W moich oczach jak i setek kibiców na Signal Iduna Park
zabrały się łzy wzruszenia. Wszyscy skandowali imię mojego taty. Byłam z niego
taka dumna. Wszystko co poświęcił tej drużynie.. Poświęcił całego siebie. I
wszyscy byli mu za to wdzięczni. Kibice, drużyna, sztab.
Moment, kiedy padł
ostatni gwizdek oznajmiający koniec meczu a zarazem naszą wygraną w Pucharze
Niemiec sprawił, że cała drużyna łącznie z ławką rezerwowych zerwała się i
wszyscy w jednym wielkim uścisku przytulili trenera. Na południowej trybunie
uniesione były kartki, które formowały portret taty.
Podczas uroczystej dekoracji mój mąż ściągnął kapitańską opaskę, podszedł do taty i założył mu ją na rękaw dresowej bluzy, by mógł odebrać puchar. Jako kapitan i przywódca Borussii. Honorowy kapitan.
Razem ze wszystkimi chłopakami przebiegł całe boisko. Kłaniali się przed każdą trybuną. Miałam to szczęście, że mogłam razem z dzieciakami siedzieć na miejscach dla sztabu.
Wprawdzie nie pracowałam już jako psycholog ale miałam chody, jako córka trenera. Choć bardziej urok osobisty mojej córki sprawiał, że nikt nie stawiał sprzeciwu. Czasem nawet my mieliśmy z tym problemy. Mała siedziała na kolanach swojej babci ubrana w śliczny, różowy kapelusik i rozkloszowaną, różową letnią sukienkę. Na swoich małych stópkach miała brązowe sandałki. Wymachiwała radośnie nóżkami jednak cały mecz grzecznie przesiedziała. Śmialiśmy się z Marco, że kiedyś jak myśleliśmy, że nasza córka będzie moją kopią. Oh, jak bardzo się myliliśmy. Miała pełno blond loków na całej głowie, ciemne oczy, jako jedyne po mnie, oraz delikatne piegi. Mario dziwił się, że Sophie nie jest ruda, jednak kiedy zobaczył piegi tylko posłał kpiący uśmiech w kierunku mojego męża.
Maximilian też miał dużo po tacie, choć odziedziczył po mnie chyba jedynie brązowe włosy.
Łobuziak był po ojcu. Jego spojrzenie i uśmiech, wręcz identyczne jak jego siostry… Jakbym widziała Marco, i wszyscy się z tym zgadzali. Byli najpiękniejszymi i najmądrzejszymi dziećmi na świecie. Max tak, jak wszyscy mówili, odkąd okazało się, że spodziewam się chłopca miał smykałkę do piłki. Zanim nauczył się chodzić uwielbiał bawić się swoją pluszową piłką do nogi.
W ogrodzie Marco zamontował po dwóch stronach płotu małe bramki i tak potrafił spędzać z nim kilka godzin na grze. Oboje zgrzani zawsze przychodzili do mnie po wodę z cytryną i marudzili kiedy w końcu będzie obiad.
Jak miał już cztery lata to mój tata zabierał go ze sobą na sparingi i młody stał dzielnie tuż koło niego cały mecz i obserwował grę czasem coś krzycząc do piłkarzy i wytykając język do przeciwników. Max poczuwał się do roli starszego brata i uwielbiał się bawić z małą. Nawet jeśli ta nic jeszcze nie mówiła on opowiadał jej o swoich wyczynach na placu zabaw czy o tym ile bramek strzelił w meczu ze swoim dziadkiem, Marco i Nico, który często nas odwiedzał. Kiedy Max miał trzy latka i zaczął grać Nico już był dużym chłopakiem, zaczął chodzić do pierwszej klasy, jednak odkąd urodził się Max już go polubił i cieszył się, że ma kuzyna. W tym roku skończył pięć lat ale bardzo często zachowywał się mądrze i dojrzały jak dorosły. Wiedział czego chce. Opowiadał mi często, że będzie grać w Borussii jak tata i dziadek ale będzie od nich jeszcze lepszy. Nie miałam wątpliwości, miał ogromny talent. Na każdym meczu miał na sobie czapkę Borussii, dokładnie takie jakie nosił tata. Coś po dziadku też miał.
Podczas uroczystej dekoracji mój mąż ściągnął kapitańską opaskę, podszedł do taty i założył mu ją na rękaw dresowej bluzy, by mógł odebrać puchar. Jako kapitan i przywódca Borussii. Honorowy kapitan.
Razem ze wszystkimi chłopakami przebiegł całe boisko. Kłaniali się przed każdą trybuną. Miałam to szczęście, że mogłam razem z dzieciakami siedzieć na miejscach dla sztabu.
Wprawdzie nie pracowałam już jako psycholog ale miałam chody, jako córka trenera. Choć bardziej urok osobisty mojej córki sprawiał, że nikt nie stawiał sprzeciwu. Czasem nawet my mieliśmy z tym problemy. Mała siedziała na kolanach swojej babci ubrana w śliczny, różowy kapelusik i rozkloszowaną, różową letnią sukienkę. Na swoich małych stópkach miała brązowe sandałki. Wymachiwała radośnie nóżkami jednak cały mecz grzecznie przesiedziała. Śmialiśmy się z Marco, że kiedyś jak myśleliśmy, że nasza córka będzie moją kopią. Oh, jak bardzo się myliliśmy. Miała pełno blond loków na całej głowie, ciemne oczy, jako jedyne po mnie, oraz delikatne piegi. Mario dziwił się, że Sophie nie jest ruda, jednak kiedy zobaczył piegi tylko posłał kpiący uśmiech w kierunku mojego męża.
Maximilian też miał dużo po tacie, choć odziedziczył po mnie chyba jedynie brązowe włosy.
Łobuziak był po ojcu. Jego spojrzenie i uśmiech, wręcz identyczne jak jego siostry… Jakbym widziała Marco, i wszyscy się z tym zgadzali. Byli najpiękniejszymi i najmądrzejszymi dziećmi na świecie. Max tak, jak wszyscy mówili, odkąd okazało się, że spodziewam się chłopca miał smykałkę do piłki. Zanim nauczył się chodzić uwielbiał bawić się swoją pluszową piłką do nogi.
W ogrodzie Marco zamontował po dwóch stronach płotu małe bramki i tak potrafił spędzać z nim kilka godzin na grze. Oboje zgrzani zawsze przychodzili do mnie po wodę z cytryną i marudzili kiedy w końcu będzie obiad.
Jak miał już cztery lata to mój tata zabierał go ze sobą na sparingi i młody stał dzielnie tuż koło niego cały mecz i obserwował grę czasem coś krzycząc do piłkarzy i wytykając język do przeciwników. Max poczuwał się do roli starszego brata i uwielbiał się bawić z małą. Nawet jeśli ta nic jeszcze nie mówiła on opowiadał jej o swoich wyczynach na placu zabaw czy o tym ile bramek strzelił w meczu ze swoim dziadkiem, Marco i Nico, który często nas odwiedzał. Kiedy Max miał trzy latka i zaczął grać Nico już był dużym chłopakiem, zaczął chodzić do pierwszej klasy, jednak odkąd urodził się Max już go polubił i cieszył się, że ma kuzyna. W tym roku skończył pięć lat ale bardzo często zachowywał się mądrze i dojrzały jak dorosły. Wiedział czego chce. Opowiadał mi często, że będzie grać w Borussii jak tata i dziadek ale będzie od nich jeszcze lepszy. Nie miałam wątpliwości, miał ogromny talent. Na każdym meczu miał na sobie czapkę Borussii, dokładnie takie jakie nosił tata. Coś po dziadku też miał.
A Marco? Był idealnym ojcem. Często padał zmęczony na łóżko,
jednak zwykle udało mu się odnaleźć trochę sił na jego ulubione uzależnienie.
Nasze uzależnienie-zawsze mnie poprawiał. Przy nim dało się uzależnić. W roli
zarówno ojca jak i męża dawał z siebie zawsze sto dziesięć procent.
Nigdy nie było sytuacji, że wraca zmęczony po treningu i idzie odpocząć zamykając się w sypialni. Dzieciaki były jego motorem napędowym. Kochał z taką samą ogromną miłością całą dwójką. Choć zanim urodził się Max był moment, w którym najzwyczajniej się przestraszył, że sobie nie poradzi...
Nigdy nie było sytuacji, że wraca zmęczony po treningu i idzie odpocząć zamykając się w sypialni. Dzieciaki były jego motorem napędowym. Kochał z taką samą ogromną miłością całą dwójką. Choć zanim urodził się Max był moment, w którym najzwyczajniej się przestraszył, że sobie nie poradzi...
❤❤❤
5 lat
wcześniej…
Czekałam pod gabinetem u ginekologa.
Głównie czekałam na Marco. Trening miał się skończyć pół godziny temu a mój mąż
zapewniał mnie, że zdąży na wizytę, żeby poznać płeć dziecka. Zaryzykowałam,
żeby zadzwonić do taty, ponieważ telefon Marco nie odpowiadał. Tata nie
wiedział, że mam dzisiaj kontrolę ale może widział Marco, może przedłużył
trenning.
-No hej. Co tam u ciebie?-usłyszałam w telefonie jego ciepły głos
-Skończył się już trening?
-Tak,
tak. Z dobre czterdzieści minut temu. A co?
-A Marco pojechał?
-Razem z Kubą. Nie wiem, może coś się stało z jego samochodem? Nie
wnikałem. Coś się stało?
-Nie, dzięki tato. Ja już muszę kończyć.
–powiedziałam widząc panią doktor wychodzącą z gabinetu, żeby mnie zawołać.
-Mogę
ci jakoś pomóc? Macie jakiś problem?
-Nie, nie tato. Wszystko okej. Naprawdę
kończę.
-Jak
coś to dzwoń albo przyjedź nawet do nas.
-Dzięki, pa.
Z westchnieniem schowałam telefon do
torby i weszłam do gabinetu. Nie rozumiałam czemu Marco nie przyszedł. Nie
powinno się im nic stać. A może? Cholera, może jakiś wypadek drogowy?
Lekarz podczas USG stwierdziła, że mam za
wysokie ciśnienie. Wytłumaczyłam jej, że to mój mąż do tego doprowadził, a poza
tym jest w porządku. Kiwnęła ze zrozumieniem głową i kontynuowała badanie. Naprawdę
chciałam mieć to już za sobą i dowiedzieć się gdzie jest Marco i czy wszystko z
nim w porządku.
Kiedy tylko wyszłam z gabinetu zadzwoniłam do Agaty, która uspokajająco potwierdziła, że Marco jest u nich w domu cały i zdrowy. To mi wystarczyło. Wzięłam samochód i wróciłam do domu. Żeby się czymś zająć zaczęłam robić gołąbki na obiad z sosem pomidorowym. Kolejna moja zachcianka… Ze smutkiem stwierdziłam, że w lodówce nie ma już słoika z ogórkami. W jednej chwili poczułam coś niesamowitego. Pierwsze kopnięcie mojego dziecka. I to dość mocne. Delikatnie zgięłam się w pół.. Żebra to był nienajlepszy pomysł, maluchu.
-Inga, wszystko w porządku?-usłyszałam głos Marco. Podbiegł szybko do mnie i złapał w pasie. –Dasz radę usiąść? Co się dzieje?
-W porządku…-westchnęłam i podeszłam
razem z nim do kanapy w salonie. Oparłam się wygodnie i włożyłam poduszkę pod
plecy.
-Chcesz wody?
-Nie Marco. Ja już nic nie chcę. Jedyne
co chciałam to ciebie trzymającego mnie za rękę na USG.
-Inga..-powiedział skruszony i usiadł
koło mnie łapiąc mnie za rękę.
-Może lepiej nic nie mów. Zawiodłeś mnie
dzisiaj… Dzwoniłam do taty, powiedział, że skończył się już dawno trening a ty
pojechałeś z Kubą. Zawołali mnie do środka a ja się trzęsłam ze strachu czy
może nie dojechałeś dlatego, że coś się stało. Dopiero Agata już po
potwierdziła, że jesteś u nich odetchnęłam. Bałam się o ciebie.
-Przepraszam kochanie.. Wiem, że
zawaliłem. Ja…
-Powiedz, co się dzieje? Nie wiem co mam
zrobić.
-Boję się. –wyznał patrząc prosto w moje
oczy. –Boję się, że nie będę dobrym ojcem. Że nie będę umiał wychować naszych
dzieci. Pojechałem pogadać z Kubą, żeby powiedział mi jak to było kiedy
urodziła się Oliwka, skąd wiedział co ma robić. Ja kocham dzieci, uwielbiam
Nico, Mię, Lilianę, Lenę.. Ale to zupełnie co innego, kiedy ma się własne.
Rozbroiła mnie jego szczerość. Wypuściłam
głośno powietrze i położyłam dłonie na jego policzkach.
-Pamiętasz kiedy lecieliśmy samolotem w
podróż poślubną powiedziałeś, że niczego się nie boisz bo jestem przy tobie. Ja
też. Nie boję się, bo wiem, że nasze dziecko będzie miało wspaniałego ojca.
Będziesz je bardzo kochał i troszczył się o nie jak o największy skarb. Tylko
tyle ono od ciebie potrzebuje. Wiem, że możesz mu to dać. Tak jak dajesz mnie.
–powiedziałam i pogładziłam go palcami po szorstkiej brodzie. Skrzywiłam się
jednak po chwili czując kolejne kopnięcie.
-Inga?
-Daj rękę. –powiedziałam i ujęłam jego
dłoń. Położyłam ją na brzuchu w miejsce, gdzie poczułam ostatnie kopnięcie.
Maluch chwilę później powtórzył to kilka razy kopiąc prosto w rękę swojego
taty. Uśmiechnęliśmy się oboje. Marco pocałował mnie czule, potem delikatnie
zsunął moją bluzkę z brzucha i złożył na nim buziaka.
-Przepraszam. Teraz wiem. Kuba powiedział
mi podobnie. A ma większe doświadczenie.
-Mam nagranie. Naszego dziecka. Słychać
na nim bicie serca. –powiedziałam uśmiechając się. Czułam łzy w oczach, kiedy
tylko przypominała mi się ta najpiękniejsza melodia.
-Pójdę po twoją torebkę. –uśmiechnął się
i wręcz pobiegł do przedpokoju. Wyszperał w pokoju płytkę CD i przyniósł ją do
salonu. Włączył telewizor i włożył płytkę do odtwarzacza.
-Zrób głośno. –poleciłam i przytuliłam się do Marco. Po chwili na dużym ekranie pojawił się obraz jak na USG. Po salonie rozniósł się stłumiony stukot.
-Bije.-szepnął Marco przyglądając się
wzruszony naszemu maluchowi. Po fasolce nie zostało ani śladu. Była już
wyraźnie widoczna główka, plecy, brzuszek, rączki i nóżki.
-To twój synek, Marco. –powiedziałam
łapiąc go za rękę. Spojrzał na mnie od razu odrywając się od ekranu.
-Synek?
-Yhym-potwierdziłam z uśmiechem.
-To już wiemy czemu kopie. Przyszły
piłkarz. –zaśmiał się i przytulił mnie mocno do siebie i wpił się w moje usta.
Oplotłam jego szyję dłońmi i przyciągnęłam go mocniej do siebie. Mój brzuch był
już dużo większy. Waga wskazywała trzy kilo więcej.
Dłoń Marco zaczęła głaskać mnie delikatnie po brzuchu.
-Cześć maluchu. Jak my cię nazwiemy,
co?-zapytał kładąc głowę na moich udach. Przyłożył policzek do podbrzusza i
delikatnie mnie drażnił swoim oddechem. Wplotłam dłoń w jego włosy i delikatnie
masowałam skórę jego głowy. –Twój tata dzisiaj zrobił niezłą wtopę, mam
nadzieję, że twoja mamusia szybko to puści w niepamięć. Jest mi strasznie wstyd
ale cieszę się, że widziałem cię na płycie. Zrzucę nagranie na telefon i będę
je oglądał przed każdym meczem. Bardzo cię kocham i chciałbym, żebyś tu był już
z nami. Niedługo zrobimy z twoją mamą dla ciebie pokój. Pomogą nam twoi
wujkowie z Borussii. Może chcesz coś zjeść, co? Od wejścia poczułem obiad ale
mam wrażenie, że ogórki się skończyły i twoja mama zaraz mnie po nie wyśle.
Chyba lubisz te ogórki, co?
-Marco. Jesteśmy głodni. –zaśmiałam się i
pocałowałam go w policzek. Był naprawdę kochany, kiedy kładł głowę na mnie i
mówił do dziecka. Takie momenty mnie rozbrajały. Widziałam po tym jak je kocha. Tak niewiele wystarczyło, żeby je kochał. Bo tylko kiedy się dowiedział, że jestem w ciąży ta mała kruszynka zyskała całe serce swojego taty, a ja mimo obaw byłam pewna, że będzie miał wspaniałego tatę. Lepszego, niż mógłby sobie wyobrażać.
-To ja pójdę po te ogórki. –roześmiał się i wstał z kanapy. –A po obiedzie znów obejrzymy USG.
Przez resztę ciąży zajmował się mną aż
zbyt bardzo. Chodziliśmy co trzy dni na basen, mimo, że mieliśmy swój w domu. Tamten jednak według Marco był większy i było nam łatwiej w nim było mi pływać. Ciekawe. U nas za to mogłam korzystać z jaccuzi, które było zbawienne dla moich bolących pleców.
André, Mario, tata Marco i mój pomagali nam przy urządzeniu pokoiku dla małego. Odliczaliśmy już dni do marca. Maximilian dawał się we znaki, często mnie kopał.
Kiedy zbliżał się termin porodu okrutnie bolały mnie plecy. Marco zawsze służył mi lekkim masażem o każdej porze.. Często nawet zarywał nocki razem ze mną kiedy nie mogłam spać. Kazałam mu iść spać, żeby odpoczywał przed meczem ale był nieugięty. Chłopacy z klubu zawsze mi mówili, że przed meczem ogląda na telefonie tak jak z resztą powiedział nagranie USG. To już weszło w jego rytuał.
André, Mario, tata Marco i mój pomagali nam przy urządzeniu pokoiku dla małego. Odliczaliśmy już dni do marca. Maximilian dawał się we znaki, często mnie kopał.
Kiedy zbliżał się termin porodu okrutnie bolały mnie plecy. Marco zawsze służył mi lekkim masażem o każdej porze.. Często nawet zarywał nocki razem ze mną kiedy nie mogłam spać. Kazałam mu iść spać, żeby odpoczywał przed meczem ale był nieugięty. Chłopacy z klubu zawsze mi mówili, że przed meczem ogląda na telefonie tak jak z resztą powiedział nagranie USG. To już weszło w jego rytuał.
Kiedy przyszedł najbardziej wyczekiwany dzień wysłałam Marco po zakupy, bo nie miałam zupełnie nic do zrobienia na obiad. Do mnie przyszła w odwiedziny Melanie. Cieszyła się, że udało jej się zostawić dzieciaki z mężem. Marco nie chciał mnie zostawiać samej ze względu na zbliżający się termin, więc kiedy musiał wyjść chociaż na kilkanaście minut przysyłał zawsze kogoś. Nie mogłam go winić za jego troskę, choć czasem byłam zła, że przesadzał.
Kiedy leżałyśmy obie przed telewizorem poczułam mocny skurcz. Melanie zainterweniowała natychmiastowo. Pobiegła na górę po wyprawkę dzwoniąc jednocześnie do Marco. Pomogła mi pójść do samochodu i kierując niczym kierowca wyścigowy pojechałyśmy pod klinikę. W drodze jeszcze zadzwoniła do mojej ginekolog, więc kiedy tylko stanęłyśmy w progu kliniki cały sztab położniczy już na nas czekał. Niedługo później zjawił się Marco.
Skurcze pojawiały się coraz częściej i były wręcz nie do zniesienia. Kiedy lekarz oznajmiła, że czas urodzić maleństwo o mało nie zemdlałam. Po serii skurczy byłam już wykończona. Marco głaskał mnie uspokajająco po policzku. Zdjął buty i kurtkę i delikatnie mnie przesunął. Poprawiłam delikatnie nogi na stelażu a po chwili poczułam jak Marco siada tuż za mną i kładzie mnie na swój tors.
-Kochanie, damy radę. Razem. –szepnął mi do ucha i je ucałował. –Tyle na niego czekaliśmy. Razem damy radę. Ze wszystkim.
Dzięki tym słowom naprawdę złapałam
oddech i lekko się uspokoiłam. Kiedy musiałam przeć zaciskałam dłonie w
dłoniach Marco. Ten ocierał krople potu z mojego czoła i dał mi wody do picia.
Łzy płynęły mi z okropnego bólu ale myśl, że nasz synek niedługo się pojawi
dodawała mi sił. Moje męczarnie trwały prawie trzy godziny.
Dokładnie o szesnastej trzydzieści usłyszałam głośny płacz. Uśmiechnęłam się wycieńczona ale szaleńczo szczęśliwa. Marco chwycił moja twarz i złożył na niej czuły pocałunek. Moja położna potwierdziła, że właśnie na świat przyszedł nasz piękny, duży i zdrowy synek. Pielęgniarka zapytała Marco, czy chce przeciąć pępowinę. On kiwnął pewnie głową i wstał z łóżka delikatnie mnie podtrzymując. Podniósł trochę łóżko, bym była wciąż w tej samej pozycji. Poszedł do pielęgniarki trzymającej naszego szkraba. W jego oczach widziałam bezgraniczną miłość. Widziałam jak podawane są mu nożyczki. Był strasznie dzielny. Zwykle w takich chwilach połowa facetów by zemdlała chociażby na widok krwi.
Dokładnie o szesnastej trzydzieści usłyszałam głośny płacz. Uśmiechnęłam się wycieńczona ale szaleńczo szczęśliwa. Marco chwycił moja twarz i złożył na niej czuły pocałunek. Moja położna potwierdziła, że właśnie na świat przyszedł nasz piękny, duży i zdrowy synek. Pielęgniarka zapytała Marco, czy chce przeciąć pępowinę. On kiwnął pewnie głową i wstał z łóżka delikatnie mnie podtrzymując. Podniósł trochę łóżko, bym była wciąż w tej samej pozycji. Poszedł do pielęgniarki trzymającej naszego szkraba. W jego oczach widziałam bezgraniczną miłość. Widziałam jak podawane są mu nożyczki. Był strasznie dzielny. Zwykle w takich chwilach połowa facetów by zemdlała chociażby na widok krwi.
-Mogę go wziąć na ręce?-zapytał pielęgniarki
-Oczywiście tylko…-powiedziała
rozglądając się za moją położną. –O właśnie. –uśmiechnęła się, kiedy lekarka
podała jej białą pieluszkę. Patrzyłam jak Marco bierze na ręce naszego synka.
To był pierwszy raz kiedy go zobaczyłam.. I zakochałam się w ułamku sekundy. Był.. piękny. Nasz. Marco podszedł do mnie i usiadł na kawałku łóżka. Wyciągnęłam ręce po małe zawiniątko. Był jeszcze brudny od białej mazi i krwi, jednak był najpiękniejszym dzieckiem świata. Naszym dzieckiem. Moim i Marco.
To był pierwszy raz kiedy go zobaczyłam.. I zakochałam się w ułamku sekundy. Był.. piękny. Nasz. Marco podszedł do mnie i usiadł na kawałku łóżka. Wyciągnęłam ręce po małe zawiniątko. Był jeszcze brudny od białej mazi i krwi, jednak był najpiękniejszym dzieckiem świata. Naszym dzieckiem. Moim i Marco.
-Moje małe kochanie..-szepnęłam tuląc go do siebie i ucałowałam go w czoło. Marco podtrzymywał moją rękę asekurując, żeby nic mu się nie stało.
-Nasz synek. Owoc naszej miłości.
–powiedział równie cicho do mojego ucha Marco. –Byłaś bardzo dzielna. Jestem z
ciebie okropnie dumny. Moja dzielna dziewczynka. –uśmiechnął się i głaskał mnie
po włosach cały czas patrzył z czułością na swojego syna.
-Przepraszam państwa, ale muszę zabrać waszego syna na badania.
-Kiedy będzie z powrotem?-zapytałam,
kiedy odbierano mi dziecko.
-Pół godziny. Ale proszę odpoczywać. Musi
pani odpocząć i nabrać sił. To wasze ostatnie chwile spokoju. –powiedziała z uśmiechem i położyła naszego malucha
na szpitalnym łóżeczku z materacem i malutką poduszeczką.
Piętnaście minut później zostałam przewieziona do osobnej sali. Marco na chwilę wyszedł po wodę. Domyśliłam się, żeby woda była pewnie pretekstem, żeby odetchnąć i zacząć trzeźwo myśleć. Został ojcem, nowa rola i zadanie. Był głową rodziny. Wiedziałam, że rozpierała go duma ale na pewno też lekki strach przed tak dużą odpowiedzialnością. Nie miałam żadnych obaw, że cokolwiek może pójść źle. Nawet jeśli nie będzie miał sił zawsze będę przy nim. Zawsze będziemy razem.
Melanie wróciła do domu do dzieci kiedy tylko zjawił się przy mnie jej brat i oczekiwała na jakieś informacje odnośnie przyjścia na świat swojego bratanka.
Kilka minut dotarł do mnie Marco. Przywitał mnie namiętnym buziakiem i podał mi butelkę, z której już sporo wody było wypite. Z moim pragnieniem wypiłam ją do dna.
-Mam jeszcze jedną. Chcesz?
-Na później. Wiesz co z tymi badaniami?
-Cierpliwości. Słyszałaś? Masz
odpoczywać. –uśmiechnął się i usiadł na fotelu koło mojego łóżka.
-Dzwoniłeś do kogoś?
-Napisałem do Meli, żeby się nie
martwiła. I do rodziców, krótkiego smsa, że zostali dziadkami, bo Melanie by i
tak do nich zadzwoniła. Lepiej z pierwszej ręki.
-Wiem. Mogę telefon? Zadzwonię do taty.
Chciałabym, żeby przyszedł i poznał jego drugie imię.
-To dobry pomysł. Może sms, co? Nie męcz
się.
-Dam radę. Mam więcej sił. A o bólu już
nie pamiętam. Jestem szczęśliwa.
Wzięłam telefon Marco i znalazłam w
kontaktach tatę. Zrobiłam na głośnik i czekałam z uśmiechem aż odbierze. Mój
kochany mąż wziął mnie za rękę i ucałował w miejsce, gdzie znajdowała się
obrączka. Kilka sygnałów później usłyszałam wesoły głos taty.
-Cześć Marco, co tam?
-Cześć, mam cię na głośniku, Inga też cię
słyszy.-powiedział Marco posyłając mi ciepły uśmiech.
-Cześć tato, co robisz?-zapytałam
opierając się o łóżko.
-Ulla
poszła na zakupy. Jeszcze nie jedliśmy obiadu. Siedzę sobie przed telewizorem i
patrzę na lemury. Ciekawe to to ma życie. A co u was?
-A to nie przeszkadzamy. Masz ciekawe
zajęcie, to tam..
-Nie no, mówcie co tam u was.
-Aa, na razie czekamy aż przyniosą nam
synka. Jeszcze dziesięć minut nam zostało jak wróci z badań.-powiedział znudzonym głosem Marco i cicho się zaśmiał. Po drugiej
stronie zapadła cisza.
-Czekaj,
czekaj. Urodziłaś?
-Dwadzieścia minut temu, panie dziadku.
Jak chcesz możesz wpaść.
-Jak
się czujesz? Jak mały?
-Żyję. Leżę w łóżku i mam siły..Tylko na leżenie.
Mały jest prześliczny. I zdrowy przede wszystkim.
-Zaraz wsiadam do samochodu, zgarnę Ullę ze sklepu i na chwilę
wpadniemy. Nie będziemy siedzieć długo czasu.
-Pewnie, wpadajcie. Czekamy.
Dosłownie kilka minut później do sali
pielęgniarka przyniosła naszego malucha ubranego w błękitne śpioszki w
pingwinki i słodką, materiałową czapeczkę. Mogłam go nakarmić dopiero za
godzinę. I chwała Bogu, bo piersi mnie bolały niemiłosiernie. Marco od razu
wyjął naszego synka z łóżeczka i podał mi go. Patrzył na mnie swoimi wielkimi,
niebieskimi oczami. Wystawiał do mnie swoje małe rączki, a ja podałam mu palec,
który od razu uścisnął. Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na Marco. Usiadł
koło mnie i objął mnie ramieniem, a drugą ręką głaskał swojego syna po główce.
-Tak bardzo was kocham. Jestem najszczęśliwszym facetem pod słońcem. I jestem ojcem. Uwielbiam to uczucie.
-Zobacz, uśmiecha się. –szepnęłam wciąż
obserwując malca. Jego uśmiech udzielił się nam obojgu.
-Czekaj, zrobię wam zdjęcie. –powiedział
Marco i wyjął swój telefon. Zdjęcie zostało ustawione na tapetę Marco, a także
rozesłał je do większości piłkarzy Borussii i rodziny.
Przez kolejne dziesięć minut mówiliśmy
jak najęci o byle sprawach do naszego synka. On patrzył zaciekawiony na naszą
dwójkę i cały czas się śmiał sprawiając nam tym furę radości.
Kwadrans później usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Wychyliła się zza nich Ulla trzymająca w rękach duży bukiet kwiatów. Za nią dumnie kroczył tata.
-Cześć.-uśmiechnęłam się na ich widok.
-Czeeść, śpi?-szepnęła mama wskazując na
malucha.
-Nie, dokazywał, trochę się zmęczył.
Myślę, że niedługo zaśnie.-powiedziałam spoglądając na synka.
-Kwiaty dla ciebie. Masz jakiś wazon albo
kubek, żebym mogła je włożyć?
-Dziękuję wam, są piękne, ale zupełnie
nie wiem, gdzie mogę znaleźć wazon. Możesz poszperać po szafkach jak ci się
chce.
-Aj tam, później. Położę na szafce.
Najpierw chcę zobaczyć mojego wnuczka. –uśmiechnęła się i poszła do szafki
naprzeciw łóżka. W tym samym czasie podszedł do nas tata i popatrzył na dziecko
z ogromną miłością.
-Tato, poznaj swojego wnuka. Maximilian Jürgen Reus. –powiedziałam patrząc na reakcję taty. Usiadł po drugiej stronie łóżka i pocałował mnie w głowę. Po jego policzku popłynęła jedna łezka. –Ja mam imię po babci, a mój synek będzie miał po swoim dziadku. Uważam, że to dobry wybór. To imię kojarzy mi się z siłą, odwagą, wytrwałością i dobrocią.
-Nie wiem co mam wam teraz powiedzieć.
Rozbroiliście mnie na całej linii. –powiedział wycierając łzy
-Chcesz go potrzymać?
-Mogę?
-Oczywiście.-powiedziałam i podałam mu
mojego maluszka. Wziął go w objęcia i ucałował w małą rączkę. Ulla podeszła do
niego i położyła dłoń na jego ramieniu, a palcem pogładziła delikatnie malucha po brzuszku. W tej
samej chwili do pokoju zapukali rodzice Marco.
-Jeny, za dużo osób czy możemy jeszcze?-zapytała z uśmiechem Manuela.
-Wejdźcie, ale mały zasypia a ja chcę go
jeszcze nakarmić. -powiedział Marco lekko naburmuszony, że zabrano mu dziecko z pola widzenia. Wstał z miejsca i podszedł do moich rodziców, żeby dalej go obserwować. Jego oczy mieniły się. On cały emanował jednym wielkim szczęściem.
-Tylko chwileczka. –uśmiechnął się Thomas
i podeszli oboje do moich rodziców zobaczyć wnuka.
-Mały prezent z rzeczami dla dziecka.
–powiedziała mama Marco i położyła pakunek koło kwiatów.
-Dziękujemy. –uśmiechnęłam się, a Marco chwycił moją dłoń i uścisnął mocno w swojej. Nasz synek tym czasem podbijał serca swoich
dziadków. Cała czwórka się nad nim rozpływała. Mały wziął palec taty i lekko
przygryzł go swoimi dziąsłami, co wywołało śmiech i wszystkich zebranych. Nagle
zaczął się niespokojnie wiercić. Tata oddał mi go a ja przytuliłam do siebie i
głaskałam po główce.
-Mały jest chyba głodny, to lepiej uciekamy. –powiedziała Ulla i raz jeszcze spojrzała z uśmiechem na swojego wnuczka.
-Ile w ogóle punktów?
-Thomas! Zawsze musisz być
lekarzem?-upomniała go Manuela śmiejąc się
-Oj tam, zwykle tak się pytą. Dziesięć
punktów, trzy tysiące trzysta gram i pięćdziesiąt centymetrów.
-Marco też miał taką wagę.
Identyczną.-uśmiechnęła się Manuela łapiąc za rękę swojego męża. –Jest do niego
strasznie podobny, pamiętasz Thomas? Musimy potem porównać zdjęcia.
-Kształt oczu ma po Indze. –stwierdziła z
przekonaniem mama. Tata zaśmiał się do Thomasa i pokręcił z niedowierzaniem
głową.
-Zabieramy stąd nasze żony bo jeszcze
dostaniemy od nich zakaz odwiedzin dziecka.
-Prawda!-przytaknął ze śmiechem tata
Marco. Wszyscy jeszcze raz nam pogratulowali i zrobili zdjęcia. Kiedy za nimi
drzwi się zamknęły mój mąż teatralnie odetchnął z ulgą i się roześmiał.
-Typowi dziadkowie. –zaśmiałam się i rozpięłam piżamę, żeby nakarmić synka. Mały od razu złapał swoimi małymi rączkami moją pierś i zaczął łapczywie ssać mleko. Marco patrzył na mnie z czułością.
-Młody wie, co dobre. Ma dobry gust.
–szepnął mi do ucha i delikatnie przygryzł jego płatek.
-Ty. Ja rozumiem, że przez ostatni
miesiąc miałeś odwyk, z resztą na własne życzenie, który cię czeka także przez
najbliższy czas.
-Żaden odwyk i żadnego odwyku nie będzie.
To była tylko moja dobra wola.
-Muszę najpierw dojść do siebie…
-Wiesz przecież, że jak potrzeba, to
zawsze pomogę ci dojść.
-Nie przy dziecku!-warknęłam a po chwili
się cicho zaśmiałam. Mały zaczął powoli zasypiać, więc lekko pogłaskałam go po
policzku, żeby wrócił do jedzenia. –Wiesz dobrze, że nie o to chodzi. Muszę
ćwiczyć. Przytyłam i to dużo. Moje ciało zostawia wiele do życzenia i..
-Kochanie. Kocham twoje ciało takie jakie
jest. Nie ma dla mnie znaczenia czy jesteś gruba, chuda czy może masz sto oponek.
Kocham cię taką jaką jesteś.
-Nawet jeśli ci uwierzę, to ja sama chcę
się czuć komfortowo. I na co dzień i w łóżku. Co najmniej miesiąc na siłowni…
-Dwa tygodnie. Będziesz ćwiczyła ze mną.
-Nie dam rady w dwa tygodnie. Mamy poza
tym małe dziecko..
-Dziecko też śpi. Ja jestem surowym
trenerem i nie będzie zmiłuj. Nie będziesz miała taryf ulgowych ale będą
efekty.
-Niech ci będzie. Jeśli nie będzie efektu
w dwa tygodnie idę do siłowni i wykupuję sobie prywatnego trenera mega
przystojnego, opalonego latynosa.
-Dwa tygodnie wystarczą. –stwierdził z
przekąsem i musnął lekko moje usta. Max już skończył jeść.
Podałam go Marco, żeby go trochę ponosił. Wzięłam jego telefon i zobaczyłam pełno odpowiedzi i gratulacji. Szukałam jednej-od mojego braciszka.
Podałam go Marco, żeby go trochę ponosił. Wzięłam jego telefon i zobaczyłam pełno odpowiedzi i gratulacji. Szukałam jednej-od mojego braciszka.
„Kawał chłopaka, gratulacje! Ucałuj Gusię i Maxa od wujka Mario i powiedz mu, że mam dla niego kandydatkę na żonę. Jutro wpadniemy! xoxo”
-Mario swata naszego syna z Lili.
-Chyba śni. Reus i Götze-te rody się nie
zejdą. Nigdy w życiu, niech zapomni.
-Jutro przyjadą.
-Zamkniemy się od środka, prawda
mały?-zapytał Marco naszego malca, któremu właśnie się odbiło. –Potwierdził,
słyszałaś?
-Tak tak. Daj go mi jeszcze na chwilę.
Potrzymam go póki nie zaśnie.
Max zasnął niedługo potem. Marco włożył
go do łóżeczka i przyszedł do mnie. Lekko się przesunęłam, by mógł położyć się tuż koło mnie. Całą tróją zasnęliśmy. Taka zgrana rodzina.
❤❤❤
-Byłaś u lekarza?-zapytał podbiegając
przebrany do mnie Marco. Pogratulować-przebrał się i wziął prysznic w
kosmicznie szybkim tempie. Pocałował mnie i położył rękę na zaokrąglonym brzuchu.
-Byłam. Znowu mam wideo. Tylko z Sophie
stanąłeś na wysokości zadania.-pogroziłam mu palcem i się roześmiałam.
-Nie mogliśmy przełożyć wizyty, bo bierze
urlop a ty zgodziłaś się na to. Musiałem być na meczu.
-Wiem, tylko się droczę. Szkoda, że nie
byłam od początku.
-To takie straszne, przegapiłaś dziesięć
minut.-powiedział poważnie, a po chwili posłał mi swój uroczy uśmiech. –Jak
dziecko? Wszystko w porządku?
-W najlepszym.
-A płeć?-zapytał ciekawy. Jego oczy
błyszczały ze szczęścia. Wiedziałam, że kochał nasze dzieciaki i cieszył się,
że będziemy mieli kolejne, choć była to zupełna niespodzianka. Jak Max. Sophie
była jedynie zaplanowana. Reus potrafi.
-Chłopiec.-powiedziałam a na jego ustach
pojawił się szeroki uśmiech.
-Czyli jednak Max wygrał zakład z Sophie.
Chyba nasza królewna jakoś to przeżyje, że…
-I dziewczynka. –przerwałam mu. Na chwilę
go zatkało.
-Bliźniaki.-stwierdził..a może zapytał.
Kiwnęłam głową i oboje się głośno roześmialiśmy.
-Oboje dzieci będzie zadowolonych.
Pytanie, czy my sobie poradzimy?-zapytałam spod przymrużonych powiek.
-Aniele.. My mamy sobie nie poradzić? My?
Ogarnęliśmy dwójkę urwisów, które są najwspanialszymi dzieciakami na świecie,
to damy radę jeszcze z dwójką. Max chce psa.
-Nie zgadzam się.
-Mamooo! Kupmy psa!-mały usłyszał i podbiegł do nas. Marco zdjął mu czapkę i potargał nienagannie ułożone włosy. Żelem. Kolejne podobieństwa, choć chyba coś zaczęło iść w złą stronę. Już na męża czekam pod łazienką z dwadzieścia minut nim dopieści fryzurę, a teraz jeszcze syn?
-Kochanie. Będziesz miał jeszcze dwoje
rodzeństwa i nie będziemy mieli wystarczająco dla psa.
-Ale jak kupimy szczeniaczka to podrośnie
zanim pojawi się rodzeństwo. I go wychowam. Będzie z nami chodził na spacery,
prawda tato?-powiedział słodkim głosem. Marco uśmiechnął się jedynie nie
zwracając uwagi na gromiące spojrzenie i kiwnął potakująco głową.
-Widzisz mamo?
-A będziesz się zajmował siostrą i
bratem?
-Będzie brat? Ale super! Sophie! Będziemy
mieli siostrę i brata!-pobiegł do siostry siedzącej na kolanach Ulli. Ta
spojrzała na nas z uśmiechem dowiadując się zapewne w tym samym momencie, że
będzie miała jeszcze dwójkę wnuków.
-Słuchaj Reus. –odeszłam chwilę na bok z Marco i objęłam go w pasie. –Popraw mnie, jeśli źle mówię. Mamy dwójkę dzieci. Czwórkę za cztery miesiące. Mamy kota… Dwa koty.
-Ciesz się, że dwójkę maluchów Kloppsika
oddaliśmy Ulli.
-Chcesz mieć psa.. A! I jeszcze ty. Kto
ogarnia dom? Ja. Będę miała do ogarnięcia piątkę ludzi i trójkę zwierząt.
-Teraz ty posłuchaj, Reus.-powiedział z czułością i uśmiechnął się szeroko.- Pies będzie w budzie w
ogrodzie. Tam będzie biegał. Jak się urodzą bliźniaki będzie jesień, więc
możemy iść z wózkiem i smyczą. Max ma rację, wytresujemy szczeniaka i nie
będzie robił problemów. Jesienią Max idzie do zerówki a Sophie do przedszkola.
Nie chcę nic mówić, ale pomagam ci jak tylko mogę i przy dzieciakach i kotach.
Kloppsik odkąd wzięliśmy ślub na mnie w ogóle nie syczy i nawet mu przycinam
pazury. Puszce też obcinam pazury, ale to głównie Sophie ją dręczy i pudruje
twoimi kosmetykami…
-Dobrze! Weźmy już tego psa. Mieszkam w
wariatkowie.
-Kocham cię. –roześmiał się Marco i
podniósł mnie do góry i zaczął kręcić dookoła siebie.
Przytuliłam go do siebie i pocałowałam w policzek. Spojrzeliśmy na boisko, gdzie tata kończył swój samotny bieg, a kibice skandowali w podziękowaniu jego imię.
Przytuliłam go do siebie i pocałowałam w policzek. Spojrzeliśmy na boisko, gdzie tata kończył swój samotny bieg, a kibice skandowali w podziękowaniu jego imię.
-Mamo, mogę pójść do dziadka?-zapytał Max poprawiając swoją czapkę.
-A weźmiesz siostrę ze sobą? Tylko za
rękę.
-Dobrze. A co z psem?
-Ehh… Pojedziemy do schroniska jak
wyjedziemy ze stadionu.
-Tak! Tak! Kocham was najbardziej na
świecie! –pisnął i rzucił się nam w ramiona. Marco pocałował go w czoło a ja
kucnęłam i przytuliłam do siebie .
-Ale będziesz się zajmował pieskiem, tak?
To bardzo duży obowiązek.
-Wiem mamo. Dam radę, będzie ze mną
chodził na treningi.
-Dobra, dobra. Już leć do dziadka.
Oparłam się o tors mojego męża i patrzyłam jak nasze dzieci biegną razem do mojego taty. Kiedy się zorientował, że biegnie do niego dwoje ukochanych wnuków uśmiechnął się szeroko w ich stronę ocierając łzy. Kucnął i oboje wziął na ręce i dał im po buziaku w policzek. Nasze dzieciaki w mgnieniu oka skradły mu show, kiedy zaczęli do wszystkich machać. To są artyści.
-Ciebie też tak kiedyś będą żegnać. –uśmiechnęłam się szeroko do Marco. Ten tylko przewrócił oczami.
-Trzydzieści dwa lata to nie aż taka
starość. Jeszcze cztery.
-Kto takiego starego będzie chciał?
-Ty będziesz mnie chciała. Zarząd BVB to
już w ogóle za mną szaleje.
-Masz romans z zarządem?
-Żeby tylko.-prychnął i roześmiał się po
chwili. –Jesteś znacznie atrakcyjniejsza od zarządu. Lepsza w kuchni, w
sypialni… W ogóle.
-Jesteś koszmarny. –dałam mu kuksańca w
bok i roześmialiśmy się oboje. Chwilę później dołączył do nas Mario z Lilianą.
Dziewczynka była rok starsza od Maxa, ale była naprawdę dojrzała i piękna.
Podobna do swojej mamy ale też miała sporo po Mario. Była częstym gościem u nas
w domu, jednak bawiła się z Sophie, a z Maxem zawsze się przedrzeźniali i
wzajemnie oskarżali. Nie mieliśmy czasem sił na tę dwójkę. Mario się śmiał, że
przypominają początki moje i Marco, jednak mój mąż w dalszym ciągu miał
odmienne zdanie na ten temat i to się raczej nie zmieni. Chociaż Ann, już żona Mario, była także w zaawansowanej ciąży i razem z Mario już za miesiąc mieli powitać na świecie swoje drugie dziecko-tym razem synka. Między Marco i Mario także jest różnica wieku, więc może w Borussii za kilkanaście lat pojawi się kolejny duet Götzeus?
-Jak ich nazwiemy?
-Wymyślimy coś. Ale wiem jedno. Tym razem
to ja na poród naturalny to się nie piszę. Uwielbiam sobie przypominać pierwszy krzyk Sophie i Maxa ale... Tym razem podziękuję, z całym szacunkiem i miłością do naszych dzieci.
-Załatwię ci cesarkę. –zaśmiał się Marco
i pocałował mnie w szyję.
-Jestem najszczęśliwsza na świecie. Z
każdym dniem dziękuję Bogu za to, że mam ciebie, was. Że jesteś przy mnie.
Wytrzymujesz ze mną. –uśmiechnęłam się i przytuliłam się do niego.
-To ja jestem najszczęśliwszy. Nie
wyobrażałem sobie nigdy, że będę mieć tak fantastyczną żonę i czwórkę
dzieciaków. To jest ponad moimi najśmielszymi wyobrażeniami.
-Więcej dzieci nie rodzę.
-Nie bądź tego taka pewna. –wyszczerzył
się uśmiechając
-Z tobą nic nie mogę przewidzieć. Nawet
własnego potomstwa.
-Tacy już jesteśmy.
-I nic tego nie zmieni.
-Bo zbyt bardzo cię kocham. –powiedział
pewnie i znów mnie pocałował tym razem głębiej, namiętniej.
Tak, że jak zwykle musiały się pode mną ugiąć nogi. Prawie sześć lat małżeństwa a czuję się jak za pierwszym razem, szalenie zakochana.
Kilka chwil później usłyszeliśmy głośne „Blee” naszych dzieci.
Stały razem ze swoim dziadkiem. Marco wziął Sophie na ręce i pocałował ją w policzek a ona ufnie wtuliła się w jego szyję ziewając. Ja przytuliłam do siebie Maxa, który z ciekawością położył ręce na brzuchu i próbował wyczuć, gdzie bliźniaki kopią.
Tak, że jak zwykle musiały się pode mną ugiąć nogi. Prawie sześć lat małżeństwa a czuję się jak za pierwszym razem, szalenie zakochana.
Kilka chwil później usłyszeliśmy głośne „Blee” naszych dzieci.
Stały razem ze swoim dziadkiem. Marco wziął Sophie na ręce i pocałował ją w policzek a ona ufnie wtuliła się w jego szyję ziewając. Ja przytuliłam do siebie Maxa, który z ciekawością położył ręce na brzuchu i próbował wyczuć, gdzie bliźniaki kopią.
-Mamoo…
-Tak słońce?
-A skąd się wzięły dzieci w twoim
brzuszku?-zapytał ciekawie a ja od razu spojrzałam na Marco, który roześmiał
się najwidoczniej widząc wyraz mojej twarzy.
-A wiesz? Może poleć zapytać wujka Mario
a ja muszę porozmawiać z dziadkiem, bo jeszcze nic nie wie o piesku.
-Dobrze! –powiedział i ruszył w kierunku
Götze.
-Synku!-zawołał za nim Marco. –Pójdź
lepiej do Kuby, Mario jest zajęty teraz, bo idzie gdzieś z Lili, czy coś takiego..
-Okej!-zawołał i zniknął w tunelu Iduny. Swoją drogą znał już ten stadion jak własną kieszeń, więc nie musieliśmy się nawet martwić, czy się zgubi. Potrafił nawet pokazywać drogę kibicom.
-Nie będzie mi Götze dzieci spaczał.
–westchnął blondyn spoglądając już na śpiącą na jego ramieniu niczym suseł córkę.
-Marco.-upomniałam go śmiejąc się.
-Nie i koniec. Jedziemy po psa. A potem
zabieram was na weekend w domku nad jeziorem.
-Mówiłam już, że żyję w wariatkowie?
-Tak. Ale to kochasz.
-Tak. To spełnienie moich marzeń.
❤❤❤
The biggest adventure you can take
is to live your dreams...
❤❤❤
Chyba zaraz ta notka będzie dłuższa od samego epilogu:)
OGROMNE „DZIĘKUJĘ” POSYŁAM W WASZĄ STRONĘ.
❤❤❤
Autorka płakała jak pisała…
Naprawdę nie wiem co mam tu na koniec napisać. Za nami
wszystkimi 17 miesięcy tego opowiadania. Wiem, że wiele z was związało się z
tym blogiem jak ja. Nie wiem jak poradzę sobie na mojej „emeryturze” bez Ingi i
Marco, a co dopiero w szkole… Pokochałam fikcyjne postacie, i może i jestem
głupia ale będzie mi ich szalenie brakować. I nie tylko głównych bohaterów ale
i całej reszty…
Co o samym blogu? Jestem szalenie dumna. Jestem świadoma, że
były jego wzloty i upadki, czytając jeszcze niektóre rozdziały chciałabym się
schować, ale... Wiem, że wiele jest błędów, wiele zawaliłam z mojej strony i jestem tego świadoma. Planowałam zakończyć go wcześniej, wyszło jak wyszło dlatego zależało mi na czasie... Przykro mi jeśli nie spełniłam Waszych oczekiwań.
Jestem przeeszczęśliwa, że udało nam się dobrnąć do:
- Prawie 140.000 wyświetleń ❤
- 38 obserwacji ❤
- 4 nominacje do Liebster Award ❤
W sumie to tylko liczby. Wiem
jednak, że za nimi kryją się wyjątkowe osoby, które mi towarzyszyły przez ten
cały czas. Nie ważne nawet czy od samego początku czy od tygodnia.
Bez was tego bloga by nie było!
Dziękuję za każde ciepłe słowo w
komentarzu, motywację. Wiele razy doprowadziliście mnie nimi do łez, zawsze do
uśmiechu. Cieszyłam się jak dziecko widząc zawsze o ten jeden więcej.
Dziękuję, że byliście
wspieraliście. Każdy, naprawdę każdy.
Pozwólcie jeszcze, że tak trochę
wyróżnię trzy niesamowite dziewczyny… Miliard razy bym już usunęła to
opowiadanie, gdyby nie Wy. ❤
Karolina- Za to,
że byłaś, jesteś i mam nadzieję, że będziesz❤. Wiem, że pewnie teraz ci się
łezka w oku kręci tak samo jak mnie. Nie uwierzę, jeśli zaprzeczysz..Byłaś od
samego początku i to do samego końca. Nie tylko jako "zwykła"czytelniczka.. Jesteś wspaniałą osobą! Jedna prośba-wysyłaj mi dalej linki do meczy bo jestem czasem
naprawdę ułomna:))
Monika-Pierwsze
co mi przychodzi to-UCZ MNIE, UCZ MNIE, GENIUSZU ❤ Dziękuję ci za każde słowa wsparcia, za te nasze
międzykrajowe „trudne sprawy i rozterki”. Może bym ci i ich nie życzyła ale
kurde.. Miej dalej, żeby było ciekawie w tym życiu:) Wracaj do blogów, muszę mieć coś do
czytania zamiast lektur jak nie będę już pisać;) Bo jak nie…:)
Zuza- Chyba aż polubiłam Kombii;) Nigdy
nie było ściemy, tyko prawda, sama prawda i tylko prawda! :) Dzięki za
podprogowe hejty, wyrażanie niezadowolenia, wirtualne kopniaki i groźby. (teraz
właśnie inni myślą, że jesteś tyranką:) Nie ma za co. Reklama to tylko u mnie!)
Ale czasem naprawdę tego potrzebowałam. Jesteś naprawdę świetną osobą i bardzo
się cieszę, że cię poznałam. Mogę być ciocią Emily? Stalking czas start! Za wszystko❤
A także Wam komentującym i obserwującym❤
Julia.Reus, Reusowa, Aleksandra Lewandowska, Ola Maślak, Wiktoria Reus, Dominika
Latek, Weronika Müller, Mańka, Airotkiw, Kolorowa Biel, Marcela siema, Madzix,
SG, Agata S, Kinguś 11, Ewi Borussen, Misi Martaa, Dziewczyna z przyszłością
lub nie liczy się to co teraz jest, Gabriela Kopacz-Małek, tosia mm,
Dreamcather, PszczółkaEmma, Królowa Internetu, Anette 15, zuza200107,
Księżniczka Reus’a, Bleisiv, Grzeszczocholiczka, Nina Gotze, Monika
Tarnopolska, mija lewtak, Klaudia, Klaudia Reus, Fanatyczka BL, princess ;xx,
Angelika Kaim, love angel, Kamoncikowa Kali, Karolina Włodarczyk, naivy, Kasia
Góral, Aga, Black Angel, margaret, Klaudia Kurpiel, Lila Olimpia, assipy,
Lukrowane Jabłko, Bemore, Madziuu45, Wiktoria Airotkiw, Weronika Osman, Agata
xxx, Zuza Gniazdowska, Footballove, fulmine, ewa g, Kawa Inka, heavenly mouth,
Jagoda Piszczek., Agnieszka Liszka, Ania Reus, nana, Paulina Götze, Dark
Shadow, Kayile Dreamer, Julita Szremska, Oliwia Lewaa, Made lainee, Agucha, Culé
and Borusse, Dorota Z, Paulina W,
nataliadabi, Natalia Kaiser, Ola Kotkiewicz, Nieznana 782, wiktoria rogowska,
Ewa Cygan….
(ALE WAS DUŻO!:) ) (jeśli jest ktoś kogo pominęłam to bardzo przepraszam,(możesz się upomnieć w komentarzu o dopisanie:) )
(ALE WAS DUŻO!:) ) (jeśli jest ktoś kogo pominęłam to bardzo przepraszam,(możesz się upomnieć w komentarzu o dopisanie:) )
Oraz tym, którzy się nie ujawniali ale byli i wiernie
czytali. ❤
Chyba zaraz ta notka będzie dłuższa od samego epilogu:)
Mam nadzieję,
że tym opowiadaniem udało mi się choć raz komuś poprawić humor, że też się „zaprzyjaźniliście”
z bohaterami...
Była to
dla mnie niesamowita przygoda, dla której byłam nawet w stanie zawalać
sprawdziany..:) Na razie twórcza emerytura. Przede mną bardzo intensywny rok
nauki. Nie mówię jednak, że nie wrócę. Nauczyłam się nigdy nie mówić nigdy, bo
wiem, że życie pisze przeróżne scenariusze. Jak coś-pojawi się tu na pewno
notka. Nie uciekam z bloggera-czytam dalej Wasze blogi, zawsze możecie zostawiać informacje w zakładce.
OGROMNE „DZIĘKUJĘ” POSYŁAM W WASZĄ STRONĘ.
Ps. Skomentuujcie ten ostatni post co
myślicie i o ich losach i całokształcie, bo jestem szalenie ciekawa ❤ Bardzo miło będzie je czytać.
Ściskam was bardzo, bardzo mocno!
Oliwia.