mi się zasnąć. Kiedy przyszedłem do
mieszkania zacząłem przeglądać nasze wspólne zdjęcia. W jednym momencie
przeszło mi przez głowę sięgnąć po alkohol, z drugiej strony…Obiecałem.
Jeśli Inga się tylko obudzi, bez względu na to, czy słyszała
to wszystko co mówiłem czy nie, zrobię wszystko, żebyśmy jeszcze byli razem.
Wiem dobrze, że będę musiał zrobić wiele, by znowu mi zaufała, żeby wybaczyła i
znów pokochała lecz nie boję się. Muszę walczyć o moje wszystko. Wszystko co
mam.
Następnego dnia obudziłem się po czternastej. Od razu
zacząłem się ubierać. Miałem być u Ingi od rana. Zbiegłem na dół wziąć z kuchni
coś do jedzenia, a kiedy zbliżałem się już do drzwi wejściowych usłyszałem
dzwonek do drzwi. Kogo tu niesie? Otworzyłem drzwi nawet nie patrząc przez
wizjer.
W progu stanęli Ania i Robert Lewandowscy.
-Hej, Marco. –przywitała się brunetka. Przytuliła mnie na
powitanie i weszła do środka. Za nią
wszedł niepewnie lekko rozkojarzony Lewy rzucając pod nosem ciche „cześć”.
-Coś się stało? Nie wiem czy wiecie ale Inga…
-Jest w szpitalu. Właśnie od niej wracamy. Jak będziesz jechał
to musisz wiedzieć, że wejście oblegają paparazzi. Stan stabilny, nic się nie
zmieniło.
-W porządku. A co was tu sprowadza? Nie, że was wyganiam,
ale obiecałem, że będę rano u Ingi…
-Dasz nam dziesięć minut?
-Jasne, wchodźcie. Coś do picia?
-Nie, dzięki.
-Marco, ktoś przyszedł?-zawołała schodząc po schodach
Carolin.
-Przyszedł, przyszedł. Witaj kochaniutka!-uśmiechnęła się do
niej szeroko Lewandowska. O co tu mogło chodzić? Spojrzałem pytająco na Lewego,
jednak i on stał zdziwiony nie rozumiejąc sytuacji.
-Zapraszałeś tu ich? Nie pytałeś mnie o zgodę.
-To my przyszliśmy bez zapowiedzi, przepraszamy, nasz błąd.
Chodź z nami usiądziesz. Masz chwilę czasu?
-Nie no… Jasne. Pewnie.-odpowiedziała lekko zdziwiona i
rozsiadła się wygodnie na kanapie. Ania rozgościła się i zamknęła drzwi od
środka. Ja z Lewym zajęliśmy miejsce na kanapie obok, Ania na fotelu,
naprzeciwko Caro.
-W sumie to nie zdążyłam z tobą zamienić słowa na ostatniej
imprezie. Chyba obie tak się dobrze bawiłyśmy, że nie zwracałyśmy uwagi na boży
świat.
-Słucham? –Caro w ciąży na imprezie. To jakiś żart?
-Musiało ci się przewidzieć. Wiesz dobrze, że w moim stanie
nie mogę przebywać na takich imprezach. Zaduch i ta atmosfera. Jeszcze jak mam
tańczyć skoro mnie tak plecy bolą?
-W drugim miesiącu? Może powinnaś się z Marco przejść do
lekarza. Przecież gdyby było coś nie tak to by się tobą zaopiekował. Nie chcę
być niemiła, ale wiesz, ostatnio miałam wykłady jak robiłam certyfikat. Marco z
pewnością nie chce, żeby coś się stało jego dziecku. Prawda, Marco?
Nie umiałem odnaleźć się w sytuacji. Od Ani kipiało
sarkazmem. Nie miałem kompletnego pojęcia do czego zmierza. Co z tym klubem? I
kiedy.
-Marco, no musiało mi się coś pomylić, spokojnie. Przecież
Caroline ma rację. W ogóle, Caro! –powiedziała szeroko się uśmiechając i
usiadła koło blondynki. –Mam nowe nagranie mojej przyjaciółki! Musisz
koniecznie posłuchać. Marco też.
-Ta polska piosenkarka co kiedyś była na bankiecie na Euro?
-Zobaczysz… Gdzie ja to.. Mam! Słuchajcie uważnie, bo to
jest hit. –uśmiechnęła się, odtworzyła coś na telefonie i położyła swojego
iPhone’a na środku stołu.
-Nie musisz przede mną
udawać, Caroline. I ja wiem i ty wiesz, że nie ma żadnego dziecka.
-Jestem w ciąży! Nie
wiem o co ci chodzi!
-Pijesz alkohol,
tańczysz z facetami jakbyś chciała ich zaciągnąć zaraz do łózka, nie wiem, może
chcesz. Tak nie zachowują się kobiety w ciąży. Nie jestem już z Marco więc co
masz do stracenia, żeby powiedzieć mi durną prawdę.
-Dobra, nie ma żadnej
ciąży, jasne? To tylko przykrywka aby zbliżyć się do Marco. To co było między
nami kiedyś, to nie zniknęło, rozumiesz? Marco bronił się, mówił, że między
nami nic nie ma. Nawet wtedy się nie przespaliśmy. Był tak pijany, że ledwo
doniosłam go do łóżka i rozebrałam.
Wstałem z kanapy i przewróciłem z gniewem stolik.
-Ty podła suko. Jak mogłaś! Jesteś zwykłą dziwką!
-Marco, to nie ma sensu.-złapał mnie za ramię Lewy i
pociągnął z powrotem na kanapę. Wziął telefon Ani spośród szczątków rozbitego,
szklanego stolika i położył sobie na nodze. Wziąłem kilka głębszych oddechów i
zacisnąłem pięści z wściekłości.
-Marco i ja jesteśmy
razem. I jesteśmy szczęśliwi.
-Kochasz go?
-Oczywiście. A on
kocha mnie. Nie raz mi to mówił. Nie życzę sobie, żebyś wchodziła z butami w
nasze życie. On już o tobie zapomniał. Byłaś tylko zwykłą przygodą. Stara
miłość nie rdzewieje. Nigdy.
-Pod jednym warunkiem,
Caroline.
Boże, ona prawie płakała. Spojrzałem z mordem w oczach na
Caro, która próbowała się wyrwać z silnego uścisku Ani. Nie daruję.
-Powiesz Marco, że nie
jesteś w żadnej ciąży. Jeśli ci wybaczy-masz mnie z głowy. Nie zbliżę się do
niego, nie będziemy rozmawiać więcej, niż to będzie konieczne.
-Wersja dla Marco
będzie taka, że poronię. Będę w rozpaczy, on mnie pocieszy. To jeszcze bardziej nas zbliży…
-Dość, kurwa, dość tego. Wynoś się. Masz dziesięć
pieprzonych minut, żeby zabrać stąd wszystkie swoje rzeczy. Mam w dupie czy
masz czy nie masz mieszkania. Dla mnie jesteś zwykłą dziwką. Wypierdalaj z
mojego życia, na zawsze, słyszysz?!
Odwróciłem się za siebie i z całej siły uderzyłem pięścią w
ścianę. Nawet nie zwróciłem uwagi na krew ściekającą po mojej dłoni.
-Co tu jeszcze robisz? No rusz się!
-Ale Marco…
-Wynoś się. Nie będę powtarzał.
Wyszedłem z salonu i wszedłem prosto na balkon. Wychyliłem
się za barierkę i zacząłem brać głębokie wdechy chłodnego, jesiennego
powietrza.
Znowu zniszczyła moje życie.
Tym razem ja nie popełnię tych błędów, które popełniłem
później. Nie będę znowu tym, kim byłem. Tym razem wiem, że mam dla kogo żyć.
~~~
Dziś rozdział dość krótki-część informacji wyjaśniona!-więc pozwolę sobie się trochę tu rozpisać.
Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę (bo ja jeszcze nie) ale właśnie w zeszłą środę (11.05) minął dokładnie ROK BLOGA.
Sama nie wiem kiedy to zleciało, pamiętam jakbym to wczoraj z drżącą ręką klikała "opublikuj" przy prologu, cały strach, panikę i chęć rzucenia tego wszystkiego (..i wyjechania w Bieszczady:) )
Dziękuję Wam, że jesteście już ze mną caały rok, mam w Was ogromne wsparcie, największą motywację świata i ogromny uśmiech na twarzy, kiedy widzę ten komentarz więcej:) Dziękuję, że cały czas jesteście. Zarówno tym, którzy są od samego początku jak i dotarli tu niedawno!<3 Bez Was tego bloga by nie było. No i w parze z rokiem wybiło mi pełne 90.000 wyświetleń..Nie wiem na ile ta liczba jest przekombinowana, mi się cały czas nie chce w to wierzyć, że tyle osób to czyta... Jeśli tak jest to.. wow:) Nie mam słów.
Drugiego roku nie będzie, ale mam nadzieję, że zostaniecie ze mną tu do końca...To dla mnie niesamowita przygoda i frajda, że mogę dla Was pisać. Oby to trwało jak najdłużej..choć to opowiadanie już jest bliżej końca nie początku..(ale wolę o tym nie myśleć!)
Miłej słonecznej soboty!<33
Za tydzień kolejny!
Ściskam mocno!
Melduje swoją obecność ! Jestem pierwsza ? :D
OdpowiedzUsuńWiem wiem miało mnie nie być, ale co ja poradzę, że nie mogłam się oprzeć, żeby zajrzeć i przeczytać ? Zresztą nie oszukujmy się ... obie dobrze wiedziałyśmy od początku, że wejdę i przeczytam XD Przeczytam, a co za tym idzie skomentuje. Obiecałaś mi mega, super, zajebisty rozdział. Miała być bomba i wyjaśnione trochę (taki był mój warunek) i ... WSZYSTKO BYŁO ! Nawet nie wiesz jaką poczułam ulgę i jak bardzo się cieszę ! Ten rozdział jest niesamowity, pełen emocji, zwrotów akcji i jest tak idealny, że musi Ci się podobać. Ja bardzo przepraszam, ale co w tym rozdziale jest nie tak ? WSZYSTKO JEST OK ! A NAWET DUŻOOOO WIĘCEJ NIŻ ZWYKŁE OK !!! Jeśli, każdy rozdział będzie tak samo dobry albo i lepszy to ja i moje 11 blogów idziemy się schować pod ziemie.
UsuńWracając do mojej jak najbardziej OBIEKTYWNEJ opinii na temat tego co działo się w tym rozdziale ...
Wszyscy jest jak najbardziej na miejscu, wyjaśniłaś wiele i to bardzo sprawnie, nic nie naciągałaś, wyszło naturalnie. Oddałaś perfekcyjnie emocje bohaterów, a nawet Ingi, która jest w śpiączce. Sprawiłaś, że chce więcej i więcej ! Tak sobie myślę, że powinnam zostać wróżką, wróżbitką, czarodziejką (?), bo ja od początku mówiłam, że ten sex Caro i Marco jest strasznie naciągany. Pijany facet nie zawsze jest zdolny do pewnych rzeczy, a on przecież nic nie pamiętał, więc alkoholu we krwi musiał mieć dużo, oj dużo. Ale wiadomo skoro urwał mu się film to tak jakby nie miał wyjścia i musiał uwierzyć tej głupiej piździe. Na szczęście Lewandowska zawsze przyjdzie z pomocą ! Och co by było, gdyby ona nie dała tej torebki Indze ? Przecież panna Klopp nie poszłaby z tym do Marco ... Nie ważne. Ważne, że wszystko z Caroline się wyjaśniło, że zniknie z jego życia i teraz Reus będzie mógł w całości skupić się na swojej narzeczonej ... :D Swoją drogą troszkę się boję, że skoro z Caro to koniec problemów to z Ingą się zaczną ... w sensie z tą śpiączką, szpitalem i wgl ... Mam cichą (dobra, głośną) nadzieje, że szybko się wybudzi, porozmawia sobie z blondynem, wyjaśnią sobie wszystko dadzą sobie buzi i znowu będzie happy end ! Świetnie to wymyśliłam, co ? :D Dobrze, że Nico się nic nie stało ... jednak masz jakieś serducho :P
Czekam na następny z ogromną niecierpliwością ! Buziaki
Ps. Jestem na Ciebie zła, ale to nie będę Ci tutaj mówiła o co chodzi.
Ps2. Odblokowałam dla Ciebie wiesz co, więc zajrzyj i obejrzyj wiesz co, nie na laptopie, ale wiesz gdzie.
Och zapomniałam ! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN BLOGA ! STO LAT ! STO LAT ! STO LAT ! albo chociaż DWA LATA ! DWA LATA ! DWA LATA ! <33
UsuńSobota może być miła, ale nie jest słoneczna, od rana pada deszcz, nastrojowo pasuje do tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńSerio, ten rozdział jest wyjątkowo smutny, do tej pory mam przed oczami smutnego Kloppa, Marco, Nico, Melanie i Gregora. Nie wyobrażam sobie wypadku Ingi, do tej pory jestem przez to zła, ale teraz złość zamienia się w smutek, niestety. Szpital nie jest niczym przyjemnym, codzienne przebywanie w nim i martwienie się o ważne dla naszego serca osoby również. Marco jest w beznadziejnej sytuacji, kocha Ingę, tyle czasu żyją osobno, a on.. A on ją traci. Tylko tak jakby bo leży w śpiączce, ale patrząc na taką osobę ma się wrażenie, że nie żyje. I tego najbardziej współczuję Marco, tej niepewności czy Inga się obudzi czy nie.
Zachowała się bardzo odważnie ratując Nico swoim ciałem, jednak mega bezmyślnie. Teoretycznie wybrała między swoim i Nico życiem. Mega postawa!
Ogólnie to zabili mnie Lewandowscy w tym rozdziale. Ania uratowała sytuację! Teraz to już tylko kwestia czasu kiedy Marco i Inga będą razem. (Mam nadzieję, bez żadnych sztuczek bo inaczej porozmawiamy B|)
Ogólnie tylko Robert taki nijaki, bezpłciowy jak nieprzyprawiony rosół XD
Mam nadzieję, że Inga szybko dojdzie do siebie, wróci do Marco i usłyszymy weselne dzwony!
I gratuluję, że dobrnęłaś do roku, gratuluję wytrwałości, motywacji, wyświetleń. Kolejnego roku i kolejnych 90000! ♥
Powodzenia! :*
Pozdrawiam cieplutko♥
Sto lat, sto lat, kocham Cię, kocham to opowiadanie, kocham Marco, kocham Ingę, kocham ten rozdział. Będę do niego wracać przez cały tydzień... <3
OdpowiedzUsuńO matko! Fenomenalny rozdział. Nos Caro został w końcu utarty. I ta wizyta i monolog Ani - genialne. Mam nadzieję że z Ingą będzie już ok. Niech Marco o nią walczy. Czekam na kolejny. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMarco się będzie starał. Na pewno. Wie, że ma dla kogo żyć i nawet Carolin mu tego nie zepsuje. Zachowała się chamsko, ale to chyba nawet lepiej, że wszystko wyszło na jaw. Boję się trochę o Ingę. Zarówno o jej stan zdrowia, jak i psychikę. Mam nadzieję, że panienka Klopp się wybudzi. A i może Marco da drugą szansę?
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. :*
To już rok? :o Gratulacje Kochana :****
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny! Tyle emocji... A Caroline, szkoda gadać!
Czekam aż nasza bohaterka się wybudzi i liczę na przebaczenie dla biednego MR <3 :D
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na next :)
http://newtimenewlife99.blogspot.com/2016/05/eleven.html
Planujesz napisanie nowego opowiadania po zakończeniu tego?
OdpowiedzUsuńNigdy nie mówię nigdy:) Zobaczę co czas pokaże. Jeśli będzie kolejne opowiadanie na pewno poinformuję!;)
UsuńCuuuudo cieszę się, że Caro w końcu powiedziała prawdę ;) Pszczółka Emma xo
OdpowiedzUsuńUdusze. Poćwiartkuje. Zakopie. Posadzę drzewo. Ty głupia jędzo! Wielka pani Caroline.. Ugh -.-
OdpowiedzUsuńA tak sobie myslalam tydzień temu, czy aby z tą torebką to nie jest jakiś tajny plan pani Lewandowskiej :D
Brawo Marco! Tak trzymaj ❤
Walcz o nią ❤
Czekam na kolejny <33
Buziaki :**
Rozdział wspanialy jak zawsze, masz kochana talent. Uwielbiam Twojego bloga <3 Sorry że nie komentowałam innych rozdziałów, bo czytałam je na bieżąco, ale jakoś nie mogłam się do tego zabrać. Zamierzam się jednak poprawić :-D
OdpowiedzUsuńJeśli mogę to chciałabym zadać pytanie z innej beczki. Ostatnio po meczu Borussii Reus miał na rękach swojego siosrzeńca Nico, to było tskie słodkie <3 Wie może któraś z was ile ten mały ma lat? Strasznie mnie to jakoś ciekawi :-)
Kochana, ależ tutaj się dzieje! :D
OdpowiedzUsuńTo już rok bloga, a przez ten rok Ty nie dajesz nam się nudzić, oj nie! :D
Z okazji urodzin tej historii, chcę życzyć Ci wielu pomysłów, braku zacinek twórczych i jeszcze większej ilości czytelników, bo takie cudeńka muszą być czytane przez baaaardzoooo szerokie grono! ^^
Co do samego rozdziału.
W O W ! ♥
Nie wiem, co mam powiedzieć...
Chyba zacznę od postawy Igi. Trzeba mieć w sobie naprawdę dużo odwagi, by postąpić tak, jak postąpiła ona. Trzeba być naprawdę dobrym człowiekiem, żeby machinalnie pomóc drugiemu człowiekowi kosztem własnego zdrowa, a nawet i życia. Trzeba być po prostu kimś naprawdę wielkim, by posunąć się do czegoś takiego... Kochana, wykreowałaś naszą bohaterkę na wspaniałego człowieka i powiem szczerze, że wiele osób mogłoby wziąć z niej przykład. :)
Cóż, bardzo cieszę się, że Marco był przy niej i powiedział jej wszystko to, co leżało mu na sercu. Mam nadzieję, że dziewczyna słysząc te wszystkie słowa, uwierzyła, że nie jest piłkarzowi obojętna. No, bo co jak co, ale w takiej sytuacji nie ma miejsca na kłamstwa, prawda? :) W tak trudnych, a nawet i dramatycznych sytuacjach, ludzie doceniają to, co mogą stracić... Szkoda, że właśnie w takich sytuacjach... :X
Cóż, myślę, że Inga teraz będzie wielkim bohaterem w rodzinie Reusów. :) I nic dziwnego, swoim zachowaniem zasłużyła sobie na pomnik w ich ogródku. ;)
Co do Caro... Boże! Boże! Boże! Co ta kobieta ma w głowie? Nie rozumiem jej. Czy ona chciała zmusić Marco do miłości? Czy ona myślała, że brnąć w to kłamstwo sprawi, ze razem z Marco ponownie stworzą związek? Jestem ciekawa, czy gdyby faktycznie doszło do tego, że znów byliby razem, byłaby szczęśliwa, widząc, iż piłkarz jest nieszczęśliwy i dusi się w owym związku... Chociaż to jest Caro. Ona zdolna jest absolutnie do wszystkiego...
Teraz czekam tylko i wyłącznie na szczęśliwy ciąg dalszy! ♥
Buziaki ;*
PS. Chciałabym jeszcze bardzo przeprosić za moją nieobecność. Nie wiem czy teraz będzie to wyglądało tak, że zjawiam się co drugi rozdział, ale póki co jestem po prostu zawalona nauką. :(( Mam nadzieję, że mnie rozumiesz i nie nienawidzisz za to. :)
UsuńOczywiście poprzedni rozdział nadrobiłam. :)