Obudziłam się i zaczęłam patrzeć bezczynnie w sufit. Tata
pewnie jeszcze śpi… Która to godzina? Schyliłam się do telefonu. Już po ósmej.
Zdałam sobie właśnie sprawę, że jestem sama w domu. Podniosłam telefon, a kiedy
odblokowałam od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Czekała na mnie jedna
wiadomość od Marco. Postanowiłam odczytać ją za chwilę i najpierw napisałam
sms’a do Ani, że może już przyjeżdżać. Szczęśliwa niczym dziecko otwierające
prezent na Wigilię otworzyłam wiadomość od mojego chłopaka.
„Przyjechaliśmy już z
BVB na lotnisko… Fanów i dziennikarzy od groma… Ludzie nie mają nic lepszego o
tej porze do robienia? Tak w ogóle, dzień dobry, księżniczko <3 Zadzwonię
jak dolecę! M.”
Cudownie rozpoczęty dzień.
Niech lepiej nie marudzi na dziennikarzy. Ja przynajmniej zobaczę jak
bardzo bosko dziś się prezentował. Niczym zakochana nastolatka popędziłam do
laptopa stojącego na biurku i weszłam na stronę Borussii i portale plotkarskie.
Faktycznie, pełno fanów. Zaśmiałam się na widok dziewczyn stojących z maślanymi
oczami wpatrzone w mojego chłopaka. Cóż. Jest mój, drogie dziewczynki. Jestem
okropna. No cóż. Trzeba jednak przyznać, że Marco wyglądał cudownie.
Wybrałam z szafy ołówkową spódnicę i białą, przewiewną
koszulę. Zamiast szpilek postawiłam na zwykłe, czarne baleriny, nie będę się
męczyć. Kiedy już szłam do łazienki usłyszałam dzwonek domofonu.
Zbiegłam po schodach i otworzyłam jej bramę. Wjechała swoim
białym mercedesem na podjazd. Kiedy tylko wysiadła przybiegła Emma i zaczęła na
nią szczekać. Zaśmiałam się widząc lekko przerażoną karateczkę. Włożyłam
pierwsze lepsze buty żeby nie wyjść boso i poszłam uspokoić psinę.
-Hej, to tylko Ania. Polubisz ją. –pogłaskałam ją po
pyszczku i podeszłam do mojej przyjaciółki
-Hej kochana! Powiem ci, że nieźle tu masz. –stwierdziła z
uśmiechem patrząc na dom i ogród.
-Dzięki, dzięki. Przepraszam za Emmę, podobno nie ufa nowym
osobom. Jak widać.
-Okej. Wyjmę walizkę.-podeszła do bagażnika i wyciągnęła
swój bagaż.
-Idziemy dzisiaj biegać?
-Wiesz co, ja muszę iść do pracy. Powinnam być po południu.
Przepraszam, że tak wyszło…
-Ale spokojnie! Pójdę biegać sama, zrobię wpis na bloga a
jak wrócisz to trening. Co ty na to?
-Czekają mnie dwa tygodnie fit i healthy?
-O tak!
-Ludzie…-zaśmiałam się i skierowałam się do wejścia do domu.
-Gdzie mam mieszkać?-zapytała wnosząc walizkę do przedpokoju
i zdjęła buty.
-Chodź, zaprowadzę cię. Jako ciekawostka, były pokój Marca.
-Łoo, czyli jak tu się włamie to natrafi na mnie?
-Coś w tym stylu!
-Spokojnie, znam karate, ale wiesz, tak piękna kobieta w
jego łóżku.-poruszała brwiami i obie się roześmiałyśmy. Szykują się ciekawe dwa
tygodnie.
-To tu. Obok jest łazienka. Twój komplet kluczy leży w
kuchni na stole. Grasuje tu kot. Jak będzie na ciebie syczał to daj mu jeść.
Wtedy nie będziesz mogła go odkleić od nogi. Nie wiadomo co gorsze, wiem.
-Dzięki, dobra, leć do pracy bo się spóźnisz! Kiepsko to
będzie pierwszego dnia wyglądać.
-Muszę jeszcze zadzwonić do zastępcy Watzke, cały zarząd
wyjechał, a miałam się do niego odezwać jak się będę wybierać.
-Po co mi tłumaczysz, no dzwoń!
-Dzwonię, dzwonię.
Pan Jonas powiedział, żebym zjawiła się o dziesiątej w jego biurze.
Pobiegłam więc szybko przebrać się w wcześniej przygotowane ubranie. Włosy
związałam w kitkę, żeby zbytnio nie przeszkadzały. Korzystając z okazji, że
Ania wypakowała swoją kosmetyczkę użyłam jej perfumu od Chanel.
-I jak?-zapytałam odkładając bezbarwną pomadkę.
-Nie używasz eyelinera?
-Idę do pracy, kochana, nie na randkę.
-Poprawię ci cienie, bo jak zwykle pomalowałaś nierówno.
-Gdzie nierówno? Ty mi pokaż.-stanęłam przed lustrem i
popatrzyłam na mój makijaż
-Tu, przy powiece. Tam masz trochę wyżej. Siadaj na wannie.
-No dobra, niech ci będzie.-poddałam się i usiadłam na
ściance wanny. Jej poprawianie oka trwało trochę dłużej niż jak na jedną
kreskę. W końcu schowała pędzelek do pudełka i popatrzyła na swoje zakończone
dzieło.
-Już?
-Tak. Zobacz, nie lepiej?
Spojrzałam do lustra. No faktycznie lepiej. Mój makijaż był
trochę ciemniejszy przez co oko było ładnie podkreślone.
-Dzięki kochana. To ja lecę, bo się spóźnię.
-Jak ty masz zamiar jechać?
-No do galerii na piechotę i wsiadam w autobus…
-Zapomnij. Chodź, podwiozę cię. I tak miałam iść na zakupy,
coś będziemy w kuchni eksperymentować.
-No dobrze. Oddam ci kasę za te zakupy.
-Przeleję ci tą kasę co mi będziesz chciała wcisnąć na twoje
konto. Nawet nie musisz próbować.
-Wiesz, że tak łatwo się nie poddam?
-Wiesz, że ja też?
-Niestety.-westchnęłam i opuściłam łazienkę. Zeszłam na dół
i wzięłam jeden komplet kluczy z kuchennego stołu
-Twój. Wyślę ci sms’em kod do bramy. Rozmowa długo trwać nie
będzie, więc nie będziesz siedzieć pod domem.
To jedziemy?
-Już, zakładam buty.
Pod Idunę dojechałyśmy po dziesięciu minutach. Dość
rekordowe tempo. Pożegnałyśmy się, a ja poszłam w stronę wejścia stadionu. Przy drzwiach stał ochroniarz, którego
jeszcze nie miałam okazji poznać. Oby ten okazał się normalny, spotkania z
bodajże trzema ostatnimi były dość… No właśnie, dość ich. Do czterech razy
sztuka.
-Dzień dobry. Inga Klopp, byłam umówiona do pana Jonasa
Brauna.
-Oczywiście. Zaraz zadzwonię po jego asystentkę, żeby panią
zaprowadziła.
-Może mi pan pokazać drogę, dam radę trafić.
-Pani Ingo, nie chcę mieć problemów w pracy.
-Oh, przepraszam, rozumiem.
-Nic się nie stało. Proszę usiąść.-wskazał mi szarą kanapę
niedaleko wejścia a sam podszedł do takiej coś w rodzaju recepcji i wybrał
numer telefonu. Usiadłam i wysłałam z telefonu w tym czasie kod do bramy Ance.
-Pani Doris zaraz zejdzie. Proszę chwilę poczekać.
-Oczywiście, dziękuję.
Długo nie musiałam czekać. Usłyszałam dźwięk sygnalizujący
przyjazd windy a po chwili ujrzałam niską blondynkę w okularach. Podniosłam się
z miejsca i podeszłam do niej.
Okazała się młoda w przeciwieństwie do wyobrażeń pani po sześćdziesiątce. Więcej niż dwadzieścia siedem
to ona nie miała.
-Dzień dobry. Pani to jest zapewne Inga…
-Tak, bez „pani” poproszę. Po prostu Inga.
-Pewnie. Ja jestem Doris. Zaprowadzę cię do pana Brauna.
Pokaże ci pewnie jeszcze raz gabinet, powie co i jak. Nie potrwa długo. Ani nie
masz co się martwić.
-Dzięki.
Poszłyśmy do windy i pojechałyśmy na trzecie piętro, gdzie
mieściły się same biura. Ostatnie należało do pana Zorca. Tam jednak urzędował teraz
jego zastępca. Jak dotąd nie udało mi się go poznać, mam nadzieję, że nasza
współpraca dobrze się ułoży i nie będę miała z nim pod górkę. Doris zapukała do
drzwi. Po krótkim „proszę” weszłyśmy do biura. Mężczyzna trochę po
pięćdziesiątce. Łysy, w granatowym garniturze. Wydawał się miły.
-Dzień dobry…
-O! Pani Inga! Bardzo mi miło panią poznać. Jonas Braun. Proszę usiąść, zaraz pani
wszystko dokładnie wytłumaczę, potem pójdziemy na chwilę do pani gabinetu i
zostawię panią samą. Proszę się też nie przepracowywać. Musi sobie pani wręcz
rozłożyć pracę...
Jedno trzeba przyznać. Facet potrafi zagadać na śmierć.
Skierował Doris do jej pokoju i pokazał mi wzór jak powinny wyglądać
uzupełnione dokumenty, jakie kategorie powinnam zaznaczyć podczas ich wypisywania
oraz wiele innych rzeczy, które wiedziałam, jednak nie dałam rady wciąć mu się
w słowo.
W końcu poszliśmy do mojego gabinetu z wielkim oknem na
panoramę Dortmundu. Na biurku czekało na mnie kilka papierów sprzed roku, które
musiałam przejrzeć. Dostałam też własny identyfikator z moim zdjęciem, które
przekazał tata z tych, które robiłam do dowodu. Musiałam go nosić, gdyby jakiś
ochroniarz, albo pracownik nie znający mnie nie robił problemów. Pan Braun
proponując mi jeszcze herbatę postanowił się wreszcie ulotnić.
Co bardzo mnie ucieszyło to drzwi otwierane na kartę
magnetyczną. W sumie cieszyłam się jak małe dziecko co dostało nową zabawkę.
Przykładam kartę i drzwi się otwierają, a jak popchnę i zamknę to nikt bez tej
karty ich nie otworzy. Magia.
Z westchnieniem opadłam na mój czarny fotel i obróciłam się
dookoła. No tak, witaj pracy. Wzięłam się za czytanie pierwszej z wierzchu
opinii. Była to opinia na temat motywacji i oczekiwań piłkarzy z ubiegłego
roku. Zagłębiłam się czytając tę pracę. Jeszcze bardziej mogłam poznać
wszystkich piłkarzy od strony hmm… No właśnie, nie zbyt zawodowej, lecz tego,
jak podchodzą do piłki i jak bardzo związani są z Borussią, ze swoją pasją.
Najbardziej jednak dało mi do myślenia pytanie o podejście
do zawodu piłkarzy i ich stan psychiczny. Co gorsza dała mi do myślenia opinia
o Marco.
„Stan psychiczny
zawodnika nieznacznie poprawił się. Jest na dobrej drodze do odzyskania stanu i
formy sprzed wydarzeń z 2013 roku. (Akta indywidualne r.2013) Marco ma wsparcie
części rodziny oraz przyjaciół, nie odtrąca ich. Sezon ten ma szansę stać się
przełomowym.”
Co do cholery wydarzyło się w 2013 roku? To pytanie chodziło
mi cały czas po głowie. Marco nie chciał o tym mówić lecz mnie ta sprawa już
przytłacza. Wszyscy wiedzą poza mną, a jest przecież jego cholerną dziewczyną.
Czy nie zasługuję na odrobinę prawdy? Dlaczego mnie tak traktuje? Jaki ma w tym
cel?
Dość tego.
Po prostu mam dość. Wstałam z impetem z krzesła i poszłam na
poszukiwanie Doris. Szła akurat korytarzem z kawą dla pana Brauna.
Powiedziałam, że poczekam na nią na korytarzu. Kiedy wyszła ze srebrną tacą w
ręku od razu podeszłam do niej i pociągnęłam na ubocze.
-Wiesz co, potrzebuję dostępu do dokumentów z archiwum…
-Pewnie, piętro niżej. Pierwsze drzwi po prawej od windy.
-Dzięki.
Popędziłam do windy niczym z misją specjalną. Może to nie
było do końca fair wobec Marco, ale miałam dość wiecznego czekania i
zamartwiania się. Stanęłam przed drzwiami archiwum. Otworzyłam je, a przede mną
pojawiła się młoda dziewczyna, która energicznie poderwała się z krzesła. No
lepszej roboty mieć biedna nie mogła. Kto na co dzień przychodzi do archiwum?
-Dzień dobry, potrzebuję opinii psychologa Marco Reusa
sprzed dwóch lat.
-Kim pani jest? Nie mogę dać pani takich dokumentów. Nie jest
pani upoważniona.
-Jestem psychologiem. Proszę, identyfikator.-podałam jej
plakietkę. Obejrzała ją dokładnie po czym oddała mi ją
-Proszę chwilę poczekać, muszę zadzwonić do pana Brauna.
-Dobrze.-szepnęłam
Oparłam się i modliłam, aby pozwolił mi przeczytać te
informacje nie wygadując tego tacie albo Watzke.
-Nie ma problemu, zaraz przyniosę. Proszę usiąść.-wskazała
mi na fotel, na którym chwilę później usiadłam.
Kamień z serca, nie było żadnych problemów. Wzięłam głęboki oddech by
uspokoić rozszalałe serce. Za kilka minut miałam dowiedzieć się
najprawdopodobniej największej tajemnicy mojego chłopaka. Nie, to było
cholernie nie fair. To najgorszy sposób by się tego dowiedzieć. „Potrzebuję
czasu, aniele”. W moich uszach rozbrzmiał głos Marco. Nie, nie mogłam tego
zrobić. Straciłabym jego zaufanie, jego miłość. Jeśli to faktycznie miało
związek z jego byłą to tym bardziej nie będę ja, jego kolejna dziewczyna, którą
podobno kocha, łamać mu serca.
-Proszę pani?
-Tak?-spojrzałam na dziewczynę, która stała nade mną
-Teczka, o którą pani prosiła.
-Nie… -On musiał mi to sam powiedzieć. Muszę mu mocniej
zaufać i czekać. Przecież sama go tyle razy o to prosiłam. Wyszłabym na totalną
hipokrytkę. Boże, co by się stało, gdyby Marco się dowiedział, że wzięłam tylko
jego teczkę, żeby wszystko wyczytać. Nie mogłam go zawieść. Nie. –Przepraszam,
że się pani tyle fatygowała ale nie jest mi jednak potrzebna.
-Na pewno? Może potem się przyda.
-Na pewno, i nie przyda się.
Jeszcze raz przepraszam. Do widzenia.-powiedziałam pewnie i opuściłam
pomieszczenie. Poczułam się podle. Jak mogłam nawet tak pomyśleć? Odchodzę od
zmysłów, to prawda, jednak nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Zbyt bardzo mi na
nim zależy i zbyt bardzo go kocham. Wróciłam do mojego gabinetu przy okazji
prosząc Doris o zieloną herbatę. Musiałam chwilę odetchnąć.
/Marco/
Nawet nie zauważyłem momentu, kiedy ta dziewczyna zajęła tak
wielkie miejsce w moim życiu. Mimo, że wylecieliśmy sześć godzin temu to sama
myśl, że nie zobaczę jej przez najbliższe dwa i pół tygodnia sprawiała, że
jeszcze mocniej mi jej brakowało.
Götze chrapał na moim ramieniu. Sam sześć razy przesłuchałem
moją playlistę na słuchawkach… Po co tak daleko wylatywać? Dwanaście godzin
lotu to istna masakra.
Wziąłem telefon i wszedłem na Facebooka. Kiedy zacząłem
szukać Ingi wśród znajomych uzmysłowiłem sobie, że jej nawet nie zaprosiłem.
-Götze…-poruszyłem ramieniem w celu obudzenia przyjaciela
-Hmm
-Jakie nazwisko ma Inga na Facebooku?
-Jeny, weź se mój telefon i zobacz. Nie zawracaj
głowy.-powiedział oburzony faktem, że śmiałem w ogóle wybudzić go ze smacznego
snu. Wygrzebał urządzenie z kieszeni i podał mi je. Wpisałem hasło -10-11-przypadek?
Götze, cóż za romantyzm i sentymentalność. Znalazłem ją na Facebooku Mario.
Chciałem do niej napisać, ale miałem świadomość, że Mario będzie przeglądał tą
rozmowę. Odłożyłem jego telefon na bok i sam wyszukałem ją na moim Facebooku.
Zaprosiłem ją do znajomych. Nie wiem do końca po co, ale zacząłem liczyć
sekundy od zaproszenia aż do jego zaakceptowania.
Po minucie i trzydziestu dwóch sekundach moje zaproszenie
zostało zaakceptowane.
Chwilę później dostałem wiadomość od dziewczyny
„To ty, czy jeden z
fejków?:)”
Zaśmiałem się, no tak, na Facebooku było akurat pełno ludzi,
którzy miało frajdę z podszywania się pode mnie. Nawet kiedyś w jakimś brukowcu
był wywiad z takim kontem. Nieźle ktoś też poopowiadał historie wyssane z
palca. Ale cóż, świadczy o gazecie, która robi wywiady przez portale
społecznościowe.
Dla potwierdzenia autentyczności zrobiłem zdjęcie ze śpiącym
Mario na moim ramieniu i wysłałem jej.
M/ Jedyny i
niepowtarzalny oryginał, kochanie:)
I/ Lecicie jeszcze?
M/ Jeszcze 6 godzin.
Nudzi mi się.
I/A więc już nie mając
żadnego wyjścia napisałeś do dziewczyny?
M/ Stęskniłem się.
I/ Nie widzieliśmy się
zaledwie ponad 13 godzin..
M/ Ale i tak już tęsknię
I/ Obudź Mario i sobie
pogadajcie. Pracuję, kochanie.
M/ Zbywasz mnie?
I/ Nie, usiłuję pracować.
Dla uspokojenia, też tęsknię. Myślałam, że będzie trochę mniej pracy. Muszę się
z tym wszystkim szybko uwinąć.
M/ Dasz sobie radę.
Wierzę w ciebie.
I/ Gadki Lewandowskiej
masz opanowane perfect!
M/ To było szczere.. No
to nie zajmuję czasu. Zadzwonię jak wylądujemy… Za 6 godzin.. Eh..
I/ Dasz sobie radę.
Wierzę w ciebie.
M/ Pff.. Idź już tam
pracuj. Pa.
I/ Pa! ;*
-I co, napisałeś się już?-zaśmiał się Mario, który raptem
już nie był tak koszmarnie śpiący i czytał moją rozmowę z Ingą.
-A ty już nie śpisz?
-Niby po co?
-Czasem mnie załamujesz i tracę wiarę w ludzi.
-Nie trać wiary, dasz radę, wierzę w ciebie.-poklepał mnie
po ramieniu i zaczął się śmiać pewnie z mojej miny. Może czas spać.
/Inga/
Marco ma wyczucie czasu, to trzeba przyznać. Dopiero co
wypiłam herbatę i zaczęłam na spokojnie o tym myśleć to musiał mnie zaprosić na
Fb i napisać. A nie, to ja głupia zaczęłam. Czasem jestem wyjątkowo tępa.
Dokończyłam czytanie gotowych opinii i zaczęłam na komputerze pisać swoją.
Nim się obejrzałam a była już szesnasta trzydzieści. Mimo
burczącego brzucha byłam z siebie dumna. Nadrobiłam wszystkie zaległości w
papierach. Zostało mi jeszcze przeprowadzić rozmowę z całą drużyną, żeby
sprawdzić na ile ich opinie zgadzają się z moimi oraz z panem Watzke i z
Zorkiem. No i jeszcze ta cała przemowa. Z tym może być ciężko. Chociaż? Mam na
to jeszcze dwa i pół tygodnia. Nawet sporo czasu. Powinnam się wyrobić… Miło by
było, gdyby ktoś mnie poinformował kiedy ma odbyć się ta cała gala.
Marudzę.
Pogadałabym z Marco ale nie chcę mu się narzucać, może nawet
śpi. Powiedział, że zadzwoni jak wyląduje, więc mogę być pewna, że jeszcze
dzisiaj się z nim usłyszę. Uporządkowałam wszystkie dokumenty i ułożyłam na
biurku. Zabrałam moją torebkę i wyszłam z gabinetu. Zapukałam jeszcze do pana
Brauna.
-Chciałabym już wrócić do domu. Uzupełniłam wszystkie
zaległości, więc będę od jutra robić już rzeczy bieżące.
-Wszystko uzupełnione? Podziwiam panią. Proszę iść odpocząć.
Nie ma przecież pani określonych godzin pracy, nie musi tu pani przesiadywać
całymi dniami. Jadła coś pani dzisiaj w ogóle?
-Śniadanie…-uśmiechnęłam się do niego widząc jego załamaną
minę
-Niech pani idzie coś zjeść. Tak nie można.
-Oczywiście. Już idę.
-Miłego popołudnia.
-Dziękuję i wzajemnie. Do widzenia.
Wyszłam zadowolona z SIP. Pierwszy dzień był cudowny. Może
kiedyś praca mi się znudzi, ale jak na razie było idealnie. W końcu moja pierwsza praca na poważnie. W sumie pół-poważnie, ale o tym nie wszyscy mają świadomość. Zadzwoniłam do Ani.
-Hej kochana, masz może jakiś obiad czy jemy na mieście?
-Zrobiłam zapiekankę.
Jak się domyślam nic nie jadłaś?
-Nie było okazji.
Wkręciłam się w pracę.
-Ja ci dam. Musisz
jeść! Będziesz kościotrupem i Marco nie będzie miał co przytulać.
-Jesteś wredna.
-Taka prawda.
Przyjechać po ciebie czy wracasz sama?
-Wrócę sama.
-Uważaj na siebie.
-Dobra, dobra. Pa.
Wsiadłam w miejski autobus, który dowiózł mnie do obrzeży
miasta. Potem czekał mnie lekki spacerek na piechotę w stronę domu. Tam na całe
szczęście czekała na mnie Ania z pysznym jedzonkiem. Cudownie!
-Jestem!-odłożyłam torebkę, zdjęłam buty i rzuciłam się na
kanapę w salonie. Chwilę później na siedzenie obok wskoczył Kloppsik.
-Cześć piękny.-uśmiechnęłam się szeroko i położyłam go sobie
na kolanach
-Inga! Wreszcie jesteś. Jak było? Jakoś długo byłaś…
-Było świetnie. Nadrobiłam wszystkie zaległości, teraz pole
do popisu jest moje.
-No to gratulacje.
Już wyciągam zapiekankę z piekarnika.
-Jesteś kochana.
-Wiem!
Zjadłyśmy ciepły posiłek, a ja poszłam wziąć szybki prysznic
i zmyć cały makijaż.
-Inga, chodź pobiegamy w lesie, przy okazji weźmiemy też
Emmę, co?-zapukała do drzwi łazienki kiedy akurat męczyłam się z usunięciem
paskudnego tuszu do rzęs, który rozmazywał się jak tylko potarłam wacikiem.
-Biegać?
-Zrelaksujesz się!
-Jeśli bieg nazwać relaksem…
-Ingaa...
-Dobra, wygrzebiesz mi z szafy jakiś strój?
-Pewnie!-ucieszyła się i zaklaskała w dłonie. Tej to nigdy
się nie znudzi.
Pobiegłyśmy prosto do lasu znajdującego się na obrzeżach
Dortmundu, za Signal Iduna Park.
Emma była w siódmym niebie. Niczym Lewandowska wcale nie
traciła energii. Od czasu do czasu radośnie szczekała, a jej ogon merdał z
prędkością światła. Kiedy stanęłyśmy na chwilę, żeby się rozciągnąć zrobiłam
zdjęcie psu i wysłałam tacie przez WhatsAppa.
„W końcu się grubasek
ruszył:)”
Podpisałam zdjęcie i wysłałam. Zanim ruszyłyśmy w dalszą drogę
dostałam odpowiedź.
„Brawo, Inga, jestem z
ciebie dumny!:D”
No bardzo śmieszne. Bardzo. Zaśmiałam się pobiegłam przed
siebie.
W sumie zrobiłyśmy całe dziesięć kilometrów. Ania w połowie
drogi zrobiła naszej trójce, bo jeszcze przecież Emma, zdjęcie i wstawiła na
swoje konta.
Obie weszłyśmy padnięte do domu. Posnułam się niczym wrak
człowieka do łazienki by nalać gorącej wody do wanny i pachnącego olejku dla
odprężenia. Emma jak tylko weszłyśmy do domu poszła do swojej miski napić się i
padła na swoje legowisko jak martwa. Życie psa jest tak łatwe.
Po odprężającej kąpieli ubrałam się w piżamę i cieplutki
szlafrok, który kupiłam sobie na jakiejś przecenie w galerii. Zeszłam na dół,
gdzie w podobnym stroju jak ja siedziała przed laptopem Anka.
-Dodałam wpis na bloga.-oznajmiła, kiedy usiadłam koło niej.
-Mamy jakieś plany na jutro?
-Nie. Ty idziesz do pracy?
-Tak, ale po pracy pomyślałam, że możemy zaprosić Agatę i
Ewę z dziewczynkami. Małe się pobawią, my pogadamy..
-Fajny pomysł, napiszę zaraz do nich.
-To super. Chłopacy powinni już wylądować, prawda?
-Jakoś tak. A co, Marco będzie dzwonił?
-Yhym.-uśmiechnęłam się szeroko –Już za nim tęsknię.
-Ooo…-zaśmiała się brunetka czytając komentarze na swoim
blogu. –Widać.
-Co widać?
-No wiesz, jak czule się żegnaliście.-zaśmiała się opierając
rękę o szyję i jadąc palcem wzdłuż niej.
-Okej, zrozumiałam. –uśmiechnęłam się i zakryłam dłońmi twarz.
-Mam nadzieję, że no wiesz, nie robi nic na co ty nie
pozwalasz…
-Nie, spokojnie. On wie, gdzie są granice. Aczkolwiek o
malinkach dowiedziałam się po fakcie.
-Dobra, dobra. To piszę do dziewczyn i się chyba zwijam
spać. A ty?
-Ja też. W sumie teraz pójdę. Mam telefon w pokoju, jak
zadzwoni to szybciej odbiorę.
-Okej. Dobranoc!
-Dobranoc.
Poszłam do mojego pokoju. Zastałam już tam Kloppsika
ułożonego na mojej kołdrze. No proszę jak się przyzwyczaił. Podniosłam go i
weszłam pod kołdrę. Kot podszedł do mnie i zaczął się nadstawiać do głaskania.
Tak mi minęło trochę czasu dopóki nie rozdzwonił się mój
telefon. Rzuciłam się do szafki i odebrałam szybko połączenie.
-Hej, kochanie. My już
w hotelu.
-Wreszcie. Jak lot?
-Męczący. Nie mogłem
spać w przeciwieństwie do Götze, który pół lotu chrapał mi na ramieniu.
-Przynajmniej on
się wyspał.
-Eee.. Teraz go za to
boli kark. I stwierdził, że też się zmęczył. I też idzie spać.
-Mieliście chociaż jakiś ciepły posiłek?
-Miło, że się tak o
nas martwisz.-powiedział ciepło. Mogłam już sobie wyobrazić jego uśmiech –Jak przyjechaliśmy do hotelu to tylko
wrzuciliśmy walizki do pokojów i poszliśmy coś zjeść. W sumie wtedy chciałem do
ciebie zadzwonić ale padł mi telefon. Musiałem podłączyć, a Mario chytrze to wykorzystał
i mnie zaciągnął do restauracji.
-No i jak on mógł, prawda?-zaśmiałam się. Stęskniłam się za
jego głosem. –Jutro pewnie trening… W upale będzie ciężko..
-Nie mamy aż tak złej
pogody. Dwadzieścia pięć stopni wieczorem,
w dzień do trzydziestu. Damy radę. A jak u ciebie? Żyjesz po wycisku
Ani?
-Widziałeś zdjęcie?
-Yhym… Powinnaś mnie
zapytać o pozwolenie upubliczniania cię na zdjęciu w takim stroju… Wiesz jak
seksownie wyglądasz w tych legginsach? Chyba musimy się wybrać na bieganie.
-Żartujesz?
-Nie, lubię z tobą
biegać.
-Nie, z tą zgodą.
-Oczywiście, że tak
kochanie. Przecież nie mogę zabronić ci takich rzeczy. Co nie zmienia faktu, że
jak myślę, że jak jakiś inny facet będzie gapił się na zgrabny tyłek mojej…
-Marco! Wystarczy!
-Jak uważasz. Mówię co
myślę.
-Oczywiście. A wracając do poprzedniego pytania, to tak,
padam ze zmęczenia. Nawet aromatyczna kąpiel nie pomogła.
-Ja bym pomógł… Bym ci
plecki wymasował..
-Ooo, widzę, że mamy
tu gorącą, czerwoną linię!-usłyszałam głos Mario. Najwidoczniej musiał się
przysiąść koło Marco.
-Niestety, tylko dla
pełnoletnich, możesz już sobie iść…
-Ja tu mieszkam!
-Iść na swoje łóżko.
-To nie śpimy razem?
Jak ja ich uwielbiam. Zaczęłam się śmiać na cały głos. Mario potrafi
jednym zdaniem rozbroić najbardziej ponurego człowieka świata. A ich miłość…to
jest coś nie do opisania.
-Już po problemie. –oznajmił
dumny z siebie
-Co mu zrobiłeś?
-Niiic. Powiedział
właśnie, że idzie skoczyć z dachu.
-Przekaż mu, że jak skończymy gadać to do niego zadzwonię.
-Inga…
-No już, przekaż.
-Już.
-Dziękuję. Wiesz, że cię kocham?
-Wiem. Ja ciebie też.
Stęskniłem się.
-A jakoś wytrzymaliśmy jeden dzień i dwie noce bez siebie. A
tak nie możemy, prawda?
-Strzelam, ale ma to
podłoże psychiczne, pani psycholog?
-Bardzo dobrze, panie piłkarz! Pochwalę ci się, że
nadrobiłam dzisiaj wszystkie zaległości poprzedniego psychologa a od jutra
pracuję już na swoje konto. Trochę boję się przemowy. Jak już napiszę to
jeszcze wygłosić trzeba.
-Możemy razem
poćwiczyć.
-Wracacie na niecałe trzy dni przed balem.
-Mamy jeszcze Skype’a.
-Nie będę ci zawracać głowy i zabierać czasu.
-Zawsze mam dla ciebie
czas.
-Mam najcudowniejszego partnera na świecie.
-To jednak na
partnerze stanęło? Miło.
-Brzmi poważniej niż chłopak, odpowiednio do tego jak traktuję
ciebie.
-Ja również.
-Nie będę cię męczyć. Idź się wyspać, bo będziesz
nieprzytomny na treningu.
-Nie śpię przecież do
dziesiątej.
-Zmiana klimatu.. Pierwsza noc, zazwyczaj się długo śpi.
-Masz rację.
-Jak zwykle. Dobranoc, Marco.
-Dobranoc, kocham cię.
-Ja ciebie też.
Trochę spadło mi poczucie winy przez tą głupią sprawę z
dokumentami. Po rozmowie z Marco zadzwoniłam do Mario. Rozmawialiśmy jakieś
dziesięć minut. Jak zwykle podczas rozmowy z Götze musiał mi towarzyszyć wielki
uśmiech. Jeszcze nigdy nie znałam tak pozytywnej osoby. Był naprawdę wspaniałym
przyjacielem. A propo przyjaciół zadzwoniłam jeszcze do dwójki Polaków-Kuby i
Łukasza. Właściwie to samego Kuby, a on przełączył na głośnik. Naprawdę bardzo
zaprzyjaźniłam się z tą trójką. Byli dla mnie bardzo bliscy, wiedziałam, że
mogę na nich polegać. Po wszystkich rozmowach z chłopakami poszłam w końcu spać
po męczącym dniu tuląc do siebie kota. Zamiast chłopaka. No ale cóż, takie
życie. Odpłynęłam w głęboki sen, w którym przyśnił mi się jego piękny uśmiech.
/Marco/
Po rozmowie z Ingą odłożyłem telefon na stolik i uprzedziłem
Mario, że może się spodziewać telefonu. Najchętniej to ja bym z nią wisiał i
całą noc przez telefon, ale nie chcę, żeby przeze mnie zarywała nocki i była
nieżywa w pracy. W sumie, Inga powiedziała to samo co do mnie. Miałem ogromne
szczęście mając tak wspaniałą dziewczynę u boku.
Kiedy Mario był zajęty rozmową mój telefon zadzwonił. Kto
może dzwonić o tej porze? Spojrzałem na wyświetlacz. Melanie? Coś się musiało
stać.
-Cześć brat, już w
Dubaju?
-Tak, w hotelu. Coś się stało?
-W sumie nie.. Wiesz,
rozmawiałam z Yv. Opowiedziała mi o tym felernym obiedzie. W stu procentach
popieram ciebie i Ingę, ale coś mnie tchnęło, żeby… No wiesz, nie chcę się
wtrącać... Będziesz jeszcze zły…
-Mela… Nie byłem jeszcze nigdy w życiu na ciebie zły. Mów.
-Jeszcze, braciszku,
jeszcze. Chodzi mi o to… W sensie, czy wyjaśniłeś Indze dlaczego tak jest
między tobą a ojcem?
-Nie.
-Nie pytała?
-Pytała. Nie zamierzam jej o tym mówić. Mam nadzieję, że ty
i Yvonne nic jej nie powiecie, ani moi cudowni przyjaciele. Będę musiał też
jakoś im delikatnie powiedzieć, żeby trzymali buzie na kłódki.
-Nie uważasz, że to
trochę nie fair? Mówiłeś mi, że Inga ma przeszłość, o której nikomu nie mówi,
ale z tego co wiem to ty tą przeszłość znasz. Chyba powinieneś się zrewanżować
i też jej powiedzieć, no wiesz, szczerość.
-Melanie. Kocham Ingę i traktuję tą dziewczynę bardzo
poważnie. Zależy mi na niej. Nie chcę jej stracić. A wiem, że jak jej powiem
to…
-Marco, ona zrozumie.
Ucieszy się, że nie masz przed nią tajemnic.
-Nie znasz jej. Jest bardzo delikatna i wrażliwa. Nie chcę,
żeby czuła do mnie odrazę, czy strach. Nie chcę tego.
-Wiesz co, jesteś
młody i głupi. Ta dziewczyna jest sto razy mądrzejsza od ciebie, choć jest
cztery lata młodsza. Zastanów się. Masz czas teraz na przemyślenie na trzeźwo…
-Podjąłem już decyzję. Nie chcę się z tobą kłócić. Kocham
cię i cenię wszystkie twoje rady, ale ja już zdania nie zmienię.
-Rozumiem. Nico cię
kazał ci przesłać buziaki. Chce do ciebie zadzwonić na Skypie.
-Już się nie mogę doczekać. Jak będziesz miała czas to
dzwońcie po piętnastej. Jakoś tak podobno mam jutro mieć czas wolny.
-Dobra, mały się
ucieszy. Do zobaczenia wtedy.
-Pewnie. Cześć.
Odłożyłem telefon na stolik i podłączyłem z powrotem do
ładowarki. Przykryłem się kołdrą i zgasiłem światło.
-Czyli co, nie ma tematu jak coś?-usłyszałem głos Mario.
-Rozumiem, że słyszałeś rozmowę z Melą, a ja tam wyraziłem
jasno swoje zdanie.
-Obyś potem nie żałował.
-Coś…
-Nie, nie powiem jej. Jesteś dla mnie jak brat. Nie
zrobiłbym ci tego mimo całej wielkiej sympatii do Ingi.
-Dzięki.
~~~
Jak to kończą się ferie?...Jutro mój ostatni dzień laby. Mam w planach napisać jeszcze dzisiaj i jutro 1,5 rozdziału..Oby się udało!
Mam ostatnio taką małą zakminę-co się dzieje z wyświetleniami? Teraz jest prawie (albo nawet już jest, bo piszę to o 13.) 70.000 wyświetleń bloga? Na ile to możliwe? Nie mam pojęcia. Dla mnie to trochę nielogiczne..ustawiłam, żeby nie nabijać wyświetleń jak sama wchodzę na bloga a tu taka liczba i tak... czy ktoś wchodzi sto razy dziennie ? Jest tyle świetnych blogów o Marco co mają mniej, a mój, który do pięt im nawet nie sięga taka kosmiczna liczba. (a komentuje średnio 10 osób!:) Nie wiem czy w to wierzyć, czy blogger figle płata..czy dodaje wyświetlenia jakoś sam? Jak macie jakieś teorie to piszcie, bo jestem strasznie ciekawa. ..A jeśli to rzeczywiście tak jest i nikt nie męczy refersh'a to dziękuję bardzo..choć jakoś nie mogę w to uwierzyć..:)
Za tydzień kolejny!:)
Buziaki!:*