sobota, 15 sierpnia 2015

Dwadzieścia.

/Inga/



Wstałam rano leniwie przecierając oczy. Przeciągnęłam się i długo ziewnęłam. Pięknie przespana noc. Bez koszmarów. Można zaliczyć do udanych. Z roztrzepaną fryzurą na wszystkie strony świata człepałam po schodach, by w końcu dotrzeć do kuchni.

-Cześć kochana!-przywitała mnie tryskająca energią Ania, a jej mąż obejmujący ją na kolanach posłał mi szeroki uśmiech.
-Dobry…-odpowiedziałam i otworzyłam na oścież drzwi lodówki wpatrując się na kilka warzyw, kiełbasę i światło… -Gdzie to wszystko stąd wybyło?
-Kolację zrobiłem!-pochwalił się
-To w takim razie na ile osób?
-No…dwie.
-Dwójka ludzi, jeden wieczór…Spustoszenie w całej lodówce. Materiał na dobry kryminał.
-A kto by był głównym bohaterem?
-No ja! W końcu to wy się najedliście, a ja głoduję. Horror.
-Umówiłam się z Ewą, że pójdziemy na zakupy. Chodź z nami.
-Chętnie…
-Jeszcze jajka zostały. Robert ma na razie jakąś awersję, więc u nas ci jajek będzie dostatek.
-O! Miło. A wy coś gołąbeczki jedliście?
-Zgadnij co…
-Jajco!
-Dokładnie tak!-rechotała Anka. Chwilę później rozległ się dzwonek do drzwi.

-To pewnie Ewa. Kochanie, otworzysz?
-Jasne.-dał jej buziaka w policzek, zestawił ją na podłogę i poszedł otworzyć drzwi.
-Soł słiit.-zaśmiałam patrząc się na rozanieloną przyjaciółkę. -Kolacja widzę się udała.
-Nawet nie wiesz jak! Chociaż wcale nie musiałaś wychodzić.
-Daj spokój. Potrzebujecie przecież trochę prywatności.
-Jak ty się uprzesz…
-Hej dziewczyny!-weszła do kuchni rozpromieniona pani Piszczek i uściskała nas na przywitanie.
-Hej, hej!
-Inga, wyglądasz jak ósme nieszczęście.
-Dziękuję ci Ewciu. Jak zawsze miła.
-Ależ nie ma za co! O, a nawet wiem jak ci pomóc!
-Tak?
-Ewa od jakiś dwóch tygodni ma bzika na punkcie warkoczy. Sara już ma dość, teraz ofiarą stałaś się ty. Gratuluję.-wyjaśniła Lewandowska
-Kolejny wątek do horroru…ale? Czemu nie? Dawno nie miałam warkocza.
-Oooo! Cudnie! To dokończ tą kanapkę, przebierz się i mnie zawołaj! Chcesz dobieranego, kłosa, koszyczek…
-Spokojnie, spokojnie! Nie rozpędzaj się kochana!-zaśmiałam się widząc błyszczące oczy przyjaciółki-może być kłos. Jeszcze takiego nigdy nie miałam.
-To super! Jeszcze takiego nie robiłam!
-Nie strasz!-zaśmiałam się, wzięłam kanapkę do ust i poszłam szybko na górę przygotować.


Weszłam do pokoju przełykając ostatni kawałek kanapki. Otworzyłam szafę i założyłam na siebie ciemne legginsy z kwiatowym motywem, krótką bluzkę na ramiączkach i buraczane creepersy. Spojrzałam w lustro. Faktycznie wyglądałam koszmarnie. Rozczesałam włosy i spryskałam je odżywką, żeby trochę mniej się puszyły. W tym samym do mojego pokoju weszły dwie polki.

-O, już jesteś gotowa?
-Yhym.
-To daj jakąś gumkę, grzebień i robimy.-poleciła, a ja przyniosłam jej potrzebne rzeczy i usiadłam na skraju łóżka, żeby łatwiej plotło jej się warkocza.
-Inga?
-Tak, Aniu?
-Wszystko u ciebie w porządku? Wczoraj wieczorem byłaś taka…nieobecna, zamyślona, smutna. Jak chciałam już do ciebie podejść, to akurat poszłaś do pokoju bez słowa.
-Nie, kochana, wszystko w porządku.
-Ale coś się stało, prawda? Przecież widzę. Znam cię….Ale nie chcesz o tym rozmawiać.
-Tak, ale…
-Spokojnie. Jak będziesz chciała pogadać, to wiesz gdzie mnie szukać.-uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
-Ejj, ej, bo mojego warkocza zepsujecie.
-To chyba mój warkocz
-Oj, tam, bez różnicy. A teraz nie ruszać tu mi się, proszę, bo nigdy tego nie skończę.
Kilka minut później, przeglądając się w lustrze, podziwiałam pięknie uplecionego kłosa.
-Śliczny!
-A widzisz! A tak marudziłaś. To co, dziewczyny, idziemy na te zakupy?
-Idziemy, idziemy! Pokażemy Indze ten duży sklep.
-A! Ten fajny! Okej! To jedziemy.


I tak dotarłyśmy pod ogromny sklep, wielkości  polskich z trzech Biedronek.  A się Biedronki uczepiłam. Powinni otworzyć niemiecką Biedronkę.
-Wow.
-To samo powiedziałam, kiedy pierwszy raz tu przyjechałam. Chodź, chodź, bo nie będziemy tu pół wieku kwitnąć.
-Ok. Idziemy.
Kiedy tylko przekroczyłam próg sklepu…wpadłam w zakupowy szał. Jogurty, owoce, warzywa, chrupki… Wszystko. Ania szła za mną pchając koszyk, który z minuty na minutę był coraz bardziej pełen.
-No. Chyba koniec.-westchnęłam patrząc na zapchany wózek.
-Wreszcie będzie pełna lodówka!-zakrzyknęła radośnie
-Wydaje mi się, że była przed waszą kolacją.
-Ojj... No bo Robert najpierw chciał zrobić lasange i creme brule, ale za późno wyłączył i przybyło nam trochę węgla do pieca.
-Uuu, się nie pochwalił!
-Bo się pewnie bał!
-Czego?
-Raczej kogo. Ciebie.
-Ej, no, nie jestem aż taka straszna.
-Aż taka... A w ogóle, gdzie poszła Ewa?
-Nie mam pojęcia...
-Wiesz co, może poszukaj jej na dziale dziecięcym, a ja jeszcze skoczę po jakieś dobre wino.
-Okey. Jakbyśmy się nie mogły znaleźć to dzwoń.
-Pewnie. Spotkamy się przy kasach.

No i ruszyłam na poszukiwanie Ewki. Mijałam kolejne, wielkie regały i nic. Noż kurczę blade, gdzie jest ten dział dziecięcy?! Hmm... A może nad tym szyldem z niemowlakiem jedzącym zupkę, co blondynko? Może i mam brązowe włosy, ale wewnętrznie wypisz wymaluj stereotypowa blondynka z kawałów. 
Tak jak myślałam, zastałam tam Ewę. kucała akurat wybierając soki.

-Wreszcie cię znalazłam!
-O, już wychodzimy?
-Mamy już z Anią pełen wózek, więc jesteśmy już gotowe, a jak tam u ciebie?
-Ja właśnie chcę tu jakieś soki owocowe powybierać. Łukasz z Sarą trąbią je litrami. No i jeszcze muszę taką papkę dla dzieci kupić. Mała dostała zatrucia i przetrzymuję ją na bułkach, to chociaż kaszkę na urozmaicenie.
-To może ja po nie pójdę? Będzie szybciej.
-Mogłabyś? To super!
-Tylko powiedz jaki smak.
-Najzwyklejszą-waniliową. Weź od razu dwie.
-Dla Łukasza?
-A jak!-zaśmiała się pani Piszczek, a ja poszłam kilka regałów dalej, gdzie znalazłam pełno półek z kaszkami przeróżnych smaków. Na samym dole rzuciły mi się w oczy waniliowe. Schyliłam się po dwie paczki, a kiedy się podnosiłam wpadłam na kogoś. A tym kimś był...

-Ymm... Hej, co tu robisz?-zapytałam trochę niepewnie widząc jego minę, z której kompletnie nic nie umiałam wyczytać. Był na mnie zły? Cały czas mnie lubił? A może obrażony? Albo miał mnie już serdecznie dość, po tym, jak pół nocy ryczałam jak głupia w jego rękaw...ym, ramię...
-Zakupy.-odparł przyglądając mi się badawczo, jakbym co najmniej spadła z kosmosu.
-Ahm... No tak, Ja też! Z Anią. I Ewą. Piszczek. Są tam. Gdzieś...-machnęłam chaotycznie ręką gdzieś za siebie zatapiając się w kuszących oczach klubowej jedenastki.
-Tak, wiem. Widziałem je.
-Jasne... Też szukasz kaszek? Sara ma zatrucie pokarmowe, więc waniliowa...Za to ja jak byłam mała pamiętam, że lubiłam truskawkową... A może malinową? W każdymś razie była różowa. A ty jakie kupujesz? Nie wiem, co lubią chłopcy... O! Może bananowe? Jeszcze są takie wieloowocowe. Też są w porządku...-wpadłam w nagły słowotok i nie miałam zielonego pojęcia jak z tego wybrnąć. Myśl! Myśl! Myśl!
-Ale ja nie kupuję...
-A no tak, narzeczona. Faceci pewnie nie wiedzą jakie kupić...-ziemio, czemu się jeszcze nie zapadasz? Ja cię błagam!
-Czekaj, czekaj. O czym ty mówisz?-przerwał mi patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem, a jednocześnie jak na wariatkę, która wygryzając zębami metalowe kraty uciekła z oddziału zamkniętego. A może by tak zwiać? 
-No bo...-zaczęłam, ale przerwał mi dzwoniący telefon Marco.
-Poczekaj chwilę, okej?-spojrzał na mnie wnikliwie, ale bardzo krótko, a potem oddalił się na dwa, może trzy kroki. 

Stałam jak ten słup przy regale i obserwowałam ruchy jego warg. A potem już jego całego...I tak patrząc zdałam sobie sprawę, że skurczybyk jest jeszcze przystojniejszy niż mi się wydawało. Nie mam bladego pojęcia jak długo się w niego wpatrywałam. Z tego transu wyrwał mnie jego donośny śmiech. Skierowałam pytające spojrzenie w jego stronę, a ten buchnął jeszcze większą salwą śmiechu i patrzył na mnie jakbym co najmniej jeździła na rowerze jednokołowym w stożkowatej czapeczce i żonglowała pomidorami. Albo jajkami, które by spadały i rozbijały się dookoła mnie. Lub na mój łeb. Dość. Chce się śmiać-niech się śmieje. Chwyciłam moje kaszki, odwróciłam się i kiedy miałam iść poczułam, jak położył mi rękę na ramieniu i odwrócił do siebie. Kiedy chciał już coś powiedzieć znowu się roześmiał. Zauważyłam łezki w kącikach jego oczu. Rzucił do telefonu krótkie "cześć" i schował go z powrotem do kieszeni.

-Co się stało?
-Chodź.-przesunął rękę z ramienia na plecy i popchnął mnie delikatnie do przodu.
-Ale Ewa...-zaczęłam, a ta właśnie nie wiadomo jak zmaterializowała się przed nami.
-O, proszę, Ewa. Tutaj są kaszki.-zabrał je z moich rąk i podał je brunetce.- Porywam Ingę i zobowiązuję się odwieźć ją o ludzkiej porze.-powiedział do niej z czarującym uśmiechem..Oł maj gasz...Jak on to robi? Ewa! Nie gódź się!
-Pewnie! Jasne! Przekażę Ani. Bawcie się dobrze.-Czy ja się przesłyszałam?! Ta tylko uśmiechnęła się promiennie wkładając kaszki do koszyka.
Marco pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia. A co się stało z jego zakupami?
-A twoje zakupy?
-Zrobię kiedy indziej. No chodź.-uśmiechnął się szeroko i poszliśmy w kierunku jego samochodu. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a sam wsiadł od strony kierowcy. Przekręcił kluczyk w stacyjce i rozległ się cichutki warkot silnika.

-Dokąd jedziemy?-zapytałam, kiedy po jakimś czasie zatrzymaliśmy się na światłach. Marco spojrzał się na mnie i starał się (na marne) stłumić śmiech.
-Możesz mi powiedzieć, co cię tak bawi?
-Ja nie...nie wierzę! Haha, ale jak..
-Marco! Przestań, albo mi powiedz w końcu o co chodzi!
-Poczekaj chwilę, już niedaleko.
-Nie możesz mi nic więcej powiedzieć?
-Jesteś pocieszna.



















~~~

Kochane! Przepraszam za takie spóźnienie, ale tuż przed wstawieniem usunęła mi się calutka część i pisałam ją od poczatku. Mam nadzieję, że nie ma tu za wiele błędów. 
Chciałam wam ogromnie podziękować za wspaniałe komentarze, które ogromnie motywują i za dwie nominacje do Liebster Award!!! (moje odpowiedzi w zakładce!). Jak już pisałam to powyżej to taki mały "wstęp" do 21.-swoją drogą-matko jak to szybko zleciało.. :') Już mamy 20-stkę! ;o
No nic. To ja lecę!
I jak ktoś jeszcze nie wie (zapewne wszyscy już wiedzą;D ) wygraliśmy  wspaniałe 4:0 i mamy na razie 2 miejsce w tabeli-gramy o 1! Marco, Auba & Miki x2 :))) Nasi dzisiejsi mistrzowie! Tylko tak dalej!
Buziaki:***

12 komentarzy:

  1. Rozdział... pierwsza klasa ! <3
    Aż mi samej chciało się strasznie śmiać na reakcję Marco.
    Mam wrażenie, że chce ją zabrać do swojej siostry.
    Może się mylę... pożyjemy zobaczymy ! :D
    A Inga jaka zaskoczona. hahahha nie mogę po prostu.
    Czekam na kolejny, wspaniały rozdział.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Ty to robisz? Potrafisz mnie rozbawić jak nikt inny. :'D
    Najpierw jajka. :'D Ach ten Robert. ♥ Kucharzyna pocieszna. :'D
    A co potem? Potem kaszki. :'D Jak Inga wpadnie w słowotok, to boki zrywać. :'D I
    No. I znów drogi Ingi i pana Reusa się skrzyżowały. :) Nawet w sklepie spożywczym. :))
    Rozbawienie Marco? Pewnie wynikało z tej gadki o narzeczonej. Domyślam się, gdzie może ją zawieźć. :) Czy nie weźmie jej na zapoznanie ze swoją siostrą, którą wzięła za narzeczoną? :)
    Z niecierpliwością czekam na 21! ♥
    Buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć !
    Od początku czytałam Twój blog. I dopiero teraz postanowiłam założyć konto. Rozdział bardzo mi się podoba, bo jest w nim trochę śmiechu. Widać że poczucie humoru masz i to ogromne :) Ale Inge i Marco ciągnie do siebie, nawet w sklepie na siebie trafiają. :* Ciekawe gdzie ją zawiezie, myślę że do jego siostry "narzeczonej" hahahahahahaha <3 O matko. Czekam na kolejny numerek.
    Jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie : http://szarokolorowaopowiesc.blogspot.com

    Pozdrawiam i życzę dużo weny. ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam jak tylko Marco odebrał telefon i zaczął się śmiać. Dzwonił Mario (najprawdopodobniej) i powiedział mu, że niby Marco ma dziewczynę i dziecko na co blondyn zaczął się śmiać i dowiedział się, że Inga powiedziała tak Mario, więc teraz Reus zabierze Ingę do swojej siostry i dziewczyna dowie się prawdy. Mam nadzieje, że zgadłam :D Kochana już dwa razy zdarzyło mi się, że na blogu ktoś mi napisał coś w stylu "mam nadzieje, że Marco będzie z Ingą" ... mam się cieszyć, że mnie do Ciebie porównują ? :D buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie ma z czego się cieszyć ;P Chyba, że to ja mogę się cieszyć, że porównują mnie do Ciebie! ;)
      Buźka!:**

      Usuń
  5. Od godziny 16 wchodziłam na Twojego bloga mniej więcej co godzinę (z przerwą na mecz) i zastanawiałam się, dlaczego nic nie ma :( Na szczęście już jest :p
    Podobnie, jak koleżanka wyżej, też miałam wrażenie, że do Reusa zadzwonił Mario. Miał chłopak wyczucie :p Coś czuję, że teraz wszystko się wyjaśni, a Inga pozna najsłodszego chłopca na świecie :D
    Wyobraziłam też sobie śmiech Marco (w rzeczywistości jest bardzo głośny i właśnie tak to widziałam), do tego Ingę żonglującą pomidorami i sama zaczęłam się śmiać :D Musiałoby to wyglądać genialnie hahah :p
    Swoją drogą, uwielbiam tego gifa z Marco ♡
    Na koniec już teraz dziękuję za nominację do LBA i zapraszam na swojego drugiego bloga - tam świeżutki rozdział z dziś ;)
    www.dancingqueen-footballstar.blogspot.com
    Pozdrawiam! ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten gif jest cudowny i idealnie pasuje do tej sytuacji :D *.* zgaduję, że dźwonił Mario i powiedział Marco, o co podejrzewa go Inga :p jestem ciekawa jak wszystko dalej się potoczy *.* pozdrawiam
    Pszczółka Emma

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział ;3 czekam na więcej ;D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Końcówka... Końcówka jest zarąbista. Hahaha, dziewczyno wymiatasz.
    Gif z Marco jest rewelacyjny! Oglądam go już chyba setny raz i nie potrafię się nie roześmiać.
    Reus chyba już wie o co chodzi Indze, za to Inga nie wie o co chodzi Marco. Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się akcja. Mam nadzieję, że następny rozdział dodasz niebawem, bo już nie mogę się doczekać!

    Pozdrawiam! ;d

    OdpowiedzUsuń
  9. I koniec rozdziału wygrał ;D
    Genialna jesteś. Skąd bierzesz te teksty?:)
    Nie wiem co napisać. No rozdział jest genialnie cudny :*
    Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny, cudowny rozdział ;)
    Weny kochana ;)
    Buziaki i do następnego:) <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Haha uwielbiam tego bloga!
    Te dialogi są obłędne! Sama jestem ciekawa z czego On się tak śmieje, domyślił się domniemanej narzeczonej? :)
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  11. Ahahaha, reakcja Marco była po prostu bezcenna! ;D Uśmiałam się do łez. :D Ta gadka o narzeczonej i ogółem cała reszta- no rajusiu! ;D hahah Ubóstwiam Cię za to, dziewczyno ♥
    Haaa! Przeznaczenie istnieje! ;D Miałam rację od samego początku. ^^
    Widać, że przeznaczenie nie daje spokoju naszym bohaterom nawet w spożywczaku. No cóż! ;D Tak ma być, tak będzie. ^^
    Nie no, zmiotłaś mnie z powierzchni ziemi tym rozdziałem hahah
    Brak słów, Fenomenie jeden! ;D

    OdpowiedzUsuń