„Wiem, obserwujesz mnie,
Ja widzę Ciebie też.
Ja wiem, to jedno pewne jest
To Ciebie przed oczami mam.
Kto wie, może znów spotkam Cię
Nim skończy się długi dzień.”
-Nie wyspałaś się?-zapytała Cathy, kiedy kolejny raz podczas
śniadania ziewnęłam
-Przepraszam, ale kiepsko dziś spałam.
-To niedobrze.-stwierdziła Lewandowska przeżuwając kanapkę
–Chciałyśmy wybrać się z dziewczynami na mały shopping.
-Chętnie wybiorę się z wami.
Zasnęłam dopiero po drugiej w nocy. Nie umiałam sobie
wytłumaczyć tej wiadomości. Nabija się ze mnie czy coś do mnie czuje? Czy
przegrał zakład? W końcu zmęczenie wzięło górę i zasnęłam.
Nasz urlop dobiega końca. Za trzy dni mamy wylot. Ktoś by
powiedział, że jeszcze trochę zostało, ale czas spędzony z tak fantastyczną
ekipą szybko upływa, śniadanie, a zanim się obejrzymy zastaje nas zmrok.
-Teraz czy po obiedzie?-zapytałam
-Może zjemy po prostu obiad tam. Nie chce mi się wracać
specjalnie na obiad do hotelu. A znając nas to trochę tam posiedzimy.
Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu Marco. Nie wydawało
mi się, że widziałabym go, kiedy wchodziłam. Teraz go jednak zauważyłam.
Siedział pod oknem przy odosobnionym, dwuosobowym stoliku razem z Mario.
Zdziwiło mnie to trochę. Zawsze lubił spędzać czas z resztą towarzystwa. Nie
możliwe, żeby się pokłócili. Nie miałam zupełnie pomysłu co się z nim dzieje… A
może miałam i jeden, tylko nie zbyt bardzo chciałam go przyjmować do
wiadomości. Nie dałam mu odpowiedzi. Wiem, że muszę mu coś napisać, ale no… Nie
mam bladego pojęcia co.
Dokończyłam śniadanie i wróciłam z dziewczynami do pokoju.
-Wiecie co, chyba się chwilkę zdrzemnę. Jak będziecie się
chciały zbierać to mnie obudźcie.
-Pewnie. Słodkich snów.
Weszłam do pokoju i położyłam się wygodnie na łóżku. Masz
mętlik w głowie? Idź spać. Najlepsza zasada.
-Jesteście mężem i
żoną. Możesz pocałować pannę młodą-ogłosił ksiądz. Uśmiechnęłam się szeroko do
mojego męża.
-Nie, dziękuję, nie
trzeba, może kolega.-usłyszałam głos Mario. A nie mówiłam, żeby się bardziej
zastanowić nad doborem świadka?
-Inga…-usłyszałam głos
-Marco.-wymamrotałam sennie
-Ania.
-Nie lubisz Ani?
-Inga, halo, to ja, Ania.-otworzyłam oczy i wbiłam
spojrzenie w stojącą nade mną przyjaciółkę.
-Wybij sobie go wreszcie z głowy. Chodź, idziemy na zakupy.
-Okej. Przebiorę się tylko.
Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wybrałam
zwyczajne krótkie spodenki i t-shirt. Do tego trampki na nogi, włosy związane w
koczka, tusz do rzęs, odrobina błyszczyku i gotowe.
-Jestem gotowa. Możemy iść?-weszłam do salonu dołączając do
dziewczyn.
-Pewnie. Idziemy! Świetnie wyglądasz.-uśmiechnęła się do
mnie Ewa i ruszyłyśmy na nasz zakupowy wypad.
Szłyśmy niespiesznie promenadą przy plaży w cieniu
egzotycznych drzew. Co jakiś czas na ulicy stali uliczni grajkowie grający
jakąś tradycyjną wyspiarską muzykę. Sprzyjały nam ogromnie wesołe humory. Na
chwilę oderwałam się od moich myśli. Tak, to była wspaniała chwila. W końcu
trafiłyśmy do miasteczka. Trochę czasu zajęło nam, żebyśmy mniej więcej
wiedziały gdzie co jest. W centrum miasteczka stała wielka fontanna.
Postanowiłam sobie, że jeszcze do niej podejdę. Tak, takie samo postanowienie
jak z tym wazonem… Nie no, pójdę po ten wazon…pójdę. Ale najpierw muszę
załatwić sprawę z Marco. No i znowu o nim myślę. Ale nie potrafię o nim nie
myśleć. Taka jest prawda. Może nie będę przepuszczała myśli o nim tak jak
teraz, kiedy dobrze się bawię z dziewczynami, ale on cały czas zaprząta moją
głowę. No i jeszcze ta „randka”… Serce krzyczy: idź! Rozum kręci głową z
niezadowoleniem patrząc na zachowanie serca. I kogo mam teraz słuchać? A, no
tak. Błaszczykowskiego.
Zaśmiałam się i przyspieszyłam kroku dołączając do
dziewczyn.
-Chodźcie tu, ten sklep wspaniale się zapowiada.-stwierdziła
Cathy patrząc na wystawę.
Oglądałyśmy różne ciuchy i buty przez całe trzy godziny.
Każda z nas znalazła coś dla siebie. Ja wybrałam dla siebie kapelusz i czarne
szpilki, które strasznie mi się spodobały. Była jeszcze piękna sukienka w
kolorze czerwonego wina. Leżała na mnie niesamowicie, jednak stwierdziłam, że
nie miałabym okazji, żeby ją założyć. A może miałabym… Randka z Reusem.
Cholera. I co ja mam zrobić?
Szłyśmy właśnie do restauracji, kiedy zobaczyłam
Tobiasa. On akurat na mnie spojrzał i uśmiechnął się delikatnie. Zaczął iść w
moim kierunku.
-Zamówcie mi coś, zaraz do was przyjdę.
-Okej!-odpowiedziały wchodząc do restauracji.
Brunet podszedł do mnie z uśmiechem i objął po
przyjacielsku.
-Hej Inga.
-Cześć, miło cię widzieć.
-Cieszę się, że cię jeszcze spotkałem. Dzisiaj wracam do
Niemiec.
-Krótko tu byłeś.
-Służba wzywa.
-A, no tak.-uśmiechnęłam się.
-Wiesz Inga… Chciałem ci powiedzieć… Jesteś naprawdę
wspaniałą dziewczyną. Kurczę, wiesz. Gdybyś nie była zakochana, to bym o ciebie
walczył. Myślę, że teraz jestem na straconej pozycji, prawda?-podobam się mu?
Czy mogłabym z nim chodzić? Czy mogłabym chodzić z kimkolwiek? Kimkolwiek poza
Marco?
-Moje serce należy do kogoś innego.-odpowiedziałam pewnie.
Bo tak przecież właśnie jest.
-Zazdroszczę mu. Nawet nie wie jakie ma szczęście.
-Jakie tam szczęście. Jestem zwykłą dziewczyną, jak każda
inna.
-Jesteś wyjątkowa. Jeśli on też cię kocha z pewnością widzi
i wie, jaki ma skarb. A jeśli on tego nie widzi jest debilem. Wielkim debilem.
-Bardzo mi miło, ale…
-Żadne ale. Taka jest prawda. Może mogę chociaż liczyć na
twój numer telefonu? Wiesz, policjanci czasem potrzebują profesjonalnej
psycholog.-zapytał z rozbrajającym uśmiechem podając mi swój telefon.
-Proszę dzwonić w soboty między osiemnastą, a osiemnastą
piętnaście.-powiedziałam oddając mu jego telefon z zapisanym moim numerem.
-Dziękuję bardzo, zapamiętam. To ja już cię więcej nie
zatrzymuję, nie przeszkadzam w waszym wypadzie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś
się spotkamy.
-Pewnie, zapraszam do Dortmundu.
-A ja do Kolonii.
-Wiesz, jesteś naprawdę wspaniałym mężczyzną i zasługujesz
na twoją wymarzoną dziewczynę. Ona gdzieś tam jest, tylko może po prostu nie
może cię znaleźć.
-Tak jak wy znaleźliście się z tym piłkarzem…
-My chyba jeszcze szukamy.-uśmiechnęłam się słabo
-To trzymam kciuki, żebyście się znaleźli.-uśmiechnął się
życzliwie i przytulił mnie na pożegnanie.-Cieszę się, że cię poznałem.
-Ja również. Dziękuję za miło spędzony czas, przepraszam, że
tak to się skończyło wtedy…
-Jasne, rozumiem. To do zobaczenia.
-Do zobaczenia. I powodzenia.
-Wzajemnie.-pocałował mnie w policzek uśmiechając się i
ruszył w przeciwną stronę.
Weszłam do restauracji, gdzie siedziały dziewczyny. Od razu
ich spojrzenia skierowały się na mnie.
-I co? Co ci powiedział?-zapytała uśmiechnięta szeroko Ania.
Czasem nie rozumiem jej. Nie chce, żebym
spotykała się z Marco, twierdzi, że nie jest dla mnie odpowiedni. Myślałam, że
chce mojego szczęścia. Czyli jednak chcę być z Marco? To on jest dla mnie tym
szczęściem?
-Muszę po coś pójść.-wstałam od stołu i ruszyłam pędem
pozostawiając swoje przyjaciółki ze zdziwionymi minami.
Skierowałam się do
sklepu, w którym była moja, właściwie to za chwilę moja sukienka. Jeśli iść na
spotkanie z Marco, czy jak on to nazywa, randkę to tylko w tej sukience.
Weszłam, wzięłam sukienkę z wieszaka, którą mierzyłam i poszłam z nią do
kasy. Zadowolona z zakupu wróciłam do
restauracji, gdzie właśnie podawano nasze dania.
Po skończonym posiłku stwierdziłyśmy, że wrócimy do naszego
hotelu. Wybrałyśmy tą samą drogę, którą szłyśmy. Choć wydaje się długa, to
cudownie się nią idzie. Można się tak odprężyć.
W końcu dotarłyśmy do naszego hotelu. Weszłyśmy na jego teren
od strony plaży i hotelowego basenu. Po tej samej stronie stały też balkony.
Coś mnie tchnęło i podniosłam głowę do góry. Na balkonie, oparty o balustradę
stał Marco. Obserwował mnie. Kiedy nasze spojrzenia przez chwilę się ze sobą
spotkały odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie wiem czemu. Znów się może
włączyła nieśmiałość i niepewność Ingi. W sumie… Chyba mogę być niepewna po
tych wszystkich wydarzeniach z blondynem na czele.
Kiedy tylko weszłam do pokoju rozpakowałam moją sukienkę i
położyłam ją na łóżku. W tej samej chwili usłyszałam dźwięk nadchodzącej
wiadomości. Domyślałam się od kogo może być. Kuba, tata albo Marco… Widząc
jednak wzrok tego ostatniego sprzed kilkunastu minut byłam prawie pewna, że to
on jest autorem tej wiadomości.
Nie myliłam się. Patrzyłam na wyświetlacz telefonu i nie
mogłam się przemóc, by otworzyć wiadomość. W końcu nastąpił ten moment.
„Będę czekać o 19.
koło fontanny w miasteczku.
Chciałbym, żebyś
przyszła.
Bardzo mi zależy.
M.”
Spojrzałam na leżącą sukienkę. Tak, będzie idealna. A więc
dziewiętnasta.
-Co tam, Inga?-weszła do pokoju Ania
-Spotkam się dzisiaj z Marco. –powiedziałam pewnie wyjmując
czarne szpilki, które okazały się idealnie pasować do sukienki.
-Żartujesz?
-Nie. Jestem całkowicie poważna.
-Przecież ci mówiłam, że…
-Tak, Ania, mówiłaś, ale to nie wystarczy, żeby mi
przeszkodzić…
-Nie chcę ci przeszkadzać! Jesteś bardzo delikatna i
wrażliwa. Po tym co zrobił wcześniej nie wiesz czego się możesz teraz
spodziewać.
-On mnie nie skrzywdzi.
-Skąd masz pewność? Nie chcę, żebyś zostawała z nim sama.
-Przestań, dobra? Przestań go traktować, jakby był jakimś
masochistą, gwałcicielem, damskim bokserem! Mieszkałam z gorszym a żyję!
Przestań w nim widzieć jakieś zagrożenie dla mnie! Czemu nie możesz na niego
patrzeć jak wcześniej? Jak na kolegę z klubu twojego męża?
-Chce twojego bezpieczeństwa, jestem twoją przyjaciółką.
-Na razie gderasz jakbyś była przewrażliwioną matką! Zacznij
być moją przyjaciółką i zacznij do jasnej cholery mnie spróbować zrozumieć i mi
pomóc!-moje emocje wzięły górę. Sama siebie nie poznawałam. Mówiłam
podniesionym głosem, prawie krzyczałam na moją przyjaciółkę. Choć nie wiem, czy
mogę tak jeszcze ją nazywać. Strasznie się od siebie oddaliłyśmy. Nie chcę,
żeby kazała wybierać mi między nią, a Marco. Oboje są dla mnie bardzo ważni. Nie
umiem między nimi wybierać. Choć gdyby mi trzeba było…
Wyszłam z pokoju na korytarz. Tam na
nieszczęście spotkałam Lewandowskiego.
-Pokłóciłyście się?
-Nie słychać było?
-Inga, co się dzieje?
-Wiem, że ty też jesteś teraz anty-Marco…
-Jestem. To co zrobił… Nie chcę, żebyście…
-Nie kontynuuj. Nie mam ochoty na kolejną kłótnię. W sumie
to przeze mnie. Przeze mnie. Marco jest twoim przyjacielem. Nie chce, żeby ta
przyjaźń ucierpiała. Proszę, Robert…-nie uzyskałam jednak odpowiedzi. Ruszyłam
korytarzem przed siebie. Zbiegłam po schodach i pobiegłam na plażę. Położyłam
się na gorącym piasku. Zamknęłam oczy. Ciepłe promienie słoneczne działały
bardzo uspokajająco.
Po jak się okazało półtoragodzinnym wypoczynku postanowiłam
napisać do Kuby. Rozmowa z Anią mnie podłamała. Z jednej strony idąc na tą całą
randkę, zrobiłabym na złość Ani. A nie idąc zraniłabym siebie. Ania jest dla
mnie bardzo ważna, ale…
„Marco zaprosił mnie
na randkę…”
Jakubie Błaszczykowski, doradź.
„Gratuluję.”
„Kubuś, oczekuję
mądrej rady.”
Odpisałam i czekałam na kolejną wiadomość. Jednak ta nie
nadchodziła. W końcu rozbrzmiał mój dzwonek połączenia.
-Hej…-zaczęłam
-Guśka, Guśka. Mam ci
mówić, czy iść na randkę z Marco czy nie?
-Ymm, tak.-usłyszałam po drugiej stronie śmiech blondyna
-Nie rozumiesz mnie… Po prostu Lewandowscy są źli na Marco
za to, co zrobił. Pokłóciłam się właśnie dość mocno z Anią, ja rozumiem, że się
o mnie martwi, ale to zaszło już zbyt daleko. Ja już nie wiem, co mam zrobić.
-Inga. Nie patrz na
innych. Zapytaj sama siebie, czy ty chcesz.
-Ale ja nie chcę zranić moją decyzją bliskich mi osób.
-Popatrz co mówisz.
Jak już myślisz to mówisz, że nie chcesz ranić. Czyli jeśli myślisz, to
patrzysz już tylko na tą wersję, gdzie chcesz iść.
-A ty, co byś mi doradził. Bo zobacz, mam tak dwa głosy na
tak, dwa głosy na nie.
-Dołóż sobie mój głos
na tą stertę, gdzie będziesz szczęśliwa, okej?
-Okej. Dzięki Kuba.
-Nie ma za co. Powodzenia.
-Dziękuję. To ja sobie jeszcze na tej plaży poleżę.
-Żebyś się potem nie
dzwoniła, że masz piach we włosach. Przerabiałem to już z moimi dwiema
dziewczynami.
-A jak tam urlop?
Po rozmowie z Kubą podniosłam się w końcu z piasku i
ruszyłam z powrotem do hotelu. Kiedy
weszłam do pokoju zastałam tam tylko Cathy, Ewę i Łukasza.
-Hej wam.
-O, Inga! Ależ się spiekłaś!
-Serio? Zapomniałam się posmarować kremem z filtrem.
-Brawo, brawo.-westchnęła Ewa . –Posmaruj sobie może kochana
teraz jakimś kremem na złagodzenie.
-Tak zrobię. Chce ktoś teraz iść do łazienki? Bo chciałabym
się wykąpać?
-Nie, możesz iść.-uśmiechnęła się Cat.
-Okej.-odpowiedziałam tym samym i weszłam do łazienki i
zaczęłam nalewać do mojej ulubionej ostatnimi czasy wanny z hydromasażem.
Czterdzieści minut później wyszłam z wanny i owinęłam się
ręcznikiem. Wysuszyłam mokre włosy, a potem posmarowałam balsamem całe ciało.
Ewa miała rację, troszkę się spiekłam, aczkolwiek nie było masakry. Założyłam
bieliznę, a na nią szlafrok. Tak przemknęłam do mojego pokoju po kreację na
dzisiejszy wieczór. Przebrałam się i znowu zaszyłam się w łazience, by zrobić
dobry makijaż. Kiedy przechodziłam do układania moich włosów okazało się, że
dobiega już dziewiętnasta. Postanowiłam na rozpuszczone, ale ułożyłam je
delikatnie pianką. Stanęłam przed lustrem i… kurcze, dobrze wyglądałam.
Podobały mi się usta pomalowane na wyrazisty bordowy. Idziesz Inga. Dasz radę.
Tak. Dam radę. Wyszłam z łazienki. Akurat w pokoju była sama Cathy. Też się
przygotowywała do jakiegoś wyjścia. Stała akurat przy lustrze i poprawiała
makijaż.
-O mój Boże.-spojrzała na mnie –Wyglądasz nieziemsko!-
uśmiechnęła się szeroko, podbiegła do mnie i delikatnie przytuliła. –Marco
padnie.
-Dziękuję kochana.
-Chodź, zrobimy sobie zdjęcie. Oczywiście nie wstawię teraz,
żeby nie zobaczył zbyt szybko.
-Okej.-uśmiechnęłam się i zapozowałam do zdjęcia z
dziewczyną Matsa.
-Powodzenia ślicznotko.-uśmiechnęła się i dała mi kopniaka w
tyłek na szczęście.
-Tobie też. Chyba też się gdzieś wybierasz?
-Spacer po plaży…-odpowiedziała rozanielona
-Hmm, zatem baw się dobrze.
-Wzajemnie!
Szłam jak kilka godzin temu promenadą przy plaży prowadzącą
do miasteczka. Było już dwadzieścia minut po dziewiętnastej. Marco może cały
czas czeka… A może już poszedł. A może ja jednak tam nie pójdę. Cholerne
wątpliwości. Dlaczego akurat teraz? A może mnie wystawi? Może to był zwykły
zakład, żart… Myślę już niedorzecznie. A jeśli to taka prawdziwa randka? Nie
dam rady. Nie dam. Nie ma mowy, żebym dała. Ze strony plaży dobiegała muzyka.
Odwróciłam się w tamtym kierunku. Impreza na plaży. Może to właśnie moja
alternatywa? Zboczyłam z drogi, zdjęłam szpilki i weszłam na piasek. Podeszłam
do baru. Upiję się. To bardzo dobre wyjście. Zapomnę o tym wszystkim. Zaleję
się w trupa i nie będzie mnie nękać żaden Reus, żadna randka, żadni Lewandowscy.
Moją decyzją jak na razie było to, czy zamówić drinka, czy może whishey, Jacka
Danielsa, wódkę, piwo czy koniak.
-Coś podać?-zapytał dość niski, za to umięśniony barman.
Hmmm… To co by tu zamówić jako pierwsze… Hmm…rum, brandy, burbon, tequilla…
-Sok pomarańczowy.-odpowiedziałam, co spotkało się ze
zdziwionym spojrzeniem mężczyzny
-Oczywiście, zaraz podam.
No bo co… Sok pomarańczowy. Sok jak sok. A że zamawiany na
imprezie, w barze, gdzie 99,9% osób kupuje przeróżne drinki i inne alkohole…
Zaczęłam się śmiać z siebie. Otrzymałam
po chwili moje zamówienie. Wzrok barmana mówił sam za siebie-dziwoląg. No cóż,
bywa i tak. Nie ma to jednak jak sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Czy ja
tam chcę iść? Ja już nic nie wiem. Nie wiem, czy mam się śmiać, czy może płakać.
„Dołóż sobie mój głos na tą stertę, gdzie
będziesz szczęśliwa, okej?” , „Zawsze idź za głosem serca”. Kuba i Babcia mają rację. Powinnam tam iść.
Chcę tego. Być może, że zakończy się to katastroficzną porażką, ale nie będę
potem żałować, że nie poszłam. Zapłaciłam za mojego „drinka” i weszłam na drogę
do miasta. Strzepałam powierzchownie piach ze stóp i włożyłam szpilki. To nie
był dobry pomysł z tą plażą. Już widzę moje poobcierane, czerwone stopy. No
nic. Dam radę.
Dam radę, dam radę, dam radę. Zaczęłam sobie gdzieś to w
głowie powtarzać, kiedy weszłam na teren miasteczka. Zaczęłam panikować. Nie
chciałam znów uciekać. Musiałam stawić czoło. Komu? Przecież to Marco. Ten sam,
w którym się zakochałam. Przecież to zwykłe spotkanie. A nie. I tu tkwi szkopuł.
To randka. Nie wiem, co on odbiera przez to pojęcie ale…
Nie wiem nawet kiedy, ale znalazłam się naprzeciw tej
fontanny. Siedział tam. Jak zwykle wyglądał perfekcyjnie. Ciemne, jeansowe
rurki, biała koszula z rękawem podwiniętym do łokcia i idealnie ułożona
fryzura. Nie widział mnie. Siedział ze spuszczoną głową podpartą o ręce. No
tak. Dobiegała już dwudziesta. Ale on czekał. Cały czas miał nadzieję, że
przyjdę. Mój kochany Marco. Poczułam jak moje serce stopniało. Lód spadł, a ono
rozgrzane zaczęło energicznie dudnić, wyrywać się… Nie miałam już wątpliwości,
żeby uciekać. Obawiałam się tego spotkania, ale nie chciałam już zawrócić.
Wystawiłabym go. Zraniła. Przecież ja go nie chcę ranić. Na drżących nogach
krok za krokiem zbliżałam się w stronę fontanny. W końcu znalazłam się tuż koło niego. Nie
wiedziałam, czy coś powiedzieć, czy może usiąść koło niego. Randki są strasznie
niezręczne. Zwłaszcza te z przyjacielem. A może ex-przyjacielem. A może po
prostu randki z Marco. Nie musiałam jednak nic zrobić, bo chwilę później Marco
podniósł głowę i przeciągnął spojrzenie od czubków szpilek na oczach kończąc.
Otworzył buzię ze zdziwienia. Po chwili jednak złapał rezon i podniósł się z
miejsca. Cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku.
-Ym.. Hej.-odezwałam się pierwsza
-Cześć. Pięknie wyglądasz.
-Dziękuję, ty również.
-Cieszę się, że przyszłaś.-po tym nastała chwila ciszy.
Chyba żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. A może tylko myśleliśmy, żeby
dobrać jakieś odpowiednie słowa? –Zapomniałbym.-westchnął i wziął z murka
fontanny bukiet białych frezji.-Dla ciebie.
-Dziękuję, ale nie musiałeś.-odparłam wąchając prześliczne
kwiaty
-Chciałem.
-Są piękne.-popatrzyłam na kwiaty, a potem na niego. On też
jest piękny.
-Chodź, przejdziemy się.-wyciągnął do mnie dłoń. Drugą
niedbale schował do kieszeni.
Uśmiechnęłam się w duchu. Cieszyłam się jak małe
dziecko. Będę iść z Marco za rękę. Może to takie dziwne, ale dla mnie
wyjątkowe. On jest wyjątkowy. Przy nim moje uczucia aż kipią. Ujęłam delikatnie
jego rękę. Dotyk jego skóry… Po całym ciele przeszły mi dreszcze. Może ten gest
wydaje się zwykły, błahy to chyba w naszym przypadku miał on bardzo intymne
znaczenie. Marco delikatnie ścisnął moją dłoń. Na jego usta wkradł się mały
uśmiech. Ruszyliśmy. Marco pewnie prowadził. Byłam trochę z tyłu, o ten jeden
krok za nim. Po jakimś czasie dotarliśmy do zupełnie pustego parku
przepełnionego kwiatami. Nie było tam jednak ani żywej duszy.
-Tu możemy w spokoju porozmawiać.-oznajmił spokojnie i
poszedł w kierunku jednej z ławek. Ta akurat stała na uboczu.
-Marco…-zaczęłam nerwowo ugniatać tkaninę sukienki. Blondyn
spojrzał na mnie, a ja straciłam całą pewność. –A nic, nieważne.
-Ważne. Powiedz.
-Czy… Moglibyśmy się przejść? No wiesz, spacer. Może na
plażę?-popatrzył na mnie badawczym wzrokiem, tym, którym chciałby coś wyczytać
z mojego mózgu. Aż takiej mocy jednak nie ma
-Nie chcesz zostawać ze mną sama?-zapytał z bólem
-Nie, nie, nie chodzi o to. Ja po prostu…-powiedziałaś A, to
powiedz i Beee, uparty baranie. Popatrzyłam gdzieś w stronę miasta. Potem
odważyłam się już spojrzeć na Marco. Muszę to powiedzieć, bo inaczej pomyśli,
że się go boję, czy nie wiadomo co. –A mogę być rozbrajająco szczera?-zapytałam
zagryzając wargę. Jego oczy zabłyszczały. Pokiwał głową –Jestem strasznie zdenerwowana
i spięta, że jak już to wolę chodzić. Bo jakbym siedziała, to pewnie bym tupała
obcasem, a ty byś się wkurzał i byś uciekł. Nie myśl, że mam może ADHD,
ale…-nie skończyłam, bo przerwał mi cichy śmiech blondyna. Spojrzał na mnie
ciepło. Objął mnie ramieniem i pocałował w głowę.
-Nie chcę, żebyś się denerwowała.
-Nazwałeś to spotkanie randką, więc jak mam się…
-Chodźmy już na ten spacer.-powiedział i ruszył przed
siebie. Podbiegłam do niego wyrównując tempo naszych kroków.
-Wygłupiłam się, prawda?-zapytałam w końcu, kiedy cały czas
szliśmy w ciszy
-Nie. Cieszę się, że jesteś ze mną szczera. Chciałbym, żebyś
taka była cały dzisiejszy wieczór.
-To znaczy, że na co dzień jestem nieszczera?
-Nie, ale chciałbym, żebyś mi mówiła wszystko o czym
myślisz, to ważne. Chociaż jak na razie nie masz z tym problemów.-uśmiechnął
się i znów złapał mnie za rękę. Dotarliśmy na plażę. W tej części było dużo
puściej. Znajdowała się na uboczu.
-Jak tu będziesz tupała obcasem to nie będzie
słychać.-posłał mi kolejny piękny uśmiech dzisiejszego wieczora.
-Już trochę lepiej, więc może nie będzie takiej potrzeby.
-Inga, posłuchaj.-westchnął ciężko i spojrzał mi w oczy.
–Chciałem cię przeprosić za to, że sprawiłem ci ból. Kiedy zobaczyłem te
siniaki… Nawet nie wiesz jak koszmarnie się wtedy poczułem.
-To nie bo…
-Nie przerywaj mi, proszę.-ścisnął moją dłoń –Przepraszam,
że wtedy powiedziałem to w taki sposób, a nie mniej delikatny.
-Czyli podtrzy…-zawiesiłam wyraz widząc jego wzrok. Był
niepewny. Obawiał się czegoś. Wziął głęboki oddech. Ja swój trzymałam od kilku
chwil.
-Czyli cały czas podtrzymuję to co powiedziałem. Inga, ja po
prostu nie potrafię, rozumiesz? Nie potrafię…udawać twojego przyjaciela. Nawet
nie wiesz, ile razy robiłem coś wbrew sobie, hamowałem się. Nie chciałem cię
zranić, nie chciałem jeszcze bardziej mieszać w twoim życiu. Wiem co przeszłaś,
wiem, że się tego boisz, ale ja już… -puścił moją rękę i zacisnął powieki. Ręce
mi się trzęsły jak u starego alkoholika. Boże, co on właśnie chce mi
powiedzieć? Otworzył oczy. –Ale ja już nie mogę. Kocham cię. Po prostu cię
kocham. Nie umiem mówić, że cię lubię, że jesteś moją przyjaciółką, bo ja cię
kocham, a ty jesteś dla mnie kimś dużo ważniejszym od przyjaciółki… Nie, nie
płacz proszę…-westchnął smutno. On mnie kocha. On mnie kocha. Kocha. Starłam
łzę z policzka i mocno zacisnęłam powieki. Ręce i nogi drżały mi tak jak wtedy,
pod klubem.
-Nie mogę, Marco.
CDN...
~~~
JA WIEM. Ja wiem, że znowu w takim momencie. Przed wstawieniem usunęłam dalszy ciąg tej części i przeniosłam do 36. Po prostu pomyślcie, że ja Was tak bardzo kocham, że jeszcze zostaniecie potrzymane w niepewności...Na dobrą sprawę ciąg dalszy by mógł być, ale potem byłoby zbyt wiele wydarzeń i zbyt bardzo bym pomieszała.
Nie musicie już pisać, że mam szykować bunkier, bo mnie znajdziecie (cytuję tu Wasze komentarze-nic nie wymyślam!:D ), bo ja już sobie bunkier znalazłam! :) Zapajęczona piwnica...No dobra, pomyślę nad innym! Wiem, że bardzo czekałyście czy coś tu się wydarzy...może na przeprosiny jakieś wspaniałe zdjęcie Reusa? ^^
To jak, zgoda? ~^-^
Za tydzień 36!:)
Buziaki:**