Czas mknął nieubłagalnie. Choćbym zatrzymała wszystkie
zegarki na świecie to i tak by to nic nie dało. Ostatnie dni były naprawdę
fantastyczne. Spędzone razem z Marco. Raz nawet z Matsem, Kubą, Łukaszem i
Mario poszliśmy biegać do lasu. Chciałam też zmusić Marco, żeby zaprosił do siebie
chłopaków i spędzili czas sami, razem. On jednak stwierdził, że moje
towarzystwo jest o wiele lepsze a koledzy nawet go nie przytulą ani nie
pocałują. Jakież to smutne. Po co w takim razie człowiekowi przyjaciele?
Jednego dnia sama postanowiłam im zorganizować spotkanie u Marco. Nie było to takie trudne. Szkoda, że nie widziałam
miny mojego chłopaka, kiedy przed jego drzwiami stanęło ośmioro kolegów z
drużyny. A może to i dobrze? Dostałam i tak sms’a o treści „Pogadamy sobie..Nie ładnie tak..:)”. No cóż. Odpisałam tylko „Czekam na rozmowę, kochanie!<3 Baw się
dobrze!;*”.
Nadchodził jednak dzień, w którym cała Borussia musiała
polecieć do Dubaju na obóz treningowy i zagrać dwa sparingi. Tata od dwóch dni
się pakował i marudził, że w domu jest zbyt wielki porządek żeby cokolwiek
znaleźć. Próby tłumaczenia mu, że ja sprzątam dom a nie jego szafę nie pomogły.
Na końcu dostało mi się, że nie sprzątam jego szafy na co roześmiałam się
głośno. Oj tak, tata.
Jednak to pożegnanie z Marco miało być najcięższe. Żadne z
nas nie poruszało już tego tematu aż do dnia przed wyjazdem. Siedzieliśmy w
dużym salonie dwupoziomowego mieszkania Marco na nowoczesnym osiedlu. Byłam w
nim tej felernej nocy, kiedy dowiedziałam się o istnieniu mojej prawdziwej
rodziny. Było urządzone z klasą i jednocześnie bardzo nowocześnie. Mogłabym
zapytać i zaspokoić moją ciekawość, czy przyłożyła rękę do tego Carolin, ale
wiem, że jest to dość drażliwy temat. Stwierdziłam więc, że sama poczekam aż mi
powie.
-Herbata, sok?-zapytał stając za mną
-Woda. Z cytryną jeśli masz.
-Pewnie, zaraz będę.-powiedział uśmiechnięty i poszedł do
kuchni. Kilka minut później razem usiedliśmy na dużej kanapie. Marco usadził
mnie między nogami i objął jedną dłonią. Odstawiłam szklankę na stolik i
wzięłam w ręce jego dłoń.
-Marco…
-Hmm?-mruknął mi do ucha i wziął łyk wody
-Jutro wylatujesz.
-Tak.-westchnął ciężko i odłożył szklankę na stoliczek.
Złapał mnie w pasie i podciągnął tak, że leżałam na nim z głową spoczywającą na
umięśnionej klatce piersiowej. –Będę bardzo za tobą tęsknić.-wyznał i zaczął
głaskać mnie dłonią wzdłuż talii i po brzuchu.
-Ja też. Nawet nie wiesz jak bardzo. Można by powiedzieć, że
jestem od ciebie uzależniona.-powiedziałam gładząc dłonią jego delikatny
zarost. Nachyliłam się i pocałowałam go w brodę, następnie po policzku ku
górze.
-Może wreszcie w usta?-zapytał Marco a po chwili chyba
jednak stwierdził, że nie będzie czekał na odpowiedź i sam wziął to co chciał.
-Mówiłem ci jak bosko całujesz?-wychrypiał do mojego ucha i
przytulił przyciskając mocno do swojego torsu. –Oj, aniele, tak bardzo będę
tęsknić.-pocałował mnie w głowę
-Będziemy do siebie dzwonić, prawda?
-I rozmawiać przez Skype’a. I pisać na Facebooku. Możemy
sobie nawet wysyłać listy.
-Przez gołębie.
-O. Też.-zaśmiał się słodko. Tak kocham jego śmiech… -Nie
ręczę za siebie kiedy zobaczę cię po tych trzech tygodniach.
-Dwóch i pół.
-Nie pocieszasz.
-Oj tam… A cóż zamierzasz zrobić?
-Zabiorę do siebie i nie wypuszczę.
-Do siebie do sypialni?-spojrzałam na niego opierając brodę
na jego klatce.
-Zobaczymy. –roześmiał się cicho –Ale nie, miałem na myśli
zabrać cię tutaj. Choćby na trzy dni. Żeby się tobą nacieszyć. Byśmy razem
jedli, chodzili na spacery, budzili się razem… Nie uważasz, że brzmi świetnie?
-Uważam. Brzmi cudownie, tylko wiesz, to nie znaczy, że będę
się od razu do ciebie wprowadzać.
-Rozumiem. Trzydniowy pobyt na razie mi wystarczy.
-Czyli jakbym chciała zostać dzień dłużej to byś mnie
wyrzucił?
-No oczywiście, że tak. Czterech dni bym z tobą nie
wytrzymał. W ogóle kto by wytrzymał?-prychnął i wzruszył teatralnie ramionami.
-Świnia. –rzuciłam oskarżycielsko i podniosłam się z niego.
Zwaliłam jego nogi i usiadłam na wolnym miejscu.
-Ingaa…-podniósł się i usiadł na kolanach koło mnie.
Założyłam udając obrażoną ręce i nawet na niego nie spojrzałam. –Kotek, noo.
-Tylko mi nie kotkuj. Nawet nie próbuj.
-Jak wolisz.-odrzekł i usiadł koło mnie w takiej samej
pozycji, z założonymi rękami.
Minuta. Dwie. Trzy.
Wysiadłam.
-Marco? –żadnej reakcji. Co za uparty osioł. Usiadłam
okrakiem na jego udach i położyłam dłonie na jego policzkach. Dalej nic.
Wiedziałam dobrze, czego chce. Tu właśnie wychodzi jak facet jest prosty w
obsłudze. A przynajmniej mój. Delikatnie pocałowałam jego dolną wargę. Przygryzłam
ją delikatnie zębami i przeniosłam się na górną. Nic. Sama w to nie wierzyłam.
Czy już nie całowałam bosko?
-Może byś zaczął współpracować, hę?-zapytałam mając usta
prawie przy jego. Wplątałam dłonie w jego włosy i zaczęłam delikatnie masować
skórę głowy od czasu do czasu pociągając za włosy. W tym samym czasie zaczęłam
składać pocałunki wzdłuż jego obojczyka i z powrotem. Uwielbiałam smak jego
skóry. Delikatnie zaczęłam ją przygryzać i kierować się na jego szyję. W końcu
usłyszałam jak bierze głęboki wdech i odpycha mnie delikatnie dysząc.
-Chyba nie chcesz, żebym ci zrobił krzywdę, prawda?
-Nie masz powodu by ją robić.-odpowiedziałam pewnie
-Nie? Wręcz przeciwnie. Sama się o to prosisz.
-Nie zrobiłam nic przez co mógłbyś odebrać…
-Nie? Jesteś pewna? A mi się wydawało, że jeszcze gdybyś się
tak chwilkę pobawiła… To bym doszedł nawet bez zdejmowania spodni.-szepnął
ledwo słyszalnie do mojego ucha. –Oddychaj. –dodał. Trudno mi było w takim
momencie nawet oddychać.
-Nie.-odezwałam się w końcu czym wywołałam śmiech Marco.
–Ja.. Przepraszam… Nie wiedziałam, że…
-Nie ma za co przepraszać. To bardzo fajne uczucie.
–pocałował mnie w dłoń i posadził koło siebie. –I kocham twoje…
-Nawet nie kończ.-dotknęłam palcem wskazującym jego ust.
Pocałował opuszek mojego palca i zabrał moją dłoń, by położyć ją sobie na
kolanach.
-Powiedz mi jedną rzecz… Kiedy w końcu do ciebie dotrze jak
na mnie działasz i jak jesteś piękna?
-Nie wiem… Może wcale?
-Prędzej czy później to zobaczysz. Albo ja ci to pokażę.
-Zmieńmy już temat.-przewróciłam oczami i oparłam głowę o
jego ramię. –Jesteś już spakowany?
-Tak.-odpowiedział krótko bez zamiaru kontynuacji. I tak
zapanowała wokół nas cisza.
-Porozmawiajmy więc o twoim pięknie.-powiedział po kilku
dłuższych chwilach milczenia.
-Nie!-pogroziłam mu palcem i rzuciłam w niego poduszką.
-Nie będziemy się tak bawić.-pogroził mi palcem a po chwili
oberwałam poduszką w brzuch.
-O ty!-zaśmiałam się i zaczęliśmy oboje okładać się
wzajemnie poduszkami. Piękna i jakże mądra zabawa trwała póki z poduszek nie
zaczęło wylatywać ich wypełnienie.
-Mam nadzieję, że nie przywiązałeś się zbytnio do tych
poduszek.-zaśmiałam się rzucając samą już poszewkę za kanapę.
-Właśnie wyprułaś flaki Bob’owi.-udawał płacz i objął rękoma
nogi w geście głębokiego bólu i zagubienia. Ten widok mogłam zaliczyć do
jednego z najzabawniejszych jakie widziałam w życiu. Zaczęłam śmiać się jak
opętana. Marco spojrzał na mnie z rozbawieniem.
-Twoja mina była cudowna.-śmiałam się dalej ale przytuliłam
się do Marco i delikatnie strzepywałam z nas zawartość poduszek.
-Nie pasuje do mnie?
-Zdecydowanie nie! Jesteś zbyt wysoki, umięśniony i
przystojny.
-Cóż za komplementy. Jestem przystojny?-uśmiechnął się
szeroko i położył mnie sobie tak, że leżałam na nim na brzuchu. Zacisnęłam oczy
i zaśmiałam się pod nosem
-Czemu mnie pytasz o takie rzeczy?
-Bo jesteś nieśmiała. Przed chwilą to powiedziałaś, a teraz
wstydzisz się powtórzyć.
-Nie wydaje ci się, że to dość… Z braku lepszego określenia
żenujące?
-Nie. Wydaje mi się, że jesteśmy na tyle bliskiej relacji,
że możesz mi powiedzieć co myślisz.
-Relacji.-prychnęłam i przekręciłam się na plecy.
-Coś nie tak w słowie „relacja” pani psycholog? Jak fachowo
więc to nazwać?
-Może chłopak i dziewczyna?
-Mija się z celem. Nie jesteśmy dziećmi, ani małolatami.
Jesteśmy dorośli. Mógłbym cię nazywać swoją partnerką ale ze wzgląd na ciebie i
twoje „nie spieszy mi się” zostanę przy „relacji”.
-Jak ci się coś nie podoba w moim „nie spieszy mi się” to
tam są drzwi.-pogroziłam mu żartobliwie palcem
-Jestem u siebie, kotku.
-Podobno to mieszkanie jest też moje w jakimś niewiadomym
procencie.
-Słuszne spostrzeżenie. –zaśmiał się i zaczął całować mnie
po szyi zostawiając kolejno mokre ślady.
-Dobrze się bawisz?-zaśmiałam się kładąc głowę na jego
ramieniu –Chyba, że tak bardzo chcesz powtórki sprzed kilku minut.
-Nie kuś.-zaśmiał się przysysając się do mojej skóry na
szyi.
-Marco?
-Hmm?
-Chyba nie będę umiała się z tobą pożegnać na tyle czasu.
-Nie będziemy się żegnać.-czule spojrzał w moje oczy sprawiając,
że moje serce przyspieszyło do szaleńczego tempa. –Przecież wrócę i wszystko
będzie normalnie.
-Masz rację. Pewnie bierzesz mnie za histeryczkę. Po
prostu…Jakoś bardzo się do ciebie przyzwyczaiłam. I cię kocham.-zaśmiałam się i
do niego przytuliłam.
-Rozumiem cię. Czuję, że szaleję jak ciebie nie ma. Mario
mówi, że jestem wtedy nieznośny.
-Zawsze jesteś nieznośny. Ale za to przystojny. Nieziemsko.
Teraz pasuje?
-Jesteś niesamowita.-zaśmiał się i przytulił mnie do siebie.
Chwilę ciszy przerwało nam pukanie do drzwi.
-Kogo tu niesie?-mruknął blondyn z niezadowoleniem i położył
głowę wbijając się brodą w mój bark. Kolejne pukanie do drzwi.
-Otwórz, ja pójdę do łazienki na chwilę.-pocałowałam go w
policzek i wyswobodziłam się z jego uścisku.
Przy lustrze kiedy poprawiałam usta błyszczykiem coś mi się
rzuciło w oczy… Na szyi…
-Ty przeklęty wampirze!-krzyknęłam z łazienki i wyszłam
szybkim krokiem do salonu. Marco akurat szedł w moim kierunku
-Co się stało?
-Co się stało? Proszę bardzo! Co to jest?
-Malinka?
-Taaak, brawo!
-I jesteś zła bo…
-Mam z takim śladem chodzić?
-Co w tym złego? Świadczy o tym, że jesteś zajęta.
-Fantastycznie! Uwaga, uwaga, Reus naznacza teren malinkami.
-Jesteś zła z powodu dwóch, głupich malinek?
-Czekaj, dwóch?
-Hmm…-pociągnął mnie w stronę lustra łapiąc za moje
nadgarstki za plecami jedną ręką. Drugą odchylił delikatnie mój dekolt i nim
zdążyłam zapytać „gdzie” to sam przylgnął ustami do szyi lekko ssąc i
przygryzając.
-Nie! Puszczaj! Marco!-zaczęłam się wyrywać i szarpać jednak
na nic się to zdało. Postanowiłam już mu się poddać bo dobrze wiedziałam, że ma
nade mną przewagę. Mięśniową. Kiedy już zaczęłam sobie przypominać widok jego
boskiego kaloryfera z Malezji odsunął się ode mnie i pociągnął, żebym odwróciła
się do niego twarzą i czule mnie pocałował. No i jak tu się gniewać?
-Już są dwie.-wyszczerzył się w uśmiechu pokazując mi w
lustrze swoje dzieło
-I co ja mam z tobą zrobić, Reus?
-Możesz mi zrobić malinkę.-zaśmiał się głośno
-No już się rozpędzam. Poza tym, nie umiem pewnie.
-Proste. Mogę ci zrobić instruktarz. –szepnął przesuwając
dłonią po mojej szyi.
-Trzecia malinka? Dwie w zupełności wystarczą.
-Ciekawe co by powiedział Kloppo na obozie jakbym miał
malinki.
-Ciekawe co powie Kloppo jak wrócę do domu.-schowałam twarz
w dłoniach śmiejąc się
-Możesz powiedzieć, że to siniaki.
-Super. Co lepsze, powiedzieć, że chłopak jest pijawką i
zostawić go w przekonaniu, że się do mnie dobierasz, czy może chłopak-damski
bokser?-zaśmiałam się i zaczęłam iść z nim do salonu –A no tak, nie jesteś moim
chłopakiem tylko jesteś…jak to tam było?
-Przywrą!-podskoczyłam przestraszona słysząc głos…
-Mario? Ty tu?-zaśmiałam się i podeszłam przywitać bruneta,
który bezceremonialnie rozłożył się na kanapie
-Buty byś chociaż zdjął, Götze.-usłyszałam głos mojego
chłopaka zza siebie. Przytuliłam mojego kochanego braciszka i usiadłam mu na
nogach, kiedy znów położył się zajmując całą kanapę.
-Marudzisz.-wzruszył ramionami i ziewnął –Chodź, zagramy
sobie.
-Nie, wcale nie przeszkadzasz.-rzucił mój chłopak stając nad
kanapą
-No widzisz jak dobrze się składa.
-Nie ma gry.
-Masz filmy. Dawaj Kac Vegas 2.
-Mario, Inga…
-Inga chętnie obejrzy z wami jeśli może. Zrobię jakiś
obiad.-dokończyłam i złożyłam głęboki pocałunek na ustach chłopaka. Kiedy szłam
do kuchni zauważyłam uśmiech na jego twarzy. Tak to się załatwia. Otworzyłam
lodówkę… Marco, chyba dawno nie byłeś na zakupach. Zamrażarka? Całe szczęście,
uchował się kurczak.
-Chłopaki!-zawołałam z kuchni wyciągając kolejne potrzebne
produkty
-Noo?
-Lubicie potrawkę z kurczaka słodko-kwaśną?
-Jak ty zrobisz to lubimy!-odezwał się Reus przesłodzonym
głosem
-Dobra, dobra, nie musisz już tak słodzić, pijawko.
-Wypraszam sobie tę pijawkę!
-To może nie zrobię wtedy tego obiadu?
-Marco tylko żartuje!-odezwał się Mario. Zaczęłam się śmiać.
On zawsze stanie w obronie jedzenia –Woody lubi jak się go tak nazywa. Prawda?
-…
-Może tego nie widzisz, ale kiwa głową!
-Nieprawda!-zaprzeczył mój chłopak
-Dobra, dobra. Nie przeszkadzajcie, bo będziecie dłużej
czekać.
-Jesteśmy już cichutko!
-Fantastycznie Götze.
Pokroiłam warzywa, wrzuciłam do miski i w między czasie
położyłam kurczaka na patelnię. Przygotowałam sos, ugotowałam ryż i połączyłam
wszystkie składniki. Kiedy danie było gotowe znalazłam tacę, na której zaniosłam
do salonu wszystkie talerze i zielone herbaty. Marco z Mario siedzieli na
kanapie i zawzięcie o czymś dyskutowali. Byli raczej poważni niż rozbawieni. O
co może chodzić? Kiedy zorientowali się, że weszłam od razu zamilkli i posłali
w moją stronę uśmiechy. Po chwili jednak zorientowałam się, że uśmiechy nie są
zaadresowane do mnie tylko do tacy z jedzeniem, którą trzymałam.
-Do tego zielona herbata. Jak nie lubicie mogę zrobić coś
innego.
-Nie, jest idealnie. Dziękuję.-podszedł do mnie Marco i
odebrał mi tacę z rąk i złożył czuły pocałunek na moich ustach, chyba w ramach
podziękowania. Zajął swoje miejsce na kanapie i zostawił kawałek dla mnie.
Rozstawił dla nas talerze i sztućce, a Mario poszedł do telewizora i ustawił
film.
-Pyszne.-stwierdził z pełną buzią Marco. Za taki uśmiech i
to spojrzenie mogę stać mu w kuchni przy garach całe życie.
Chińszczyzna faktycznie wyszła całkiem dobra. Marco i Mario
zajęło niewiele, żeby pochłonąć ją całą z trzęsącymi się uszami. Jak takie małe
dzieciaki. Obejrzeliśmy wspólnie komedię. Jak paczka starych, dobrych
przyjaciół. Muszę przyznać, że była całkiem fajna.
-Wiecie..-westchnął Mario po skończonym filmie kładąc głowę
na kolana Marco. –Fajnie, że jesteście razem.-powiedział z uśmiechem i założył
nogi na oparcie kanapy. Mina Marco mówiła wszystko. –Jesteście tacy normalni,
nie liżecie się…
-Cieszę się, że tak uważasz, bracie, ale nie musisz już
dawać więcej przykładów.-zaśmiał się Marco zaczął głaskać go po głowie jak małe
dziecko.
-No, ej!-zaczął udawać wkurzonego, kiedy blondyn poczochrał
mu włosy na wszystkie strony świata. Podniósł się z jego kolan i usiadł z
powrotem na swoim miejscu.
-Widzisz jakie skuteczne? –zwrócił się do mnie
-Tak jak to?-wskoczyłam na Marco i zaczęłam czochrać jego
idealnie ułożone włosy. Zaczął się śmiać i chwilę później zrzucił mnie na
kolana Mario.
-Ej! Co ci się stało?-zapytał Götze z przejęciem. Przyłożył
dłoń do jego czoła. –Gorączki nie ma…-zaczął się zastanawiać
-Nic mi nie jest. Co by miało mi się stać?
-Pozwalasz Indze dotykać swoje włosy a co dopiero niszczyć
fryzurę, nad którą stałeś pół dnia przed lustrem?
-Nie pół dnia.-przewrócił oczami –Ale tak, pozwalam.
-A czemu ja nie mogę?-założył ręce w geście „focha”.
-Bo Inga naprawdę świetnie całuje. Nie potrafił byś
tak.-puścił do niego oczko a nim się obejrzałam wpił się zachłannie w moje
usta.
-Odwołuję to co mówiłem kilka minut temu.
-Że fajnie, że jesteśmy razem?-zapytałam ze śmiechem
opierając głowę o ramię Maro.
-Nie, to, że się nie liżecie przy ludziach.
-My? A no faktycznie.-zaśmiał się i skradł z moich ust
szybkiego buziaka.
-Niewyżyci… Idźcie se do łóżka na dwadzieścia minut, a potem
po mnie zadzwońcie jak już będę mógł wrócić.
-Nie będzie takiej potrzeby, Mario-zaczęłam się śmiać z miny
przyjaciela –Ja już sama muszę iść.
-Nie, nie musisz.-złapał mnie w pasie i położył głowę na
moim ramieniu
-Muszę, Marco. Już dość późno. Przesiedziałam u ciebie cały
dzień. Musisz też odpocząć przed podróżą.
-Odpoczywam, kiedy jesteś przy mnie.
-No to jak już odpocząłeś to możesz mnie odwieść i pomęczyć
się z Mario.
-Nie ustąpisz?
-Dobrze wiesz, że nie.
-Odwiozę cię.
-Dobrze, ale mogę też wziąć taksówkę.
-Spokojnie, Mario nie powinien przez ten czas kiedy cię
odwiozę rujnować domu.
-Spoko-oko.-zapewnił Götze –To co, Gusia, musimy się
pożegnać teraz. Albo nigdy.-zaśmiał się i podszedł do mnie. Przytuliłam się do
niego i szepnęłam
-Lepiej nigdy. Pożegnania są do kitu. Po prostu do
zobaczenia za dwa i pół tygodnia.
-Święte słowa. –przytaknął i zaczął kołysać mnie w uścisku
na boki. –Zadzwonię kiedyś tam.
-Okej.-zaśmiałam się i puściłam go z uścisku. –Albo pokaż
się czasem na Skypie jak będziemy z Marco rozmawiać.
-Ja zawsze się pokaże na Skypie jak będziecie rozmawiać, nie
myśl sobie.
-Nie wezmę z tobą pokoju w takim razie.-pogroził mu palcem
Marco zakładając buty
-Ale Maarco!
-Weźmie, weźmie. Nikt inny by z nim nie wytrzymał.
-No dzięki. Chodź już lepiej.-zaśmiał się Marco otwierając
drzwi.
-Ćwicz tam, nie obżeraj się i nie łap kontuzji,
jasne?-zapytałam Mario z uśmiechem na co pokiwał mi głową i zasalutował.
Przytuliłam go raz jeszcze i pocałowałam w policzek.
-No starczy tych czułości, Inga, czas cię nagli.
-Poważnie?-zaśmiałam się spoglądając na kochanego,
lamowatego blondyna.
-Tak. A ty..-wycelował palcem w Mario. –Wara od mojej
dziewczyny-pogroził mu żartobliwie
-Podobno nie jestem twoja dziewczyną-zaśmiałam się i dałam
mu kuksańca w bok –Jak tam było?
-Przywra?
-Nie, nie, Mario, coś bardziej wyszukanego.
-Pijawka? Wampir?
-Ja z wami nie mogę.-stwierdził śmiejąc się Marco –Wychodzę.
-Jak mi się przypomni to napiszę. Papa!-pomachałam do Mario
i dołączyłam na klatce do mojego chłopaka.
-Wiesz, że cię kocham, prawda?-zapytałam w oczekiwaniu na
windę.
-Wiem.-uśmiechnął się szeroko i pocałował czubek mojego nosa
-Eeej!-zaśmiałam się i mocno go do siebie przytuliłam
–Jesteś zły?
-Nie, raczej szczęśliwy. Czemu miałbym być zły? Cieszę się,
że polubiłaś Mario. Jest dla mnie jak młodszy, trochę przygłupi brat.
-Mario nie jest przygłupi.
-Ale bywa.-zaśmiał się radośnie i pociągnął mnie do windy.
-Przypomniała mi się winda w…
-Mi też.-odpowiedział w uśmiechu –Ale jednak nie ma już czasu.
Po moim powrocie możemy spędzić w tej windzie cały dzień jeśli będziesz
chciała. No i o ile pozostali mieszkańcy nie wezwą kogoś do naprawienia.
-Kuszące propozycje pan składa. Przemyślę je i dam odpowiedź
jak wrócisz.
-Będę czekał.
W piętnaście minut dojechaliśmy pod mój dom. Marco zatrzymał
auto na podjeździe ale nie odblokował drzwi. Oparł głowę o zagłówek a potem
dopiero na mnie spojrzał.
-Co ty ze mną zrobiłaś?-zapytał chwytając moją dłoń.
-Ja?
-Tak. Dzięki tobie jestem szczęśliwszym człowiekiem. Czuję,
że żyję, że mam dla kogo. Inga… Nawet nie wiesz jak bardzo ważna dla mnie
jesteś. Nigdy w to nie wątp. Choćby się wszystko waliło. Zawsze będziesz miała
moją miłość.
Nie wiedziałam, że Reus posiada w sobie aż takie pokłady
romantyzmu i jest w stanie wyznać coś takiego pod wpływem chwili. Nie byłam w
stanie nic powiedzieć. Popatrzyłam na niego z zeszklonymi oczami.
-Zawsze, Aniele. Jeśli coś się będzie działo to wystarczy
słowo a będę. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Nawet jeśli będziesz chciała mi
tylko powiedzieć, że byłaś na zakupach. Będę szczęśliwy móc usłyszeć twój głos.-
nie uchwyciłam chwili kiedy objął mnie mocno i czule pocałował. Zawiesiłam
dłonie na jego szyi i odwzajemniłam pocałunek. Mój kochany Marco…
-Tak bardzo cię kocham, Marco. Nigdy nie będę żałowała
decyzji podjętej tam na jachcie. Była moją dotychczas najlepszą jaką mogłam
podjąć. Nie wyobrażam sobie nas..osobno. Rozumiesz.
-Tak. Dwa i pół tygodnia minie szybko. Zobaczysz.
-Będę na ciebie czekać. Ciebie się tyczy to samo co Mario.
Uważaj na siebie i nie łap kontuzji. I ćwicz tam porządnie, nie obijaj się. I
słuchaj mojego taty!-pogroziłam mu palcem z uśmiechem
-Obiecuję.-zaśmiał się i mocno ponownie mnie do siebie
przytulił –Idź już, bo cię nie wypuszczę.
-To nie rób tego.
-Sama chciałaś jechać.
-Bo jest już późno.
-Idź.
-Dobrze.-odpowiedziałam i nawet nie zamierzałam puścić go z
objęć.
-Zadzwonię jak będę na miejscu.
-I zawsze kiedy będziesz tylko chciał, pamiętasz? Pora nie
ma znaczenia.
-Wiem, bo ja sam to powiedziałem.
-Kocham cię.-szepnęłam i delikatnie musnęłam jego wargi.
–Tak, żebym zapamiętała.-wytłumaczyłam, co najwyraźniej rozbawiło mojego
chłopaka. Chwilę później spoważniał i zrobił to samo.
-Ja też. Pa.
-Czekam na telefon. –przypomniałam otwierając drzwi jego
czarnego samochodu
-Obiecuję, że zadzwonię. Uważaj na siebie.
-Dobrze. To pa.
Spojrzałam na jego kochaną twarz ostatni raz i wysiadłam z
samochodu.
Idąc do drzwi odwróciłam się na chwilę i mu pomachałam. Cały czas
tam stał. Podniósł rękę i odmachał mi. Zatrzymałam się przed drzwiami i
zaczęłam szukać kluczy w torebce. Otworzyłam zamek i weszłam do środka.
-Wróciłam! –krzyknęłam, a kiedy miałam zamykać za sobą drzwi
poczułam pociągnięcie i w jednej chwili wpadłam w ramiona Marco. Złapał za moje
policzki i gwałtownie pocałował. Przyciągnął mnie mocno do siebie, a ja
wplotłam dłonie w jego włosy.
Kiedy straciłam już jakikolwiek oddech Marco
puścił mnie i złożył pocałunek na moim
policzku.
-Pa-szepnął cicho i zostawił mnie w stanie galaretki z
trzęsącymi się nogami, opierającą się o drzwi, a sam poszedł szybkim krokiem do
samochodu. Posłał mi uroczy uśmiech kiedy odjeżdżał, a ja starałam się go jak
najlepiej zapamiętać na te dwa tygodnie. Może trochę dramatyzuję, może jest
Skype, telefon i te wszystkie inne badziewia włącznie z gołębiami ale to
zupełnie co innego niż widzieć go na żywo, móc dotknąć, pocałować, przytulić.
Weszłam ponownie do domu i zamknęłam za sobą drzwi.
-Teraz już jesteś?-zapytał tata wyłaniając się z kuchni z
kubkiem parującej herbaty.
-Ymm… Jak widać. –zaśmiałam się –Zaraz przyjdę, wezmę
prysznic i się przebiorę.
-Jasne. Jakiś film? Mecz?
-Jak będzie leciało coś godnego mojej uwagi to może zostać.
-Filmu o Reusie jeszcze nie nakręcili.
-Jeszcze!-ze śmiechem wbiegłam na górę po mój t-shirt i
spodnie dresowe, które ostatnio uwielbiałam nosić po domu. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i zawinęłam je
ręcznikiem w turban. Kiedy tylko stanęłam przed lustrem ciężko było mi nie
zauważyć dwóch, czerwonych malinek na mojej szyi. Wampir jeden. Założyłam
bluzkę i spodnie. Poszłam jeszcze po cienką bluzę do pokoju z jako-takim
kołnierzykiem, żeby moje „ukąszenie” trochę zamaskować. Zeszłam na dół i
usiadłam na kanapie obok taty.
-I jak było?
-Świetnie, tylko wiesz… Z pożegnaniem gorzej.
-Miałem okazję zobaczyć kątem oka. Spokojnie, nie
podglądałem.-zaczął się śmiać i wziął do ręki pilot do telewizora i zaczął
skakać po kanałach.
-Będzie mi go brakować.
-To dobrze. Widać, że ci na nim zależy. Szybko minie i znów się
zobaczycie.
-Chyba sto razy dzisiaj to usłyszałam.
-No cóż. Może taka prawda?
-Sama nie wiem.-wzruszyłam ramionami i roześmiałam się.
-Nie ma nic w tej telewizji. Może kolacja i idziemy spać?
-Jestem za. Zaraz coś zrobię.
-Może jakoś pomogę?
-Siedź i odpoczywaj. Ciesz się ciszą i spokojem póki go
jeszcze masz.
-Nawet mi nie przypominaj.-położył ręce na głowie i rozsiadł
się na kanapie.
Na kolację zrobiłam lekką sałatkę. Zjedliśmy szybko, tata poszedł do łazienki, a
ja wzięłam z kanapy Kloppsika i poszłam z nim do pokoju. Usiadłam na łóżko i
oparłam głowę o jego ramę. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Wzięłam telefon
i zadzwoniłam do Ani.
Kilka sygnałów później odebrała.
-Hej kochana! Co u
ciebie?
-Jesteś już w Dortmundzie?
-Tak, wróciłam dzisiaj
po południu. Coś się stało?
-Wiesz, bo tak pomyślałam, czy byś może nie chciała się do
mnie wprowadzić na ten czas, kiedy chłopacy wyjadą? Myślałam, że może ja do
ciebie, ale tu jest i Emma i Kloppsik, są przyzwyczajeni do mieszkania tutaj.
-Pewnie, rozumiem. Jak
trener się zgodzi to z przyjemnością. Świetny pomysł. Skąd taka decyzja?
-Jak Lewy jest koło ciebie to może przejdź dalej, a jak nie
to mu proszę nie powtarzaj, dobrze? Pewnie by wygadał Marco, Marco tacie, tata
Ulli i tak dalej. Ja za łańcuszki podziękuję.
-Jasne, ale co się
stało?
-Po prostu trochę się boję Marca. Zastraszanie, groźby… Nie
wiem co on wymyśli jak tata wyjedzie.
-Czekaj, czekaj, jakie
do cholery groźby?!-prawie krzyknęła do słuchawki
-Anka, proszę, ciszej. Myślę, że tylko chciał mnie
nastraszyć. Ale po prostu… Bym się czuła bezpieczniej niż sama w wielkim domu.
Złodzieje jeszcze może jacyś w okolicy.
-To bardzo bezpieczna
okolica, nie ma mowy o włamaniach. Oczywiście, że chętnie się wprowadzę ale nie
myślisz, że powinnaś powiedzieć tacie o wszystkim?
-Miał kilka przykładów jego zachowania wobec mnie, nie będę
go jeszcze dobijać groźbami.
-Mam nadzieję, że
wiesz co robisz.
-Tak, nie martw się. Z karateczką w jednym budynku zawsze
bezpieczniej. Zapytam za chwilę taty, napiszę ci sms’a. Bądź w gotowości.
-Dobra. W takim razie
spokojnej nocki.
-Wzajemnie, pa.
Po skończonej rozmowie wygramoliłam się z łóżka i poszłam
korytarzem do sypialni taty. Zapukałam do drzwi.
-Prooszę.-przeciągnął. Mogłam się założyć, że właśnie ziewał
-Obudziłam cię?-zapytałam, kiedy weszłam do pokoju i
zastałam tatę wtulającego się w poduszkę. Faktycznie miał rację, że coś na
grozie traci.
-Nie. No, jakieś pięćdziesiąt procent.-zaśmiał się i
podniósł na łokciach –Coś się stało?
-Mam sprawę. A właściwie prośbę.
-Mów.
-Czy na czas kiedy wyjedziecie może przyjść i tu mieszkać
Ania Lewnandowska? Bym się czuła jakoś raźniej w tym wielkim domu. Nie, że cię
stawiam pod ścianą, przecież…
-Jeśli jeszcze raz powiesz, że to mój dom to normalnie
uduszę. Powinnaś tu przyjść jedynie z informacją a nie prosić o zgodę. Jasne,
że może przyjść. Zapraszaj kogo chcesz. No wiesz, poza jakimiś alkoholiczkami,
ćpunkami..ale chyba te nie zaliczają się do twojego grona znajomych. No, chyba,
że pacjentki.
-Dziękuję. Aczkolwiek jakoś mi lepiej jak zapytam niż
stwierdzę fakt.
-Uparciuch.
-Taka już jestem. O której macie lot?
-O siódmej.
-Chyba nie wstanę, a powinnam się pożegnać.
-No to już, szybko, bo mi minuty cennego snu lecą. Wiesz, że
jak człowiek śpi to się odmładza?
-Bo się w lustrze wtedy nie widzi!-zaśmiałam się i podeszłam
do łózka. Usiadłam na kawałku materaca i przytuliłam się do taty.
-Wiesz, że będę tęsknić?
-Naprawdę?-zmarszczył brwi i uśmiechnął się słabo.
-Pewnie. Zawszę bardzo tęsknię za tymi, których kocham.
-Inga… Jutro rano będę rozchwiany emocjonalnie. Będę w
samolocie na zmianę płakał, śmiał się i
w między czasie opierniczał drużynę.
-Zapowiada się w takim razie ciekawy lot.-uśmiechnęłam się
szeroko i podniosłam się z łóżka. Kiedy już podchodziłam do drzwi usłyszałam
głos taty.
-A, Inga…
-Tak?
-Bo wiesz, że ja… też będę tęsknił. I…
-Wiem. Dobranoc.
-I jeszcze jedno. Proszę chodzić do pracy.
-Zbyt bardzo jestem podekscytowana, żeby chodzić na wagary.
-No. To dobranoc. I kocham cię.
-Ja ciebie też. Dobranoc.
~~~
Wiem, że przesłodzony i nic się nie dzieje, uwierzcie, to cisza przed burzą, obiecuję. Jestem z niego niezadowolona, chciałam go pisać od nowa, ale jednak dałam spokój i zabrałam się za 47 z myślą "będzie lepiej":)
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze!! Aż chce się więcej pisać:)
Buźka!<3
PS. Po 21 szablon bloga został zmieniony-zdjęcie z nowej sesji Marco mnie kupiło i zahipnotyzowało...<3 Mam nadzieję, że i Was, i że szablon przypadł Wam do gustu i 2 godziny pracy nie poszły na marne:)
PIERWSZA ! IDĘ CZYTAĆ !
OdpowiedzUsuńTRZY RAZY ! TRZY RAZY PISAŁAM WCZORAJ KOMENTARZ NA TELEFONIE I KURDE ZA KAŻDYM RAZEM JAKIMŚ CUDEM SIĘ USUNĄŁ. Tak się zdenerwowałam, że postanowiłam skomentować dzisiaj na spokojnie z komputera. Mam nadzieje, że się nie pogniewasz.
UsuńJejku po prostu przeszłaś samą siebie. Piszesz takie cuda i myślisz, że ujdzie Ci to na sucho ? O nie ! Potrafisz mnie rozśmieszyć (doprowadzić do uśmiechu) jak mam kiepski humor. Nie wiem czy to dobrze czy źle ... nie no ! Żartuje <3 to bardzo dobrze ! Oni są najcudowniejszą parą na całym świecie !!! Te ich pocałunki, rozmowy, sprzeczki ... och *_* Idealna para ! Mario ... nie mogę z nim ... hahahah <3 Ja bym nie narzekała jakby Marco zrobił mi malinkę czy dwie, a nawet trzy czy dziesięć xdd Wiesz co podobało mi się najbardziej ? ICH POŻEGNANIE <3 Jak on za nią wyszedł z auta i wgl ... rozpłynęłam się wtedy <3 A teraz przejdźmy do ... tego gorszego momentu ... dlaczego Inga nie powiedziała tacie ani Marco, że boi się swojego brata ?! Przecież to poważna sprawa !! Dobrze, że chociaż Ani powiedziała i, że p. Lewandowska będzie z nią. Chociaż przeczuwam, że i tak nie będą razem cały czas i coś może się stać :/ A tak wgl to co Ty sobie wgl myślisz obiecując nam burzę ?! Chyba oszalałaś dziewczyno ! Ja nie potrzebuje takich obietnic wcale ! Czekam na następny, bo jestem ciekawa co planujesz. Buziaki :*
PS. SZABLON WSPANIAŁY ! WYCZUWAM, ŻE JEDNAK TO BĘDZIE JEGO ZDJĘCIE W NOWYCH BOHATERACH <3
Złapałam się na tym, że w soboty często patrzę na zegarek, bo czekam na rozdział ;p Super rozdział, czasem fajnie jest poczytać taki ,,słodki rozdział", czyżby miało się coś zacząć ,,dziać" z bratem Ingi? :3 Dobrze, że Ania wpadnie w odwiedziny Pozdrawiam Pszczółka Emma
OdpowiedzUsuńKomentarz będzie krótki,przepraszam
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział,nie był wcale przesłodzony...dobrze czasem taki przeczytać
Marc...czy On musi wszystko komplikować?denerwuje mnie
Z niecierpliwością czekam na następny
Ściskam ;)
Mhm, jak Ty oświadczasz, że będzie się działo, to ja już chyba powinnam się zacząć bać! :p A tak serio, to rozdział bardzo fajny. Widać, że Marco bardzo zależy na Indze. I mam nadzieję, że nic ani nikt tego nie zmieni. ;*
OdpowiedzUsuńOjejeeejjejjeeeee REUSSS... Boże.... Nie oddycham, ten facet zabiera dech w piersiach..... Tak samo jak twoje opowiadanie. Super, kocham, i.. Boże zmień jednak ten szablon, bo nie mogę się skupić...
OdpowiedzUsuńNo dobra, melduję przeczytanie :D I od razu zaznaczam, że nie wiem, dlaczego ten rozdział Ci się nie podoba. Ja lubię, jak jest słodko pomiędzy tą dwójką... I lubię też Twojego Reusa (pewnie tak, jak Ty mojego :D). I nadal mam też wrażenie, że Mario po rozstaniu z Ann może próbować przypodobać się Indze, pomimo, iż naprawdę silnie przyjaźni się z Marco... Chociaż mam nadzieję, że się ogarnie. No ale co z nim będzie, skoro został bez dziewczyny?? :D
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy kiedykolwiek przy czytaniu któregoś z Twoich rozdziałów nie będę się śmiała... Przy każdym robię to co najmniej kilka razy :p
Ciekawe, jak nasze gołąbki poradzą sobie z tą rozłąką i tęsknotą... I jak zareagują, gdy chłopaki wrócą z Dubaju... Krótko mówiąc, nie mogę się doczekać dalszych części ♡
A jeśli chodzi o szablon i całą sesję, to ja też to oczywiście kupuję i jestem przekonana, że te zdjęcia będą cudowne *.* I będą! :D
Do usłyszenia niedługo, pzdr ❤
Przesłodzony? Ale Ci walne (czuje, że nie trafię XD)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jakiego miałam banana na twarzy, kiedy czytałam ten rozdział. Marco jest taki słodki i kurde.. może nowa dziewczyna (chociaż zbytnio nie wierzę w to, że są razem, to ten.. Nie, że coś mam do niej, bo wydaje mi się, że nawet do siebie pasują, ale jakoś nie wierzę w tę bajeczkę xD) Reusa, obije mi, ładnie powiedziawszy twarz, to jest mega seksowny i tak serio, poważnie, ale to serio poważnie chciałabym Go całować tak jak Inga. I chciałabym być tak zakochana i kochana, przez faceta, który jest dla mnie całym światem.
A tak wracając do rozdziału, to nie wiem jak te dwa gołąbeczki bez siebie wytrzymają przez te trzy tygodnie.. A nie przepraszam! Dwa i pół! Ale i tak najlepszy jest Mario! Ja nie wiem jak Ty to robisz i z kąt bierzesz te wszystkie teksty, ale On jest mega!
Mega? Pff.. to mało powiedziane! On jest cudowny i.. tak, nieziemsko smieszny. Marco i Inga.. Fajnie, że są razem i fajnie, że nie liżą się przy wszystkich. Mario ma szczęście mając takich przyjaciół! Współczuję Mu.. WRÓĆ! ZAZDROSZCZĘ! xD
i wiesz co Ci jeszcze powiem? Mnie też kupiło to zdjęcie z sesji zdjęciowej Marco! Jest przegenialne! Przecudowne, przeogromnie, przeokropnie idealne!
Do zobaczenia za tydzień! Tak? Nic się nie zmienia, prawda? NO! To super! Doz obaczenia kochana! ☺ ♥
Hmmm.... Co tu napisać, brakuje mi słów. Zacznę od tego, że rozdział naprawdę rewelacyjny i nie przesłodzony, a jeśli nawet to tego nie odczułam ;) Czy ten Marc..... mógłby sobie dać siana, przecież to jego siostra i nikt ani nic tego nie zmieni. A teraz czas na Marco i Ingę. Marco i Inga......ahhh.....<3 chciałabym być na miejscu Ingi, chociaż na chwilę. Oni są tacy kochani, Też bym chciała być tak kochana przez faceta.... no cóż, życie to nie bajka.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;)