sobota, 9 stycznia 2016

Czterdzieści jeden.


-Jeszcze raz. –złapałam się za głowę siedząc w gabinecie Hansa Joachima Watzke. Koło mnie na skórzanym fotelu siedział tata i patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem. Moja mina musiała być bezcenna. Pan Watzke siedział naprzeciwko mnie i ze stoickim spokojem wszystko tłumaczył. –Mam być psychologiem Borussii ale tylko na rozpoczęcie sezonu?
-Dokładnie na miesiąc.-odpowiedział z uśmiechem. –W sierpniu Jürgen ze sztabem no i piłkarzami rzecz jasna jadą na obóz przygotowawczy, po nim jest oficjalne rozpoczęcie sezonu.
-A potem małe przyjęcie z tej okazji.-dokończył tata
-Nie mieszaj już dziewczynie.-zaczął się śmiać, a po chwili odchrząknął i wrócił do tłumaczenia –Borussia na chwilę obecną nie ma psychologa. Będziemy mieć problemy z UEFA jak się wczytają w dokumentację i przyczepią do tego faktu. Miałabyś w sumie z miesiąc na przeczytanie dotychczasowych opinii psychologów o graczach, tak wiesz, powierzchownie, zrobienia krótkiego wywiadu wśród piłkarzy i sztabu i na tej podstawie wreszcie napisać przemowę na rozpoczęcie Bundesligi, którą być wygłosiła przed drużyną i przedstawicielami z innych klubów i jeszcze tam jakimiś szychami. Oczywiście nie za darmo, dostaniesz pensję z dużym „ekstra”. Wymaga to jednak trochę czasu, pracy, poświęcenia. Rozumiem, że masz teraz wakacje, czas na odpoczynek, spędzanie czasu ze znajomymi…
-Chłopakiem.-dodał tata z szatańskim uśmiechem
-No wiesz!-spojrzałam na niego z wyrzutem i pokręciłam głową
-No proszę, nie chwaliłaś się.
-Nie ma czym.-odpowiedziałam ze śmiechem
-Któż dostąpił tego zaszczytu? Znam go?
-Znasz, znasz. Nijaki Reus. Marco Reus.
-No proszę! Marco. Nie spodziewałbym się.
-Że będzie mieć dziewczynę, czy, że to akurat ja nią będę?
-Nie, że… A nie ważne z resztą. Gdzie maniery, gratulacje. Dużo szczęścia.
-Dziękuję…-powiedziałam analizując jego słowa. Coś wie. Kurcze, tylko co? –Może wróćmy do tego psychologa.
-Teraz akurat miało być miejsce na twoją wypowiedź co o tym sądzisz.
-To szalone.
-Z pewnością.-zaśmiał się i wyjął jakąś teczkę z szuflady.
-Zarząd o tym wie?
-Zarząd to ja!-zaśmiał się i wyjął z teczki jakieś dokumenty. –A na poważnie to wszyscy wiedzą i uważają to za naprawdę dobry pomysł.
-Czy ja jestem do tego odpowiednia?
-Nie mam co do tego wątpliwości.
-Jak to?
-Lewandowscy trochę o twoich osiągnięciach poopowiadali i zarząd już złożył podpisy na umowie.
-Jak…-tak, byłam w ciężkim szoku. Wzięłam umowę do ręki i spojrzałam na już uzupełnione dane. Inga Klopp. Znowu to nazwisko. Nie mogę się przyzwyczaić.
-Widzę, że jesteś zaskoczona. Weź tą umowę i na spokojnie poczytaj sobie w domu. Jest trochę tu przeciągniętych faktów, musi tak być zapisane, umowa jest sporządzona przez naszego prawnika, żeby się wszystko w dokumentach pokrywało.
Otworzyłam umowę na ostatniej, trzeciej stronie i podjęłam naprawdę spontaniczną decyzję. Wzięłam pióro z przybornika i złożyłam mój podpis w wykropkowanym miejscu koło podpisów dyrektorów, prezesów i jeszcze innych władz Borussii. Odłożyłam pióro i zamknęłam zatyczkę. Podałam umowę panu Watzke, który patrzył się na mnie z zaskoczeniem podobnie jak tata.
-To szalone.-stwierdzili cytując mnie z przed chwili
-Lubię szalone wyzwania.-zaśmiałam się  -Od kiedy zaczynam pracę?
-Masz elastyczny terminarz. Wyrobimy ci plakietkę, że jesteś pracownikiem, dostaniesz własny gabinet w Idunie.
-Gabinet… No, no… Szkoda, że na miesiąc.
-Możemy negocjować potem przedłużenie jeśli będziesz chciała.
-O nie, nie. Inga potem ma studia nie będzie pracować.
-Tato, to kwestia dyskusyjna. To praca elastyczna.
-Dyskusja została zamknięta. Idziemy na dół. Nie ładnie tak naciągać.
-Nie naciągam!
-No właśnie!-stanął w mojej obronie Watzke śmiejąc się pod nosem. –To jak z tymi studiami?
-Właśnie miałam się pytać do kiedy składać dokumenty…
-Musimy najpierw załatwić dowód osobisty.-westchnął tata wymijając mnie w przejściu.
-Pewnie pójdzie sprawnie. Dokumenty byle do rozpoczęcia roku. Pojedziemy razem do Andreasa i damy mu dokumenty i świadectwa. Też sam nie wie na który rok cię przydzielić. Bo powinnaś iść na trzeci ale może też na ostatni. Nie wie jak znasz program.
-Znam cały. Dla mnie nie będzie różnicy gdzie będę. Muszę i tak zdać egzaminy i tak.
-No to mu przekażę jaką Jürgen ma zdolniachę.-odpowiedział z uśmiechem
-Oczywiście!




***



U państwa Watzke spędziliśmy resztę wieczoru. Było naprawdę miło. Pani Kristine poczęstowała nas pysznym ciastem własnej roboty i ciepłą herbatą. Wróciliśmy koło dwudziestej pierwszej. Emma jak się okazało bawiła się z owczarkiem niemieckim pana Watzke. Kiedy wróciliśmy do domu od razu poszła położyć się do swojego posłania na tarasie. Sama poszłam do pokoju, rozłożyłam matę i zaczęłam ćwiczyć. Czas się w końcu wziąć za siebie. Czułam ostatnio, że moja forma siada. Jak na tej nieszczęsnej wspinaczce z Marco na Borneo.
Nim zauważyłam na dworze się ściemniało. Miałam w planach zadzwonić jeszcze do Marco, ale może już spał? Wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę i stwierdziłam, że pójdę spać, a do Marco zadzwonię rano. Zapukałam jeszcze do sypialni taty.

-Proszę!-usłyszałam jego serdeczny głos
-Hej, chciałam powiedzieć dobranoc.-powiedziałam wchodząc do pokoju i zastałam dość niecodzienny widok-tata czytający książkę. To dość niecodzienny widok. Piłkarz z lekturą… A może?
-Dobranoc, dobranoc. Idź odpocznij, to był ciężki dzień.
-Oj był…
-A właśnie, masz jakieś plany na jutro?-zapytał odkładając książkę na bok
-Chciałam się spotkać na pewno z Marco. A tak to raczej nie.
-A możemy się tak umówić, że rano pojedziemy do urzędu zrobić te całe testy genetyczne żeby wyrobić ci dowód i starać się o obywatelstwo?
-Obywatelstwo też?
-No a nie? Dłużej na nie poczekamy ale już za jednym razem się papierzyska złoży. To jak?
-Mi odpowiada.
-No to super. Dobranoc?
-Dobranoc.-odpowiedziałam z uśmiechem –A widziałeś może Kloppsika?
-Zbyt długo przeciągasz „P” moja panno.-pogroził mi palcem śmiejąc się. –Nie, nie widziałem sierściucha.
-Skąd ta wojna między wami?
-Ja chciałem psa to mam Emmę. Ulla chciała kota to ma… Kloppsika. On wie, że ma panią i był zazdrosny kiedy Ulla poświęcała więcej uwagi mi a nie jemu. Zaczęło się syczenie i warczenie.
-Ciekawe czemu na mnie nie syczy.
-A kto tam te koty wie. Ty je lubisz to przynajmniej sobie pogłaszczesz.
-A no właśnie. Dobranoc po raz ęty.
-Dobranoc po raz ęty-pierwszy.


Wróciłam do swojego pokoju i zastałam tam…no właśnie. Leżącego na mojej poduszce Kloppsika machającego ogonem to w jedną to w drugą stronę. No proszę. Tu cię mam.



***


Rano załatwiliśmy sprawę z urzędem. Pani, która pobierała od nas próbki śliny była dość zdziwiona widokiem samego Jürgena Kloppa. Stres zdradzały trzęsące się dłonie. Oczywiście urzędnik zapewnił nas o dyskrecji i jak największej anonimowości. Cóż, zostało nam tylko wierzyć na słowo. Marco napisał rano do mnie sms’a o treści: „Porywam Cię dzisiaj na randkę. Nie przyjmuję odmowy. ”

Czekałam w swoim pokoju jak na szpilkach na jakąkolwiek wiadomość od Marco. Co pięć minut sprawdzałam czy nie mam jakiejś wiadomości. Nie wiedziałam nawet jak mam się ubrać. Elegancko? Na sportowo? A może normalnie? Stanęłam przed szafą i patrzyłam na to, co mogłabym potencjalnie założyć, gdy nagle poczułam czyjeś ręce na moich biodrach, a do moich nozdrzy dotarł tak dobrze znany mi zapach. Ręce po chwili przeniosły się z bioder na moją talię oplatając ją. Na ramieniu poczułam wbijający się podbródek.  Nie było innej opcji niż Reus. Nawet tatuaż na ręku go zdradzał.

-Dzień dobry.-szepnął do mojego ucha.
-Teraz to już idealny.-odwróciłam się do niego i złożyłam czuły pocałunek na jego ustach.
-Mmm…-wyczułam, że się uśmiecha –Idziemy?
-W co mam się ubrać? Elegancko czy…
-Tak jest idealnie.
-Obawiam się, że krótkie spodenki i luźny t-shirt nie będą odpowiednie jeśli zabierasz mnie do restauracji.
-Dla mnie wyglądasz idealnie. Uwielbiam twoje nogi.
-Marco!
-Słucham? I nie zabieram cię do restauracji. Chyba, że masz ochotę.
-Nie, nie mam.-westchnęłam i odwróciłam się do komody żeby zamknąć szufladę. Poczułam jak łapie mnie za łokcie i odwraca do siebie.
-Masz piękne nogi i lubię, kiedy je eksponujesz. Nie ma tu się czego wstydzić.-szepnął mi na ucho i pocałował namiętnie wplatając palce w moje włosy.

-Tyko włosy uczeszę.-szepnęłam w rozchylone wargi Marco
-Nie musisz…
-Właśnie dość brutalnie mi je rozczochrałeś. Wołają o szczotkę.
-Nie słyszę.-stwierdził przekornie i ponownie wpił się w moje usta. Uśmiechnęłam się i znów wplątałam palce w jego aksamitne włosy. Uwielbiałam to robić. Zwłaszcza, że miałam tę jakże niebywałą okazję dotknięcia jego świętych, nietykalnych włosów.
-No to ja też poproszę.
-Hmmm?-wyrwał mnie ze stanu latania pod sufitem z jednoczesną chęcią osunięcia się ledwo przytomna z przyspieszonym oddechem na podłogę.
-Jak już pójdziesz się uczesać to mi też możesz przynieść grzebień.. No już, zaraz się spóźnimy.
-Nie moja wina.
 -Doprawdy?
-A niby moja?
-Przy tobie nie umiem się powstrzymać. Sądzę więc, że po części tak.
-Wezmę ten grzebień.-bąknęłam pod nosem czując rumieńce na moich policzkach




Przed domem stał zaparkowany czarny Aston Martin. Trzeba było przyznać, że ten samochód robił niesamowite wrażenie.
-Zapraszam.-powiedział otwierając da mnie drzwi.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się i zajęłam jak mi się wydaje z gracją miejsce pasażera. Po chwili Marco usiadł na miejscu kierowcy i włożył kluczyki do stacyjki.
-Jedziemy?
-Na randkę?-uśmiechnęłam się szeroko. Prawdziwa randka z Marco…
-Nie. –Jak to? –Najpierw w jeszcze jedno miejsce, ucieszysz się.-powiedział tytułem wyjaśnienia i zapalił prawie niesłyszalny silnik.
Jechaliśmy z piętnaście minut ulicami Dortmundu. Marco konsekwentnie nie chciał mi udzielić choć odrobiny informacji. No cóż. Zostało mi podziwiać widoki za oknem i rzucać spojrzenie kiedy nie widział jak wymieniał z kimś sms’y na światłach. Niestety robił to w taki umiejętny sposób, że widziałam jedynie tylną obudowę jego iPhone’a.
W końcu stanęliśmy pod jakimś dużym domem. Marco nie zgasił silnika. Spojrzałam na niego pytająco, na co odpowiedział mi jedynie uśmiechem. Po chwili brama zaczęła się otwierać a Marco wjechał na teren posesji. Przy drzwiach stały dwie walizki. Na podjeździe stał jeszcze jeden samochód z otwartym bagażnikiem. Nic nie rozumiałam. Może to dom jednej z jego sióstr? Odwiedzamy jego rodziców? Blondyn zgasił silnik i odblokował drzwi. W tym samym momencie zobaczyłam wychodzącego przed dom Kubę. Otworzyłam pospiesznie drzwi i wybiegłam pośpiesznie z samochodu, by po chwili mocno przytulić Polaka.

-Jeny, jak ja się za tobą stęskniłam!-powiedziałam wzruszona i jeszcze mocniej go ścisnęłam
-Oj, mała, tylko mi tu nie płacz. Chyba jesteś szczęśliwa, co?
-Dzięki tobie.
-Nie, dzięki sobie. Co ja niby takiego zrobiłem?
-Oj, przecież wiesz. Wspierałeś mnie jak nikt inny.
-To nie ja poszedłem na randkę z Marco i wyznałem swoje uczucia.
-I lepiej nie chodź. Z resztą, nie zaproszę cię.-dobiegł do nas radosny głos Marco.
-Sorry, stary, wolę pójść na randkę z moją żoną.-odpowiedział mu z uśmiechem i objęli się po przyjacielsku. –Wyglądacie… Hmm. Inaczej. Lepiej. Uśmiechnięci.
-Yhym!-Przytaknęłam uradowana. Ku mojemu zdziwieniu Marco złapał mnie za rękę. Jak prawdziwa para. Ścisnęłam ją delikatnie i przejechałam kciukiem po jego knykciach. Spojrzał na mnie i złożył krótki pocałunek na moim czole.
-Chodźcie do domu. Napijecie się czegoś?
-Ja podziękuję. Jest Agata?
-Jest, kładzie spać Oliwkę, a ty, Marco?
-Ja też dziękuję, zaraz jedziemy dalej.
-Inga!-zawołała radośnie ze schodów Agata. Podeszłam do niej i mocno uściskałam
-Kwitniesz, kochana! Jak ty się zmieniłaś!
-Ty też, kochana kwitniesz! Wypiękniałaś! Jak ja dawno cię nie widziałam, chodź pójdziemy zrobić herbaty…
-Agatko, nie fatyguj się, kochana. My z Marco i tak tylko na chwilkę wpadliśmy.
-Marco?-zdziwiła się i zajrzała mi przez ramię. –Patrz, nie zauważyłam cię!-skierowała śmiejąc się do mojego chłopaka. Marco wstał z kanapy i przytulił na powitanie żonę Kuby i pocałował ją w policzek
-Ej, bo Inga będzie zazdrosna!-dała mu kuksańca w bok. Oboje uśmiechnęli się serdecznie. –Właśnie, gratuluję kochani. Już wam gratulowałam przez telefon ale tak osobiście też trzeba!-objęła dłonią Marco i wyciągnęła drugą rękę do mnie. Objęła nas mocno i pocałowała mnie w policzek.
-Jeny, widać ci już brzuszek!-zreflektowałam się i jeszcze raz objęłam przyjaciółkę –Już się nie mogę doczekać aż mała..albo mały przyjdzie na świat.
-Mam nadzieję, że podtrzymujesz decyzję odnośnie bycia mamą chrzestną?
-Oczywiście!-uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam się za siebie. Marco i Kuba siedzieli na kanapie pochłonięci rozmową. Jakby wyczuł, że go obserwuję odwrócił się w moją stronę i pocałował wnętrze mojej dłoni.
-A ty?-zapytała mnie po polsku. Zmarszczyłam pytająco brwi. –Myślałaś kiedyś o dzieciach?
-Nie… Ale chyba mam czas, prawda?
-Masz… Lubisz dzieci.
-Pewnie, że lubię.
-Wyobrażasz sobie mieć kiedyś dzieci z Marco?
-Pytasz czy chcę mieć dzieci czy , czy z Marco? Bo jeśli to drugie, to ja… Ja po prostu nie widzę przyszłości z nikim innym. –wyznałam i przytuliłam mocno przyjaciółkę.
Kiedy tylko puściłyśmy się spojrzałam na chłopaków, którzy akurat zamilkli. Kuba spojrzał na mnie z ciepłym uśmiechem, a Marco za to z lekką konsternacją, jak zawsze z resztą, kiedy rozmawia się przy nim w języku, którego nie rozumie. Usiadłam na jego kolanach i złapałam jego dłoń
-Spokojnie, tylko trochę cię poobgadywałyśmy.
-Muszę się trochę w tym twoim polskim podszkolić.
-Dobrze, znajdziemy sobie jakiś inny język, prawda Agatko?
-Oczywiście!-zaśmiała się przytulając do Kuby.
-To co, zbieramy się?-zapytał mnie z czułością przytulając do siebie.
-Jeśli musimy…
-Już nie chcesz iść na randkę?
-No to idziemy!-uśmiechnęłam się szeroko i podniosłam się z jego kolan



***


Jechaliśmy już dwadzieścia minut. Marco jak można było się tego spodziewać nic mi nie powiedział. Położyłam dłoń na jego udzie i zaczęłam wodzić paznokciami w górę i w dół. W pewnym momencie Marco wziął moją dłoń, pocałował knykcie i odłożył na moją nogę.

-Pięć minut.-oznajmił dalej patrząc na ulicę lecz nie zabrał swojej dłoni i zaczął robić to co ja jemu przed chwilą.
Jak w zegarku, pięć minut później stanęliśmy na drodze w lesie.
-Zabrakło paliwa?-zdziwiłam się
-Nie, jesteśmy prawie na miejscu…Kurczę.. To jest dobra droga?-zabrał rękę z mojej nogi i położył na kierownicy. Zajrzał przez okno koło mnie –Dobra.
Ruszyliśmy znowu długą drogą, aż w końcu zatrzymaliśmy się przy jeziorze.
-Jesteśmy.-uśmiechnął się i pocałował mnie delikatnie –Możemy wysiadać.
Wysiedliśmy z samochodu. Weszłam na piach i nie mogłam nacieszyć oczu. Plaża dookoła jeziora w samym centrum lasu. Nikogo na niej nie było. Cała plaża dla nas. Marco podszedł do mnie od tyłu i objął w pasie.
-Zapraszam panią na randkę.-pocałował mnie w policzek i poprowadził na środek plaży. Tam ku mojemu zaskoczeniu rozłożył duży koc i postawił na nim wiklinowy koszyk z jedzeniem.
-Piknik!-ucieszyłam się i usiadłam na kocu. Zaraz potem przysiadł się koło mnie Marco i zdjął buty. Rozprostował nogi i spojrzał na mnie z przeogromną miłością. Przysunęłam się do niego i wtuliłam jak w pluszowego misia. Marco założył swoje okulary przeciwsłoneczne, w których wyglądał hmm… Cudownie.
-Co mi się tak przyglądasz?-mruknął w moje włosy
-Jesteś taki przystojny…-westchnęłam –I wybrałeś sobie…mnie.
-Najpiękniejszą kobietę na świecie.-powiedział i położył się na kocu ciągnąć mnie za sobą. –Dlaczego uważasz, że nie jesteś atrakcyjna?
-A jestem?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Co jest we mnie takiego? No wiesz. Nie chcę, żebym teraz zmuszała cię, żebyś mnie wychwalał ale… Ja stając przed lustrem widzę zwykłą, przeciętną dziewczynę jakich wiele a ty mówisz mi, że jestem piękna…I czuję się…dziwnie i…
-Nie umiesz przyjmować komplementów. Nie umiesz dostrzec jak bardzo piękną kobietą jesteś? Nie było na wakacjach mężczyzny, który by się za tobą nie obejrzał.
-Nie widziałam…
-Nie zwracałaś uwagi po prostu. I całe szczęście. A co jest w tobie pięknego? Poza tym, kim jesteś, twoim cudownym charakterem, poza twoim uczuciem, którym mnie darzysz i sprawiasz, że jestem najszczęśliwszym facetem na świecie to… To tak, panno Klopp…- Podniósł się i usiadł okrakiem na moich nogach.- Masz niesamowicie seksowne nogi…-zaczął przesuwać powoli dłońmi ku górze i położył dłonie na moich kościach biodrowych. Nachylił się nad moim uchem i szepnął –Nieziemski tyłek…
-Marco!-roześmiałam się i chciałam się już przekręcić na bok ale on cały czas trzymał nieustępliwie na moich biodrach tak, że nie mogłam się ruszyć.
-Mówię poważnie.-stwierdził –Uwielbiam twoją talię. –podciągnął palcami moją bluzkę i zaczął składać pocałunki w linii od mojego pępka do talii i z powrotem. Oh… Jakie to cudowne uczucie…
-Dość…-westchnęłam i przekręciłam nas tak, że to ja leżałam na nim.
-Nie skończyłem.
-Ale ja tak.-stwierdziłam pewnie i pocałowałam go  -A teraz chcę coś zjeść. Pokaż co przywiozłeś.
-Oj, Inga, Inga.-zaśmiał się i podniósł się do pozycji siedzącej. –Frykasów nie ma… Kanapeczki, owoce i świeżo wyciskany sok pomarańczowy.
-Mmm…-uśmiechnęłam się i wyjęłam szklaneczki a potem butelkę z sokiem. Rozlałam dla nas a w tym czasie Marco wyjął na plastikowe talerzyki małe kanapki. –Z czym są?
-Różne. Z mięsem, sałatą, z serem, i z rybą.
-Słyszałam  kiedyś, że nie lubisz ryb ani sushi.
-I dobrze słyszałaś.
-No to masz problem, panie Reus, bo ryby są bardzo zdrowe.-pogroziłam mu palcem ze śmiechem –I musisz je jeść, żeby być zdrowym i mieć dobrą formę.
-Masz gadane jak sam Jürgen Klopp. To, że nie lubię to znaczy, że nie jem. Raz na jakiś czas zjem, ale nie pałam do nich gorącym uczuciem.
-No ja myślę, bo bym była zazdrosna.
-O rybę?
-A nie mogę?-zapytałam poważnie  i ugryzłam kanapkę, żeby się nie roześmiać.
-Oh, oczywiście, że możesz. Fajnie, że jesteś zazdrosna… No a jeśli jesteś zazdrosna akurat o rybę…-stwierdził równie poważnie i sam zaczął konsumować przygotowany przez niego posiłek a kiedy już przełknęliśmy oboje parsknęliśmy śmiechem
-Oj, Inga.-nie mógł przestać się śmiać i objął mnie ramionami. Położyłam głowę na jego ramieniu i dokończyłam kanapkę.
-Ale gorąco…-westchnął. Tak, było gorąco, choć zastanawiało mnie czy to przez słońce, czy jednak przez tą bliskość, która aż elektryzowała. Westchnęłam pod nosem, a Marco na chwilę mnie puścił i zdjął koszulkę. O kurczę. Zebrałam całą moją silną wolę, żeby się nie odwrócić i nie gapić  na jego idealnie wyrzeźbiony tors. Patrzyłam się w jeden punkt na jeziorze. Po chwili poczułam przyciągające dłonie blondyna na mojej talii i oparł mnie sobie o swój nagi tors. Mięśnie…Same mięśnie.
-Muszę zacząć ćwiczyć.-mruknęłam pod nosem
-Nie musisz… Masz idealną sylwetkę.-stwierdził i pocałował mnie w policzek
-Wprawiasz mnie w kompleksy swoimi mięśniami.
-Mogę dla ciebie przytyć. I mieć taki duży brzuch jak kobieta w ciąży.
-Nie! Nawet o tym nie myśl. To nie pasuje do ciebie… Ale jeśli na starość ci się trochę przytyje…To i tak cię będę kochać, ale będziesz miał przymusową siłownię.
-A więc myślisz już o naszej starości? –czułam że się uśmiecha..a ja znowu musiałam palnąć jakąś głupotę. Podniósł się z miejsca i stanął przede mną wyciągając rękę. Ujęłam ją niepewnie i stanęłam koło niego. –Kocham cię.-powiedział i przytulił mnie do siebie. –Jesteś moim największym szczęściem, pamiętaj o tym.  –uśmiechnęłam się i jeszcze mocniej wtuliłam się w niego. W jednej chwili złapał mnie w talii i zaczął kręcić dookoła w powietrzu.
-Postaw mnie! Marcoo!-pisnęłam kurczowo łapiąc się jego barków.
-Nigdy.-zaśmiał się radośnie i podrzucił mnie tak, że wylądowałam wprost w jego ramionach. Zaczął biec w stronę pomostu, a potem wskoczył do chłodnej wody jeziora. Na nic zdawały się wtedy moje piski i wierzganie nogami na wszystkie strony.
Wynurzyliśmy się z wody. Złapałam się mocno chłopaka
-Chodźmy proszę na bardziej płytką.
-Boisz się pływać na głębokiej?
-Ja nie umiem pływać na głębokiej.-powiedziałam oplątując nogami jego biodra.
-Serio?
-Jak nie mam dna to się topię. Możemy już?
-Oczywiście.-uśmiechnął się i nie wiem jakim cudem ze mną uczepioną niczym koala podpłynął bliżej brzegu.
-Uduszę cię.
-Dlaczego?
-Nie mam nic na przebranie.
-Musisz zdjąć mokre ubrania bo się przeziębisz.
-Co ty nie powiesz…
-..A że nie masz nic…
-Zboczeniec!-chlusnęłam go wodą i zaczęłam uciekać w stronę plaży
-Zboczeniec, który ma na twoim punkcie fioła.-usłyszałam jego głos tuż przy uchu.
-Muszę się przebrać.
-Mam ciuchy w samochodzie.
-Z pewnością.
-Ingaa…-podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę. –Nie dąsaj się już.-zatrzymał mnie i złożył słodki pocałunek na moich ustach.
-No dobra. Daj już te ciuchy.-uśmiechnęłam się szeroko i złapałam go za rękę.
Poszliśmy do jego samochodu. Wyjął z bagażnika firmową torbę Borussii.
-Mój dres. Pewnie wszystko będzie za duże.
-To mogę?
-Pewnie. Proszę bardzo. –wręczył mi ją do ręki.
-Masz jakiś koc?
-Po co ci koc?
-Żebyś mnie nim zasłonił.
-Przecież nikogo tu nie ma.-stwierdził z głupkowatym uśmiechem
-To jak z tym kocem?
-Mam.


Przebrałam się w szary dres. Swoje trampki na szczęście zdjęłam przed wrzuceniem do jeziora, wiec cudem jako jedyne ocalały. Usiedliśmy z powrotem na kocu. Marco wytarł się kocem, którym wcześniej mnie osłaniał i założył swój t-shirt. Przeczesałam palcami włosy, żeby szybciej wyschły.
-Chcesz coś jeszcze zjeść?
-A co masz?-uśmiechnęłam się na widok jego pięknych, błyszczących oczu.
-Mam pomysł!-oświadczył i przestawił koszyk bliżej nas. –Chodź, połóż się.
Zaczęłam kłaść się na kocu jednak kiedy już miałam położyć głowę Marco się zaśmiał i złapał mnie pod rękoma i przekręcił tak, że głowę miałam na jego udach.
-Tak się połóż. –uśmiechnął się i wyjął z koszyka czerwone winogrona. –Lubisz?-zapytał na co tylko pokiwałam twierdząco głową. Zerwał mi jedną kuleczkę i włożył do buzi. Ja niczym zahipnotyzowana zaczęłam przeżuwać patrząc w jego oczy.
-Jeszcze?-zapytał a ja znów pokiwałam głową –Coś mało rozmowni dzisiaj jesteśmy.-zaśmiał się i podał mi kolejną. –Dobre? Hm… Zaraz sprawdzimy.-nachylił się nade mną i pocałował namiętnie.
-I jak?-szepnęłam nabierając oddechu
-Wspaniałe w połączeniu z tobą.-odpowiedział schodząc ze mnie i położył się tuż obok.
Położyłam się na boku i położyłam rękę na jego torsie.
-Skąd znasz to miejsce?
-Podoba ci się?
-Jest niezwykłe…
-Przyjeżdżałem tu z rodzicami i siostrami jako dziecko. Mama rozstawiała nam namiot i czytała książkę, a my budowaliśmy babki z piasku. Tata miał grilla i jedliśmy też tu obiad. Zawsze było tu mało osób, często się zdarzało, że byliśmy tu sami, jak my teraz. Niewiele osób zna to miejsce.
-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
-Ależ nie ma za co. Cieszę się, że jesteś tu ze mną. Wiesz, chyba powinniśmy powoli wracać.
-Już?
-Długo już tu jesteśmy, zobacz, osiemnasta.
-Nie pomyślałabym.
-Ja też nie. Obiecuję, że jeszcze nie raz cię tu zabiorę.
-Zapamiętam. To co, weź koszyk ja złożę koc.





***



Pół godziny później stanęliśmy pod domem.
-Wejdziesz?
-Dziękuję, ale może innym razem, dobrze?
-Okej. A… Kiedy się zobaczymy?
-Jutro. Chyba, że masz mnie już dość.
-Nigdy!-zaprotestowałam i złożyłam czuły pocałunek na jego ustach. –A więc do jutra. Będę tęsknić.
-Ja też. Weź może jakąś ciepłą kąpiel żebyś się nie przeziębiła po tym jeziorze.
-Dobrze tatusiu.
-Ja ci dam. Idź już. I wygrzej się, mówię poważnie.-pocałował mnie jeszcze raz i dopiero wtedy odblokował drzwi od Astona.
-Dziękuję za dzisiejszą randkę. Była wspaniała. I cieszę się, że zabrałeś mnie do Kuby.
-Cieszę się, że się cieszysz.
-Do jutra.
-Do jutra, pa.-ścisnęłam nasze złączone dłonie i wysiadłam z samochodu.



Weszłam do domu i zdjęłam trampki. W salonie zastałam tatę przed laptopem.

-Hej, wróciłam!-wyjrzał zza laptopa i spojrzał na mnie jak na kosmitę
-Co ci się stało?
-Mnie? A co się miało by stać?
-Spójrz w lustro.-tak zrobiłam. Stanęłam przed lustrem i… No tak, dres Marco, w którym wyglądałam jak w worku. Spodnie ledwo mi się trzymały, bluzka jeszcze jako tako.
-To ja się przebiorę.-zaśmiałam się do swojego odbicia
-A wychodzisz gdzieś jeszcze?
-Myślałam nad tym, chyba tak. Wiesz jak mogę dojść stąd do galerii? Tej takiej dużej w centrum.
-Bardzo prosto, wytłumaczę ci szybko. A co, zakupy?
-Nie, punkt orientacyjny.
-Dokąd?

-Lewandowskich!-odpowiedziałam wchodząc na piętro. Tak, muszę im w końcu powiedzieć. Nie było by fair, żeby dowiedzieli się razem ze wszystkimi. Czeka mnie trudne zadanie. 






~~~

Dziękuję kochane za wszystkie komentarze!<3 To naprawdę motywuje ->motywujcie, proszę dalej!:)
Trochę przesłodzę przez następne rozdziały, coś wplotę co się zacznie rozwijać i..zobaczycie co się stanie:)
Marco znów w Dubaju...takiemu to dobrze..
No i wygrana Auby!! Nie było przecież innej opcji!:)

Za tydzień kolejny!
Buziaki!:**


10 komentarzy:

  1. Kochana dopiero dzisiaj zajrzałam na Bloggera. Zarówno na swoje blogi jak i na Twój. Nadrobiłam poprzedni rozdział i bardzo Cię przepraszam, że dopiero teraz. Natłok obowiązków sprawił, że nie miałam czasu na dosłownie nic i dziękuje sobie, że wcześniej przepisałam swój rozdział i ustawiłam dodanie się automatyczne. Inaczej pewnie rozdział dziś by się nie pojawił. Wróćmy do Twojego najnowszego rozdziału.
    No i co ja mogę Ci powiedzieć ? Wspaniały ! Świetny ! Mistrzostwo ! Te słowa to wciąż za mało ! Praca Ingi nawet na miesiąc to marzenie, które się spełniło. Jak dobrze mieć znajomości, co ? XD Chciałabym taką randkę z Marco ... nawet jak miałabym być cała mokra :D A ta rozmowa z Anią i Robertem. Hmm ... może być ciężko, ale może być też łatwo. Zobaczymy, a raczej ja zobaczę lub jak wolisz przeczytam za tydzień.
    Dziś Gala Mistrzów Sportu, zamierzasz oglądać ? Bo ja się już nie mogę doczekać ! Tak samo z niecierpliwością oczekuje Twojego następnego rozdziału. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział: -)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, czytam ten rozdział i nie chcę, żeby się skończył. Ja tu osobiście umieram czekając tydzień na rozdział. Oni są tak słodcy <3 Mam nadzieję, że nie zepsujesz tak szybko tego wszystkiego, a wiem, że to zrobisz, w końcu inaczej być nie może. Ta ich randka- marzenie *_* Czekam z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze fenomenalny, czekam na kolejny, buźka

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiedziałam, że z Marco aż taki romantyk. ;D Wspaniały rozdział. Już się nie mogę doczekać tego, co wymyślisz w kolejnych rozdziałach. ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ledwo skomentowałam czterdziestkę a nie zauważyłam że jest następny...głupia ja :D
    Rozdział fenomenalny,uwielbiam twój styl pisania
    Cieszę się że Inga dostała tą posadę i oby ją dostała na dłużej niż miesiąc,nadaje się jak nikt inny ❤
    Inga i Marco są niesamowici,tworzą tak zgraną parę że robi mi się ciepło na serduszku
    Założę się że Guśka musiała wyglądać komicznie w tych dresach :D
    A rozmowa z Lewandowskimi...założę się że do łatwych nie będzie należała aczkolwiek mam nadzieję że nie będzie tak jak myślę :D
    Z niecierpliwością czekam na następny ❤
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię takie słodkie rozdziały od czasu do czasu ;) Czekam na nexta ;* Pozdrawiam xo Pszczółka Emma

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyli jednak! Praca :D Zachciało mi się śmiać, kiedy Watzke powiedział Indze o tych opiniach od innych psychologów. Opinia na temat Reusa albo Auby... Będzie śmiesznie :p Z takich szczegółowych wątków, to moją uwagę zwrócił też wątek o studiach. Patrząc na to bezpośrednio z uczelnianego środowiska... ehh, chciałabym, żeby wszystko było takie proste, jak napisałaś :p
    No a randka... Majstersztyk sam w sobie :D Reus jest kochany i to jak powoli próbuje zbliżyć się do Ingi... Szuka jej zaufania i myślę, że prędzej czy później znajdzie, skoro ona sama tak daleko wybiega myślami w przyszłość :)
    A rozmowa z Lewandowskimi... Chyba lekko nie będzie. Pokłócą się? Chyba, że pozytywnie zaskoczysz i pogodzą się z decyzją Ingi... :D
    Szybki komentarz, ale książki czekają :( Do następnego, buziaki ♡

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem :)
    Świetny rozdział! Wybacz, że ciągle powtarzam ci dokładnie to samo, ale nie mam innego wyrażenia, jest po prostu genialnie! Zawsze podziwiałam cię za umiejętność pisania tak długich i tak dobrych rozdziałów.
    Ależ dzisiaj słodko *.* I mam nic do tego, żeby taki stan rzeczy utrzymywał się dłużej, bo jest ślicznie :D I tak ma zostać, nawet nie próbuj tego psuć! Marco jaki romantyk, jejciu... aż zbyt idealny on jest po prostu, to jest niemożliwe, żeby taki egzemplarz chodził po tym wrednym świecie... :)
    Cieszę się, że Inga dostała tą pracę. I oby to wszystko trwało trochę dłużej niż miesiąc, bo jest do niej wręcz stworzona :)
    Czekam!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudo cudo !
    Uwielbiam czytać o Marco i Indze. Uwielbiam, gdy oni są razem. Nie dość, że mnóstwo śmiechu to jeszcze tyle romantyzmu. Ja bym Reusa chyba zabiła na miejscu Ingi za to jezioro. Oni są tak wspaniali. <3 Nie mogę przestać się nimi zachwycać.
    Świetny pomysł Watzke, na prawdę miło z jego strony, że pomyślał o Indze.
    Ciekawa jestem co będzie z Lewandowskimi, jak zareagują. Oj następny rozdział będzie ciekawy/. :D

    Dużo weny ! :*

    OdpowiedzUsuń