Od tamtego dnia nie kontaktowałam się z Marco ani nie
odpisywałam na jego wiadomości. Jedynie raz, na Whatsappie, że wszystko ok. Nie
miałam ochoty rozmawiać o tym wszystkim. Ani słuchać jego tłumaczeń, o ile
zamierzałby mi wszystko wytłumaczyć a nie wciskać, że tak bardzo chce mi
powiedzieć, a nie może.
Wznowiłam też moje chodzenie na wykłady jednak mimo tego, że
nie rozumiałam niektórych zaawansowanych słów po niemiecku nie stanowiło to dla
mnie niczego nowego. Większość studentów wiedziało kim jestem. Plotki szybko
się rozchodzą. Na dobrą sprawę dowiedziałam się wielu rzeczy o sobie. Reus
rzucił mnie ze względu na to, że byłam w ciąży i to nie z nim; przyłapałam
Reusa z innym mężczyzną albo to, że notorycznie zdradzam Marco z Mario, a
biedny Reus jest niczego nieświadomy. Spotkałam też takich, którzy na siłę
starali się być moimi przyjaciółmi. Po kilku minutach rozmowy zawsze padało
zdanie, czy nie mam może przypadkiem biletów na mecz w sektorze vip, albo, czy
zaproszę ich na imprezę, na której będą piłkarze.
No tak, pewnie gdyby nie dziewczyny chłopaków z Borussii i
sióstr Marco nie miałabym żadnych koleżanek i przyjaciółek. Powstało też forum
na mój temat, gdzie powstawały zakłady jak długo ja i Marco będziemy razem.
Niektóre dziewczyny chwaliły się, że były z Marco na randce, a Marco w ogóle
nie traktuje mnie na poważnie. Posłużyły też się przykładem Isabell jakoby była
to jedna z nich, z którą się umawia bo ja mu nie wystarczam. No i
najlepsze-rzuciłam się pod samochód, żeby Marco ze mną był albo zwalić to na
niego i wyciągnąć kasę.
Nie miałam słów aby określić jak bardzo to głupie i
niedojrzałe. Nie wiedziałam ile te dziewczyny mają lat... Ocenianie innych na
podstawie wyglądu i zarobków. Ciekawe czy wiedzą, że tak naprawdę jest rudy. W
dyskusjach zawsze musi wyjść na jego, nie umie śpiewać, tańczy jak pingwin i ma
problemy z mówieniem o przeszłości, deklarowaniem przyszłości i zatajanie jakiś
zagadkowych faktów.
A ja głupia coraz mocniej go kocham.
Tata nie raz mówił mi, żebym nie przejmowała się innymi a
wśród „innych” tą najbardziej „inną” czułam się ja. Dużo ludzi traktowało mnie
jak kogoś popularnego, sławnego, kogoś, kto nie ma normalnego życia,
przyjaciół, także problemów tylko jego życie, z tytułu, że jest znany jest
usłane różami. Z pewnością. A samo porównywanie mnie do osoby sławnej było co
najmniej komiczne.
Dopiero co się obudziłam a do mojego pokoju zapukał tata. Przetarłam
zaspane oczy i podniosłam lekko głowę.
-Musimy się zbierać. Za półtorej godziny powinniśmy wyjść.
-Co? Czemu?
-Ziemia wita. Rozmowy kwalifikacyjne. Borussia Dortmund.
Psycholog.
-To dziś?
-Yhym. Gratuluję zapłonu. Strój elegancki. Nie wiem czemu, ale
kiedy zawsze to mówię dwa razy dłużej muszę na ciebie czekać.
-Idź więc pofilozofuj a ja przyjdę..jak będę. Półtorej
godziny?-zaśmiałam się wstając z łózka. Tata miał dość niezadowoloną minę ale
cóż. Tak to z kobietami bywa. Sam chciał. Teraz ma!
Dokładnie jak zapowiedziałam półtorej godziny później byłam
gotowa. No dobrze, po dwóch godzinach. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i
wysuszyłam. Nie musiałam nic z nimi specjalnie robić z racji, że same się
pokręciły. Byłam strasznie ciekawa tych rozmów kwalifikacyjnych zwłaszcza, że
podobno sama będę miała dużą decyzję odnośnie zatrudnianej osoby.
Z racji, że jesień zadomowiła się w Dortmundzie na dobre
musiałam założyć coś cieplejszego choć pewnie i tak nie byłoby źle, gdybym
założyła sukienkę, bo przecież jadę z tatą samochodem. Postanowiłam jednak na
długie, czarne, przylegające spodnie, białą koszulę, czarną marynarkę i czarne
szpilki, które dostałam na urodziny od Matsa. Znów się przydają. Zrobiłam dość
mocny makijaż. Może zyskam coś na byciu strasznym i wszystkie kandydatki, bądź
kandydaci będą się mnie bać.
Zabrałam z szafy mój ukochany, czerwony płaszczyk wiązany w
talii, przygotowaną czarną torebkę i zeszłam na dół, gdzie czekał tata.
-Pięknie wyglądasz.-uśmiechnął się .
-Sam też prezentujesz się całkiem całkiem.
-Tylko „całkiem całkiem”?
-No dobra, całkiem dobrze. Chodź, bo się
spóźnimy.-uśmiechnęłam się szeroko. Tata zabrał jeszcze swoją kurtkę i
ruszyliśmy do samochodu. Wyglądał faktycznie dobrze, i dużo młodziej! Luźne
jeansy, adidasy i biała koszula z rozpiętym ostatnim guzikiem. Klopp ma styl,
nie mam to tamto.
Chciałam nawet go zapytać co aktualnie dzieje się pomiędzy
nim a Ullą, jednak zżarła mnie trema kiedy miałam już go o to pytać. Być może
mogli się pogodzić i chcieli znów razem mieszkać a ja stanowiłam jedynie
przeszkodę. Będę musiała się w końcu zebrać i go po prostu zapytać. Na pewno
nie dzisiaj.
Mijaliśmy prawie puste ulice Dortmundu. W soboty nie ma za
dużo osób na drodze. W tych godzinach większość ludzi robi zakupy w centrach
handlowych skoro wszystkie sklepy zamykane są na niedziele. A Borussia Dortmund
miała trening.
Z uwagi na to, że były dzisiaj rozmowy kwalifikacyjne, które
musiały odbywać się na Idunie i musiał być na nich obecny także tata, trening
został przeniesiony z Brackel właśnie na stadion. Piłkarze na czas rozmów
zostaną w salach treningowych, siłowniach razem z trenerami ze sztabu, na
końcu, już pod okiem taty rozegrają krótki mecz.
W końcu wjechaliśmy na znajomy parking pod Singal Iduna
Park. Stało tam już wiele samochodów zawodników. Jeden z pierwszych, który
rzucił mi się w oczy to czarny Aston Martin Reusa. Mimowolnie uśmiechnęłam się
i miałam nadzieję, że uda mi się zobaczyć go dzisiaj…
Nie zauważyłam nawet kiedy tata otworzył mi drzwi.
-Coś odpływasz.
-Przepraszam. Zamyśliłam się. –posłałam mu uśmiech i
wysiadłam z samochodu. Weszliśmy do Iduny. Stęskniłam się za tym miejscem.
Obiecałam sobie, że przyjdę na pierwszy mecz sezonu jednak… Mój wypadek nie do
końca na to pozwolił. Kiedy tylko zaliczę magisterkę wybiorę się na mecz.
A to już za tydzień.
-Pójdę jeszcze do łazienki i zaraz do was dołączę.
-Okej. Wiesz gdzie będziemy?
-Tak, tak. Wspominałeś, trafię bez problemu.
Kilka minut później wjechałam na odpowiednie piętro windą i
ukazał się moim oczom widok pań poprawiających makijaż rozmawiające jedne przez
drugą. Dwie z nich kojarzyłam z uczelni z niższego roku, jednak na moje oko nie
wydają się one osobami, którym można zaufać.
-Hej, masz może gumę?-odwróciłam się przestraszona, kiedy za
moimi plecami wyrosła jakaś niska dziewczyna, tleniona blondynka, ubrana w
krótką różową sukienkę i czarną marynarkę. Jej obcasy były wyższe od moich a i
tak wydawała się nadal niska.
-Niestety nie.-odpowiedziałam uprzejmie nawet lekko nią
zaintrygowana. Nie chciało mi się wierzyć, że takie… Taka osoba chce objąć
stanowisko psychologa Borussii i podpisać klauzulę poufności. Nie wypłaciłaby
się już po pierwszym dniu pracy.
-Szkoda. Trzeba jakoś rozmawiać, no nie?
-Jasne…-zaśmiałam się pod nosem nie wychodząc nadal z podziwu.
Punkt dla mnie, że nie zostałam rozpoznana. Ostatnio narzekałam, że nie mam
koleżanki, która nie ocenia mnie przez pryzmat nazwiska? Już nie chcę. –Myślisz, że dostaniesz tą pracę?
-Nie no wiesz, fucha jak fucha. Raczej się nie narobię ale
napatrzeć na ciasteczka to się można, co nie? Göteze może nie, ale ten no,
Polak taki jeden co tu gra, jest spoko. Niemiec ten taki blondi jest
śliczniutki. A tobie który się podoba?
Skupiłam się aby nie wybuchnąć śmiechem. Göteze. I
śluczniutki blondi. Kiedy spotkam Mario i Marco nie omieszkam przekazać. Z tym
jednym Polakiem będzie kłopot, bo przecież mamy trzech.
-Inga, chodź!-zza drzwi wyszedł pan Watzke i przywołał mnie
z uśmiechem gestem ręki.
-Trzymam kciuki!-krzyknęła za mną dziewczyna. Odwróciłam się
do niej i rzuciłam z uśmiechem grzeczne „dzięki”. Watzke spojrzał to na mnie to
na nią z chochlikami w oczach. Kiedy zamknął za nami drzwi parsknął pod nosem.
-Co to miało być?
-„To” w sensie rozmowa czy „to” małe, landrynkowate coś?
-Jedno i drugie chyba… Nie oceniam po okładce..
-Po tapecie raczej…
-Dobra, koniec, bo nie utrzymam powagi a im szybciej
zaczniemy tym szybciej skończymy i Jürgen ogarnie chłopaków.
-A tak w ogóle, to dzień dobry!-uśmiechnęłam się
przypominając sobie o obecności jeszcze pana Zorcka, który zajmował miejsce
koło taty przy biurku.
-Nie przejmujcie się mną, w ogóle. Dobry, dobry. Siadamy i
zaczynamy. Za chwile moja asystentka poprosi pierwszą osobę.
-Miałam okazję poznać, kiedy byliście na zgrupowaniu. Bardzo
miła i pomocna. –powiedziałam zajmując miejsce przy końcu stołu, koło pana
Watzke.
-Trzeba teraz także taką osobę znaleźć. Nie łatwe wyzwanie.
-Inga się nam znalazła łatwo.-uśmiechnął się starszy. –I
była idealna.
-Oj, bez przesady, zrobiłam to, co do mnie należało.
-Inga nie znalazła się tak łatwo, dwadzieścia lat za późno.
–westchnął tata. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi bo w tej samej chwili do sali
weszła asystentka Zorca i poprosiliśmy o pierwszą kandydatkę.
Była to niewysoka, szczupła brunetka, schludnie ubrana,
lekko niepewnym krokiem weszła do sali.
-Prosimy. Proszę usiąść. –zaprosił ją uprzejmie Watzke, a
potem spojrzał na mnie wzrokiem prosząc, bym zaczęła rozmowę.
Jak bardzo nie próbowałam się z nią dogadać, Damlę zjadał
stres i nie umiała nic o sobie opowiedzieć. Próbowałam jej jakoś pomóc jednak
zdawało się to na marne.
Kolejna była Johanna. Ukończyła psychologię na licencjacie.
Cóż, przecież to nic złego. Ważne są umiejętności i… no właśnie. Dotrzymanie
tajemnicy.
-Proszę mi powiedzieć… Załóżmy, że Mats Hummels zerwał z
narzeczoną, załamał się i przez to opuścił się w grze. Rozmawialiście długo,
kiedy wychodzi pani z pracy podchodzą dziennikarze i pytają o przyczynę spadku
formy Matsa. Co pani robi?
-Dziennikarze lubią siać nieprawdziwe plotki. Wyjaśniłabym
sytuację, w której znalazł się Mats, przecież to naturalne, że ludzie zrywają,
zaczynają nowe związki…-wytłumaczyła pewnie. Wystarczyło moje jedno spojrzenie
na tatę, który westchnął ciężko i wyrecytował regułkę.
-Dziękujemy pani na razie. Mamy pani numer telefonu.
-Dziękuję, do widzenia. Czekam na telefon.-uśmiechnęła się i
wyszła z pokoju. Tata nalał naszej czwórce do szklanek wody mrucząc pod nosem,
że to nie będzie miało końca.
Zaraz po niej, zapukała do drzwi moja nowopoznana koleżanka.
Jak tylko zobaczył ją Watzke od razu powiedział regułkę taty.
-Mnie się podobała. –oburzył się Zorc kryjąc śmiech.
-Inga z nią rozmawiała. Z ciekawości, można widzieć o
czym?-zaśmiał się Watzke.
-Mówiła, że nie podoba jej się Göteze, za to fajny jest Polak,
który gra w Borussii i śliczniutki blondyn.
-Uważaj, bo masz konkurencje. Powiem ochronie, żeby
pilnowali sali treningowej!-roześmiał się Zorc. Wiedział dobrze, że rozstałam
się z Marco jednak on jakby cały czas uważał, że my razem byliśmy i będziemy.
Cóż, zobaczmy czy jego idea się sprawdzi.
Po ośmiu kolejnych, nieudanych rozmowach mieliśmy wszyscy
serdecznie dość. Jednogłośnie zarządziliśmy przerwę, która również została
obwieszczona kandydatom. Dostaliśmy ciastka na tacy i gorącą herbatę na
wrócenie do sił.
-Wiecie co, wam dobrze idzie, ja sobie pójdę już na
treeeening…-zaczął tata z szerokim uśmiechem.
-Siedzisz tu i się nie ruszasz póki nie będzie wybrany
psycholog. Oni sobie świetnie bez ciebie poradzą.
-Skąd wiesz?
-Ja wieem. Göteze ich przypilnuje.
-Göteze. Normalnie trzeba mu na koszulce zmienić, będzie
dobre!
-W sumie to chyba nie będzie zaliczane do nieprzepisowego
stroju… Musiałbym się dowiedzieć-zaśmiał się Watzke. –Aż bym na to poszedł.
Polubiłem tamtą panią.
-A nie chciał pan wziąć ją na rozmowę. To było
niekulturalne. Jak ona się czuje teraz?
-Zadzwonię do niej wieczorem. –uśmiechnął się szyderczo
zaglądając do jej CV.
-A mówili, że za stary!-śmiał się tata i zaczął przeglądać
coś na telefonie.
Przeszkodziło nam pukanie do drzwi. Na korytarzu zrobiło się
małe poruszenie. Zdziwiło to nas trochę. Nie musieliśmy długo czekać, bo po
chwili przed naszymi oczami pokazali się sprawcy całego zamieszania. Do sali weszli Mats i Mario z przerzuconymi
przez szyję ręcznikami.
-Bry, szanownej głowie i kręgosłupowi moralnemu
BVB.-zasalutował Mario.
-Bry.-odpowiedzieli równo Zorc i Watzke i parsknęli
śmiechem.
-Widzicie, oni po mnie, trenera im potrzeba.
-W zasadzie to nie. My w innej sprawie.-zaczął Mats
-A kiedyś będziecie błagali, żebym przyszedł…-powiedział pod
nosem i wziął łyk herbaty.
-No to co tam?-zapytał Zorc
-Mamy sprawę…
-Domyślamy się.
-Ty, młoda, ty mi tu nie podskakuj.-pogroził mi palcem Mats.
–Widząc po waszych minach i nastrojach oraz osób, które czekają na rozmowę nie
widzę nic dobrego…
-ALE!-wtrącił tym razem Mario, przez co został zgromiony
wzrokiem przez Hummelsa. –No sorry, genetyczne.-wyszczerzył się szeroko.
-Rozmawialiśmy z resztą w szatni i doszliśmy…
-Nic nie mówię!-parsknął Götze
-Do wniosku!-powiedział podniesionym głosem spoglądając na
towarzysza. –Że najlepszą osobą na to stanowisko jest Inga. I bez sensu szukać
daleko i nie znaleźć odpowiedniej osoby w rezultacie tylko mieć rewelacyjną
dziewczynę, z którą to przyjemność pracować i można jej w pełni ufać.
-Mats…-poprawił się na krześle Watzke zamyślony. –Wiesz…
Wszyscy wiemy jaka był rola Ingi. Nie była normalną, pełnoetatową psycholog.
Poza tym, utrzymujecie z Ingą kontakt na co dzień…
-I wiemy, że możemy do niej przyjść wszyscy z każdym
problemem nawet poza wyznaczonymi godzinami pracy. Wolimy się wygadać komuś,
kogo lubimy, mamy stu procentowe zaufanie, i wiemy, że mamy styczność z
zawodowcem i zawsze możemy na nią liczyć i na jej pomoc.
-Nie uważasz, że za bardzo będzie to kolidowało z życiem
prywatnym? Granica jest niewielka. A chciałbym, żebyście mieli kogoś
odpowiedniego jeśli będzie potrzeba.
-Inga zaraz będzie miała magistra, jest mądra, lojalna i
odpowiedzialna. Zawsze możemy się do niej z czymś zwrócić i mieć pewność, że
nie wyjdzie poza naszą dwójkę.
-Ja…nie mam jeszcze doświadczenia, potrzebujecie…
-Ciebie. –odpowiedział pewnie Mario. Nie wiedziałam co mam
powiedzieć. Zaskoczyli mnie tym, nawet nie wiedziałam, że mają o mnie aż takie
zdanie. Zrobiło mi się przemiło, jednak nie byłam przekonana co do tej
propozycji. Najlepiej, żeby mieli kogoś z zewnątrz, kto zawsze bez emocji, na
chłodno może im coś poradzić. Poza tym, nie widzę tego, żeby Marco miałby mi
się zwierzać. Ma swoje sprawy, w które nie zamierzam ingerować. Sam nie chce mi
nic zdradzać, nie zmieniłoby to nawet tego jeślibym miałabym być w charakterze
psychologa. Kuba, Łukasz, Mario…To nie jest dobre rozwiązanie.
-Nawet nie wiesz jak wszyscy za tobą tęsknią.
-Odkąd rozstałaś się z Marco, praktycznie zniknęłaś zupełnie
z Borussii. Do tego ten wypadek.
-Ten debil nie wie co stracił, ale my nie pozwolimy, żebyś
straciła nas ani my ciebie.
-Jezu, chłopaki… Serio tak bardzo chcieliście, żebym się
rozpłakała? Proszę bardzo.-powiedziałam pod nosem ocierając samotnie spływającą
z policzka łzę. Wstałam z miejsca i podeszłam do Matsa i Mario kolejno ich
przytulając i dając buziaki w policzek.
-Niezależnie co postanowisz to nie rezygnuj z Borussii i
przychodź z tatą na treningi. Jesteś niesamowitą osobą i nie chcemy z tobą
tracić kontaktu.-powiedział z uśmiechem Mats przytulając mnie raz jeszcze.
-Jak skończymy rozmowy kwalifikacyjne to do was przyjdę.
-Pójdziemy razem wszyscy na obiad?
-A podwieziecie mnie najpierw na uniwersytet? Muszę oddać
pracę magisterską.
-Stoi!-uśmiechnął się szeroko Mario zadowolony, nie wiem
jednak czy z obiadu, czy faktu, że z nimi jadę. Prawdopodobnie pierwsza opcja
bardziej do niego przemawiała. Ja byłam tylko dodatkiem do tego.
-Lećcie na trening. Musicie być gotowi na kolejny mecz.
Stuttgart może wydawać się prostym przeciwnikiem, ale jeśli nie będziecie w
dobrej kondycji…
-No jakbym stareg… trenera Kloppa, znaczy się, słyszał!-roześmiał
się Mario i dźgnął mnie palcem w brzuch.
-Idźcie na trening, Inga ma rację!-powiedział z udawaną
surowością w głosie tata poprawiając okulary. Oj tak, dodawało grozy.
Kiedy zajęłam swoje miejsce nastąpiła dość dziwna cisza.
Przerwał ją jednak niedługo potem Zorc.
-Inga…
***
Dwie godziny później razem z panem Watzke i Zorcem
podeszliśmy do szatni chłopaków, gdzie akurat przebierali się po skończonym
treningu. Tata w końcu poszedł na trening i trochę ich przypilnował. Oboje
weszli do szatni pozostawiając mnie przy drzwiach.
-Chłopcy, mamy coś do ogłoszenia. Od soboty przyszłego
tygodnia będziemy mieli na pokładzie panią psycholog…
-Nie no… Super. Kolejna z serii „lekarzu lecz się sam”?-głos
chyba należał do Marcela. Optymistycznie, nie ma co.
-Wydaje się całkiem w porządku. Zna swój zakres obowiązków i
możecie być pewni, że nie będzie wypychać się przed szereg…
-Jak wszystkie inne.-dokończył z przekąsem Auba.
-Możecie chociaż zachowywać się przyjaźnie jak tu przyjdzie?
-A po co ona ma tu przychodzić?-zapytał znudzony Erik.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i stanęłam w drzwiach szatni wymijając Zorca,
Watzke i tatę.
-Bo ją chyba zaprosiliście na obiad z tego co
pamiętam.-uśmiechnęłam się widząc zaskoczone a zarazem zadowolona miny
piłkarzy.
-Bez jaj?-zapytał Auba spoglądając to na Watzke to na mnie.
Ten tylko pokiwał potwierdzająco głową a kilka sekund później byłam porwana na
ręce przez Gabończyka. W rogu szatni
dostrzegłam opierającego się o szafki Marco. Kiedy nasze oczy się spotkały
oboje posłaliśmy do siebie niepewne uśmiechy.
Kilka minut później byłam wyściskana przez większość
zawodników, mniejszość stanowił Marco. Musiałam mu wyjaśnić pewną kwestię.
-Inga, to jak, podwiozę cię a reszta pójdzie zająć stolik,
co ty na to?
-Magisterka już oddana. Myślisz, że przez czas od waszego
wyjścia dalej robiliśmy rozmowy kwalifikacyjne?
-A no faktycznie, przecież niedługo potem przyszedł do nas
trener. I to uśmiechnięty.
-Ale lekko nie byłooo…-westchnął Ilkay opierając się o stół.
-Z uśmiechem im dałem popalić po prostu.-wytłumaczył się
tata. Podszedł do mnie i objął, po czym pocałował w głowę.
-Wiesz, że w ciebie wierzę, słońce. Dasz radę.
-Dzięki tato.-odpowiedziałam z uśmiechem na co usłyszeliśmy
ze strony zawodników długie westchnienia „Awwwww”. Tata spojrzał na nich spod
byka i wyszedł nie puszczając mnie z uścisku przed szatnię co wyglądało
komicznie.
-Wrócisz z kimś, no nie? Nie muszę po ciebie przyjeżdżać?
-Niee, na pewno ktoś mnie podrzuci. A co, wybierasz się
gdzieś? Do kogoś?
-Do sklepu po jedzenie, bo mamy pustki w lodówce. A do kogo
miałbym jechać?
-Myślałam, że do Ulli… Bo wiesz, nie wiem do końca… Może wy
chcecie znów razem mieszkać a ja nie chcę być przeszkodą w waszym szczęściu..
-Co ty sobie w tym móżdżku wyobrażasz to ja aż się boję
myśleć. Pogadamy wieczorem? Żeby ci przemówić do głowy trzeba więcej czasu i
kota, którego będziesz z nerwów pstrykać w ucho.
-Ale…-zdziwiłam się a chwilę parsknęłam śmiechem. Zauważył?
-Ulla robiła dokładnie to samo. Powiem ci tylko, że nie
zamierzamy na razie mieszkać razem więc nie musisz się martwić. Reszta wieczór.
-W porządku. To do zobaczenia.
Pożegnałam się z tatą i czekałam na Mario, z którym miałam
się zabrać samochodem. Podeszli do mnie Kuba i Łukasz, którzy jak się
dowiedziałam wracali do domów.
-Jestem z ciebie dumny, wiesz?-zapytał Błaszczykowski. –To
dobra decyzja, że będziesz tu pracować. Widzisz ile ludzi cię uwielbia?
-Chyba…lubi.
-Wiesz dlaczego?
-…
-Bo jesteś niesamowita, dzielna, mądra i każdy, ale to każdy
na świecie chciałby mieć w swoim towarzystwie taką osobę. A mamy ją my.
–uśmiechnął się Kuba i mnie mocno do siebie przytulił. –Przepraszam jeszcze
raz, że nie mogę z wami iść ale Agata musi więcej teraz odpoczywać. Mała daje
jej nieźle po żebrach. Wpadnij jutro! Niedzielny obiadek. Piszczu też wpadnie.
Co wy na to?
-Dla mnie super. Dawno nie widziałam Sary i Oliwki. No i
stęskniłam się bardzo za Agatą.
-O widzisz? To jesteśmy umówieni. Zapytam Agatę na którą
dokładnie robimy ten obiad to ci wyślę sms’a.
-Pewnie. Dzięki i do zobaczenia!
-No jasne. Cześć Inga!-pożegnał się Łukasz całując mnie w
policzek.
Oparłam się uśmiechnięta o ścianę. To był dobry dzień. A
będzie jeszcze bardziej udany. Obiad z całą drużyną.
-A mnie nie przytulisz?- aż podskoczyłam ze strachu, kiedy
usłyszałam za sobą lekko zachrypnięty głos. Nie musiałam się odwracać, żeby
wiedzieć do kogo należy. Znałam go aż zbyt dobrze, i kochałam, zbyt mocno…
Odwróciłam się do niego lekko sparaliżowana. Nie wiedziałam
zupełnie co mam zrobić. Stał naprzeciw mnie w zarzuconej materiałowej kurtce,
jak zwykle ciemnych jeansach i dłuższej, czarnej bluzce. Ignorowałam przecież
go przez wszystkie dni a on chce mnie tak po prostu przytulić? Reus, coś nie…
Moje myśli zostały nagle przerwane przez jego nagłą bliskość. Przytulił mnie
delikatnie i pocałował w czoło. Chwilę później znów stał przy mnie a ja mogłam
już spokojnie oddychać.
-Chciałabym ci wyjaśnić… Wiem, że masz problemy, nie wiem za
cholerę jakie i pewnie domyślasz się, że chciałabym wiedzieć…ale szanuję to, to
twoja prywatna sprawa. Jeśli potrzebujesz normalnego psychologa to postaram
się…
-Inga, ja nie potrzebuję rozmowy z psychologiem tylko z…
-No! Jedziemy? –zapytał wychodząc z szatni Mario. –Cholera, znowu przeszkodziłem, no
nie?-zwrócił się do nas z niezadowoleniem.
-Spokojnie, ty już tak masz. Chodź, idziemy.
***
Dojechaliśmy do jakiejś restauracji, w której byłam pierwszy
raz. Był jeden, długi stolik pod ścianą, do którego się wszyscy spokojnie
pomieściliśmy. Śmialiśmy się między sobą z ukradkowych spojrzeń innych gości
restauracji i maślanych oczu kelnerki, która odbierała od nas zamówienie.
Wszyscy byli w wyśmienitych humorach, nie widać było po nich zmęczenia po
treningu. Wszyscy trzymali za mnie i moją magisterkę kciuki. Oczywiście i tak
mieli mnie za geniusza co to śpiewająco zda. Sama jeszcze w tygodniu musiałam
zaliczyć dwanaście godzin obecności na zajęciach. W sobotę musiałam już się
stawić na mecz Borussii do sztabu. Miałam tę korzyść, że mogłam siedzieć wraz
ze sztabem szkoleniowym na ławce rezerwowych i mieć idealny punkt widzenia
meczu.
Po zjedzonym obiedzie wszyscy powoli zaczęliśmy się
rozchodzić do domów.
Oczywiście wcześniej była walka kto za mnie zapłaci.
Próbowałam przemówić im do rozumu, że zapłacę sama za siebie ale cóż, przemów
do rozumu drużynie piłkarskiej, mężczyznom, który każdy z nich najchętniej był
by przywódcą stada. Poza Mario, który zamiast się przekrzykiwać po prostu za
nas zapłacił. Można? Można.
Kiedy już szłam z Götze do samochodu podbiegł do nas Mats.
-Inga, zapomniałem! Rozesłaliśmy już z Cathy zaproszenia na
ślub. Będzie na początku grudnia. Masz to już napisane w zaproszeniu ale
chcieliśmy cię poprosić osobiście… A Cathy chce w poniedziałek wybrać
sukienkę..
-Stop! Wolniej i tak jakby bardziej do rzeczy!-zaśmiałam się
-Chcielibyśmy cię prosić.. Znaczy Cathy a ja ją popieram.
–zaśmiał się sam ze swojego poplątanego języka i przeczesał włosy.- Żebyś była
pierwszą druhną.
-Naprawdę?
-Tak.-uśmiechnął się szeroko
-Dziękuję wam! Oczywiście, że będę. Bardzo się cieszę!-przytuliłam
mocno Matsa. –I już się nie mogę doczekać waszego ślubu. A kto jest drużbą?
-Chcieliśmy Marco, bo w sumie jako pierwsi wiedzieliście o
naszych zaręczynach i byliście świadkami zaręczyn, to by było fajnie, gdybyście
byli i na ślubie, ale obiecałem bratu… Marco będzie drugim. Rozmawiałem z nim.
To jest dla ciebie w porządku?
-Jasne, to wasz ślub.
-Cathy zadzwoni do ciebie jutro pewnie. W poniedziałek idzie
wybierać sukienkę, chyba dla druhen też…
-Świetnie! Już nie mogę się doczekać.
-Do do zobaczenia!
-Czeeść!-odpowiedzieliśmy równo z Mario.
Wsiedliśmy do jego
samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Jakoś o dziwo nie było nam do rozmowy. Każdy siedział
pogrążony w swoich myślach. Magisterka, co miał na myśli Marco i moja nowa
praca. Watzke, Zorc, oczywiście z moim tatą i argumentacją Matsa i Mario mają
zbyt dużą siłę przekonywania. Czas pokaże czy będę mogła sprawdzić się na
dłuższy czas na tym stanowisku.
-Mogę przyjechać pogadać do ciebie za godzinę?
-Pewnie. Będę w domu.
-Dzięki, Inga.-uśmiechnął się słabo i pocałował mnie w
policzek na pożegnanie, kiedy stanęliśmy już pod domem. Weszłam na teren
posesji, gdzie od razu przybiegła do mnie jak zwykle radosna Emma. Kiedy tylko
pogłaskałam ją ta od razu przewróciła się na plecy nastawiając do głaskania
brzuch. Oj, chyba będę musiała w najbliższych dniach zarezerwować czas i dla
niej. Kiedy go wreszcie znajdę na siebie?
Kiedy weszłam do domu krzyknęłam „cześć’ do taty,
gdziekolwiek był. Po odpowiedzi stawiałam na kuchnię. Pobiegłam do siebie do
pokoju przebrać się w ciepły dres i zmyłam makijaż. W końcu chwila dla mnie.
Zbiegłam na dół i weszłam do kuchni, gdzie tata właśnie
zmywał naczynia po obiedzie.
-Byłaś na obiedzie, nie? Mogę schować na jutro?
-No proszę, a jednak kucharz dobry! –zaśmiałam się
zaglądając do garnka. -Teraz jestem najedzona tylko zrobię sobie herbatę.
-Ja właśnie sobie przypomniałem, że zostały nam jeszcze te
twoje z Malezji. Zróbmy sobie jakąś i pogadamy, hmm?
-Super, a widziałeś Kloppsika?
-Zajął cały fotel w salonie i śpi. Myśli, że sam tu jest.
-Zostawił nam dwie kanapy. Ja bym nie narzekała.
-A co, myślisz, że mógłby się rozłożyć na całej jednej? W
sumie… Mógłby.
Z uśmiechem poszłam do salonu. Zabrałam koc z szafki i
położyłam się wygodnie na kanapie. Kloppsik faktycznie spał w najlepsze na
fotelu. No tak, zapomniałam go przetransportować do mnie. A ja już ruszyć się
nie mogłam. Całe szczęście, że już od jakiegoś czasu nie musiałam nosić gipsu.
Z ręką wszystko w porządku, jednak nie mogłam jej jeszcze zbytnio nadwyrężać.
Próbowałam wyciągnąć rękę w jego stronę. Na nic. Rzucić w niego pilotem od
telewizora-trochę brutalne. Na szczęście postanowił mnie uratować tata, który
przyniósł parującą herbatę i postawił ją na małym stoliku.
-Tatoo, podasz mi Kloppsika?
-Żartujesz? Mam budzić tego stwora? Jak mam już budzić
ciebie to ryzykuję swoje życie, a co dopiero to…
-Wezmę to na siebie.
-Dobra. –wzruszył ramieniem i pociągnął kota za ogon. Bardzo
mądrze. Kloppsik podskoczył najeżony sycząc na tatę. Ten tylko pokiwał głową i
spojrzał na mnie wymownym wzrokiem.
-Kloppsik, chodź tu do mnie.-zawołałam. Kot odwrócił wzrok
na mnie i jednym susem przeskoczył z fotela na kanapę, a konkretniej-na mój
brzuch. Zaczęłam go uspokajająco głaskać za uchem. Po jakimś czasie przestał
warczeć i prychać na tatę i ułożył się wygodnie na mnie nie spuszczając
spojrzenia spod przymrużonych powiek ze swojego „wroga”.
-No dobra. Pchlacz załatwiony, możemy pogadać.-zarządził
tata upijając łyk herbaty. -Ulla jest moją żoną. Nie bez powodu ożeniłem się z
nią… Kochamy się. Są chwile gorsze, lepsze, jak w każdym małżeństwie. Twoje
pojawienie się… Jestem najszczęśliwszy na świecie wiedząc, że mam tak wspaniałą
córkę ale jednocześnie zawiodłem się na Ulli. Nie przepuszczałbym, że zrobiłaby
rzeczy, które zrobiła w przeszłości. Do teraz nie mogę uwierzyć, że nie chciała
mi powiedzieć, że jest w ciąży. Nie miała się odwagi przyznać, że mnie
zdradziła, ale postawiła w tamtym momencie dobro swoje wyżej od twojego, jej…naszego
dziecka. Niezależnie czyja byś była. Pamiętam, że wtedy, mimo, że nie byliśmy
wtedy małżeństwem… była dla mnie wszystkim. I nawet jeśli okazałoby się, że nie
jesteś moja i tak bym cię kochał. Nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy tego, co
zrobiła. Ale tego nie zmienię. Wtedy, wieczorem, kiedy przyjechałaś tu i
wszystko wyszło na jaw… W mojej głowie wszystko runęło. Nie miałem w tamtym
momencie do niej krzty zaufania. Miłość i wściekłość chyba były wtedy na równi.
Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek jej to wybaczę, że mi nie powiedziała, że
straciłem tyle lat.
-Tato…-szepnęłam i usiadłam koło niego na kanapie. Mocno się
do niego przytuliłam a i on objął mnie mocno rękoma i oparł czoło na mojej
głowie.
-Ale Ulla jest wciąż moją żoną. Na dobre i złe. Cały czas ją
kocham. Mimo tego jak bardzo bym jej nienawidził, nie ufał to zawsze będę ją
kochać. Jest razem z tobą, twoim bratem, moją rodziną jest dla mnie
najważniejsza. Powinniśmy oboje trochę ochłonąć i zacząć od nowa, nawiązywać
nić porozumienia i zaufania. Kiedy miałaś wypadek… Wiesz? Postanowiłem
zadzwonić do niej i poinformować o tym co się stało. Nie przypuszczałbym, że
piętnaście minut później zobaczę ją biegnącą korytarzem zalaną łzami. Nie
chciała wychodzić ze szpitala, zostawiać cię. Udawało mi się czasami ją wysłać
do domu, jednak zwykle siedziała razem ze mną całe dnie i noce… Kiedy lekarz
nas oboje do ciebie wpuścił oboje złapaliśmy cię za dłoń. I żadne z nas nie
chciało jej puścić. Powiedziała wtedy „nasza córeczka”. A ja popłakałem się jak
dzieciak. Ulla jest naprawdę wyjątkową kobietą. Wyjątkową jak nasza córka. Nie
jesteś żadną przeszkodą między nami. Wręcz przeciwnie, bardziej nas
zbliżasz…-kiedy już miałam coś powiedzieć tata spojrzał na mnie z cierpkim
uśmiechem. –A Mark jest kwestią dyskusyjną. Mam nadzieję, że i on kiedyś
zrozumie to, że jesteśmy rodziną. A rodzina powinna trzymać się razem. To, że
nie chcemy na razie mieszkać razem nie oznacza, że już nigdy nie będziemy.
Mówiłaś, że potrzebujesz chwili czasu i dystansu z Ullą, ja potrzebuję tego
samego. Żeby zaufać.
-Jedziemy na jednej taczce.-zaśmiałam się pod nosem.
-Na to wygląda.-zaśmiał się ponuro
-Dziękuję, że powiedziałeś mi o tym wszystkim. Zawsze
wydawałeś się być dość skryty.
-Ty też.
-Teraz zwal na geny.
-Kwestia genów. –roześmiał się głośno znów budząc Kloppsika.
–Ojć. –wzdrygnął się widząc mrożące spojrzenie dwóch wielkich, zielonych oczu.
-Pocałowałam Marco. –Zerkając na zaskoczoną minę taty
utwierdziłam się, że powiedziałam to na głos. –Na ten wypad z Mario…
Przyjechał… Przypadek, nieplanowany.
Wtedy była chwila… Ja musiałam to zrobić… Nie wiesz jak mi ciężko bez
niego. Z każdym dniem tęsknię coraz mocniej a moje serce drze się na coraz
mniejsze strzępki.
-I co chcesz teraz zrobić? Chcesz do niego wrócić?
-Nie ufam mu, ale kocham. On jest taką moją Ullą. Kiedy
dowiedziałam się o zakładzie, moje serce pękło, ale cały czas go kochałam i to
samo pęknięte serce biło dla niego. Kiedy go uderzyłam w policzek byłam
wściekła, ale chwilę później chciałam go przeprosić i upewnić się czy wszystko
w porządku, opłukać rany z jego twarzy…
A kiedy powiedziałam, że to koniec… Umarłam. Wszystko umarło.
-Spróbuj odbudować to zaufanie…
-Jak mam odbudować jak i w gazecie i ostatnio widuję z jakąś
kobietą, jak, mając w świadomości ten zakład, pocałunki z Caro, poddanie się z
jego strony…
-Zapytaj go o to.-powiedział, a te słowa brzmiały niczym
prawda objawiona. Coś najbardziej mądrego na świecie.
-Boję się, tato.
-Zadzwonienia i poproszenia o spotkanie?
-Też, ale bardziej boję się odpowiedzi. Boję się kolejnego
ciosu.
-Czasem w życiu warto ryzykować, skoczyć na głęboką wodę.
-Wiem. Zrobię to. Jak zdam magistra od razu do niego
dzwonię.
-Dobre rozwiązanie. Masz teraz tydzień na naukę.
-Jutro idę na obiad do Kuby a w poniedziałek wybierać suknię
z Cathy…
-Masz pięć dni na naukę.-powiedział ze śmiechem tata
-Dziękuję za tę rozmowę. Jesteś najwspanialszym tatą na
świecie. I wszyscy mogą mi takiego zazdrościć.
-A ty moją najmądrzejszą córeczką. –uśmiechnął się pogodnie
i ucałował w głowę.
-Która godzina?
-Zaraz siedemnasta, a co?
-Mario miał być o szesnastej… -zdziwiłam się. Nie wyglądał
dobrze, a jeśli faktycznie się coś stało? Mój dzwoniący z góry telefon nie
pozwolił mi na dłuższe rozmyślania.
-Pójdę odebrać, może to on.
-Jasne.
Pobiegłam po schodach do góry i wpadłam do pokoju rozglądając
się za telefonem. Znalazłam go na łóżku i faktycznie, dzwonił Mario.
Przeciągnęłam palcem aby odebrać połączenie.
-Hej, Mario, coś się stało? Miałeś być już jakiś czas temu…
-Wszyyystko. Porządeczek jest, nie ma co..-wybełkotał.
Cholera.
-Mario, co się dzieje? Jesteś pijany?
-Jestem. I jak zwykle nic się nie dzieje. Wszystko jak
najgorzej.
-Jesteś w domu? Będę u ciebie jak najszybciej…
- Nie chcę ciebie… Ja chcę Ann.
~~~
Kochane! Przepraszam za obsuwkę.. Dzisiejszy dzień wywrócił się do góry nogami, rozdział skończyłam trzy minuty przed 16..
Trochę ważnych "spraw organizacyjnych"!
Po pierwsze
Chciałabym Wam ogroomnie podziękować za całe 100.000 wyświetleń! Ja cały czas w to nie wierzę (choć jest już 101.000)...Nigdy nie myślałam, że aż tyle osób...Po prostu dziękuję. Jesteście wielkie..Wiem, że mam dla kogo pisać <3
A propo pisania to:
Trzeba troszkę ogarnąć godzinowy chaos i:
Rozdziały będą pojawiać się o 15:00! Raz w tygodniu, niestety nie mam takiego zapasu (jak widać) tak jak rok temu, więc chyba jakoś przeżyjemy!:)
Jeszcze raz Wam baardzo dziękuję, że jesteście, czekacie, komentujecie<33
To dodaje ogromnej motywacji!!
Nie przedłużam!
Kolejny za tydzień!!
A kto juuż zaraz wyjeżdża to życzę miłych, bezpiecznych wakacji i duużo odpoczynku!
Buziaki!:**
Cudowny rozdział i taki długi *.* Czekam na rozmowę z Marco i jestem ciekawa co u Mario :/ Nawet ci zawsze pozytywnie nastawieni do życia ludzie miewają gorsze dni, ukrywając swoje problemy pod maską codzienności :( pozdrawiam Pszczółka Emma
OdpowiedzUsuńJak zawsze wspaniały. Ciekawa jestem jaki problem mam Mario. Nie wygląda to dobrze. Czekam na kolejny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBiedny Mario. :/ Zapewne z odsieczą pojawią się zarówno Inga, jak i Marco. I może przy okazji porozmawiają... ;)
OdpowiedzUsuńHej Kochana! :)
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero teraz, ale sukcesywnie nadrabiałam tutaj zaległości od piątku. :) I mi się udało. ^^
Rozdział jak zawsze bardzo mi się podoba. :) Jak zawsze. ;) Pojawiło się kilka uśmiechów na twarzy, ale tak właściwie muszę przyznać, że cały rozdział rozbujał mnie emocjonalnie. :o
Mam nadzieję, że Inga i Marco w końcu się skonfrontują. Wydaje mi się, że gdy nie są razem bardzo się męczą. I muszę przyznać, że wtedy i jak się niesłychanie męczę. :( Tęsknię za tą szczęśliwą, roześmianą parą. ♥
Martwię się też Mario... Zastanawiam się, co go trapi... Jaki problem... Może to wredne, co powiem, ale... może chęć pomocy Mario zbliży do siebie Marco i Inię? No i mam nadzieję, że problem Mario wcale go nie przerośnie.
Z niecierpliwością czekam na kolejny! ^^
Buźka ;*
Jestem znów dzisiaj szybko i krótko :((( przepraszam :((
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny jak zawsze <3
Oj Pączuś, Pączuś :D
Czekam na kolejny <3
Buziaki :*
Mało, za mało Marco :( czekam na spotkanie i szczerą rozmowę Ingi z rudym blondynem ;) Bardzo fajnie, że Inga będzie psychologiem, tak coś czułam, że tak się stanie. Szkoda mi Mario, chciałabym, żeby wrócili do siebie z Ann. Nie mogę się już doczekać, aż Inga i Marco będą znów razem. Czekam na następny rozdział i przepraszam, za tak krótki komentarz, ale kompletnie nie mam dziś czasu. Do następnego tygodnia :*
OdpowiedzUsuńMi też w tym rozdziale brakowało Ingi i Marco RAZEM. Kocham ich i nic na to nie poradzę. Boże, Mario.. Gdybym go miała koło siebie to bym go wyściskała za wszystkie czasy. Wspaniały przyjaciel, spraw żeby był szczęśliwy! Proszę! :*
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńCzytam rozdział i komentuję w czasie wakacji we Włoszech,dlatego mój komentarz będzie krótki za co przepraszam :)
Wspaniały rozdział,bardzo przyjemnie się go czyta :)
Tak jak Heavently brakuje mi Ingi i Marco razem,czuję niedosyt :(
A Mario...to jest Mario :D Göteze z licencją na przyjaciela haha :D
Z niecierpliwością czekam na następny :)
Buziaki :****
I have one question! Czy to, że Inga będzie pracować w bvb jako psycholog nie będzie miło wpływu na to czy może być z Marco? Psycholog, też lekarz, raczej nie może wiązać się z pacjentem, którym jakby nie było byłby w tym wypadku Marco.. Chyba.
OdpowiedzUsuńI have one question too! Czy Twoim zdaniem to opowiadanie to fikcja czy zostało oparte na faktach ? (tak, jest to pytanie retoryczne ... ;)) To co się dzieje to tylko pomysły autorki tego bloga, więc co za różnica czy może tak być w rzeczywistości czy nie ? Równie dobrze według niej po Dortmundzie mogą biegać różowe jednorożce i nie powinniśmy się wtrącać. Dziękuje. Życzę dobrej nocy ... Chyba.
UsuńBez nerwów. Nie napisałam tego pytania żeby dopiec albo wytknąć coś autorce albo komukolwiek. Uwielbiam to opowiadanie i nie zamierzałam się wtrącać w żaden sposób w jego bieg... Jak dla mnie Inga mogłaby być z Marco nawet gdyby ten okazał się drugim zaginionym dzieckiem Kloppów. Komentarz był pisany (i miał być odebrany) z przymrużeniem oka. Więc przepraszam jeśli kogoś uraził. Również życzę dobrej nocy.
UsuńBardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !
OdpowiedzUsuń