-Inga! Jak miło cię widzieć!-otworzyła mi Ania –Chodź,
wejdź.
-Jest też Robert?
-Tak, właśnie skończyliśmy kolację. Może też chcesz zjeść?
Zostało jeszcze trochę.
-Dziękuję kochana, nie trzeba. Chciałabym z wami
porozmawiać.
-Coś do picia?
-Nie, naprawdę nie rób sobie problemu… A gdzie Lewy?
-Chyba poszedł podładować telefon. No, to o czym chciałaś
pogadać? –modliłam się w myślach, żeby nie zobaczyła, że się denerwuję.
-Poczekamy na Roberta, okej?
-No dobra.-wzruszyła lekko zdziwiona ramionami –Robert, możesz
przyjść?
-Idę, idę!-usłyszałyśmy go ze strony schodów –O!
Guśka!-uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie
-Inga chciała pogadać.-powiedziała tytułem wyjaśnienia Ania
-No to..Siadaj i gadaj!-zaśmiał się Lewy i usiadł na kanapie
koło żony. Ja postanowiłam usiąść na fotelu z boku.
-Jest sprawa… Trochę nie wiem jak zacząć. Wiecie, że
jesteście dla mnie jak rodzina. Jesteście dla mnie bardzo ważni… I nie
chciałabym ukrywać przed wami bardzo ważnych rzeczy, które dzieją się w moim
życiu..Żebyście dowiedzieli się wcześniej od całej reszty, albo z gazet… Chciałabym, żebyście szanowali moje decyzje i
mnie w nich wspierali…Nie wiem jak mam to powiedzieć…
-Cytując ciebie to prosto z mostu.-uśmiechnął się
pokrzepiająco Lewy
-Czasami się tak nie da.-westchnęłam
-Zawsze się da, no dalej, Gusia, nie zjemy cię.
-Chodzi o to, że… Ja… Ja i Marco jesteśmy razem.-proszę
bardzo, powiedziałam. Z prędkością światła ale powiedziałam. Popatrzyłam się na
Lewandowskich. Ania pobladła, Lewy napotykając mój wzrok uśmiechnął się w końcu.
-No…-powiedział –No to szczęścia.
-Proszę, nie miejcie mi tego ani Marco za złe. Kocham go, a
on kocha mnie. Jest nam ze sobą dobrze. Wiem, że w Malezji Marco zachował się
tak a nie inaczej, wiem, że martwicie się o mnie, ale… Każdy człowiek popełnia błędy…
-Gdyby mu na tobie zależało nie zrobił by ci
krzywdy.-odezwała się w końcu Ania tak chłodnym głosem, że poczułam lekkie
ciarki na plecach
-Nie oceniaj go po tym. Był pijany.
-To co?! Jak będzie znowu pijany to cię uderzy i co, zwalisz
na to że to nic bo był pijany?
-Nie mów tak. On taki nie jest.
-Skąd wiesz? Znasz go od przed chwili!
-Jak możesz tak mówić?!-coś we mnie pękło. Nie mogłam tego
dłużej słuchać –Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką, chcesz, żebym była
szczęśliwa! A kiedy w końcu jestem robisz wszystko, żeby to szczęście
zniszczyć! A moje szczęście jest zależne właśnie od Marco. I nie zmienisz tego.
Ufam mu. I go kocham. Widzę, że bez sensu tu przychodziłam. Dobranoc.-wyszłam w
pośpiechu z ich domu i ruszyłam biegiem przed siebie w kierunku galerii zadając
sobie pytanie jak ona mogła.
Nie zauważyłam nawet momentu, kiedy to wszystko
się posypało. Kiedy już nie miałam siły biec usiadłam na ławce i zaczęłam
płakać.
-Inga.-usłyszałam głos…Roberta. Podniosłam głowę. Stanął
samochodem na drodze i otworzył drzwi pasażera. –Chodź.
Nie zostało mi nic innego jak wsiąść do samochodu..chyba
jeszcze przyjaciela. Usiadłam, zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam
załzawionymi oczami na Polaka. Wyjął chusteczkę z kieszeni i mi ją podał.
Otarłam oczy i wydmuchałam nos.
-Chodź tu, mała.-rozłożył szeroko ręce a ja mocno go
przytuliłam
-Robert…
-Przykro mi z powodu Ani. Nie wiem co w nią wstąpiło. Nawet
mnie nie wysłuchałaś.
-Nie dawałam już rady, musiałam wyjść.
-Ja też.-zaśmiał się. –Chcę, żebyś wiedziała, że cieszę się,
że jesteś z nim szczęśliwa… Jednak… Uważaj też na niego.
-Dlaczego?
-Po prostu…-zasępił się patrząc przed siebie. Nie rozumiałam
kompletnie o co z tym chodzi. Watzke, Ania, teraz Robert. Co stało się takiego,
że „mam na niego uważać”? -Odwiozę cię
do domu a potem wrócę pogadać z Anią… No bo cóż mi zostało.
-W domu jest gościnny.
-Nie kuś.-zaśmiał się –Muszę wrócić do żony. Tym bardziej,
że gryzie.
-Może to ja za bardzo na nią naskoczyłam…
-Nie. Miałaś prawo się zdenerwować. Zrobiłbym tak samo na
twoim miejscu… Tylko ciii…
Dziesięć minut później podjechaliśmy pod dom. Pożegnałam się
z Robertem w naprawdę miłej i ciepłej atmosferze. Dał mi do zrozumienia, że
zawsze mogę na niego liczyć i mieć w nim wsparcie.
Weszłam szybko do domu. Tata siedział w tym samym miejscu
przeglądając jakieś papiery.
-Tak szybko?-nawet nie wyjrzał, czytał jakąś umowę.
-Tak, Robert mnie odwiózł. Pójdę do siebie na górę. I chyba
wcześniej się położę.
-Okej, dobranoc.-powiedział i zaczął przeliczać coś na
kalkulatorze
-Pracoholik…
-Słyszałem!
-Ciesz się, wczesne stadium!-zaśmiałam się pod nosem i
popędziłam do mojego pokoju.
Wzięłam gorący prysznic, nasmarowałam się owocowym balsamem
i przebrałam się w piżamę. Położyłam się w moim łóżku i próbowałam sobie
wszystko poukładać. Mimo wziętego prysznica, który zwykle mnie odprężał
napięcie, gniew i rozczarowanie jeszcze we mnie buzowały. Pod wpływem chwili
chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Marco.
-Już się za mną
stęskniłaś?-usłyszałam jego ciepły głos
-Marco…-westchnęłam łamiącym się głosem i nie mogłam już
powstrzymywać łez.
-Inga, co się stało?
-Ja… Byłam u Lewandowskich i…
-Aniele, uspokój
się… Spokojnie, powiedz wszystko od początku.
-Nie, niepotrzebnie dzwonię, przepraszam. Nie martw się. Dam
sobie radę. Śpij dobrze.
-Inga…
-Do jutra.-rzuciłam szybko i rozłączyłam się. Cichy płacz
zamienił się w szloch.
Wtuliłam twarz w poduszkę, żeby nie było słychać. Ania
była dla mnie tak ważna…Jak siostra. I nadal jest… Nienawidzę się z nią kłócić.
Jak mogła tak powiedzieć. Nie widzi, że jestem szczęśliwa?
Mój płacz nie miał końca. Czułam się jakby oderwana od
świata.
Podskoczyłam nagle jak poparzona czując czyjeś ręce na moich plecach.
-Ciiii…Proszę, nie płacz. –To był Marco. Przyjechał tu
specjalnie dla mnie. Jeden przerwany telefon a on po kilkunastu minutach jest
już przy mnie. Wdrapałam się na jego kolana i mocno się w niego wtuliłam.
Zapach jego skóry połączonego z perfumami działał na mnie kojąco. Uspokajał
mnie. Mój Marco. Zaczął głaskać mnie po włosach i plecach. –Spokojnie…-szepnął
mi do ucha i pocałował je
-Marco…
-Kochanie moje… Jestem tu.
-Nie musiałeś.
-Chłopak nie jest tylko od chodzenia na randki. A
przynajmniej ja.-uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w czoło.
-Dziękuję, że przyjechałeś.
-Co się stało? Poszłaś im o nas powiedzieć?
-Tak… Robert przyjął to jakoś, nawet mi pogratulował, ale
Ania… Zawsze była dla mnie jak siostra, ale teraz… Powiedziała, że nie jesteś odpowiednim
facetem dla mnie, uważa, że mnie skrzywdzisz, i fizycznie i psychicznie.
Powiedziałam jej, że cię bardzo kocham i że ty kochasz mnie ale jakby w ogóle
to do niej nie dotarło. Mówiła zawsze, że chce mojego szczęścia… A kiedy je
odnalazłam to ona… Po prostu mnie rani. I to tak boli. Nie chcę wybierać między
nią a tobą. Jesteście dla mnie oboje ważni. Ona musi to zaakceptować, nawet nie
wymagam, żeby cię wielbiła. Jesteś moim szczęściem, moją miłością i tak już
zawsze będzie. Nie pozwolę, żeby ktoś to zniszczył. Chyba, że to wszystko
pójdzie do samodestrukcji…
-Nawet tak nie mów. Kocham cię. I nie pozwolę, żeby ktoś cię
ranił… Mam świadomość, że to przeze mnie…
-Nie!
-Gdybyśmy nie byli razem…
-To moje życie nie miało by sensu, radości i nie było by
wypełnione miłością jaką od ciebie dostaję. Jesteś czymś najwspanialszym co mi
się przytrafiło w życiu i dziękuję Bogu, że to właśnie ty stanąłeś na mojej
drodze, arogancki, rudy, wkurzający do granic możliwości…a ja zdołałam pokochać
cię taką miłością o jakiej istnieniu w życiu bym nie pomyślała.-wyznałam ze
łzami w oczach.
Marco uśmiechnął się i spojrzał na mnie z tak wielką miłością.
Położył dłonie na moich policzkach, starł kciukami łzy i mocno pocałował.
Oddałam jego pocałunek i założyłam dłonie na jego szyję. Marco popchnął mnie na
poduszki pogłębiając pocałunek. Jego dłonie błądziły po mojej talii, brzuchu,
biodrach, aż zjechał na pośladki i dość mocno je ścisnął, to już podziałało
na mnie jak kubeł zimnej wody
-Nie.-szepnęłam i zaczęłam odpychać go rękami. –Nie, proszę..-powtórzyłam
z paniką w głosie. Marco natychmiast ode mnie odskoczył i spojrzał na mnie z
przerażeniem. Wstałam szybko z łóżka i oparłam się o chłodny parapet. Złapałam
kilka głębszych oddechów i zacisnęłam mocno oczy. Wiedziałam, że Marco stoi tuż
za mną. Nie podszedł bliżej, nie dotknął mnie.
-Inga, ja… Boże, przepraszam… Nie chciałem zrobić ci
krzywdy, przepraszam.Inga…Powiedz coś, błagam…-odwróciłam się do niego i
złapałam za dłoń. Widziałam w jego pięknych oczach ból.
-Spokojnie… Już w porządku.
-Co się… Ja…
-Chodź, usiądziemy.-pociągnęłam go za rękę na łóżko i
przytuliłam mocno. –To ja przepraszam.
-Nie masz za co.
-Niepotrzebnie aż tak mocno zareagowałam. Po prostu to była
chwila, impuls, przepraszam. Pewnie cię wystraszyłam.
-Dlaczego…
-Proszę, nie obwiniaj się za to. To nie twoja wina. To ja
muszę się przyzwyczaić…
-Dotykałem cię wcześniej…
-Ale nie…
-Ach, rozumiem.-uśmiechnął się słabo.
-Marco, posłuchaj.-wdrapałam się na jego kolana i usiadłam
na nich okrakiem –Wiedziałam, że to szybciej czy później może się wydarzyć… Po
prostu… Ten facet… Jak miałam siedemnaście lat…Dotknął mnie tam i..próbował zgwałcić. Więc nie mam najlepszych wspomnień i po prostu muszę się
przyzwyczaić, dobrze? Stopniowo. Zrozum ja…
-Rozumiem, kochanie, obiecuję, że już nie będę.-powiedział z
ulgą i przytulił do siebie
-Ale ja właśnie próbuję powiedzieć, że chcę żebyś to
robił…-powiedziałam, a moje zawstydzenie sięgało już granic.
-Nie rozumiem…-uśmiechnął się szeroko i złapał moją brodę by
skierować tak, żebyśmy patrzyli sobie prosto w oczy.
-Po prostu rób to, tylko delikatnie i…na pewno nie dzisiaj.
Mam już dość atrakcji jak na jeden dzień.
-Postaram się, aniele. Dołożyłem ci niepotrzebnych wrażeń.
-Ujęłabym, że bardziej urozmaiciłeś mój dzień. Kocham cię
bardzo.-pocałowałam go delikatnie, a zaraz potem ziewnęłam
-Zmęczona?
-Trochę. Zostaniesz?
-A mam?
-A możesz?
-Zawsze.-zaśmiał się –Nie martw się Anią. Porozmawiamy z
nią, zrozumie. Zrozum, że bardzo się o ciebie martwi.
-Wiem, ale nie powinna aż tak reagować.
-Chce cię chronić. Mówiła sama kiedyś, że jesteś dla niej
jak młodsza siostra. Starsze siostry zawsze chcą chronić młodsze… Dobrze, że
jestem chłopakiem.-zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. –Wszystko się ułoży,
zobaczysz.
-Cieszę się, że tu jesteś. Wiesz jak mi poprawić humor.
-Na dobrą sprawę to nie wiem, ale jak poprawiam to się
cieszę.
-Po prostu jesteś. Chodź, idziemy do łóżka.
-Powiedz to głośniej, żeby twój tata usłyszał.-zaczął się
śmiać jak opętany za co dostał ode mnie łokciem po żebrach.
-Chodź już.-weszłam na łóżko i przykryłam się kołdrą.
Zrobiłam miejsce dla Marco i kawałek mu odchyliłam. Marco zdjął buty, odłożył
telefon na szafkę i położył się koło mnie.
-Kocham cię. Bardzo. –złożył pocałunek na mojej szyi i
oplótł moją talię dłońmi
-Jesteś tu samochodem?
-Yhym… Zaparkowałem na podjeździe, spokojnie.
-Przepraszam za to…
-Nie masz za co. Rozumiem. Powiedziałem przecież, że będę
czekał ile będzie trzeba.
-I za to też cię kocham. –przytuliłam się do niego i oparłam
głowę na jego ramieniu –Wygodnie ci?
-Bardzo. Z tobą mogę spać i w krzakach a i tak będę
zadowolony.
-Mnie się jakoś nie widzi spanie w krzakach. –zaśmiałam się
i ziewnęłam –Jadłeś kolację?
-Skąd takie pytanie?
-Bo ja nie jadłam.
-Chcesz teraz jeść?
-Nie.
-Mario zrobił jakiś popcorn i trochę zjadłem. Ale nie nazwę
tego kolacją.
-Mario był u ciebie?
-Pewnie jeszcze jest.
-Jak to?
-Ma klucze, więc zamknie.
-Napisz mu chociaż, że nie wrócisz. Może będzie czekał.
-Jak się zorientuje, że nie wracam to pójdzie.
-Napisz mu.
-Uparciuch.-westchnął i odwrócił się do szafki nocnej. Po
chwili wrócił do poprzedniej pozycji. Niestety z jakąś minutę później znów się
odwrócił i odczytał wiadomość.
-Czy zabrałeś gumki…-przeczytał łapiąc się za głowę.
-Oj tak, to mógł napisać tylko Götze. Chodź, śpimy.
-Twój tata mnie nie wygoni?
-Będziesz spał to cię nie wygodni.-zaśmiałam się i
przytuliłam się do niego. –Dobranoc
-Dobranoc.
***
Z samego rana obudziłam się w o wiele lepszym nastroju. Jeszcze
bardziej ucieszył mnie widok obejmującego mnie przez sen Marco. Wyplątałam
jedną rękę z jego żelaznego uścisku i przeczesałam jego włosy. Marco uśmiechnął
się i wymamrotał sennie moje imię.
-Budzimy się..-szepnęłam pstrykając go delikatnie w nos. Od
razu otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Dzień dobry.-powiedział i pocałował mnie na miły początek
dnia… Bardzo miły.
-Wstajemy?
-Możemy trochę poleniuchować?
-Nie ma opcji. Idę robić śniadanie. Jestem głodna jak wilk.
-Pomogę ci.-wstał razem ze mną, założył buty i schował
telefon. Zatrzymał się jeszcze przed lustrem, żeby poprawić swoją fryzurę.
-Jest idealnie.-cmoknęłam go w policzek i otworzyłam drzwi.
Wyszliśmy w pokoju i zeszliśmy schodami na dół. W kuchni koło misek siedział
już Kloppsik.
-Dasz mu tą saszetkę? Ja zrobię sałatkę.
-Mam mu dać jeść?
-Nie pogryzie cię. Wręcz przeciwnie. Kupisz go jedzeniem.
Zobaczysz.
-Robię to dla ciebie.-pokiwał z rezygnacja głową i dał kotu
jedzenie. Ja w tym czasie wyjęłam z lodówki fetę, sałatę lodową i warzywa.
-Co mam zrobić?
-Zieloną herbatę. Tylko wody nie przypal.
-Bardzo śmieszne.
-No mnie jakoś to jednak bawi.-zaśmiałam się pod nosem i
wróciłam do krojenia sera –Potem możesz wziąć deskę i pokroić papryki w krótkie
paseczki.
-Tak jest, szefowo.
Kiedy skończyliśmy przygotowywać śniadanie akurat zszedł
tata.
-Dzień dobry, dzień dobry wszystkim. O! Jedzenie. Marco się
do czegoś przydaje.-zaśmiał się i usiadł do stołu –Mogę już usiąść, czy jeszcze
mam coś wam pomóc?
-Nie, wszystko gotowe, jeszcze chleb.-wzięłam koszyk z
pieczywem i postawiłam je na środku.
Zjedliśmy śniadanie w bardzo miłej atmosferze. Tata albo
Marco opowiadali coś śmiesznego. Ja sama cieszyłam się jak dwaj bliscy mojemu
sercu mężczyźni zajadają się zrobioną sałatką i co chwila jej dokładają.
-Co tak się uśmiechasz?-zapytał tata
-Po prostu mam dzisiaj dobry humor.-powiedziałam spoglądając
kątem oka na uśmiechającego się w moją stronę Marco.
-Ja już się muszę zbierać. Naprawdę czas mnie
nagli.-stwierdził, kiedy skończyliśmy razem zmywać talerze.
-Musisz iść?
-Muszę. Ale zapraszam cię na obiad. Tym razem masz pole do
popisu, nie musisz iść w krótkich spodenkach.-zaśmiał się i złapał mnie za
rękę.
-O której będziesz?
-Piętnasta?
-Mi pasuje. Chodź, odprowadzę cię.
Marco pożegnał się z tatą a ja odprowadziłam go do
samochodu.
-Jeszcze raz dziękuję, że zostałeś. I że w ogóle
przyjechałeś.
-Nie mógłbym inaczej. Kocham cię, aniele.-przytulił mnie do
siebie a potem czule pocałował.
-Zobacz.-zaśmiałam się wskazując na Kloppsika, który
przyszedł do nas i zaczął ocierać się o nogi Marco –Przekupiłeś go.
-A więc to tak działają koty.-zaśmiał się –To do zobaczenia.
-Yhym…
-Kocham cię, pa.-pocałował mnie w czoło i wsiadł do swojego
Astona teatralnie wcześniej strząsając kota z nogi. Zaśmiałam się i pomachałam
odjeżdżającemu Marco. Ten mrugnął do mnie okiem, a wyjeżdżając z bramy zamrugał
do mnie światłami samochodu.
Wróciłam do mojego pokoju, żeby się przebrać. Nie miałam
planów na dzisiaj poza obiadem z moim cudownym chłopakiem, więc postanowiłam
założyć dres. Tym razem swój. Kiedy już miałam się zastanawiać co zrobić
zadzwonił mój telefon. Cathy, no proszę!
-Halo?
-Cześć kochana,
pamiętasz o swoich starych koleżankach?
-Oczywiście, że pamiętam! Potrzebujecie jakiś leków?
Chodzik?
-Paskuda jedna, z
formy nie wychodzi!-usłyszałam głos Tugby
-Dużo was tam jest?
-Jeszcze jaaaa!-zawołała
Lisa
-Ooo, no proszę. To już taka mała impreza.
-No, no, tylko po
dziesiątej rano.
-Gdzie wygoniłyście swoich mężów?
-Do Gündogana!-zaśmiała
się Silla.
-No proszę. A w jakiej sprawie do mnie telefonujesz?
-Jak to jakiej!
Zapraszamy na naszą poranną imprezę bezalkoholową.
-A wiesz? Z miłą chęcią.
Wyślesz mi adres?
-No pewnie! Zaraz
wysyłam!
-To do zobaczenia!
-Paaa!
Fakt, po chwili przyszedł do mnie sms z adresem. Szybko
wzięłam z szafy czarną spódniczkę, do tego czarne conversy i luźny t-shirt.
Szybki makijaż i gotowe. Zbiegłam na dół i akurat zastałam tatę na
kanapie…znowu..i znowu przy papierach.
-Drogi pracoholiku, córka ci się wymyka z domu.
-O, tak?-wychylił się znad dokumentacji i spojrzał na mnie
zaciekawiony –A gdzie to?
-Do dziewczyn, żon i narzeczonych twoich podwładnych.
-Może być.-zaśmiał się –O której wracasz?
-Nie wiem jak mi zejdzie. Umówiłam się z Marco na piętnastą.
Pewnie wpadnę tu przelotem się przebrać. Wróciłabym wieczorem.
-Czyli cała chata moja. Oooo, cudownie.
-Jürgen Klopp robi imprezę?
-Nie jesteś na mojej liście gości. Wywieźć…znaczy…Podwieźć
cię gdzieś?
-Nie trzeba. Pracuj sobie w ciszy i spokoju.
-Jak każesz. Baw się dobrze.
-Dzięki i wzajemnie.
-Zapowiada się uroczo.-westchnął w tym samym momencie, kiedy
spał mu kalkulator na podłogę.
-Powodzenia!
Wyszłam z domu i postanowiłam przejść się na piechotę do
galerii. Tam złapię jedną taksówkę z postoju i pojadę do…no właśnie.
Prawdopodobne jest to, że Matsa. Ale mogły być u kogoś innego. Lato dopisywało
w pełni. Słońce i błękitne, przejrzyste niebo. Czego chcieć więcej? Hmmm…Może
jedynie Marco. Z takimi myślami doszłam pod samą galerię.
Zaczęłam rozglądać się za jakąś taksówką. Kiedy już
zauważyłam jedną wolną zagrodził mi drogę jakiś mężczyzna. Odsunęłam się o krok
do tyłu i zobaczyłam…Marca…mojego…brata.
-Dobrze, że cię spotkałem. Słuchaj no, ile chcesz pieniędzy?
-Nie chcę żadnych pieniędzy.
-Nie bądź taka. No już. Pół miliona może być? I raz na
zawsze odczepisz się od mojej rodziny.
-Nie. Powtarzam to po raz kolejny i ostatni. Nie jestem tu
dla pieniędzy. To też moja rodzina i musisz to zaakceptować.
-Nic nie muszę. Zniknij z mojego życia, rozumiesz? Inaczej
gorzko tego pożałujesz.
-Grozisz mi? No i co mi zrobisz? Myślisz, że jak jesteś na
studiach prawniczych to wszystko ci wolno? Chcesz szukać mojego nazwiska w
kartotece? Proszę bardzo, jeśli wolisz legalnie to nawet pozwolę ci na dostęp.
Tylko wiesz co? Jest pusta. Nic na mnie nie masz.
-Będę miał. Jesteś oszustką. Testy genetyczne cię zdradzą. I
to już nie długo. Wylecisz z tej rodziny tak szybko jak do niej zawitałaś.
-Mylisz się.
-Jeszcze zobaczymy, cwaniarko.
Wyminęłam go i wsiadłam do najbliższej taksówki. Podałam
taksówkarzowi adres i wyglądając przez okno zaczęłam się uspokajać. Wpadłam na
pewien pomysł. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do taty.
-Halo?
-Cześć tato, wybacz, że przeszkadzam w twojej pracy ale mam
pytanie, wiesz może kiedy możemy odebrać wyniki badań?
-Oj, za jakieś pięć
dni z poślizgiem od tygodnia. Jeszcze nikt nie dał mi znać z terminem, w którym
musimy się stawić. A o co chodzi?
-A nic…
-Gadaj. Natychmiast!
-Jakbyś się już dowiedział to czy mógłbyś wysłać to do
Marca?
-Dlaczego?
-Uważa, że nie jestem twoją córką i te wyniki wszystko
ujawnią. Chciałabym, żeby tam był i sam otworzył tą kopertę inaczej nigdy nie
uwierzy.
-Spotkaliście się?
-Przypadkiem… Nie ukrywam, że to spotkanie nie zaliczało się
do najmilszych… Ale nie martw się. Potrzebuje czasu.
-Osiwieję kiedyś przez
tego chłopaka. Wierzę ci na słowo. Oczywiście, że możemy tak zrobić. A ty nie
przejmuj się i baw się dobrze.
-Pewnie. To pracuj dalej, nie przeszkadzam.
-Paa!
Dziesięć minut później stanęliśmy pod pokaźnym domem.
Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z samochodu.
Podeszłam do furtki i nacisnęłam guzik. Po chwili usłyszałam
jej bzyczenie. Przeszłam przez duży podjazd a kiedy miałam już pukać do drzwi
te otworzyły się a w nich ukazały się twarze wszystkich dziewczyn
-Heej.-uśmiechnęłam się, a te z bananami na twarzach
wciągnęły mnie do salonu. Tam stała jedna, olbrzymia kanapa w kształcie litery
„U”. Na ścianie rozciągnięty był rzutnik a przed nim stał stolik z miskami
popcornu, żelkami a także…maseczki, lakiery do paznokci i kilka kosmetyczek.
-No nieźle..
-No a jak! No chodź, siadaj. Najpierw film, potem salon
urody.
-A zdążymy się z tym wyrobić przed piętnastą?
-A czemu tak?
-Muszę iść na obiad…
-Oj, Inga, odgrzejesz sobie.-machnęła ręką Lisa
-No właśnie nie, bo jestem umówiona na obiad…do restauracji.
-Z KIM?-wszystkie chórem zwróciły na mnie spojrzenia, tylko
jedyna Cathy, która od początku była prawie pewna, że ja i Marco jesteśmy
razem.
-Z chłopakiem. No, a teraz oglądamy ten film.-usiadłam na
kanapie czując na sobie zdziwione spojrzenia dziewczyn. Cała piątka weszła mi
przed ekran.
-No co?
-Z jakim chłopakiem?-wycelowała we mnie palec Tugba
-Moim. Własnym. Prywatnym, ukochanym. To jak, film?
-Znamy go?
-A kto nie zna Marco Reusa?-wzruszyła ramionami Cathy
siadając koło mnie i dając mi kuksańca
-Ała…-spojrzałam na nią wilkiem ale zaraz obie się
roześmiałyśmy.
-Wiedziałam. Gdzie wy byliście robiąc to zdjęcie?
-Na jachcie…
-Zabrał tam cię?
-Yhymm…
-I co? I co?-doskoczyły do nas wszystkie WAG’s i usiadły dookoła
-No i powiedzieliśmy co do siebie czujemy i..złapaliśmy się
za rączki jak na parę przystało.
-Oj, Reus chyba cię za rączkę nie łapał. –roześmiała się
Silla –I ani buzi-buzi?
-Oj…Troszeczkę.-zaśmiałam się a na wspomnienie naszych
pocałunków aż wyszły mi rumieńce.
-Widzę właśnie te troszeczkę. Zrobimy ci maseczkę, manicure
paznokci, jakiś ładny kolorek sobie wybierzesz, potem makijaż…
-Sukienki mam w domu.
-Kochanie, mam tu pełno sukienek. Nic się nie martw. Rozmiar
na pewno też będzie dobry.-uspokajała narzeczona Hummelsa.
-Reus padnie, zobaczysz.-uśmiechnęła się Tugba –Ej, tak w
ogóle nie pogratulowałyśmy naszej nowej WAG!
I tak wszystkie przytuliłyśmy się niczym takie miśki.
Dziewczyny włączyły film, ale żadna się na nim nie skupiała,
bo padłam ofiarą nakładania maseczek i piłowania paznokci. W momencie, kiedy
wszystkie miałyśmy nałożone maseczki Cat zrobiła nam selfie i wstawiła na
Instagrama.
-Teraz paznokcie. Jaki kolor?-postawiły przede mną paletę
kolorów a ja zupełnie zgłupiałam. Jeszcze przycięły mi paznokcie na kształt
migdałków.
-Wiecie co, może najpierw sukienka?
Wszystkie się uparły na czerwoną sukienkę przed kolano,
czarną marynarkę i czarne szpilki…Wysokie niczym wieża Eiffla. Do tego czarna
kopertówka. Jednogłośnie stwierdziłyśmy, że najbardziej odpowiedni lakier to
będzie czarny. Kiedy już myślałam, że to koniec „tortur” z ich strony… Zagnały
mnie do łazienki, gdzie Silla w przeciwieństwie do moich obaw zrobiła mi
naprawdę piękny makijaż. Okazało się, że robiła kiedyś kurs dla makijażystek.
Sama nie mogłam się poznać w lustrze. Włosy, mimo, że miałam naturalnie kręcone
to jeszcze delikatnie podkręciłyśmy lokówką.
-Wow.-powiedziałam jedynie przeglądając się w lustrze.
-No, no, no…-pokiwały wszystkie głowami z aprobatą. –Marco
padnie. Mówię ci.
-Chyba wcześniej ja padnę przez te szpile.
-Dasz radę.
-Dziękuję wam, jesteście cudowne. Czuję się jak Kopciuszek,
co dobra wróżka przebrała ją w piękny strój na bal.
-Teraz Kopciuszek, ostatnio było Piękna i Bestia.
-Oj tam, to drugie nadal aktualne.
-Widzisz? Teraz twoje życie to bajka!
-W pięćdziesięciu procentach. Mam nadzieję, że się procent
podniesie.
-A coś się dzieje?
-Braciszek się dzieje. Długa historia. Nie będę sobie psuć
nastroju przed randką.
-Otóż to.
-Inga, wiesz która godzina?
-Oświeć mnie, Cat.
-Za pół randka.
-Słucham? Już!?
-Tak.
-Kochanie, wróciłem na
chwilę!... Cat, jesteś?-usłyszałyśmy z dołu wołanie Matsa.
-Jesteśmy na górze!-odkrzyknęła mu.
-Muszę napisać sms’a.-oznajmiłam i wyjęłam telefon z
pożyczonej kopertówki Cathy. Pierwszy do taty.
„Przebrałam się u
Cathy, będę wieczorem!:)”
A drugi do Marco.
„Gdzie się spotkamy?”
-Hej dziewczyny… Inga, wow, zjawiskowo wyglądasz!-uśmiechnął
się szeroko wysoki brunet i objął mnie. –Wybieracie się gdzieś?
-Inga ma randewu z Reusem.-wytłumaczyła mu narzeczona
–Podwieziesz ją?
-Nie trzeba, Cat, dam radę, wezmę taksówkę. Nie będę Matsowi
głowy zawracać.
-Daj spokój. I tak zaraz jadę to cię podrzucę. –puścił do
mnie oko i wyszedł z pokoju.
-No to co, pozostaje nam życzyć ci dobrej zabawy.
-Dziękuję. Na pewno będzie. –w tej samej chwili dostałam
sms’a od Marco
„Podwiozę cię. Mogę
teraz przyjechać?”
„Nie ma mnie w domu,
napisz adres!:)”
Wysłałam sms’a a chwilę później dostałam odpowiedź.
„Rheinische St. …z kim
jedziesz?”
„Z przystojnym,
wysokim, ciemnookim brunetem. Do zobaczenia!”
„Proszę sobie ze mnie
nie żartować!”
„Jestem jak
najbardziej poważna. Nie masz się co martwić, nie jest w moim typie. Wolę
rudych…tzn.blondynów!:) Kocham cię.”
Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie i schowałam telefon. Zeszłyśmy na dół, gdzie kończył coś właśnie
jeść Mats.
-Możemy jechać?
-Jasne, masz adres?
-Mam.
-No to jedziemy. Pa kochanie.-objął swoją narzeczoną i
pocałował. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok i wręcz nie mogłam się
doczekać aż to Marco mnie pocałuje. Pożegnałam się z dziewczynami i poszłam z
Matsem do jego samochodu.
-Dojedziemy na piętnastą?
-Będziemy punktualnie.-uśmiechnął się szeroko i ruszyliśmy
spod jego posiadłości
-Masz ładny dom… Ba, piękny.
-Dzięki, chociaż to zasługa Cat. Dałem jej wolną rękę przy
wyborze. A tak w ogóle, mogłabyś mi wysłać oryginalne zdjęcie co zrobiliście z
Marco jak się zaręczaliśmy?
-Jest na telefonie Marco ale myślę, że nie ma problemu.
-To dobrze.
-Chcesz oprawić w ramę?
-Aż tak jestem przewidywalny?
-Nie, to będzie świetny prezent. Jestem tego pewna.
-Mam nadzieję, że się ucieszy
-Nie ma innej opcji.
Pięć minut później dojechaliśmy pod wskazany adres. Mats
zatrzymał się w sumie na pobliskim parkingu. Zaczęłam rozglądać się przez
okienko ale nigdzie nie mogłam zobaczyć swojego chłopaka czy chociaż jego
samochodu.
-Tam.-wskazał na drugą stroną, gdzie faktycznie szedł Marco
ubrany w czarne jeansy i białą koszulę z nonszalancko przerzuconą marynarką
przez ramię. Uśmiechnęłam się szeroko i od razu chwyciłam za klamkę, żeby
otworzyć drzwi.
-Ja ci otworzę, pozwolisz, że będę gentelmanem.
-Proszę cię bardzo, stwarzaj pozory.
-Dzięki.-zaśmiał się, a kiedy wysiadł przywitał się z Marco
i wymienili kilka zdań. No tak, pozory. Zapomnieli o mnie. Miło. Jednak chwilę
później Marco sobie jednak o mnie przypomniał i otworzył mi drzwi.
-Wow…-spojrzał na mnie od dołu do góry i z powrotem na dół.
-Mi również miło cię widzieć.
-Wyglądasz… Wow… Niesamowicie.
-Podziękuj dziewczyną, to ich sprawka.-uśmiechnęłam się
ujmując jego dłoń.
-Prędzej Jürgenowi i Ulli. Jesteś przepiękna. A ta sukienka
pasuje do ciebie idealnie.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się zarumieniona. Chwała makijażowi
Silli, który ukrywał moje rumieńce.
-Nie będę już wam przeszkadzał. To do jutra Marco… Inga,
będziesz?
-Gdzie?
-Na treningu!
-To już? Jutro?
-Będzie.-odpowiedział za mnie Marco i objął mnie w pasie.
-Skąd wiesz? Może nie będę miała ochoty?
-Będzie.-potwierdził z uśmiechem Reus. Przewróciłam oczami i
pomachałam odjeżdżającemu Matsowi.
-Dla ciebie.-usłyszałam głos Marco przy moim uchu, a kiedy
się odwróciłam zobaczyłam bukiet różowych róż.
-Dziękuję. Wiesz, że nie trzeba było?
-Zasługujesz na najpiękniejsze kwiaty. Jesteś głodna?
-Trochę.
-To idealnie się składa.
Szliśmy w ciszy jakieś pięć minut i weszliśmy do naprawdę
ekskluzywnej restauracji. Marco miał już zarezerwowany stolik. Kelner nas do
niego zaprowadził i podał menu. Cała restauracja była utrzymana w beżach i
brązach. Była bardzo kameralna. Nasz stolik znajdował się najbardziej na
uboczu. Długie zasłony i świece nadawały wyjątkowego uroku temu miejscu. Marco
siedział naprzeciwko mnie i przeglądał swoje menu.
-Już wybrałaś?
-Nie, zapatrzyłam się na ciebie.
-I co we mnie takiego interesującego?
-Wydajesz się na zmęczonego.-ujęłam jego dłoń na stole i
delikatnie przejechałam kciukiem po jej wierzchu.
-Miałem dość… Zabiegane popołudnie. Musiałem pojechać do
Kolonii.
-Dzisiaj? Przecież to daleko.
-Mój menager tam ma siedzibę, biuro, dom. Wybierz sobie
termin.-uśmiechnął się szeroko znów spojrzał w kartę.
-Coś nie tak?
-Już wszystko w porządku. Przy okazji poinformowałem go, że
mam dziewczynę.
-Biedak… Jak to zniósł?-zapytałam z udawanym zmartwieniem, a
Marco parsknął śmiechem
-Będzie miał na głowie szturm mediów. Ja mu współczuję.
-Myślisz, że będzie aż tak źle?
-Dla nas nie, menagerowie od tego są.
-I co będzie mówił?
-Wszystkim to samo. „Nic nie wiem na ten temat”.
-Może nie dowiedzą się zbyt szybko.
-Wręcz przeciwnie. Na dworze, naprzeciwko restauracji koło
drzewa stoi z aparatem paparazzi. I właśnie nam robi zdjęcia. Możesz się
uśmiechnąć, żeby lepiej wypaść. Tylko się nie odwracaj. To co zamawiamy?
-Może pójdziemy?
-Daj spokój. Mamy oddalony stolik, zdjęcia też nie będą
wyraźne. Spokojnie, musisz przywyknąć.
-No nie wiem…-westchnęłam
-Czy mogę już przyjąć państwa zamówienie?
-Tak, poprosimy dwa razy kaczkę z sałatkami dla mnie czarną
herbatę, a dla ciebie, Inga?
-Zieloną, jeśli macie.
-Oczywiście, dziękuję.
-Może nie lubię kaczki.-spojrzałam na Marco, kiedy kelner
już się oddalił
-Zaufaj mi, tutaj mają pyszną. Ale i tak mi się wydaje, że lubisz.
Obiad okazał się naprawdę pyszny. Marco oczywiście nie
pozwolił mi zapłacić za siebie… Uparciuch.
Korzystając z okazji, kiedy do dziennikarza spod drzewa
zadzwonił telefon opuściliśmy restaurację. Marco zabrał mnie do dortmundzkiego
ogrodu. Piękne alejki kwitnących kwiatów, gatunków, o których nigdy nie
słyszałam. Ukradkowe spojrzenia spacerowiczów wprawiały mnie w lekkie
zakłopotanie, jednak potem przerodziło się w rozbawienie. Marco cały czas
trzymał mnie za rękę. Rozmawialiśmy o typowych błahostkach, czasem w ogóle nie
rozmawialiśmy tylko wsłuchiwaliśmy się w szum drzew i śpiew ptaków.
Z ogrodu przeszliśmy do normalnego parku i zaczęliśmy powoli
kierować się do parkingu, gdzie zaparkował samochód. Kiedy skręciliśmy w
ostatnią uliczkę parku zobaczyliśmy biegnących znad przeciwka Lewandowskich.
-Marco…-spojrzałam na niego nerwowo.
-Porozmawiaj z nią.
-Myślisz, że w jeden dzień zmieniła decyzję?
-Myślę, że tak.
-Chyba nie masz z tym nic wspólnego?-spojrzałam na niego
podejrzliwie, a on tylko uśmiechnął się tajemniczo i pocałował mnie delikatnie.
-Powiedzmy, że ich dom stał na drodze do Kolonii.
-Oszalałeś.
-Chciałbym przedstawić cię moim rodzicom. –powiedział ni z
tego ni z owego. Zaskoczył mnie tym. –Po treningu.
-Dobry, dobry! Co za spotkanie!-uśmiechnął się szeroko Lewy
i przytulił mnie do siebie, a potem przywitał się z Marco. Ania stała trochę za
nim. –Chodź stary, nie uwierzysz, jaką świetną patelnię do grilla
kupiłem!-pociągnął go za ramię w drugą stronę zostawiając mnie z Anią sam na
sam.
-Patelnię do grilla.-zaśmiałam się pod nosem.
~~~
I taki oto 42:)
Chyba znowu trochę przydługi?
Dzisiaj chłopaki z BVB wrócili do Dortmundu mając za sobą dwa wygrane mecze w Dubaju (4:0, 4:1) Oby tak wyglądała cała Bundesliga i Liga Europy:D
Komentujcie proszę, to bardzo motywuje! <33
Za tydzień pojawi się 43 (postaram się znów na ostatnią chwilę wyrobić.:P )
Buziaki!
Opłaca się czekać cały tydzień ;) Ćwiczysz naszą cierpliwość :D Myślę, że Ania spróbuje zaakceptować związek Ingi i Marco, ale będzie miała Reusa na oku. Życzę dużo motywacji i czasu na pisanie ;) Pozdrawiam Pszczółka Emma xo
OdpowiedzUsuńO jejku.. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo rozbawiła mnie końcówka.. Ale chyba taki miał być cel? Patelnię do grilla, naprawdę nie stać Go na nic lepszego? Robert mógłby czasem poruszyć trochę bardziej swoją małą mózgownicą xD
OdpowiedzUsuńpowiem tak.. Chyba tego jeszcze nie pisałam u Ciebie w komentarzu, ale chyba najwyższa pora.. Masz taką lekkość pisania i to widać. Gołym okiem. Rozdziały są lekkie i przyjemne do czytania, a postacie.. Takie prawdziwe, czasem naprawdę zastanawiam się czy oni są właśnie tacy jak w Twoim opowiadaniu. Naprawdę zazdroszczę Indze takiego faceta i takich przyjaciół. Zwłaszcza faceta..
Ania.. No cóż.. Mam nadzieję, że zaakceptuje związek Ingi i Marco. No bo jakie ma wyjście? Musi. To decyzja Ingi. To jej życie i jej związek. Ania nie ma prawa decydować za nią. W sumie to powinna postawić się na miejscu Ingi. Jakby się czuła, gdyby Inga próbowała rozdzielić ją i Roberta? Na pewno nie byłaby zadowolona, a nawet zawiedziona postawą przyjaciółki..
A Marc naprawdę już zaczyna mnie drażnić.. Powinien w końcu dać spokój. Mam nadzieję, że jak zobaczy wyniki to da spokój Indze i w końcu uwierzy, że jest jego siostrą. Nawet jeżeli nie chce jej w swojej rodzinie to trudno. Jest jej częścią i koniec.. To się nie zmieni. Rodziny się nie wybiera..
No poza małymi wyjątkami. Chyba wiesz co mam na myśli. Ja już wybrałam, i Ty chyba też.. prawda?
No nic.. Ja już zmykam poprawiać swój rozdział i może jeszcze dzisiaj pojawi się. Twój jest idealny! Boeski!! (tak, specjalnie tak napisałam xd) Cudowny! Brak słów! O! Wyśmienity! Wyśmienicie dobry!
Pozdrawiam i życzę miłego wieczorku! ♥
Rozdział jak zawsze wspaniały. Ahhh te nasze gołąbeczki. Rozdział jak dla mnie ma idealną długość :) czekam na rozdział 43,pozdro
OdpowiedzUsuńBoże ta końcówka haha 😂 genialna :D
OdpowiedzUsuńRozdział idealny,naprawdę ❤ nie potrafię opisać jak bardzo mi się podoba <3
Marc zaczyna mnie drażnić,niech sobie kaskę wsadzi w...buty
Rozczarowała mnie reakcja Ani,powinna zauważyć to że Inga jest naprawdę szczęśliwa
Mam nadzieję że to zrozumie
A Marco...bardzo mi się spodobało to,w jaki sposób traktuje Ingę...jego szczere uczucia są miodem na serce :D
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ❤
Buziaki kochana :*
Życzę weny :3
Boże, ta patelnia mnie rozwaliła! :D Coś mi się wydaje, że Reus skrywa jakąś tajemnicę, a ja chcę ją poznać ;p Czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńBoże, Lewy jaka siara XD Co z Reusem, Ania coś wie, z pewnością. Mam nadzieje, ze dowiemy się w następnym rozdziale :D
OdpowiedzUsuńHahahahaahahahaha ! Popłakałam się ze śmiechu ! :D
OdpowiedzUsuńPatelnia ? Serio ? Hahaha oj Lewy Lewy.
Dobrze, że Marco był cały czas przy Indze. Pewnie gdyby nie on, cały wieczór siedziała by w łóżku i płakała z powodu Ani...
No właśnie. Jak najlepsza przyjaciółka może coś takiego zrobić ? Moim zdaniem Ania powinna przeprosić Ingę i Marco, co najważniejsze DAĆ IM SZANSĘ.
Reus coś kombinuję, tylko nie wiem co. Bardzo mnie to ciekawi... :)
Rozdział jak zwykle wspaniały. Uwielbiam czytać Twojego Bloga ! <3
Buziaki ! :*
Jestem!
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, ale czy ja kiedykolwiek będę miała u ciebie powody do narzekań? Hmm... chyba nie :D
Boże, co ty ze mną wyrabiasz o dziewiątej rano. Ty chcesz, żebym zakrztusiła się ze śmiechu? Patelnia po prostu dzisiaj przebiła wszystko! xD
Marco jest tak uroczy, że chyba bardziej się już nie da. Chyba po tym wrednym świecie nie chodzą takie egzemplarze... Ale co do Ani jeszcze, raczej przydałoby się, gdyby przeprosiła Ingę i Marco. Wypadałoby.
No nic, czekam na kolejne!
Buziaki :**
Hmm ... co ja mam Ci napisać ? Chciałabym napisać to co zawsze, czyli, że rozdział wspaniały, cudowny i idealny, ale czy to nie byłaby przesada ? Ciągle piszę to samo, a Ty na pewno się już nudzisz czytając te moje komentarze. Aż mi głupio, uwierz mi.
OdpowiedzUsuńTrochę się zawiodła, ale nie chce, żebyś pomyślała, że rozdziałem, bo absolutnie nie ! Zawiodłam się Anią ... uwielbiam ją zarówno w opowiadaniach jak i u realu. Szczerze mówiąc myślałam, że zrozumie. Ja też staram się zrozumieć ... może Marco ma jakąś tajemnice, może kiedyś był inny, ale może też się zmienił ? Może zrozumiał ? Może kocha tylko i wyłącznie Ingę i tylko to się dla niego liczy ? Nikt (oprócz Ciebie, ale cii) tego nie wie, tylko sam Marco, więc dlaczego wszyscy się wtrącają w ich błędy ? Oni muszą sami to sobie poukładać, nauczyć się i przede wszystkim nauczyć się razem żyć. W związku. Nic nie przychodzi od razu (jak to się mówi "nie od razu Rzym zbudowano"), tym bardziej, że Inga straciła babcie i ma jakieś tam swoje problemy, tajemnice, sekrety itd.
Marco jest taki kochany <3 ... jeden telefon, a on do niej przyjechał. O Mój Boże ! To takie piękne, cudowne, wspaniałe, słodkie ! On tak bardzo ją kocha, że to się w głowie nie mieści. Chyba każda dziewczyna marzy o takim facecie !!
Od czego między innymi ma się przyjaciółki ? Właśnie od tego, żeby szykowały Cię na randkę z ukochanym mężczyzną ! Hahaha :D
Prawie się popłakałam na końcu ... jezu Lewy ... czy on tak poważnie ? Niby taki inteligentny facet (co udowodnił w rozmowie z Ingą), a jak przychodzi co do czego to odwala takie rzeczy. Hahahah ! Nie no po prostu nie mogę powstrzymać się od głupiego uśmiechu xdd
Randka z Marco ... szczerze ? Mam być szczera ? Też tak chce ! Najlepiej od razu ... hmm ... mogę być gotowa za godzinę ? A jak nie będzie chciał tyle czekać to starczy mi kwadrans ! Czego się nie robi dla takiego mężczyzny, no nie ?
Z każdym rozdziałem jak czytam te Twoje wspaniałe wypociny to czuje jakbym brała w tym udział ... to wszystko jest takie realistyczne. Lekkie, szczere, momentami zabawne, ale też poważne. Jak Ty to robisz dziewczyno ? Jesteś pewna, że nie znasz ich w życiu prawdziwym i opowiadanie nie jest na faktach ? Bo czasami poważnie się gubię. Hehe <3
Sama już nie wiem co mam pisać, bo zaraz się boję, że tak się rozpiszę, że Blogger mnie zablokuje. Nawet jeśli nie jest to możliwe.
To co ? Widzimy się 30 stycznia o tej samej porze co zwykle pod tym adresem ? <3 Obiecuje, że będę punktualnie. Może nawet uda mi się być pierwszą (bardzo się postaram !!). Buziaki :*
Może i długi, ale fajnie się czytało! :D Tradycyjnie jestem z opóźnieniem, no ale jestem, nie zapomniałam, więc jeszcze nie jest ze mną tak źle :p
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, muszę powiedzieć, że uwielbiam te sceny, kiedy Inga i Marco przebywają w swoim towarzystwie, bo są wyjątkowo kochani ♡ Nieważne, czy się śmieją czy płaczą czy są zmęczeni, ważne, że po prostu są :) Po drugie, nie spodziewałam się po Ani żadnego innego zachowania... Ale ogólnie nie przepadam za jej osobą, więc wszystko mi jedno :p Po trzecie i dla mnie najbardziej intrygujące: co ukrywa Reus? Skoro Ingę ostrzegają przed nim trzy osoby i ona także to zauważa, to faktycznie coś musi być na rzeczy... I dobrze, bo tajemnice w opowiadaniu podgrzewają atmosferę i pomimo, iż nie mam dostatecznej pewności, że coś jest ma rzeczy, nie mogę się doczekać rozwinięcia tego wątku :D
I po czwarte, ja też się popłakałam przy patelni do grilla :D Czytałam też rozdział przy mamie i od razu spytała mnie, z czego się śmieję :p No ale można i tak :p
Życzę Ci dużo siły (cokolwiek się nie dzieje), pamiętaj, że jesteśmy z Tobą i nie poddawaj się! Z każdej sytuacji jest wyjście :) Pozdrawiam, buziaki :**
Na początku chciałabym Cię przeprosić za moje zaległości w pisaniu komentarzy. Mam nadzieję, że choć trochę mnie zrozumiesz. Ostatnio miałam na głowie dużo sprawdzianów, kartkówek, popraw i nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że zbliża się już koniec stycznia (chociaż w moim regionie ferie zaczynają się dopiero w połowie lutego).
OdpowiedzUsuńAle przechodząc do rozdziału - niesamowity :D. Marco jest taki kochany, uroczy (czy ktoś może mi załatwić jakiegoś sobowtóra? :))
Tylko Marc...ja rozumiem, że to szok tak z dnia na dzień dowiedzieć się, że ma się siostrę ale dlaczego on się tak zachowuje? Boje się, że namiesza, że podrobi testy genetyczne i jeszcze wiele innych czarnych scenariuszy. Mam ogromną nadzieję, że się mylę.
Życzę Ci, aby wszystko się u Ciebie ułożyło. Pamiętaj, że wiara w siebie to pierwszy krok do zwycięstwa.
Buziaki,
Mańka :)